Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2016

Dystans całkowity:1607.14 km (w terenie 200.00 km; 12.44%)
Czas w ruchu:68:51
Średnia prędkość:23.34 km/h
Maksymalna prędkość:50.59 km/h
Suma podjazdów:8696 m
Maks. tętno maksymalne:176 (95 %)
Maks. tętno średnie:145 (78 %)
Suma kalorii:53507 kcal
Liczba aktywności:48
Średnio na aktywność:33.48 km i 1h 26m
Więcej statystyk

Czwartkowe popołudnie

Czwartek, 30 czerwca 2016 · Komentarze(0)
Wyjeżdżam o 16:55... chwilę wcześniej kropiło, wiatr jest mocniejszy i z kierunków zdaje się, że zmiennych... coś nadciąga... meteo twierdzi że wieczorem dopadną nas burze... 
Nie podobają mi się chmury... na wieczór zapowiedziane są burze
Nie podobają mi się chmury... na wieczór zapowiedziane są burze © amiga
Gdy wjeżdżam do Zabrza widzę zalane ulice... musiało solidnie lać, tyle, że pewnie krótko...  Po głowie chodzi mi by podjechać na myjnię, pierwsze podejście na BP w Zabrzu... tyle, że wszystkie 2 stanowiska zajęte, nie chce mi się czekać. Jadę dalej...
Mokro coś
Mokro coś © amiga
Może na myjnię?
Może na myjnię? © amiga
Nie tylko ja
Nie tylko ja © amiga
Kolejna okazja w Bielszowicach gdzie jest pusto, wybieram pierwsze z brzegu stanowisko... 2 minuty i rower spłukany... wieczorem muszę jeszcze zajrzeć do sztycy, chyba jest tam trochę piasku, pewnie po BikeOriencie... ;) Skrzypi strasznie... 
No dobra umyję rower
No dobra umyję rower © amiga
Kolejne chmury się zbliżają
Kolejne chmury się zbliżają © amiga
Na Wirku przy wyjeździe z Bielszowickiej jakiś debil w ciężarówce jadąc  za mną prawie mnie nie rozjechał gdy odbijałem na drogę przy szkole, jakieś 10 m wcześniej sygnalizowałem skręt... gość chyba nic sobie z tego nie robił, za to mi jest ciepło, podnosi mi się poziom adrenaliny, gdyby gość wyszedł z samochodu chyba bym my wp...ł Dawno mnie ktoś tak  nie podk....ł. Masakra... 
Debil w ciężarówce prawie we mnie nie wjechał, sygnalizowałem skręt w lewo na wjazd do szkoły... gość jechał za mną i.... był ślepy, w każdym bądź razie mało we mnie nie wpakował. Skończyło się pyskówką
Debil w ciężarówce prawie we mnie nie wjechał, sygnalizowałem skręt w lewo na wjazd do szkoły... gość jechał za mną i.... był ślepy, w każdym bądź razie mało we mnie nie wpakował. Skończyło się pyskówką © amiga

Odbijam na szlak wzdłuż potoku Bielszowickiego, tam się uspokoję... wycieszę, samochodów tutaj nie ma, co najwyżej jakiś rowerzysta, pieszy, biegacz, może motor, quad... 
Na szlaku wzdłuż potoku
Na szlaku wzdłuż potoku © amiga
Gdy wyjeżdżam z Kochłowic coś się złego dzieje na niebie, zrywa się porywisty wiatr, od czasu do czas padają wielkie krople deszczu, niedobrze... gnam do domu... 
Dzisiaj wieczorem mam gdzieś króliczki, za tym nawet nie musiałem gonić
Dzisiaj wieczorem mam gdzieś króliczki, za tym nawet nie musiałem gonić © amiga
Ciekawy gadżet, ale jakoś nie do końca widzę sens jego zastosowania
Ciekawy gadżet, ale jakoś nie do końca widzę sens jego zastosowania © amiga
A co to za czarna owieczka... ?
A co to za czarna owieczka... ? © amiga
Na wysokości Zadola jest nieprzyjemnie, nie pada co prawda, ale drzewa mocno się wyginają, jakieś nawet się złamało... do domu mam góra 10 minut... 
Coraz bliżej domu
Coraz bliżej domu © amiga

Docieram do drzwi, zamykam je... jestem bezpieczny... uff... w nocy ma lać... 

Ostatni poranek miesiąca

Czwartek, 30 czerwca 2016 · Komentarze(1)
7:11 - ruszam, jest ciepło, słonecznie, przyjemnie, tyle, że znów wiatr zmienił kierunek, jakiś upierdliwy jest w tym tygodniu... nie odpuszcza i dmucha i rano i wieczorem w twarz... tyle, że jest słaby... chociaż dzisiaj może nie jest tak tragicznie... wydaje mi się, że wieje od południa... ale... głowy za to nie dam... Na drogach stosunkowo niewielki ruch jedzie się dość przyjemnie... nie ma wariatów... 

