Wczorajszy wieczór poświęciłem na to by zrobić przegląda amorowi... coś w nim dzwoniło... najprawdopodobniej to coś z tłumikiem, co zupełnie mi nie leży... Koszt wymiany to prawie 500zł... Nieco wcześniej kupiłem klucz nasadowy 27.. do tej pory taki wielki nie był mi potrzebny...
Małe studiowanie dokumentacji, film instruktażowy producenta... i rozebrałem dziada... okazało się, że tłumik też jest rozbieralny... więc zajrzałem do środka... wszystko wyczyściłem, wymieniłem olej :) podkładałem... i w chwili gdy chciałem zamontować w rowerze, zauważyłem, że została plastikowa tuleja... cóż... przekląłem siarczyście i poszedłem spać...
Rano z nowymi siłami na spokojnie rozebrałem częściowo amortyzator... zamontowałem tuleję... poskładałem go ponownie... zamontowałem w rowerze i... chyba działa...
Jak już tak dobrze idzie to wymieniłem przerzutkę przednią, stara już nie domaga... w końcu ma ponad 2 lata... przejechała ponad 30kkm. dodatkowo sprawdzam łańcuchy, bo wydaje mi się, że już pora na ich wymianę... wydłużenie o około 0,7mm na 10 ogniwach... Można by było jeszcze chwilę na nich pojeździć... ale po co przeginać, potem łańcuch będzie skakał...
Gdy wszystko jest już poskładane... gotowe... jest godzina 10:00... potrzebuję około godzinę by się przygotować do wyjazdu, raczej nie planuję nic wielkiego... może 40 km... jak wszystko będzie dobrze...
Jeszcze szybka wizyta w Żabce... po Oshee... do jedzenia nic nie biorę w końcu jadę na góra 2 godziny...
Minęła 11... ruszam, sprawdzam amora... chyba jest ok... hamulce działają, przerzutka też... łańcuch kilka razy mi przeskoczył na najczęściej używanej zębatce... jednak po kilku km wszystko się uspokaja...
Pogoda zapowiada się nieźle :) © amiga
W Tunelu na Tunelowej :) © amiga
Jadę na Paprocany... do dobry kierunek... i w zakresie kilometrowym który mnie interesuje :)... Jadę na pamięć... przez Piotrowice, Kąty, Podlesie... staram się używać raczej szos... Słońce niemiłosiernie pali... zastanawiam się czy te 2l picia starczą... chyba tak... a jakby co to mogę stanąć przy jakimś sklepie...
Droga na Wilkowyje © amiga
Rodzinne wycieczki :) © amiga
Na drogach wszędzie sporo rowerzystów, głównie wycieczki rodzinne... po kilka a nawet kilkanaście osób... w końcu lasy Żwakowskie są idealne na takie eskapady, można w nich odbić na Gostyń, Wyry, Kobiór, Paprocany...
Przy przejeździe w Żwakowie zwalniam, trwa remont... chyba w końcu stacja będzie wyglądała jak stacja... a raczej peron... może w końcu pociągi będą się na nim mieściły... bo parę razy musiałem skakać do rowu za peronem ;)
Nieco dalej w kilku miejscach widzę powyrywane drzewa, to efekt piątkowych wichur które nawiedziły okolice... i tak nie ma tych drzew zbyt wiele... naliczyłem może 4 może 5 najczęściej to były samotnie rosnące pojedyncze sztuki, jednak w drodze przez las na Paprocany leżały powalone wielkie brzozy...
Przejazd kolejowy w Tychach Żwakowie - jakiś remont? © amiga
Złamane drzewo po ostatnich wichurach © amiga
Kolejne powalone drzewo © amiga
Droga przed Paprocanami © amiga
Jestem już w Paprocanach... jadę ścieżką przy jeziorze... na liczniku około 25 km... hmmm... dobrze się jedzie, mam jeszcze trochę czasu... może nieco przedłużyć wycieczkę... kombinuję... jestem w pobliżu wodociągu... i drogi serwisowej do Goczałkowic... to około 15 km... odszukuję właściwy szlak i jadę wzdłuż wodociągu...
