Pamiętam IWW sprzed roku... rano chłodno później upał, wieczorem znowu chłodno... Wtedy zniszczyła nas właśnie temperatura, jak będzie w tym roku? Zobaczymy, prognozy nie są łaskawe, wszystko wskazuje na to że będzie padać. Po przyjeździe w bazie spotykamy całkiem sporą grupę znajomych. Dość długo rozmawiamy w między czasie przygotowując rowery, w końcu jednak kładziemy się spać...
Gdzieś koło 1:00 w nocy budzą nas piesi z trasy 100km... na przepadku... jednak dzisiaj nic nie jest mi w stanie przerwać na długo snu.
Kilka godzin później trzeba jednak wstać, za oknem szaro-buro i leje... jest paskudnie, to kolejny mój wyjazd na maraton w takiej aurze..., brrr. W końcu czas na odprawę, organizatorzy przekazują nam kilka wskazówek, informacji dotyczących trasy, wygląda na to, że sama trasa nie powinna być zbyt trudno, stosunkowo niewiele przewyższeń...
Chwila na odprawie © amiga
Pod koniec odprawy dostajemy "mapki" z zaznaczonym jednym punktem :), miejscem gdzie dostaniemy te właściwe...
Gdy wybija godzina startu..., jakoś nikt nie kwapi się do wyjazdu, w końcu jedyny odważny Bartek rusza, reszta jedzie za nim kierunek
Chyba mam za duży mapnik © amiga
Wesołówka - Mapy
Kilka km wśród znajomych bikerów i w rzęsistym deszczu, na dzień dobry trochę terenu, jest cholernie ślisko, sporo błota... Dopiero na szosie można nieco przyspieszyć... Dojeżdżamy na miejsce, dostajemy mapy i... jak na nich cokolwiek narysować? Nie da się... Są zalaminowane, a deszcz uniemożliwia zaznaczenie czegokolwiek. Po raz pierwszy nie rysujemy wariantu, nie ma jak... Będzie trzeba zapamiętywać odwiedzone punkty. Pierwszy który chcemy zaliczyć to:
PK 8 - Strumień
Kierunek Pisarzowice, początkowo szosami, później jednak zaczyna się walka z terenem, lekko nie ma... czuję jak rower mi pływa na brei po której jadę... ech... tle, że sam punkt dość banalny, podbijamy karty i ruszamy dalej na
PK 6 - Pod wiaduktemPunkt przy strumieniu :) © amiga
Wyjazd z tereny średnio przyjemny, sporo błota, kolein... dojeżdżamy jednak do drogi, tyle, że to krótki fragment, do PK prowadzi ścieżka terenem, ponownie walczymy z tańczącymi rowerami..., mam wrażenie, że opony są zdecydowanie nie na takie warunki... masakra. Dopieramy pod wiadukt... Punkt zaliczony, pochylamy się nad mapami i...ruszamy na
PK 3 - Centrum Kultury i Sportu (Bufet)
Przepychamy rowery przez rozlewiska, koleiny, błocko, miejscami ciężko jest przejść nie mówiąc o jeździe, w końcu jednak docieramy do asfaltu...jaka ulga, Darek zaczyna pędzić, w kierunku Nowogrodźca... zanim go doganiam, jest już za późno, mieliśmy zaliczyć jeszcze 2 PK 7-kę i 10-kę... ale za to będzie okazja się posilić. Jesteśmy dzisiaj pierwsi na bufecie... co nie oznacza oczywiście nic, poza tym, że wybór jest większy :) Pochylamy się nad mapami, zaliczymy PK4 a później zaległe PK 7 i 10, Ruszamy.
PK 4 - Skała / U podnóża
Opis punktu za którym chyba obydwoje nie przepadamy, już niejednokrotnie okazywało się, że to nie pojedyncza skała tylko cała ich grupa, a odszukanie lampionu może zająć sporo czasu. Tym razem jest podobnie, skałek jakby więcej, jednak wczytując się w mapę, wydaje się, że lampion powinien być przy drugiej... i tak też jest. Punkt zaliczony, powoli przestaje padać...
Skała jest gdzieś w dali © amiga
PK 7 - Dół / Północna stronaPora na odrobienie zaległości, zawracamy do Milikowa i wbijamy się w ścieżkę, która ma nas doprowadzić do punktu, oczywiście lekko nie ma, są chwile gdzie bezpieczniej jest zejść z roweru. Niemniej szybko docieramy na właściwe miejsce i dziurkujemy karty.
