Wpisy archiwalne w miesiącu

Styczeń, 2013

Dystans całkowity:285.12 km (w terenie 50.00 km; 17.54%)
Czas w ruchu:14:11
Średnia prędkość:20.10 km/h
Maksymalna prędkość:42.89 km/h
Maks. tętno maksymalne:182 (98 %)
Maks. tętno średnie:146 (79 %)
Suma kalorii:13019 kcal
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:40.73 km i 2h 01m
Więcej statystyk

nocne dymanie po lasach

Poniedziałek, 14 stycznia 2013 · Komentarze(7)
Ozzy Osbourne - Dreamer


W ciągu dnia kilka razy sprawdzam pogodę za oknem i jakoś nie napawa mnie optymizmem to co widzę... Całkiem spore opady śniegu, a ja wariat na rowerze, 30 kilometrów od domu.... chyba mnie …. .
Wychodząc z firmy przez chwilę się zastanawiam czy nie wybrać wersji "lite", tzn wspomóc się Kolejami Śląskimi, z drugiej strony i tak ostatnie kilka km będę musiał przejechać centralnie przez Katowice, co średnio mi odpowiada...
Ruszam i lekko z duszą na ramieniu (chyba na prawym mi siedziała i szeptała do ucha), jadę szosami, jednak mijając 6km podejmuję decyzję o wbiciu się w las..., zdaję sobie sprawę z tego, że będę jechał sporo dłużej, ale przynajmniej będzie bezpieczniej, wolę nie zawierzać się ślepemu losowi i nadziei, że wszyscy będą jeździli zgodnie z przepisami, że nie spotkam żadnego wariata na drodze, który będzie próbował mnie przewieźć na masce samochodu.
Lasek Makoszowski to tylko przedsmak tego co mnie czeka, trochę kolein, sporo śniegu, jazda jest mocno wymagająca, jest niezłym wyzwaniem dla kondycji i techniki jazdy.
Klocki opony są spore i kilka razy ratują mi 4 litery przed upadkiem, przed poślizgiem, po prostu wbijają się w zbity śnieg.
W Makoszowach kawałek po drodze i ponownie las, tutaj jest jeszcze trudniej, głębokie śnieżne koleiny sprawiają spore problemy, wielokrotnie haczę pedałami o brzegi tego kanionu..., jakimś cudem udaje się dotrzeć do Rudy Śląskiej bez większych ekscesów...
W Halembie znowu wyjeżdżam na szosę, tutaj można nieco przycisnąć, ale mimo wszystko wolę nie ryzykować, jadę sporo wolniej niż mógłbym, ale nie liczy się czas, ważne aby dotrzeć z punktu A do punktu B.
Kolejny kawałek leśny, tym razem prowadzący do Panewnik i chyba jest to najgorsze dzisiejsze doświadczenie, brak jakichkolwiek śladów (długo nikt tędy nie jechał, nie szedł), sporo zasp, przykryte grubą warstwą śniegu koleiny, jest ciężko. W kilku miejscach mam wrażenie, że za chwilę wpadnę do przepaści rozciągającej się po prawej i lewej stronie ścieżki. Dziwne, bo jeżdżąc tędy w „normalnych” warunkach nie zauważyłem tego..., tym razem jest inaczej...
Udaje się w końcu dotrzeć do cywilizacji, kolejna droga, przykryta śniegiem w kolorze ecru, później przybierającym barwę cappuchino, wjeżdżając na Panewnicką jadę już po mokrej brązowej breji.
Pozostało ok 7km, skręcam w Bałtycką, znowu sporo śniegu, ale przynajmniej ruch jest zerowy, jedynie jakaś „mądra” kobieta wchodzi mi pod koła...., hamowanie, opierdol i jadę dalej...
Już w Ochojcu, czuję trasę, może nie w nogach, ale na pewno w plecach, czuję każdy kręg, masakra... muszę chwilę odpocząć..., zmęczyłem się....
Jutro do pracy pociągiem, prognozy są jeszcze gorsze....

Panewniki - Kuźnicka, prawie idealna nawierzchnia © amiga

do pracy

Poniedziałek, 14 stycznia 2013 · Komentarze(6)
Ewelina Lisowska - W stronę Słońca

kawałek z dedycjacją od Franka810 dla wszystkich Bikerek i Bikerów

Poranek dość nietypowy..., budzi mnie pies..., na dokładkę nie mój.... ale jest tak piękna, tak wspaniała, że nie pozostało nic tylko wstać i się z nią pobawić...

