Wpisy archiwalne w miesiącu

Luty, 2019

Dystans całkowity:129.86 km (w terenie 8.00 km; 6.16%)
Czas w ruchu:07:39
Średnia prędkość:16.98 km/h
Maksymalna prędkość:40.18 km/h
Suma podjazdów:617 m
Maks. tętno maksymalne:175 (95 %)
Maks. tętno średnie:145 (78 %)
Suma kalorii:6388 kcal
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:32.46 km i 1h 54m
Więcej statystyk

Powrót do domu

Czwartek, 28 lutego 2019 · Komentarze(0)
Jest trochę po 16 gdy wychodzę. Na dzisiaj starczy. Pogoda zdecydowania lepsza niż o poranku. Za to wieje dość silny wiatr z zachodu... Chyba z zachodu. Jest ciepło, nieco lżej ubrany kręcę w kierunku domu. Teraz nie mam parcia by gnać, postanawiam więc wjechać nieco w teren. Oczywiście test trafia na lasek Makoszowski. Zaskakuje mnie tutaj zero błota. Całość jest przejezdna. Syf pojawia się może na ostatnich 10 metrach przy wyjeździe w Makoszowach. 

A może autobusem?
A może autobusem? © amiga
Świątynia futbolu
Świątynia futbolu © amiga
w lasku Makoszowskim
W lasku Makoszowskim © amiga

Korci mnie by jeszcze gdzieś się wpakować w teren, mijam Bielszowice i na Wirku wjeżdżam na szlak wzdłuż potoku Bielszowickiego. Ścieżka podeschła, w lusterku dostrzegam zachodzące słońce, zatrzymuję się kila razy... Pora na fotę :)
Na Bielszowickiej
Na Bielszowickiej © amiga
Zachodzi słoneczko
Zachodzi słoneczko © amiga
Wygląda pięknie w promieniach zachodzącego słońca
Wygląda pięknie w promieniach zachodzącego słońca © amiga
Przy wyjeździe w Kochłowicach... niespodzianka, a raczej fragment o którym zapomniałem, tutaj długo po opadach, czy roztopach jest grząski podjazd... Udaje się to przejechać, na szczycie sapię jak lokomotywa, ale wjechałem ;)
Zapomniałem o tym podjeździe, miejscami jest grząsko
Zapomniałem o tym podjeździe, miejscami jest grząsko © amiga
Po słońcu nie ma już śladu, zaczyna się ściemniać. Mam około 30 minut nim zapadnie noc. Lampki odpalone więc czuję się prawie bezpiecznie, choć na drogach i tak sporo oszołomów. Mimo wszystko trzeba uważać. 
Chyba posprzątali ddrkę w Kochłowicach...
Chyba posprzątali ddrkę w Kochłowicach... © amiga
TIR na Bałtyckie? Chyba razem się nie zmieścimy
TIR na Bałtyckie? Chyba razem się nie zmieścimy © amiga
W Piotrowicach objeżdżam korek po chodniku, został ostatni fragment po rozkopanej Zbożowej. W domu jestem ze sporym opóźnieniem. Powrót zajął wyjątkowo dużo czasu... Chociaż jak na pierwszy powrót w tym sezonie i tak jest nieźle. Jutro chyba rower zostanie jednak w domu i poczeka do poniedziałku. A może w weekend gdzieś się wybiorę, choć na chwilę? 
W Piotrowicach w pobliżu wiaduktu
W Piotrowicach w pobliżu wiaduktu © amiga

W końcu trzeba się ruszyć...

Czwartek, 28 lutego 2019 · Komentarze(1)
Nie ma jeszcze siódmej, gdy jestem gotowy do wyjścia, pora po długiej leniwej zimie w końcu ruszyć 4 litery, w końcu pojechać rowerem. Prognozy na dzisiaj są rewelacyjne, choć o poranku może lekko przymrozić. Gdy ruszam termometr za oknem pokazuje około 3 stopni. Gdy spoglądam na samochody wydaje się, że jest na plusie. 
Nie do końca wiem czego się spodziewać na drogach, lodu nie powinno być, śniegu tym bardziej, jednak czasami można się nieźle zdziwić. Tak więc opcja asekuracyjna na dokładkę bez terenu. Tam jestem pewien, że jeszcze woda nie wyschła, mogła ponownie się zmrozić, ale dalej jest. 
Zaskakują Piotrowice przy Famurze, niby dziennie w pobliżu przejeżdżałem, ale na samo skrzyżowanie jednak nie docierałem. A zmiany są spore. Jeszcze rok do końca remontu... 
Przebudowa w Piotrowicach
Przebudowa w Piotrowicach © amiga
Przy Famurze, zasieki takie, że szkoda gadać...
Przy Famurze, zasieki takie, że szkoda gadać... © amiga

