Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2018

Dystans całkowity:1119.57 km (w terenie 237.00 km; 21.17%)
Czas w ruchu:56:00
Średnia prędkość:19.99 km/h
Maksymalna prędkość:52.97 km/h
Suma podjazdów:5733 m
Maks. tętno maksymalne:171 (92 %)
Maks. tętno średnie:146 (79 %)
Suma kalorii:45267 kcal
Liczba aktywności:33
Średnio na aktywność:33.93 km i 1h 41m
Więcej statystyk

Wracając przez las

Wtorek, 31 lipca 2018 · Komentarze(0)
16:40 - jestem w siodle. Wiatr szaleje, jest silny ze wschodu, może lekko południowego-wschodu, a to oznacza niezłą przeprawę. Na dokładkę żar leje się z nieba. Kombinuję jak i gdzie wjechać w las. Może na Sośnicy, a może w Makoszowach, a może jednak pojechać przez Bojków, tyle, że tam będą tylko szosy, otwarta przestrzeń... Temperatura mnie zabije. 

Nie kombinuję, wpierw lasek Makoszowski, później Makoszowy, stara hałda i jestem na najlepszej drodze przez lasy do Halemby, rozglądam się za grzybami, w końcu ostatnio trochę pada, w lesie jest wilgotno, jest też ciepło. Więc szanse są, tym bardziej, że ostatnio trochę Kani zebrałem. 
Drukują zębatki do roweru? ;)
Drukują zębatki do roweru? ;) © amiga
Pora w las
Pora w las © amiga
Jak prawie zawsze tutaj woda dalej stoi
Jak prawie zawsze tutaj woda dalej stoi © amiga
Kierunek Halemba
Kierunek Halemba © amiga

Na chwilę wyjeżdżam na szosy w Halembie, ale po chwili znów pakuję się w las, jest przyjemnie, jadę wolniej, rozglądam się na prawo i na lewo... grzybów nie ma. Cóż... a może by tak jeszcze pojechać kawałkiem lasu wzdłuż Starych Panewnik, ścieżka się wije, jest coraz węższa, w kilku miejscach zaskakuje, tym bardziej, że nie było mnie tutaj od zeszłej jesieni. Kilka wiatrołomów, widać, że starych, coś niby zrobione, ale trzeba omijać powalone konary. 
Dolina Jamny
Dolina Jamny © amiga
Słońce jeszcze wysoko
Słońce jeszcze wysoko © amiga
Wycinka w lasach Panewnickich
Wycinka w lasach Panewnickich © amiga
Wąska ścieżka prowadząca do akademików
Wąska ścieżka prowadząca do akademików © amiga
Na szczęście można objechać
Na szczęście można objechać © amiga

Na Zadolu widzę po raz kolejny to samo porzucone auto, to nie jest normalne. Robię kilka zdjęć, w domu wyślę je na policję, może się tym zainteresują. A może nie... 
Porzucony samochód koło Panoramy
Porzucony samochód koło Panoramy © amiga
Numer rejestracyjny, może ktoś rozpoznaje?
Numer rejestracyjny, może ktoś rozpoznaje? © amiga
Rozumiem znaczenie tego znaku, ale nie widzę sensu jego postawienia w tym miejscu
Rozumiem znaczenie tego znaku, ale nie widzę sensu jego postawienia w tym miejscu © amiga

Pod koniec trasy odwiedzam jeszcze myjnię przy stacji benzynowej, 2 minuty mycia starczają. Rower wygląda zdecydowanie lepiej. Kilka minut później jestem w domu. Strasznie chce mi się pić... 
Przed myciem
Przed myciem © amiga
Woda jeszcze kapie...
Woda jeszcze kapie... © amiga

Porankiem do pracy

Wtorek, 31 lipca 2018 · Komentarze(1)
Poranek zapowiada się piękny. dodatkowo 3 dni wyleciały mi z kalendarza rowerowego. Chcę na rower. Pobudka i zbieranie się idzie mi wyjątkowo ciężko. W efekcie jestem gotowy do startu kwadrans po siódmej. Słońce już wysoko, niewielki wiatr, chyba ze wschodu.

Za to na drogach pusto, kompletnie pusto, nawet na zwykle ruchliwym i zakorkowanym skrzyżowaniu w Piotrowicach samochodów prawienie ma, z kierunku od centrum Piotrowic stoją może 3 samochody... Nie pamiętam kiedy coś takiego widziałem. 

Na Zbożowej po remoncie
Na Zbożowej po remoncie © amiga

Cały czas zastanawiam się, czy mimo później pory wyjazdu nie pojechać lasem? Choć trochę, tylko jakie wariant? Trochę za długo dumałem i przeleciałem zjazd w Starych Panewnikach, ale nie ma tego złego, jadę obok stawów księżycowych, trochę terenu i niestety trochę kałuż, błota... W tym miejscu woda dość wolno wysycha czy raczej odparowuje. Wkrótce jednak wydostaję się z lasu i... co dalej? Jakoś nie mam ochoty na podjazd i pchanie się w kolejny podmokły teren, tak więc zjeżdżam w kierunku Halemby. 

A może się schłodzić?
A może się schłodzić? © amiga
Wyszło to trochę dookoła, ale w końcu znalazłem się na leśnym szlaku łączącym Halembę z Zabrzem, tutaj sporo pozostałości po wycince, ale nie ma ani śladu po kałużach, po błocie, zresztą ta okolica jest mocno piaszczysta, tzn podłoże takie jest. Przystaję na chwilę by zrobić kilka zdjęć i ruszam dalej.  Jazda sprawia dzisiaj wielką frajdę :), 
Poranek w okolicach Halemby
Poranek w okolicach Halemby © amiga
Na leśnych ścieżkach
Na leśnych ścieżkach © amiga
Leśnicy już działają
Leśnicy już działają © amiga
Wyjeżdżam w Kończycach, przejeżdżam nad wiaduktem A4ki. Nie przepadam za tym miejscem lecz gdy nie ma samochodów to nie jest tak źle Po drugiej stronie kieruję się na lasek Makoszowski, po którego drugiej stronie jestem już w Gliwicach. 
W lasku Makoszowskim
W lasku Makoszowskim © amiga

Same Gliwice także puste, niewiele samochodów, niewielu pieszych czy rowerzystów. W zasadzie tych ostatnich dzisiaj nie było zbyt dużo na całym odcinku od domu... może 4-5... Z jednej strony zastanawiające, z drugiej późny wyjazd... też pewnie miał znaczenie. 

