Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:25085.92 km (w terenie 6008.46 km; 23.95%)
Czas w ruchu:1471:29
Średnia prędkość:17.05 km/h
Maksymalna prędkość:64.91 km/h
Suma podjazdów:154398 m
Maks. tętno maksymalne:240 (130 %)
Maks. tętno średnie:156 (84 %)
Suma kalorii:1058920 kcal
Liczba aktywności:339
Średnio na aktywność:74.00 km i 4h 20m
Więcej statystyk

Śladami Hubala w doborowym towarzystwie :)

Niedziela, 10 września 2017 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Ten dzień zapowiadał się nijak... Jeszcze dzień wcześniej myślałem, że spędzę go w pracy... Jednak udało się... dzień mogę wykorzystać tak jak chcę. W sobotę skręcam sobie kostkę, zaliczam urodziny i o 3:00 w niedzielę mogę się obudzić i przygotować do wyjazdu. 

Około 4:30 wsiadam do pociągu, po drodze kilka razy ucinam komara ;) 

Trochę po 7 wysiadam w Moszczenicy... Teraz pozostało dojechać do Tomaszowa rowerem. Dostaję informację, że Karolina wyjedzie mi na spotkanie. Powinniśmy się spotkać w okolicach Wolborza. 

W pociągu
W pociągu © amiga

Jako, że przed wyjazdem niewiele jadłem, czuję, że czegoś mi brak, na szczęście w Moszczenicy jest odpowiedni sklep :), Nieźle zaopatrzony, są także Hot-Dogi z których korzystam :) Po krótkim posiłku jadę na w kierunku Wolborza, jest zadziwiająco ciepło, staję jeszcze raz, pozbywam się jednej warstwy, jadę na krótko :). W Wolborzu szybka fota i kieruję się na Chorzęcin gdzie z daleka widzę lecącego Czarnego Bociana :). Witamy się i ustalamy szybki plan dojazdu na miejsce zbiórki z pozostałymi uczestnikami wycieczki :) 

Kościół św. Mikołaja w Wolborzu
Kościół św. Mikołaja w Wolborzu © amiga

Mam ze sobą najlepszego przewodnika po Tomaszowskiej ziemi więc nie muszę zaglądać na mapę, wiem, że dojedziemy na miejsce, na czas.... Trasa miejscami jest mi znajoma, ale... są odcinki gdzie nie mam pojęcia gdzie jestem ;). Zaskakuje mnie miejsce w którym wjeżdżamy do Tomaszowa, zresztą sama droga przez Tomaszów również zaskakuje. Jedziemy "obwodnicą", ruch na drogach jest tu sporo mniejszy, nie ma świateł i innych spowalniaczy :). Wkrótce docieramy w okolice Skansenu...

Andrzej i Mariusz już na nas czekaną  :) Chwila powitania i... pora zapoznać się z trasą nakreśloną przez Karolinę :)
Zaskakuje ilość szutrów, szlaków leśnych, cisza i spokój panujący tutaj. Długi przelot w kierunku Poświętnego przez Wąwał, Jeleń (gdzie zaskakuje nas ilość żołnierzy. Wyglądają jak leśni od Macierewicza, tyle, że wyposażeni się w kulki z farbą... ), Sługowice, Brzustów, Dębę. Tam zaczyna się Ścieżka Edukacyjno-Historyczna  "Śladami Oddziału Majora Hubala" na którym nam zależało. Do Poświętnego poruszamy się właśni nim zatrzymując się przy ciekawych miejscach. 

Krótka przerwa na szlaku
Krótka przerwa na szlaku © amiga
Może będą grzyby?
Może będą grzyby? © amiga
Początek szlaku Hubala
Początek szlaku Hubala © amiga

Chyba najbardziej wyróżnione jest miejsce Hubalowej WigiliiHubalowej Wigilii, stajemy tam na nieco dłuższy popas, najwyższa pora coś zjeść, czegoś się napić, troszkę odpocząć :) Spoglądamy na zegarki, dojechaliśmy w niezłym czasie... Po kilkunastu minutach ruszamy do Poświętnego. 

Miejsce gdzie stała leśniczówka Bielawy
Miejsce gdzie stała leśniczówka Bielawy © amiga
Jest gdzie przysiąść
Jest gdzie przysiąść © amiga
Przy historycznym miejscu
Przy historycznym miejscu © amiga
Dookoła miejsca na ognisko
Dookoła miejsca na ognisko © amiga

O wejściu na teren kościoła nie ma mowy, trwa nabożeństwo, troszkę szkoda, ale cóż... nieco dalej zaskakuje tablica informacyjna ze szlaku "Filmowego Łódzkiego" z którego dowiadujemy się ile filmów było kręcone w tym miejscu  m.in. "Jak rozpętałem II Wojnę Światową" :). W zasadzie każdy tytuł zaskakuje, bo jak gdzie... czemu nie rozpoznaliśmy tych kadrów... ;) Kino, film.... rządzą się jednak swoimi prawami. Na pewne rzeczy nie zwraca się uwagi, a czasami nie są tak opczywiste... Dopiero gdy ktoś pokaże nam je palcem... 

Na szlaku filmowym w Poświętnym

Na szlaku filmowym w Poświętnym © amiga
Poświętne - Parafia rzymskokatolicka św. Filipa Neri i św. Jana Chrzciciela
Poświętne - Parafia rzymskokatolicka św. Filipa Neri i św. Jana Chrzciciela © amiga


Cóż... żegnamy się z Poświętnem i ruszamy dalej, w kierunku Inowłodza ale wcześniej jest Szaniec "Hubala"
Okazuje się, że w rowerze Karoliny zerwała się linka blokady amortyzatora, dzięki temu mamy kolejny nieco dłuższy postój. Po inwentaryzacji plecaka, okazuje się, że mam odpowiednią linkę, ale nie mam odpowiedniego Imbusa, w moim "multi-toolu" producent nie przewidział tak małego rozmiaru. Na szczęście Mariusz ma :), po 5 minutach rower jest sprawny i możemy jechać dalej ;)

Szaniec Hubala
Szaniec Hubala © amiga
Przy Szańcu Hubala
Przy Szańcu Hubala © amiga

Docieramy do Fryszerki gdzie zatrzymujemy się w Starym Młynie w którym znajduje się smażalnia ryb. Kupujemy to co jest świeże, Pstrągi :) z własnej hodowli... Porcje są olbrzymie. Gdy płacimy za ryby, zastanawiamy się po co ktoś przyjeżdża tutaj by kupić Pangę? Nie dość, że to nie nasza ryba, to na dokładkę mrożona, dostarczana z.... diabli wiedzą skąd... Sens przyjeżdżania do tego miejsca po coś takiego to moim zdaniem pomyłka. W knajpce minęła nam godzinka ;) 

A może rybkę?
A może rybkę? © amiga
W starym młynie
W starym młynie © amiga
Pychota :)
Pychota :) © amiga
W końcu wsiadamy na rowery, nieco dalej odwiedzamy jeszcze jeden drewniany młyn, i kierujemy się do Inowłodza, gdzie podjeżdżamy do sklepu, pora na uzupełnienie zapasów :)
Jako że w pobliżu są jeszcze 2 interesujące nas miejsca to również i tam podjeżdżamy. To Cmentarz Żydowski a raczej to co z niego zostało oraz Cmentarz z I wojny światowej. 
Kolejny stary młyn :)
Kolejny stary młyn :) © amiga
Macewy na starym cmentarzy w okolicach Inowłodza
Macewy na starym cmentarzy w okolicach Inowłodza © amiga
Droga na stary cmentarz wojskowy w okolicach Inowłodza
Droga na stary cmentarz wojskowy w okolicach Inowłodza © amiga

Czas niestety płynie bardzo szybko, tak więc decydujemy się, na szybszy ale gorszy wariant szosowy po drodze 48. Na szczęście jest niedziela, ruch sporo mniejszy, nie ma tirów.... Gnamy w kierunku Tomaszowa i dalej na Skrzynki by podjechać do wysadzonych bunkrów. Trochę zajmuje nam odszukanie ich, drzewa skutecznie je maskują ;)

Same bunkry trochę zaskakują, informacji na necie jest niewiele, coś znajduje się tutaj: Łódź i okolice. Dla miłośników militariów - pamiątki po I i II wojnie światowej.

Fragment pozwolę sobie zacytować :)

Skrzynki. Tajemnicze bunkry

W lesie pod Skrzynkami, w pobliżu linii kolejowej zachowała się grupa tajemniczych bunkrów. Stoją na podmokłym terenie, także trudno do nich dotrzeć podczas mokrej wiosny. Kompleks składa się z czterech bunkrów typy Regelbau 102v i kilku niewielkich betonowych fragmentów, dobrze widocznych jedynie zimą. Bunkry 102v mogły łącznie pomieścić kilkudziesięciu żołnierzy piechoty. Składały się z komory oraz otworu strzelniczego na wysokości wejścia. Nie miały żadnego uzbrojenia, były jedynie zabezpieczeniem dla żołnierzy. Tym bardziej dziwi fakt postawienia schronów w lesie, dość daleko od dowództwa "Oberost" w Spale i okolicznych bunkrów linii Pilicy. Tak niewielka ilość żołnierzy nie mogła w żadnym wypadku przeciwstawić się naporowi wojsk radzieckich. Po wojnie wszystkie bunkry zostały wysadzone w powietrze, jak głosi wieść, przez pracowników Niewiadowa testujących materiały wybuchowe. Jeden schron zachował się jednak w przyzwoitym stanie i można wejść do środka.
Pozostały tylko ruiny
Pozostały tylko ruiny © amiga
Bunkry w okolicach Skrzynek
Bunkry w okolicach Skrzynek © amiga
Pomimo tego, że zniszczone, to robią wrażanie
Pomimo tego, że zniszczone, to robią wrażanie © amiga
Grzyby mają się dobrze
Grzyby mają się dobrze © amiga

Zbliża się 17, pora wrócić pod Skansen, gnamy na złamanie karku, najkrótszą drogą, stajemy na chwilę przy zabytkowym młynie w Komorowie, to... nasz ostatni punkt dzisiaj. Kilkanaście minut później meldujemy się na parkingu przy "Skansenie Rzeki Pilicy". Pakujemy rowery do samochodów. Mariusz zaoferował chęć podwiezienia mnie do Koluszek :) - dzięki... 

Przy młynie w Komorowie
Przy młynie w Komorowie © amiga
Młyn w Komorowie
Młyn w Komorowie © amiga

Wkrótce żegnamy się z Uroczą Karoliną. Dzięki za ten dzień, za wycieczkę.

Andrzej rusza pierwszy, my z Mariuszem chwilę później... to Był dobrze spędzony dzień, w miłym towarzystwie. Dobrze jest się spotkać w nieco większej grupie od czasu do czasu... Prognozy pogody na niedzielę przez długi czas wieściły ulewy, jednak dzień okazał się ciepły, przyjemny... zresztą jak zawsze w Tomaszowie :)

Uśmiechnięta Karolina :)
Uśmiechnięta Karolina :) © amiga

Opis Karoliny

Opis Mariusza


Ps. Jeszcze raz dziękuję wszystkim za wspólnie spędzony dzień :)

Wyprawa w Świętokrzyskie z Karoliną - dzień 3 - Kielce, Małogoszcz, Włoszczowa

Niedziela, 27 sierpnia 2017 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Wczesna pobudka, zaglądam za okno, jest nieźle, jeszcze wieczorem meteo wieszczyło poranne opady. Jest sucho..., wiatr niestety wg plany z zachodu, będzie ciężko, bo 80% trasy mamy na zachód. Jemy śniadanie, pakujemy się i o ósmej jesteśmy już w blokach startowych. Ruszamy... Pierwsze 30 km wg planu na krechę przez Kielce na Piekoszów. O 15 chcemy być we Włoszczowie. Do przejechania około 70km, tyle, że pewnie gdzieś odbijamy. Jako, że Kielce jakiś czas temu odwiedziliśmy z Karoliną to dzisiaj tylko szybka fota na rynku. Przejazd przez miasto jak to zawsze masakra, sporo skrzyżowań, świateł. Wyjeżdżając z Kielc, pomyliliśmy kierunki, na szczęście dość szybko to sobie uświadomiliśmy. Zawracamy i już bez problemów kierujemy się na Piekoszów. 