Na Ligocie witam się z Arturem i każdy jedzie w swoją drogę, do pracy. 
Chyba zapowiada się upalny dzień
Chyba zapowiada się upalny dzień © amiga
Art75 w drodze do pracy :)
Art75 w drodze do pracy :) © amiga
W Kochłowicach wyprzedza mnie jakiś biker... początkowo nie planuję go gonić, bo po co... tak jest do... ul Wyzwolenia, jedzie w moim kierunku... cóż... mam go jakieś 200m przede mną... trzeba przycisnąć... 1.5 km pod górkę, na szczycie mam do niego jakieś100m
Króliczek w Kochłowicach
Króliczek w Kochłowicach © amiga
Za to na Wirku... już jestem tuż za nim, Na Bielszowickiej ciśniemy w odległości może 20m, tyle, że na jej wylocie on przelatuje przez skrzyżowane, ja zostaję... jakoś nie lubię przemykać między samochodami... cóż... chyba to koniec ścigania... 
Na Wirku prawie go mam :)
Na Wirku prawie go mam :) © amiga
Jak pech to pech... trzeba swoje odstać
Jak pech to pech... trzeba swoje odstać © amiga
A jednak nie... gdy wjeżdżam na ul Na Piaski, widzę go znowu... jakieś 300m dalej... na podjeździe... włącza mi się opcja ścigania... gonię go... Na wylocie w Kończycach mam go w odległości około 50m... kolejny podjazd... i na skrzyżowaniu on jedzie prosto a ja odbijam w lewo... Może i dobrze... chociaż taki króliczek bardzo by się przydał każdego dnia... Skróciłby się czas przejazdu do pracy.. Mało tego to pierwszy przypadek gdy ktoś jedzie tą samą trasą przez ponad 10km...  Najczęściej jest tak, że wspólne odcinki nie przekraczają kilometra... 
Przecież to potrafi jechać szybciej niż 15 km/h
Przecież to potrafi jechać szybciej niż 15 km/h © amiga
Gliwice, Bytom, a może Tarnowskie Góry?
Gliwice, Bytom, a może Tarnowskie Góry? © amiga

Dojeżdżam wkrótce do pracy, dzisiaj na drogach było spokojnie, nie było wariatów, świrów... w firmie kąpiel... była potrzebna, trochę się spociłem ;)
Na Zabrskiej znów pusto?
Na Zabrskiej znów pusto? © amiga

Środa późnym popołudniem - dzień wariatów...

Środa, 29 czerwca 2016 · Komentarze(0)
Wyjeżdżam około 16:50, jest ciepło i to bardzo, 32 stopnie, wiatr lekko w twarz... a co tam... Już na dzień dobry w oczy rzuca mi się gość który zaparkował na przejściu dla pieszych... brawo... 

Mistrz parkowania na przejściu dla pieszych
Mistrz parkowania na przejściu dla pieszych © amiga

Jeszcze nie podejrzewam, że to będzie dzień idiotów za kółkiem... przez jakiś czas na granicy Gliwic i Zabrza gonię króliczka... cholera szybki jest... zanim go dochodzę przejeżdżamy dobre 3 km... 
Długo go goniłem
Długo go goniłem © amiga
W Kończycach, a może to jeszcze centrum południe w Zabrzu, jakiś debil wyprzedza mnie na gazetę, sytuacja i miejsce jest prawie identyczna jak wczoraj... co się dzieje? Za kilka dni nów... ale to dopiero 2 lipca... a nie dzisiaj... 
Wczoraj też jakiś baran tak blisko mnie minął
Wczoraj też jakiś baran tak blisko mnie minął © amiga
SZ 0873A - kolejny debil bez wyobraźni... który wyprzedza na gazetę
SZ 0873A - kolejny debil bez wyobraźni... który wyprzedza na gazetę © amiga

