Nasze jeżdżenie po Malcie - dzień drugi
Wtorek, 7 maja 2019
· Komentarze(2)
Kategoria do 68km, W jedną stronę, W towarzystwie, Wyprawy z Karoliną, Zupełnie pojechane
Wstajemy nieco później niż pierwotnie planowaliśmy, może to zmęczenie dnia poprzedniego. Powolutku się zbieramy, dzisiaj dzień rowerowy, co bardzo nas cieszy. Choć... z kilku powodów nie wzięliśmy na Maltę ubrań rowerowych. Jadę więc w dżinsach ;) Nie pamiętam kiedy zrobiłem coś podobnego poza wyjazdami na myjnię ;) Obstawiam, że szwy zrobią swoje... cóż ciekawe jak będzie.
Podobnie jak i wczoraj korzystamy z mapy, mało szczegółowej mimo stali 1:40000 oraz nawigacji. Droga nie wydaje się początkowo specjalnie skomplikowana, musimy jednak ponownie przywyknąć do jazdy po niewłaściwej stronie drogi. Po jakimś czasie udaje się to ogarnąć i jazda jest bezpieczna. Gdzieniegdzie kluczymy pomiędzy uliczkami. Tyle, że dzisiaj już kościoły w środku miasta już na nas nie wywierają takiego wrażenia, są zbyt powszechne, są zbyt podobne do siebie. Podobnie dzieje się z opuncjami. Wczoraj z rana zatrzymywaliśmy się przy prawie każdej... Dzisiaj... to już codzienność ;)
Okolice Gudji © amiga
Għaxaq © amiga
Kościół w Għaxaq © amiga
Żejtun © amiga
Zbliżamy się do Marsaxlokk © amiga
Wczesny wyjazd ma pewne zalety, ruch na drogach jest mały, zresztą nie jedziemy przez wielkie miasta, tylko małe miasteczka. Wkrótce docieramy do morza. W zasadzie spotkaliśmy się z nim po raz pierwszy wczoraj, ale wiatr jakoś nas odstraszył od bezpośredniego kontaktu. Dziś jest inaczej...
Kościół w centrum Marsaxlokk © amiga
W porcie Marsaxlokk © amiga
Sporo łódek :) © amiga
Gdy wychylamy się z nabrzeża widzimy krystalicznie czystą wodę, widać pływające w niej rybki, widać dno... Przypomina to nasze najczystsze rzeki i jeziora. Nie ma nic wspólnego z Bałtykiem, który od zawsze kojarzy mi się z pływającym syfem... Po prostu człowiek ma ochotę wskoczyć do takiej wody :)... Mija dobra chwila nim opuszczamy Marsaxlokk...
W wodzie widać małe rybki © amiga
Marsaxlokk - port © amiga
Sporo łodzi © amiga
W oddali widać Marsaxlokk © amiga
Chyba trochę przesadzają z paleniem © amiga
Wyspa nie jest płaska, to w zasadzie skała, raz wyższa, raz niższa, podjazdy chwilami szokują, osobiście brakuje mi budów i pedałów SPD... Docieramy do Marsaskali, ponownie jesteśmy przy brzegu... Tutaj kontakt z wodą jest jeszcze bliższy... To naprawdę niesamowite... i chyba największe zaskoczenia.
W drodze do Marsaskali © amiga
Okolice San Tumas © amiga
Pięknie tutaj © amiga
Niesamowicie czysta woda © amiga
Uśmiechnięta Posterunkowa :) © amiga
Morze Śródziemne © amiga
Powolutku jedziemy wzdłuż wybrzeża, jest pięknie, choć chwilami wiatr daje o sobie znać. W końcu postanawiamy odbić w kierunku centrum wyspy, ściąć część szlaku gdzie nie spodziewamy się niczego specjalnego, a mogłoby się to skończyć niepotrzebnymi przelotami tam i z powrotem. Mimo mapy i nawigacji udaje nam się kilka razy pojechać nie tak, na szczęście błędy dość szybko korygujemy.