W kierunku jeziora Paprocańskiego © amiga
Piękny dzień na odpoczynek :) © amiga
Pomimo, że to kostka, do jest przyjemna pod kołem © amiga
Kolejny mostek przy Paprocanach © amiga
Wada tej drogi polega na tym, że jest nudna... omija wszystkie atrakcje... w zamian jest najkrótszym wariantem dojazdowym, coś w rodzaju autostrady dla rowerów, szkoda tylko, że asfalt jest tak zniszczony... miejscami wyrwy w asfalcie mają 10 cm głębokości i obejmują 90% szerokości drogi... trzeba bardzo uważać...
To raczej nie efekt piątkowych wichur © amiga
Droga w Kobiórze © amiga
Gdy mijam Kobiór pozostaje przekroczenie E75... lub jedynki jak kto woli... miejsce paskudne, w zasadzie jedyna opcja to łamanie przepisów... zsiadam z rowera, wpierw do połowy drogi... później drugie pół,. gdy jest pusto... uff
I co teraz? Muszę się dostać na drugą stronę © amiga
Jest przejście... ale te rozwiązanie nie jest najlepsze © amiga
Dalej już nie ma niespodzianek... szlak jest prosty... poza oczywiście dziurami w nawierzchni, w zasadzie im jestem bliżej Pszczyny tym jest gorzej... Są jednak miejsca gdzie widoki gór na horyzoncie.. rekompensują wysiłek włożony w trasę...
Wzdłuż wodociągu © amiga
Zarośnięta serwisówka © amiga
Już widać góry © amiga
Załatane dziury ;) © amiga
Sporo rowerzystów dzisiaj :) © amiga
Jakaś lokalna impreza © amiga
Lubię te mostki :) © amiga
Stan nawierzchni pozostawia wiele do życzenia © amiga
Im bliżej Pszczyny tym gorzej © amiga
Gdy jestem w okolicy Pszczyny odbijam po drodze wzdłuż jedynki... jest na szczęście alternatywa... wkrótce jestem w Goczałkowicach-Zdroju... Widać, że i tutaj coś zaczyna się zmieniać, jeszcze kilak lat temu wyglądało to jak za najlepszych czasów za komuny... teraz widać, że w końcu przyszły nowe czasy, może jeszcze tylko ten bazarek wzdłuż głównego deptaka jest do zagospodarowania, ucywilizowania, a może po prostu jestem uprzedzony do takich miejsc... mam alergię na deptaki w Wiśle, na Krupówki... i inne tego rodzaju wynalazki... nie lubię atmosfery odpustów... ale może też dlatego jeżdżę rowerem unikając takich miejsc... a nie samochodem od bazarku do bazarku...
Chociaż teraz jest nowa moda... od galerii do galerii tyle, że handlowej... w zasadzie to to samo... tyle, że ładniej opakowane... a teraz to można nawet pociągiem jeździć po galeriach... ;)
Wieje od wschodu © amiga
Trochę wąsko © amiga
Tych ekranów tutaj nie było gdy jechałem ostatni raz... tylko kiedy to było? © amiga
Główny deptak w Goczałkowicach-Zdroju © amiga
Ta knajpa to też coś nowego © amiga
Stawy w Goczałkowicach © amiga
Bocznymi ścieżkami jadę w kierunku tamy tam zastanowię się co dalej, zależeć to będzie głównie od czasu jaki mogę poświęcić na jazdę... korci by objechać jezioro, ale coś mi się wydaje, że nie wyrobię się... w domu chciałbym być max o 16...
Na ścieżce przy jednym z jeziorek jedzie tatuś z dzieckiem na bagażniku, jedzie i narzeka... na wszystko, że droga nierówna, że drzewa rosną, że jest trawa... modły na szczęście nie zostaną w najbliższym czasie wysłuchane, przynajmniej taką mam nadzieję, jak chce asfalt, to jest jakieś 100m z prawej strony... i z drugiej za jeziorem... gdyby był deptak to przejazd nie byłby taki przyjemny, pewnie wyglądało by tak jak w centrum Goczałkowic. Mi taka trasa odpowiada :) mało tego lubię to miejsce... w przeciwieństwie do tamy, która przejezdna jest wtedy gdy pogoda się załamuje.... dzisiaj spodziewam się tam tłumów, a mimo wszystko chcę tamtędy przejechać.
