Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2013

Dystans całkowity:1982.12 km (w terenie 578.00 km; 29.16%)
Czas w ruchu:91:13
Średnia prędkość:21.73 km/h
Maksymalna prędkość:58.87 km/h
Suma podjazdów:9547 m
Maks. tętno maksymalne:200 (108 %)
Maks. tętno średnie:150 (81 %)
Suma kalorii:75816 kcal
Liczba aktywności:49
Średnio na aktywność:40.45 km i 1h 51m
Więcej statystyk

Szlakiem lodziarni

Środa, 31 lipca 2013 · Komentarze(11)
Blade Loki - Wesoły Kawałek


Odbieram rowerek z serwisu, Suport wymieniony, w starym zmienione łożyska i... zostaje jako zapas... na jesień będzie jak znalazł... :)
Wyjeżdżam przed 18:00, zaczyna kropić, po niebie suną majestatycznie ciemne chmury..., jadę po szosach, wjeżdżając do Kończyc zaczyna lać... chronię się w.... lodziarni..., wiem że to przejściowe opady, ale dzięki temu mam chwilę czasu na przyjemność... Niebo w gębie..., porównywalne lody tylko w Krzeszowicach.... zabiły mnie czekoladowe z wiśniami (w zasadzie wszystko co jest z wiśniami lubię, napoje, słodycze, wiśniówkę.... itd.... ;P ). Przestaje padać, w kubeczku nie ma już nic... Ruszam dalej, ale zamiast szosami wjeżdżam w las, w zasadzie czemu nie...? Opady nie były na tyle duże, aby teren był jakiś specjalnie ciężki. Drugi raz w tym tygodniu jadę czerwoną rowerówką przez Rudę Śląską, dopiero w Kochłowicach rezygnuję z niej... ten fragment jakoś mi nie leży.... w zamian odbijam na Radoszowską, tam.... przypominam sobie o poleconej mi niedawno lodziarni, cóż... przyjemności nigdy za wiele. Staję, kolejna porcja lodów..., są niezłe, biją na głowę wszystkie Grycany, Zielone Budki, Algidy ….itp, jednak nie są w stanie przebić tego co dostałem w Kończycach..., znowu zaczyna delikatnie kropić, pora ruszyć 4 litery, kawałek dalej czeka mnie słuszny podjazd...., lubię takie miejsca i w zasadzie właśnie dla niego wybrałem ten wariant. Kawałek po Oświęcimskiej i odbijam na lokalną drogę prowadzącą do Panewnik... dzwoni telefon... Qmpel... dawno się nie widzieliśmy, staję, odbieram, rozmawiamy dobre kilkadziesiąt minut, dookoła gromadzi się banda latających krwiożerczych kamikaze, co chwilę któryś przypuszcza atak, chwilami widzę nadciągające posiłki, zaczynają atakować całymi eskadrami, nie poddaję się, w jednej ręce tel. więc bronię się lewicą... niewiele to daje..., pora kończyć rozmowę i w drogę... chwila i odbijam na Kokociniec, pora kończyć, pora wracać do domu...
Już w domu czuję, że nogi pieką, setki bąbli na kończynach... ech..., to pewnie w ramach przygotowania do Dębowego Orientu....

Lodziarnia w Rudze Śląskiej Kochłowicach © amiga


Zapomniana linia kolejowa © amiga


Takie cacko wypatrzyłem na Zadolu © amiga

Dzień trzeci...

Środa, 31 lipca 2013 · Komentarze(8)
Led Zeppelin - Good Times Bad Times


Kolejny dzień, kolejny dojazd do pracy, rano tylko 17 stopni, przyjemnie...
Zbieram się i ruszam, jestem spóźniony, chyba pociągnę szosami, korci jednak w Kochłowicach czerwona rowerówka, może jednak wjechać :)
Nie, nie dzisiaj..., lecę do pracy, dzisiaj sporo jest do zrobienia, odpuszczam nawet Tour de Pologne, pomimo tego, że przejeżdża dzisiaj przez Katowice... trudno, nie pierwszy i nie ostatni...