Mocno zabudowane wybrzeże © amiga
Łodzie wypłynęły chyba.... © amiga
Okolice Żonqor © amiga
Ciekawe miejsce © amiga
Łodzie nawet na skrzyżowaniach dróg © amiga
Madonna Tad-Dawl Chapel © amiga
Jedzie samochód, jak tu się minąć? © amiga
Słońce pali niemiłosiernie, po pierwszej opaleniźnie jeszcze schodzi mi skóra, a już szykuje się kolejna ;) Gdy docieramy w okolice Tarxien zaczynamy kołować po mieście, są chwile gdzie ruch samochodowy jest paskudny, gdzie postanawiamy połamać trochę przepisów jadąc chodnikiem. Jest bezpieczniej, mimo, że ludzie dziwnie na nas się patrzą. I co z tego ;) Trafiamy na pastizzerie, zaopatrujemy się w kilka lokalnych przysmaków. Każdy z innym nadzieniem i kombinujemy gdzie zjeść. Spokojne miejsce z ławeczką odnajdujemy do kilku minutach. To okazja by zajrzeć do mapy i ustalić gdzie właściwie jesteśmy. Po Zsynchronizowaniu nawigacji z mapą, okazuje się, że w okolicy jest kilka ciekawych pozycji do obejrzenia, ale to po drugim śniadaniu :)
Kościół Matki Bożej Łaskawej w Żabbar © amiga
Dalej mam wrażenie, że wszyscy jadą pod prąd ;) © amiga
Paola Parish Church © amiga
Przerwa w Tarxien © amiga
Kościół w Tarxien © amiga
Malta Islamic Center © amiga
Droga do Valetty © amiga
Trochę pokrążyliśmy po Tarxien, wracamy na wybrzeże, tym razem północno-wschodnia część. Widoki niesamowite, kierujemy się do Valetty, to stolica Malty. Jak to zawsze bywa w takich miejscach liczba turystów zabija naszą chęć zwiedzania, tak więc kilka szybkich zdjęć i uciekamy dalej. Wyjeżdżając z miasta, w zasadzie to gdy jesteśmy pod murami Valetty jakaś baba otwiera drzwi samochodu może metr przed Karoliną, jestem kilka metrów za zdarzeniem, ale gacie mam pełne... Karolina nie miała szans na wyhamowanie. Uderzyła w drzwi... Baba coś pyskuje, sam na nią krzyczę, Karolina odjeżdża.... Po kilkuset metrach zjeżdża na pobocze... Adrenalina puściła.... widzę jak się trzęsie, siadamy odpoczywamy, pocieszam ją, zjadamy trzecie śniadanie ;), Mija dobre kilkadziesiąt minut. Mimo, że chodnik jest wąski korzystamy z niego, mimo tego, że od czasu do czasu pojawiają się piesi...
Z murów Valetty © amiga
Niesamowite widoki © amiga
Widok na Florianę © amiga
W kierunku Valetty © amiga
Mury i winda w Valettcie © amiga
Górny ogród © amiga
Widoki zapierają dech © amiga
Uliczki w Valettcie © amiga
Uliczki w Valettcie © amiga
Uliczki w Valettcie © amiga
Uliczki w Valettcie © amiga
Uliczki w Valettcie © amiga
Fort Manoel © amiga
Floriana Heritage Trail © amiga
Sarria Church - Floriana © amiga
Msida - port © amiga
Docieramy w do Msidy, tutaj możemy dać sobie spokój z drogami, pojawia się szeroka promenada, możemy się rozkoszować widokami, nie musimy mieć oczu dookoła głowy, a to pomaga, po niedawnym zdarzeniu. Jeszcze jakiś czas jedziemy wzdłuż wybrzeża, jednak patrząc na zegarki i dystans do Mosty modyfikujemy trasę. Oczywiście kręcimy się gdzieś pomiędzy miasteczkami źle, skręciliśmy i .... by nie zaliczać podjazdu po raz drugi wnosimy rowery po schodach. Jest szybciej i krócej ;)
Msida Parish Church © amiga
Szeroka promenada © amiga
Żaglowiec w porcie © amiga
Balluta © amiga
Wąskie drogi pomiędzy kamiennymi murami © amiga
W San Gwan odnajdujemy Lidla, muszę się napić, słońce robi swoje, a może źródełko wyschło. Wpadam do środka i... jakoś podobnie jest... Postanawiam prócz picia kupić Liony, pewnie będą smakować inaczej ;). Gdy spoglądam na skład widzę napis.... wyprodukowano w Polsce i Warszawski adres ;) Za to Kinnie niesamowicie dobre. Czuję gorzką pomarańczę, chyba cynamon. W Polsce nie widziałem tego napoju, a szkoda. Jest pyszny...
Wkrótce ruszamy dalej... zahaczając to tu to tam. Do Mosty docieramy kilkanaście minut przed czasem...