Przy pompie na Kieleckim rynku

Przy pompie na Kieleckim rynku © amiga
Jakaś impreza była w wczoraj
Jakaś impreza była w wczoraj © amiga
Uśmiechnięta Karolina
Uśmiechnięta Karolina © amiga
Za Piekoszynem zatrzymujemy się na małej stacji, kupujemy coś do picia, pora też coś przekąsić. Grześki wędrują do brzuchów :) Dorysowujemy trasę na mapie, teraz to ma sens, wiemy jak wyglądamy z czasem, wiemy ile możemy przejechać, na mapie widać miejsca które jest sens odwiedzić. Jeszcze przez kilkanaście km nie będzie zbyt wielu atrakcji, ale w Małogoszczy... 

Gnamy dalej, a raczej miejscami się czołgamy, bo podjazdy, bo wiatr... W okolicach Rudy Zajączkowskiej na mapie widać młyn, próbujemy go odnaleźć, ale chyba jest na prywatnym terenie bez opcji przejazdu. Szkoda... Jedna atrakcja mniej. Za Gnieździskami odbijamy na południe, Wiatr nieco mniej dokucza, zmęczenie jednak daje znać o sobie. Gdy widzimy znak Małogoszcz i Kozłów bez zastanowienia skręcamy, dopiero po chwili uświadamiamy sobie, że będziemy jechać dookoła.Mapa pokazuje, w tym miejscu szuter, jest asfalt i niestety solidny podjazd. Przy 32 stopniach to nie jest miła niespodzianka. Gdy docieramy do centrum, proszę Karolinę o postój na rynku. Zamawiamy kawę, lody i chwilę odpoczywamy... Przed wyjazdem jeszcze szybkie zakupy w Groszku i możemy jechać. 
W kierunku kościoła w Małogoszczy
W kierunku kościoła w Małogoszczy © amiga

Za Małogoszczą w lesie przy drodze stała drewniana kapliczka, zatrzymujemy się, kilka fot i można jechać dalej. Wiele obiecujemy sobie po Kozłowie i Ludynii. W tej pierwszej miejscowości jest zabytkowy kościół. Tyle, że dzisiaj niedziela, a my standardowo trafiamy tam w trakcie mszy, więc o wejściu do środka nie ma mowy. W Ludynii za  to nie było możliwości podjechania pod dwór, a drogi do zboru ariańskiego nie znaleźliśmy. Już po powrocie znalazłem informację jak dojechać do zboru, byliśmy tak blisko. Ale co ciekawsze to w Dworze w Ludynii było kręcone Przedwiośnie. Tym bardziej, żal, że nie udało się tam podjechać

Przydrożna kapliczka za Małogoszczą
Przydrożna kapliczka za Małogoszczą © amiga
Kościół Narodzenia NMP w Kozłowie
Kościół Narodzenia NMP w Kozłowie © amiga
Drewniany budynek w Kozłowie
Drewniany budynek w Kozłowie © amiga
Pora na zdjęcie
Pora na zdjęcie © amiga
Gdzieś tam jest pałac w Ludynii
Gdzieś tam jest pałac w Ludynii © amiga
Staw przy pałacu
Staw przy pałacu © amiga
Piękne miejsce
Piękne miejsce © amiga

Czas goni a droga jeszcze daleka, mamy do zaliczenia tylko jedną miejscowość przed Włoszczową, to Nieznanowice, gdzie wg mapy jest stary młyn, zabytkowe zabudowania gospodarcze oraz ruiny Pałacu. Gdy tam podjeżdżamy robimy jeszcze jedną krótką przerwę... Banan, Grzesiek, picie... dopiero wtedy zabieramy się za focenie ;) 

Koń zdechł
Koń zdechł © amiga
Nieznanowice - stary młyn
Nieznanowice - stary młyn © amiga
Ruiny pałacu Poznańskich w Nieznanowicach
Ruiny pałacu Poznańskich w Nieznanowicach © amiga

Do Włoszczowy mamy jakieś 20-30 minut jazdy, głownie szosą przez las, zero atrakcji, w mieście podjeżdżamy pod kościół, standardowo kilka zdjęć i szukamy czegoś gdzie można coś zjeść. Tyle, że wszystko zamknięte, tubylcy twierdzą, że jedynie pizzeria o tej porze jest otwarta, ale... nie o to nam chodzi. Cóż... wybieramy jakąś cukiernię. Kolejna kawa, gorące ciastko z musem jabłkowym i lodami. 

Kościół pw. Wniebowzięcia NMP we Włoszczowej
Kościół pw. Wniebowzięcia NMP we Włoszczowej © amiga
Wieje silny wiatr
Wieje silny wiatr © amiga
Wewnątrz kościoła
Wewnątrz kościoła © amiga
Dzisiaj zdjęcia telefonem :)
Dzisiaj zdjęcia telefonem :) © amiga
Kościół pw. Wniebowzięcia NMP
Kościół pw. Wniebowzięcia NMP © amiga

Spoglądamy na zegarki, pora udać się na stację Włoszczowa Północ, gdzie przed 16 Karolina ma pociąg do Tomaszowa. Jesteśmy nieco przed czasem, możemy odsapnąć, jeszcze chwilę porozmawiać i pożegnać się. Łezka w oku się zakręciła i pociąg odjechał. 

Mój pociąg odjeżdża ze stacji Czarnca, jakieś 5 km dalej, na dojazd mam godzinę ;) Jadę na spokojnie, docieram na miejsce, sprawdzam jeszcze raz rozkład. Siadam na peronie i czekam. Dojeżdża pociąg. Tym razem to Regio ale takie świętokrzyskie. Wsiadam. W Środku klima, sporo ludzi, a maszynista gna jakby go diabeł gonił ;)

Po godzinie jestem w Katowicach, 30 minut później w domu... Czuję zmęczenie... ból, niektórych części ciała, ale nie żałuję tego wyjazdu. Jestem zadowolony, to były 3 intensywne dni. Być może jest to też ostatnia w tym roku wyprawa z sakwami. Dzięki Karolina za ten niesamowity wypad... bez Ciebie pewnie sam bym tam się nie wybrał :) 

Ps. Kiedy następny? ;)

Opis Karoliny


Wycieczka wg Relive:
https://video.relive.cc/7173984511_strava_15038466...


Wyprawa w Świętokrzyskie z Karoliną - dzień 2 - Na Pizzę do Barka w drodze na Łysą Górę

Sobota, 26 sierpnia 2017 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Wczesna pobudka, za oknem jest nieźle, tyle, że chłodno, zresztą noc też była nie za ciepła. Gorąca kawa stawia nas nieco na nogi, pyszna jajecznica z wiejskich jaj... jest genialna... Jest jeszcze trochę czasu by przygotować kanapki na drogę :) Ruszamy kilka minut po ósmej. Widzę, że coś mi świruje pulsometr, pokazuje jakieś bzdury... czemu? Nie mam pojęcia, rozłączam więc ten zewnętrzny, zostaje ten w zegarku... W efekcie ślad coś się rwie. 

Pierwszy postój w Końskich, wczoraj nie mieliśmy czasu by zatrzymać się tu i tam. 
Kolegiata pw. Św. Mikołaja w Końskich

Kolegiata pw. Św. Mikołaja w Końskich © amiga
Kolegiata widok do góry
Kolegiata widok do góry © amiga
Zespół pałacowo-parkowy w Końskich
Zespół pałacowo-parkowy w Końskich © amiga
W Końskich zaczyna się, bądź kończy szlak Green Velo, próbujemy odszukać to miejsce, chwilę to trwa.... oznaczenie niestety jest do bani. na dokładkę MOR znajduje się na terenie ogródka Jordanowskiego. Na dokładkę sam ogródek jest zamknięty... Sens umieszczenia go w tym miejscu jest żaden. Są rowerzyści którzy jeżdżą o innych porach niż jest otwarty ogródek. A miejsce odpoczynku, przydaje się i w dzień i w nocy. Pewnie można by się spodziewać, że miejscowe pijaczki będą urządzać tutaj libacje, ale to da się rozwiązać przecież inaczej. W końcu od czego jest Policja, czy Straż Miejska (w sumie to nie wiem czy w Końskich jest ta druga formacja). Robimy więc zdjęcia MORu zza płota i ruszam dalej. 
Początek szlaku Green Velo na terenie ogródka Jordanowskiego
Początek szlaku Green Velo na terenie ogródka Jordanowskiego © amiga
MOR zza płotu
MOR zza płotu © amiga
Kierunek Wąsocz, Stąporów, wielu atrakcji po drodze nie ma. W tej drugiej miejscowości sobota to dzień targowy, zatłoczone, zawalone, trudno przejechać. Próbujemy odszukać ruiny huty Jednak po krótkich poszukiwaniach odpuszczamy, bądź zostały już rozebrane, bądź znajdują się na terenie ogródków działkowych... Szkoda czasu. Coraz więcej podjazdów, miejscowość Huciska wita nas solidną górką... chyba będę miał uraz to miejscowości o tej nazwie ;) jadąc dalej zatrzymujemy się to tu, to tam. W okolicach Szałasu zaczyna padać, lać, chowamy się pod wiatą przystankową... jest okazja by coś zjeść, napić się i przeczekać tą ulewę... Mija dobre 10 minut. Opady są mniejsze, zakładamy kurtki i dalej w drogę. Powolutku się wypogadza. jeszcze pada, jeszcze kropi... 
W Samsonowie trafiamy na całkiem przyjemne ruiny huty... Widać je z daleka, zabudowania są spore. Szkoda tylko, że nie ma dostępu do środka. Być może jesteśmy po prostu za wcześnie. 
Sanktuarium Matki Bożej Wychowawczyni w Czarnej
Sanktuarium Matki Bożej Wychowawczyni w Czarnej © amiga
Sanktuarium Matki Bożej Wychowawczyni w Czarnej
Sanktuarium Matki Bożej Wychowawczyni w Czarnej © amiga
Przyłapana na foceniu ;)
Przyłapana na foceniu ;) © amiga
Karolina na swoim Czarnym Bocianie
Karolina na swoim Czarnym Bocianie © amiga
Samsonów - Ruiny Huty
Samsonów - Ruiny Huty "Józef" © amiga
Samsonów - Ruiny Huty
Samsonów - Ruiny Huty "Józef" © amiga
Do Zagnańska coraz bliżej, spoglądamy na zegarki, może coś zjemy? Odpoczniemy i poczekamy aż deszcze pójdą precz? Kilka fotek Bartka i ruszamy nieco dalej, odnajdujemy Pizzerię, zasiadamy w środku i grzejemy się ;). Kawa, pizza... jest przyjemnie... 
Przy Bartku
Przy Bartku © amiga
Dąb Bartek w Zagnańsku
Dąb Bartek w Zagnańsku © amiga
Sprawdzam prognozy, radary, to co najgorsze już przeszło, nie powinno padać. Wcześniejsza ulewa była jednak zaskoczeniem, żadna z prognoz o tym nie wspominała. Za to były informacje o burzach po 17 ;) 
Im dalej jesteśmy od Zagnańska tym coraz większe górki się pojawiają, podjazdy mają po kilka km. Chcąc sobie co nieco skrócić, na mapie odnajdujemy drogę w okolicach kopalni w pobliżu Kajetanowa... po dobrych 2 km podjazdu okazuje się, że droga jest zamknięta. Strażnik pilnuje wjazdu... Ech... trochę nam to burzy plany... szukamy alternatywy... jest serwisówka wzdłuż DK73. Korzystamy z niej... dojeżdżamy na rogatki Kielc... Pozostało tylko dojechać do Górna gdzie czeka na nas kolejna kwatera... 
Widok na okolicę z Masłowa
Widok na okolicę z Masłowa © amiga
Jazda jest dość powolna, kolejne Masłowy leżą na wzniesieniach, z sakwami to szaleństwo, ale dajemy Radę, docieramy do Radlina z którego gnamy do Górna po DK74. Co prawda nie ma tutaj rowerówki, chodniki są nijakie, ale pobocze ma dobre 2 metry :) Motel/Hotel odnaleziony, zostawiamy bagaże i ruszam dalej, mamy sporo czasu do zachodu słońca. Kierunek - Łysa Góra :) Kierujemy się na Bieliny, po drodze stając od czasu do czasu. Droga powoli staje się coraz bardziej stroma.

W okolicach Huty  Nowej, czuję, że strasznie mną buja... Spoglądam na tylne koło, niedobrze... Jest coś za mało powietrza... Stajemy przy kościele... 15 minut przymusowej przerwy. Wymieniam dętkę, na szukanie dziury szkoda czas, za wolno to schodzi. W razie czego mam jeszcze 2 w zapasie ;)  Ruszamy dalej... Do Świętego Krzyża coraz bliżej. 