Gdzie jest Darek? © amiga
Kolejny PK © amiga
PK 10 - Rów (2m od drogi)Punkt w sumie niedaleko, na dokładkę prowadzi do niego dość szeroki szuter, dość szybko odnajdujemy punkt docelowy.
PK 12 - Skraj polany (budowa)Kierujemy się na Mściszów, przejeżdżamy przez drogę i wjeżdżamy znowu w teren, jedziemy wąskimi ścieżkami, gdzie tuż obok jest nowo powstająca szeroka droga... szutrowa... ech... Punkt zaliczony, jednak przy zjeździe trafiamy na dość grząski podkład pod nowo powstającą drogę, rowery stają dęba, na kołach po kilkanaście kg szlamu, błota, czy innego paskudztwa.
Błota wszędzie pełno © amiga
Ten jest prosty © amiga
PK 11 - Ruiny / Wewnątrz, od północyZjeżdżamy w kierunku Gościszowa, Darek gdzieś mi ginie na horyzoncie, i chwilę później zaliczam dość paskudną glebę przy prędkości ok 20km/h. Na dokładkę uderzam barkiem, ból... mija dobre kilka minut zanim się zbieram na tyle, że mogę wsiąść na rower, ramię boli...
Dojeżdżam do szosy..., Darek mył rower w między czasie czekając na mnie... Jedziemy dalej, jeszcze wydaje mi się, że wszystko będzie ok.
Kółko się nie kręci © amiga
Chyba tak jeszcze w tym roku nie było © amiga
PK 16 - Strumień
Początkowo sporo asfaltu, później podjazd po dość wyboistym terenie, zwalniam, nie jestem w stanie normalnie jechać, każda większa dziura to nasilający się ból w prawym ramieniu. Wlokę się gdzieś daleko za Darkiem... Masakra... Odnajdujemy lampion... kolejny Pk zaliczony,
Jeziorko na trasie © amiga
PK 21 - Dołek (10m od ścieżki)
Ruszamy na kolejny punkt, spory fragment po terenie, jest coraz gorzej..., jadę coraz wolniej... jest lampion,
PK 20 - Skraj lasu
Wyjazd z poprzedniego Punktu niszczy mnie do końca... Przy asfalcie staję i namawiam Darka by jechał dalej sam, ja... nie dam rady, zjeżdżam do bazy, do najbliższej apteki po cokolwiek.... Chwila rozmowy i... Darek rezygnuje z kontynuacji jazdy, odholuje mnie na metę, jedziemy jednak przez PK 20 i PK14 bo są po drodze. 20ka -okazuje się banalna... za nią docieramy do szerszego szutru i jedziemy na
PK 14 - Dołek (10m od drogi)Gdy jadę po równym jest nieźle... tyle, że nie mogę liczyć na to, że przez kolejne 100km będzie podobnie, nie chce ryzykować... Sam punkt równie banalny... aż śmieszne... Kierujemy się na metę do Lubania
Meta
Wjeżdżając na asfalt jedzie mi się całkiem nieźle, poza przypadkami gdy mam wyciągnąć prawą rękę by wskazać prawoskręt, za każdym razem wiąże się to z silnym bólem, na dokładkę, nie mogę odwrócić głowy w lewo..., nie mogę sprawdzić czy coś mnie nie wyprzedza... obłęd...
Docieramy do bazy, kąpiel, chwila rozmowy z organizatorami, posiłek, kąpiel i... pakujemy się, wracamy na Górny Śląsk.
Po drodze na chwilę zatrzymujemy się w Henrykowie Lubańskim przy najstarszym drzewie w Polsce.
Najstarsze drzewo w Polsce - Cis Henrykowski © amiga
Nasz Cis Naszym Bogactwem © amiga
Pomnik przyrody prawem chroniony © amiga
Szpital...
W Zabrzu trafiam do szpitala, po 90 minutach łaskawie wykonano mi zdjęcie i okazało się, że to Zwichnięcie stawu barkowo-obojczykowego I stopnia. Na szczęście obędzie się bez gipsu, jedynie temblak...przez jakiś czas, skierowanie do ortopedy.
Wieczór za to mija w dość miłej atmosferze przy środkach uśmierzających ból :)
Mimo wszystko szkoda maratonu, szkoda sezonu, boję się, że to może być koniec moich wyjazdów na Rajdy w tym roku... Lekarz coś wspomniał o 4-5 tygodniach... zobaczymy jednak co będzie dalej...
No i po zawodach © amiga