Przelatuję na Wirek i uciekam na szlak wzdłuż potoku Bielszowickiego... zaskakuje mnie pod koniec wyrównanie kolein... ciekawe na jak długo, bo tamtędy jeżdżą ciężarówki na hałdę... chyba, że właśnie skończyli...
Wzdłuż potoku Bielszowickiego
Wzdłuż potoku Bielszowickiego © amiga
A ten gdzie?
A ten gdzie? © amiga
Gdy docieram do Panewnik pakuję się w las... w zasadzie bez plany, w którymś momencie skręcam w ścieżynkę, którą nigdy nie jechałem do tej pory, jest wąska, coraz bardziej wąska... są chwile gdy ciężko ją wypatrzeć pośród wysokich traw... niemniej jest, zastanawiam się czy przypadkiem nie jest wydeptana przez zwierzęta.
Głupio by było nadziać się na np dziki. Pewnie i tak by mnie zignorowały... niemniej takie spotkanie w środku lasu niekoniecznie musi być przyjemne. 
Lasy Panewnickie
Lasy Panewnickie © amiga
W ciemną czeluść lasu
W ciemną czeluść lasu © amiga
Tędy jeszcze nie jechałem
Tędy jeszcze nie jechałem © amiga
Coraz węższa ścieżka
Coraz węższa ścieżka © amiga
Mam nadzieję, że to nie dziki ją wydeptały
Mam nadzieję, że to nie dziki ją wydeptały © amiga
Coś szerszego w końcu
Coś szerszego w końcu © amiga
Drobne przeszkody na szlaku
Drobne przeszkody na szlaku © amiga
Wyjeżdżam gdzieś na szlaku na Starganiec, wiem gdzie jestem... ale jadę dalej nieco innymi ścieżkami... tyle, że te już są wszystkie znajome, chociaż niektórymi przejeżdżałem ostatni raz ładne kilka lat temu... 
Trwa wycinka
Trwa wycinka © amiga
Znajomy singletrack
Znajomy singletrack © amiga
Ostatnio tędy jechałem jakieś 5-6 lat temu
Ostatnio tędy jechałem jakieś 5-6 lat temu © amiga
W Piotrowicach przy Famurze z daleka słychać karetkę, samochody zjeżdżają na bok, zwalniają, poza jednym debilem, który próbuje przelecieć przed karetką na czerwonym świetle... (przed chwilą była zmiana z pomarańczowego), wewnątrz jakiś młody głupek z panienką. Słychać głośne hamowanie... kierowca karetki na szczęście miał głowę na karku, widział idiotę... 
Nic się nie stało, głupek wyhamował, smród palonej gumy był wyraźnie wyczuwalny, oczywiście co zrobił... zaczął cofać... przejeżdżając tyłem przez przejście dla pieszych i mało nie wpakował się w samochód za sobą... tamten go obtrąbił... słusznie... Aż szkoda, że nie było policji... 
Gość próbował przejechać jeszcze na zgniłym zielonym... prawie wpakował się pod pogotowie, smród palonej gumy było długo czuć
Gość próbował przejechać jeszcze na zgniłym zielonym... prawie wpakował się pod pogotowie, smród palonej gumy było długo czuć © amiga
.. na dokładkę cofając nie stuknął samochodu przed pasami
.. na dokładkę cofając nie stuknął samochodu przed pasami © amiga
Jakieś 2 minuty później jestem już w domu, dzisiaj mam dość... ;)

Środa rano

Środa, 29 czerwca 2016 · Komentarze(0)
Ruszam około 7:16... rano przypomniałem sobie by wymienić jeszcze łańcuch... i chwila zamieszania... 
Po wyjściu czuję, że jest przyjemnie ciepło w słoneczku... +17 na starcie, wiar z zachodu... i... masa samochodów... czemu w środę? Trzeba uważać, straszny Sajgon w Piotrowicach... na szczęście uciekam bokami... tyle, że w Panewnikach niewiele lepiej... 

Zapora przeciw samochodowa lekko się przesunęła
Zapora przeciw samochodowa lekko się przesunęła © amiga
Cudem w Kochłowicach udaje się przejechać bez zatrzymania... Drogi nieco pustoszeją za Wirkiem i w Bielszowicach... 
Gdy jestem w Zabrzu jest chwila po ósmej... jednak tutaj test pusto... co mocno zaskakuje, wyprzedza mnie na podjeździe przed centrum gość na kolarce, ale jeszcze nie mam sił by za nim lecieć, dogonić go...dalej czuję zmęczenie po sobocie... chyba to starość, 4 dni minęły... już powinno być dobrze... a nie jest... 
Nie miałem sił by go gonić
Nie miałem sił by go gonić © amiga
Do Gliwic jedzie się dość szybko i przyjemnie, nie ma żadnych problemów... dojeżdżam do firmy... kilku znajomych czeka na mecie ;) inhalują się papierosami... ;) a ja cóż... idę się umyć... i do pracy...
Pod firmą :)
Pod firmą :) © amiga

Wtorek późnym popołudniem

Wtorek, 28 czerwca 2016 · Komentarze(0)
Wyjeżdżam wyjątkowo wcześnie, jest 16:20, ale muszę być w domu około 18... dzisiaj wieczorem parę spraw do załatwienia... 
Gnam szosami, by było szybciej, tyle, że wiatr w twarz nie pomaga, w ciągu dnia zmienił się kierunek... 
Całkiem sporo rowerzystów na wszystkich drogach, ale w końcu pogoda się poprawiła, jest ciepło, ale nie upalnie i nie pada... 
Rodzinnie w Zabrzu
Rodzinnie w Zabrzu © amiga
W Kończycach mija mnie jakiś samochód, zbyt blisko, to już nie jest na gazetę, odruchowo odbijam w lewo... niewiele brakło, chwilę później widzę, że  kierowca nad czymś się nachyla, czegoś szuka... być może na podłodze... masakra.. 
Coś mi się nagle wyłania po lewej stronie... za blisko
Coś mi się nagle wyłania po lewej stronie... za blisko © amiga
SG 6660L - Baran który prawie mnie rozjechał
SG 6660L - Baran który prawie mnie rozjechał © amiga
Na chwilę staję, muszę odreagować, dopiero po chwili ruszam na Rudę.... tam spokojnie do Kochłowic gdzie dla odmiany jakiś głupek w Beemie wjeżdża i zatrzymuję się na rowerówce.. szkoda gadać... a chwilę później natykam się na rowerzystę, zataczającego się po całej szerokości DDRki, raczej nie był pijany, po prostu taki miał styl jazdy... a może się mylę.... ?
Kretyn na DDRce
Kretyn na DDRce © amiga
A to pan rowerzysta zataczający się od prawej do lewej po całej szerokości DDRki
A to pan rowerzysta zataczający się od prawej do lewej po całej szerokości DDRki © amiga
Jakieś 30 minut później jestem już w domu, ciut przed czasem, szybka kąpiel i gnam dalej...  wieczór zapowiada się wyjątkowo długi... 