Po powrocie już w domu sprawdziłem, że całość podjazdy ma około 6 km, średnie nachylenie 4,4%, najbardziej stromo jest pomiędzy 4, a 5 km gdzie norma to 9% a jest i miejsce z 14%... Ostatnie 2 km to jedynie 5% nachylenia... ale po potworze wcześniejszym czujemy to w nogach... Gdy stajemy na szczycie... nogi same się uginają... 

Drewniana kapliczka w Bielinach
Drewniana kapliczka w Bielinach © amiga
Kościół MB Fatimskiej w Hucie Nowej
Kościół MB Fatimskiej w Hucie Nowej © amiga
Wjazd do Puszczy Jodłowej
Wjazd do Puszczy Jodłowej © amiga
Pomnik Trzech Krzyży
Pomnik Trzech Krzyży © amiga
Radiowo-Telewizyjne Centrum Nadawcze na Łysej Górze
Radiowo-Telewizyjne Centrum Nadawcze na Łysej Górze © amiga
Dojechaliśmy - stąd ten uśmiech :)
Dojechaliśmy - stąd ten uśmiech :) © amiga
Klasztor Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej- Sanktuarium Relikwii Drzewa Krzyża Świętego
Klasztor Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej- Sanktuarium Relikwii Drzewa Krzyża Świętego © amiga
Widok spod klasztoru
Widok spod klasztoru © amiga
Klasztor Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej - Sanktuarium Relikwii Drzewa Krzyża Świętego
Klasztor Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej - Sanktuarium Relikwii Drzewa Krzyża Świętego © amiga

Widoki wynagradzają nam te kilka km podjazdu... warto było, na szczycie robimy przerwę, kupujemy po żurku, po kawie, dojadamy kanapki które jadą z nami cały dzień ;). I pora się zbierać, czasowo jesteśmy do przodu... Teraz będzie głównie z górki :) Powinniśmy więc dość szybko wrócić. Słońce powoli chyli się ku zachodowi a my gnamy, gnamy, gnamy... 
Droga z Łysej Góry
Droga z Łysej Góry © amiga
Idealna droga
Idealna droga © amiga

Parafia pw. św. Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny
Parafia pw. św. Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny © amiga

Na miejscu w Górnie, szybka decyzja, jeszcze jedziemy do sklepu :) Jego poszukiwanie trochę zajęło, objechaliśmy całą miejscowość, ale napoje i coś na późną kolację kupione. Wracamy do hotelu, rowery grzeją się w kotłowni ;) a my w ciepłym pokoju... Dzień był intensywny... a jutro nieco mniej do przejechania, ale trzeba będzie się pośpieszyć około 16 jest pociąg powrotny we Włoszczowie. 

Opis Karoliny




2 linki z trasy
Do Zagnańska:
https://video.relive.cc/8397143511_strava_15038446...
i do Górna:
https://video.relive.cc/0901243511_strava_15037734...


Wyprawa w Świętokrzyskie z Karoliną - dzień 1

Piątek, 25 sierpnia 2017 · Komentarze(7)
Uczestnicy
Kilka dni temu patrząc na prognozy pogody, zgadaliśmy się z Karoliną na weekend, kierunek zmieniał się standardowo kilak razy, po głowach chodziły dolinki podkrakowskie, dokończenie wyprawy na jurę... tylko czasu mało. Mamy jedynie 2,5 dnia. Stanęło na wyjeździe do Końskich o których kilka razy myśleliśmy, już dawno, dawno temu... Główną zaletą tego miejsca jest nie tracenie zbyt wiele cennego czasu na dojazd... Piątek i tak będzie krótszy... 

Pakuję się więc z rowerem do pociągu Kolei Śląskich, wieszam rower i jadę do Częstochowy, gdzie mając trochę czasu i odpowiednią porę zahaczam o chińczyka w pobliżu stacji... Po dość wczesnym obiedzie tarabanię się do kolejnego pociągu, tym razem Regio jadącego do Żakowic. 
W pociągu Kolei Śląskich
W pociągu Kolei Śląskich © amiga
Koleje regionalne :)
Koleje regionalne :) © amiga
Tam na stacji wsiadam na rower i gnam do Koluszek - całe 3 km :), kolejny pociąg, jestem w Tomaszowie, witam się prędziutko z Karoliną i... jedziemy szynobusem do Opoczna. Dzisiaj chyba padł mój rekord przesiadek ;)

Mamy 30 minut na dojazd do Opoczna, możemy z grubsza określić trasę jaką będziemy się poruszać, na miejscu nie będziemy na to tracić czasu. Najważniejszy punkt dzisiejszego planu to dotrzeć na kwaterę w Baryczy (Agroturystyka Barycz 46). Adres podaję bo już na miejscu okazało się, że warunki są rewelacyjne :) Niejeden hotel wygląda gorzej. 

Trasa prawie na krechę, bez dłuższych postojów. Tak naprawdę to kilka razy króciutki postój by przyjrzeć się mapie, raz na zdjęcie przy wjeździe na  Nałęczowa, i później dopiero na kwaterze. 
W Nałęczowie
W Nałęczowie © amiga
Tam zostawiamy rzeczy i jedziemy na krótki objazd okolicy, w pobliżu znajdują się miejscowości Piekło i Niebo więc trzeba tam zajrzeć, głównie ze względu na nazwę, bo atrakcji tam wiele nie ma :) o czym wiedzieliśmy... Są jedynie skałki zaznaczone... 

W centrum Końskich zatrzymujemy się w centrum, kilka szybkich fot, ale na dłuższą sesję przyjedziemy jutro z rana. Nasza dalsza podróż pokrywa się fragmentami z Green Velo który właśnie w Końskich ma swój koniec, czy może początek? Pewnie jedno i drugie ;)
Kolegiata św. Mikołaja w Końskich
Kolegiata św. Mikołaja w Końskich © amiga
Fragment Green Velo w Końskich
Fragment Green Velo w Końskich © amiga
Odszukujemy interesującą nad drogę do Nieba i gnamy, wiemy, że czasu do zachodu słońca zostało niewiele... nie znamy też samej trasy, nie wiemy czy po drodze będziemy się zatrzymywać, czy też nie... czy zobaczymy coś ciekawego? 

Mija dobre kilak km gdy wita nas znak Niebo, rowery parkujemy pod znakiem, kilak zdjęć, ale ku naszemu zaskoczeniu z krzaków wyłaniają się koty, wpierw jeden, młodziutki... przymila się do bajów :), chwilę później w pobliżu pojawia się i drugi. To znak by wsiąść na rowery i udać się do Piekła ;)
Jesteśmy w Niebie
Jesteśmy w Niebie © amiga
Niebiański kot ;)
Niebiański kot ;) © amiga
Na mapie zaznaczone są skałki... Odbijamy więc na nie, tak nam się wydaje, chociaż oznakowanie... hmmm... jest wątpliwe. Na czuja trafiamy w odpowiednie miejsce. Skałki... zaskakują, spodziewałem się czegoś podobnego jak na jurze, a to ledwie kilka kamyków i tuż obok ślady po licznych libacjach... Kilka for i lecimy dalej, docieramy do Piekła. 
Skałki Piekło
Skałki Piekło © amiga
Piekielne skałki
Piekielne skałki © amiga
Sama miejscowość widać, że jest opuszczona przez Boga... niewiele zabudowań, droga zniszczona... więc zostaje tylko fota pod znakiem na Piekielnym szlaku i w drogę w kierunku Sielpi. Z mapy wynikało, że powinien być asfalt... być może kiedyś był, teraz to droga Piekielna... łaty asfaltu pojawiają się to tu, to tam, a dookoła rumosz. Wytrzęsło nas okrutnie...
Trafiliśmy do Piekła
Trafiliśmy do Piekła © amiga
W końcu wjeżdżamy na szlak wzdłuż drogi 728, prowadzi po nim GreenVelo, pomimo kostek jedzie się po tym dość szybko. Słońce jednak coraz niżej. Mijamy kolejne miejscowości, zaskakuje ilość ekranów dźwiękochłonnych i luster... jakieś to chore...  Może trzeba było pomyśleć nad innymi rozwiązaniami, a nie budować coś tak paskudnego. To nie autostrada. 
Szaleństwo z tymi lustrami
Szaleństwo z tymi lustrami © amiga
Gdy docieramy  w pobliże kwatery w Baryczy... jest już ciemno... jeszcze zahaczamy o mały sklepik, kilka drobnych zakupów i pora udać się do gospodarstwa... Plan wykonany... rowery śpią na zewnątrz pod wiatą... Jest cicho i spokojnie, szkoda tylko, że zrobiło się zimno.

Opis Karoliny

Dzień 5 - Na Jurajskim szlaku cz.2 do Częstochowy

Wtorek, 15 sierpnia 2017 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Poranek niesamowicie piękny, słoneczny, dość ciepły. Jako, że odcinek do przejechania jest krótszy niż w ostatnich dniach to możemy wyjechać ciut później, jest czas na spokojne śniadanie, przygotowanie rowerów, siebie, pozbieranie wysuszonego prania :). Ruszamy około 8:30. 
Miejsce noclegowe jest godne polecenia :), czysto, schludnie, dostęp do kuchni, przyzwoite łazienki... i niska cena :) Więc jeżeli będziecie szukać noclegu to warto zajrzeć do Niny :) Jedyne do czego można było się przyczepić, to rolety które poruszając się przy uchylonym oknie wydawały dźwięki jakby się ktoś załatwiał pod oknem. Trochę trwało zanim to wyczailiśmy, podwinięcie rolety rozwiązało problem ;)

Nasz nocleg w Włodowicach, może wygląda niepozornie, ale warto tam zajechać :)
Nasz nocleg w Włodowicach, może wygląda niepozornie, ale warto tam zajechać :) © amiga