Skrzyczne :) z Darkiem

Piątek, 27 lipca 2018 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Piątek wyszedł trochę z zaskoczenia, wycieczka praktycznie nieplanowana. Po prostu pomysł urodził się dzień przed, na dokładkę pewności nie było czy dojdzie do jego realizacji. Prognozy pogody straszyły od kilku dni. Zresztą wyjeżdżając z Katowic meteo mówi o burzach w okolicach godziny 11. 

W Szczyrku jestem sporo przed zakładaną godziną spotkania, wyjechałem za wcześnie, ale... na miejscu trochę spaceruję, odwiedzam znajome okolice. W końcu jednak pora się przygotować, postanawiam zrobić małą rundkę zanim Darek przyjedzie. 

Obieram coś prostego, przynajmniej tak mi się wydaje, spacerując widziałem informację o sanktuarium w pobliżu, 2 km od głównej trasy nie brzmi jakoś strasznie, wygląda że całość będzie asfaltem. Ruszam. Początkowo droga jest dość przyjemna, jednak po kilkuset metrach nachylenie rośnie i rośnie...  Jest stromo, jazda jest bardzo wolna. Jak na rozgrzewkę to chyba przegiąłem, ale jak jadę to muszę dojechać. 
Grzyby rosną :)
Grzyby rosną :) © amiga
Kręcę powoli, obserwując licznik, zmieniają się kolejne przejechane metry, jeszcze tylko 1000m, 800, 500, 100 i sanktuarium nie ma, była jakaś inna droga? Nie zauważyłem. Jadę dalej, po kolejnych 250m wyłania się wieża kościelna. A więc jednak, dojechałem.Kilka szybkich zdjęć i dzwoni Darek, jest już na miejscu. Zjazd szybki, trwa ledwie kilka minut ;) 
W drodze do Sanktuarium Matki Bożej Królowej Polski w Szczyrku
W drodze do Sanktuarium Matki Bożej Królowej Polski w Szczyrku © amiga
Sanktuarium Matki Bożej Królowej Polski w Szczyrku
Sanktuarium Matki Bożej Królowej Polski w Szczyrku © amiga
Wewnątrz sanktuarium
Wewnątrz sanktuarium © amiga
Kapliczka i Źródełko
Kapliczka i Źródełko © amiga
Rura, kran? Jakie źródełko?
Rura, kran? Jakie źródełko? © amiga
Witamy się na parkingu i... po kilkunastu minutach ruszamy, plan to Skrzyczne. Niby niedaleko, niby cały dystans to ledwie 40 km, ale w górach to trochę inaczej się liczny, obstawiamy 4 godziny. Aż do Lipowej rowery gnają, 10 km minęło tak, że nawet nie zauważyliśmy. Tyle, że zaczyna się podjazd, wpierw asfalt, widać, że nowy, zastanawiam się gdzie prowadzi, bo wije się po stokach, domów nie ma, po coś jednak powstał. Chyba, że to z nadwyżki ;)
W Dolinie Zimnika
W Dolinie Zimnika © amiga
Lekki podjazd był
Lekki podjazd był © amiga
Taką drogą jedziemy jeszcze przynajmniej kilkadziesiąt minut, co prawda nachylenie się zmienia, jednak po asfalcie jazda pod górkę jest dość przyjemna. W końcu jednak to co dobre kończy się, zaczyna się szutr, kamienie, nachylenie dalej rośnie, już nie jedziemy po 20 km/h, kulamy się może 8-9. Za każdym zakrętem liczymy na jakieś wypłaszczenie, na chwilę odpoczynku, ale nie, szlak konsekwentnie pnie się pod górę. Ani minuty odpoczynku. Ubrania mokre od potu... 
Widok na góry
Widok na góry © amiga
Niestety zmienia się też powoli pogoda, gdy ruszaliśmy, żar lał się z nieba, chmur bylo niewiele, teraz jednak znika coraz częściej słońce. Zrywa się wiatr.... 
Nie ma asfaltu ;)
Nie ma asfaltu ;) © amiga
Widoki piękne...
Widoki piękne... © amiga
Coraz bardziej stromo
Coraz bardziej stromo © amiga
Droga wije się momentami
Droga wije się momentami © amiga
Docieramy do miejsca gdzie ślad każe nam wjechać na szlak pieszy, wjeżdżamy, a raczej wchodzimy, wydaje nam się, że prowadzenie roweru zajmie nam góra kilka minut, że to może 100-200 m. Ale... mylimy się, Nachylenie jest już konkretne, spore kamienie, Próbujemy podchodzić, bo o jeździe nie ma mowy. Podejście wykańcza, pokonujemy może 10-20 m w ciągu minuty. Na więcej nie ma szans. Po długim spacerze farmera dochodzimy do jakiejś drogi, kawałek nią jedziemy, ale ostatnie 50 m znowu z rowerami pod pachą przedzieramy się przez wąską ścieżkę pomiędzy drzewami. Pierwsza myśl, to przygotowania do Tropiciela ;)
Luźne kamienie na pieszym szlaku...
Luźne kamienie na pieszym szlaku... © amiga
Widoki z Pieszego szlaku na Skrzyczne
Widoki z Pieszego szlaku na Skrzyczne © amiga
W oddali widać Żywiec
W oddali widać Żywiec © amiga
Chmury trochę straszą
Chmury trochę straszą © amiga
Na szczycie marzymy o czymś mokrym do picia, jest na szczęście schronisko, kupujemy piwa, Żywiec rządzi... szczególnie ten 0.0 ;)
Wypijamy po 2... elektrolity uzupełnione.  Pora jednak wracać do Szczyrku, w oddali słychać grzmoty, niebo powoli robi się czarne. Wsiadamy na rowery i ruszamy. Zaczyna kropić. 
Pora relaksu ;)
Pora relaksu ;) © amiga
Schronisko pełne
Schronisko pełne © amiga
Rowery czekają
Rowery czekają © amiga
A może w dół wyciągiem? ;)
A może w dół wyciągiem? ;) © amiga
Nie tędzy droga
Nie tędzy droga © amiga
Wiatr coraz bardziej się wzmaga, jazda po mikrych kamieniach nie dla mnie, zresztą po kilku glebach, złamaniach i zwichnięciach, psychika nie pozwala mi na wiele. Wolę poprowadzić rower niż na nim jechać. 
Zaczyna solidnie lać, docieramy do jakiegoś miejsca postojowego, Zaglądamy na radary, nie wygląda to dobrze, opady na około godzinę. Strasznie wieje. Postanawiamy jechać dalej. Im szybciej do dotrzemy do mety tym lepiej. Gdzieś za Malinowską skałą, deszcz znika, wiatr ustaje. Nie widać by coś tutaj padało. Tyle, że znowu robi się duszno... 
Przeczekamy deszcz?
Przeczekamy deszcz? © amiga
Darek na Malinowskiej Skale 1152 m.n.p.m
Darek na Malinowskiej Skale 1152 m.n.p.m © amiga
Uwielbiam takie widoki
Uwielbiam takie widoki © amiga
Podjazdy już nie są zbyt strome, jest ich też niewiele, głównie mamy zjazd. Zła pogoda za nami. Docieramy do Białego Krzyża, jest asfalt, zjeżdżamy do Szczyrku. Tyle, że drogi są znowu mokre, chwilę temu musiało solidnie lać. Parking osiągnięty, pora się przebrać, pora coś zjeść. Obiad okazuje się na tyle duży, że nie dojadamy..  Szok. 
W drodze na Biały Krzyż
W drodze na Biały Krzyż © amiga
Zmęczony, ale szczęśliwy
Zmęczony, ale szczęśliwy © amiga