Wtorek rano

Wtorek, 28 czerwca 2016 · Komentarze(3)
Wyjeżdżam po 7:20... późno, na dokładkę mi się nie chce, drogi mokre, całą noc padało, zresztą w tej chwili dalej kropi... jest chłodno - 15 stopni... ale wolę to bardziej niż 40 w sobotę... 

Na drogach znowu nieco puściej niż zwykle... zresztą rowerzystów też nie ma... 
Mokry poranek

Mokry poranek © amiga
Dojazd do Kochłowic poszedł jako tako, ale nie czuję parcia by gnać, zmęczenie dalej odczuwalne, chociaż powoli chyba odpuszczają zakwasy... a może to ten wiatr z północnego-zachodu? jest słaby ale odczuwalny... 
Jeden z ostatnich Ikarusów
Jeden z ostatnich Ikarusów © amiga
Gdy dojeżdżam do Zabrza jest już grubo po ósmej... spoglądam na licznik, na zegarek...  rekordu trasy nie będzie... 
Uff... są jednak dzisiaj rowerzyści
Uff... są jednak dzisiaj rowerzyści © amiga
Dalej jestem przeciwny tym flagom
Dalej jestem przeciwny tym flagom © amiga
W Gliwicach jedyne paskudne miejsce to Zabrska... po przeciwnych stronach 2 autobusy... sporo samochodów... tory po tramwajach... ogólnie paskudnie... minutę później jestem jednak w firmie :)
Trochę ciasno się zrobiło
Trochę ciasno się zrobiło © amiga

Poniedziałek późnym popołudniem

Poniedziałek, 27 czerwca 2016 · Komentarze(0)
Minęła 17... wyjeżdżam, wiatr się zmienił, wieje z północnego wschodu. Temperatura podobna jak rano... chmury na niebie... ciemno... meteo coś wspominało o możliwych deszczach... Jadę do domu szosami... ciężko się jedzie, zakwasy posobotnie dają znać o sobie... 
Masa czasu mija zanim nogi zaczynają normalnie pracować... 
Pani nagle ruszyła, ale w ostatniej chwili zahamowała, było widać, że jest wystraszona... a co ja miałem powiedzieć?
Pani nagle ruszyła, ale w ostatniej chwili zahamowała, było widać, że jest wystraszona... a co ja miałem powiedzieć? © amiga
Te chmury... nie podobają mi się
Te chmury... nie podobają mi się © amiga
Odpuszczam sobie nawet przyjemność jazdy przez Lasek Makoszowski... chcę dojechać jak najszybciej do domu... czuję zmęczenie... chyba dzisiaj pójdę wcześniej spać.. .
Dzieci na wakacjach
Dzieci na wakacjach © amiga
Piały kury piały
Piały kury piały © amiga
Pies samobójca
Pies samobójca © amiga
Na drogach o dziwo sporo samochodów, jakoś to ma się nijak do porannych obserwacji... tylko skąd one się wzięły? Wydawało mi się, że jak już są wakacje, to na drogach powinno być puściej... a może się mylę? 
Prawie jak w Holandii
Prawie jak w Holandii © amiga

Dojeżdżam do domu... na dzisiaj  starczy, tym bardziej, że zaczyna kropić... 

Poniedziałek rano

Poniedziałek, 27 czerwca 2016 · Komentarze(0)
7:20... dopiero ruszam... wszystko mnie boli... dzisiaj chłodno... 17 stopni... jadę na krótko... ta temperatura sprawia mi przyjemność... na drogach rzuca się w oczu zmniejszony ruch. Zaczęły się wakacje :)
Wiatr z północnego zachodu, nie pomaga... ale dzisiaj nie czuję parcia na wynik ;)
Te flagi chyba są nielegalne
Te flagi chyba są nielegalne © amiga
jadę spokojnie majestatycznie omijając kałuże po ostatnich opadach... starczy mi moczenia nóg... Ruda Śląska opustoszała... nic się nie dzieje... 
Ale pusto w Kochłowicach
Ale pusto w Kochłowicach © amiga
Zapadnięty fragment jezdni
Zapadnięty fragment jezdni © amiga
Chmury są nieciekawe
Chmury są nieciekawe © amiga
Samochodu dopiero pojawiają się w Zabrzu co dziwi bo jest 8:10... już nie powinno być takiego ruchu... dobrze, że pojechałem bokami... w Gliwicach przynajmniej na Sośnicy też trochę samochodów, dopiero gdy jestem na Królewskiej Tamy jest spokojnie. podziwiam wyremontowany mostek... oby kolejny remont nie trafił się za kilka dni... mam nadzieję, że wytrzyma to przynajmniej kilkadziesiąt lat... 
Rowerzyści jednak istnieją ;)
Rowerzyści jednak istnieją ;) © amiga
Już otwarty, kolejny remont... za... ? 50 lat?
Już otwarty, kolejny remont... za... ? 50 lat? © amiga
Tuż przed firmą wyprzedza mnie zamiatarka, na pełnym gazie, może 30 cm od kierownicy... , odbijam w prawo w miejsce gdzie parkują samochody... zrobiło mi się ciepło... masakra jakaś...  na szczęście minutę później jestem już w firmie. Widać i tutaj, że zaczęły się wakacje... Wyraźnie mniej pracowników... 
Masa zaparkowanych aut, a ten jedzie środkiem, zdmuchnął mnie mocno na prawo
Masa zaparkowanych aut, a ten jedzie środkiem, zdmuchnął mnie mocno na prawo © amiga

