Od rana nap...alał mi baniak, chyba na starość pogoda daje mi się we znaki. W pracy za diabła nie mogłem się skupić. Dopiero wieczorem ból mnie zaczął opuszczać. Gdy znalazłem się w domu było już prawie idealnie, jednak zaczęła mnie dla odmiany roznosić energia. Znam tylko jeden naprawdę skuteczny sposób - Rower. Długo nie namyślając się dosiadłem rumaka i pognałem (patrząc na średnią to chyba popełzłem) w kierunku Muchowca, Doliny 3 Stawów, Parku Kościuszki, Kopalni Wujek i wróciłem do domu. Chwilę przed wyjazdem dotarło do świadomości, że pogoda jest trochę nijaka, siąpi drobny deszcz a okolicę spowija mgła, więc założyłem błotniki ;). Dzięki temu udało mi się nie u....ć. A co do tytułu to nie wiem czemu ale po głowie przez cały czas chodziła mi ta piosenka:
Wczoraj lało. Dzisiaj tez było nieciekawie. Szczęśliwie po południu zaczęło się wypogadzać, wiatr zelżał, więc coś mnie podkusiło by dosiąść po raz kolejny rumaka. Zadzwoniłem jeszcze do Piotrka, może się wybierze dzisiaj i ... stał się cud. W końcu ruszył 4 litery i pojechaliśmy. Niestety rowerowe opierdalanie się odcisnęło na nim swoje piętno. Podjazd pod Murcki wykończył go (chociaż wybrałem asfalt), siły się skończyły i robił to co Polacy potrafią najlepiej. Narzekał prawie całą drogę, a to że już nie dla niego, a to że jadę za szybko, że góra wysoka. .... Mać. Skróciłem mu więc męki do minimum. Po Murckach krótki zjazd w kierunku Giszowca, następnie powrót do domu. W lesie dość przyjemnie, może jedynie gdy zaczął zapadać zmrok zrobiło się chłodno, ale temp cały oscylowała powyżej zera.
Ilość km nie powala, ale zawsze to coś. Gorzej, że pewnie przez kolejny tydzień nie uda mi się nigdzie wyrwać :(.
Dzisiejszy wyjazd wyszedł jakoś tak spontanicznie, ... a może zmotywowały mnie noworoczne wpisy na bikestatsie ? Przed 20:00 pozbierałem się i ruszyłem na małą rundkę po okolicy. Początkowo było miło i przyjemnie, temperatura jesienna, a może już wczesnowiosenna ? W każdym bądź razie było ok 10 stopni w chwili gdy wyjeżdżałem. Nie planowałem większej trasy, ... zresztą te 30 km to żaden wyczyn. Jednak po prawie miesiącu przerwy (spowodowanej pogodą i przeziębieniem) czuję delikatne zmęczenie. Chyba pora popracować nad kondycją. W końcu już za 2.5 miesiąca trzeba wrócić na trasę dojazdową do pracy ;) W WPKiW pogoda zaczęła się nieco psuć, temperatura wyraźnie się obniżyła, zaczął padać deszcz ze śniegiem i wiał silny wiatr. Brrr. Trzeba było się zbierać spod Planetarium i najkrótszą drogą wrócić do domu.