Resztki wiatraka © amiga
Bazylika św. Heleny w Birkirkara © amiga
Chwilę rozmawiamy z właścicielem rowerów, chyba zaskoczyliśmy go taką trasą :) Mówi że Karolina to twarda twardej baby... :) I ma rację, ma całkowitą rację :) Wkrótce rozstajemy się z przemiłym panem i kombinujemy co dalej z tam pięknie rozpoczętym dniem :)
Podobnie jak i wczoraj korzystamy z mapy, mało szczegółowej mimo stali 1:40000 oraz nawigacji. Droga nie wydaje się początkowo specjalnie skomplikowana, musimy jednak ponownie przywyknąć do jazdy po niewłaściwej stronie drogi. Po jakimś czasie udaje się to ogarnąć i jazda jest bezpieczna. Gdzieniegdzie kluczymy pomiędzy uliczkami. Tyle, że dzisiaj już kościoły w środku miasta już na nas nie wywierają takiego wrażenia, są zbyt powszechne, są zbyt podobne do siebie. Podobnie dzieje się z opuncjami. Wczoraj z rana zatrzymywaliśmy się przy prawie każdej... Dzisiaj... to już codzienność ;)
Okolice Gudji © amiga
Għaxaq © amiga
Kościół w Għaxaq © amiga
Żejtun © amiga
Zbliżamy się do Marsaxlokk © amiga
Wczesny wyjazd ma pewne zalety, ruch na drogach jest mały, zresztą nie jedziemy przez wielkie miasta, tylko małe miasteczka. Wkrótce docieramy do morza. W zasadzie spotkaliśmy się z nim po raz pierwszy wczoraj, ale wiatr jakoś nas odstraszył od bezpośredniego kontaktu. Dziś jest inaczej...
Kościół w centrum Marsaxlokk © amiga
W porcie Marsaxlokk © amiga
Sporo łódek :) © amiga
Gdy wychylamy się z nabrzeża widzimy krystalicznie czystą wodę, widać pływające w niej rybki, widać dno... Przypomina to nasze najczystsze rzeki i jeziora. Nie ma nic wspólnego z Bałtykiem, który od zawsze kojarzy mi się z pływającym syfem... Po prostu człowiek ma ochotę wskoczyć do takiej wody :)... Mija dobra chwila nim opuszczamy Marsaxlokk...
W wodzie widać małe rybki © amiga
Marsaxlokk - port © amiga
Sporo łodzi © amiga
W oddali widać Marsaxlokk © amiga
Chyba trochę przesadzają z paleniem © amiga
Wyspa nie jest płaska, to w zasadzie skała, raz wyższa, raz niższa, podjazdy chwilami szokują, osobiście brakuje mi budów i pedałów SPD... Docieramy do Marsaskali, ponownie jesteśmy przy brzegu... Tutaj kontakt z wodą jest jeszcze bliższy... To naprawdę niesamowite... i chyba największe zaskoczenia.
W drodze do Marsaskali © amiga
Okolice San Tumas © amiga
Pięknie tutaj © amiga
Niesamowicie czysta woda © amiga
Uśmiechnięta Posterunkowa :) © amiga
Morze Śródziemne © amiga
Powolutku jedziemy wzdłuż wybrzeża, jest pięknie, choć chwilami wiatr daje o sobie znać. W końcu postanawiamy odbić w kierunku centrum wyspy, ściąć część szlaku gdzie nie spodziewamy się niczego specjalnego, a mogłoby się to skończyć niepotrzebnymi przelotami tam i z powrotem. Mimo mapy i nawigacji udaje nam się kilka razy pojechać nie tak, na szczęście błędy dość szybko korygujemy.
