Wpisy archiwalne w kategorii

do 272

Dystans całkowity:5036.32 km (w terenie 1025.00 km; 20.35%)
Czas w ruchu:255:58
Średnia prędkość:19.68 km/h
Maksymalna prędkość:61.41 km/h
Suma podjazdów:31524 m
Maks. tętno maksymalne:219 (119 %)
Maks. tętno średnie:134 (72 %)
Suma kalorii:208534 kcal
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:167.88 km i 8h 31m
Więcej statystyk

Niedzielne kręcenie do Skierniewc z Karoliną :)

Niedziela, 11 marca 2018 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Niedziela od jakiegoś czasu zapowiadała się ciepła, po małej wymianie zdań postanawiamy z Karoliną odwiedzić Skierniewice, jest to jedno z tych miejsc które od jakiegoś czasu są odkładane na później, na przy okazji...
Dzień jest jeszcze niezbyt długi, ale czasu powinno nam starczyć by pojechać tam i z powrotem :).

Moja wycieczka zaczyna się od zapakowania się do pociągu :). Ten o dziwo jest prawie pusty :) W ciągu 2.5 jestem w Rogowie gdzie witam się z uśmiechniętą Tymoteuszką :)

Jako, że Rogów już mamy zwiedzony, ruszamy w kierunku Lipiec Reymontowskich, co prawda byliśmy tam rok temu, ale zostało coś do odwiedzenia, Karolina przeglądając okoliczne atrakcje natrafiła na informację o muzeum regionalnym w tejże miejscowości. Docieramy na miejsce i .... szkoda, że zamknięte, robimy kilka fot z zewnątrz i ruszamy dalej. 

Popiersie Reymonta
Popiersie Reymonta © amiga

Przyłapana za fotografowaniu :)
Przyłapana za fotografowaniu :) © amiga

Lipce Reymontowskie - przy muzeum regionalnym S.W.Reymonta
Lipce Reymontowskie - przy muzeum regionalnym S.W.Reymonta © amiga

Niestety zamknięte, zdjęcia jedynie przez płot
Niestety zamknięte, zdjęcia jedynie przez płot © amiga

Jadąc rozglądam się za otwartymi sklepami, to pierwsza niedziela z zakazem handlu, sama ustawa jest na tyle źle napisana, że w zasadzie niewiele zmienia, obstawiam, że większość wiejskich sklepów będzie otwarta. Jedynie te średnie i duże sklepy czy raczej markety będą pozamykane, jakoś mnie to nie rusza, zupełnie nie przeszkadza, za to małe sklepiki jak najbardziej mile widziane... Tym bardziej, że ciężko by było ze sobą targać wyżywienie na cały dzień ;) A samymi bananami człowiek się nie zadowoli ;)

Kierujemy się na Skierniewice przez Święte Laski i Maków, w tej drugiej miejscowości zaskakuje nas początek nowiutkiej DDRki prowadzącej jak się później okazało do samych Skierniewic, w trakcie zatrzymujemy się kilka razy by zrobić kilak zdjęć czegoś tak unikalnego w Polsce :) na myśl przychodzą mi tylko ścieżki na Słowacji... 
Święte laski :)
Święte laski :) © amiga
Scena na wodzie w Makowie :)
Scena na wodzie w Makowie :) © amiga
Nowiutka DDRka z Makowa do Skierniewic
Nowiutka DDRka z Makowa do Skierniewic © amiga
Takie coś lubię :)
Takie coś lubię :) © amiga
Brakuje tylko ławeczki i może stolika :)
Brakuje tylko ławeczki i może stolika :) © amiga
Staw jeszcze zamarznięty
Staw jeszcze zamarznięty © amiga
Wkrótce osiągamy Skierniewice, od początku było wiadomo, że chwilę się tutaj pokręcimy, odwiedzamy wiec park miejski, zahaczamy o pałac prymasowski, dworzec pkp i starą lokomotywownię. Szkoda, że jest zamknięta, że nie na się wejść na jej teren. Patrząc jednak na stan budynków i lokomotyw przy wejściu to, może nie warto.... 
Nieco zawracamy i stajemy na nieco dłuższą przerwę w Maku.... jest przed 11, ale od świtu nic nie jedliśmy, pora na coś makowego :) i oczywiście kawę :) 
Pałac Prymasowski w Skierniewicach
Pałac Prymasowski w Skierniewicach © amiga
z drugiej strony pałacu Prymasowskiego w Skierniewicach
z drugiej strony pałacu Prymasowskiego w Skierniewicach © amiga
Główna brama parku miejskiego w Skierniewicach
Główna brama parku miejskiego w Skierniewicach © amiga
Niby radzieckie a się zostało ;)
Niby radzieckie a się zostało ;) © amiga
Dworzec PKP w Skierniewicach
Dworzec PKP w Skierniewicach © amiga


Strasznie podniszczony... - na terenie lokomotywowni w Skierniewicach
Strasznie podniszczony... - na terenie lokomotywowni w Skierniewicach © amiga
Dni otwarte...
Dni otwarte... © amiga

Spoglądamy ma pobliskie flagi, łopoczą na wietrze, ale kierunek wskazuje jedno, wracając będzie nam dmuchało w twarz.... oby tylko nas nie wyziębiło.... 

Pora opuścić ciepłą restaurację i skierować się na południe do Tomaszowa Mazowieckiego,  jednak kilkukrotnie stajemy to to to tam, bo coś nas zaintrygowało, coś zwróciło naszą uwagę, a to "okrągły" kościół, a to drewniany domek, jak się później okazało mieszkała w nim Konstancja Gładkowskia. Zaskoczył nas cmentarz miejski, w zasadzie to chyba 2 cmentarze, nowy i stary. Ten drugi kompletnie zdewastowany, porośnięty wysokimi drzewami. 
Kościół pw. św. Jakuba Apostoła
Kościół pw. św. Jakuba Apostoła © amiga
Miejsce zamieszkania Konstancji Gładkowskiej....
Miejsce zamieszkania Konstancji Gładkowskiej.... © amiga
Parafia Garnizonowa Wniebowziecia NMP
Parafia Garnizonowa Wniebowziecia NMP © amiga
Cmentarz komunalny w Skierniewicach, tylko czemu taki zniszczony?
Cmentarz komunalny w Skierniewicach, tylko czemu taki zniszczony? © amiga

Na samym wylocie ze Skierniewic jedziemy leśną drogą, miejscami jest błotniście, innym razem sporo piachu, na szczęście jest mokry i koła się nie zapadają...Wracając odwiedzamy wszystkie możliwe zaznaczone na mapach dworki, młyny... 
Młyn w Strobowie
Młyn w Strobowie © amiga
Dworek w okolicach Podstrobowa
Dworek w okolicach Podstrobowa © amiga
Dworek w okolicach Celigowa
Dworek w okolicach Celigowa © amiga
Dworek w Woli Wysockiej
Dworek w Woli Wysockiej © amiga

W Głuchowie pomimo, że to nie jest wielka miejscowość trochę nam czasu ucieka, bo to wieża przy kościele, a to dworek/niedworek..., stacja kolejni wąskotorowej... Sporo tego. 
Dworek przed Głuchowem
Dworek przed Głuchowem © amiga
Nie wiem czemu ten budynek w Głuchowie był oznaczony jako dworek...., ale może tak jest....
Nie wiem czemu ten budynek w Głuchowie był oznaczony jako dworek...., ale może tak jest.... © amiga
Stara dzwonnica przy kościele św. Michała Archanioła w Głuchowie
Stara dzwonnica przy kościele św. Michała Archanioła w Głuchowie © amiga
Faroż się urządził :)
Faroż się urządził :) © amiga
Stacja kolejki wąskotorowej w Głuchowie
Stacja kolejki wąskotorowej w Głuchowie © amiga

Kierunek Żelechlinek, który nie wiem czemu, ale kojarzy mi się z kilkoma rzeczami, po pierwsze górki :), po drugie to kościół do którego nie udało nam się nigdy wejść, po trzecie wiatr w twarz... Zawsze gdy tędy jechaliśmy wiatr nam nie pomagał...  W centrum robimy krótką przerwę na szybkie picie i jedzenie :) 
Kościół w Żelechlinku pw. św. Bartłomieja Apostoła
Kościół w Żelechlinku pw. św. Bartłomieja Apostoła © amiga
Co jakiś czas spoglądamy na zegarki, w zasadzie mamy jeszcze trochę czasu, ale jazda pod wiatr nie sprawia specjalnie frajdy, przed Tomaszowem Karolina proponuje mi poprowadzenie nieco inną trasą w kierunku Wolborza, tak bym mógł dojechać na czas na pociąg, dzięki temu oszczędzam dobre kilka km :)

Rozstajemy się w okolicach Jadwigowa, jest kilka minut po 17, do Moszczenicy mam jakie 17 km i około godziny czasu. Powinienem zdążyć.  Gnam trochę na wariata, 4 litery bolą mnie strasznie, odliczam kolejne km, spoglądam co chwilę na czas... naciskam mocniej, staram się wykrzesać z siebie resztki sił by dojechać na czas... 
W Moszczenicy jestem około 17:55, mam ponad 10 minut czasy do odjazdu.
Zmęczony, spocony, ale szczęśliwy wsiadam do pociągu, przede mną kilka godzin jazdy... 

Dzięki Karola na wyciągnięcie mnie w niedzielę na wycieczkę :) Ech gdyby nie Ty....

W nowy rok z Karoliną :)

Poniedziałek, 1 stycznia 2018 · Komentarze(8)
Uczestnicy
Jakoś trzeba zacząć nowy rok, wizji było kilka, wygrała ta wyjazdowa. Wczesnym rankiem 1 stycznia wsiadam na dworcu PKP w Katowicach do pociągu jadącego do Koluszek. 
Nieco wcześniej jechał osobowy, ale odpuściłem go, byłem pewien, że po sylwestrze pod spodkiem będę mógł się upić samym zapachem. Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem dzisiaj jest IC. 
Po przeciwnej stronie siedzi tatuś z dwoma synami. Oczywiście imprezowali, jadą do Warszawy, dzieci grają na tel. a tatuś dalej daje w trąbę. W czasie gdy dojeżdżam do Koluszek wypił 4 piwa, puszki już zaczęły się wywracać,  starszy syn zaczął wrzeszczeć, bo piwo było wszędzie... Brawo dla tatusia. 

