Wcześnie rano zadzwoniła do mnie Qzynka w sprawie przygotowań do Grillowej majówki. Pozbierałem się i ok 10:00 pojechałem na Giszowiec "trochę" popracować. Drogę nieco sobie przedłużyłem .Pojechałem przez Murcki. Trasa głównie przez las po ścieżkach. Lubię tą okolicę. Piękny las i jest gdzie się zmęczyć :) Po kilku godzinach powrót do Ochojca.
Wracając z pracy pogoda nieco się zepsuła. Padał deszcz. Na szczęście nie była to wielka ulewa. Wybrałem trasę identyczną jak poranna, tym bardziej, że obiecałem zrobić zdjęcie mrówkom. Dojechałem nad staw w pobliżu hałdy Makoszowy i rozpocząłem sesję fotograficzną. Przejeżdżający bikerzy coś dziwnie na mnie patrzyli ;)
po kilkunastu minutach wsiadłem na rower i "ruszyłem" w dalszą trasę. Hmmm ,chyba trochę przesadziłem z tą "w dalszą trasę", ujechałem może 2 metry gdy usłyszałem odgłos podobny do strzału i w sekundzie uszło powietrze z przedniego koła. Shit. Po wstępnych oględzinach okazało się, że najechałem na fragment rozbitej butelki. Opona została rozcięta na długości ok 1.5 cm. Dętka minimalnie mniej. Zdjąłem koło wyciągnąłem dętkę i rozpocząłem łatanie. Od środka opony wkleiłem dodatkowo gumowy pasek, który miał zabezpieczyć dętkę przed kolejnymi uszkodzeniami.
Po ok 30 min wściekły na samego siebie ruszyłem w dalszą drogę, bałem się, że miejsce naprawy będzie zbyt podatne na uszkodzenia, ale udało się dojechać do domu. Tam kolejne oględziny ...
Opona niestety nadaje się do wymiany :( W domu od jakiegoś czasu leży nowiutki "Hutchinson Basic Cameleon" - zastąpi uszkodzoną oponę. Dętka pewnie jeszcze posłuży. Na osłodę okazało się, że w dotarły zarówno pedały jak i buty :).
Będzie się działo w weekend. Pewnie jutro je wkręcę, Dzisiaj nie mam na to szans, na dokładkę wcześnie z rana jestem umówiony na Giszowcu - pojadę jeszcze na starych pedałach.
Kolejny wyjazd do pracy. Trasa "standardowa" Ochojec->Panewniki->Halemba->lasy pod Rudą i Zabrzem->makoszowy->Hałda makoszowy->Sośnica->Szara :) Trasa praktycznie bez odpoczynku. i przerw - tyle co na Skrzyżowaniach. Fotki porobię w drodze powrotnej :)
Dzisiaj wieczorem po powrocie jeszcze jedna króciusieńka trasa do kolegi w celu "dokonania przeglądu" rowerka. Zabrałem ze sobą żołądkową gorzką miętową i sprite-a. zabawa w serwis zajęła nam, a w zasadzie jemu, jakieś 40 min. Poprawione zostały obie przerzutki. Prawy pedał też przestał skrzeczeć. ogólnie jest sporo lepiej. Jutro sprawdzę to na trasie. po "akcji" zajęliśmy się przyjemniejszą częścią spotkania, zajęło nam to nieco więcej czasu i nie dokończyliśmy, ale jutro nastąpi kontynuacja rozpoczętego wątku i butelki ;)
Z firmy wyjechałem dość późno. Ale nie spieszyło mi się specjalnie więc powolutku i z przerwami na fotki pojechałem w stronę Katowic. Pierwszy postój przy stawie w Makoszowach. Dziwne miejsce, chyba mało kto o nim wie, ale jest ... hmmm magiczne ???
Rower oparłem o młodą brzózkę i wyciągnąłem z plecaka aparat i poszedłem focić. po powrocie okazało się, że rower i plecak postawiłem przy ścieżce czarnych mrówek olbrzymek ;) - jakieś takie zmutowane chyba były ... Kolejne 10 min straciłem na usuwaniu ich z plecaka, etui aparatu i rowera :) Bawiłem się przy tym świetnie, ale o dziwo żadna nie próbowała mnie skonsumować. ;) Mijając staw lewą stroną postanowiłem wjechać do lasu Makoszowskiego, jakiś czas temu DJK71 wspominał, że jest tam tunel pod torowiskiem. Trzeba było to sprawdzić.
Wjazd od strony Gliwic wyglądał nieciekawie, więc zdecydowałem się na przeniesienie rowera nad torami ... i ruszyłem dalej. Zatrzymałem się dopiero przy wyjeździe z Halemby,
przypomniałem sobie aby sprawdzić nowy aparat czy da się nim robić zdjęcia w podczerwieni. Po 30 min prób okazało się, że chyba niema na to szans ;( w związku z tym stary aparat zostaje jako drugi.
Trasę nieco pop....em, .... i zamiast lasami sporą część przejechałem szosami, ale po porannym rajdzie nie robiło mi to specjalnie różnicy.
Dzisiaj rano .... hmmm nie zastanawiałem się czy pojechać na rowerze. Wiedziałem, że tak zrobię :) Więc ok 6:40 wskoczyłem na dwukołowca i w drogę. Planowałem powrórzyć ostatnią trasę przejazdu z Gliwic gdzie ok 2/3 trasy było po lasach a kolejna 1/4 to mało uczęszczane boczne drogi ale ...., w Panewnikach spotkałem Tadka (kolegę z pracy) i postanowiłem sprawdzić jego wersję trasy do Gliwic.
