Black Veil Brides - In The End
Wylatuję z firmy o 16:30, jeszcze widać ostatnie promienie słońca, dzisiaj jadę lasem, muszę trochę odreagować, dzień był ciężki, zresztą cały tydzień mnie wykończył... Gdy dojeżdżam do lasu panuje już zupełna ciemność, a w lesie panuje prawie idealna cisza... czuję się trochę nieswoje, ale... w końcu nie pierwszy raz jadę w takich warunkach... Pod tym kontem lepiej jest gdy leży śnieg... jest zawsze jaśniej ;) ale mimo wszystko nie przeszkadzałoby mi gdyby zima okazała się identyczna jak ta sprzed roku... poza jednym.. poza moimi wizytami w szpitalu... Na to nie mam ochoty...
Halestorm - I Miss The Misery
Wyjeżdżam ok 7:20, znowu 10 minut później, niż dzień wcześniej, po raz kolejny utrzymują się mgły, w zasadzie towarzyszyły mi cały tydzień. Kolejny raz profilaktycznie odpalam lampki. Z powodu późnej pory jadę szosami... może będzie szybciej... ? Cieszy za to to, że t ostatni dzień, już czuję przemęczenie... może w weekend uda się to odreagować, odpocząć... chociaż trochę... Bark daje się już mocno we znaki... zresztą zauważyłem to już wcześniej, że po kilku dniach z rowerem, bark rwie... Muszę się w końcu trafić do fizjoterapeuty. Tyle, że denerwuje mnie nasza służba zdrowia.... powoli to są instytuty zarabiania grubej kasy, gdzieś zatraca się sens słowa służba...
Amaranthe - The Nexus
W ciągu dnia pogoda wyraźnie się poprawia, dość ładne niebo, widać słońce i błękit pokryty chmurkami... Wyjeżdżam po 17:00 i gnam szosami, muszę dotrzeć do domu, najlepiej przed 19:00. Trasa standardowe, przez Makoszowy, Kończyce, Pawłów, Bielszowice, Wirek, Kochłowice, Panewniki, Ligotę, Piotrowice i oczywiście Ochojec. Ruch na drogach z każdym kilometrem malał... więc im bliżej byłem domu tym jechało się lepiej. Na korki w zasadzie trafiłem tylko w okolicach Famuru w Piotrowicach, tyle, że tam minąłem to po chodniku a kilka minut później byłem już w domu.
Pendulum Genesis
Dzisiaj ruszam dopiero ok 7:10... co dzień to 10 minut później... jakieś zmęczenie czy coś... Po raz kolejny nad ziemią unoszą się mgły, nie są co prawda tak gęste jak ostatnio, niemniej lampki muszę mieć odpalone... tak... dla zasady, by mieć chyba większy komfort psychiczny, by łudzić się, że kierowcy wcześniej mnie zauważą... a może przesadzam? Po drodze mijam kilku bikerów zupełnie bez lampek... Ja ich widzę... pomimo tego, że są ubrani na czarno, a może właśnie dlatego?
Z lasku makoszowskim standardowa krótka przerwa... Pojawiło się słońce ;)
Nosowska - Się ściemnia
Wieczorem nachodzi mnie myśl, może jednak lasem? Co z tego, że jest ciemno... że niewiele widać?
Odpuszczam hałdę na Sośnicy, tam może być zbyt niebezpiecznie, jadę przez lasek Makoszowski, dalej obok kopalni i kieruję się na Wymysłów... tyle, że przejazd zamknięty. Czekam kilka minut i... odpuszczam, szkoda czasu zawracam i odbijam w kierunku Kończyc, jadę nad wiaduktem nad A4, nie lubię tego miejsca, od 3 lat mam jakieś opory jadąc tędy, to efekt zaliczenia gleby... w tym miejscu.
Pewnie obawy są nieuzasadnione..., ale zawsze... Za wiaduktem wbijam się na czerwony szlak i kieruję się na Halembę i dalej przez lasy Panewnickie do Katowic. Po drodze 2-krotnie moją uwagę zwracają sarny przebiegające przez ścieżkę... Dobrze, że nie bezpośrednio przed rowerem...