Do domu jestem późnym wieczorem, zmęczony, ale szczęśliwy :) To był dobry dzień, nieźle wykorzystany. Szkoda tylko, że weekend zapowiada mi się bez roweru :(


Do domku po lasach

Środa, 25 lipca 2018 · Komentarze(0)
Wyjeżdżam nieco wcześniej niż zwykle, lekko kropi, drogi mokre, ale na niebie nie widać niczego z czego mogłoby padać. 
Ujeżdżam może 2 km i... słyszę telefon, spoglądam kto dzwoni... i chcę odebrać :), Rozmowa trwa dobre pół godziny... 

Taśmociąg z kopalni...
Taśmociąg z kopalni... © amiga
Rower czeka na mnie
Rower czeka na mnie © amiga
W końcu ruszam w dalszą drogę, jednak coś dziwnie się czuję, nie wiem czy coś mnie próbuje dorwać, czy to jakiś wirus. czy zwykłe osłabienie, może pogoda, ciśnienie, temperatura? 
Po chwili postanawiam pojechać lasami, będzie chyba bezpieczniej, chłodniej. Tak więc w Zabrzu skręcam na hałdę i... zaskoczenie, przecież jechałem tędy niedawno, a teraz w kilku miejscach zmiany. Coś rozkopane, wykopane. Widać ślady po ciężkim sprzęcie.. Ciekawe czy to jakieś zmiany na niebieskiej ścieżce rowerowej? Czy jednak kolej lub kopalnia robi porządki.  Ciężko powiedzieć. 
Piękne chmurki
Piękne chmurki © amiga
Coś się dzieje na niebieskiej rowerówce, może ją uzywilizują
Coś się dzieje na niebieskiej rowerówce, może ją uzywilizują © amiga
Prześwit w końcu większy
Prześwit w końcu większy © amiga
Mostek jakby skrzywiony
Mostek jakby skrzywiony © amiga
Staw przy hałdzie na Sośnicy
Staw przy hałdzie na Sośnicy © amiga
Wilcze doły
Wilcze doły © amiga
Paskudnie po tym się jedzie
Paskudnie po tym się jedzie © amiga
Wyjeżdżam do cywilizacji w Makoszowach i widzę gościa w koszulce Quo Vadis Makoszowy :), zastanawia mnie to przesłanie, ale w domu sprawdzam o co chodzi i kolejne zaskoczenie. To zespół piłkarski :) Tego się nie spodziewałem. 
W Makoszowach
W Makoszowach © amiga
Kościół w Zabrzu Makoszowy
Kościół w Zabrzu Makoszowy © amiga
Nieco dalej widzę remontowany budynek i informację o hotelu dla psów... Zdaje się, że to robi się coraz popularniejsze. Ciekawe ilu jest chętnych. Mam nadzieję, że skończą się sytuacje zostawiania pupili przywiązanych w lesie do drzew. Te kilka zł na hotel można odżałować. 
Buduje się hotel dla piesków
Buduje się hotel dla piesków © amiga
Stara hałda w Makoszowach
Stara hałda w Makoszowach © amiga
Zmęczenie, czy przeciążenie, czy... nie wiem co dale o sobie znać, staję w Starej Kuźni przy cukierni, coś do picia z cukrem - zielona herbata... + jakieś ciastka... Było dobre, ruszam dalej, ale niewiele to zmienia. Nie mam siły jechać, za to znajduję kilka Kani :) Będzie na kolację, a może śniadanie :)
Dolina Jamny
Dolina Jamny © amiga
Pierwsze Kanie z lasów Panewnickich
Pierwsze Kanie z lasów Panewnickich © amiga
Przy Famurze
Przy Famurze © amiga
Przed 19 docieram do domu... ledwo żyję... tylko po czym. Oby to jednak nie był wirus... 