Po prostu taka mała Bajeczka nawiedziła mnie z rana....
Po wczorajszym występie na WOŚP w Bytomiu dzisiaj wariant skrócony dojazdu do pracy, z Zabrza jest niedaleko, tylko połowa normalnego dystansu. Główne drogi czarne, ale gdzieniegdzie leży trochę błota pośniegowego. Nie mogłem sobie jednak odmówić jazdy po terenie, więc odbiłem na ul. leśną i tyłami pojechałem do Gliwic, chyba pierwszy raz na tej drodze jest sucho, być może jest to spowodowane niską temperaturą i leżącym śniegiem, ale... może się mylę :)

Zatrzymuję się przy radiostacji, kilka fot i ruszam dalej..., w końcu trzeba dotrzeć do pracy :)

Gliwicka wieża Eiffla o poranku © amiga


Miłego dnia :)

Zaległe wpisy myślę, że uzupełnię wkrótce, gdy tylko czas na to pozwoli... i odzyskam kartę pamięci :), która została w komputerze Darka :)

WOŚP

Niedziela, 13 stycznia 2013 · Komentarze(3)
Norah Jones - All A Dream


Zaległy wpis po bardzo dłuuuugiej przerwie…., ale chyba dam radę…

Niedziela, wcześnie rano, za oknem sporo lepiej niż wczoraj, tzn. przynajmniej nie sypie śnieg. Na zewnątrz jest zimno, ale „Pani kierowniczko, jak jest zima to musi być zimno, tak? Takie jest odwieczne prawo natury”. Chwila porannej rozmowy z Darkiem, w zasadzie nikt nikogo nie musiał przekonywać, po prostu, zamiast na WOŚP do Rudy Śląskiej jedziemy do Bytomia, jest bliżej, warunki są jakie są, o jeździe w terenie raczej możemy zapomnieć, trzeba będzie się tarabanić szosami.
W końcu ruszamy, ze sporym marginesem czasu, szczęśliwie jest niedziela i ruch jest symboliczny, nikt „normalny” w takie dni nie wychyla nosa na mróz, chyba, że jest się szalonym bikerem jadącym na spotkanie znajomych :).
Początkowo zjazd do Rokitnicy, później odbijamy na Miechowice i Karb, bu dotrzeć do centrum Bytomia. Drogi wąskie, jak to w zimie, brak jakiegokolwiek marginesu w przypadku problemów, jednak dzisiaj kierowcy sporo spokojniejsi niż zwykle, może to ten dzień tak ich nastraja?

Rowerowy WOŚP w Bytomiu © amiga


Już na rynku spotykamy trochę znajomych i nieznajomych :), chwila na pogaduchy, nastawiamy się jednak na jazdę i w krótkim czasie formuje się kolumna jadąca za policją. Niektórzy już na dzień dobry łapią gumę, a szkoda, bo byłaby okazja nieco dłużej porozmawiać w trasie, a tak… No nic… pewnie będą kolejne okazje w przyszłości.

Niektórzy wiedzą jak przypozować.... © amiga


Początkowo okrążamy centralny plac miasta, by w końcu skierować się za radiowozem w trasę dookoła Bytomia. Jako, że bardzo słabo znam tą okolicę, więc z ciekawością rejestruję kolejne mijane miejsca, może trochę szkoda, że od czasu do czasu się nie zatrzymujemy, nie kwestujemy, w końcu to WOŚP…( z drugiej strony chyba każdy odczuwa uroki aury, przemoczone buty to chyba norma w tym dniu :). Niemniej przechodnie zwracają na nas uwagę , tu i ówdzie pokazując nas sobie palcami, w końcu to dość niecodzienny widok – środek zimy i ponad 50 rowerów jadących za niebieskim samochodem.
Próbuję odgadywać ile faktycznie jest ludzi z Bytomia, mam wrażenie, że nie stanowią jednak większości, najbardziej chyba widoczna jest mocna ekipa zza Przemszy, dzisiaj jednak Gorole z Hanysami jadą obok siebie.
Zastanawiam się nad jeszcze jednym, niby przejazd związany z Owsiakiem, ale czemu spore kawałki przejazdu po lesie (niedźwiedzie raczej się do nas nie dołączą)? Nie zmienia to faktu, że wolę ciszę spokój, las, a nie rozwrzeszczane centra naszych miast.
Mniej więcej od połowy trasy Policja zaczyna mocno spowalniać nasz przejazd, zastanawiamy się czemu, może chodzi o dołączenie się , do naszej kolumny kogoś „ważnego” o określonej godzinie. Może…

Będą do nas strzelać © amiga


W końcu jednak wracamy do śródmieścia, tam czeka na nas ciepły poczęstunek, trochę gadżetów rowerowych, kalendarz…, no i w końcu można spokojnie zamienić kolejne kilka słów… .