W Koluszkach wsiadam na rower, i jadę do Zaosia gdzie jestem umówiony z Karoliną. Po drodze podziwiam niesamowity wschód słońca. 
Wschód słońca gdzieś za Koluszkami
Wschód słońca gdzieś za Koluszkami © amiga
Na stacji Zaosie
Na stacji Zaosie © amiga
Na miejscu mam trochę czasu, czuję że wieje solny wiatr gdzieś z południa, jest około 5 stopni. Jak na tą porę roku nie jest źle :), tym bardziej, że rok temu było zdecydowanie chłodniej. Po kilku minutach przyjeżdża szynobus. Wysiada Karolina, szybkie powitanie i ruszamy, długi nie ma co siedzieć, bo wiatr nas załatwi. Słońce nieco wyżej, ale na niebie pojawiło się sporo chmur. Wg prognoz nie powinno padać, a temperatura ma wzrosnąć. Pierwsze kilkanaście km to głównie jazda, pogaduchy w tracie i żywego ducha na drogach. Samochody pojawiają się raz na kilkadziesiąt minut. Coś niesamowitego, zdaje się, ze większość prawdziwych Polaków dogorywa. Zresztą co można robić w taki dzień ;) Siedzieć w domu i oglądać Tv reżimową? Nie to nie dla nas. 
słońca ma problem by się przebić
słońca ma problem by się przebić © amiga
Nieco dłuższy postój fundujemy sobie w Starych Bylinach, niedaleko dworu na przystanku autobusowym. Jego konstrukcja zaskakuje, ma miejsca na rowery :), jest zamknięty prawie z wszystkich stron. Posilamy się Grześkami :)
Dwór w Starych Bylinach
Dwór w Starych Bylinach © amiga
Maszyny zaparkowane, pora coś zjeść
Maszyny zaparkowane, pora coś zjeść © amiga
Przy takiej temperaturze pić się nie chce, zresztą to co za przyjemność pić zimną wodę, zaczyna nam się marzyć gorąca kawa, herbata, liczymy na to, że w Rawie Mazowieckiej będzie coś otwarte. Jedziemy więc dalej, zahaczając o drewniany kościółek w pobliskich Boguszycach. 
Młyn w Boguszycach
Młyn w Boguszycach © amiga
Nad Rawką
Nad Rawką © amiga
Chwilą odpoczynku
Chwilą odpoczynku © amiga
Na miejscu okazuje się, że jest zamknięty, trochę szkoda, bo zdjęcia w gablocie wskazuję, że środek jest ciekawy. Gdy wychodzimy za bramę, widzimy, że ktoś podjeżdża, ja obstawiam że to Kościelny, Karolina mówi że faroż ;) Nie próbujemy rozwikłać tej zagadki. Za to zostajemy zaproszenie do środka. 
Kościół p.w. św. Stanisława, Biskupa i Męczennika
Kościół p.w. św. Stanisława, Biskupa i Męczennika © amiga
Tablica informacyjna
Tablica informacyjna © amiga
Wnętrze jest nieogrzewane, ale i tak jest dość przyjemnie, przynajmniej nie wieje. Kilka zdjęć i jedziemy do Rawy Mazowieckiej. 
Piękne wnętrze kościoła
Piękne wnętrze kościoła © amiga
Stajenka jeszcze jest
Stajenka jeszcze jest © amiga
Skromnie, ale chyba o to chodzi
Skromnie, ale chyba o to chodzi © amiga
Piękne zdobienia kościoła
Piękne zdobienia kościoła © amiga
Zahaczamy o zalew Tatar, o tej porze roku nie wygląda jakoś specjalnie, choć z informacji wynika, że latem dzieje się, jest ośrodek sportów wodnych, jest plaża, są ryby...  Cóż... Pora pojechać do centrum. Szukamy jakiejś otwartej restauracji, miny nam rzedną, prawie wszystko zamknięte, jedynie sklepu z alkoholem zapraszają do środka, ale nie o to nam chodzi. 
Zalew Tatar w Rawie Mazowieckiej
Zalew Tatar w Rawie Mazowieckiej © amiga
Zatrzymujemy się w centrum na placu Piłsudskiego, trwa msza, głośniki transmitują ją na zewnątrz, słyszę, musimy uzbierać XXX milionów na remont, uzbieraliśmy, tyle. Jak dla mnie jest to obrzydliwe, tylko kasa, kasa, kasa... jak to jest są księża i są Rydzyki, żerujące na ludzkiej słabości, głupocie, wyciągające kasę nie dając nic w zamian. Trochę wkurzeni jedziemy dalej fotografując to tu to tam. 
Kościół p.w. Niepokalanego Poczęcia NMP w Rawie Mazowieckiej
Kościół p.w. Niepokalanego Poczęcia NMP w Rawie Mazowieckiej © amiga
Urząd Miasta Rawa Mazowiecka
Urząd Miasta Rawa Mazowiecka © amiga
Odszukanie zamku trochę nam zajmuje, w końcu podjeżdżamy z tyłu, kawałek przez podmokłą łąkę. Sam zamek wygląda smętnie, został tylko fragment, nieźle zabezpieczony. Pewnie na wiosnę w lato wiele się tutaj dzieje. Dziś niewiele osób trafiło w to miejsce. 
W drodze na zamek
W drodze na zamek © amiga
Pod zamkiem w Rawie Mazowieckiej
Pod zamkiem w Rawie Mazowieckiej © amiga
Uśmiechnięta Karolina :)
Uśmiechnięta Karolina :) © amiga

Wyjeżdżając z Rawy szukamy jakiejś stacji Orlenu, tam jest kawa, jest coś ciepłego i.... odkrywamy Maka :) Jest otwarty, pakujemy się do środka. Potrzebujemy przerwy, potrzebujemy jedzenia, picia. Trochę stawia nas to na nogi, po kilkunastu minutach możemy ruszyć w drogę powrotną, do Tomaszowa Mazowieckiego. Jedziemy wzdłuż Autostrady korzystając z dróg serwisowych. Szybko okazuje się, że wiatr postanowił nas wykończyć, wieje z południowego zachodu, dokładnie w twarz. Są chwile gdy 10 km/h to wszystko na co nas stać. Jazda trwa wieki... W Tomaszowie podjeżdżamy jeszcze na chwilę ma myjnię, stację benzynową. 

Zmiana nawierzchni ;)
Zmiana nawierzchni ;) © amiga

Nieco później musimy się pożegnać, mam około 2 godziny do pociągu, co prawda są jeszcze późniejsze opcje dojazdu, ale lepiej nie kusić losu, w końcu nie wiadomo jak pociągi będą dzisiaj jeździły. 
Gnam najkrótszą drogą do Piotrkowa Trybunalskiego, wiatr daje popalić, cały czas kieruję się dokładnie na południowy-zachód z którego wieje. 2 razy staję na minutę, muszę się napić... Zaczynam odczuwać solidne zmęczenie, a do mety jeszcze kawałek. Gdzieś w okolicach Wolborza zapadają kompletne ciemności. Droga nieoświetlona, ale lampki daj radę. W Piotrkowie jestem pół godziny przed odjazdem pociągu, kupuję bilet, coś do picia w sklepie i toczę się na peron. 

W pociągu niesamowicie ciepło. Szkoda, że sygnał z komórki tak rwał. Przesiadka w Częstochowie i po 21 jestem w Katowicach. Dziwnie zimno się zrobiło, z ust leci para. Temperatura spadła do około zera. Jadąc do domu obserwuję czy gdzieś nie zobaczę lodu... 
W domu marzę tylko o gorącej kąpieli i ciepłym łóżku... 
Dzień był intensywny, nowy rok nieźle rozpoczęty, mam tylko nadzieję, że żadne z nas się nie rozchoruje. Dzięki Karolina za wspaniałą wycieczkę :) Było niesamowicie..., gdyby jeszcze tak nie wiało :)

Wycieczkowo do Wisły z zaliczeniem gleby

Poniedziałek, 19 czerwca 2017 · Komentarze(10)
Upłynęło już trochę wody w Wiśle od tej wycieczki, trzeba jednak uzupełnić wpis..., tym bardziej, że nie wiadomo kiedy będzie kolejny....

Jest poniedziałek, mam wolne, dzień zapowiada się ciepły, przyjemny, jutro jadę na krótko do pracy, a później szkolenie w Warszawie. Rowera nie będę widział przynajmniej kilka dni. Kierunek wybrany w ostatniej chwili... Wisła.

Ruszam około 7:00, jest jeszcze chłodno w cieniu, chwilami po 15 stopni, ale w słońcu jest przyjemnie. Kierunek Wilkowje, Żwaków, Paprocany. Sporo szutrów na początku, trochę we znaki daje się chłód i wilgoć w lasach, ale wiem, że wracając będę szukał takich miejsc...;)

Bocian w Wilkowyjach
Bocian w Wilkowyjach © amiga
Uwielbiam takie ścieżki
Uwielbiam takie ścieżki © amiga