Kierujemy się na Huciska, prawie od początku witają nas solidne podjazdy, chyba nawet na Lanckoronie nie było tak stromo... a może to zmęczenie daje znać o sobie. W końcu jesteśmy w trasie już 5-ty dzień, kilkaset km za nami... a może to te śniadanie... za dużo? Nie ma co narzekać... 
Pagórki w okolicy Huciska
Pagórki w okolicy Huciska © amiga
Gdyby wszystkie szlaki takie były
Gdyby wszystkie szlaki takie były © amiga
Widać już zamek w Bobolicach
Widać już zamek w Bobolicach © amiga
Podziwiamy widoku, rozkoszujemy się ciepłym porankiem i na spokojnie docieramy w pobliże zamku w Bobolicach, im bliżej jesteśmy tym większe wywiera wrażenie. Pewnie gdybyśmy byli później dało by się wejść do środka. Jednak nawet przy samym zamku jest pięknie. Mija dobre kilkanaście minut. 
Piękny zamek Bobolice
Piękny zamek Bobolice © amiga
Przy zamku w Bobolicach
Przy zamku w Bobolicach © amiga
Szczęśliwa Karolina :)
Szczęśliwa Karolina :) © amiga
Wsiadamy na rowery i obieramy kierunek na Mirów, po drodze natykamy się na dziesiątki rowerzystów, dzień wolny, więc trzeba go wykorzystać :). 
Zamek Mirów
Zamek Mirów © amiga
Od Mirowa jedziemy na Żarki, piękna nowiutka asfaltówka, jak to na jurze pojawiały się i górki i dolinki. Zatrzymujemy się na chwilę na jednym z miejsc postojowych. Kombinujemy co w Żarkach, zjechaliśmy je 2 miesiące temu przy okazji innej wycieczki. Karolina zauważa jednak coś czego nie widzieliśmy. Jakiś kilometr, może 2 od Żarek znajdują się ruiny kościoła. Jedziemy :) 
Mirowski gościniec prowadzący do Żarek
Mirowski gościniec prowadzący do Żarek © amiga
Jedno z miejsc postojowych
Jedno z miejsc postojowych © amiga
Wiatr w twarz, do tej pory nas wspomagał, jedzie się wyjątkowo ciężko, ale to blisko. Na miejscu zaskoczenie. Ruiny wyremontowane ;), przyzwoite miejsce postojowe, widokowe... Jest co robić. Czas ucieka... a do Częstochowy jeszcze kawałek. 
Ruiny kościoła św. Stanisława, biskupa męczennika w Żarkach
Ruiny kościoła św. Stanisława, biskupa męczennika w Żarkach © amiga
Ruiny kościoła św. Stanisława, biskupa męczennika
Ruiny kościoła św. Stanisława, biskupa męczennika © amiga
W kierunku ołtarza
W kierunku ołtarza © amiga
Kuesta Jurajska
Kuesta Jurajska © amiga
Przyłapana na foceniu :)
Przyłapana na foceniu :) © amiga
Za Żarkami powoli wyjeżdżamy z jury, część północną mamy już zjeżdżoną... za to pora na odwiedziny zalewu w Poraju, kierując się na niego odwiedzamy Przybynów. Niestety wszystko zamknięte. Jedynie szybkie zdjęcia i wracamy na szlak. 
Kościół św. Mikołaja w Przybynowie
Kościół św. Mikołaja w Przybynowie © amiga
Agrogospodarstwo i mini skansen
Agrogospodarstwo i mini skansen "Pod Skałką" w Przybynowie © amiga
Do Poraja docieramy dość szybko, nad zalewem robimy sobie przerwę drugo-śniadaniową :), Kanapki jadą z nami już kilka godzin. Pora się posilić. Nad zalewem wieje przyjemy wiatr, przy wysokiej temperaturze w słońcu to przyjemne :) Pochylamy się też nad mapami, by skorygować, zmienić trasę. 
Zalew Porajski
Zalew Porajski © amiga
Trzeba zajrzeć na mapy :)
Trzeba zajrzeć na mapy :) © amiga
Niski poziom wody
Niski poziom wody © amiga
Ptasia wyspa
Ptasia wyspa © amiga
Po drobnych korektach ruszamy dalej, namówiłem Karolinę by pojechać szlakiem przez las... a to nie był dobry wybór, o ile na początku był to asfalt to od któregoś momentu pojawił się piach... dało się jechać ale bardzo, bardzo wolno... zaskoczyło za to oznaczenie żółtego szlaku rowerowego. Ścieżka przygotowana dla fatbików... w kilku miejscach zasieki i konieczność przenoszenia rowerów nad torami... nie lubię takich niespodzianek, szczególnie gdy jedzie się z sakwami. 
Młode bociany :)
Młode bociany :) © amiga
Rzut okiem w kierunku tamy
Rzut okiem w kierunku tamy © amiga
Oficjalny żółty szlak rowerowy... - jakieś jaja
Oficjalny żółty szlak rowerowy... - jakieś jaja © amiga
W zamian za męczenie się z piaskami odwiedzamy 2 stare młyny. 
Młyn w okolicach Nowej Wsi
Młyn w okolicach Nowej Wsi © amiga
Kolejny stary młyn niedaleko Nowej Wsi
Kolejny stary młyn niedaleko Nowej Wsi © amiga
Tyłami docieramy do Częstochowy, w centrum ludzi jak mrówek, w końcu to zlot pielgrzymów. Szukamy jakiegoś miejsca gdzie można coś zjeść. Karolina coś wspomina o KFC tam też stajemy. Trochę trwa zanim składamy zamówienie. Kurczaki pyszne, pikantne i jest ich dużo... nie dajemy rady tego zjeść... w komplecie zimna lemoniada i kawa... Czas jednak płynie nieubłaganie. Powoli nadchodzi pora pożegnania. Podjeżdżamy pod umówioną stację gdzie witam się z rodzicami Karoliny... zamieniamy kilka zdań, pakujemy rower. Następuje chwila pożegnania. Łezka w oku się kręci.... ale może wkrótce znowu uda się gdzieś pojechać... jeszcze mamy trochę lata :)

Udaję się już samotnie na dworzec PKP, zaliczając jeszcze kiosk gdzie kupuję coś do picia na drogę. Pociąg rusza o czasie... wewnątrz sporo pielgrzymów, zmęczeni odpoczywają... Docieram do Katowic, jest coś po 18, do domu zostało 6 km... jadę spokojnie, niespiesznie... 

Opis Karoliny: Tymoteuszka.bikestats.pl
Wielkie dzięki za kolejną wspólną wyprawę... czekam na następną i tęsknię...

Dzień 4 - Na Jurajskim szlaku cz.1

Poniedziałek, 14 sierpnia 2017 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Poranek wita nas słonecznie, chociaż chłodno. Musimy podjechać do pobliskiego sklepu po coś do zjedzenia. Wczoraj sklep był już zamknięty. 15 minut w sklepie i wracamy na kwaterę. Śniadanie, kawa, uzupełnienie bidonów... i możemy powoli wyjeżdżać. Jest 8:09 gdy żegnamy się z właścicielką. Planowana trasa ma niecałe 100 km, ciut krócej niż wczoraj, tyle, że będzie sporo górek, w końcu będziemy jechali przez jurę :)

Niedaleko miejsca gdzie nocowaliśmy znajduje się jeden z fortów okalających Kraków, postanawiamy go odwiedzić, tym bardziej, że nie zmienia nam to specjalnie kierunku jazdy. Po 5 minutach jesteśmy na miejscu... Wewnątrz znajdują się pomieszczenia firmowe. Ciekawa adaptacja tego miejsca :), dobrze, że żyje, że coś tutaj się dzieje. Idący do pracy pracownicy coś mówią, że tutaj jest zakaz fotografowania? Dziwne bo żadnego takiego znaku nigdzie nie ma... Nie jest to już obiekt wojskowy... więc czemu? Pewnie im się wydawało ;)
Fort 47a Węgrzce
Fort 47a Węgrzce © amiga
Przy forcie w Węgrzcach
Przy forcie w Węgrzcach © amiga
Po kilku minutach ruszamy dalej w kierunku czerwonego pieszego szlaku Orlich Gniazd. Zastanawiam się czy w coś się nie wpakujemy, bo słynie z tego, że do łatwych nie należy. Na piasek raczej nie trafimy, przynajmniej nie w tej części jury. Zobaczymy co będzie.. .
Co jakiś czas mapa twierdzi, że powinny być bunkry tuż obok ulicy, kilka z nich widzimy, zaskoczyły te na terenie cmentarza. Jeden z nich został zaadoptowany na miejsce spoczynku kapłanów. 
Bunkier na terenie cmentarza w Bibicach
Bunkier na terenie cmentarza w Bibicach © amiga
Z taką adaptacją bunkra jeszcze się nie spotkałem
Z taką adaptacją bunkra jeszcze się nie spotkałem © amiga
Fotografując kolejny bunkier przed Zielonkami
Fotografując kolejny bunkier przed Zielonkami © amiga
Ledwie widoczny bunkier
Ledwie widoczny bunkier © amiga
Okolicę widać jak na dłoni
Okolicę widać jak na dłoni © amiga
Od samego początku cieszymy się z podjazdów ze zjazdów, z niesamowitych widoków dookoła. Poranek nie jest zbyt ciepły, ale za to przyjemny. W wielu miejscach poruszamy się szczytami wzniesień,  jest niesamowicie, to jedno z najpiękniejszych miejsc, które do tej pory odwiedziliśmy. Przed Giebułtowem szlak staje się mocno terenowy, prowadzi przez lasek, jest wąski i trzeba uważać na drzewa. Podłoże jest wzmocnione siatką, jednak trzeba uważać. Czasami lepiej zejść z rowera niż walczyć ze zjazdami, pewnie bez sakw byłoby prościej, ale takiej opcji nie przewidujemy dzisiaj ;)
Pagórki widoczne z okolic Pękowic
Pagórki widoczne z okolic Pękowic © amiga
Piękna asfaltówka, a to niby szlak pieszy
Piękna asfaltówka, a to niby szlak pieszy © amiga
Zaskoczył mnie ten znak :) ale dobrze wiedzieć po czym się jedzie
Zaskoczył mnie ten znak :) ale dobrze wiedzieć po czym się jedzie © amiga
Może być ślisko
Może być ślisko © amiga
W Giebułtowie zatrzymujemy się przy kościele, góruje nad okolicą, szkoda, że jest zamknięty... , długo jednak tutaj nie bawimy. Nieco dalej zaczyna się szlak wzdłuż doliny Prądnika prowadzący do Ojcowa i Zamku na Pieskowej Skale :) 
Giebułtów kościół św. Idziego
Giebułtów kościół św. Idziego © amiga
Flagi wiszą już rok
Flagi wiszą już rok © amiga
Moskwa przy szlaku w dolinie Prądnika
Moskwa przy szlaku w dolinie Prądnika © amiga
Kapliczka pod skałą, niestety dostępu broni do niej płot
Kapliczka pod skałą, niestety dostępu broni do niej płot © amiga
Ptaki nieźle poimprezowały ;)
Ptaki nieźle poimprezowały ;) © amiga
Jaka piękna droga
Jaka piękna droga © amiga
Do góry też jest na co popatrzeć
Do góry też jest na co popatrzeć © amiga
Dom pielgrzyma
Dom pielgrzyma © amiga
Sam szlak jest początkowo asfaltowy, później szutrowy, ale w idealnym stanie, jedzie się przyjemnie, co jakiś czas zatrzymujemy się by cyknąć jedno, 2 lub 3 zdjęcia.... Ciut dłuższa przerwa dopiero przy bramie Krakowskiej. Pora na banana :)
Brama Krakowska
Brama Krakowska © amiga
Karolinie uśmiech nie znika z twarzy :)
Karolinie uśmiech nie znika z twarzy :) © amiga
Rowerki odpoczywają
Rowerki odpoczywają © amiga
Wejście do jaskini
Wejście do jaskini © amiga
Aż szkoda, że mamy tak mało czasu na przejazd przez tą część jury, jest niesamowita, nie za często mam okazję jeździć po dolinkach podkrakowskich... Docieramy do Ojcowa, do zamku i pobliskiej kaplicy, za każdym razem kilka minut przerwy... Warto... 
Widać zamek w Ojcowie
Widać zamek w Ojcowie © amiga
Zamek w Ojcowie
Zamek w Ojcowie © amiga

Kapliczka pw. Św. Józefa Robotnika
Kapliczka pw. Św. Józefa Robotnika © amiga
Wewnątrz kaplicy
Wewnątrz kaplicy © amiga
Jadąc dalej w kierunku Pieskowej Skały po prawej stronie naszym oczom ukazują się stare zabudowania, pierwotnie nie planujemy tam podjeżdżać, ale gdy jesteśmy po drugiej stronie... odbijamy... Przynajmniej na szybką fotę ;) Na miejscu okazuje się, że to Boroniówka Osada Młynarska. Wejście kosztuje 10zł od osoby... W głowie rodzi mi się myśl, chyba ich po...o... Za to... 
A to okazuje się chwilę później...  Cała osada to 4 budynki. Z tego 2 dość ważne to młyn i tartak. Oba zapędzane kołami wodnymi :). Najciekawsze jest to, że to działa... Po chwili właściciele zwołują turystów... będziemy odpalać Młyn... Pierwszy raz w życiu miałem okazję zobaczyć to na własne oczy... Działa, jest w świetnym stanie, a jak ktoś ma ochotę, to może zakupić świeżo zmieloną mąkę :)
W komplecie z prezentacją snuta jest opowieść o historii tego miejsca, braciach którzy podzielili majątek, o mieleniu mąki nocami by uniknąć podatków, o upadku tego miejsca i... jest renowacji, doprowadzenia do stanu aktualnego... Jeszcze nie ochłonęliśmy po młynie, a już jesteśmy zapraszani obok do tartaku... Woda już płynie na koło... piła w akcji... niesamowite... kolejna opowieść. Po dobrych kilkudziesięciu minutach i niezliczonych zdjęciach udajemy się do kafejki w jednym z budynków. W komplecie z kawą mamy ciastka czekoladowo-orzechowe. Słodkie, ciężkie... i strasznie zapychające ;) Spoglądamy na zegarki... Minęła godzina. Nie żałuję ani złotówki wydanej na wstęp... Warto było... Miejsce jest niesamowite, godne polecenia... więc jak ktoś z was tam trafi to zatrzymajcie się na chwilę, pozwiedzajcie, napijcie się kawy, zjedzcie ciastko... 