OBERSCHLESIEN - To nie sen
Wyjazd o 7:00, ciut później niż wczoraj, jednak i tak to niezły wynik... z reguły problemem jest wyjście przed 7:20... Wsiadam na rower i jadę szosami, dzisiaj już nie mam na tyle czasu by pociągnąć lasem... Może jednak wieczorem się uda? Nad okolicą unoszą się gęste mgły, zresztą jest podobnie jak wczoraj... Pod koniec trasy wjeżdżam do lasku Makoszowskiego. chwila na focenie i ruszam dalej... w końcu wypadałoby dojechać do firmy... Kilkanaście minut później jestem już na miejscu
ZUCH KAZIK - Hej Młody Junaku
Wychodzę z firmy po 17... dość późno... pierwotnie myślałem że pojadę po raz drugi terem, ale ciemnica panująca dookoła jakoś mnie nie przekonała do tego wariantu... Podejmuję decyzję by jednak pojechać szosami...
Jest dość późno więc ruch stosunkowo niewielki, za to te 3 stopnie nie rozpieszczają... lekko marzną stopy... cóż połowa jesieni za nami... dzień coraz krótszy, coraz chłodniej, jeszcze tylko liście wiszą na drzewach, chociaż już nie wszystkich. Dęby już łyse...
Jadę dość niespiesznie, czuję jakieś przemęczenie... po BikeOriencie, prawie zawsze po maratonach 2-3 dni tracę na pozbieranie się...
ZACIER - Przypowieść o rybach marnotrawnych
Jest 6:48... jest chłodno... jest mgliście, jest wilgotno...
Jadę terenem, nie pamiętam kiedy po raz ostatnie do pracy wybrałem taki wariant... co z tego, że w lesie będzie błoto i kałuże...
Mam trochę więcej czasu... niż zwykle. Zresztą co tutaj dużo mówić... od kilku miesięcy tak wcześnie udało mi się wyjść z domu...
Początek po szosach, jest pusto... no prawie pusto, na odcinku Katowickim minęło mnie zaledwie kilka samochodów...
W lesie za to jest ciekawie, to efekt zalegających mgieł... jest pięknie... W Zabrzu odbijam na stawy Makoszowskie, interesuje mnie ich dzisiejszy wygląd... to miejsce które w takich warunkach wygląda jakby miały być tutaj kręcone horrory.
Chwila przerwy na focenie i ruszam dalej, zastanawiam się czy odbić na kopalnię w Makoszowach i lasek Makoszowski, czy zaliczyć hałdę na Sośnicy, tyle, że tam będzie mnie czekał ok 100m spacer przez torowisko... trudno... dam radę...
Na hałdzie kilka niespodzianek... trochę rozjeżdżone przez .... ciężarówki, w kilku miejscach coś się zarwało... nie wygląda to dobrze... Na dokładkę hałda zaczyna powoli zbliżać się do ścieżki... prowadzącej od wschodu u jej podnóża...
Karolina Cicha "Cygańska Jesień"Poranek niesamowicie Zimny, w chwili gdy dojeżdżamy do Łodzi termometr pokazuje coś koło 0 stopni... prognozy pokazują maksymalną temperaturę na poziomie 4-5 stopni... Trzeba się ubrać ciepło na Ogra lub Cebulkę... O jeździe na trasie pucharowej nie myślę, uszkodzony bark blokuje mnie i to mocno... Już na miejscu dogaduję się z Karoliną, to jej dzisiaj potowarzyszę, Darek jedzie na trasie pucharowej...
Mija kilkadziesiąt minut odprawy i podobnie jak na wcześniejszych zawodach dostajemy mapy ze sporym zapasem czasu... można rozrysować wariant... Jednak w trakcie odprawy padło hasło... PK 2 jest tuż za rogiem... skręcicie w lewo... i będzie tuż obok... podczas wykreślania trasy włącza mi się alarm... prawie na 100% większość zawodników wybierze właśnie ten punkt... tam będą korki...
Pierwszy do zaliczenia jest Las Łagiewnicki
Ruszamy... Wybieramy
PK 18 - koniec ścieżki. Punkt dość prosty, jednak skala mapy 1:15000 zupełnie nam nie leży... Mija dobra chwila zanim przyzwyczajamy się do tego, że jeden cm to jedynie 150m a nie jak zwykle 500... Kilka razy przestrzeliwujemy ścieżki... Jednak w końcu wszystko zaczyna się układać i jak po sznurku docieramy do lampionu.
PK 12 - środek polanki Nawigacja dość prosta - zielonym szlakiem rowerowym... jednak w pamięci mam problemy z oznaczeniami tych szlaków sprzed ok 1.5 roku, wiem że potrafiły mylić, ginąć, więc staram się nie do końca im wierzyć... W drodze mała awaria...Karolina traci powietrze w tylnej oponie... wymiana dętki zajmuje nam ok 10 minut... w tym czasie mija nas kilka zawodników... w tym Darek :) Po przymusowej przerwie możemy ruszyć dalej, podbicie PK to tylko formalność...