W Kobiórze jadę nieco inaczej niż zwykle, tracę szlak, jest źle oznaczony, trafiam za to nad urokliwy staw, muszę zawrócić i odszukać żółty rowerowy ;), udaje się, do Pszczyny nie mam żadnych problemów, jadąc ścieżkami zaskakuje mnie tak mała liczba rowerzystów, tyle, że po chwili przypominam sobie, że to dzień roboczy... ludzie siedzą w pracy.... To ja mam inaczej ;)
Chyba coś pokręciłem ;) droga skończyła mi się stawem ;)
Chyba coś pokręciłem ;) droga skończyła mi się stawem ;) © amiga
Park i pałac w Pszczynie
Park i pałac w Pszczynie © amiga
Na zaporze w Goczałkowicach
Na zaporze w Goczałkowicach © amiga
Za Goczałkowicami zaczynają się szlaki których, za dobrze nie znam, mniej więcej wiem gdzie się kierować, ale nic więcej... raz pakuję się na drogą prowadzącą wprost do zalewu ;)... Była asfaltowa, w przeciwieństwie do tej właściwej. Odpuszczam sobie Rudziczkę, nie mam ochoty na darmo zaliczać górkę, bo ani widoków jakiś oszałamiających nie ma, ani sama miejscowość nie jest urokliwa... Byłem, widziałem i jak nie będę miał jakiegoś wyraźnego celu to tam się nie wybieram ;)
Zawsze gotów do obrony kraju
Zawsze gotów do obrony kraju © amiga
Intryguje mnie po co ta stacja, dookoła las
Intryguje mnie po co ta stacja, dookoła las © amiga
Pomnik pomiędzy rozlewiskiem
Pomnik pomiędzy rozlewiskiem © amiga
Od Skoczowa jadę na Brenną, dopiero nieco dalej odbijam na Górki Małe, lubię tędy jeździć... droga spokojna, trochę się pnie, ale widoki... to właśni dla nich lubię się pomęczyć. 
Góry już widać
Góry już widać © amiga
Płynie Wisła płynie
Płynie Wisła płynie © amiga
Na spokojnie docieram do Wisły, jest dopiero południe, pora coś zjeść, w centrum zamawiam szaszłyk. ten okazuje się około 30dkg mięsa z 2 krążkami cebuli ;), drogie danie i ... nie za dobre.
Pociąg powrotny jedzie dopiero za kilka godzin, coś trzeba zrobić, jadę więc na Salmopol, byłem tam rok temu z Darkiem, tyle, że coś mnie męczy, to chyba ten obiad... za dużo? Coś nie tak z mięsem... jeszcze nie zaczął się podjazd a mam dość, ale... jak już obrałem ten kierunek to jadę ;)
Zdecydowanie odradzam jedzenie w tym miejscu, nie dość że drogo, to nijakie to coś jest
Zdecydowanie odradzam jedzenie w tym miejscu, nie dość że drogo, to nijakie to coś jest © amiga
Wisła w centrum Wisły
Wisła w centrum Wisły © amiga
Jak dzisiaj jest tutaj pusto
Jak dzisiaj jest tutaj pusto © amiga
Skocznia im. Adama Małysza w Wiśle Malince
Skocznia im. Adama Małysza w Wiśle Malince © amiga
W drodze na Salmopol
W drodze na Salmopol © amiga
Od czasu do czasu między drzewami widać dolinki i okoliczne górki
Od czasu do czasu między drzewami widać dolinki i okoliczne górki © amiga
Na szczycie Salmopolu
Na szczycie Salmopolu © amiga
Dojazd na szczyt zajmuje mi sporo czasu, ledwo żyję, jeszcze ta temperatura > 30 stopni... Ze szczytu kieruję się do Szczyrku i dalej na Bielsko, to ostatnie przyprawia mnie o zawrót głowy, trochę sprawę ratują DDRki, ale to nie załatwia wszystkiego... 
Szaszłyk dalej mnie męczy, ale mam ochotę na lody, najlepiej kwaśne ;) W centrum Szczyrku krótka przerwa, lody obłęd, sorbet kilka smaków... wszystko kwaśne, rewelacja... :) Teraz mogę jechać dalej...
Zjazd do Szczyrku
Zjazd do Szczyrku © amiga
Pora na coś kwaśnego
Pora na coś kwaśnego © amiga
Skocznia w Szczyrku
Skocznia w Szczyrku © amiga
Bielsko to tak jak się spodziewałem walka na drogach, jedynie centrum jako tako poszło, obrzeża to horror, podobnie jak przejazd przez Czechowice-Dziedzice... ale trzeba to zrobić. Do domu coraz bliżej... W Goczałkowicach trochę para schodzi, w końcu znam już szlak do domu, zostało około 40 km :)... kierunek Pszczyna... 
Staw w Goczałkowicach-Zdroju
Staw w Goczałkowicach-Zdroju © amiga
Wjeżdżam na drogę wzdłuż wodociągu i... na progu zwalniającym zaliczam glebę..., boli... dostałem m.in. w splot słoneczny. Nikogo w okolicy nie ma... mija dobre kilkanaście sekund zanim oddycham normalnie, widzę zadrapania na łokciu, coś drobnego na kolanach.. rower cały... Cóż... do domu jakoś dojadę... to max 2 godziny spokojnym tempem...
Wsiadam na rumaka... i ... coś jest nie tak. Lewy nadgarstek rwie, każdy wybój to jakaś masakra... Z jedną ręką na kierownicy jadę około km... tak się nie da. Nadgarstek lekko puchnie...
Odpalam nawigację, sprawdzam który dworzec pkp mam najbliżej... - Pszczyna  około 3km... tam się kieruję, jeszcze chwilę jadę, ale nie mogę... boli jak diabli...schodzę z rowera i go prowadzę
Przeklęte progi zwalniające
Przeklęte progi zwalniające © amiga
Po drodze zaliczam aptekę, kupuję altacet, bandaż, wodę utlenioną, coś jeszcze smaruję tylko nadgarstek i lecę na dworzec. Pociąg przyjeżdża po około 5 minutach. Mam problem by wsadzić rower do pociągu... lewą ręką nie jestem w stanie się przytrzymać...
Wewnątrz zaczynam się opatrywać, pomimo tego, że było sporo ludzi ruszył się tylko około 20 letni chłopak - punk... pomógł mi zawinąć prawy łokieć...
Mija kilkadziesiąt minut...Dojeżdżam do Piotrowic... wysiadam, znowu problem z przytrzymaniem się... 
Rower prowadzę, nie próbuję wsiadać...
W domu szybki prysznic, mycie z użyciem jednej ręki i lecę do szpitala....

Po 5 godzinach spędzonych w szpitalu dowiedziałem się, że mam złamany koniec kości promieniowej z przemieszczeniem grzbietowym, pęknięcie końca dalszego kości łokciowej... założona szyna gipsowa... i informacja, że przez 6 tyg... raczej nie pojeżdżę :(

Etisoftowe spotkanie integracyjne Zakopane 2017 dzień 1

Czwartek, 1 czerwca 2017 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Od ponad pół roku przygotowujemy się z Darkiem na ten dzień, na firmowy wyjazd rowerowy do Zakopanego. Trasa podzielona na 2 dni, pierwsza, dzisiejsza część to około 120 km, jutro nieco mniej 80. 

Rano przed wyjazdem jeszcze pakuję kilka rzeczy o których zapomniałem zabierając dzień wcześniej sakwy z domu. Z wypchanym plecakiem jadę do firmy, zależy mi nieco na czasie, chciałbym być w okolicach ósmej... 
Drogi puste, dość ciepło, tyle, że wiatr w twarz.... teraz to przeszkadza, ale gdy będziemy jechać o 9 w kierunku Pszczyny i później Żywca, będzie wspomaganie.

W firmie jestem około 8:15, mam trochę czasy na przepakowanie się, przywitanie.

Kilka minut przed 9 krótka odprawa, sprawdzamy listę obecności, wydaje się, że są wszyscy, Oczywiście do samego końca lista uczestników była modyfikowana. Z trasą do Korbielowa zmierzą się 32 osóby, podzieleni jesteśmy na 3 grupy.

Trzeba jakoś wyjechać z Gliwic
Trzeba jakoś wyjechać z Gliwic © amiga
Drogi w kierunku Gierałtowic
Drogi w kierunku Gierałtowic © amiga

Prowadzę grupę A, grupa P wyjeżdża jako pierwsza, chwilę później rusza grupa B... 
Wyjazd z Gliwic standardowo nastręcza najwięcej problemów, pojawia się krótki odcinek szutrowy, pojawiają się też pierwsze problemy, Maćkowi spadł plecak zamocowany na bagażniku.  2 minuty później ruszamy w dalszą trasę.

Początek po rowerówce w Bojkowie, dalej szosy nieco bardziej ruchliwe, ale opcja uniknięcia ich znacznie by nam wydłużyła trasę. Pojawiają się pierwsze podjazdy. Do Ornontowic jest docieramy w przyzwoitym czasie, dopiero tam odbijamy na nieco bardziej boczne warianty. Osiągamy Orzesze, tutaj standardowo kilka niewielkich wzniesień. Na odcinku około 2 km korzystamy z nieco bardziej ruchliwego odcinka trasy.

Spotkanie 2 grup w Orzeszu
Spotkanie 2 grup w Orzeszu © amiga
Czyżby awaria?
Czyżby awaria? © amiga
Kilku nas jest
Kilku nas jest © amiga
Asfalt leśny ;)
Asfalt leśny ;) © amiga

Za Orzeszem-Zgoniem wjeżdżamy an leśne szutry, o tym odcinku informowaliśmy wcześniej, aż do Kobióra jedziemy lasami, na bardzo wąskich kołach jazda sprawia kilku osobom problemy, chyba najbardziej denerwują fragmenty gdzie pojawia się tłuczeń.

W Kobiórze odbieramy jeszcze jednego uczestnika wycieczki, i kierujemy się na Pszczynę, przez Piasek, kolejne kilka km szutrów... 

W Piasku przy sklepie pierwsza przerwa, 15 minut odpoczynku, krótkie zakupy i jedziemy na Pszczynę, przejeżdżamy przez park przypałacowy, pomimo tego, że planowaliśmy krótką przerwę na rynku nikt nie chciał się zatrzymać... ;) cóż jedziemy na tamę w Goczałkowicach. 
Szutry gdzieś przed Piaskiem
Szutry gdzieś przed Piaskiem © amiga
Jak ja nie lubię tych płyt
Jak ja nie lubię tych płyt © amiga
Przy pałacu w Pszczynie
Przy pałacu w Pszczynie © amiga

Pojawia się kolejny lekko terenowy fragment drogi, remont niestety nie skończył się na czas, dobrze, że nie ma robotników i ciężkiego sprzętu... udaje się więc dotrzeć na tamę....
Remonty w okolicach Goczałkowic
Remonty w okolicach Goczałkowic © amiga
Krótka przerwa na Tamie
Krótka przerwa na Tamie © amiga
Na tamie w Goczałkowicach
Na tamie w Goczałkowicach © amiga

Druga przerwa... tym razem na podziwianie śląskiego morza.. ;) silny wiatr robi swoje, zalew wygląda pięknie... 

Cóż.... pora ruszyć dalej, za nami dopiero połowa trasy, przejeżdżamy całą długość tamy, wyjeżdżamy na asfalt po drugiej stronie, jest nieco zniszczony i trzeba uważać, ale to dzisiaj ostatni taki fragment, reszta trasy to tyko asfaltowe ścieżki ;)

Do końca dzisiejszej wycieczki są już tylko szosy
Do końca dzisiejszej wycieczki są już tylko szosy © amiga
Bielsko-Biała wita podjazdem ;)
Bielsko-Biała wita podjazdem ;) © amiga

Do Bielska dojeżdżamy w niezłym czasie, tutaj mała niespodzianka, pojawiają się pierwsze nieco bardziej strome wzniesienia, pierwsze konkretniejsze podjazdy, ale na ich szczycie widoki zapierają dech... 

Firmowe wsparcie na trasie ;)
Firmowe wsparcie na trasie ;) © amiga
Dobrze, że to krótki odcinek
Dobrze, że to krótki odcinek © amiga

Same Bielsko przy planowaniu trasy sprawiło nam chyba największy problem, jak przeprowadzić tak liczną grupę rowerzystów przez ruchliwe miasto. Ale poza krótkim epizodem gdzie trzeba było przeciąć nieco bardziej ruchliwą szosę reszta nie sprawiła problemów... 

Tuż za Bielskiem czeka na nas posiłek, docieramy na miejsce o czasie jest kilka minut po 14, mamy godzinę odpoczynku :) 

Pora coś zjeść - Karczma Stajnia - zdecydowanie godna polecenia
Pora coś zjeść - Karczma Stajnia - zdecydowanie godna polecenia © amiga
Przerwa obiadowa
Przerwa obiadowa © amiga

Żurek niesamowity, pierogów cała kopa, może nawet za dużo tego jedzenia... 

W końcu ruszamy... na dzień dobry czeka na nas podjazd w Wilkowicach, a chwilę później długi zjazd prawie do Żywca... warto było się pomęczyć te 2 km... 

Na podjeździe w Wilkowicach
Na podjeździe w Wilkowicach © amiga
Dzień dobry ;)
Dzień dobry ;) © amiga
Zjazd w okolicach Łodygowic
Zjazd w okolicach Łodygowic © amiga

Widać jednak już pierwsze oznaki zmęczenia, a wiemy, że czeka nas jeszcze jeden podjazd i to długi....
W Żywcu przy sklepie krótki postój, trzeba uzupełnić bidony przed 15 km górką.... Zaczyna się więc zabawa, powili piłujemy pod górkę... Na początku w zasadzie aż do Jeleśni nachylenie nie jest specjalnie wielki....
Dopiero za Jeleśnią trzeba się nieco bardziej spiąć, nie spieszy nam się, ważne by wszyscy dotarli do hotelu... 

Gdzieś przed Żywcem
Gdzieś przed Żywcem © amiga
Miasto korkuje się
Miasto korkuje się © amiga
W centrum Żywca
W centrum Żywca © amiga
Krótka przerwa
Krótka przerwa © amiga
Niby niewielkie nachylenie, tyle, że tego jest 15 km
Niby niewielkie nachylenie, tyle, że tego jest 15 km © amiga

Mijają nas samochody wsparcia, pozdrawiamy ich, oni nas... 