Połowa tygodnia

Środa, 25 lipca 2018 · Komentarze(1)
7:12... znów trochę obsuwy na starcie, niestety gdy już się ubierałem, przypomniałem sobie, że coś miałem zrobić przy rowerze, dla zasady się tym zająłem, tylny hamulec coś mi nie trzymał, coś z klockami, te coś to najprawdopodobniej dostał się tam olej. Być może robiąc coś prysnąłem tam brunoxem, bądź czymś innym. Mimo, że klamka dociska klocki do tarczy, to siła hamowania jest stosunkowo niewielka. 
Szybki demontaż koła i klocków, ich powierzchnia zeszklona. Papier ścierny pomaga ;), Tarczę czyszczę odtłuszczaczem. Wydaje się, że jest lepiej. Czy jest dobrze to jednak wyjdzie w trakcie jazdy. 

Ruszam, wiatr niezauważalny z północy, poranek przyjemny 18 stopni, niewielki ruch na drogach. Rower jakoś dziwnie szybko jedzie, masa radochy... Opory nieznaczne. Efekt opon? Braku wiatru ? Pewnie i jedno i drugie. 

W kilku miejscach mam wrażenie déjà vu, w tych samych miejscach co wczoraj spotykam tych samych rowerzystów :).... Pora wyjazdu podobna do wczorajszej, być może to z tego powodu. 

Zresztą podobnie jak i wczoraj zatrzymuję się dopiero w Bielszowicach na kilka sekund. Rower pędzi... a ja na nim ;)

Zabrze dziś kompletnie zaskakuje, nie ma korków, na światłach też nie stoję, coś pięknego... W Gliwicach jestem w dobrym czasie, w firmie spoglądam na zegarek... poszło naprawdę rewelacyjnie... Może dlatego, że w końcu się wyspałem... ;)
DDRka w Zabrzu
DDRka w Zabrzu © amiga

Powrót z pracy

Wtorek, 24 lipca 2018 · Komentarze(0)
Dzień dziwnie się układał, w efekcie z pracy wyjeżdżam dopiero o 17:20, jest ciepło, wiatr z północnego-wschodu, nie powinien specjalnie przeszkadzać, ale czuję silne podmuchy... to nie będzie łatwa jazda. Myślałem początkowo by pojechać lasem, ale późne wyjście zmieniło plan, wieczorem chciałbym jeszcze coś zrobić w domu... Tak więc obieram krótki szosowy wariant. 

Drogi puste, samochodów niewiele. Godziny szczytu dawno minęły, jak ktoś nie musi to z domu nie wychodzi. 32 stopnie w cieniu to nie przelewki. Zresztą zastanawiam się czy po drodze gdzieś nie stanąć na uzupełnienie elektrolitów. Może w Zabrzu, w koćcu mijam tam kilka sklepów, jednak gdy koło nich przejeżdżam postanawiam jechać dalej, może w Rudzie Śląskiej? W Bielszowicach, w Kochłowicach... ? 

Na Wirku chcę pierwotnie skręcić w drogę prowadzącą wzdłuż potoku Bielszowickiego, ale sznurek samochodów zmienia plan, zanim przelecę na drugą stronę drogi pewnie kwitłbym kilka minut. Szkoda czasu. Prawoskręt jest jednak szybszy ;), za to nieco dalej wbijam się w kombinację ulic Polnej i Wireckiej. Lubię tą opcję i często z niej korzystam, choć w tym tygodniu jeszcze mnie tutaj nie widziano ;)
Panorama Rudy Śląskiej
Panorama Rudy Śląskiej © amiga
W Kochłowicach korci mnie lodziarnia, nawet zwalniam, ale liczba ludzi skutecznie odstrasza, tak więc jadę do domu, ostatnie 10 km, już nie ma sensu przystawać. Najbliższy sklep mam w Panewnikach za jakieś 4 km. 
A może wzdłuż Autostrady?
A może wzdłuż Autostrady? © amiga
DDRka w Kochłowicach...
DDRka w Kochłowicach... © amiga
Stare Panewniki
Stare Panewniki © amiga
Ostatni fragment drogi powrotnej jest już spokojniejszy, przez park Zadole i plac budowy koło Famuru ;)
Ten samochód stoi tutaj już dłuższy czas, może zgłosić to na policji?
Ten samochód stoi tutaj już dłuższy czas, może zgłosić to na policji? © amiga
Ścieżka do parku Zadole
Ścieżka do parku Zadole © amiga

W domu jestem trochę przed 19... kolejny dzień dobrze wykorzystany :)

O poranku do pracy

Wtorek, 24 lipca 2018 · Komentarze(2)
Z domu ruszam po 7:10, jest przyjemnie ciepło, wiatr z północy na szczęście jest jest jakiś bardzo silny, pewnie będzie przeszkadzał, choć nie powinno być tragedii. 
Na drogach nie ma zbyt wielu samochodów, w końcu mamy połowę lata, kto może generuje korki nad morzem i w górach ;) W tym roku odpuściłem sobie tą przyjemność. Może na kilka dni gdzieś wyskoczymy, ale to wszystko. Poza sezonem jest zdecydowanie lepiej. 

Przed wyjazdem jeszcze zajrzałem na ciśnienie w oponach i jak zwykle ręczną pompką średnio idzie mi pompowanie, w kołach powietrza w okolicach dolnej dopuszczalnej granicy. Stacjonarna pompka daje radę. W ciągu kilku chwil powietrza jest tyle ile zalecał producent. 

Gdy ruszam, czuję, że rower zupełnie inaczej się prowadzi. 

Przejazd przynajmniej do Kochłowic jest zupełnie bezproblemowy, w zasadzie ani na chwilę nie musiałem się zatrzymywać. Dopiero na Wirku trochę postoju na zamkniętym przejeździe kolejowym. 