W końcu chwila na pogaduchy © amiga


Tyle, że czas biegnie nieubłaganie i pora wracać na Helenkę, a przed nami jeszcze kilkanaście km przez leśne ostępy. Może przesadzam, las był, ale przejazd po asfalcie, prawdę powiedziawszy, dzisiaj nie mam ochoty na teren, nie w takich warunkach, nie z przemoczonymi już butami.
Po raz kolejny „zaliczamy” Miechowice i ostatecznie lądujemy w Darkowym domu, można chwilę odsapnąć, odtajać i pobawić się z Bajką

A to już zupełnie inna Bajka.... © amiga

przed WOŚP

Sobota, 12 stycznia 2013 · Komentarze(2)
Ozzy Osbourne - Crazy Train


Sobota, zima, sypie śnieg, za oknem nieciekawie, ale umówiłem się na WOŚP w Rudzie Śląskiej lub w Bytomiu (decyzja jeszcze nie zapadła), jednak wyjazd dzień wcześniej na małe before party (może to za dużo napisane), nie zmienia to jednak istoty wyprawy….
Pocieszające jest to, że to dzień z grubsza wolny i kto nie musi to nie wychyla nosa z domu, bo i po co?

No właśnie po co? Może po to, aby pojeździć na rowerze nawet w takich warunkach, zastanawiam się cały czas czy nie wspomóc się Kolejami Śląskimi, może jednak warto zainwestować te kilka złociszy.
Jednak nie, po dłuższej absencji i dymaniu na rowerku stacjonarnym muszę w końcu pojeździć jak człowiek, muszę mieć cel…., tym celem jest Zabrze Helenka.

Ruszam jest ok. 13:30, nieco wcześniej niż pierwotnie zamierzałem, ale nie wiem co mnie czeka, może się skuszę na jazdę po lesie. Kilka minut jazdy i już wiem, że mogę spokojnie przejechać szosami, tyle, że tymi głównymi, boczne są niewyraźne, sporo śniegu, błota i innych artefaktów.

Jakimś cudem główne drogi są prawie czarne, jedzie się przyjemnie chwilami można przycisnąć, można pogonić, niestety tylko czasami, paskudnie silny zbokuwind utrudnia przejażdżkę.

Mijam kolejne śląskie dzielnice miast: Piotrowice, Ligotę, Panewniki, Kochłowice, Wirek, Bielszowice, Kończyce, teraz zostało się przebić przez centrum Zabrza, a w zasadzie dwa centra – Centrum Południe i Centrum Północ. Udaje się bez większych ekscesów, docieram do rowerówki prowadzącej do Rokitnicy, początkowo cieszę się, że w końcu zjeżdżam z szosy, jednak niedługo trwa moja radość.

Rowerówka jest w opłakanym stanie, jak okiem sięgnąć wszędzie pokryta jest kilkucentymetrowym śniegiem, pod którym wyczuwam coś…, coś co chrupie pod kołami moego pojazdu…, jestem zmuszony zwolnić, dojeżdżając do rondka tuż przed Rokitnicą zdejmuję okulary (wyjątkowo je założyłem), pomimo tego, że jest jasno, nie widzę szlaku, okazuje się iż zjechałem mocno w bok i niewiele brakowało a stoczyłbym się ze skarpy, której nie widziałem z binoklami na oczach…

Szczęśliwie do kresu podróży zostały już tylko trzy, może cztery kilometry, niemniej przedzieranie się lodołamaczem przez morze śniegu zajmuje mi więcej czasu niż pierwotnie myślałem.

W końcu jednak docieram do ciepłej przystani na Helence, witam się z przyjaciółmi i z nowym lokatorem z piękną Bajeczką (w końcu muszę umieścić jej zdjęcie, jak tylko odzyskam kart pamięci).

Pomimo ciężkich warunków dobrze się jechało, może ze względu na to, że to Sobota, że taka pogoda i niewielu ludziom chciało się wyjść z ciepłych zakamarków swoich mieszkań….