Do Hotelu docieramy około 18... może trochę później... w końcu możemy odetchnąć. 

Coraz bliżej Hotelu
Coraz bliżej Hotelu © amiga
Ostatni podjazd ;)
Ostatni podjazd ;) © amiga
Komitet powitalny
Komitet powitalny © amiga

Dzisiaj był trudniejszy odcinek, z większymi przewyższeniami, większą odległością, ale wszyscy dotarli bezpiecznie... After party trwało do północy, gdy dotarła do nas silna ekipa z Warszawy... 

Jutro około 9 przyjedzie kolejne 30 osób z którymi wspólnie pojedziemy do Zakopanego... 

To był dobrze wykorzystany dzień... 

Anaberg firmowo

Niedziela, 26 marca 2017 · Komentarze(11)
Uczestnicy
Poranek... godzina 6:00, termometr za oknem zeznaje +0,2 stopnia, szyby samochodów przymrożone, nie wygląda to za dobrze, sprawdzam prognozy pogody, te wspominają o temperaturze do około 10 stopni, sporym zachmurzeniu i silnym wietrze z północy... 

Jest 7:10 gdy ruszam powoli w kierunku Gliwic, mam sporo czasu, jadę niespiesznie, nie chcę się za bardzo spocić, gdy będę musiał czekać pod firmą to zamarznę... to jest dobra perspektywa... 

Śląskie miasta dzisiaj puste, coś niesamowitego, zero postoi, zero wariatów, jadę głównie szosami, na chwilę pozwalam sobie na lekki teren w lasku Makoszowskim w Zabrzu, ale głównie dlatego, że trochę mnie to spowolni... 

Docieram do firmy, nie jest źle, 2 osoby już są, można wejść od strony magazynu, więc nie marznę, jest kilkanaście minut zanim dojeżdżają pozostali. 

Szybka kawa i w drogę :). Mamy lekki poślizg jest 9:05.  Wyjazd z Gliwic ul Kozielską, w ciągu tygodnia nie byłoby to dobre rozwiązanie, w niedzielę o tak wczesnej porze jest nieźle, samochody pojawiają się raz na kilka minut. Kierunek Kleszczów. Na Kozielskiej dołączają się do nas Kasia i Krzysiek. W Kleszczowie miała czekać na nas Gosia, szkoda, że odpuściła. 

2 km przez las do Bojszów, tam już czeka na nas silna Bojszowska ekipa. Ania i 2 Tomków. Zamieniamy kilka słów, Tomek prowadzi dalej, to jego tereny, kierujemy się na Blachownię, przez lasy. 

Chwila na oddech
Chwila na oddech © amiga
Na miejscu wbijamy się na teren byłego Niemieckiego obozu koncentracyjnego, niewiele z niego zostało, czas też zrobił swoje, jestem tutaj pierwszy raz, chociaż mam wrażenie, że w okolicy już zdarzyło mi się być. Zdecydowanie lepiej jest gdy ktoś zna teren, zna okolicę, może pokazać właśnie takie miejsca. Spore wrażenie robi na nas plan obozu, był wielki...  Mija dobre 10-15 minut, pora ruszyć dalej. 
Może herbaty?
Może herbaty? © amiga
Krematorium w obozie koncentracyjnym w Blachowni
Krematorium w obozie koncentracyjnym w Blachowni © amiga
Spotkanie z Historią
Spotkanie z Historią © amiga
Strażnice na terenie obozu w Blachowni
Strażnice na terenie obozu w Blachowni © amiga
Piec krematoryjny
Piec krematoryjny © amiga
Mini bunkier ;)
Mini bunkier ;) © amiga
Tablica informacyjna
Tablica informacyjna © amiga
Plan obozu
Plan obozu © amiga
Mała awaria
Mała awaria © amiga
Tuż za obozem, kolejna krótka przerwa tym razem przy sklepie, szybkie zakupy, obieramy w końcu kierunek góry św. Anny, jedziemy na północny-zachód, wiatr daje popalić, dobre kilka km cały czas z wmordęwindem... Za to temperatura szybuje w górę, w cieniu jest ponad 10 stopni, w słońcu... licznik pokazuje nawet 19 stopni...
Długa prosta
Długa prosta © amiga
Gdyby jeszcze tak nie wiało
Gdyby jeszcze tak nie wiało © amiga
Pusto na drogach
Pusto na drogach © amiga
Trzeba się zebrać
Trzeba się zebrać © amiga
Ciepło się robi ;)
Ciepło się robi ;) © amiga
Ekipa Etisoftu powoli dojeżdża
Ekipa Etisoftu powoli dojeżdża © amiga
Krzysiek w końcu dotarł ;)
Krzysiek w końcu dotarł ;) © amiga
Ala na cienkich oponach ;)
Ala na cienkich oponach ;) © amiga
Ania już jest
Ania już jest © amiga
Witek też na miejscu
Witek też na miejscu © amiga
Peleton kilka razy się rozciąga, więc robimy kilka krótkich przerw, trzeba się zebrać jechać wkupie, wiatr wtedy tam bardzo nie przeszkadza, przynajmniej tym który są w środku peletonu. Już widać górę św. Anny. mamy góra 11 km do końca ;) z tego 4 podjazdu. Ten wyciska z nasz 7 poty, jak na pierwszą wycieczkę firmową to niezłe wyzwanie, ale... na szczyt docieramy w komplecie. 
Przy stacji benzynowej ;)
Przy stacji benzynowej ;) © amiga
Marcin na podjeździe
Marcin na podjeździe © amiga
Chwila oddechu
Chwila oddechu © amiga
Tomek z Jackiem ciągną peleton
Tomek z Jackiem ciągną peleton © amiga
Sławek na szczycie
Sławek na szczycie © amiga
Kierujemy się restauracji, coś trzeba zjeść, składamy zamówienie i... 2 godziny poszły w diabły... Fakt było smacznie, ale czas przygotowania to jakaś porażka... Cóż... drugi raz z tego lokalu nie skorzystamy... Przed powrotem jeszcze zdjęcie pod kościołem i pora zjechać w dół.  
Ekipa w komplecie :) - Anaberg zdobyty
Ekipa w komplecie :) - Anaberg zdobyty © amiga
Trzeba jakoś spiąć rowery
Trzeba jakoś spiąć rowery © amiga
Kilka ich jest
Kilka ich jest © amiga
Spora część trasy podobna do tej porannej, oczywiście nie zjeżdżamy już do Blachowni, teraz zależy nam na czasie i maksymalnym skróceniu przejazdu, słońce niesamowicie grzeje. Chwilami robi się sennie. W okolicach Ujazdu tomek proponuje zahaczenie o tamtejszy kirkut, jako że lubię te cmentarze to długo nie trzeba mnie namawiać, nie wiem tylko jak inni zareagują. Nie każdy w końcu lubi chodzić po starych cmentarzyskach. Ten w Ujeździe jest mały, może kilkanaście, może kilkadziesiąt macew, całość mocno nadszarpniętą przez ząb czasu. Część macew leży, część jest mocno zniszczona... całość powoli otula las. gdyby nie oznakowania, to byłoby ciężko tutaj trafić. 
Kanał Gliwicki
Kanał Gliwicki © amiga
Kirkut na w okolicy Ujazdu
Kirkut na w okolicy Ujazdu © amiga
Macewy jeszcze stoją
Macewy jeszcze stoją © amiga
Strasznie zaniedbany
Strasznie zaniedbany © amiga
Niszczeją gdzieś pomiędzy liściami
Niszczeją gdzieś pomiędzy liściami © amiga
Kawałek historii
Kawałek historii © amiga

W Okolicach Bojszów rozstajemy się z kilkoma osobami, w mniejszej grupie jedziemy przez Kleszczów, miał być lekki teren, ale wygrał wariant asfaltowy bo szybszy. Na ostatnich 15 km odłączają się kolejne osoby, do firmy dojeżdżamy w czwórkę. 
Krótka przerwa i pora się rozstać, każdy jedzie w swoją stronę... ja na Katowice, standardową drogą dojazdową do firmy. Czuję, że te 135 km które już przejechałem lekko mnie sponiewierało, naciśnięcie mocniej kończy się jazdą w okolicach 20 km/h. Ostatnie 10 km to walka z samym sobą. Wchodzę do domu... czuję zmęczenie, czuję cały odcinek, czuję 4 litery.... ;)

Dzień spędzony aktywnie z super ekipą, jeszcze o świcie myślałem że sporo osób się wyłamie, bo zmiana czasu, bo chłodno... ale... nie... mało tego z uśmiechem na twarzach wróciliśmy do domów.

Dzień Piąty - Powrót do Katowic i krótkie podsumowanie...

Środa, 17 sierpnia 2016 · Komentarze(3)
Dzisiaj wstaję wyjątkowo późno patrząc na poprzednie kilka dni, w planie mam wyjazd w okolicach godziny 9:00, Karolina zostaje w pracy, to koniec naszego wspólnego krótkiego wyjazdu tegorocznego. Udało się kilka km przejechać, udało się zwiedzić kilka miejsc, do niektórych wrócić po latach... 

Po długim pożegnaniu z Karoliną i jej rodzicami wsiadam na rower i ruszam, tym razem jednak mam w planie dojazd tylko do Częstochowy, w domu chciałbym być w okolicy 18. Dzień zapowiada się słoneczny, na niebie trochę chmur jest ciepło, przyjemnie i... wiatr od północy... nie mogło tak być gdy jechaliśmy 4 dni temu do Truskolasów? 

No nic... Trasa którą chcę jechać pokrywa się w dużej części z wyjazdem do Truskolasów którą naszkicowała Karolina, po przejechaniu okazuje się, że omija z daleka jurę, jakiś nie leży mi Złoty Potok, Myszków i Siewierz, a raczej ruch jaki panuje tam na ulicach. 