Zbliża się ósma, jestem w okolicach Zabrza, mija mnie autobus linii 7, żałuję, że nie miałem założonej kamery, debil zepchnął mnie z drogi, widziałem co się dzieje podczas wyprzedzania zacząłem hamować i odbijać w prawo... Ciepło mi się zrobiło, poleciało jakieś przekleństwo i... tyle. 

Jakie pustki przy szkole na Sportowej w Zabrzu
Jakie pustki przy szkole na Sportowej w Zabrzu © amiga

Przejeżdżam przez lasek Makoszowski, ten wariant skraca drogę, a jednocześnie mam chwilę odpoczynku od ruchu na drogach. Wyjeżdżam na szosy dopiero przy granicy z Gliwicami. Jak zwykle ten odcinek jest pusty, na całych 6 km mija mnie może 5-6 samochodów. Mały zacisk przy wyjeździe na Zabrską, ale to raczej norma. Skrzyżowanie jest paskudne, aż dziw bierze, że tego nie próbują poprawić, jest sporo miejsca. Prosi się o rondo, rozwiązało by to masę problemów. 

Nowa opona ;)
Nowa opona ;) © amiga

W firmie parkuję rower i pora na kąpiel. Dzień zapowiada się sporo lepiej niż poniedziałek... Szalony poniedziałek. 

Wrócę jeszcze na chwilę do opon, wiem, że to przedwcześnie, tak naprawdę w sierpniu/wrześniu będę mógł napisać jak to jest z ich trwałością, ale rower po prostu mknie na tych oponach po drogach... To był dobry zakup, a Continental chyba odrobił lekcję przed kilku lat.

Z przygodami do domu

Poniedziałek, 23 lipca 2018 · Komentarze(0)
W firmie lekko nie było, tuż przed wyjazdem pędzę do sklepu rowerowego, kupuję opony Continental Tace King 2.0. Ostatni raz miałem je założone dobre 8 lat temu. To moje pierwsze opony z których byłem mega niezadowolony, te jednak są inne. Producent w końcu dodał gumy, są wyraźnie cięższe od tego co pamiętam ,boki grubsze, nawet bieżnik wyższy. Gdy zabieram się do zmiany... okazuje się że nie mam pompki. Chwila, przecież rano miałem... Przekopuję plecak, sprawdzam czy nie wrzuciłem do szafki, czy nie została na biurku, ale nie... Jedyna opcja to po wymianie dętki musiała zostać na Wirku... Szlak... Kolejna wizyta w sklepie, pompka jest :)
20 minut później ruszam. Jest coś około 17:30, chciałem pojechać lasem, ale nie o tej porze. Pozostaje jazda szosami. Upał dobija, na dokładkę wiatr zmienił kierunek na wschodni. Daje czasu... 

Czuję, że coś za mało napompowałem po 15 minutach jazdy staję na chwilę, dopompowuję, jest lepiej. Rower chce jechać. Opony zaskakują, są niesamowicie ciche, toczą się bez większych oporów, mało tego w lasku Makoszowskim też pokazują co potrafią :) Chyba przeproszę się z Continentalem. Pozostaje jeszcze problem trwałości, ale to najwcześniej za miesiąc, może 2. 
Na Wiadukcie w Zabrzu
Na Wiadukcie w Zabrzu © amiga
Zabija mnie gorąco, zastanawiam się, czy gdzieś nie stanąć na kupić czegoś do picia. Może pora wozić ze sobą bidon? Trasa krótka ale dzisiaj wykorzystałbym każdą kroplę. Opieram się jedna pokusie postoju, zakupów. Jadę do domu, wiatr nie chce pomagać, za to opony i owszem :)
Kiedy koniec?
Kiedy koniec? © amiga

Solidnie rozkopane
Solidnie rozkopane © amiga
W domu po kąpieli lecę do sklepu, muszę uzupełnić elektrolity. 

Do pracy po weekendzie

Poniedziałek, 23 lipca 2018 · Komentarze(0)
Poranek pokręcony, zbieranie się zajmuje masę czasu, wyjeżdżam dopiero w okolicach 7:30, masakra. 
Jest dość ciepło, wiatr w twarz, ale niewielki, nie powinno być problemów. Po wczorajszym rozwaleniu opony, założyłem jakąś dojazdówkę, oponę która leży już kilka lat. Wygląda kiepsko, ale do firmy dojadę. 

Początkowo muszę się przyzwyczaić, rower reaguje nieco inaczej, niemniej całkiem nieźle zasuwa. Jazda sprawia frajdę, ale do czasu, na zjeździe z mrówczej górki coś jest nie tak, nie mam powietrza z tyłu... masakra. To jedyna opona której nie jestem w stanie założyć bez łyżek, walka chwilę trwa. Koło dopompowane, jadę dalej. Wiem jedno, w Gliwicach muszę kupić nowe opony, ta z przodu ma za sobą dobre kilkanaście tysięcy. Starczy. 
Widok na Kochłowice i Radoszowy
Widok na Kochłowice i Radoszowy © amiga
Na spokojnie docieram do Gliwic, czuję zmęczenie, po wczorajszym. Strasznie chce mi się pić, masakra, gdy docieram do pracy pierwsza myśl, to wizyta w sklepie po wodę, kolę, cokolwiek... 
W lasku Makoszowskim
W lasku Makoszowskim © amiga

Jura Wieluńska z Karoliną, upał, awarie i guz

Niedziela, 22 lipca 2018 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Wczesna pobudka, szybkie zbieranie się i w drogę do Krzeczowa koło Wielunia, trasa mija dość szybko, nigdzie nie ma korków, da się jechać. Nawet Częstochowa nie straszy. Około 6:30 melduję się na miejscu, jest już Karolina. Witamy się, przygotowujemy rumaki i kilka minut po 7 ruszamy. Mam jednak dziwne wrażenie, że już tutaj byłem. Chwila zastanowienia... no tak, przecież jedna z edycji BikeOrientu miała tutaj swoją bazę. 
Zresztą relacje z tych zawodów są na blogach: KarolinyDarka moim. Działo się wtedy... wspomnienia wracają...