PK 8 - dno rowu Ruszamy na kolejny PK, jest dość blisko, sama nawigacja równie banalna, nie można się stracić, docieramy na miejsce podbijamy karty i... Karolina gdzieś zgubiła licznik... Szukamy chwilę w okolicy lampionu... nie ma... być może wypadł gdzieś wcześniej. Po kilku minutach ruszamy dalej... szkoda licznika... Jedak Karolina stwierdza, że nie mamy pewności gdzie odpadł... a przeszukiwanie całej trasy ma średni sens... Cóż... ruszamy na
PK 6 - skraj polanki Punkt dość blisko, docieramy tam dość szybko... i ruszamy dalej :)
PK 2 - miejsce martyrologii kolejny prosty punkt, a pomnik ciężko pominąć :)
PK 16 - dno parowu Spoglądając na mapę, to nie będzie za lekko... wygląda na to, że w okolicy jest kilka parowów, ten środkowy to niby ten właściwy, gdy dojeżdżamy na miejsce liczymy wnęki/ parowy... porzucamy rowery i... to nie ten parów... chwila spaceru i lampion jest kawałek dalej... samo namierzenie lampionu nie sprawiało większych problemów, tyle, że 100m spaceru za nami.
PK 4 - szczyt wzniesienia Ruska Góra... już sama nazwa mi się nie podoba... Nie dość, że góra to na dokładkę Ruska... ech... Szlak wzdłuż Centrum leczenie Płuc... bardzo wymagający... jedziemy pod górkę i na dokładkę po piachu... Cienkie oponki specjalnie mi nie pomagają... rower tańczy, bronię się jak mogę, w jednym miejscu i tak grzęznę... Po raz pierwszy dzisiaj czuję ból ramienia... Dobrze, że ten odcinek szybko się kończy... Pojawiają się za to piesi... i to całe gromady , głównie dzieci w wieku szkolnym z numerami, pod opieką dorosłych... czyżby jakieś inne zawody? Spoglądam na numery i widzę napis "Złota igła". Jak się wkrótce okazuje mają rozstawione lampiony w "naszej" okolicy. Dobrze, że tym razem my szukamy słupków... Niemniej piesi potrafią mylić :) W każdym bądź razie kolejny słupek zaliczony :)
PK 10 - skraj wzniesienia Pieszych coraz więcej... biegną w każdym kierunku... Punkt mamy niedaleko i... szok... ich lampion jest w odległości zaledwie kilku metrów od naszego słupka. Ciekawe ile osób mogło się pomylić i podbić nie ten punkt... :) Ruszamy dalej...
PK 17 - zbocze parowu Jakieś nieoryginalna nazwa PK... tyle, że sam punkt daje się we znaki, ze strony z której jedziemy czeka nas dość ostre zejście i wejście... Stromo i sporo liści... może gdyby nie te drugie to zdecydowałbym się na zjazd, ale i tak o wjeździe nie ma mowy... nie wiem jakie tam było nachylenie ale nawet wpychanie roweru stanowiło spore wyzwanie
PK 15 - obniżenie terenu Punkt banalny... zero problemów z namierzeniem.... tylko czemu obniżenie tereny jest na górce? ;P
PK 9 - zakręt ścieżki Kolejny prosty punkt...
PK 7 - podnóże skarpy Na mapach zatarły się nieco oznaczenie ścieżek i nie zauważyliśmy, że mieliśmy odbić na PK 7 i zaczęliśmy jechać w kierunku PK 1... na szczęście szybko się orientujemy i zawracamy... 7 ka zdobyta ;) częściowo dzięki pani z Husky-m :)
PK 1 - szczyt górki Kilka skrętów, zakrętów w lesie i... zupełnie nie wiemy gdzie jesteśmy ;) , w końcu decydujemy się na jazdę w kierunku na północ... musimy dotrzeć do szosy i będzie jakiś punkt odniesienia... może nie poszło to idealnie, ale trafiamy na właściwą szosę z której odbijamy na Szpaczą Górę. Wariant od "Baru Modrzewiak" okazał się niezłym wariatem... trafiamy bez najmniejszego problemu. Od chwili wyjazdu z bazy minęło już trochę czasu, pora na zamarzniętego Liona i łyk herbaty ;)
PK 11 - koniec ścieżki Chyba zaczynamy odczuwać zmęczenie, przestrzeliwujemy ścieżkę... musimy się wrócić... na szczęście odległości nie są zbyt wielkie więc błąd można naprawić niewielkim kosztem...