Piękne niebo o poranku
Piękne niebo o poranku © amiga

Wprowadzam drobne korekty by uniknąć terenu, jakiś opóźnień, za to muszę się pomęczyć na dziurawym asfalcie, Pierwsza przerwa w Gorzkowicach, dzisiaj jednak odpuszczam kawę, jem banana, popijam zawartością bidonu i lecę na Kamińsk. 
W Gorzkowicach
W Gorzkowicach © amiga
W Miasteczku się nie zatrzymuję, bo i po co, za to moją uwagę zwraca góra Kamińsk, pracująca za nią elektrownia wyrzuca z siebie wielkie obłoki... góra wygląda jak wulkan... domowej roboty ;)
Za górą pracuje jakaś fabryka chmur
Za górą pracuje jakaś fabryka chmur © amiga

Do Lgoty Wielkiej droga mija piorunem, miała być szybka fota kościółka, a okazuje się że jest otwarty... korzystam z okazji wchodzę do środka, kilka fot. Tuż obok jest sklep, uzupełniam bidon... i ruszam dalej, wybieram trasę z pierwotnego plany, z podjazdem na Wolę Blakową. 1.5 km mam co robić, ale później już tylko zjazd... prawie do Nowej Brzeźnicy... 
Kościółem św. Klemensa w Lgocie Wielkiej
Kościółem św. Klemensa w Lgocie Wielkiej © amiga
Można zajrzeć do środka
Można zajrzeć do środka © amiga
Ciekawe wnętrze
Ciekawe wnętrze © amiga
Szkoda, że nie można wejść głębiej
Szkoda, że nie można wejść głębiej © amiga
Powolutku zaczynam odczuwać zmęczenie, 4 litery odzywają się... dojeżdżam do skrzyżowania dróg gdzie mogę zdecydować czy polecieć na Kłobuck, a dalej na Woźniki i do Katowic, czy jednak zostać przy planie Częstochowa. Dzwoni Darek... trafił idealnie... jem banana... popijam zawartością bidonu. Zostaję przy pierwotnym planie, wiem, że inaczej nie dotrę na 18.... 
Kilka dni temu sklep przy tym skrzyżowaniu uratował nam życie
Kilka dni temu sklep przy tym skrzyżowaniu uratował nam życie © amiga
W drodze do Częstochowy zatrzymuję się na 5 minut kilka razy, w tym raz przy kościele w Cykarzewie. Tak naprawdę to ta trasa od skrzyżowania nie posiada żadnych atrakcji, poza lasem i stosunkowo małym ruchem samochodów. Za to cieszą kolejne znaki z malejącą ilością km do Częstochowy. 
Wejście do kościoła św. Stanisława w Cykarzewie starym
Wejście do kościoła św. Stanisława w Cykarzewie starym © amiga
Dzwonnica przy kościele
Dzwonnica przy kościele © amiga
Wnętrze kościoła
Wnętrze kościoła © amiga
Gdy jestem już w Częstochowie na moment zatrzymuję się przy jednym z bunkrów i w okolicy Jasnej Góry... chyba pierwszy raz jestem tutaj 3 raz w ciągu kilku dni... 
Bunnkier w Częstochowie
Bunkier w Częstochowie © amiga
Dwa dni temu było tutaj pełno pielgrzymów, dzisiaj panuje spokój
Dwa dni temu było tutaj pełno pielgrzymów, dzisiaj panuje spokój © amiga
Docieram do dworca, kupuję bilet, zaopatruję się w pobliskim sklepie i jadę do Katowic. Mam 2 godziny czasu...  W między czasie tel i okazuje się, że skleroza nie boli... Gdy wysiadam w Katowicach pędzę na pocztę jest otwarta. Najszybszy kurier i leci przesyłka do Tomaszowa.. modlę się by dotarła na czas, do jutra... 

W domu jestem w okolicach 18:30... zmęczony, lekko wychłodzony, bo temperatura spadała już od Lgoty Wielkiej. W kolejnych dniach ma coś padać... a jak będzie? To się okaże. 


Krótkie podsumowanie wyjazdu... 

Dzień Pierwszy - dość szybki przelot z krótkimi przerwami, świetnym Pstrągiem :) na obiad i... spotkanie z pielgrzymami w kościółku w Truskolasach, dalej jestem pod wrażeniem :) - Dzięki Karolina sam tam bym nie trafił
Dzień Drugi - Spotkanie z Aniwi i towarzystwem z KKTA, z miejsc Koszęcin - niesamowite miejsce, Pawełki i maleńki kościołek, oczywiście Krzepice z jedynym w swoim rodzaju Kirkitem. Dzień obfitował w atrakcję, chociaż zdarzały się miejsca które rozczarowały, m.inn..  fajczarnia czy rozpadające się zabudowania w Kochcicach. 
Dzień Trzeci - kolejny dzień spędzony a Iwoną, niesamowity Kirkut, Góra Przeprośna, Jaskinia w Zielonej Górze, czy góry Towarne, ale też piękna skałka Miłości. Przewodniczę mieliśmy pierwsza klasa. Dzięki Iwona :)
Dzień Czwarty - powrót do Tomaszowa, 2 miejscowości zaskoczyły pozytywnie, to Garnek i Gidle... Przedbórz niestety stracił w moich oczach, przez dziadka kierowcę i restaurację... najchętniej nasłałbym tam Gesslerową by zrobiła nieco porządku ;)
Dzień Piąty - to w zasadzie jedynie tylko powrót do domu, bez większych atrakcji, za to coraz dalej od Karoliny... :(

Największe podziękowania należą się oczywiście Karolinie za zaplanowanie lekko nieplanowanego wyjazdu :) Wielkie Dzięki. Może uda się jeszcze w tym roku gdzieś na chwilę wyrwać? 


Czwarty dzień wyprawy - powrót do Zielonego zakątka Łódzkiego

Wtorek, 16 sierpnia 2016 · Komentarze(6)
Dzisiaj ostatni dzień wspólnej wyprawy z Karoliną. Wstajemy dość wcześnie, ale zbieranie chwilę zajmuje, jeszcze trochę czasu zabiera nam pożegnanie z gospodarzem.  W końcu ruszamy po 7:20, po Grześku i kawie ;)
Częściowo wczoraj Anwi wskazała nami kilka miejsc gdzie możemy podjechać. Poranek jest dość pochmury, wiatr mamy początkowo z boku, pierwszy króciutki postój w Kołbukowicach przy tamtejszym pałacu i z opisu wynika, że budynku spichleża. 
Pałac w Kołbukowicach

Pałac w Kołbukowicach © amiga
Przy pałacu w Kołbukowicach - czyżby spichlerz?
Przy pałacu w Kołbukowicach - czyżby spichlerz? © amiga
Kilka zdjęć i kierujemy się na Skrzydłów gdzie nie udało się dojechać do zabudowań pałacu, trafiamy za to na jakiegoś ciecia, który nie pozwala nam podjechać i zrobić kilka zdjęć tłumacząc, że niedawno kupił to jakiś senator... może pogrzebać w zeznaniach podatkowych? Ciekawe który to ze złodziei z Wiejskiej? Przepraszam, ale inaczej o tym bydle politycznym nie potrafię myśleć, niezależnie od partii...  uuuu... zdenerwowałem się... 

Cóż jedziemy dalej, nie podobają mi się chmury, jednak radary meteo nas pocieszają, w rzekach Wielkich mało nie minęliśmy dworku, jest zadbany :) w środku przedszkole. Wewnątrz jakieś spotkanie, a w ogrodzie ktoś się krząta. 

Pałac w Rzekach Wielkich
Pałac w Rzekach Wielkich © amiga
Po krótkiej przerwie ruszamy na Garnek :) to ostatnia miejscowość woj. śląskiego i mocno zaskakuje, wg mapy jest tylko młyn, jakiś kościół i to wszystko. Mijamy Wartę wjeżdżamy do miejscowości... jest młyn... szybka fota. rzeka wygląda cudownie, jest jeszcze stara drewniana kapliczka, wydaje się, że to wszystkie atrakcje, ale nie ujeżdżamy 200m gdy krzyczę by Karolina się zatrzymała, po lewej na ogrodzonym pastwisku pasą się... sarenki... gdzieś z daleka widać jakiegoś jelonka w każdym bądź razie inny gatunek... kilka fot i wydaje się, że już mamy wszystko co można włożyć do Garnka... a jednak nie, kolejne 200m i jesteśmy w centrum, i oprócz kościoła jest dość ciekawy budynek pełniący obecnie funkcję biblioteki publicznej. 

Jesteśmy w Garnku ;)
Jesteśmy w Garnku ;) © amiga
Stary młyn w Garnku
Stary młyn w Garnku © amiga
Zabudowania drewnianego młyna
Zabudowania drewnianego młyna © amiga
Przydrożna kapliczka w Garnku
Przydrożna kapliczka w Garnku © amiga
Przez Wartę
Przez Wartę © amiga
Zaskoczyło mnie to stado
Zaskoczyło mnie to stado © amiga
Ciekawe czy to produkcja dziczyzny... czy jednak coś innego?
Ciekawe czy to produkcja dziczyzny... czy jednak coś innego? © amiga
Biblioteka Publiczna w Garnku
Biblioteka Publiczna w Garnku © amiga
Kościół Niepokalanego Poczęcia Najwiętszej Maryi Panny w Garnku
Kościół Niepokalanego Poczęcia Najwiętszej Maryi Panny w Garnku © amiga

Zastanawiamy się czy nie skorzystać z pobliskich sklepów, ale decydujemy się jednak pojechać do Gidle i tam czegoś poszukać. Po drodze zaskakuje drewniana kapliczka, wygląd psują tylko paskudne drzwi rodem z Ikei... aż prosiło by się o coś bardziej przezroczystego. 

Kapliczka chyba w Borkach przy drodze z Garnka na Gidle
Kapliczka chyba w Borkach przy drodze z Garnka na Gidle © amiga

Gdy Zbliżamy się do Glidli trafiamy na pierwszy kościół, oczywiście obowiązkowo stajemy przy nim, jest co prawda zamknięty, ale kilka zdjęć udaje się zrobić :)

Parafia Katolicka p.w. NMP Bolesnej w Gidlach
Parafia Katolicka p.w. NMP Bolesnej w Gidlach © amiga
Rzeźby kościelne
Rzeźby kościelne © amiga
Rzeźby kościelne
Rzeźby kościelne © amiga

Nieco dalej jest sanktuarium, wjeżdżamy do środka, ktoś się krząta focimy na potęgę bo miejsce zadbane, piękne, gość do nas podchodzi i odnosimy wrażenie, że to ksiądz, po krótkiej rozmowie wygląda na to, że jeździ na rowerze i spodobały mu się nasze mapniki :). Zostawiam namiary na p. Stanisława Kruczka... 

Sanktuarium Matki Bożej Gidelskiej
Sanktuarium Matki Bożej Gidelskiej © amiga
Panorama przy sanktuarium
Panorama przy sanktuarium © amiga
Mała planetka Sanktuarium Gidelskie
Mała planetka Sanktuarium Gidelskie © amiga
Św Dominik
Św Dominik © amiga
Nie bylibyśmy sobą nie wchodząc do środka w poszukiwaniu...  czaszek ;) Tych niestety nie ma, za to to co mnie najbardziej zaskoczyło to w jednej z bocznych kaplic znajduje się historia Gidli i samego sanktuarium umieszczona na serii obrazów umieszczonych w kilku rzędach po obu stronach kaplicy. 
Sanktuarium od przodu
Sanktuarium od przodu © amiga
Wewnątrz sanktuarium
Wewnątrz sanktuarium © amiga
Historia Gidle na obrazach wymalowana
Historia Gidle na obrazach wymalowana © amiga
Ciężka orka
Ciężka orka © amiga

Gdy wychodzimy z kościoła naszym oczom ukazuje się sklepik z gorącymi napojami, jak się po chwili okazuje dostępne jest też pyszne ciasto śliwkowe domowej roboty. Raczymy się herbatą i ciastkiem... 