Powrót do domu

Niedziela, 26 czerwca 2016 · Komentarze(0)
Poranek niedzielny, dzisiaj trzeba się powoli pozbierać i wrócić do domu... co prawda jest opcja by jednak zostać jeszcze jeden dzień, dzięki Darku, ale telefon z domu... utwierdza mnie w postanowieniu... 

Ruszam około 16:00... po kilku ulewach, burzach... masakra... jest mokro, jest chłodno, jest przyjemnie :) Po wczorajszych +40, siedemnaście stopni to spora ulga... 
Mam zakwasy, po wczorajszym BikeOriencie, bolą mnie i nogi i ramiona... ciężko się rozruszać... jadę najkrótszą możliwą drogą, centralnie przez Rudę Śląską, w dzień powszedni nawet nie pomyślałbym o tym wariancie, zbyt główne, zbyt duży ruch... i... pojawiły się nowe DDRki, widzę je pierwszy raz i już wiem, że z nich nie będę korzystał, są źle zaprojektowane, prowadzą raz po lewej, raz po prawej stronie, zmuszając do idiotycznych przejazdów z lewa na prawo... mało tego, są to odcinki po kilkaset metrów,, czasami po 1 km, nie połączone ze sobą i często bez zjazdów i wjazdów na nie... Jaki był sens ich budowania? Niestety jaki kraj takie rowerówki... w statystykach znów kilka punktów do góry i to wszystko... 

Pada deszcz

Pada deszcz © amiga
Gdy jestem w Kochłowicach jest już nieźle, 10 km do domu... droga znajoma, nawet gdyby przyszła jakaś nawałnica to w domu byłbym góra w 30-40 minut... tyle, że przeszkadzają kałuże, piasek naniesiony na drogi... 
W domu myślę o kąpieli... o czymś do zjedzenia... o spaniu... ale nie ma lekko, wpierw awaria do usunięcia, a później trzeba uzupełnić wpisy na BS... przynajmniej częściowo... a czas leci... nieubłaganie... 

BikeOrient - Sulejowski Park Krajobrazowy

Sobota, 25 czerwca 2016 · Komentarze(9)
Uczestnicy
Dzionek zaczyna się bardzo wcześnie... Gdy ruszamy z Darkiem jest coś koło 5:45... Nawigacja podaje, że nam, że będziemy przed 9:00 ... mamy sporo czasu. Gdy docieramy na miejsce sporo rowerzystów już się przygotowuje do wyjazdu na trasę, z każdą chwilę pojawiają się kolejni zawodnicy... 

Na miejscu jest już Karolina chwila przywitania, na szybko składam rower... idziemy do rejestracji... i mamy kilka minut dla siebie :)
 
W bazie na starcie
W bazie na starcie © amiga
Około 9:30... rozpoczyna się odprawa, a w zasadzie przedodprawa... bo ta dopiero za 15 minut... Szybka kawa... 
Jest obłędnie gorąco... dzień dobrze się nie zaczął a na termometrze już ponad 30 stopni... Dość dobrze z reguły znoszę upały ale w tej chwili woda leje się ze mnie, boję się co będzie na trasie... 

Jadę z Karolą, być może na długiej trasie..., dostajemy mapy... trochę instrukcji od Piotrka... i zaczynamy kombinować..., aż korci by rozrysować całą trasę, kombinujemy który punkt pierwszy...  6, 5 może 2... Wariant nie jest oczywisty... punkty rozsypane jak bakalie w lodach ;) Powtykane tu i tam... po obu stronach Pilicy, na dokładkę na tym odcinku jest tylko jeden most w Sulejowie, drugi jest 30km dalej, ale poza mapą... do dyspozycji mamy tzw przeprawę rolniczą i 3 brody...  

Bądź tu mądry człowieku i narysuj optymalny wariat... najlepiej tak by w razie czego dało się zmienić trasę z krótkiej na długą i odwrotnie, w zależności od tego co będzie się działo... 

Darek w stroju firmowym
Darek w stroju firmowym © amiga
Mapy już czekają
Mapy już czekają © amiga

Rozrysowujemy tylko trasę do siedmiu punktów, tam już musimy zdecydować czy próbujemy zmierzyć się z dystansem Giga, czy jednak Mega.  W końcu ruszamy.... 

PK2 - Skarpa nad rzeką

Dzisiaj skarpy, brzegi, podnóża będą nas chyba prześladować... 
Wyjeżdżamy z Taraski, jest asfalt, nie jest źle... moja przewodniczka :) prowadzi, ja czuję się zmęczony po średnio przespanej nocy...  i przy takich temperaturach, liczę na to, że się rozkręcę. liczniki chwilami pokazują 30 km/h... do czasu... gdy wjeżdżamy na leśne dukty...
Coś mi spadło na wargę... wycieram to rękawiczką... spoglądam na nią... to kleszcz... oj... niedobrze... to źle wróży dzisiejszemu wyzwaniu... zabijam zwierzaka... 