PK 14 - koniec ścieżki Podobny niewielki problem pojawił się również przy tym punkcie... gdzieś uciekł nam niebieski szlak pieszy.... tyle, że szybko się orientujmy a korekta nie wydłuża nam trasy.
PK 3 - zakręt ścieżki Błędów cd... W zasadzie przejechaliśmy koło wjazdu na PK... dojeżdżamy do niego z drugiej strony, tyle, że ścieżka jest wyraźnie szersza i bardziej przejezdna... Spotykamy kilkuosobową grupę bikerów... którzy jadą z nami do kolejnego PK
PK 13 - skrzyżowanie ścieżek Spora plątanina ścieżek skutecznie utrudnia nawigację, w końcu decydujemy się na odnalezienie czerwonego szlaku o zaatakowanie lampionu z jego strony, co jest niezłym pomysłem wiec po chwili kolejne dziurki lądują na naszych kartach...
PK 5 - szczyt wzniesienia Ostatni PK do zaliczenia na pierwszej pętli.. Niby powinno być łatwo, bo zaznaczony jest na mapie żółty szlak, jednak z tymi oznaczeniami coś jest nie tak... po prostu ich nie ma... a może po prostu ich nie zauważyliśmy? W efekcie lądujemy w pobliżu bazy... więc delikatnie odbijamy na północ... i wjeżdżamy w las... trochę zarośniętych ścieżek, ale trafiamy na nasz PK... na ścieżkach pojawiły się taśmy trasy MTB.... i ... w kilku miejscach przecinają nam drogę... ale gnamy do
Baza Chwila przerwy na zaznaczenie reszty trasy, jest już dość późno... więc wiele nie zdziałamy, całą trasę oceniam na ok 70km... Cóż... ruszymy na 7, 17, 16, 1, odcinek specjalny i przez 12 do bazy.
PK 17 - nasyp... Początkowo zaznaczyliśmy na mapie najazd na PK od północy, jednak dojeżdżając w okolice PK wygląda na to, że powinno się dać podjechać do niego od wschodu... ścieżka na mapie nie jest jednak jednoznaczna, ryzykujemy... dojeżdżamy do nasypu... jest wysoki... 2-4 metry pod stromą górkę, udaje się na czworaka, lampion jest kilka metrów dalej pomiędzy czymś co kiedyś pewnie było osadnikami...
PK12 - Skarpa Spoglądamy na zegarki... możemy ryzykować zaliczanie całej trasy, jednak lepiej będzie ją skrócić... może być problem... nie wyrobimy się, lepiej będzie odpuścić część PK... pojedziemy na 12-kę a jak czas pozwoli to może jeszcze zaliczymy odcinek specjalny... Dojazd przez bardzo ruchliwy odcinek 71-ki... masakra.. Po drodze mija nas 2 idiotów. pierwszy trąbi czemu..., po co nas wyprzedzał jeżeli 50m dalej skręca w lewo... drugi w ciężarówce prawie nas strąca z drogi... mija nas na przysłowiową gazetę z prędkością na 100% przekraczającą tą dozwoloną... Mam trochę dość tej drogi... W końcu docieramy do miejsca gdzie możemy odbić w przecinkę... uciekamy z drogi... o razu jest lepiej... Spoglądamy na rozświetlenie trafiamy na PK :) Meta Zegarek pokazuje, że mamy około godziny czasu... do odcinka specjalnego jest ok 15-20 minut jazdy, drugie tyle na powrót + czas na przejechanie jej... nie zdążymy... Pora jechać na metę... Będzie więcej czasu by coś zjeść i się napić, odpocząć i doprowadzić się do stanu używalności :) Po kilkunastu minutach jesteśmy w bazie... Oddajemy karty.. na dzisiaj starczy, chwila rozmowy ze znajomymi, korzystamy z grilla :) i zjeżdżają powoli pozostali zawodnicy. W tym Darek...z całkiem niezłym dorobkiem.
W końcu nadszedł czas na uhonorowanie zwycięzców tej edycji oraz całego sezonu BikeOrientów... Karolina ląduje na II miejscu wśród kobiet - Gratulacaje. W losowaniu Darek ma szczęście... a ja dostaję batonik od Karoliny :) Dzięki
Jest ciemno gdy żegnamy się i ruszamy na Śląsk... To była kolejna piękna wyprawa, świetnie zorganizowany maraton... aż żal, że w tym roku nie będzie kolejnego. Można się pocieszać, że na wiosnę można spodziewać się kolejnej wiosennej edycji :)