Wychodzimy i z mapy wynika, że niewiele dalej jest drewniany kościółek, musimy więc tam podjechać. Kolejna przerwa... znajdujemy uszkodzoną czaszkę pod krzyżem. do środka jednak nie ma możliwości wejścia, trochę szkoda. 
Przy kościółku św. Magdaleny
Przy kościółku św. Magdaleny © amiga
Kościół pw. św. Marii Magdaleny w Godlach
Kościół pw. św. Marii Magdaleny w Godlach © amiga
Drewniany kościółek Gidelski
Drewniany kościółek Gidelski © amiga
Kamyki
Kamyki © amiga

Mapy z których korzystamy nie do końca na siebie zachodzą, korzystamy z map Compassu, północna część woj śląskiego i południowa łódzkiego, niestety drobna przerwa pomiędzy nimi powoduje, że nieco nie tak wyjeżdżamy, nie tak jak planowaliśmy, jesteśmy dobre 20 m na zachód od Wielgomłynów. Pozostaje wprowadzić drobną korektę, Wielgomłyny jednak chcemy odwiedzić. 
Przed nami dość długi odcinek gdzie nic nie ma... dopiero w Niedośpielinie jest drewniany kościółek przy którym stajemy, dzisiaj trafiamy na odpust i chyba próbę wewnątrz, sporo mieszkańców. Kilka fot... i ruszamy dalej. 

Drewniany kościół p.w. św. Katarzyny Aleksandryjskiej i Kazimierza w Niedośpielinie
Drewniany kościół p.w. św. Katarzyny Aleksandryjskiej i Kazimierza w Niedośpielinie © amiga
Historia kościoła na papierze spisana
Historia kościoła na papierze spisana © amiga

W Wielgomłynach nieco dłuższa przerwa przy klasztorze, chwilę zajmuje nam odnalezienie wejścia do kościoła, jest w ... dziwnym miejscu... zupełnie nie tam gdzie się go spodziewaliśmy...  a tuż obok trafiamy na stary dąb o obwodzie prawie 8 metrów i wysokości 37m. 
Parafia rzymskokatolicka św. Stanisława Biskupa i Męczennika. Klasztor Zakonu Paulinów w Wielgomłynach
Parafia rzymskokatolicka św. Stanisława Biskupa i Męczennika. Klasztor Zakonu Paulinów w Wielgomłynach © amiga
Wewnątrz kościoła w Wielgomłynach
Wewnątrz kościoła w Wielgomłynach © amiga
Stary Dąb w Wielgomłynach
Stary Dąb w Wielgomłynach © amiga

Powoli wjeżdżamy na tereny Karolin, zbliżamy się do Przedborza, jest już na tyle późno, że pora na coś do zjedzenia. jakiś obiad... coś ciepłego... 

Może czereśnie?
Może czereśnie? © amiga

Na mapie widnieje jeszcze oznaczenie kirkutu, odnajdujemy go bez większego problemy, jednak dojazd utrudniony, a wejścia broni wysoki betonowy płot bez bramy... pozostaje zdjęcie z odległości i pora udać się do centrum. Ze względu iż trwa remont, czy raczej wymiana nawierzchni w mieście tworzy się całkiem spory korek... nam udaje się objechać go po chodniku. 

Szukając kirkutu w Przedborzu
Szukając kirkutu w Przedborzu © amiga

Odwiedzamy górujący nad miastem kościół i podjeżdżamy do restauracji Parkowej i całą stanowczością mogę powiedzieć, unikajcie w niej obiadów. Zamawiamy dość prostą i szybką do przygotowania potrawę. Wątróbki... 
Wpierw jednak raczymy się kawą, jest przyzwoita, po około 30 minutach dostajemy główne danie, zaskakuje mnie to, że wątróbka jest drobiowa, co prawda w karcie nie pisało jaka to jednak przyjąłem, że będzie wieprzowa. Ale... ziemniaki są zimne, a sama wątróbka przypalona z litrami tłuszczu w środku... masakra... upieczenie jej zajmuje zwykle kilka minut... wydawało by się, że tego nie da się spieprzyć, a jednak. Nieco poprawia nam humor deser - niezła szarlotka na gorąco z lodami :)

W tle wieża kościoła w Przedborzu
W tle wieża kościoła w Przedborzu © amiga
Takie góry tylko w łódzkim ;)
Takie góry tylko w łódzkim ;) © amiga
Kościół pw. Św. Aleksego w Przedborzu
Kościół pw. Św. Aleksego w Przedborzu © amiga
Wieża kościelna w Przedborzu
Wieża kościelna w Przedborzu © amiga
Wewnątrz kościoła
Wewnątrz kościoła © amiga

Prz wyjeździe z restauracji jakiś baran za kierownicą busa próbuje mnie rozjechać i to raz z jednej raz z drugiej strony, nie wytrzymuję podjeżdżam do kierowcy, za kierownicą dziadziuś, opieprzam go za nie korzystanie z lusterek, za dziwne ruchy, za brak kierunkowskazów... Gościa zatkało... odjeżdżam... wrrrrr Jednak po 60 badania powinny być obowiązkowe co rok, pewnie uniknęlibyśmy takich przypadków. 

W przedborzu jeszcze tylko wizyta w sklepie w poszukiwaniu napojów i możemy jechać dalej, Tomaszów coraz bliżej, ale zanim tam dojedziemy jeszcze Bąkowa Góra... Podjazd konkretny... nachylenie kilkanaście procent i ciągnie się dobry kilometr, na szczycie kilka atrakcji tyle, że na prywatnym terenie, robimy kilka zdjęć ruin zamku i dworku, oczywiście kościoła i możemy zjechać w dół :)
Gdzieś tam są szczątki zamku na Bąkowej Górze
Gdzieś tam są szczątki zamku na Bąkowej Górze © amiga
Bąkowa Góra-dwór Małachowskich
Bąkowa Góra-dwór Małachowskich © amiga
Bąkowa Góra-dwór Małachowskich
Bąkowa Góra-dwór Małachowskich © amiga
Bąkowa Góra – kościół Przenajświętszej Trójcy
Bąkowa Góra – kościół Przenajświętszej Trójcy © amiga

W Majkowicach jeszcze kilka fot ruin zameczku, pakujemy się też w teren, w którymś momencie utykamy na plaży, musimy kawałek podprowadzić rowery, dobrze, że to tylko 50 m... 
Ruiny zameczku w Majkowicach
Ruiny zameczku w Majkowicach © amiga

W Piotrowie króciutki postój przy Chrustusie, są ławeczki, możemy odsapnąć, przed nami Włodzimierzów i długi około 30 km odcinek bez większych atrakcji, co prawda nieco go urozmaicamy, by droga nie była identyczna z tą sprzed kilku dni... 
Wyprawa dobiega końca więc trochę zamyślony
Wyprawa dobiega końca więc trochę zamyślony © amiga

Dojeżdżamy do Tomaszowa w okolicach 18. Zmęczeni ale szczęśliwi, wszystko dobrze się skończyło, nie było  w zasadzie żadnych paskudnych przygód, awarii nad którymi nie  moglibyśmy zapanować, spotkaliśmy ciekawych ludzi, odwiedziliśmy ciekawe miejsca, i zrealizowaliśmy w większości pierwotne założenia, by zaliczyć jak najwięcej miejsc z obiektami architektury drewnianej.  Było Pięknie. Dzięki Karola :)

Pierwszy dzień wyprawy - północne rubieże śląskiego

Sobota, 13 sierpnia 2016 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Dzień zgodnie z przewidywaniami i planami zaczyna się bardzo wcześnie, pobudka jeszcze w trakcie gdy słońce śpi, w zasadzie to pewnie obraca się na drugi bok a na niebie króluje księżyc i "spadające gwiazdy". 

Ruszamy z Karoliną z Tomaszowa Mazowieckiego kilka chwil po 6:00, już jest jasno, jednak prognozy coś mówią, że dzień a przynajmniej jego pierwsza część nie będzie dla nas sprzyjające i jeszcze ten wiatr w południowego-zachodu. Wygląda na to, że będzie nam wiał w twarz przez całą drogę. 

Niebo zasnute chmurami, rowery objuczone. Drogę którą zaplanowaliśmy ma prowadzić nas głównie po zabytkach szlaku architektury drewnianej, chociaż dzisiaj pewnie będą to głównie kościoły, zaplanowaliśmy około 130-140km. Pewne jest tylko miejsce noclegu :). 

Ze względu na to, że jedziemy z sakwami, raczej będziemy unikać terenu, chociaż jeżeli ma to nam skrócić trasę, czy oddalić od głównych dróg, to czemu nie... Zresztą po szutrach dobrze się jedzie, gorzej jeżeli trafimy na błoto czy piasek. 

Gnamy na Wiaderno, Golesze, Lubiaszów, trasa głównie lasami, bez atrakcji, zresztą tą okolice mamy zjeżdżoną :), W okolicach Barkowic przymusowy postój na wymianę dętki w rowerze Karoliny. Zeszło powietrze, Dziura w dętce... na szczęście mamy zapas, wymieniamy, pompujemy, stara dętka ląduje jako rezerwa, ale załatamy ją bądź na kwaterze, bądź jak zajdzie taka potrzeba w drodze. oby nie. Raz starczy. 

Gnamy dalej - Przygłów, Milejów, Cekanów, Łochińsko, Stara Wieś, Gościnna, Gorzkowice.

Chyba pora się zatrzymać, jest koło 9:00, mamy około 60 km za sobą, pora coś zjeść, czegoś się napić.
W centrum spory ruch, sklepy pełne, ale nas interesuje w tej chwili punkt wydający gorącą kawę :), zjadamy Tomaszowskie jagodzianki, popijając Gorzkowicką kawą - i nawet pasuje jedno do drugiego ;)

Po krótkim posiłku zaglądamy na mapy, fota pobliskiego kościoła i robimy kółeczko w poszukiwaniu synagogi która jest zaznaczona ma mapie, chwilę krążymy, ale nie widać czegoś co przypominałoby synagogę. cóż odpuszczamy i kierujemy się na Kamińsk. 

Już w domu zajrzałem na net i okazuje się, że synagogi nie ma, pozostał po niej pusty plac - została rozebrana w 2008 roku. Szkoda tylko, że na mapach dalej istnieje. Prawdę powiedziawszy to mapy zawierają sporo błędów, począwszy od złego nazewnictwa wsi, po rodzaje nawierzchni a skończywszy na umiejscowieniu "atrakcji" czego nie raz doświadczyliśmy wcześniej. 


Kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Gorzkowicach
Kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Gorzkowicach © amiga

Czas nas trochę goni, niby prawie połowę drogi mamy za sobą, czas niezły, ale... to dopiero początek, zmęczenie dopadnie nas pewnie za 2-3 godziny... pogoda nie rozpieszcza, na niebie gęste chmury, nie pada, jednam mamy świadomość prognoz... co jakiś czas spoglądamy ma radary, niby nigdzie nie pada... jednak kilka kropli spadło nam na nosy. 

Zatrzymujemy się przy drewnianym kościółki w Gorzędowie , niestety jest zamknięty, chwilę wcześniej wyszedł z niego... chyba kościelny i zamknął go na 4 spusty, pora też obrócić mapy... jesteśmy na jej krawędzi. 