Krótki odcinek terenowy na boisku kolejarza utwierdza mnie w postanowieniu unikania terenu. To nie pora na las... Chociaż....  ;)

Ziemia jeszcze zmarznięta
Ziemia jeszcze zmarznięta © amiga
Wracam na drogi, Medyków, Panewnicka i jestem w Kochłowicach. Słońce zaczyna przygrzewać, choć tutaj jak patrzę na niektóre samochody to w nocy musiało przymrozić. Być może to opadająca mgła? Nie wnikam w to. Czuję za to wiatr, czuję, że być może ciut za lekko się ubrałem o poranku... co prawda w plecaku mam jeszcze wiatrówkę, jednak nie chcę stawać, bo w ciągu chwil się wychłodzę.
Debil wyprzedzający na gazetę, tuż przed wysepką
Debil wyprzedzający na gazetę, tuż przed wysepką © amiga
Na pamiątkę rejestracja idioty który przed chwilą mało mnie nie zabił
Na pamiątkę rejestracja idioty który przed chwilą mało mnie nie zabił © amiga
Ciekawe czym palą...
Ciekawe czym palą... © amiga
Centrum Kochłowic omijam, muszę się przyzwyczaić do jazdy w ruchu... tak więc ostrożnie, obserwuję kierowców, a ci niestety mają to gdzieś. Wymuszenie, wyprzedzanie na gazetę to o tej porze roku norma... Brak sygnalizowania przy skręcie to inna sprawa... Rozumiem, że może się zdarzyć, ale nie powinno to być na każdym kroku.... W Kochłowicach nawet straż miejska miała mnie gdzieś... cóż... W zasadzie wszyscy w tym miejscu łamaliśmy prawo... 
W Kochłowicach, na Wireckiej
W Kochłowicach, na Wireckiej © amiga

"Strasz" miejska w Rudzie Śląskiej © amiga
W Zabrzu jestem gdzieś około ósmej... droga trochę się może ciągnie, ale mam nad czym pracować, kondycja nie ta... Obstawiam jakieś 2-3 tygodnie zanim wrócę do jako takiej formy. O ile nie obawiam się zakwasów to jednak spodziewam się bólu 4 liter... Zresztą pierwsze co poczułem le lekki ucisk w lewej ręce, tej złamanej 2 lata temu.... Kwestia innego trzymania kierownicy? Pozycji na rowerze? Wkrótce albo to minie, albo się przyzwyczaję ;)
Coś mała kolejna w cukierni
Coś mała kolejna w cukierni © amiga
Kolejne nieudane wybory papieża
Kolejne nieudane wybory papieża © amiga
Powoli zbliżam się do firmy. Przejazd nie jest jakiś ekspresowy, zresztą nie miałem w planie gnania, po prostu dzisiaj chciałem na spokojnie dotrzeć do firmy i to się udało... 
Pod firmą :)
Pod firmą :) © amiga
Przy wejściu już atakują pączkami.... No to sobie dzień wybrałem na początek sezonu ;)

Niedzielne kręcenie po mieście

Sobota, 16 lutego 2019 · Komentarze(3)
Jest grubo po 13. Mam kilka godzin dla siebie, pora ruszyć 4 litery, pora na rower. Jako, że plany planami, a rzeczywistość sobie, to dzisiaj wypadło, że zrobię sobie przejażdżkę po okolicy, po Katowicach... Z rana miałem okazję zajrzeć jak wyglądają leśne ścieżki, tak więc ruszając od razu odrzuciłem wariant terenowy...

Maksymalnie ile się da, będę korzystał z dróg i to tych asfaltowych, a nie polnych, czy tam nawet rolnych ;). Myślałem o Giszowcu, Nikiszowcu, jednak w tamtą stronę liczba dróg jest ograniczone, ew zostaje wersja przez las, na którą zupełnie nie mam ochoty. 
Tak więc kieruję się na Brynów gdzie odbijam po ścieżce pieszej na Muchowiec. 
Słońce dość przyjemnie grzeje, staję robię zdjęcia. 
Nie ma śniegu, jest słonecznie
Nie ma śniegu, jest słonecznie © amiga
Ruszam dalej i... zaskoczenie. Jakby 2 różne światy, może 200m od miejsca gdzie przed chwilą cieszyłem się słońcem, widokiem łąki natykam się na lodowisko... Dobre kilkaset metrów po lodzie. Jadę może 5-7 na godzinę, przygotowany an wszystko... Po drugiej stronie zatrzymuję się, to trzeba sfotografować :)