Na dzień dobry  postanawiamy podjechać do Kochlewa, na mapie jest zaznaczony drewniany młyn, jakaś kapliczka, wiem, że jeżeli teraz tam nie pojedziemy to wracają nie ma mowy byśmy tam podjechali, będziemy zbyt zmęczeni... Prognozy mówią o dość ciepłym dniu ;)

Trasa pagórkowata, pierwszy podjazd i robi się ciepło, choć termometr twierdzi, że jest coś koło 14 stopni, fakt, w cieniu czuć chód.. ale w słońcu, na otwartej przestrzeni jest już gorąco...  
Stary młyn w okolicach Kochlewa
Stary młyn w okolicach Kochlewa © amiga

Kapliczka nieciekawa, młyn faktycznie drewniany, opuszczony, ale stoi, wracając do Krzeczowa znów wspinamy się pod górkę, pada pomysł, a może policzymy górki? Próbujemy, 2 mamy już za sobą... jak będzie dalej. 

Wcześnie rano, a słońce już grzeje
Wcześnie rano, a słońce już grzeje © amiga
Jako, że jest wczesny poranek, postanawiamy pociągnąć do Wielunia główną drogą, o tej porze w niedzielę, nie spodziewamy się wielkiego ruchu. Jazda jest przyjemna i czasami zaskakująca. Jeszcze w Krzeczowie zauważamy czaszkę pod krzyżem, trzeba stanąć :) Za to później do Rudy, po drodze nie ma specjalnie nic ciekawego, sporo lasów, trochę cywilizacji. Za to w Rudzie zaznaczony jest pałać, kombinujemy jak tam wjechać, okazuje się, że przez... prywatną posesję, choć to jest złe określenie. 
Przy drodze stoi blok, pozostałość po PGR, lekko wiejskie klimaty, oczywiście stajemy się atrakcją ;). 
Sam pałac nieco dalej... zniszczony, zdewastowany. Wykorzystywany za czasów PRL, pewnie po upadku PGRu stał opuszczony, nikt się nim nie interesował, a w tej chwili są małe szanse na odrestaurowanie. Cóż... 
Dookoła walają się śmieci, sporo butelek po piwie, winie... pewnie mieszkańcy nie raz i nie dwa tutaj imprezowali. 
Niespodzianka - czaszka pod krzyżem w Krzeczowie
Niespodzianka - czaszka pod krzyżem w Krzeczowie © amiga
Zniszczony pałac w Rudzie
Zniszczony pałac w Rudzie © amiga
Uśmiechnięta Karolina :)
Uśmiechnięta Karolina :) © amiga