Na trasie
Na trasie © Tymoteuszka - zdjęcie dzięki uprzejmości Xzibi Aries
PK nad brzegiem Czarnej
PK nad brzegiem Czarnej © Tymoteuszka - zdjęcie dzięki uprzejmości Xzibi Aries

Sam dojazd do PK dość prosty, tym bardziej, że to jeden z pierwszych punktów, więc ludzi kierujących się na niego jest całkiem sporo... docieramy do lampionu, podbijamy karty i w drogę... zawracamy na 

PK4 - Brzeg rzeki

Wracamy na asfalt... długa prosta przez Dąbrowę nad Czarną, dalej na Stanisławów, Co ciekawe pomimo, że rysowaliśmy wspólnie trasę, to wykreśliliśmy nieco inne dojazdy do punktu, po drodze dogania nas Grzesiek, pyta o imbus 5 :) Zostawiam mu scyzoryk z kluczami... dogoni nas pewnie później, a jak nie to na mecie się zobaczymy, raczej nie będę potrzebował kluczy na trasie... 
Przed punktem zaczynamy kombinować z dojazdem, ścieżek jest jakby nieco więcej... do PK wg mapy nie ma ścieżki... trzeba się kierować nieco na azymut... oczywiście pierwszy wjazd w pole okazuje się nietrafiony, drugi jakby lepiej, ale coś jest nie tak, przy trzecim spotykamy Grześka, oddaje scyzoryk, a my znajdujemy PK... jest niedaleko, tyle, że trzeba przecisnąć się pomiędzy krzaczorami... ścieżka jest na szczęście już wydeptana, co ciekawe gdy docieramy na miejsce widzimy, że chyba lepszy wariant to podjazd z drugiej strony rzeki i przejście do lampionu w bród..... z drugiego brzegu lampion jest widoczny z daleka, jedyne co zyskaliśmy to brak konieczności moczenia się w wodzie ;) za to czas nam nieco uciekł... mamy dwa PK a minęła już godzina...


Gdzieś tu musi być punkt :)
Gdzieś tu musi być punkt :) © amiga
Wisi lampion
Wisi lampion © amiga

PK5 - opuszczone gospodarstwo

Wracamy na asfalt, leśne dukty są średnio przyjazne dzisiaj, pocimy się niesamowicie, liczniki pokazują jakieś wariackie temperatury, na szosach na otwartym terenie jest jeszcze gorzej, kierujemy się na Włodzimierzów, punkt banalny patrząc na to co było na poprzednim. Gospodarstwo trochę zaskakuje, raczej wygląda na domek letniskowy i coś w rodzaju stodoły, czy raczej drewnianego zadaszenia na coś... nie zmienia to faktu, że jest opuszczone... Podbijamy karty... czas na ostatni punkt na tą chwilę po tej stronie Pilicy. 
Lampion PK5
Lampion PK5 © amiga
Opuszczone gospodarstwo
Opuszczone gospodarstwo © amiga
Karolina wraca z podbitymi kartami :)
Karolina wraca z podbitymi kartami :) © amiga

PK6 - młodnik

Uwielbiam takie nazwy punktów, jest prawie tak samo genialny jak granica kultur... ale cóż... jedziemy, ilość ścieżek trochę przeraża, na dokładkę to punkt posiadający swoje rozświetlenie w postaci fragmentu zdjęcia satelitarnego... na którym niewiele szczegółów można dostrzec, jakieś 3 polany, kilka ścieżek... będzie ciężko... 

Ścieżki które miały nas prowadzić na punkt są mocno zarośnięte, kilka razy zmieniamy kierunek jazdy... i próbujemy zgadnąć gdzie jesteśmy... trochę pomagają nam znaki... rezerwat Jaksonek... Strasznym zygzakiem docieramy w miejsce gdzie spodziewamy się PK, roświetlenie niewiele pomaga, za to napotkani bikerzy i owszem... wydeptane ścieżki wskazują gdzie należy szukać lampionu :) Podjazd od strony rezerwatu był fatalny...  pod kątem nawigowania, przejezdności ścieżek...  
Cóż, pozostaje odszukać kolejny punkt... nie powinno z tym być większego problemy, bo wapiennik w Kurnędzu już kiedyś odwiedziłem :)

PK7 - brzeg półwyspu

Żar leje się z nieba... bidony coraz bardziej puste, ale w planie "wycieczki" mamy wizytę w Sulejowie, to dołoży nam kilometrów, jednak tam na 100% będzie jakiś sklep... będą napoje, może coś jeszcze... droga do Sulejowa jest banalna... i coraz lepszej jakości, ech gdyby tak było wszędzie... 
W Sulejowie przeprawiamy się po moście... zjeżdżamy do sklepu przy remizie, 5 minut przerwy, mamy wodę mineralną, jakiś napój jałowcowy, spoglądam na skład... nic niezwykłego, a napis, że to samo zdrowie  jest chyba nadużyciem... podstawowe składniki podobne do tych z koli... woda i cukier... jakieś pomijalne ilości czegoś z jałowca...  wypijam część reszta ląduje w śmietniku, nie zachwyciło... 
Nieco napojeni ruszamy dalej... droga do Kurnędza usiana jest trelinkami, których nie lubię, na szczęście obok wydeptana jest wąska ścieżka gruntowa, po tym można jechać całkiem przyjemnie... i stosunkowo szybko... Przy wapienniki natykamy się na sporą grupę rowerzystów, nie dało się nie trafić... miejsce charakterystyczne, a dostęp do półwyspu dość stromy... 
lampion odnaleziony, karty podziurawione więc... 