Chłop narzekał na tą drogę.. masakra © amiga
Znowu wąska ścieżka, gorzej, że w wielu miejscach są rozpadliny © amiga
Na tamie w Goczałkowicach © amiga
Ludzi tutaj... :) © amiga
Nie pomyliłem się, na tamie setki ludzi... na rowerach, kijach, rolkach, hulajnogach, biegaczy... itd... trzeba bardzo uważać... na końcu staję przy nowych tabliczkach... chwilę patrzę na oznakowanie... droga na Wiedeń :) może... nie jednak nie dzisiaj ;) nie mam tyle czasu ;) Chyba zawrócę, przynajmniej tak mi podpowiada zegarek... spoglądam na podane kilometry na znaku... hmmm... do Pszczyny 29 km? Może chodzi o jakąś inną Pszczynę? Ta którą znam i przez którą będę jechał jest może 3-4 km dalej... to tuż obok... ;) spoglądam jeszcze raz... może jest tam przecinek... może miało być 2,9 km... ale nie ma nic... jak byk pisze 29...
Wracam Tamą, ale jadę na Pszczynę, tą położoną nieco bliżej Goczałkowic ;)
Po drugiej stronie tamy © amiga
Chyba te znaki zawierają błędy... Do Pszczyny jest góra 3 może 4 km © amiga
Powrót po tamie © amiga
Tam obowiązkowy przejazd przez park przypałacowy, chociaż dzisiaj to też nie jest dobry pomysł... tłumy ludzi są wszędzie... znalezienie przejazdu stanowi wyzwanie... jak najszybciej chcę stąd uciec... w planie czerwony szlak rowerowy na Kobiór, prowadzi przez lasy... bocznymi drogami... więc to dobry wybór...
Zaczynam też odczuwać zmęczenie... głód, w końcu nic nie wziąłem ze sobą... nie planowałem wycieczki do Pszczyny i Goczałkowic, a to około 60km... już pora... po drodze rozglądam się za sklepami... nie ma nic... za to kilka kościołów... kapliczek, przy jednej z nich... łapię panę...
Tego mi trzeba było, sprawdzam oponę... jest ok... wymieniam dętkę, w między czasie podjeżdża jakiś biker z pytaniem czy mam imbusa 5, jego lepszej połowie odkręcił się koszyk na bidon... Oczywiście, że mam ;) w scyzoryku...
Po około 10 minutach ruszam dalej...
Przy polu golfowym w Pszczynie © amiga
Przy zagrodzie Żubrów © amiga
Pałac w Pszczynie © amiga
To teraz kierunek Kobiór ;) © amiga
Ekologiczna kapliczka © amiga
Pora pochylić się nad dziurą w dętce © amiga
Żegnam kapliczkę i ruszam dalej © amiga
Docieram w okolice Piasku i dalej Kobióra, jestem z drugiej strony... jadę po mostku pod torami, to jedyne takie miejsce w okolicy, i jedyne które znam z takim rozwiązaniem, a aż się prosi by je przenieść w kilka innych miejsc np na Ślepiotkę w Ochojcu i na Zadolu... uprościło by to wiele wycieczek ;)
Rodzinna wycieczka © amiga
Przy dworcu w Piasku © amiga
Jeden ze szlabanów działających na przycisk ;) © amiga
Znienawidzone płyty betonowe © amiga
Pogoda nadal dopisuje © amiga
W drodze do Kobióra © amiga
Przejazd pod torowiskiem i nad rzeką :) © amiga
Nie ma zbyt wielu takich rozwiązań w Polsce © amiga
Coś się dzieje na niebie... pojawia się jakby więcej chmur © amiga
Przy dworcu w Kobiórze © amiga
Przez lasy Kobiórskie © amiga
Wkrótce jestem w okolicach Paprocan, postanawiam odwiedzić zameczek myśliwski w Promnicach... wiec jadę w jego kierunku, na miejscu niestety niemiła niespodzianka.... zamknięte z powodu zamkniętej imprezy ;)
Cóż... wracam na szlak dookoła jeziora Paprocańskiego, być może przy jakiejś knajpce zatrzymam się by coś zjeść...