Coś chyba wylało i zamarzło na Muchowcu...
Coś chyba wylało i zamarzło na Muchowcu... © amiga
Na szczęście dalej wydaje się, że nie będzie już takich niespodzianek,co jakiś czas jednak staję, focę... natykam się na ludzi spacerujących, jadących, biegnących itp...  Spoglądam na stawy, te jeszcze zamarznięte, jedynie przy brzegu lekko rozmrożone. 
Jutro tutaj będzie baza zawodów
Jutro tutaj będzie baza zawodów © amiga
Staw na dolinie 3 Stawów w Katowicach
Staw na dolinie 3 Stawów w Katowicach © amiga
Specjalnie nie zastanawiam się gdzie dalej jechać, z tego miejsca aż prosi się by zahaczyć jeszcze o ścisłe centrum o Muzeum Śląskie, Spodek, rondo... Spędzam tutaj dobre kilkanaście minut... 
W kierunku Ronda
W kierunku Ronda © amiga

Zresztą po rewitalizacji, po remoncie to miejsce zachwyca. Tym bardziej, że dawno, dawno temu poprzedni prezydent miał plan postawić w tym miejscu wieżowce... Na szczęście nie udało mu się to... Pozostaje jednak poczekać, aż wszystko się zazieleni, zakwitnie... coś mi się wydaje, że wiosna w tym roku zjawi się sporo wcześniej. Zresztą gdzieś widziałem informację, że bociany już są w połowie drogi powrotnej... 
Muzeum Śląskie
Muzeum Śląskie © amiga
Panorama Muzeum Śląskiego
Panorama Muzeum Śląskiego © amiga
Muzeum Śląskie z drugiej strony ;)
Muzeum Śląskie z drugiej strony ;) © amiga
Widok z spod Muzeum Śląskiego w kierunku centrum
Widok z spod Muzeum Śląskiego w kierunku centrum © amiga
Widoczek na południe
Widoczek na południe © amiga
Muzeum Śląskie jeszcze raz
Muzeum Śląskie jeszcze raz © amiga
W kierunku Spodka
W kierunku Spodka © amiga
Mam jeszcze sporo czasu, odwiedzam więc SCC, nie przepadam za nim, ale mam je po drodze. W sumie to pierwszy tak wielki market w Katowicach. W środku byłem... w sumie nie pamiętam, kilka lat temu w kinie... ;) Zupełnie nie czuję potrzeby zaglądać do środka. Tak więc po szybkiej focie ruszam do pobliskiego parku Śląskiego. 
Przy Silesia City Center
Przy Silesia City Center © amiga
Dawniej Wesołe Miasteczko
Dawniej Wesołe Miasteczko © amiga
Zaskakuje mnie otwarta Legendia. Można kupić bilet, wejść do środka... W końcu... Jeszcze kilka lat temu, do maja można było tylko o tym pomarzyć... Szkoda tylko, że z rowerem to tak średnio... Chociaż, gdyby pokombinować... ;)

Jadę w kierunku ogrodu zoologicznego, objeżdżam go z wschodu przez północ, na zachód, lądując przy Planetarium, tutaj ponownie trafiam na oblodzenia, kombinuję jednak jak je sensownie objechać, zjazd po lodzie jest trochę karkołomny, ale jest na szczęście alternatywa, wyjeżdżam dzięki temu w pobliżu Stadionu Śląskiego. 

W parku Śląskim
W parku Śląskim © amiga
Z tyłu Planetarium
Z tyłu Planetarium © amiga
Chyba mój ulubiony kadr przy Planetarium Śląskim
Chyba mój ulubiony kadr przy Planetarium Śląskim © amiga
Stadion Śląski
Stadion Śląski © amiga
Mam jakąś godzinę czasu może ciut więcej do zachodu słońca, tak więc pora powoli zawracać, tym bardziej, że słońce coraz słabiej grzeje. Temperatura wyraźnie spadła. Przez osiedle 1000 lecia i staw Maroko dostaję się w okolice Gliwickiej. Chwila zastanowienia. Chciałbym dostać się na Ligotę, tylko jak, wariantów jest kilka, ale dzisiaj chyba najbardziej przemawia do mnie opcja przejazdu ulicami Żeliwną i dalej Przekopową. 
Zamarznięty staw Maroko
Zamarznięty staw Maroko © amiga
Na Przekopowej przy wiadukcie natykam się na Marcina w wersji nierowerowej. Więc szok jest tym większy... Chwilę rozmawiamy i... uciekam dalej. Mam jakieś 40 minut do zachodu słońca. 
Na ul. Przekopowej - historia tych zabudować potrafi zaskoczyć
Na ul. Przekopowej - historia tych zabudować potrafi zaskoczyć © amiga
Wkrótce docieram do domu, temperatura spadła do około 7 stopni. Po kolejnej tygodniowej przerwie fajnie było wsiąść na rower. Mam nadzieję, że wkrótce znowu  zacznę więcej jeździć... Trochę brakuje codziennych wyjazdów do pracy... 