Wapiennik w Kurnędzu
Wapiennik w Kurnędzu © amiga
Kolejny lampion
Kolejny lampion © amiga

...zastanawiamy się co dalej... Temperatura zabija... trasa giga raczej nie wchodzi w rachubę...  już czujemy skutki odwodnienia... co z tego, ze pijemy skoro woda jeszcze szybciej z nas wyparowuje... W planie mieliśmy teraz podjazd na PK8 i odbicie na PK9 który otwiera drogę na pozostałe PK po tej stronie Pilicy... 

Nanosimy korekty... 

PK9 - ogrodzenie

Przejeżdżamy przez cały Kurnędz, Krzewiny, wbijamy się na ścieżkę szutrową, docieramy do rozwidlenia  gdzie musimy już odmierzać, sprawdzać kierunki. jest ogrodzenie, ale dojazd nie jest zbyt oczywisty, dookoła ogrodzenia ganiają zawodnicy... odnajdujemy dość szybko PK... podbijamy karty i mamy problem z określeniem którędy tutaj dojechaliśmy... chwilę błądzimy, ale kompas uświadamia nas, że to nie ten kierunek, obieramy azymut na zachód, wychodzimy na drogę... ufff

PK15 - stodoła

Długi przelot 42, odbijamy w las na wysokości Salkowszczyzny, w miarę szybko docieramy do stodoły na prywatnym terenie, witamy się z gospodarzem, jest uprzejmy, po podbiciu kart przysiadamy się na chwilę w cieniu drzewa... zamieniamy kilka zdań posilając się bananami, sącząc zawartość bidonów... okazuje się, że Pan... mieszka tutaj sam... z daleka od cywilizacji... ale jest zadowolony :) Po kilku minutach żegnamy się, i ruszamy na 

PK1 - skarpa nad Pilicą - BUFET

Bidony znowu wysychają w zastraszającym tempie... wyjeżdżamy na asfalt w okolicy Stobnicy... w pobliżu jest sklep, ale następny PK to bufet... przecież to niedaleko... Przejeżdżamy przez 3 morgi... docieramy do kładki i brodu...  wybieramy kładkę... i chyba nie był to najlepszy wybór... nie zamoczyliśmy nóg, ale kładka jest rozpięta na 3 stalowych linach... 2 z nich służą za podpory desek... dość fantazyjnie zbitych... trzecia lina służy jako "poręcz" cała konstrukcja buja się i robi wrażenie jakby za chwilę miała runąć, chociaż ktoś mówił, że jest po "remoncie"... 

Na kładce w Trzech Morgach
Na kładce w Trzech Morgach © Tymoteuszka - zdjęcie dzięki uprzejmości Xzibi Aries

Tuż za bujanym mostem jest jeszcze jeden, już nie tak hardcorowy
Rowerzyści na kładce
Rowerzyści na kładce © amiga
Drewniana kładka
Drewniana kładka © amiga

Do bufetu są może 3 km... ale tego się nie spodziewaliśmy... cały czas piach, kopny piach... rowery co chwilę utykają... jadę na oponach 700x42C... rowerem rzuca na wszystkie strony ale co ciekawe są fragmenty gdy jednak wydaje się, że po czymś takim nie da się przejechać, a jednak... koła się kręcą, nie zapadają się, ale reguły nie ma... Co jakiś czas natykamy się na rowerzystów na poboczu, widać, że mają dość, pytamy się, czy wszystko w porządku... jest ok, po prostu chcą chwilę odpocząć, wychłodzić się... tylko jak to zrobić przy +40... w cieniu... w słońcu jest 10 stopni więcej... 

To najdłuższe 3km dzisiaj i w całej mojej karierze bikera, życie z nas uchodzi... przestrzeliwujemy wjazd na bufet...  przez głowę przemknęła mi myśl... odpuśćmy, jedźmy już do mety... to tylko jeden PK odpuszczony, spoglądam na zegarek, na mapę... na Karolę... jest wykończona... jak ja... 

Jadąc na jedynkę myślę, by zanurzyć się na chwilę w rzecze... plan jednak zmieniam gdy widzę, że do rzeki to trzeba zejść, a później się wdrapać. 

Podbijamy karty, chwilę rozmawiamy z zawodnikami, wszyscy wyglądają jakby ktoś ich przeżuł i wypluł... my wyglądamy pewnie podobnie... pijemy ile się da, uzupełniamy bidony... arbuz nieco nawadnia... Po dobrych 10 minutach mogę spróbować ciasta... żołądek jest je w stanie przyjąć... polewam głowę i koszulkę wodą, na chwilę to pomaga, odzyskuję nieco wigoru... 

