Powrót do domu w nieco odmiennych warunkach. Prognozy nawaliły i cała trasa w deszczy przy paskudnym wmordęwietrze. W miejscach gdzie leci się z przepaści > 40km miałem problem z dociągnieciem do 30. Szok. Czułem jakbym cały czas jechał pod górę, tylko frajda jakby mniejsza. Na dokładkę rano zdjąłem błotniki, w końcu w lesie ostatnio było sucho. Nie dzisiaj w efekcie rower jest szczelnie opakowany grubą warstwą błota ;), podobnie jak i Ja.
Dzisiejszy dzień zaczął się masakrycznie. Nieco przyspałem i musiałem pozbierać, się w ekspresowym tempie. Na zewnątrz ciepło, z rana było ok 8 stopni. Denerwowała mnei nieco ciemność poranka, ale taka to już pora roku. Będzie tylko gorzej ;( Dzisiaj bez przygód. Jedynie krótki postuj w lasku makoszowskim w celu pofocenia i tyle.
Kilka dni temu przeglądając fora, blogi, natknałem się na dość ciekawą informację. W Lasku Makoszowskim przez, który jeżdżę znajduje się Cmentarz Jeńców Radzieckich. Dzisiaj postanowiłem odwiedzić to miejsce. Ma maps.google.pl z grubsza namierzyłem umiejscowienie tego cmentarza i .. trochę "na czuja" pojechałem go szukać. W zasadzie nie było to skomplikowane, wiele ścieżek tam nie ma. Myślałem, że będzie w lepszym stanie, ale niestety ząb czasu mocno "nadgryzł" to miejsce. Widać, że zostało zapomniane, władze miasta pewnie nie mają pojęcia, że coś takiego znajduje się w Zabrzu i może warto byłoby to ocalić ?
Po kilku dniach przerwy w końcu wybrałem się do pracy na rowerze. Prognozy pogody są "optymistyczne" na dzisiaj i .... kilka najbliższych dni, więc jest szansa na wyjazdy dopracowe jeszcze przez jakiś czas. W weekend wyjątkowo nie mogłem się zmusić do wyjazdu na rowerze "gdziekolwiek", miałem taki ... weekend lenia ... i chyba tego potrzebowałem. Ostatnie kilkanaście tygodni było mocno zakręcone, zajęte, część na wyjeździe, część związana z małym remontem jeszcze przed zimą.
W drodze złapałem gumę. Powietrze schodziło z dętki na tyle wolno, że ujechałem jeszcze jakieś 4 km zanim zdecydowałem się na jej wymianę. Myślałem, że dojadę do firmy na takim kole, ale rower pod koniec już mi zbyt mocno pływał i strach było jechać dalej. W efekcie ok 2km przed firmą na przystanku zmieniłem przebitą dentkę i pojechałem dalej.
Powrót raczej standardowy. Jedyny problem to padnięte baterie (kawa nie pomagała). Nie wiem czemu. Coś mnie dopadło gdzies ok 14:00 i nie puściło do końca. Z tego powodu jechało mi się średnio. Pojechałem przez hałdę w Makoszowach, w końcu jest to jedna z ostatnich szans aby tam zajrzeć w tym roku.
Po ostatnich kilku porankach, gdzie rano temperatura spadała poniżej 0 chyba mozna powiedzieć, że było naprawdę ciepło ;). W momęcie wyjazdy termometr za oknem pokazywał ok 5 stopni na plusie. Szok. Można było jechać w nieco lżejszych ubraniach, bez czapki i w rękawiczkach bez palcy ;). Dziwne, bo miałem wrażenie, że jedzie mi się niesamowice ciężko, gdy już się rozkręciłem, trzeba było zejść z roweru ..., bo dotarłem do pracy. ;P Trudno widocznie taki jest dzisiejszy dzień. W tym tygodniu to chyba ostatni wyjazd rowerem do pracy. Od jutra pogoda ma się popsuć (ma lać), więc sobie odpuszczę. Poza tym trzeba zacząć wykorzystywać bilet miesięczny Koleji Śląskich.
Fotki wczorajsze. Dzisiaj nie miałem melodii do focenia.
Powrót z pracy około 16:10. Dość wcześnie, ale pojechałem z Tadkiem jego wersją drogi do Katowic. Prawie całość po szosach. Po wyjeździe z Gliwic większość trasy to stara droga na Mikołów. Ruch masakryczny - przyznam się, że nie wiem co widzi w tej drodze. Jedyna zaleta to ..., brak możliwości ubrudzenia roweru. Osobiście wolę boczne ścieżki, dróżki, las. Szosy traktuję jako zło konieczne. Na dobrą sprawę przejazd zajął mi tyle samo co "moją" trasą. Więc po co ryzykować ? Po rozstaniu zatrzymałem się przy boisku Kolejarza w Katowicach-Piotrowicach. Trzasnąłem fotkę, opróżniłem bak do końca i pojechałem do domu.
Poranek zimny. W chwili wyjazdu termometr pokazuje ok -3 stopni. Ubieram się cieplej i ruszam w drogę. kilka km dalej zatrzymuję się na chwilę i zakładam czapkę. Mrozik daje znać o sobie. ;) Dopiero w okolicach Zabrza temperatura zaczyna się podnosić, może dlatego że słońce raczyło wstać i ogrzewa zziębniętego samotnego rowerzystę. Gdy dojeżdżam do pracy jest już 5 stopni na plusie. Różnica 8 stopni w ciągu ok 90 min ;) Jeszcze może tydzień, może dwa i koniec z dojazdami dopracowymi ;( Chyba, że zacznie lać to szybciej.
Powrót około 16:30. Jest chłodno. Słońce chyli się ku zachodowi, staram się nie zatrzymywać. Jedyna przerwa jest na hałdzie w pobliży Zabrza Makoszowy. Robię fotki, uzupełniam płyny i szybko ruszam dalej. Zaczyna się ściemniać. Do domu dojeżdżam ok 18:20. Jest ciemno. Wieczoram dłubię jeszcze przy napędzie poprawiam ustawienie tylniej przerzutki. Jutro okaże się jak wyszło.
Dzisiejszy wyjazd dopracowy przy temp. 0 stopni. Zimno, ale przygotowałem się. Ubrałem się ciepło, może nawet trochę za ciepło. Jedynie rękawiczki założyłem z obciętymi palcami. Po przejechaniu ok 2 km zmieniłem je na wersję" zimową"(wziąłem ze sobą tak na wszelki wypadek), dzięki temu nie piź…ło w palce. Łańcuch i przerzutki ponownie dzisiaj szalały. O ile wczoraj po przejechaniu ok 6-7 km wszystko zaczęło pracować normalnie i dalsza jazda była przyjemnością, to dzisiaj walka z napędem trwała do końca. Zanim wyjadę z firmy spróbuję go wyregulować.