Boroniówka - osada młynarska
Boroniówka - osada młynarska © amiga
Płynąca woda
Płynąca woda © amiga
Szopa na terenie osady
Szopa na terenie osady © amiga
Suszą się :)
Suszą się :) © amiga
Mój Aniołek :)
Mój Aniołek :) © amiga
Rękodzieło
Rękodzieło © amiga
Idziemy do młyna
Idziemy do młyna © amiga
Woda zaczęła płynąć
Woda zaczęła płynąć © amiga
Trwa uruchomienie koła
Trwa uruchomienie koła © amiga
Koło zaczęło się obracać
Koło zaczęło się obracać © amiga
Sypiące się ziarno
Sypiące się ziarno © amiga
Przesiewanie mąki
Przesiewanie mąki © amiga
Takie stare, a działa
Takie stare, a działa © amiga
Rowery czekają na nas
Rowery czekają na nas © amiga
Miejscówka gosposi
Miejscówka gosposi © amiga
Stare gazety
Stare gazety © amiga
Działający tartak
Działający tartak © amiga
Koło napędzające piłę
Koło napędzające piłę © amiga

Miło spędziliśmy godzinę z osadzie, jednak przed nami jeszcze sporo kilometrów do przejechania. Ruszamy, jednak po kilku km jesteśmy już przy Maczudze Herkulesa i zamku na Pieskowej skale, kolejna sesja... zaskakuje mała ilość turystów... chociaż to może i dobrze... przynajmniej dla nas :)

Maczuga Herkulsa
Maczuga Herkulsa © amiga
Zamek na Pieskowej Skale
Zamek na Pieskowej Skale © amiga
Lilie wodne?
Lilie wodne? © amiga
Zamek górujący nad okolicą
Zamek górujący nad okolicą © amiga

Wyjeżdżamy w kierunku Wielmoży, dalej Milonki i Zadroże. Tam krótki postój przy kościele, miały być tylko zdjęcia z zewnątrz, ale trafiliśmy na faroża ;) Otwiera nam kościół, wchodzimy przez zakrystię i możemy zwiedzić wnętrze. Czaszki nie ma... Ksiądz tez gdzieś pojechał, cóż... zamykamy drzwi i odjeżdżamy w kierunku Trzyciąża i dalej Wolbromia. 
Kościół pw. Św. Marcina w Zadrożu
Kościół pw. Św. Marcina w Zadrożu © amiga
Ołtarz w kościele
Ołtarz w kościele © amiga
Piękne wnętrze
Piękne wnętrze © amiga
Droga  794 jest obrzydliwa, pędzące samochody, trochę tirów, zero przyjemności z jazdy, w końcu nie wytrzymujemy i w Chełmie skręcamy na nieco bardziej boczne drogi... Uspokajamy się, tylko podjazd dodatkowy mamy gratis. Wolę jednak podjeżdżać, niż jechać wśród Tirów... Dzięki temu zabiegowi trafiamy na drewnianą kaplicę. Zauważa ją Karolina, na zjeździe skupiłem się na tym by nie fiknąć kozła ;) nie rozglądałem się... a szkoda. 
W drodze do Wolbromia
W drodze do Wolbromia © amiga
Kapliczka Matki Boskiej Częstochowskiej w Wolbromiu
Kapliczka Matki Boskiej Częstochowskiej w Wolbromiu © amiga
Wjeżdżając do Wolbromia, w oczy rzuciła nam się reklamę Gospody pod lasem, udaje nam się je odszukać, miejsce... dziwne, tuż przy ośrodku sportowym, tyle, że gdzieś z tyłu, przy budynkach gospodarczych. Już myślałem by zawrócić, nie wyglądało to dobrze, jednak gdy dotarliśmy pod drzwi... już nieco inaczej to się przedstawiało. W środku przyzwoicie. Jesteśmy głodni, zamawiamy Schabowego z frytkami i surówkami. Dostajemy obiad po 5 minutach :) Szok... Może kucharz nie należy do światowej czołówki, ale wszystko było świeże i smaczne, w kotlecie było mięso :) Porcje jak dla słoni...

Najedzeni po uszy ruszyliśmy dalej, dość długi odcinek przelotowy, aż do Bydlina, gdzie odwiedzamy ruiny zamku i Kaplicę cmentarną :) 

Bydlin - Kaplica cmentarna pw. Pocieszenia NMP
Bydlin - Kaplica cmentarna pw. Pocieszenia NMP © amiga
Ruiny zamku w Bydlinie
Ruiny zamku w Bydlinie © amiga
Ruiny zamku w Bydlinie
Ruiny zamku w Bydlinie © amiga

Kierujemy się na Ogrodzieniec, a raczej Podzamcze, kierunek przez Krzywopłoty i dalej na krechę na Ryczów... To najcięższy odcinek z jakim przyszło nam się zmierzyć, początkowo jedziemy po bardzo zniszczonym asfalcie, wyszukując resztek bardziej prostych łat... Za to dalej dobre 3 km po kopnym piasku i pod górkę... Tracimy dobre kilkadziesiąt minut wpychając rowery... Gdy docieramy do Ryczowa odpuszczamy strażnicę... Zmęczenie dało znać o sobie. Do Podzamcza już nie kombinujemy, zero skrótów, tylko asfalt... W pobliżu zamku trwają remonty dróg... niedobrze, szybkie zdjęcie, jeszcze zakupy w pobliskim sklepie i możemy udać się na Bzów i Kromołów, to jeden z najfajniejszych odcinków dzisiaj :) widoki... wow... chociaż kilka górek było ;) A może właśnie dlatego? 
Zamek w Ogrodzieńcu
Zamek w Ogrodzieńcu © amiga
Szlaki jurajskie w okolicach Ogrodzieńca
Szlaki jurajskie w okolicach Ogrodzieńca © amiga
Oj piękna okolica
Oj piękna okolica © amiga
W Kromołowie obowiązkowy postój przy źródłach Warty, kilka razy przejeżdżałem tuż obok, ale nigdy nie było okazji by podjechać w to miejsce. 
Kromołów - Źródła Warty
Kromołów - Źródła Warty © amiga

Do Włodowic gdzie mamy kolejny nocleg, już niedaleko, jednak mojej przerwie związanej ze złamaniem ręki, odczuwam dyskomfort, co jakiś czas muszę rozprostować dłoń, ale nie to jest najgorsze... 4 litery mnie uwierają, najchętniej już bym zszedł z roweru. Powolutku jednak docieramy na miejsce. Co ciekawe jest jeszcze jasno, otwarte są 3 sklepy, knajpka... Odnajdujemy nasz nocleg u Niny... Trochę nas zaskoczył budynek. Widać informację o dofinansowaniu z UE.. wchodzimy do knajpki na parterze. Okazuje się, że dobrze trafiliśmy. Miła gospodyni prowadzi nas na komnaty, jest czyściutko, dostęp do kuchni, właścicielka udostępnia nam pralkę, rowery też mają swoje miejsce :) Rewelacja. Po szybkim rozpakowaniu jedziemy jeszcze do "centrum" zaliczyć kilka atrakcji i zrobić zakupy... 
Stary młyn we Włodowicach
Stary młyn we Włodowicach © amiga
Ruiny pałacu we Włodowicach
Ruiny pałacu we Włodowicach © amiga
Przez bramę na teren kościoła
Przez bramę na teren kościoła © amiga
Kościół Bartłomieja Apostoła we Włodowicach
Kościół Bartłomieja Apostoła we Włodowicach © amiga
Włodowice - Kaplica Cmentarna
Włodowice - Kaplica Cmentarna © amiga
Słońce już zachodzi
Słońce już zachodzi © amiga
Słońce powoli zachodzi gdy wracamy. Wieczorem jeszcze pranie, późna kolacja i knujemy plany na jutro :)
To był długi ale bardzo przyjemny dzień... 

Opis Karoliny: Tymoteuszka.bikestats.pl

Dzień 3 - Z Zalipia do Węgrzyc

Niedziela, 13 sierpnia 2017 · Komentarze(2)
Uczestnicy



Minęła noc, poranek chłodny, około 5:00 zaczęło padać. Po pobudce sprawdzamy prognozy pogody, radary, powinno przestać padać do 7:00. Nie jest źle. Jednak temperatura... 11 stopni... nie zachęca do wyjazdu. Na spokojnie przygotowujemy śniadanie z tego co udało się znaleźć wczoraj w pobliskim sklepie :), Kawa i zbieramy manatki. 
Opady kończą się dopiero po 8:00, jakieś pół godziny później żegnamy się z właścicielami i ruszamy do pobliskiego Zalipia. 

Śniadanie ;) - sklep wiejski był licho zaopatrzony

Śniadanie ;) - sklep wiejski był licho zaopatrzony © amiga

Wioska zaskakuje, jest mocno rozproszona, domy niestety nie wszystkie umalowane, głównie te starsze, te bez ocieplenia, bez nowej elewacji. Za to malunki pojawiają się w różnych zaskakujących miejscach, na ulach, budach, stodołach... co chwilę zatrzymujemy się robimy fotki... 
Gościna u Babci
Gościna u Babci © amiga
Kolorowe ule
Kolorowe ule © amiga
Kościół pw. św.Józefa Oblubieńca i NMP w Zalipiu
Kościół pw. św.Józefa Oblubieńca i NMP w Zalipiu © amiga
Przedsionek kościoła w Zalipiu
Przedsionek kościoła w Zalipiu © amiga
Wnętrze kościoła w Zalipiu
Wnętrze kościoła w Zalipiu © amiga
Krzyż w przedsionku
Krzyż w przedsionku © amiga
Jeszcze raz kościół w Zalipiu
Jeszcze raz kościół w Zalipiu © amiga
OSP w Zalipiu - ciekawe jak wygląda wóz ;)
OSP w Zalipiu - ciekawe jak wygląda wóz ;) © amiga
Być może był to sklep?
Być może był to sklep? © amiga
Starusieńki domek
Starusieńki domek © amiga
Kierujemy się na Dom Malarek, to kolejne zaskoczenie, spodziewałem się czegoś drewnianego 100 letniego... a tutaj mamy nowy parterowy budynek ozdobiony tu i ówdzie. Dopiero za nim odnajdujemy niesamowicie wymalowane... wszystko :) włączenie ze stołami i drzewami :). Mija dobre kilkanaście minut :)
Dom Malarek - spodziewałem się czegoś innego ;)
Dom Malarek - spodziewałem się czegoś innego ;) © amiga
Przy domu malarek
Przy domu malarek © amiga
Zegar słoneczny, dzisiaj zepsuty ;)
Zegar słoneczny, dzisiaj zepsuty ;) © amiga
Pomalowane drzewa
Pomalowane drzewa © amiga
Dom Malarek
Dom Malarek © amiga
Kwiaty w ogródku
Kwiaty w ogródku © amiga
Uśmiechnięta Karolina :)
Uśmiechnięta Karolina :) © amiga
W moim magicznym domu.  ciepło jest i bezpiecznie.  Gościu znużony, gościu znudzony, jeśli ci kiedyś będzie po drodze, zajrzyj tu do nas koniecznie
W moim magicznym domu. ciepło jest i bezpiecznie. Gościu znużony, gościu znudzony, jeśli ci kiedyś będzie po drodze, zajrzyj tu do nas koniecznie © amiga

Jadąc dalej zauważamy napis zwiedzanie, pamiątki... skręcamy do Zagrody Trojniaków, na miejscu trafiamy na innych turystów, właścicielka oprowadza nas po chałupinie, pokazuje przedmioty ręcznie robione, ręcznie malowane, opowiada o historii tego miejsca, skąd wzięły się malowidła, wspomina Felicję Curyłową od której to się zaczęło. Sporo ciekawych informacji, tyle, że kobieta gada jak nakręcona... czasami powtarzając się ;). "Zwiedzanie" kosztuje 2 zł, ale dodatkowo kupujemy drobne upominki, pozostali turyści też zostawiają trochę grosza :). Było wiele pięknych rzeczy, tylko wieźć to na rowerze to bez sensu... może kiedyś w innych okolicznościach się obkupimy bardziej :)

W zagrodzie Trojniaków
W zagrodzie Trojniaków © amiga
Betlejka ;) Zalipska
Betlejka ;) Zalipska © amiga

Nieopodal znajduje się Zagroda Felicji Curyłowej niestety trwa remont, nie będzie możliwości zwiedzania, cóż... będzie powód by tutaj wrócić. Naprzeciwko znajduje się kolejny dom pięknie wymalowany, szyld wskazuje, że można tutaj kupić pamiątki. My już jednak mamy drobiazgi i możemy jechać dalej. Przy okazji, Dom Malarek i te 2 miejsca do zwiedzania są otwarte od około 11. Zagroda Trojniaków chyba wyjątkowo otworzyła się wcześniej :)

Zagroda Felicji Curyłowej
Zagroda Felicji Curyłowej © amiga
Tutaj też można kupić pamiątki
Tutaj też można kupić pamiątki © amiga
Wszędzie można trafić na malunki
Wszędzie można trafić na malunki © amiga