Wsiadamy na rowery, do Wielunia jedziemy po dość przyzwoitej DDRce, gdyby jeszcze ta kostka nie była frezowana, bądź zamiast niej wylano by asfalt powiedziałbym, że to wzorcowe wykonanie. Nie ma na niej żadnych niespodzianek, nie wyrastają lampy, znaki. Szkoda tylko, że jest obniżana w miejscach gdzie są wjazdy do posesji... Są miejsca gdzie nami nieźle buja... 
Wjeżdżamy do Wielunia
Wjeżdżamy do Wielunia © amiga
Sam Wieluń jak przy poprzednich moich wizytach zrobił niezłe wrażenie, centrum zadbane, miłe dla oka. Jako, że jest niedziela wcześnie rano, niewielu mieszkańców kręcie się po centrum. Przystajemy tu i ówdzie, focimy wszystko dookoła. Ponownie wracając wspomnienia, prawie dokładnie 4 lata temu z Darkiem przejeżdżaliśmy przez Wieluń robiąc pętlę 300km :). Wtedy był to najgorętszy dzień roku, dzisiaj zapowiada się równie upalnie. Obym się jednak mylił. Objazd zajmuje nam dobre kilkadziesiąt minut... 
Wieluński dom Kultury
Wieluński dom Kultury © amiga
Dawny Zamek Wieluński
Dawny Zamek Wieluński © amiga
Pomnik Pogromcom hitleryzmu, aż dziwne że dobra zmiana go nie zdemolowała
Pomnik Pogromcom hitleryzmu, aż dziwne że dobra zmiana go nie zdemolowała © amiga
Ratusz w Wieluniu
Ratusz w Wieluniu © amiga
Baszta Męczarnia
Baszta Męczarnia © amiga
Wieluński Rynek
Wieluński Rynek © amiga
Fundamenty dawnego Kościoła Farnego
Fundamenty dawnego Kościoła Farnego © amiga
Pamięci blisko 1200 mieszkańców Wielunia...
Pamięci blisko 1200 mieszkańców Wielunia... © amiga
Kościół pw. św. Barbary Dziewicy i Męczennicy
Kościół pw. św. Barbary Dziewicy i Męczennicy © amiga
W końcu wyjeżdżamy z miasta kierując się mocno na południe, oczywiście odwiedzamy wszystkie możliwe atrakcje, trochę żal, że nie ma szans na wejście do drewnianych kościołów, w chwili gdy meldujemy się pod nimi trwają poranne nabożeństwa. Cóż... może kiedyś, przy innej wizycie? Za to przed Krzyworzeczką trafiamy na cmentarz choleryczny, na mapie nie ma po nim śladu. Jest mocno zarośnięty, a tablica informacyjna jest wymalowana odręcznie. 
Kościół pw. Najświętszego Imienia Maryi
Kościół pw. Najświętszego Imienia Maryi © amiga
Pędząca na Bocianie :)
Pędząca na Bocianie :) © amiga
Cmentarz choleryczny w Krzyworzeczce
Cmentarz choleryczny w Krzyworzeczce © amiga
Panorama z okolic Jeziorka
Panorama z okolic Jeziorka © amiga
W końcu trochę z górki
W końcu trochę z górki © amiga
Na całym odcinku zmagamy się z kolejnymi górkami, czasami są krótkie, a czasami ciągną się kilka km. Za to widoki ze szczytu zapierają dech w piersi. W Ożarowie krótka przerwa przy drewnianym Pałacu, tablica informacyjna mnie denerwuje. W niedzielę, takie punkty, muzea powinny być jednak otwarte. W końcu to jest dzień gdy mogą trafić turyści. W zamian lepiej by było gdyby dniem wolnym był np poniedziałek. Takie rozwiązania stosuje się, nawet u nas. Nie wszędzie jednak ludzie do tego dorośli. Zresztą przy sklepie widać było miejscowy "element" ;) Od rana ławeczka, wino, piweczko... dzień jakoś przeleci... Może i fajne, gdy ogląda się ranczo, ale mieć takich sąsiadów... chyba nie. 
Muzeum Wnętrz Dworskich. Oddział Muzeum Ziemi Wieluńskiej
Muzeum Wnętrz Dworskich. Oddział Muzeum Ziemi Wieluńskiej © amiga
Zabytkowy Wiatrak w Kocilewie
Zabytkowy Wiatrak w Kocilewie © amiga
Gdy powoli obieramy kierunek na wschód, czujemy, że do tej pory jechaliśmy bądź z wiatrem, bądź mieliśmy go nieco z boku.  Teraz trzeba z nim lekko walczyć. Gdy jadę po asfalcie mam wrażenie, że na tylnym kole mam bicie, przy jakimś krótkim postoju zaglądam, sprawdzam co się dzieje... Nie wygląda to zbyt dobrze, lekko uszkodzona opona, widać przetarcie. osnowa jeszcze trzyma ale to kwestia czasu. Na szybko kombinuję co mam w razie czego w plecaku, najważniejsza jest taśma klejąca... A tą mam, 2 rolki ;)... 
Wierzbie - Kościół pw. św. Leonarda Opata
Wierzbie - Kościół pw. św. Leonarda Opata © amiga
Jadąc dalej słyszę jak tylne koło w rowerze Karoliny trze o coś, zatrzymujemy się na przystanku, zaglądam do klocków, spiłowane. Pora zamienić je miejscami podobnie jak to zrobiliśmy będąc w okolicach Białegostoku. Kilka minut zabawy i ruszamy, ale coś źle zrobiłem, na zjeździe przy próbie hamowania jeden z klocków wypada, zatrzymujemy się, widzę mój błąd, na szczęście nic nie zostało uszkodzone, zgubione. Ufff, kolejne 10 minut i tym razem robimy prosty test na bocznej drodze. Jest lepiej... 
Wnętrze Kościoła pw. św. Leonarda Opata
Wnętrze Kościoła pw. św. Leonarda Opata © amiga
Są i organy
Są i organy © amiga
Popowice - kościół Wszystkich Świętych
Popowice - kościół Wszystkich Świętych © amiga
W Popowie mieliśmy odbić na Grębień, ale tak się zagadaliśmy, że przestrzeliliśmy zjazd, dopiero krajówka uświadomiła nam, że chyba nie tak pojechaliśmy. Trudno, nie ma sensu się wracać, choć przy drodze w Grębieniu zaznaczony jest bar, może restauracja, Jest jeszcze przed południem, ale wyjechaliśmy na tyle wcześnie, że zaczynamy odczuwać głód. Dobrze, że przy kościele w Popowie zjedliśmy o bananie i batonie. Trochę nas to ratuje. Tyle, że słońce zaczyna palić, niby mam coś jeszcze w bukłaku, Karolinie woda jeszcze pluska w bidonie, ale... trzeba myśleć o zakupach. Sklep mile widziany... W Dzietrznikach jest coś otwartego, sklep zaopatrzony dość przyzwoicie. Szybkie zakupy, woda, Karmi, delicje... jest ławeczka w cieniu. Posilamy się, uzupełniamy zapasy wody. Chwila relaksu... Przyglądamy się też mapom. Karolina wspomina coś o Źródle objawienia, podobno jest tam pięknie.... Trzeba odnaleźć to miejsce. Tak więc gdy ruszamy kontrolujemy mapy by dobrze wjechać. 
Nareszcie teren ;)
Nareszcie teren ;) © amiga
W drodze do Źródełka Objawienia
W drodze do Źródełka Objawienia © amiga

Gdy docieramy na miejsce, nie wierzę, przecież ja tutaj byłem, przy samym źródle był lampion - PK. Kompletnie jestem zaskoczony. W lesie, w cieniu chwilę spędzamy musimy ochłonąć. Przysiadamy na ławeczce, kilka minut rozmowy, gdy troszkę odsapnęliśmy ruszamy dalej. 
Przy Źródełku Objawienia
Przy Źródełku Objawienia © amiga
Staw przy Źródełku Objawienia
Staw przy Źródełku Objawienia © amiga
Źródełko Objawienia
Źródełko Objawienia © amiga
Kaplica przy Źródełku Objawienia
Kaplica przy Źródełku Objawienia © amiga

W okolicach Starej Wsi trafiamy na jakiś przydrożny bar, sporo ludzi, wszyscy zajadają, korzystamy z okazji, zamawiamy polędwiczki z frytkami, a drugą porcję z sałatką. Zaskoczenie... polędwiczki to coś zrobione z kury, opanierowane i utopione w oleju... Frytki standardowe marketowe, za to sałatka niezła... 