Kościół św. Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny w Gorzędowie
Kościół św. Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny w Gorzędowie © amiga

Rozbrajający uśmiech Karoliny :)
Rozbrajający uśmiech Karoliny :) © amiga

Na drodze do Kamińska pojawia się nieco większy ruch, od czasu do czasu mijają nas nawet ciężarówki, na szczęście większość kierowców już się nauczyła, jak się wyprzedza i dobrze jest zostawić margines przynajmniej jednego metra.

Gdy lądujemy w Kamińsku podjeżdżamy pod kościół, ten nie robi na nas jakiegoś wrażenia, taki standardziak... nawet nie myślimy by wejść do środka. jeszcze tylko fota pomnika na placu Wolności i kierujemy się mocno na zachód w kierunku Lgoty Wielkiej.

Kościół pw. św. Apostołów Piotra i Pawła w Kamińsku
Kościół pw. św. Apostołów Piotra i Pawła w Kamińsku © amiga

Na placu Wolności w Kamińsku
Na placu Wolności w Kamińsku © amiga

Po drodze podziwiamy górę Kamińsk, którą już mieliśmy okazję najechać ją na jednej z wcześniejszych edycji BikeOrientu. Zaczyna mżyć. droga robi się wilgotna, nieco bardziej śliska. Do Lgoty Wielkiej mamy po drodze do zaliczenia około 3 km fragment lasu, oby nie zaczęło padać bardziej a przede wszystkim by nie grzmiało, to chyba najgorsze co można spotkać w lesie, już chyba wolałbym się ścigać z dzikami... 

Deszczowe chmury nad górą Kamińsk
Deszczowe chmury nad górą Kamińsk © amiga

Gdy oddalamy się od góry Kamińsk widzimy, że nad nią wisi wielka chmura i się nie rusza, a im bliżej jesteśmy Lgoty Wielkiej tym jest lepiej. Drogi znów są suche, nie ma śladów po opadach, za niektórych polach pracują kombajny... 

W samej Lgocie, przerwa wpierw przy drewnianym młynie, a chwilę później przy drewnianym kościółku, niestety jest zamknięty, zaczynamy też rozglądać się za sklepami, kombinujemy gdzie by tu zjeść obiad, chyba najbliższy punkt może być w Nowej Brzeźnicy a później w Kłobucku. 

Lgota Wielka - drewniany młyn
Lgota Wielka - drewniany młyn © amiga

Kościół św. Klemensa w Lgocie Wielkiej
Kościół św. Klemensa w Lgocie Wielkiej © amiga

W krzywym zwierciadle - Lgota Wielka i nie tylko ;)
W krzywym zwierciadle - Lgota Wielka i nie tylko ;) © amiga

Kościółek św. Klemensa w Lgocie Wielkiej z drugiej strony
Kościółek św. Klemensa w Lgocie Wielkiej z drugiej strony © amiga

Do Nowej Brzeźnicy jedziemy nieco inaczej niż pierwotnie planowaliśmy, przez Wiewiec i Wolę Wiewecką, przyczyna prozaiczna, w kierunku Woli Blakowej widać solidny długi podjazd, w tej chwili jakoś nie mamy na to ochoty, co nie oznacza, że nowy wariant będzie zupełnie po płaskim ;)
Kościół św. Marcina w Wiewcu
Kościół św. Marcina w Wiewcu © amiga

Zdjęcia muszą być :)
Zdjęcia muszą być :) © amiga

Gdy docieramy do Nowej Brzeźnicy, miejscowość rozczarowuje, niewiele tutaj jest, stajemy przy kościele, jest otwarty wchodzimy do środka, odnajdujemy czaszkę i ruszamy dalej pytając się mieszkańców o jakąś restaurację, bar... dostajemy informację, że jak pojedziemy jeszcze 3km to tam jest parking, a na parkingu bar... więc jest niedaleko...  cieszymy się na samą myśl o odpoczynku i gorącej strawie.
Kościół św. Jana Chrzciciela w Nowej Brzeźnicy
Kościół św. Jana Chrzciciela w Nowej Brzeźnicy © amiga

Wewnątrz kościoła
Wewnątrz kościoła © amiga
Zdobione sklepienie
Zdobione sklepienie © amiga
Pięknie zdobione
Pięknie zdobione © amiga
Znaleziona czaszka
Znaleziona czaszka © amiga

Pora opuścić kościół
Pora opuścić kościół © amiga

Jednak na miejscu okazuje się, że to jakiś śmierdzący bar na kółkach, reklama kebaba i żywego ducha przy nim. starym olejem śmierdzi z daleka. Chyba lepiej tutaj nie jeść. jedziemy dalej. Może coś jeszcze będzie, może Kłobuck będzie bardziej łaskawy, mamy do tego miejsca co najmniej godzinę jazdy... Gdzieś za Ważnymi Młynami stajemy przy jakimś sklepie w miejscu które można opisać słowami: "in the middle of nowhere". kilak domów, skrzyżowanie dwóch dróg 492 i 483, przejazd kolejowy i... to wszystko. 
Sklep wygląda nieciekawie, zanim weszliśmy myślimy, że dostaniemy jakieś bułki, może suchą wędlinę. Wnętrze jednak odstrasza, wędlina wygląda jakby ją już ktoś raz przeżuł, z pieczywa jest chleb chyba tostowy. Jednak udaje się coś znaleźć, coś po czym nie powinno nam się nic stać. Są banany i czekolada. Jedno i drugie w szczelnym opakowaniu. Więc zaraza sklepowa do środka pewnie się nie dostała.
Przy sklepie jest zadaszenie, kilka stolików, przy jednym z nich gdzieś z tyłu siadamy, odpoczywamy, spożywamy banany, na drugim końcu tubylcy, wyraźnie wstawieni. zapijają piwem zawartość kieliszków, mam wrażenie, że sprzedawca im towarzyszy. 
Za to dowiadujemy się 2 cennych informacji... pierwsza to taka, że do Kłobucka mamy 25km, druga, kilka km stąd jest smażalnia/wędzarnia ryb. Ta druga informacja dociera do nas ze sporym opóźnieniem... Prawdę powiedziawszy to na początku nie zwróciliśmy na nią żadnej uwagi. Dopiero gdy ruszyliśmy, minęło może 15 minut.. widzimy znak... chwila, przecież oni coś wspominali o smażalni, wjeżdżamy do środka... Są ryby :) karp i pstrąg z własnego stawu, kilka innych gatunków importowane. 

Zamawiamy po pstrągu :)... mija może 20 minut gdy dostajemy pełne michy :)... w ciągu chwili poprawiają się nam humory, gorąca herbata dopełnia szczęście ;)

Po dłuższej przerwie możemy ruszyć dalej, z pełnym brzuchem początkowo jedzie się ciężko, ale przynajmniej mamy siły by pedałować. W końcu ile można jeść słodkiego... ;)

Za Ostrowami nad Okszą jedziemy przez takie cudo jak drogowy pas startowy, szeroki jak diabli, 2 pasy, spokojnie można by wylądować tutaj samolotem. Szeroka jezdnia powoduje jednak, że niektórym kierowcą rozum gdzieś uleciał, jadą jakby byli na autostradzie, niby fajnie, ale z lasu może wypaść zwierzak, może się zdarzyć cokolwiek i będzie problem. 2 km takiej drogi nieco nas meczy, na dokładkę jakieś łożysko w rowerze Karoliny zaczęło stukać. Obstawiam suport bądź pedał. Wstępne spojrzenie na korbę i nie widzę tam luzów które były by powodem takich odgłosów, korba kręci się luźno, bez oporów, nie czuję przeskakiwania, to samo z pedałami... żałuję, że nie zabrałem klucza do suportu... dzisiaj sobota, już po południu, pewnie rowerowe będą zamknięte. Masakra. Może na kwaterze uda mi się tam zajarzeć, może to tylko piasek? Może wystarczy go wypłukać? 

Kilka km dalej w Łobodnie zauważam otwarty sklep rolniczy, zatrzymujemy się i na szybko kupuję Imbusy, te ze scyzoryka mają trochę za krótkie ramię, a jak chcę zajrzeć do suportu to jednak lepiej mieć coś konkretniejszego. Zresztą imbusów nigdy za mało ;)

Ujeżdżamy może 2 km i... trafiamy na sklep rowerowy. Nieźle wyposażone, ale suportu Srama oczywiście nie mają, jest za mało popularny w naszym kraju. Za to dostaję klucz do misek suportu i dętkę. Tą którą przedziurawiliśmy zutylizujemy później. 

Do Kłobucka droga nieco się dłuży, większość przez lasy, bory... trochę polami. W Kłobucku krótka przerwa przy pałacu. Prezentuje się nieźle. chociaż widać, że brak pomysłu, kasy i właściciela zostawił na nim swój ślad. 

Neogotycki pałac von Haugwitzów w Kłobucku
Neogotycki pałac von Haugwitzów w Kłobucku © amiga
Kłobuck - zaniedbany pałac
Kłobuck - zaniedbany pałac © amiga

Nieco dalej zatrzymujemy się w samym centrum, podziwiamy, zabudowę, kościół, łamiemy kilka przepisów, ale... jesteśmy rowerami a na robienie kółek po mieście zgodnie z przepisami jakiś nie mamy ochoty. Tym bardziej, że zmęczenie, po kilku godzinach pchania rowerów pod wiatr, daje o sobie znać. 

Kościół pw. NMP Fatimskiej w Kłobucku
Kościół pw. NMP Fatimskiej w Kłobucku © amiga
Z drugiej strony na focenie nie ma szans, trwa uroczystość i dziesiątku ludzi wyległy na ulice
Z drugiej strony na focenie nie ma szans, trwa uroczystość i dziesiątku ludzi wyległy na ulice © amiga
Uśmiechnięta jak zawsze
Uśmiechnięta jak zawsze © amiga

Z Kłobucka mamy może 13-14km do miejsca noclegu. Pogoda coraz lepsza, pojawia się słońce, robi się ciepło... w końcu...
Jednak ostatnie kilka km jest bardzo męczące jak zawsze, odliczamy kolejne km. W końcu jesteśmy na miejscu. Jest dziwne... to stadnina koni, nieco zapuszczona, zaniedbana, ale gdzie pokoje? Tym bardziej, że takich osób jak my jest więcej. Mało tego w większości to  pielgrzymi idący, jadący do Częstochowy. Zupełnie o tym zapomniałem. Dobrze, że noclegi zaklepane... 

Przyjeżdża właściciel, rozlokowuje wpierw pielgrzymów, później nas. Jesteśmy zmęczeni... na wiele rzeczy nie zwracamy początkowo uwagi. Jednak późniejsze oceny, opinie o tym miejscu są.... nie najlepsze. Brud panuje wszędzie. W kuchni klei się od tłuszczu, na kuchence coś poprzypalane, garnki wyglądają cieciekawie. Much bez liku... 

Pokój w takim sobie stanie, bywało gorzej jednak tutaj też króluje bród. Czujemy się jak nasi sportowcy po wylądowaniu w RIO. Na dzień dobry małe sprzątanie, wietrzenie. W łazience źle zrobiony odpływ, prysznic otoczony jakąś foliową zasłoną, klejącą się do ciała... szkoda gadać. Tak naprawdę, to może warto by to zgłosić do sanepidu... ?