Opuszczamy Zalipie, jako, że nie mamy map korzystamy w dalszym ciągu z nawigacji, wspieramy się jednak mapami umieszczonymi przy atrakcjach małopolskiego. Daje to sporo, inaczej przejazd byłby nieco bez sensu... Podjeżdżamy pod kościółki drewniane, pod stare cmentarze. W Otfinowie krótki postój przy sklepie, chwila rozmowy z tubylcami i radzą nam jak jechać dalej. W efekcie jak się później okaże, nadrabiamy nieco drogi, jadąc do promu dookoła ;) Stan wody na Dunajcu nie jest zbyt wysoki, brak większych opadów, lekka susza. Może nie jest tak źle jak 2 lata temu na Bugu, jednak brak wody jest widoczny. 
Kościół Świętego Zygmunta w Żelichowie
Kościół Świętego Zygmunta w Żelichowie © amiga
Cmentarz z I wojny światowej przed Otfinowem
Cmentarz z I wojny światowej przed Otfinowem © amiga
Krótka przerwa na promie na Dunajcu
Krótka przerwa na promie na Dunajcu © amiga
Niski poziom wody
Niski poziom wody © amiga
Po przepłynięciu Dunajca, jedziemy ciut dookoła, zaliczając kolejny cmentarz wojskowy, docieramy do Zborowa gdzie znajduje się drewniana dzwonnica. Gdy robimy zdjęcia zaczynają się kręcić mieszkańcy, stroją kościół, wieszają kwiaty. Chyba będą dziś świętować. Czyżby to dożynki? Wyjeżdżając natykamy się na fury wiozące wystrojone osoby, może zespoły ludowe? Aż szkoda, że wyjechaliśmy tak wcześnie.
Cmentarz z I Wojny Światowej w okolicach Miechowic Małych
Cmentarz z I Wojny Światowej w okolicach Miechowic Małych © amiga
Ukwiecone ogrodzenie kościoła
Ukwiecone ogrodzenie kościoła © amiga
Drewniana dzwonnica przy kościele w Zaborowie
Drewniana dzwonnica przy kościele w Zaborowie © amiga
Kościół Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w Zaborowie
Kościół Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w Zaborowie © amiga
Dzwonnica przykościelna w Zaborowie
Dzwonnica przykościelna w Zaborowie © amiga
Słonecznik
Słonecznik © amiga
Zbliżamy się nieubłaganie do miejsca gdzie nasze mapy analogowe coś już pokazują, to okolice Ujścia Solnego nad Rabą. Po drodze oczywiście zaliczamy kilka atrakcji. 
Dwór w Dołędze
Dwór w Dołędze © amiga
Zabytkowy pałac Kępińskich w Szczurowej
Zabytkowy pałac Kępińskich w Szczurowej © amiga
Ujście Solne - remiza strażacka
Ujście Solne - remiza strażacka © amiga
Drewniany domek w Ujściu Solnym
Drewniany domek w Ujściu Solnym © amiga
I wszystko było by w porządku gdyby nie most. Jest długi, jest wąski, jazda na nim to wahadło, po kilka samochodów raz w jedną, raz w drogą stronę, bardzo wąski chodnik... Czas na przejazd na tyle krótki, że jadące samochody muszą się spieszyć, myślę, że 80-90 km/h to norma. Częściowo prowadząc rower, częściowo jadąc docieramy na drugi brzeg. Rowerem w żaden sposób nie ma możliwości przejazdu na jednych światłach... Cały czas trzeba obserwować, czy z drugiej strony nie ruszają, czy nie trzeba zjechać, uciec na bok. Przyznam się, że do tej poty nie widziałem tak złego rozwiązania. Most nie robi wrażenia starego. czyżby brakło kasy? 
Chyba najgorsza możliwa przeprawa przez rzekę z jaką miałem do czynienia - Ujście Solne
Chyba najgorsza możliwa przeprawa przez rzekę z jaką miałem do czynienia - Ujście Solne © amiga
Wały przy Rabie
Wały przy Rabie © amiga
Po drogiej stronie docieramy do Nowego Brzeska, to dobra pora na obiad, w centrum nijak, jest kebab, ale odstrasza, jest hotel, ale zamknięty. kilka sklepów, ale nie o to nam chodzi. Zamieniamy kilka słów z miejscowymi. Kierując nas do klasztoru Ojców Pijarów, Podobno tam jest restauracja. Jedziemy. Na miejscu spinamy rowery, wchodzimy do środka i... szok... Piękny 3 gwiazdkowy hotel, fajna restauracja. Siadamy zamawiamy.... Jedzenie pyszne, nie za drogie. Za solidny obiad (wzięliśmy placek z gulaszem i surówki + największą kawę) zapłaciliśmy coś koło 50 zł. Porcje wielkie. Ciężko się ruszyć. Jednak trzeba. Czeka nas około 40 km w kierunku Krakowa. Pewne jest jedno, płasko już nie będzie :)
Nowe Brzesko - zespół klasztorny Ojców Pijarów i Hotel i Restauracja św. Norberta
Nowe Brzesko - zespół klasztorny Ojców Pijarów i Hotel i Restauracja św. Norberta © amiga
Okolice Rudna Dolnego
Okolice Rudna Dolnego © amiga
Na polach w okolicach Wierzbna
Na polach w okolicach Wierzbna © amiga
Droga do Wierzbna
Droga do Wierzbna © amiga
Tak jak się spodziewaliśmy górki, dolinki, na tych pierwszych prędkość spada < 10 km/h na drugich przekracza 30 :). Pogoda zmienia się, wyszło słońce, jest przyjemnie ciepło... coś pięknego. Podziwiamy okolicę, rozglądamy się na boki. Jednak po głowie chodzi nam nocleg. Szukamy na mapie noclegowni... Niestety długo, długo nie ma nic. W Wysiołku Luborzyckim jest zaznaczona agroturystyka. Okazuje się na miejscu że to katolicki dom pielgrzyma - Kolping. Nikogo nie ma, Karolina dzwoni na podany telefon, dowiaduje się, że pani jest gdzieś na wyjeździe, dzisiaj mają zamknięte, musiałaby gdzieś dzwonić, ktoś musiałby przyjechać... cena 50 zł za osobę... Odechciewa się wszystkiego. Dziękujemy za taką łachę... 
Drewniana kaplica św. Barbary (1892) w Wierzbnie
Drewniana kaplica św. Barbary (1892) w Wierzbnie © amiga
Siedliska - kapliczka na szczycie podjazdu
Siedliska - kapliczka na szczycie podjazdu © amiga
Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Biórowie Wielkim
Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Biórowie Wielkim © amiga
Drewniany kościółek WNMP w Biórowie Wielkim
Drewniany kościółek WNMP w Biórowie Wielkim © amiga
Szkoda, że był zamknięty
Szkoda, że był zamknięty © amiga
Obdzwaniamy kilka miejsc noclegowych znalezionych na necie i znajdujemy :) tuż przy Krakowie, dokładniej w Węgrzycach. Gnamy tam bo czasu wiele nie ma do zachodu słońca. gdy docieramy na miejsce jest już ciemno. pokój jest lekko klaustrofobiczny... dziwnie umieszczone wejście do łazienki... ta ostatnia wygląda jakby przeniesiono ją z lat 70 tych :). Przy czym nie jest źle. Rowery nocują z nami w pokoju... Niestety sklepy pozamykane. Ratujemy się na pobliskiej stacji benzynowej. Mamy jeszcze trochę czasu by rozrysować naszą jutrzejszą trasę :). Noclegu poszukamy w trasie... 
A jeszcze jedno... nocujemy w Hoteliku u Niny. Ceny wysokie. Kolping byłby nieco tańszy, ale obsługa skutecznie nas zraziła do siebie. Gdy uwzględnimy śniadanie w pierwszym dniu w hotelu 3 gwiazdki, to Nina jest droższa od tego hotelu. Najważniejsze, że mieliśmy kont do spania i plany na jutro :)

Opis Karoliny: Tymoteuszka.bikestats.pl

Dzień 2 - Przez Lanckoronę do Wieliczki, Bochni, Tarnowa i Pilczy Żelichowskiej

Sobota, 12 sierpnia 2017 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Drugi dzień wyprawy, a w zasadzie to pierwszy w pełni rowerowy, do pokonania około 100 km, przynajmniej tak twierdzi google ;)
Poranek jest jednak nieciekawy, leje deszcz, słychać odgłosy pobliskiej burzy, za oknem psy szczekają.... Udajemy się więc spokojnie na śniadanie. Jak na mały hotel jest pyszne, syte, to największa zaleta tego miejsca. Przeglądamy mapy radarowe, to coś powinno nas raczej ominąć, jesteśmy gdzieś na brzegu ulew... tyle, że będziemy się poruszali w kierunku gdzie może popadać. Niespiesznie się zbieramy w efekcie po kolejnej burzy wyjeżdżamy przed 9:00... Strasznie późno, ale trudno, kierunek Lanckorona. 


Kilka km dalej zatrzymujemy się pod wiatą na przystanku, zbyt mocno leje. Mija dobre kilkanaście minut, jest jakby lepiej, wsiadamy na rowery i jedziemy, wkrótce zjeżdżamy z głównej drogi, zaczynają się podjazdy ;) 
Z sakwami ciężko się jedzie pod górkę, mijają nas samochody, gdzieś za Biertowicami, źle skręcamy, niby wszystko się zgadza, tylko coś nie podoba mi się kierunek, kościół jest nie po tej stronie, zatrzymujemy się pora przyjrzeć się mapą, zaglądam na OSMANDa. Wszystko jasne... Za karę mamy zjazd do Sułkowic. 
Zrobiło się nieciekawie, ciemne deszczowe chmury wiszą nad nami

Zrobiło się nieciekawie, ciemne deszczowe chmury wiszą nad nami © amiga

Zatrzymujemy się przy kościele w centrum, pora na krótką przerwę, zaglądamy ponownie na mapy, przy drodze są oznaczenie kierunku na Lanckoronę, tle że odległości się nie zgadzają, na znakach jest 9 km nawigacja podaje mi około 6. Spora różnica, tym bardziej, że całość będzie pod górkę. W oddali odzywa się burza... nie wróży to dobrze. W górach na szczycie jest to średnio przyjemne. 
Parafia Najświętszego Serca Pana Jezusa w Sułkowicach
Parafia Najświętszego Serca Pana Jezusa w Sułkowicach © amiga
Wewnątrz kościoła
Wewnątrz kościoła © amiga
Uśmiechnięta Karolina :)
Uśmiechnięta Karolina :) © amiga
Podjazd miejscami bardzo ciężki, ledwo kręcimy, na dokładkę nad Lanckoroną widać wiszącą chmurę, szczyt przykrywa chmura. Zaczyna padać, kryjemy się pod drzewem, mija 5 minut i można znowu jechać, ostatni kilometr... i docieramy na miejsce. 
W drodze na Lanckoronę
W drodze na Lanckoronę © amiga
Przed chwilą to podjechaliśmy, lekko nie było
Przed chwilą to podjechaliśmy, lekko nie było © amiga
Śliskie granitowe kamienie
Śliskie granitowe kamienie © amiga
Kafejka na szczycie, tego nam trzeba
Kafejka na szczycie, tego nam trzeba © amiga
Postój przy kafejce, o tej porze i po górkach, aż prosi się o pyszną kawę i jakieś ciastko... rozmawiamy... kombinujemy... i pada pomysł, a może nieco wspomóc się pociągiem? Z rana straciliśmy 2 godziny przez deszcze, nocleg mamy 100km od Lanckorony... Zaglądamy na mapy... W Kalwarii Zebrzydowskiej jest stacja kolejowa, sprawdzamy rozkład jazdy pociągów. O 11:33 jest pociąg do Krakowa. Mamy około pół godziny czasu... Wypijamy kawę w minutę, ciastko też niknie i ruszamy... 4 km do dworca... Powinniśmy dać radę. 
Jesteśmy ciut przed czasem, zabawa w przenoszenie rowerów po schodach, a można było przejść ;) dołem, ale to rozwiązanie zauważyliśmy dopiero gdy rowery były na szczycie przejścia. Po wejściu do pociągu zaczyna lać... Udało nam się. 

