Szlakiem lodziarni
Środa, 31 lipca 2013
· Komentarze(11)
Kategoria Do/Z Pracy, Solo, W jedną stronę
Blade Loki - Wesoły Kawałek
Odbieram rowerek z serwisu, Suport wymieniony, w starym zmienione łożyska i... zostaje jako zapas... na jesień będzie jak znalazł... :)
Wyjeżdżam przed 18:00, zaczyna kropić, po niebie suną majestatycznie ciemne chmury..., jadę po szosach, wjeżdżając do Kończyc zaczyna lać... chronię się w.... lodziarni..., wiem że to przejściowe opady, ale dzięki temu mam chwilę czasu na przyjemność... Niebo w gębie..., porównywalne lody tylko w Krzeszowicach.... zabiły mnie czekoladowe z wiśniami (w zasadzie wszystko co jest z wiśniami lubię, napoje, słodycze, wiśniówkę.... itd.... ;P ). Przestaje padać, w kubeczku nie ma już nic... Ruszam dalej, ale zamiast szosami wjeżdżam w las, w zasadzie czemu nie...? Opady nie były na tyle duże, aby teren był jakiś specjalnie ciężki. Drugi raz w tym tygodniu jadę czerwoną rowerówką przez Rudę Śląską, dopiero w Kochłowicach rezygnuję z niej... ten fragment jakoś mi nie leży.... w zamian odbijam na Radoszowską, tam.... przypominam sobie o poleconej mi niedawno lodziarni, cóż... przyjemności nigdy za wiele. Staję, kolejna porcja lodów..., są niezłe, biją na głowę wszystkie Grycany, Zielone Budki, Algidy ….itp, jednak nie są w stanie przebić tego co dostałem w Kończycach..., znowu zaczyna delikatnie kropić, pora ruszyć 4 litery, kawałek dalej czeka mnie słuszny podjazd...., lubię takie miejsca i w zasadzie właśnie dla niego wybrałem ten wariant. Kawałek po Oświęcimskiej i odbijam na lokalną drogę prowadzącą do Panewnik... dzwoni telefon... Qmpel... dawno się nie widzieliśmy, staję, odbieram, rozmawiamy dobre kilkadziesiąt minut, dookoła gromadzi się banda latających krwiożerczych kamikaze, co chwilę któryś przypuszcza atak, chwilami widzę nadciągające posiłki, zaczynają atakować całymi eskadrami, nie poddaję się, w jednej ręce tel. więc bronię się lewicą... niewiele to daje..., pora kończyć rozmowę i w drogę... chwila i odbijam na Kokociniec, pora kończyć, pora wracać do domu...
Już w domu czuję, że nogi pieką, setki bąbli na kończynach... ech..., to pewnie w ramach przygotowania do Dębowego Orientu....
Odbieram rowerek z serwisu, Suport wymieniony, w starym zmienione łożyska i... zostaje jako zapas... na jesień będzie jak znalazł... :)
Wyjeżdżam przed 18:00, zaczyna kropić, po niebie suną majestatycznie ciemne chmury..., jadę po szosach, wjeżdżając do Kończyc zaczyna lać... chronię się w.... lodziarni..., wiem że to przejściowe opady, ale dzięki temu mam chwilę czasu na przyjemność... Niebo w gębie..., porównywalne lody tylko w Krzeszowicach.... zabiły mnie czekoladowe z wiśniami (w zasadzie wszystko co jest z wiśniami lubię, napoje, słodycze, wiśniówkę.... itd.... ;P ). Przestaje padać, w kubeczku nie ma już nic... Ruszam dalej, ale zamiast szosami wjeżdżam w las, w zasadzie czemu nie...? Opady nie były na tyle duże, aby teren był jakiś specjalnie ciężki. Drugi raz w tym tygodniu jadę czerwoną rowerówką przez Rudę Śląską, dopiero w Kochłowicach rezygnuję z niej... ten fragment jakoś mi nie leży.... w zamian odbijam na Radoszowską, tam.... przypominam sobie o poleconej mi niedawno lodziarni, cóż... przyjemności nigdy za wiele. Staję, kolejna porcja lodów..., są niezłe, biją na głowę wszystkie Grycany, Zielone Budki, Algidy ….itp, jednak nie są w stanie przebić tego co dostałem w Kończycach..., znowu zaczyna delikatnie kropić, pora ruszyć 4 litery, kawałek dalej czeka mnie słuszny podjazd...., lubię takie miejsca i w zasadzie właśnie dla niego wybrałem ten wariant. Kawałek po Oświęcimskiej i odbijam na lokalną drogę prowadzącą do Panewnik... dzwoni telefon... Qmpel... dawno się nie widzieliśmy, staję, odbieram, rozmawiamy dobre kilkadziesiąt minut, dookoła gromadzi się banda latających krwiożerczych kamikaze, co chwilę któryś przypuszcza atak, chwilami widzę nadciągające posiłki, zaczynają atakować całymi eskadrami, nie poddaję się, w jednej ręce tel. więc bronię się lewicą... niewiele to daje..., pora kończyć rozmowę i w drogę... chwila i odbijam na Kokociniec, pora kończyć, pora wracać do domu...
Już w domu czuję, że nogi pieką, setki bąbli na kończynach... ech..., to pewnie w ramach przygotowania do Dębowego Orientu....
Lodziarnia w Rudze Śląskiej Kochłowicach© amiga
Zapomniana linia kolejowa© amiga
Takie cacko wypatrzyłem na Zadolu© amiga