Z Karoliną do Kamyka :)

Niedziela, 10 lutego 2019 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Lutowa niedziela. Ruszam z domu, umówiłem się z Karoliną w Częstochowie pod Makiem. Docieram na miejsce gdzieś koło 10... Wcześniej to nie miało sensu, temperatura poniżej zera i wiatr. Coś czego nie lubię, głównie chodzi o tą drugą opcję ;)

Docieram na miejsce, chwilę później przyjeżdża Karolina, witamy się, wchodzimy do Maka na kawę i ustalenie planów na dzisiaj. W sumie, jest na tyle zimno, że postanawiamy się trochę pokręcić pieszo po okolicy, podejść na Jasną Górę. Spacer na oko na 1,5 godziny...  Zresztą nie ma co się spieszyć, dopiero koło południa temperatura ma być przyzwoita. Mocno na plusie. Rozglądamy się jednak przy okazji po okolicy, interesuje nas śnieg leżący na DDRkach, na drogach, chodnikach itp. O wersji leśnej nie ma mowy. 

Droga na Jasną Górę.
Droga na Jasną Górę. © amiga

Zostają nam rowerówki i drogi. O ile te drugie są w zasadzie czarne, to z ddrkami jest już różnie, są miejsca gdzie zalega spora warstwa śniegu, lodu. Błędne oznaczenia dróg wprowadzają drobny chaos... jednak szybko się odnajdujemy. Po powrocie do rowerów przebieramy się i ruszamy na krótką wycieczkę do Kamyka. Wydaje mi się, że już tamtędy jechałem wracając czy to z Tomaszowa, czy z Wielunia ;). Ale pewny nie jestem. 

Sama droga wyjazdowa z Częstochowy jest niezła, cieszy mnie, że to niedziela, nie ma za dużo samochodów, słońce przygrzewa, wiatr pomaga, jednak gdy na chwilę odwracamy się pod wiatr czuję, że powrót nie będzie należał do najprzyjemniejszych... Teraz cieszymy się tym co mamy... 

Dotarliśmy do Kamyka
Dotarliśmy do Kamyka © amiga

Po kilkudziesięciu minutach jesteśmy na miejscu. Jest coś koło 13, rozglądamy się za restauracją, barem, czymkolwiek gdzie można usiąść i odpocząć, wysuszyć się chwilę, rozgrzać. W pobliżu jest Folwark z restauracją, tak pokazuje nam wujek Google ;)

Dwór w Kamyku
Dwór w Kamyku © amiga

Docieramy na miejsce i Zonk. Spoglądam na zegarek. Jesteśmy trochę za wcześnie. Restauracja i folwark będzie otwarty w maju ;). Zdaje się, że nie tylko my zaliczyliśmy taką wtopę ;) W ciągu kilku minut które tu spędzamy przyjeżdża kilka samochodów, pytają się o restaurację ;) Ubawieni ale głodni ruszamy w drogę powrotną. Na jednym batoniku będzie ciężko. 

Zamknięty Folwark Kamyk
Zamknięty Folwark Kamyk © amiga
Retro fota z Kamyka z uśmiechniętą Karoliną :)
Retro fota z Kamyka z uśmiechniętą Karoliną :) © amiga

Gdy tylko docieramy do Częstochowy wbijamy się do KFC, to była pierwsza otwarta restauracja ;) Jest ciepło, jest toaleta, jest jedzenie, jest picie... Odpoczywamy, grzejemy się.
Gdy po skończonym obiedzie wsiadamy na rowery czujemy różnice temperatur, ale nie jedziemy jeszcze do biedronki. W centrum jest jeszcze cerkiew, odwiedzamy ją. Szybka fota i dopiero teraz możemy wrócić do Biedronki. Na miejscu trzeba się spakować. Przygotować do powrotu i... po kilkunastu minutach rozstajemy się. 

Cerkiew Ikony MB Częstochowskie
Cerkiew Ikony MB Częstochowskie © amiga
Kościół Wniebowstąpienia Pańskiego w Częstochowie
Kościół Wniebowstąpienia Pańskiego w Częstochowie © amiga

Mam cichą nadzieję, że nie na długo. W końcu plany mamy na bliższą i dalszą przyszłość. Jest wiele do zrobienia, do przejechania, do odwiedzenia.
Dzięki Karolina za te kilka zimowych godzin. Było pięknie. choć po 2 miesiącach dziwnie się czułem na rowerze. To oczywiście minęło po kilku minutach gdy organizm przypomniał sobie jak się pedałuje.