Wyjazd z Gliwic dość późno ok 17:00, jednak specjalnie mi się nie spieszyło i pojechałem najfajniejszym wariantem trasy z Gliwic, przez hałdę Makoszowy, później okrężną drogą omijając szerokim łukiem Rudę Śląską. Dzięki temu ominąłem większość niebezpiecznych fragmentów prowadzących ruchliwymi drogami, tzn Makoszowy, Kończyce i Rudę Śląską. Poniżej 2 fotki zrobione na wysokości Paniówek gdzieś pomiędzy Zabrzem a Halembą.
Dzisiejsze plany w zasadzie poszły się je..ć. Umówiłem się z kuzynem, na odwiedziny sklepu rowerowego w Rudzie (następny być może bikestatsowicz, w przyszłości) i gdy kierowałm się już w kierunku Rudy Śląskiej dowiedziałęm się, że jednak nie dziś, że nie może, bo ... . Nieważne. Trochę szkoda, bo przepadł mi inny wyjazd rowerowy. Jednak nie chciałem stracić popołudnia/wieczora więc wybrałem się nieco okrężną trasą do domu. Bardziej terenową, leśną, hałdową ... . Dawno nią nie jechałem, zawsze było coś. Chyba zapomniałem co to znaczy pojeździć na rowerze, ostatnie kilka miesięcy to zapierdalanie na rowerze do pracy i z powrotem, a w końcu nie o to mi chodziło gdy kupiłem rower. Miały być, dłuższe i któtsze wycieczki. Fakt, że musiałem popracować nad kondycją, ale gdzieś mi umknął taki drobny szczegół, jak przyjemność obcowania z przyrodą. Przyjemność focenia. Ech. Muszę się poprawić.
Ps. tytył wpisu był pierwotnie inny, ale został "złagodzony" na prośbę Anetki Oryginalny to ostatnie zdanie wypowiedziane przez kierowcę motocykla w filmiku na końcu wpisu
Poranek chłodny. termometr pokazywał niby 8 stopni, ale coś mu nie wierzę. Gdy wyszedłem na dwór okazało się, że wieje lekki, ale za to zajebiście zimny wiatr. Ubrałem się nieco cieplej, ale i tak czułem chłód, żałuję, że nie wziąłem pełnych rękawiczek. Przez pierwsze kilka km miałem wrażenie, że palce mi odpadną. Na szczęście temp dość szybko rosła i już po 30-40 min było prawie dobrze.
Powrót raczej standardowy, przez Kończyce. Początkowo jechało mi się średnio. Dopiero po ok 30 min jazdy rozkręciłem się na tyle, że jazda sprawiała mi przyjemność.
Chyba pora popełnić Seppuku. Nie udało mi się dzisiaj wykręcić średniej 30km/h. Kosma100 nie będzie chciała już ze mną nigdzie jechać :( . Nie mam po co żyć.
Powrót z pracy nieco dłuższą drogą - przez całą długość Zabrza Makoszowy. Coś dziwnie dobrze mi się kręciło, gdy w połowie trasy spojrzałem na średnią byłem w szoku. Reszta trasy to w zasadzie walka o utrzymanie średniej. Nie do końca się to udało, niemiej jest to mój najszybszy (jak do tej pory) powrót do domu tą trasa. Ciekawe czy jutro będę w stanie pojechać rowerem do pracy ? ;)
Wyjazd z domu dość późno. ok 7:05. Jednak nie to mnie martwi. Dzisiaj wschód słońca był o godzinie 6:37. 2 minuty później niż wczoraj, w takim tempie za tydzień, będę wyruszał gdy będzie ciemno. Za około miesiąc pewnie odechce mi się dojeżdżania do pracy na rowerze. To żadna przyjemność jechać po lesie gdy widzi się jedynie kilkadziesiąt metrów przed sobą, cieplej też raczej nie będzie. Zdecydowanie wolę gdy gdzień jest dłuższy i mogę podziwiać okolicę, mam czas aby się pokręcić, gdzieś podjechać, coś zobaczyć, poszukać innej trasy. Pocieszam się tym, że pewnie już w marcu będę mógł wrócić do rowerowej wersji dojazdowej do pracy. W sumie będzie tylko ok 4 miesięcy przerwy w dojazdach. Muszę sobie znaleźć jakeś zajęcie w zimie. Może narty biegowe ? Może siłownia ? Tak aby w nowy sezon wejść w pełni formy i z wagą o kilka kg mniejszą i zbliżyć się do średniej 30km/h.
Dzisiaj po powrót w towarzystwie Tadka. Po kilku miesiącach przyjechał do pracy na rowerze (kontuzja kolana unieruchomiła go na trochę). Jedziemy "moją" trasą w wersji skróconej. Tzn. pchamy się przez zjazd w Zabrzu Kończycach, zależy nam nieco na czasie więc przyjemność jazdy przez hałdę Makoszowy zostawiam na kiedyś (wolę nie mieć na sumieniu odnowienia się jego kontuzji). Droga jakoś tak nam szybko zleciała, W ciągu ok godziny Tadek jest w domu ja kilkanaście min później, (robię sobie małą przerwę w parku w Ligocie) i jadę nieco dłuższą trasa do domu -obok stadionu kolejarza w Piotrowicach.
Poranek bardzo rześki :). Wyjazd z domu tuż po wschodzie słońca. Ech jeszcze tydzień może dwa i będzie trzeba wyjeżdżać w "nocy". Ale o dziwo jechało się bardzo przyjemnie. Udało mi się wykręcić całkiem niezłą średnią.
Przy okazji to pękło dzisiaj 6000km w tym roku :)
Fotka pochodzi z dnia wczorajszego. Dzisiaj nie miałem "czasu" na postoje.