Czeka mnie wizyta w serwisie..., muszę kupić nowy suport, zastanawia mnie czy kupić klucz do suportu i zrobić to wieczorem samemu, czy jednak... zlecić wymianę serwisowi w Gliwicach...
Z jednej strony tracę cenny czas, z drugiej... kasę? Co lepsze?
Za to na szosach dzisiaj pustki..., w wielu miejscach żywego ducha, co jest dość dziwne, a może nie..., w końcu trwają wakacje... :)

Wapiennik w Mikołowie - fotosketcher © amiga

testując czerwoną rowerówkę...

Wtorek, 30 lipca 2013 · Komentarze(0)
Aya rl - Skóra


Wybiła 16:45, pora wyjechać, starczy na dzisiaj, po niebie powoli suną ciężkie chmury, trochę się ich obawiam, jednak... wybieram teren, najwyżej nieco się „ubrudze”...
Tyle, że dzisiaj nie chce hałdy, od jakiegoś czasu zastanawiał mnie nowopowstały czerwony szlak w Rudzie Śląskiej. Wjeżdżam na niego w Kończycach, początek raczej standardowy, zresztą nie tylko on. Jakieś 60-70% wiem jak jest poprowadzone, części się domyślam, najbardziej intryguje jednak fragment gdzieś pomiędzy Wirkiem, Halembą, Bielszowicami, zupełnie nie mam pojęcia co tam zostało zrobione.
W zasadzie szlak niczym nie zaskoczył, mam do niego kilka drobnych uwag. Po pierwsze są 2 miejsca słabo oznaczone, dotyczy to 2 skrzyżowań, gdzie wypatrzenie, oznaczeń graniczy z cudem, drugi przypadek na podjeździe pomiędzy Wirkiem, a Kochłowicami gdzie znak informuje o skręcie w prawo a... drogi nie ma, domyślam się, że jeszcze nie ma ale powstanie :). Dobrze że i tak jest jak się dostać na drugą stronę... Zastanawiam się dla kogo jest dedykowana ta ścieżka, oprócz mnie. Całkiem sporo terenu, podjazdów, jak popada można się nieźle ubłocić. Rowery miejskie chwilami będą miały problemy z przejazdem. W sumie cieszę się, że ścieżka powstała, została oznaczona, ale widać „taniość” jej. Może się czepiam, ale w zasadzie rola „budowniczych” ograniczyła się do wbicia palików z oznaczeniami, Na Wirku dodatkowo na krótkim kawałku został wysypany żwir, na początku i końcu szlaku znalazły się gustowne ławeczki i chyba największy koszt to wymalowanie czerwonych pasów w Kochłowicach.... Myślę, że miejscami warto by było zainwestować nieco więcej i nieco wyprostować szlak, zamiast prowadzić przez kilkanaście dróżek w mieście, gdzie trzeba wypatrywać kolejnych oznaczeń... Ale jak pisałem czepiam się..., tak już mam...
Po dojeździe do granicy z Katowicami, krótki telefon, kilka min później spotykam się z qmplem, pora na piwo..., na oblanie przejechania całego czerwonego szlaku :)

Wiadukt w Rudzie Śląskiej © amiga


Ława na końcu ścieżki rowerowej © amiga


Nagroda, za przejechanie całego szlaku :) © amiga

Dzień drugi....

Wtorek, 30 lipca 2013 · Komentarze(4)
HAPPYSAD "MILOWY LAS"


Dzisiaj nieco chłodniej... w sumie mniej o ponad 15 stopni... :), jest przyjemnie, co z tego, że pada...
Ubieram przeciwdeszczówkę i ruszam, dzisiaj ponownie szosy o poranku.
W Panewnikach nie wytrzymuję, zdejmuję kurtkę, jest za gorąco, a deszcz gdzieś zniknął..., tyle, że pozostał silny zachodni wiatr... mam jazdę od górkę... Po minięciu Kochłowic przez dobre kilka minut wieje tak silnie, że mam problem ze zmuszeniem dwukołowca do mozolnego zjazdu z górki... dawno tak nie miałem... :)
W przyzwoitym czasie ponownie docieram do Gliwic, szybka kąpiel i do pracy..., jeszcze tylko kilka dni... i będę mógł się wyszaleć.



Wyciągnięta lewa ręka sygnalizuje skręt w... prawo? © amiga

pali jak diabli....