Wysiadamy na stacji Kraków Swoszowice. Kierunek Bochnia, początkowo jedziemy głównymi drogami wojewódzkimi, ale są tragiczne, gdy tylko nadarza się okazja odbijamy nieco bardziej na bok... Jest zdecydowanie spokojniej. Można podziwiać krajobraz, szkoda tylko że horyzont przysłaniają chmury i zamglenia, chociaż im bardziej na wschód tym pogoda lepsza :)
Stacja Kraków Swoszowice
Stacja Kraków Swoszowice © amiga

Na szczycie
Na szczycie © amiga
Chwila odpoczynku po zjeździe z DW 966
Chwila odpoczynku po zjeździe z DW 966 © amiga

Droga jednak trochę Nudna, do Wieliczki, gdzie kilka minut postoju, kolejne omówienie trasy, drobne korekty i jedziemy dalej, w końcu do Bochni coraz bliżej :)
Cmentarz w okolicy Suchoraby
Cmentarz w okolicy Suchoraby © amiga
Gdzieś za tym stawem powinien być pałac
Gdzieś za tym stawem powinien być pałac © amiga
Okolice Cichawy
Okolice Cichawy © amiga
W Wieliczce,w tle widok na kopalnię soli, a z przodu plac do nauki jazdy, plac zabaw... coś pięknego
W Wieliczce,w tle widok na kopalnię soli, a z przodu plac do nauki jazdy, plac zabaw... coś pięknego © amiga
W centrum Wieliczki
W centrum Wieliczki © amiga
Ciekawy pomysł, chociaż nie oryginalny
Ciekawy pomysł, chociaż nie oryginalny © amiga

Wjeżdżamy na Trakt Królewski, szkoda, że pogoda nie jest lepsza, ale przynajmniej nie pada. Spoglądamy na zegarek, zaglądam do OSMAnd-a od tego miejsca mamy 75km i tylko 4 godziny do zachodu słońca, to nie jest dobra wróżba... Karolina rzuca pomysł... może znowu wspomożemy się koleją? Przystaję chętnie na tą propozycję, gnamy do Bochni na dworzec, jest nieźle, pociąg ma być za kilkanaście minut. Pora coś przegryźć, dzisiaj tylko banany, Grześki... i woda... W pobliżu jest sklep, są bułki, jest ser, będą kanapki ;)

Piękna okolica
Piękna okolica © amiga

Kościół Narodzenia św. Jana Chrzciciela w Chełmie
Kościół Narodzenia św. Jana Chrzciciela w Chełmie © amiga
Przy kościele w Chełmie
Przy kościele w Chełmie © amiga
Przyjeżdża pociąg, wsiadamy, w między czasie uświadamiamy sobie, że nie mamy map okolic Tarnowa. Ale w końcu Tarnów to duże miasto, powinniśmy coś bez problemu kupić. Gdy dojeżdżamy na miejsce wizyta w sklepiku dworcowym, jest mapa ale miasta. Do niczego nam nie jest potrzebna. Jest jeszcze Zakopane, tylko po co? Dziwne to... 
Włączam nawigację, jak nie z mapą to pojedziemy za nią, chociaż, nie do końca jestem z tego zadowolony. Gdy jesteśmy na wysokości galerii handlowej, zatrzymuję się i pędzę do środka, docieram do księgarni... Pani mi proponuje jedyną mapą jaką mają... mapę Irlandii. Jakieś jaja... Pytam się o mapy jeszcze 2 miejscach... tragedia... nie ma nic... Zostaje tylko jedno zaufać OSMANDowi. 

Kościół Świętej Trójcy w Łęgu Tarnowskim
Kościół Świętej Trójcy w Łęgu Tarnowskim © amiga
Kaplica w pobliżu kościoła w Łęgu Tarnowskim
Kaplica w pobliżu kościoła w Łęgu Tarnowskim © amiga
Czas nieubłaganie ucieka, do zachodu słońca coraz bliżej, chmury na niebie dokładają swoje 3 grosze, ciemność zapada szybciej iż byśmy chcieli. W Żabnie aż prosiłoby się o dłuższy postój, ale nie ma jak... Kręcimy dalej... krótkie postoje to tu to tam, gdy tylko coś nas zauroczy, zwróci naszą uwagę. 
Nadrzewne grzyby
Nadrzewne grzyby © amiga
W centrum Żabna
W centrum Żabna © amiga
Robi wrażenie
Robi wrażenie © amiga
Chyba największym zaskoczeniem był napis Nieciecza i z daleka widoczny stadion... Musieliśmy się zatrzymać, musieliśmy zrobić zdjęcie, drugiej takiej okazji może nie być :)
Bruk-Bet Termalica Nieciecza
Bruk-Bet Termalica Nieciecza © amiga
Wieje silny wiatr
Wieje silny wiatr © amiga
Jest coraz ciemniej, do kwatery coraz bliżej, tyle, że coraz mniej widać. W Pilczy Żelichowskiej jest już zupełnie ciemno, numeracja budynków jest chora, kolejność wg ich budowy. Kręcimy po wiosce, numery 50, 51, 102, 114... tylko naszej 116 jakoś nie ma. W końcu przy remizie trafiamy na tubylców lekko podchmielonych, zamieniamy kilka słów i kierują nas bezbłędnie, co ciekawe OSMAND twierdzi, że tutaj powinien być numer 42... cóż... Właściciele mili, spora gromadka dzieciaków dookoła domu się kręci. Za to wnętrza... jakiś szaleniec projektował, by dojść do pokoju trzeba przejść dość skomplikowany labirynt, w kuchni śmierdzi, stoły lepią się od brudu. Za to pokoik przyzwoity. Łazienka do przyjęcia. W zasadzie jesteśmy tutaj na jedną noc... Po drugie jak później się okaże to najtańszy nocleg... :) więc nie ma co narzekać :)

Najbardziej boli brak map... jutro przez 2 może 3 godziny też będziemy się posiłkować nawigacją... nasze mapy zaczynają się jakieś 30 km na zachód ;)

Opis Karoliny: Tymoteuszka.bikestats.pl

Wyprawa do Gdańska dzień pierwszy ;)

Piątek, 11 sierpnia 2017 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Lato w pełni, w zasadzie połowa już za nami, przez złamanie ręki uziemiony byłem przez 1.5 miesiąca. 1 sierpnia wsiadłem na rower. Pora na jakąś wyprawę. Od Jakiegoś czasu z Karoliną planujemy wspólny wyjazd... Początkowo po głowie chodził Kraków, ale to było jakiś czas temu, prognozy pogody wskazywały, że ten kierunek lepiej omijać, ma padać, lać, grzmieć. A to żadna przyjemność jechać w deszczu, pomiędzy błyskawicami, z mokrym tyłkiem... Tydzień przed obieramy więc bardziej pewny kierunek... Gdańsk, Olsztyn... tam ma świecić słońce, powoli wszystko się krystalizuje, jednak.... dzień przed wyjazdem pojawiły się problemy, pierwszy to zmiana prognoz, drugi... to problem z rezerwacją miejsc na rowery w pociągu. Próby kombinowania na niewiele się zdały, po głowie chodziło mi kupienie pokrowców podróżnych na rowery... Prognozy jednak zweryfikowały kierunki... po raz kolejny... Bezpieczniejszy będzie Wrocław ;), jednak tuż przed zakupem biletów, wracamy do pierwotnego wariantu, lektura meteo.pl napawa optymizmem, to jednak Kraków będzie słoneczny... 

Przygotowania do wyjazdu idą mi opornie, problemy w domu, do kompletu rehabilitacja, wizyta w szpitalu burza w nocy, zalanie mieszkania przez nieżyjącego już sąsiada... powodują, że w nocy przed śpię niecałe 3 godziny. Kończę się pakować około 6:00. Pociąg mam po 8:00. Jest trochę czasu, ale oczy na zapałkach, a kawa leje się strumieniami ;)

W końcu nadchodzi pora wyjazdu, jadę oczywiście do Tomaszowa z przesiadką w Koluszkach. Jako, że to IC to standardowo pojawia się problem z rowerem, bo miejsce jest przeznaczone zarówno na bagaże jak i rowery, to chore rozwiązanie. Po interwencji konduktora, walizki zostają przeniesione i rower jednak zawisa na haku. Mogę chwilę odpocząć. 

W Koluszkach 40 minut przerwy, wychodzę na miasto, jest upalnie, kupuję lody, jest jakby lepiej, rowerowi też coś się należy, wiec podjeżdżam na myjnię, miałem to zrobić wczoraj, jednak wszystko się pokomplikowało... 2 zł i rower wygląda porządnie :)

Wsiadam do pociągu do Tomaszowa, nawet nie szukam haków, wysiadam za 30 minut, postoję. Na miejscu mam 3 godziny, jadę do Karoliny, powitanie :), gadu-gadu, czas leci. Dochodzi 15... pora się pozbierać. Już w 2-kę udajemy się na dworzec. Pociąg dociera prawie o czasie. 2 godziny jazdy przed nami... 2 godziny pogaduch... Wyjątkowo w tym składzie jest nieco więcej miejsca na rowery. Tak można jechać. Tyle, że przed Włoszczową pociąg staje, 40 minut z głowy, przepuszczamy jakieś 2 składy... Nie wróży to dobrze. Nocleg mamy w Krzywaczce około 30 km od Krakowa. 
Kraków znad Wisły
Kraków znad Wisły © amiga
Będzie ciężko zdążyć przez zmrokiem, ale może damy radę :), Wyjazd z Krakowa tragedia, chcieliśmy odwiedzić stare miasto, Kazimierz, ale tysiące osób i remontowane drogi skutecznie nad od tego odwiodły, marzymy by tylko wydostać się z miasta. Jak nie przepadam, za centrum Katowic, tak mam wrażenie, że u nas jest sielanka :). Centrum Krakowa jest gorsze niż Warszawska starówka. Wkurzają mnie naganiacze do klubów go-go, do escape-roomów, knajp... itd.. 

Uciekamy z Krakowa, trasę wybraliśmy wzdłuż Wisły do Tyńca, Skawinę, Radziszów i do Krzywaczki. Obserwujemy zachodzące słońce, 2 drobne pomyłki kosztują nas trochę czasu. Na jednej z dróg, za Radziszowem zwinęli most - będzie nowy, ale przejazdu nie ma. Tak przynajmniej twierdzą tubylcy. Nadłożone km mszczą się... Gdy docieramy na wysokość drogi 52 jest już ciemno... Musimy przejechać kawałem tą drogą, dla bezpieczeństwa wybieramy chodnik, to jakiś kilometr, może 2. Wszystko idzie spokojnie sprawnie do czasu gdy ni z tego, ni z owego pojawiają się schody, całe szczęście, że nie są wysokie, a kolejne stopnie dzieli metr. Momentalnie widzę siebie jak lecę, jak łamię rękę, udaje mi się zatrzymać, spoglądam na Karolinę, nic się nie stało, udało jej się też bezpiecznie wyhamować. Nie lubię takich niespodzianek. Jakby nie mogło być pochylni w tym miejscu. Nie zazdroszczę mieszkańcom. 
Już zachodzi słoneczko, za kościółem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Krakowie
Już zachodzi słoneczko, za kościółem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Krakowie © amiga

Docieramy do Hotelu pod Kogutkiem, rowery nocują pod schodami wewnątrz budynku, my mamy do dyspozycji całkiem niezły pokój, tyle, że brak klimatyzacji trochę rozczarowuje, wewnątrz jest gorąco, myślę, że około 26-28 stopni. Udajemy się jeszcze na kolację do przyległej karczmy. Jedzenie pycha :)

Noc niestety męcząca, gorąco robi swoje, a za oknem 2 burki sąsiadów ujadają jak oszalałe...

Podsumowując to Gdańsk zostaje na kiedyś tam, a teraz przyszedł niespodziewanie czas na Kraków :)

Opis Karoliny: http://tymoteuszka.bikestats.pl/

Bożocielnie na jurze z Karoliną :)

Czwartek, 15 czerwca 2017 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Czwartek, Boże Ciało..., dzień wolny, prognozy od jakiegoś czasu wskazywały, że będzie to ciepły dzień, prawie bezwietrzny... Od jutra w Polsce będzie lało, padało, wiało... szkoda, bo na ten weekend od dłuższego czasu mieliśmy plany, tylko co to za przyjemność marznąć w zimnym deszczu? Decyzja była trudna, nie ma co wypuszczać się za daleko. Za to... pod rozwagę mieliśmy 2 lokalizacje, okolice Częstochowy i Kielc... W zasadzie w ostatniej chwili została podjęta decyzja Częstochowa. 

