Dziećkowice
Sobota, 23 października 2010
· Komentarze(9)
Kategoria do 68km, tam i z powrotem
Wyruszamy późno, jest po 12:00. Czasu będzie trochę mało, nic to, pojedziemy szybciej ;). Początkowo jedziemy w kierunku Kostuchny, dalej wjeżdżamy w las i kierujemy się na Tychy, później Imielin. Trasa jest stosunkowo łatwa w większości z górki, okolica to w różnego rodzaju rezerwaty. Zatrzymujemy się dopiero w Hamerli.
Urok tego miejsca jest powalający, więc nie odmawiamy sobie kilku fotek, uszczuplamy w między czasie zawartość naszych bidonów, i plecaków. Jedziemy dalej i wkrótce przejażdżamy nad Wschodznią obwodnicą GOP.
Szybki przelot przez miasto i ponownie wjeżdżamy w las, i tutaj czeka nas niemiła niespodzianka ...
dalsza część zaplanowanej trasy jest hmmm ... chyba dla rowerów wodnych. Spoglądamy na mapę i okazuje się, że obok jest jeszcze jedna droga, a dokładniej to szlak turystyczny, który prowadzi w interesującym nas kierunku, szybko zawracamy i wkrótce dojeżdżamy na szlak. I tu po raz kolejny trafiamy na coś takiego:
Nauczeni przykrymi doświadczeniem z nieco mniejszych kałuż, postanawiamy ominąć rozlewisko przez pobliskie pole. O jeździe oczywiście nie ma mowy, prowadzimy rowery, wkrótce okazuje się, że ziemia jest tu "nieco" rozmokła, na dokładkę
niedwano rolnik rozrzucił gnój na polach. Brudni i śmierdzący wychodzimy na drogę z drugiej strony rozlewiska.
Jedziemy dalej, droga to głębokie koleiny wypełnione błotem i wodą, w oddali widać hałdę kopalni Ziemowit, więc kierujemy się na nią i wkrótce wyjeżdżamy na normalną asfaltową drogę (już zapominaliśmy jaka to przyjemnośc jechać po czymś takim :).
Kilkanaśnie minut później osiągamy cel najszej podróży - Zbiornik Dziećkowice. Z podsłuchanych rozmów wynika, że jutro mają się odbyć zawody i dzisiaj trwają trenigni/przygotowania do tego wydarzenia.
Fotografujemy też wędkarzy
chyba nie mają nic przeciwko temu ;).
Wkrótce wsiadamy na rowery i podjeżdżamy z innej strony zbiornika, Przez ok 4-5km jedziemy po piasku wymieszanym z igłami z pobliskich drzew, na dokładkę co jakiś czas przejeżdżamy przez błoto. Koła są oblepione wszystkim przez co jechaliśmy, a rowery ważą kilka kg więcej. W pobliżu zjazdu w kierunku Mysłowic, robimy przerwę.
20 km wcześniej skończyła nam się woda, batony itp. nie braliśmy zbyt wiele ze sobą zakładając, że po drodze coś dokupimy, niestety wszystkie sklepy były już zamknięte. Nie zastanawiając się wiele ruszamy dalej szukając jakiegoś otwartego sklepu. Znajdujemy go dopiero wpobliżu centrum Mysłowic, robimy zakupy i w jednej chwili pochłaniamy zakupioną paszę i napoje.
Odpoczywamy przy pomniku kilkanaście min. Ruszamy dalej. Zatrzymujemy się na chwilę przy stawie na Wesołej, a dalej już szybko przez Giszowiec, jedziemy przez las w kierunku Ochojca. Drogę oświetla nam księżyc
i oczywiście lampki rowerowe, bez nich byłoby trudno.
Po powrocie jak zawsze siadamy na chwilę u Piotra w "ogrodzie", pijemy piwko i po godzinie rozchodzimy się.
Urok tego miejsca jest powalający, więc nie odmawiamy sobie kilku fotek, uszczuplamy w między czasie zawartość naszych bidonów, i plecaków. Jedziemy dalej i wkrótce przejażdżamy nad Wschodznią obwodnicą GOP.
Szybki przelot przez miasto i ponownie wjeżdżamy w las, i tutaj czeka nas niemiła niespodzianka ...
dalsza część zaplanowanej trasy jest hmmm ... chyba dla rowerów wodnych. Spoglądamy na mapę i okazuje się, że obok jest jeszcze jedna droga, a dokładniej to szlak turystyczny, który prowadzi w interesującym nas kierunku, szybko zawracamy i wkrótce dojeżdżamy na szlak. I tu po raz kolejny trafiamy na coś takiego:
Nauczeni przykrymi doświadczeniem z nieco mniejszych kałuż, postanawiamy ominąć rozlewisko przez pobliskie pole. O jeździe oczywiście nie ma mowy, prowadzimy rowery, wkrótce okazuje się, że ziemia jest tu "nieco" rozmokła, na dokładkę
niedwano rolnik rozrzucił gnój na polach. Brudni i śmierdzący wychodzimy na drogę z drugiej strony rozlewiska.
Jedziemy dalej, droga to głębokie koleiny wypełnione błotem i wodą, w oddali widać hałdę kopalni Ziemowit, więc kierujemy się na nią i wkrótce wyjeżdżamy na normalną asfaltową drogę (już zapominaliśmy jaka to przyjemnośc jechać po czymś takim :).
Kilkanaśnie minut później osiągamy cel najszej podróży - Zbiornik Dziećkowice. Z podsłuchanych rozmów wynika, że jutro mają się odbyć zawody i dzisiaj trwają trenigni/przygotowania do tego wydarzenia.
Fotografujemy też wędkarzy
chyba nie mają nic przeciwko temu ;).
Wkrótce wsiadamy na rowery i podjeżdżamy z innej strony zbiornika, Przez ok 4-5km jedziemy po piasku wymieszanym z igłami z pobliskich drzew, na dokładkę co jakiś czas przejeżdżamy przez błoto. Koła są oblepione wszystkim przez co jechaliśmy, a rowery ważą kilka kg więcej. W pobliżu zjazdu w kierunku Mysłowic, robimy przerwę.
20 km wcześniej skończyła nam się woda, batony itp. nie braliśmy zbyt wiele ze sobą zakładając, że po drodze coś dokupimy, niestety wszystkie sklepy były już zamknięte. Nie zastanawiając się wiele ruszamy dalej szukając jakiegoś otwartego sklepu. Znajdujemy go dopiero wpobliżu centrum Mysłowic, robimy zakupy i w jednej chwili pochłaniamy zakupioną paszę i napoje.
Odpoczywamy przy pomniku kilkanaście min. Ruszamy dalej. Zatrzymujemy się na chwilę przy stawie na Wesołej, a dalej już szybko przez Giszowiec, jedziemy przez las w kierunku Ochojca. Drogę oświetla nam księżyc
i oczywiście lampki rowerowe, bez nich byłoby trudno.
Po powrocie jak zawsze siadamy na chwilę u Piotra w "ogrodzie", pijemy piwko i po godzinie rozchodzimy się.