Poniedziałek, 29 lipca 2013 · Komentarze(2)
Exodus - The Sun Is My Destroyer


Powrót z pracy w niemiłosiernym upale. Rusza, tyle, że nie chcę jechać szosami, ugotuję się żywcem. Z pracy zabieram więcej wody. W sumie mam przy sobie 2.5 litra wody, chyba dojadę...
Skręcam w lasku Makoszowskim, jest ciut lepiej, dalej tyłem przez Makoszowy, las prowadzący na Halembę. Gdzieś po drodze czuję, że rower zaczyna mi pływać, coś jest nie tak. Złapałem panę... powietrze delikatne ucieka, zatrzymuję się na kilka sekund, sprawdzam stan... nie jest dobrze, ale w ciągu kilku chwil pojawia się banda latających krwiopijców. Trzeba uciekać...., do wyjazdu mam może 1.5 km, spróbuję..

Wyjeżdżam w okolicach ogródków działkowych, odwracam rower, zdejmuję koło, wymieniam dętkę, pompuję... Żar leje się z nieba, a ze mnie spływają rzeki potu, masarka... prawie na miejscu znikają 2 litry wody, jednak dobrze, że ją wziąłem ze sobą...

Gdy wszystko jest na swoim miejscu ruszam dalej, starczy mi już tej patelni, zanurzam się w lasach i wyjeżdżam dopiero w Katowicach... jeszcze chwila i już w domu. Mogę odpocząć, mogę się ochłodzić...

Małe kuku © amiga

Poniedziałek rano

Poniedziałek, 29 lipca 2013 · Komentarze(0)
Jacek Kaczmarski, Przemysław Gintrowski, Zbigniew Łapiński - Modlitwa o wschodzie słońca


Poniedziałkowy poranek, za oknem +25, zbieram się bardzo późno, to wyklucza szwędanie się po lasach, wybieram przejazd szosami. Dobrze, że jeszcze nie jest gorąco, to w zasadzie niezła temperatura na wycieczki rowerowe :)
Zaczynam czuć, że suport dogorywa, pora go wymienić lub zmienić łożyska... Oba rozwiązania mają swoje zalety. Pierwsze bo suporty Shimano wytrzymują więcej niż łożyska 6805 2RS, z drugiej strony koszt łożysk jest kilka razy mniejszy, tyle, że do tego muszę doliczyć w obu przypadkach serwis, więc już nie jest tak różowo. Łożyska wytrzymują ok 3000km. Niewiele... Korci mimo wszystko suport XTR niby nie powinno być specjalnej różnicy, ale z doświadczenia mogę już powiedzieć że wytrzymuje sporo, ten ostatni dał radę 12000km.
Pewnie w przyszłym tygodniu trzeba będzie się tym zająć..., dzisiaj nie mam ani czasu, ani melodii, a ta kilka dni przetrwam... jeszcze..

Park Zadole © amiga

Powrót do domu po BikeOriencie

Niedziela, 28 lipca 2013 · Komentarze(1)
Marek Dyjak - Dziwna okolica (Katowice 2013.02.08)


Niedziela, po upalnym weekendzie trzeba w końcu wrócić do domu, początkowo planuję wcześniejszy wyjazd, jednak +36 odstrasza mnie skutecznie, z drugiej strony z rana mamy jeszcze kilka spraw do załatwienia związanych z „Etisoft Bike Team”. Czas dość szybko mija, słońce powoli odpuszcza, chociaż temperatura dalej bardzo wysoka...
W końcu ruszam, staram się nie przeginać, obserwuję pulsometr, staram się aby wartości odnotowywane przez niego nie pokazywały więcej niż 140... nie dzisiaj... przegiąć łatwo można, a do domu chciałbym jednak dojechać. W Kończycach decyduję się na wjazd do lasu, liczę na to, że będzie nieco chłodniej, a przynajmniej nie będę wystawiony na bezpośrednie działanie promieni słonecznych. W Halembie jednak przerwa, zatrzymuję się na stacji BP, kupuję kolę, kawałek dalej zatrzymuję się w cieniu. Kola znika w ciągu kilku chwil, mogę ruszyć dalej. Powoli i ostrożnie podążam do Ochojca. Już na miejscu wypijam kolejne 2 litry wody.... Masakra... :)

Uciekają nam © amiga

Ukrop w górach czyli Bikeorient 2013 - Góry Przedborskie

Sobota, 27 lipca 2013 · Komentarze(14)
Uczestnicy
A my nie chcemy uciekać stąd - Przemysław Gintrowski


Zapowiada się piękny dzień, Jest sobota, mamy sporo czasu..., wyjeżdżamy ok 8:00, start jest zaplanowany na godzinę 11:00... trochę późno, analizując prognozy, zaczyna docierać do nas iż nie będzie lekko... termometry mają wskazywać >30 stopni.