Fotka archiwalna..., z początku zeszłego roku
zakręcona fota - archiwalna © amiga

by night...

Piątek, 4 stycznia 2013 · Komentarze(10)
Full Steam - Annie Lennox & David Gray


Powrót z pracy w 100% po szosach, ominąłem te 2 kawałki terenu które zaliczyłem z rana, wcześniej było sporo błota, a teraz nawet nie chciałem myśleć co tam będzie..., w końcu od kilku godzin siąpi. Wiatr jakby zelżał, na szczęście nie zmienił kierunku więc miałem go w plecy :).

Mimo wszystko przyjemnie się jechało, ruch na drogach mocno ograniczony, pewnie dlatego, że wyjechałem dość poźno, ale cóż, trochę spraw do zamknięcia, a jutro i tak raczej nie obędzie się bez kilku godzin poświęconych firmie.... ech... życie..., Czasami trzeba :)

A może....., jutro ma być względnie ładnie, może uda się wyrwać chociaż na kilka godzin na rower :)

Czego sobie i wszystkim życzę :)

Samotny wędkarz © amiga

30km harówy

Piątek, 4 stycznia 2013 · Komentarze(3)
Sztywny Pal Azji - Słońce gdy jadę szosą


W końcu pogoda się nieco ustabilizowała i można bezpiecznie pojechać do pracy. Jest ciepło, wychodzę na zewnątrz, wsiadam na rower i... czuję silny wmordęwind, mam wrażenie, że wieje z północnego-zachodu, czyli z najgorszego możliwego kierunku dla mnie... (już w pracy sprawdzam i faktycznie wiało z tego kierunku). Dawno już tak nie miałem, aby mieć całe 30km pod górę... W miejscach gdzie rower normalnie sam się toczy z prędkością >40km/h dzisiaj musiałem nieźle się namęczyć, aby przekroczyć trzy dychy... . Na dokładkę w kilku miejscach zostałem poczęstowany zbokuwindem i moooocno mną zachwiało... Może jedynie liczyć na to, że jeżeli wiatr się utrzyma, to powrót do Katowic będzie dzisiaj w rekordowym tempie….

Mimo wszystko miłego wietrznego dnia

Wieża radiowa w Gliwicach © amiga

Podobno na kaca najlepsza jest pięćdziesiątka....

Wtorek, 1 stycznia 2013 · Komentarze(7)
Maria Peszek AMY


Sylwester skończył mi się ok 5 rano..., jednak wstaję już ok 9:00, plany zupełnie nierowerowe, początkowo boję się, że gdybym wsiadł na rower to błędnik nie będzie działał tak jakbym sobie tego życzył. Więc z rana trochę dłubaniny na komputerze... jednak ok 13:00 nie mogę wysiedzieć zbieram się i... zastanawiam się gdzie... warianty mam 4 układają się jak krzyż św. Andrzeja z punktem centralnym na Ochojcu. Wygrywa ten spokojny bocznymi drogami, mimo wszystko wolę dzisiaj nie spotkać policji, przynajmniej przez pierwszą godzinę...

Kierunek Goczałkowice, trasa prosta, nieskomplikowana, idealna na taki dzień jak dzisiaj..., nieco mniej terenu niż zwykle, omijam kawałki lasu pomiędzy Katowicami i Tychami oraz nieco większy kawałek w Goczałkowicach... Nie zmienia to faktu, że za Pszczyną wpakowałem się w błotne bajoro, czuję jak kółka w rowerze obracają się w miejscu - paskudnie, chwilę później cały rower jest oblepiony tym czymś.... fuj...

Na miejscu jednak nie zabawiam długo, zdaje się, że jestem jednym z setek ludzi którzy dzisiaj wybrali się na zaporę, szybka fota i uciekam....

Styczniowe Goczałkowice.... © amiga


Chwila na odpoczynek w Pszczyńskim parku, trzeba uzupełnić zapasy energii i elektrolitów. 10 minut przerwy, ale czuję, że temperatura spada, a pot wychładza mi organizm, nie ma sensu dłużej tu siedzieć, tym bardziej, że zaczyna się ściemniać...

Park w Pszczynie.... © amiga


Zbieram się i lecę, kierunek dom... dość szybko odnajduję swoje ślady i po nich wracam do Katowic...

W sumie udał się wypad... a te trochę powyżej 50-ki wypaliło resztki alkoholu z organizmu i.... w zasadzie o to mi chodziło :)

Udanego 2013 roku