Z rana pakuję się w pociąg, wysiadam nieco przed Częstochową w Korwinowie, to lepsze miejsce jeżeli chodzi o wylot na Olsztyn, tak mi się wydawało, tyle, że dojazd na miejsce spotkania, przy skrzyżowaniu z DK46, część drogi to jakiś obłęd, jadę po chodniku wzdłuż jedynki, psychika i znaki nie pozwalają mi wjechać na drogę. Ktoś tutaj o czymś zapomniał, nie tylko o rowerzystach, ale i o pieszych... 

Na miejsce spotkania z Karoliną docieram w chwili gdy i Ona tam wjeżdża... rozmawiamy kilka minut... może nawet kilkanaście, szybka wizyta na stacji i... ruszamy, początkowo DK46, za wiaduktem nad koleją, pojawia się rowerówka, piękna równa asfaltówka, o 9:30 prawie zero ludzi :) tak to można jechać :) Za stacją benzynową odbijamy na Skrajnicę i dopiero stamtąd wjeżdżamy do Olsztyna. W centrum kilka minut na focenie... i ustalenie dalszej trasy. Czasu specjalnie dużo nie ma, fajnie by było zahaczyć o Złoty Potok, może coś jeszcze... zobaczymy.... Z Olsztyna będziemy się kierować na Siedlec... a którędy? To wyjdzie w praniu, wiemy jedno, trzeba unikać piachu... 

Widać już zamek w Olsztynie
Widać już zamek w Olsztynie © amiga

Rynek w Olsztynie
Rynek w Olsztynie © amiga
Karolina przegląda zdjęcia
Karolina przegląda zdjęcia © amiga
Uśmiech jak zawsze od ucha do ucha :)
Uśmiech jak zawsze od ucha do ucha :) © amiga
Gdy opuszczamy centrum Olsztyna (w sumie to tam niewiele więcej jest poza centrum ;), wjeżdżamy na szlak, przy parkingu przed Sokolimi Górami, trochę terenu nie zawadzi, a na odległości możemy sporo zaoszczędzić, tylko czy to samo będzie z czasem? Wiem, że ta część jury potrafi być zdradliwa, wiem, by unikać czerwonego szlaku... pamiętam to jeszcze z Transjury, gdzie pierwsze 100 km było po piachu... 
Szlak nieco zaskakuje, owszem jest trochę piachu, nawet chwilami są nieco większe jego łachy, jednak da się przez to przejechać na cienkich kołach. Nie zmienia to faktu, że gdy wyjeżdżamy na asfalt, to czujemy ulgę... Lubię teren, tyle, że niekoniecznie piaszczysty ;)
Przy rezerwacie Sokole góry
Przy rezerwacie Sokole góry © amiga
Czerwone maki... na jurze
Czerwone maki... na jurze © amiga

Jedziemy przez Zrębice, w drewnianym kościółku trwa msza, masa ludzi, nie będziemy przeszkadzać, chociaż szkoda, że nie udało się wejść do środka, czy zrobić foty z zewnątrz. Będzie powód by tutaj wrócić ;) Część dróg którymi się poruszamy jest mi dziwnie znajoma, gdy przejeżdżamy koło kamiennego płotu prowadzącego na Siedlec poznaję to miejsce, za płotem jest pustynia Siedlecka, kiedyś  tam był umieszczony jakiś punkt kontrolny, na jakimś RNO, ale za diabła nie mogę sobie przypomnieć co to było, wydaje mi się, że chodzi o którąś z edycji Odysei, głowy za to nie dam ;)
Zrębice - Kaplica św. Idziego
Zrębice - Kaplica św. Idziego © amiga
Krzyż, przy źródełku św. Idziego
Krzyż, przy źródełku św. Idziego © amiga
Źródełko św. Idziego? Jakoś inaczej je sobie wyobrażałem
Źródełko św. Idziego? Jakoś inaczej je sobie wyobrażałem © amiga
Może ktoś chętny na kupno Piekła?
Może ktoś chętny na kupno Piekła? © amiga
W Siedlcu czy Siedlecu (?) kombinujemy przez chwilę z czarnym szlakiem pieszym dojeżdżamy do kamieniołomu Warszawskiego i wycofujemy się rakiem, to był zły pomysł, wracamy na asfalt. kierujemy się na Bramę Twardowskiego i dalej na Diabelskie mosty :). Kilka fot, kierunek Trzebniów... jedziemy czerwonym szlakiem, tyle, że odkrywany, po jakimś czasie, że to nie ten czerwony, w zamian zbliżamy się do Żarek... cóż. Pomyłka w sumie bez konsekwencji, w końcu to nie maraton, a może coś z tego będzie dobrego. Zaskakuje za to czerwony rowerowy, pamiętam, że było tutaj masę piasku, a w większości jedziemy idealnymi asfaltami... Docieramy wkrótce do Żarek. 
Bramki - droga do Bramy Twardowskiego
Bramki - droga do Bramy Twardowskiego © amiga
Tabliczka informacyjna
Tabliczka informacyjna © amiga
Brama Twardowskiego
Brama Twardowskiego © amiga
Czerwony rowerowy zaskakuje, ostatnio gdy tędy jechałem był piach
Czerwony rowerowy zaskakuje, ostatnio gdy tędy jechałem był piach © amiga
Samo miasto do tej pory traktowałem jako przelotowe, nie warte przerwy, zatrzymania się w nim, chyba, że po krótkie zakupy w sklepie. Dzisiaj mile mnie zaskoczyło, bo okazuje się, że znajduje się tutaj Sanktuarium, synagoga, kirkut, kościółek drewniany, młyn zamieniony obecnie na muzeum i... coś co mnie rozłożyło na łopatki - zespół stodół. Nazwa nijaka nie oddaje tego co zastaje się na miejscu... to kilkadziesiąt kamiennych stodół w centrum miasta, na dość sporym terenie... Wydaje się, że to miejsce umarło, bądź umiera, w każdym bądź razie nie ma pomysłu jak je wykorzystać, a jakby na to nie patrzeć to skansen w samym środku miasta :)
Sanktuarium Matki Bożej Leśniowskiej w Żarkach
Sanktuarium Matki Bożej Leśniowskiej w Żarkach © amiga
Zabudowania na terenie sanktuarium
Zabudowania na terenie sanktuarium © amiga
Zespół zabudowań stodół w Żarkach
Zespół zabudowań stodół w Żarkach © amiga
Młyn w Żarkach
Młyn w Żarkach © amiga
Synagoga w Żarkach
Synagoga w Żarkach © amiga
Kościółek św. Barbary w Żarkach
Kościółek św. Barbary w Żarkach © amiga
Na terenie kirkutu w Żarkach
Na terenie kirkutu w Żarkach © amiga
Kirkut w Żarkach
Kirkut w Żarkach © amiga
Spory cmentarz Żydowski
Spory cmentarz Żydowski © amiga
Połamane macewy wkomponowane w mur
Połamane macewy wkomponowane w mur © amiga
Kwiaty rosną wszędzie
Kwiaty rosną wszędzie © amiga
Przyroda upomniała się o to miejsce
Przyroda upomniała się o to miejsce © amiga
Powoli  wyjeżdżamy z Żarek, jedziemy śladem procesji, tuż przed sanktuarium jej końcówka wchodzi na jego teren. Minuta przerwy i możemy jechać dalej. Zahaczamy o Strażnicę Przewodziszowicką, tam w miejscu postojowym pałaszujemy pyszną domową pizze :).
Po obiedzie jedziemy dalej, kierunek pustelnia, która trochę zaskakuje, a raczej rozczarowuje, pustelnia to dość okazały kościółek, klasztor, połączony z czymś na kształt hotelu, tuż za trafiamy na miejsce gdzie można kupić dewocjonalia i kawę :). To ostatnie jest nam potrzebne... :) W ciągu minuty znika w naszych brzuchach... 
Pachnąca droga :)
Pachnąca droga :) © amiga
Strażnica Przewodziszowicka
Strażnica Przewodziszowicka © amiga
Poziomki zaczęły się czerwienić
Poziomki zaczęły się czerwienić © amiga
W pobliżu pustelni w Żarkach
W pobliżu pustelni w Żarkach © amiga
Najedzeni i napici źle zjeżdżamy i zamiast odbić na Trzebniów, wracamy w okolice kol. Czatachowej. wracać nie ma sensu, jedziemy więc tym samym szlakiem do Ostrężnika i dalej na Diabelskie Mosty, stąd już niedaleko do Złotego Potoku, główna droga jest obrzydliwa jak zawsze w tym miejscu wiec uciekamy nieco na bok, na czarny szlak rowerowy który doprowadza nad do tylnego wejścia do pałacu Raczyńskich. Po raz kolejny robimy kilka zdjęć, przyznam się, że pierwszy raz podjechałem tak blisko pod pałac, najczęściej zdjęcia robiłem znad pobliskiego stawu, a wjeżdżałem na teren główną bramą... 
Krajobraz rodem z Windowsa XP ;)
Krajobraz rodem z Windowsa XP ;) © amiga
Całkiem przyzwoity szlak
Całkiem przyzwoity szlak © amiga
Strażnica/Zamek i jaskinia Ostrężnik
Strażnica/Zamek i jaskinia Ostrężnik © amiga
Pałac Raczyńskich w Złotym Potoku
Pałac Raczyńskich w Złotym Potoku © amiga
Czas ucieka, musimy dotrzeć w okolice Olsztyna za około 90 minut... niby niedaleko, jednak obawiam się, że może wyskoczyć nam jakaś niespodzianka, w postaci piaskownicy... więc im szybciej wyjedziemy tym lepiej. Na wprost pałacu znajduje się szlak Maryjny ;) lub jak kto woli Czerwony Pieszy szlak Orlich Gniazd lub  Droga Klonowa ;)... do wyboru do koloru... Nawierzchnia dość nieprzyjemna, sporo kamieni, rowerami nieco rzuca... jednak da się po tym jechać. Gdy docieramy w pobliże Siedlca, decyzja mogła być tylko jedna, asfalt więc wracamy na szlak którym wcześniej już jechaliśmy, to tylko kilka km, a powinno nam to nieco przyspieszyć przejazd. Ponownie jedziemy przy pustyni Siedleckiej i Zrębice... mamy tym razem nieco szczęścia...  kościółek jest pusty i otwarty, tzn częściowo otwarty, wewnątrz są zamknięte przeszklone drzwi... ale widać wnętrze :)
Kościół św. Idziego w Zrębicach
Kościół św. Idziego w Zrębicach © amiga
Wewnątrz Kościoła św. Idziego
Wewnątrz Kościoła św. Idziego © amiga
Końcówka wycieczki to czerwony rowerowy, aż do samego Olsztyna, tam mamy chwilę by odsapnąć, pakujemy rowery i zostaję podwieziony do Częstochowy. 
Skałki w okolicy Olsztyna
Skałki w okolicy Olsztyna © amiga
Piachy też się trafiają
Piachy też się trafiają © amiga
Po drugiej stronie jest zamek w Olsztynie
Po drugiej stronie jest zamek w Olsztynie © amiga
Szczęśliwa Karolina po przejechaniu kolejnej piaskownicy
Szczęśliwa Karolina po przejechaniu kolejnej piaskownicy © amiga
Na brak piasku nie możemy narzekać
Na brak piasku nie możemy narzekać © amiga
Wieża zamkowa na skale
Wieża zamkowa na skale © amiga
Po pożegnaniu jadę dalej sam, do dworca niedaleko, ale rowerówka wzdłuż Alei Niepodległości to jakiś żart... są miejsca gdzie jeden rower ma problem by się zmieścić pomiędzy płotem, a słupami... to jakiś obłęd... To jest jeden z tych powodów dla których uważam, że rowerówki powinno się zlikwidować. Są niebezpieczne. 
Głupie pomysły na drogi pieszo-rowerowe w Częstochowie - wydaje mi się, że nie spełnia żadnych wymogów
Głupie pomysły na drogi pieszo-rowerowe w Częstochowie - wydaje mi się, że nie spełnia żadnych wymogów © amiga
Wkrótce docieram do dworca PKP, okazuje się, że mam sporo czasu, ląduję więc u pobliskiego chińczyka... jedzenie jak zawsze pycha... 
Dworzec PKP w Częstochowie
Dworzec PKP w Częstochowie © amiga
Do domu docieram po 21... zaczęło się ściemniać... jakoś mi to nie przeszkadza. 
Dzień spędzony aktywnie, w Towarzystwie Karoliny. Jak zawsze było to niesamowite spotkanie. Mam nadzieję, że Cię nie zanudziłem ;) Szkoda tylko, że prognozy na weekend pokrzyżowały nam plany... ale... co się odwlecze to nie uciecze :)