Dopieramy na miejsce, jest późno, bardzo późno... mamy max. 20 min do odprawy, wszystko na wariackich papierach..., jakoś udaje się dotrzeć na start przed rozdaniem map.

Otrzymujemy mapy... rozsiadamy się z Darkiem wygodnie na rynku w Przedbórzu..., tym razem nie chcemy popełnić błędów z poprzedniego startu na Szadze. Analizujemy mapę i powoli rozrysowujemy całą trasę, pewnie po drodze trzeba będzie ją modyfikować, ale ważne, że wiemy jak chcemy zaliczyć wszystkie PK.

Jeszcze wszyscy pełni zapału © amiga


W końcu ruszamy z lekkim opóźnieniem..., sporo zawodników jest już na trasie.... Umiejscowienie startu i mety w zasadzie wymusza, obranie jednego z 2 kierunków.. Obawiam się jednego: długich pociągów bikerów, jadących jeden za drugim, tak jak to zdarzyło się na poprzedniej edycji BikeOrientu... Początkowo tak jest pierwsze 2 PK w zasadzie zdobywamy bez większego nawigowania, po prostu jedziemy kierując się na „stada” bikerów jadących na i z punktów. Trochę na tym traci urok rajdów na orientację, jednak teren po którym jedziemy zaczyna być wymagający..., sporo podjazdów, trochę terenu i zaczyna się robić luźniej..
przed nami „Fajna Ryba” – najwyższe naturalne wzniesienie woj. Łódzkiego... Początkowo towarzyszy nam jeden biker jednak kolejne przecinki zmiana kierunku i już jedziemy sami...
Dość długi podjazd po terenie, w końcu gdzieś w krzakach na jednej z przecinek znajdujemy PK, poszło nieźle, możemy ruszyć dalej, kolejny PK jest nieopodal

Panorama z Fajnej Ryby :) © amiga


na Kozłowej Górze, początkowo czeka nas zjazd do podnóża i ponowna mozolna wspinaczka...

Znowu pod górkę © amiga


mijamy szczyt i skręcamy w jedną z przecinek szukając wąwozu..., plątanina ścieżek i brak ich oznaczenia na mapie dość skutecznie utrudnia nam odnalezienie punktu, na dokładkę chyba dość swobodnie poczynaliśmy sobie z nawigacją, warto wrócić do liczenia odległości...., tracimy sporo czasu..., Darek szuka, a ja pilnuję rowerów i podprowadzam je nieco wyżej, co okazuje się zupełnie bezsensowne... Nie dość że chwilę się szukamy to już po odnalezieniu zjeżdżamy w dół. Mały konflikt w nawigacji i przez dobry kilometr nie wiemy gdzie jedziemy, chwilę zajmuje nam ustalenie, że pojechaliśmy we właściwym kierunku tyle, że na mapach mamy oznaczone 2 różne warianty tego samego fragmentu i każdy ciągnął w swoją stronę :). Koniec końców dochodzimy do jakiegoś konsensusu i po analizie mapy i kierunku w którym się udaliśmy, wiemy że jest nieźle i w zasadzie pojechaliśmy lepszym wariantem :). Docieramy do szos i trochę asfaltem kierujemy się do kolejnego PK (kępa drzew) z mapy wynika, że za chwilę czeka na pełny off-road, punkt jest oddalony od jakiejkolwiek przecinki..., nie mamy z nim problemu, może dlatego iż w pobliżu widzimy sylwetki bikerów...?
Pora na coś prostszego, tyle, że modyfikujemy trasę na bardziej optymalną, pora dotrzeć do punktu żywieniowego..., może jest za wcześnie, ale cóż, taki mamy plan podróży i wpisuje nam się do doskonale, do całości..

Ech gdyby wszystkie PK były tak oznakowane....,chociaż pewnie nie byłoby zabawy © amiga


Dość wcześnie docieramy do punktu żywieniowego © amiga


Arbuzy, banany, ciasta, batony, woda..., jest wszystko, tracimy tutaj całkiem sporo czasu, słońce coraz wyżej, coraz bardziej pali, spoglądam na licznik... ok 460m przewyższeń, dopiero 1/3 dystansu... jak tak dalej pójdzie to.... będzie prawie jak maraton w górach.... Ruszamy... dość szybko docieramy do kolejnego PK w Łapczynie Woli, jaka piękna ruina :), idealne miejsce na punkt....