Szlakiem pieszym kierujemy się na Granatowe Źródła, jeżeli będą tak urokliwe jak to z którego przed chwilą wyjechaliśmy to chyba warto :) Staramy się unikać terenu, niestety nie wszędzie ma to sens, leśne drogi mocno skracają dystans. Jednak miejscami zakopujemy się w piachu. Trzeba poprowadzić rowery.. Pierwsza próba znalezienia źródeł nieudana, wyjeżdżamy w Troninach..., Karola zaczepia miejscowego i... ten nieco nas nakierowuje, przy okazji opowiada historię jak to jeszcze kilka lat temu musieli iść z baniakami po wodę do tego źródła. Cóż... zawracamy i zgodnie ze wskazówkami  ponownie wjeżdżamy w las... druga próba i lądujemy na brzegu Warty, to mój błąd, zasugerowałem się mapą, a jak się chwilę później okazało, nie wszystkie ścieżki są na niej zaznaczone. W końcu trafiamy do źródła i zaskoczenie, to niewielki ciek tuż przy mocno zarośniętym rzęsą jeziorku... ścieżka mocno zarośnięta. Cóż... nie wszystko musi być piękne, a to było tylko nasze pobożne życzenie, by i te źródło wyglądało jak Źródło Objawienia. 
Szukając Granatowych Źródeł
Szukając Granatowych Źródeł © amiga
Granatowe Źródła
Granatowe Źródła © amiga
Jedziemy na Bobrowniki, znam ten szlak czemu ponownie go wybrałem? Kilka km zmagań z piachem. Cenne minuty umykają, choć nie mamy jakiegoś strasznego ciśnienia, że musimy gdzieś dojechać, zawsze możemy zmodyfikować trasę. 
Trochę piaskowy szlak rowerowy ;)
Trochę piaskowy szlak rowerowy ;) © amiga
Gdy w końcu docieramy do cywilizacji, a raczej drogi asfaltowej, czujemy ulgę, jazda jest szybsza, ale rozdarcie opony wyraźnie się powiększyło. Czuję jakbym jechał na jakimś narowistym koniu.  Bicie koła na około centymetr... Nie jest dobrze. 
Na otwartej przestrzeni słońce pokazuje co potrafi.... wysysa z nas resztki sił. Mimo częstego popijania, sporo wody z nas odparowuje. Do Działoszyna coraz bliżej, w centrum... zupełnie nijak, niby jest pałac, ale co z tego. Samo miasto zupełnie nieciekawe. 
Nad Wartą
Nad Wartą © amiga
Milczenie Owiec
Milczenie Owiec © amiga
Wapiennik w okolicy Sęsowa
Wapiennik w okolicy Sęsowa © amiga
Pałac w Działoszynie
Pałac w Działoszynie © amiga
Kościół pw. świętej Marii Magdaleny
Kościół pw. świętej Marii Magdaleny © amiga
Szybko opuszczamy miasteczko, podjedziemy tylko na punkt widokowy... solidny 10% podjazd, na szczycie kolejna kontrola opony... masakra, osnowa ledwo trzyma wszystko w kupie, jestem przygotowany na najgorsze... W razie czego mam w plecaku pustą butelkę po małej koli... będzie przeszczep... Opuszczamy Działoszyn i kierujemy się leśnym szlakiem na Niżankowice, obawiam się czy nie wpakujemy się w kolejne piaski.. chwilami tak niestety też jest, ale... mimo wszystko droga dość przyjemna. Drzewa osłaniają nas od skwaru, na dokładkę pojawił się lekki przyjemny wiatr z północy, jest chłodniej... 
Panorama Działoszyna
Panorama Działoszyna © amiga
A teraz z górki po piachu
A teraz z górki po piachu © amiga
Kwatera wojskowa na cmentarzu w Działoszynie
Kwatera wojskowa na cmentarzu w Działoszynie © amiga
Zespół stodół w Działoszynie
Zespół stodół w Działoszynie © amiga
Droga przez las..
Droga przez las.. © amiga
Kończy nam się woda, zatrzymujemy się przy sklepie, szybkie zakupy i ruszamy do Kamionu, na mojej mapie widnieje droga leśna oznaczona jako szlak koński, na mapie Karoliny jest jednak asfalt...  Mam straszą mapę... Gdy wyjeżdżamy spod sklepu okazuje się, że cały odcinek do Kamionu jest po nowiutkim asfalcie :) A w Kamionie trafiamy na drewnianą kapliczkę, jest otwarta, wchodzimy do środka... Miniaturka kościoła zaskakuje... 
Modrzewiowa Kapliczka z XVIII wieku w Kamionie
Modrzewiowa Kapliczka z XVIII wieku w Kamionie © amiga
Wewnątrz kapliczki
Wewnątrz kapliczki © amiga
Modrzewiowa kapliczka - 1894-1900
Modrzewiowa kapliczka - 1894-1900 © amiga
W kapliczce na oknie
W kapliczce na oknie © amiga
Wychodząc z kapliczki walę głową o dach... ból... skóra na czubku głowy rozcięta... trochę krwi, mam ze sobą apteczkę i najlepszą pielęgniarkę w okolicy :)... Kilka minut później z opatrunkiem na głowie ruszamy dalej. Pora wrócić do bazy w Krzczowie. 
Drewniany most w Kamionie
Drewniany most w Kamionie © amiga
Warta w okolicach Kamionu
Warta w okolicach Kamionu © amiga
Ostatni leśny odcinek trochę mnie zaskoczył, przy drodze rosną kanie... 2 z nich z dużymi kapeluszami zbieram i obdarowuję nimi Karolinę :), myślę, że w siateczce na plecaku przetrwają ten ostatni krótki odcinek... Jeszcze tylko podjeżdżamy na pobliską stację benzynową, szybka kawa, toaleta, obmycie się z soli, krwi. 
Będzie kolacja :)
Będzie kolacja :) © amiga
Armata w Krzeczowie
Armata w Krzeczowie © amiga
Opona zakończyła żywot
Opona zakończyła żywot © amiga

Na koniec jeszcze zdjęcie armaty i pora się pozbierać, rowery spakowana, wracamy.
Opona w moim rowerze nadaje się do wywalenia, jura Wieluńska po raz kolejny załatwiła mi koło... Trudno... Pora kupić coś nowego. W domu powinienem coś mieć, a pewnie na necie czegoś poszukam... 

Dzięki Karolina za kolejną niesamowitą wyprawę, bez Ciebie to nie miło by sensu...
Uwielbiam wycieczki rowerowe w Twoim towarzystwie :-*