Jednak ilość ludzi kłębiących się przy każdym takim punkcie skutecznie mnie odstrasza od postoju... jedyna budka przy której jest pusto okazuje się kasą do małpiego gaju... ;) Trudno nie zjem, tyle, że bidony też są już prawie puste... hmmm... kombinuję, najbliższy sklep mam w Tychach... kilka km od miejsca gdzie jestem... jadę... stanie i kombinowanie do niczego nie prowadzi... a do domu mam góra 15 km w najkrótszym wariancie... którym i tak nie pojadę ;) Spoglądam na licznik... jest szansa na nieplanowaną setkę ... ;)
chyba, że umrę po drodze... ;)
Rodak :) z Nikisza © amiga
Kierunek Promnice © amiga
Nad jeziorem Paprocańskiem © amiga
Piękne miejsca na rodzinne wycieczki © amiga
DDRka przy jeziorze © amiga
Tłumy Paprocańskie ;) © amiga
Plaża przy jeziorze © amiga
Przez mostek © amiga
Nie podobają mi się te chmury © amiga
Noe oznakowania zwracają uwagę © amiga
Wzdłuż alei Bielskiej w Tychach © amiga
W Tychach Żwakowie, tylko Biedronka otwarta, ale nie mam ochoty ganiać po markecie, tym bardziej, że zanim rozkulbaczyłbym rower minęło by dobre kilka minut, a po drogie i tak nie mam zapięcia ze sobą. wiem jednak, że w pobliżu jest kilka małych sklepików...
tylko czemu dzisiaj wszystkie zamknięte? Czyżby to efekt "Dobrej Zmiany" ;)
Zastanawiam się czy nie wejść do knajpki przy stacji w Żwakowie, to byłby mój debiut w tym miejscu... gdy jestem obok, widzę tłumy przy niej... nie mam tyle czasu... nie chce mi się czekać... jakoś dojadę, ale mięśnie powoli odmawiają współpracy... na liczniku 18 km/h i nie chce być więcej... :(
Ale rozkopane © amiga
Postój w Żwakowie © amiga
Leśne ścieżki © amiga
Czyżby jednak jakieś burze miały się pojawić? © amiga
Pojedyncza chmura... ale coś mi się nie podoba © amiga
Na Mąkołowcu też nie kojarzę niczego przy czym można by stanąć i uzupełnić zapasy... masakra... jadę przez las na Podlesie... tam... wiem, że jestem niedaleko do domu, odbijam jeszcze na Kostuchnę i niespodzianka... jest otwarty sklep...
Na szlaku do Katowic © amiga
Chyba wolę ten wariant... niż oryginalny szlak rowerowy © amiga
Wiadukt w okolicach Podlesia © amiga
Kierunek Kostuchna © amiga
Przy wyciągu narciarskim Sopelek ;) © amiga
Wewnątrz niewiele... Piwo, Wódka, Piwo, ale jest kola i jakiś zabłąkany Snikers, ciekawe ile leżał... ;) ale jest mi wszystko jedno...
Litr koli znika w kilkanaście sekund, Snikers chwilę później dotrzymuje towarzystwa koli, teraz musi minąć jeszcze kilka minut zanim zacznie to działać... jadę spokojnie czerwonym szlakiem z którego i tak zbaczam by zaliczyć jeszcze staw w lesie przy którym nie byłem od wieków... krótka wizyta przy szpitalu w Ochojcu i pora wracać do domu, na Polarze dochodzi 100km na podstawie sygnału GPS... do domu niedaleko... Starczy na dzisiaj...
W końcu jakiś otwarty sklep © amiga
Czerwony szlak rowerowy, tylko po cholerę aż takie zasieki © amiga
Druga zapora na krótkim odcinku © amiga
Miejsce postojowe na Kostuchnie © amiga
Staw w Ochojeckim lesie © amiga
Szpital w Ochojcu © amiga
Tuż przed samym domem, jakaś wariatka wymusza na mnie pierwszeństwo, gdy dojeżdżam do skrzyżowania nagle dodaje gazu... muszę hamować, by w nią nie przywalić, minutę później jestem w domu... Ufff... rower działa, dobrze go poskładałem...
Chwilę wcześniej wymusiła pierwszeństwo... było gorąco © amiga
Pojawiła się nowa rowerowa opalenizna ;), a pić się chce niesamowicie...