Łapczyna Wola (ruiny zboru) © amiga


Zaczyna się powoli część rajdu z długimi przelotami po asfalcie, szutrach, ale też po zapiaszczonych dróżkach. Przyznam, że bardzo nie lubię czegoś takiego... wolałbym aby były w tym terenie dołożone 3-4 PK, a tak ścigamy się na asfalcie z innymi bikerami..., tak też się zdarza

W końcu docieramy do PK umieszczonego na skraju młodnika, tutaj każdy ma inny pomysł na dotarcie do kolejnego PK na przepuście, najkrótszy wariant to z buta przez pole, na mapach widnieje sporo rowów, łąka/pole też średnio zachęca do spaceru, na dokładkę żar lejący się z nieba zaczyna dobijać, wszyscy odczuwamy jego skutki, skutki odwodnienia, zmęczenia, ktoś skarży się na ból głowy, inni zaczynają odpuszczać...

Postanawiamy zrobić jednak rowerem kilka km więcej, ale nie pakować się w pole, gdzie zupełnie nie wiemy ile zajmie nam to czasu... Wracamy do cywilizacji, termometr na liczniku pokazuje ok 34 stopni. Docieramy do Gór Mokrych – i stajemy przy sklepie... pora na uzupełnienie energii, elektrolitów, w zasadzie nie czuję, aby to cokolwiek mi dało..., chociaż z krótkiego postoju jestem zadowolony...

Nadprogramowy PK, chociaż chyba jeden z najważniejszych © amiga


Czas leci, pora ruszyć dalej, po raz kolejny dzisiaj zmieniamy pierwotny plan, pojedziemy być może nieco dłuższą trasą, za to po szlaku i w lesie, powinno być nieci chłodniej. Co z tego skoro ścieżka prowadzi na północny wschód, a słońce mamy dokładnie za plecami.
Pot się leje..., ścieżka delikatnie zakręca, jest więcej cienia, jest nieco chłodniej, temperatura spada do ok 32 stopni... Docieramy do przepustu, podbijamy karty i uciekamy z otwartego terenu... nasza najbliższa gwiazda daje nam dzisiaj popalić... (a jeszcze niedawno narzekałem na chłód i deszcze...).

Na przepuście © amiga


Pogoda idealna, ale... nie na rower © amiga


Spoglądamy na zegarki, czasu coraz mniej, ale punktów do zaliczenia też niewiele, kolejny to fundamenty budynku, delikatnie przestrzeliwujemy jego umiejscowienie :P, jednak po 200m naprawiamy błąd i jak to określił Darek po 2 winach pewnie dałoby się znaleźć tam fundamenty...

Tylko gdzie te fundamenty? © amiga


Czeka nas kolejny bardzo długi przelot... cóż zrobić... jedziemy, jednak zaczynamy odczuwać presję, modyfikujemy trasy tak, aby było jak najwięcej po asfalcie, już wiemy, że na ścieżkach jest sporo piachu..., spowalniającego dość mocno..., to może zagrozić pełnej realizacji planu.

Zaliczamy PK i wracamy do szosy rozważając kilka wariantów podjazdu pod następny punkt.., najkrótsza droga to wbić się w przecinkę i dojechać do PK, jednak analiza mapy wskazuje, że po asfalcie niewiele nadłożymy, dość mocno ograniczając teren, bez jakiegoś specjalnego błądzenia, kawałek zaliczamy po szlaku końskim.
Podbijamy karty i... pozostała nam już tylko jedna lokalizacja do zaliczenia, mamy ok 40 minut na zaliczenie jej i dotarcie do mety. Na oko oceniamy, że do przejechania mamy w sumie 10km, niby niewiele, jednak pod uwagę trzeba wziąć czas na odszukanie PK umieszczony po raz kolejny nieco poza ścieżkami.
Jadąc szutrem trafiamy na radiowóz wyjeżdżający z lasu, chwilę później nadciąga grupa młodzieży..., padł na nas blady strach, jeżeli Policja ucieka przed nimi to co będzie... Wp....ol? Na szczęście przechodzą obok specjalnie nie zajmując się nami, zagadka zostaje rozwiązana 50m dalej, gdzie napotykamy na Strażaków po akcji gaszenia pożaru w młodniku...... Uff.