Punkt żywieniowy
Punkt żywieniowy © amiga
Meandrująca Pilica
Meandrująca Pilica © amiga

Spoglądamy na siebie... do zaliczenia tylko 2 PK... góra 10 km drogi... modlę się, by więcej piachów już dzisiaj nie było... mam dość...

Ruszamy...

PK3 - Podnóże skarpy

Kierujemy się na Szarbsko, przestajemy myśleć, mózg nie kontaktuje za dobrze, nie wjeżdżamy na nasz szlak... jedziemy na Dąbrówkę, tylko po co? 
Zawracamy, wjeżdżamy na szuter, tyle, że chwilę później robi się dziwnie piaszczysty, jakieś 2 km walki z wydmami, trochę polem, trochę po szlaku... Słońce nie odpuszcza... 
W końcu docieramy do Władysławowa... na przedłużeniu drogi powinna być ścieżka leśna, z mapy wynika, że  gdy dojedziemy do skrzyżowania mamy odbić w prawo i pierwsza w lewo.. i powinniśmy być na wysokości PK... Tak łatwo oczywiście nie jest... pierwszy zjazd, to nie to miejsce... jakaś łąka przy Pilicy... zawracamy, kolejny zjazd... też coś nie tak...  ale widać skarpę, a raczej drzewa na niej rosnące, więc lampion musi być w okolicy, porzucamy rowery, idziemy trochę dokoła, odnajdujemy skarpę i poruszamy się wzdłuż niej... gdzieś w oddali majaczy nam biało-pomarańczowy materiał... to lampion... w linii prostej mamy góra 50 metrów... idziemy na azymut... jest.... 

Lampion... dzisiaj to chyba przedostatni
Lampion... dzisiaj to chyba przedostatni © amiga
Skarpa
Skarpa © amiga

tylko... teraz trzeba odszukać rowery... wychodzimy na drogę, odszukujemy miejsce gdzie zjechaliśmy i po góra 100m odnajdujemy rowery... 
Zawracamy... pora na...

PK8 - Brzeg rzeki

Droga leśna na szczęście nie jest zbyt piaszczysta... docieramy do asfaltu w okolicy Starego Niewierszyna...  szosa... mam ochotę ją ucałować... W Niewierszynie odbijamy na Ostrów, jedziemy szutrówką, ale jest dobrze utwardzona, nie ma niespodzianek... 
docieramy do brodu. Punkt jest po drugiej stronie o czym wiedzieliśmy, jednak zaburzyłoby to nam wariant... poza tym obiecałem, że przejdę przez rzekę... na dzień dobry wpadam w muł... moczę się do pasa... wyciągam komórki i zostawiam Karolinie... a sam idę na drugą stronę... podbijam karty... wracam... cieszę się, że to już koniec... tylko dotrzeć do mety.. .

Meta

Wpierw szuter, później asfalt i po kilku minutach jesteśmy w bazie... Mija dłuższa chwila zanim dochodzimy do siebie... idziemy coś zjeść... Centrum Taraska to ośrodek wegański z jakiś meczetem czy czymś podobnym na terenie, już w komunikacie startowym była informacja o zakazie spożywania mięsa, jajek, alkoholu... itd... boję się co będzie na obiad... 

Na mecie BikeOrient
Na mecie BikeOrient © Tymoteuszka - zdjęcie dzięki uprzejmości Xzibi Aries

Jest kompot... jest dobry, ale nie wiem z czego... i jest mi wszystko jedno...  jest zupa... taka grochowa, ziemniaczana ... coś koło tego, tyle, że bez mięsa...  w skali od 1-5 ma jakieś 3.5... jadalna... Drugie danie... to surówka polana nie wiadomo czym, jakimś sosem...  i ryż z warzywami, surówka nie zachwyca jest byle jaka... ryż suchy i niejadalny... oddaję do kuchni... Coś mi się zdaje, że właśnie skończyłem moją przygodę z kuchnią wegańską...
Brakuje tradycyjnego ogniska, grilla BikeOrientowego.... ale cóż... ośrodek ma takie, a nie inne zasady...  chociaż liczyłem, że może się trafi chociaż jakiś robak... a tu nic... 

Sama impreza zorganizowana perfekcyjnie... zresztą jak zawsze... pogoda dopisała, aż za... co widać było po kolejnych osobach wpadających czy raczej padających na mecie...  Nie wiem ile wody wypito... pewnie poszło to w hektolitry... 
W okolicy 18:30 rozpoczęła się dekoracja zwycięzców, losowanie nagród... i zaczęliśmy powoli się zbierać... przed nami długa droga... 

Dzięki Karola za kolejny dzień ze mną spędzony... podtrzymywałaś mnie na duchu... gdy miałem już dość.. Dzięki :) za wszystko... 

Wyjeżdżamy z Taraski grubo po 19... a raczej przed 20... w Sulejowie stajemy przy jakimś sklepie.. .cokolwiek do picia, zimnego i nie woda...  
To był długi i gorący dzień... na dokładkę w miedzy czasie polska dostałą się do 1/4 finału Euro... wygrywając ze Szwajcarią , a myślałem, że takie rzeczy to między bajki należy włożyć...