Mocno zabudowane wybrzeże © amiga
Łodzie wypłynęły chyba.... © amiga
Okolice Żonqor © amiga
Ciekawe miejsce © amiga
Łodzie nawet na skrzyżowaniach dróg © amiga
Madonna Tad-Dawl Chapel © amiga
Jedzie samochód, jak tu się minąć? © amiga
Słońce pali niemiłosiernie, po pierwszej opaleniźnie jeszcze schodzi mi skóra, a już szykuje się kolejna ;) Gdy docieramy w okolice Tarxien zaczynamy kołować po mieście, są chwile gdzie ruch samochodowy jest paskudny, gdzie postanawiamy połamać trochę przepisów jadąc chodnikiem. Jest bezpieczniej, mimo, że ludzie dziwnie na nas się patrzą. I co z tego ;) Trafiamy na pastizzerie, zaopatrujemy się w kilka lokalnych przysmaków. Każdy z innym nadzieniem i kombinujemy gdzie zjeść. Spokojne miejsce z ławeczką odnajdujemy do kilku minutach. To okazja by zajrzeć do mapy i ustalić gdzie właściwie jesteśmy. Po Zsynchronizowaniu nawigacji z mapą, okazuje się, że w okolicy jest kilka ciekawych pozycji do obejrzenia, ale to po drugim śniadaniu :)
Kościół Matki Bożej Łaskawej w Żabbar © amiga
Dalej mam wrażenie, że wszyscy jadą pod prąd ;) © amiga
Paola Parish Church © amiga
Przerwa w Tarxien © amiga
Kościół w Tarxien © amiga
Malta Islamic Center © amiga
Droga do Valetty © amiga
Trochę pokrążyliśmy po Tarxien, wracamy na wybrzeże, tym razem północno-wschodnia część. Widoki niesamowite, kierujemy się do Valetty, to stolica Malty. Jak to zawsze bywa w takich miejscach liczba turystów zabija naszą chęć zwiedzania, tak więc kilka szybkich zdjęć i uciekamy dalej. Wyjeżdżając z miasta, w zasadzie to gdy jesteśmy pod murami Valetty jakaś baba otwiera drzwi samochodu może metr przed Karoliną, jestem kilka metrów za zdarzeniem, ale gacie mam pełne... Karolina nie miała szans na wyhamowanie. Uderzyła w drzwi... Baba coś pyskuje, sam na nią krzyczę, Karolina odjeżdża.... Po kilkuset metrach zjeżdża na pobocze... Adrenalina puściła.... widzę jak się trzęsie, siadamy odpoczywamy, pocieszam ją, zjadamy trzecie śniadanie ;), Mija dobre kilkadziesiąt minut. Mimo, że chodnik jest wąski korzystamy z niego, mimo tego, że od czasu do czasu pojawiają się piesi...
Z murów Valetty © amiga
Niesamowite widoki © amiga
Widok na Florianę © amiga
W kierunku Valetty © amiga
Mury i winda w Valettcie © amiga
Górny ogród © amiga
Widoki zapierają dech © amiga
Uliczki w Valettcie © amiga
Uliczki w Valettcie © amiga
Uliczki w Valettcie © amiga
Uliczki w Valettcie © amiga
Uliczki w Valettcie © amiga
Fort Manoel © amiga
Floriana Heritage Trail © amiga
Sarria Church - Floriana © amiga
Msida - port © amiga
Docieramy w do Msidy, tutaj możemy dać sobie spokój z drogami, pojawia się szeroka promenada, możemy się rozkoszować widokami, nie musimy mieć oczu dookoła głowy, a to pomaga, po niedawnym zdarzeniu. Jeszcze jakiś czas jedziemy wzdłuż wybrzeża, jednak patrząc na zegarki i dystans do Mosty modyfikujemy trasę. Oczywiście kręcimy się gdzieś pomiędzy miasteczkami źle, skręciliśmy i .... by nie zaliczać podjazdu po raz drugi wnosimy rowery po schodach. Jest szybciej i krócej ;)
Msida Parish Church © amiga
Szeroka promenada © amiga
Żaglowiec w porcie © amiga
Balluta © amiga
Wąskie drogi pomiędzy kamiennymi murami © amiga
W San Gwan odnajdujemy Lidla, muszę się napić, słońce robi swoje, a może źródełko wyschło. Wpadam do środka i... jakoś podobnie jest... Postanawiam prócz picia kupić Liony, pewnie będą smakować inaczej ;). Gdy spoglądam na skład widzę napis.... wyprodukowano w Polsce i Warszawski adres ;) Za to Kinnie niesamowicie dobre. Czuję gorzką pomarańczę, chyba cynamon. W Polsce nie widziałem tego napoju, a szkoda. Jest pyszny...
Wkrótce ruszamy dalej... zahaczając to tu to tam. Do Mosty docieramy kilkanaście minut przed czasem...
Resztki wiatraka © amiga
Bazylika św. Heleny w Birkirkara © amiga
Chwilę rozmawiamy z właścicielem rowerów, chyba zaskoczyliśmy go taką trasą :) Mówi że Karolina to twarda twardej baby... :) I ma rację, ma całkowitą rację :) Wkrótce rozstajemy się z przemiłym panem i kombinujemy co dalej z tam pięknie rozpoczętym dniem :)