Trasa prowadziła z Ochojca na Panewniki standardową droga, później już z Tadkiem zaliczyliśmy Kochłowice i Halembę a tam zjazd na starą trasę z Mikołowa do Gliwic. W Gliwicach przebiliśmy się przez węzeł Sośnica, dalej bocznymi drogami do firmy :)
Widać było, że Tadeusz :) "kręci" od wielu lat i momętami nie daję mu rady. W zasadzie nie wiem po co mu przerzutki i tak z nich nie korzystał. Cały czas ustawiona była największa zębatka z przodu i najmniejsza z tyłu :). Niezależnie od tego czy było pod, czy z górki. Trochę go pewnie spowalniałem ale to i tak jest mój rekord życiowy na tej trasie. Tyle przemyśleń na już.
Dzisiaj miałem ochotę trochę się zmęczyć. Pierwotnie zrobiłem sobie "spacer" z dworca PKP w Katowicach do domu (6.5 km) ale było mi mało. Po powrocie wsiadłem na rower i zrobiłem rundkę do Podlesia. Zabrałem Piotrka, mówił, że musi pogadać więc trasę zrobiliśmy tempem spacerowym, rozmawiając o "starych polakach" :) A jutro ponownie wyruszam na "Tour de Gliwice". Ps. Kolano się podreperowało przez okres świąt i trochę po nich:)
Dopiero dzisiaj miałem czas aby wprowadzić zaktualizować dane na bikestatsi. W zasadzie .... chodzi o jeden wczorajszy wpis. Wracałam po raz kolejny nieco zmodyfikowana drogą. Z założenia miała być nieco dłuższa, dodatkowo zmodyfikowałem ją podczas jazdy dzięki temu udało mi się 80% całej trasy jechać drogami polnymi i leśnymi. Wcześniej nie zdawałem sobie sprawy z istnienia takiej możliwości. Ale po kolei. Wyjeżdżając z Gliwic zaliczyłem Hałdę w Makoszowach, nie wjeżdżałem na nią, nie czułam takiej potrzeby ... jeszcze . Dalej częściowo znajomymi mi drogami w kierunku Rudy Śląskiej i tu nastąpiła spora modyfikacja. Na kolejnej hałdzie skręciłem w bok
i jadąc wzdłuż rzeki. Krajobraz momentami był księżycowy. Na dokładkę nie było szans na szybką jazdę, w wielu miejscach byłem zmuszony na jazdę w koleinach po samochodach ciężarowych. Dobrze, że wcześniej deszcz nie padał bo o przejeździe nie było by mowy ;).
Bokiem zahaczyłem o Halebę i okazało się, że w dość dziwnym miejscu zaczyna się tam zielony szlak ... źle oznaczony ale, ale prowadził w kierunku który mnie interesował. Dzięki temu odkryciu ominąłem całe miasto i ruch samochodowy który do szczęścia nie jest mi potrzebny.
Dopiero dalej wyjechałem na chwilę na szosę i popędziłem w kierunku znanej mi ścieżki rowerowej prowadzącej obok ..., kolejnej hałdy. Wiem że na Śląsku mamy sporo tego typu gór, ale Ruda chyba z każdej strony jest nimi okrążona :) Dalej przez las pojechałem w kierunku Panewnik a tam skręciłem w ul. Owsianą i poprzez lasy do domu.
W trakcie jazdy odezwała mi się po raz kolejny kontuzja kolana sprzed 2 tygodni uniemożliwiając mi momentami normalną jazdę. Lewa noga bardziej się napracowała w trakcie jazdy, dodatkowo czemuś po powrocie byłem niesamowicie zmęczony, nie do końca wiem po czym ? Może dlatego że to było kilka kolejnych dni .... ? Rower też zaczął domagać się głośno przeglądu. Prawy pedał dziwnie "strzela", 2 razy przeskoczył mi łańcuch ... Z drugiej strony w dość krótkim czasie przejechałem na nim 500km ;) więc przegląd mu się należy. W święta nie będę się wygłupiał, dam odpocząć kolanu i rowerkowi (chyba).
Dzisiaj kolejna wyprawa do pracy. Chyba znalazłem też najbardziej optymalny dla mnie wariant trasy. Do minimum sprowadzona jest jazda po zwykłych drogach a przy okazji pozbyłem się jazdy po wszelkiej maści drogach szybkiego ruchu, zjazdach na autostradę itp. Na dokładkę długośc trasy została ograniczona do ok 31km ;)
Zabil Mnie kolega z pracy który trasę go gliwic (po szosach) i o ok 5km krótszą zrobił w ok 55min. Shit ... Muszę popracować nad kondycją ...
Po całym dniu pracy ok 16:30 pozbierałem zabawawki i ruszyłem w drogę do domu. Jako, że dalej szukam trasy maksymalnie krótkiej i jednocześnie nie prowadzącej głównymi szosami to po raz kolejny zmodyfikowałem trasę. Dalej dotyczy to rejonów Gliwic. Tym razem sprawdziłem na Goole maps możliwośc przejazdu w okolicahc hałdy makoszowy i wyglądało na to że jest taka możliwość. Jadąc tą drogą okazało się, że jest to wąska ścieżka na której 2 rowery mają problem się minąć, ale nie zmienia to faktu że da się tamtędy przejechać. Mam jednak wrażenie, że wjeżdżając na hałdę skróciłbym jeszcze trochę tą trasę a przy okazji mogłoby się okazać, że droga jest szersza. Pewnie sprawdzę to przy okazji :) Może jutro. Pytanie czy się pozbieram po raz kolejny. Dzisiaj totalnie nie chciało mi się jechać, ale ... gdy znalazłem się już na rowerze to wszystie wątpliwości gdzieś prysły ... i jechało się bardzo przyjemnie.