Do PK już niedaleko, zaczynam odczuwać efekt odwodnienia, może przegrzani..., przez chwilę jest mi źle, ale nie na możliwości aby nie zaliczyć punktu, porzucamy rowery i na przełaj/azymut lecimy do miejsca gdzie spodziewamy się lampionu, trafiamy bezbłędnie... Podbijamy karty i próbujemy wykrzesać resztki sił... do mety 3.5km ok 10 minut...

Wpadamy na metę, z piskiem zatrzymujemy się przy sędziach... Nie ma spóźnienia jesteśmy ponad minutę przed czasem :)

Rozglądając się dookoła widzimy, że słońce dość paskudnie się dzisiaj obeszło z zawodnikami, większość ucieka do cienia, widać, że są wycieńczeni...

Ruszamy w kierunku bazy, coś zjeść, napić się..., schłodzić chociaż trochę organizmy..., Wszytko zaczyna schodzić z nas... , jeść się specjalnie nie chce....

Czas zaczyna nas gonić, musimy dotrzeć do Zabrza, pakujemy rowery, przebieramy się i ruszamy... dopiero w samochodzie tak naprawdę dochodzimy do siebie.

Już na miejscu odpalamy piwo, pierwsze poszło ot tak, dopiero drugie ma jakiś smak :)... jest dobrze...

Kolejna przygoda z RNO zaliczona, jedyne do czego można się przyczepić to długie przeloty pomiędzy kilkoma PK, i.... męczące słońce, ale na to organizatorzy nie mieli żadnego wpływu..., a może jednak....?

Do bazy....

Piątek, 26 lipca 2013 · Komentarze(0)
Zapałki - Przemysław Gintrowski


Piątek, kończy się tydzień, na zewnątrz niemiłosiernie gorąco, a ja na rowerze...
Ruszam, dzisiaj nietypowo jutro z rana wyjazd na kolejną edycje BikeOrientu, więc zamiast do domu jadę na Helenkę. Trasa raczej standardowa, trochę bocznymi drogami, szlakami, rowerówkami i moją ulubioną ulicą Leśną... wyjątkowo nie ma na niej kałuż, błota. To nieomylny znak, że mamy suszę... W międzyczasie na chwilę się zatrzymuję, uzupełnienie płynów jak najbardziej wskazane. Te 30 stopni dobija, pytanie jak będzie na rajdzie.... ?

Gdzieś na lesnym szlaku © amiga

koniec z dojazdami do pracy w tym tygodniu...

Piątek, 26 lipca 2013 · Komentarze(8)
All The Devil's Men - Inkubus Sukkubus


Piątkowy poranek, a ja w czarnej…, zbieram jeszcze trochę gadżetów na jutrzejszy wyjazd…, czas gdzieś mi ucieka…, W końcu po ciężkich bojach wychodzę, jest 7:30… „ciemna śruba”
Nie pozostało nic innego tylko jazda szosami, szacuję że gdzieś na Wirku trafię na szczyt…, specjalnie mnie ta myśl nie uszczęśliwia, ale cóż… jak człowiek rano się grzebie to później tak jest…
Na szczęście w Katowicach nie jest źle…, powiem więcej jest dobrze…, Panewniki to czysta przyjemność, jednak dzisiaj nie pozwalam sobie na to aby rower decydował czy będzie teren…., hamuję „nasze” zapędy…. Odbijam na Kochłowice, teraz już nie ma wyjścia, muszę ciągnąc dalej asfaltem. Jednak jest coś nie tak, być może to przemęczenie, niedospanie, może wysoka temperatura, ale średnio chce mi się cisnąć, więc pozostaje jazda na lajcie…
W Kończycach decyduję się na delikatną korektę trajektorii i odbijam na lasek Makoszowski, chociaż trochę lasu jest wskazane, jest mi potrzebne…
Dojeżdżam w okolice Ronda na Sośnicy, ech… dalej walczą, udało mi się przy okazji dowiedzieć, że z „remontem” mają czas do jutra, więc jest szansa, że od poniedziałku będzie się tędy jechało bez niepotrzebnych przerw.

Chyba mam mniejsze tarcze w rowerze © amiga