Na szybko po wrzuceniu rzeczy do pokoju podjeżdżamy do pobliskiego sklepu, szybkie zakupy ma kolację i śniadanie. Podjeżdżamy jeszcze pod kościół w Truskolasach, Karolina zagaduje przewodnika pielgrzymów. Dowiaduję się, że jesteśmy zaproszenie na 20... do kościoła... Na mszy nie byłem wieki... ale... dzielnie towarzyszę Karolinie. Hmmm skóra nie piecze... chyba jest dobrze... sama ceremonia chociaż nie wiem jak to nazwać jest inna niż to z czym miałem do czynienia... Całość trwa 2 godziny... gdzie pielgrzymi śpiewają. Taki... koncert na księży i pielgrzymów... Ciekawe doświadczenie...  

Pielgrzymi w kościółku św. Mikołaja w Truskolasach
Pielgrzymi w kościółku św. Mikołaja w Truskolasach © amiga

Już po zmroku wracamy na kwaterę, pora na spoczynek, jutro czeka nas długi dzień, musimy wstać przed 5, jesteśmy umówieni w Herbach około 6:20-6:25... 


Z Tomaszowa do Katowic

Poniedziałek, 25 lipca 2016 · Komentarze(5)


Jest kilka minut po 9:00, pożegnałem się z Karoliną, jej rodziną i... pozostało tylko dojechać do Katowic... Dzień zapowiada się długi i męczący. Wczoraj setka, dzisiaj szykuje się kolejne 200... niby to nie moja taka pierwsza wycieczka, ale... wiem, że nic nie wiem. Pogoda zapowiedziana w kratkę, może padać, może nie padać, wiatr może wiać, albo i nie... słońce będzie ale niekoniecznie...  

Plan trasy tylko w głowie, będę go modyfikował w drodze, przed oczami mapa dodatkowo nawigacja.. i jakoś muszę sobie poradzić. Pierwszy fragment do dojazd do Sulejowa i oczywiście wyjazd z Tomaszowa, Trochę na czuja, trochę na azymut jadę koło Grot Niegórzyckich i Tamy, to by było na tyle łatwej trasy... teraz lekko nie będzie, fragment który mam przejechać jest pofałdowany, chociaż wiem, że najgorsze będę miał od połowy drogi, gdzieś od Złotego Potoku... gdzie zaczyna się jura... 

Plan to jak najmniej czasu tracić na postojach, przerwach, droga jest długa... na 21 fajnie by było dotrzeć na miejsce. W plecaku ciąży lustrzanka, ale dzisiaj jej nie wykorzystam... aparat w tel musi wystarczyć. Z obiady rezygnuje, tzn może go zjem ale już w Katowicach, będę się żywił tym co znajdę/kupię po drodze... inie chodzi mi o korzonki... 

Z doświadczenia wiem, że na większości zdjęć będę miał kościoły, bo duże, bo charakterystyczne, nie da się ich pominąć, a  na szukanie atrakcji dzisiaj nie ma czasu. Trochę szkoda, ale ten odcinek musiałby być podzielony przynajmniej na 2 etapy/dni. 

Więc krótka przerwa w Błogim Szlacheckim, fota i jadę dalej, wiatr delikatnie mnie wspomaga, gdy jadę na zachód, szkoda tylko, że jest duszno... 
Kościół parafialny pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny i św. Mikołaja - Błogie Szlacheckie
Kościół parafialny pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny i św. Mikołaja - Błogie Szlacheckie © amiga

Kolejna krótka przerwa w Sulejowie, do mety pozostało 170 km :)
Podklasztorze - Sulejów
Podklasztorze - Sulejów © amiga

Spoglądam na mapę i dochodzę do wniosku, że ciągnięcie na Wielgomłyny nie ma sensu, tym bardziej, że mam drogę na Lubień, z mapy wynika, że będzie szutrówka...  i taką mam też nadzieję, w końcu w okolicy zdarzają się piaszczyste niespodzianki ;) Już na miejscu okazuje się, że to dobry wybór, kilka km zaoszczędzę. Tyle, że szutr na prawie całej długości to podjazd... Niewielki, ale odczuwalny. 

Na szutrówce urywa mi się jeden koszyk... bidon ląduje w plecaku po opróżnieniu zawartości... oczywiście. Te kilka kropli wody już było potrzebne więc nie narzekam :)
Szutrówka na Lubień
Szutrówka na Lubień © amiga

W Lubieniu krótki postój, tym razem pierwszy sklep... mają banany. jednego zjadam, drugi zostaje jako zapas, jest też tymbark, temperatura robi swoje i wysysa ze mnie wodę, czuję to... 
Lubień – Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski
Lubień – Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski © amiga

Mam przed sobą spory odcinek po lasach, temperatura nieco niższa, drogi idealne... tyle, że od czasu do czasu trzeba zjechać na pobocze, bo jedzie kombajn. 
Jest większy, trzeba zjechać
Jest większy, trzeba zjechać © amiga

Coś za to zaczyna mi się przewracać w żołądku, jest coraz gorzej, zaczynam się rozglądać za krzaczkami, drzewkami... jak na złość jadę przez pola... niewiele roślinności... męczy mnie.. 
Mijając kościół w Bączkowicach widzę, murowaną sławojkę ... jestem uratowany... zjeżdżam na bok, jest otwarta, w środku... niespodzianka... 4 stanowiska po 2 dla kobiet i mężczyzn, "kabiny" zamykane na skobel, a wewnątrz dziura w podłodze... żadnych udogodnień... cóż... w tej chwili to i tak luksus jak w hotelu 4 gwiazdkowym... kleszczy nie nałapię... 

Mija dobre kilak minut, mam jeszcze czas by zjeść batony, napić się i ruszyć dalej... jest zdecydowanie lepiej... za to zapomniałem założyć licznika zauważam to po około 2-3 km... gdy na zjeździe chciałem zerknąć na prędkość... 
Cóż... zdarza się.. 
Bęczkowice - Kościół rzymskokatolicki pw. Zesłania Ducha Świętego
Bęczkowice - Kościół rzymskokatolicki pw. Zesłania Ducha Świętego © amiga

W Przerąbiu - wg mapy jest kościół i ruiny zamku, ten pierwszy jest, tego drugiego nie widzę, jest tylko staw, na szukanie nie mam czasu, więc jadę dalej... 

Przerąb - Kościół rzymskokatolicki pw. św. Rozalii z Palermo
Przerąb - Kościół rzymskokatolicki pw. św. Rozalii z Palermo © amiga

Droga coś dziwna jest, mocno połatana, kamyki lecą spod kół.. ale... nie wszystkie, część zostaje na oponie, przylepiła się... jazda jest nieprzyjemna, strasznie głośna.., staję oczyszczam opony... 500m dalej powtórka z rozrywki... 

Tak jeszcze nie miałem... kamyki kleją mi się do opon
Tak jeszcze nie miałem... kamyki kleją mi się do opon © amiga

nadciągają ciemne chmury z południa, wiatr się zmienił, nie pomaga, przeszkadza wręcz, zaczyna kropić, widzę niedaleko jakiś zagajnik, jadę w jego kierunku, tuż obok stroi samochód "naprawiaczy" dróg... staję przy zagajniku... początkowo jest nieźle, ale ulewa się wzmaga, pracownicy zapraszają mnie do środka, leje... 
Mija 40 minut... chmura wisi nad nami, deszcz jakby stał się słabszy... dostaję cukierka na drogę i wychodzę na zewnątrz...  ciuchy i tak mokre, pampers też... ale dam radę... 

Kropi może jeszcze z 10 minut, wyjeżdżam spod chmurki... Woda wypłukała też kamyki z roweru a przynajmniej pomogła im odpaść :)
5km dalej nie widać śladu po opadach... 
Rzejowice - Parafia rzymskokatolicka Wszystkich Świętych
Rzejowice - Parafia rzymskokatolicka Wszystkich Świętych © amiga
W Żytnie pora na kolejnego banana, kolę i przyjrzenie się mapie... kierunek Święta Anna. przez Cielętniki i Dąbrowę Zieloną, wiatr znów się uspokoił, znowu wieje od wschodu.. od czasu do czasu nieco wspomaga. 
Żytko - chwila odpoczynku
Żytko - chwila odpoczynku © amiga
Cielętniki - Kościół Przemienienia Pańskiego
Cielętniki - Kościół Przemienienia Pańskiego © amiga
Dąbrowa Zielona - kościół św. Jakuba Apostoła
Dąbrowa Zielona - kościół św. Jakuba Apostoła © amiga
W Świętej Annie rozglądam się za jakimś sklepem, niestety nic ciekawego nie ma, za to zbierają się kramy spod klasztory, tylko że ja nie potrzebuję waty cukrowej ani pukawki... jadę więc dalej
Św. Anna - Zespół klasztorny Dominikanek
Św. Anna - Zespół klasztorny Dominikanek © amiga
Sklep za to jest w Przyrowiu, robię zakupy, staję na rynku... ciche senne miasteczko... , tyle, że gdzieś ludzi wywiało, 
Przyrów - kościół pw. św Doroty
Przyrów - kościół pw. św Doroty © amiga
Przyrów - rynek :)
Przyrów - rynek :) © amiga
No i zaczyna się jura... mijam Złoty Potok, odpuszczam pałac, przelatuję przez tą miejscowość, mam złe wspomnienia gdy gnały na złamanie karku Tiry tymi drogami... kierunek Żarki... pierwsze podjazdy, czuję zmęczenie... zastanawiam się czy przeżyję.... 
staję przy jakiś skałkach... fota i ruszam dalej. 
Jurajskie skałki - okolice Ostrężnika
Jurajskie skałki - okolice Ostrężnika © amiga
W Żarkach pamiętam, że były niezłe lody, tyle, że już większość jest pozamykane... sklepy nijakie... cóż...  do domu coraz Bliżej... a wiem, że czeka mnie przeprawa przez Myszków i Siewierz.
Żarki - centrum miasta
Żarki - centrum miasta © amiga

W Myszkowie jestem po 20 minutach, ruch jak diabli. przypomina mi to Górę Kalwarię, szkoda miasta, przydała by się obwodnica, 20 minutowy postój przy sklepie, tym razem potrzebuję już konkrety - energetyk - litr Level-a, dodatkowo uzupełniam bidon o herbatę Oshee. przyda się później...  kolejny banan ląduje dzisiaj w żołądku... chyba nie będę mógł patrzeć na te owoce przez kilak dni... 
Ruszam na Siewierz obawiając się, że samochody będą mi towarzyszyły, jednak im bliżej jestem Siewierza, tym ruch coraz mniejszy... zero ciężarówek... jestem w szoku... 
Miasta nieco rozkopane, prowadzi mnie nawigacja, omija wszystkie rozkopane drogi... każe skręcać w dziwnych miejscach, ale  wyprowadza mnie dokładnie pod zamek :) 
Szybka fota... i myślę co dalej, jeżeli nawigacja tak dobrze mnie przeprowadziła przez miasto, to może dalej będzie podobnie, zawierzam jej... jadę.. coś mi się jednak nie podoba... kieruje mnie na jedynkę... spoglądam na mapę, hmmmm. wygląda na to, że wzdłuż tej drogi jest zielony szlak, powinno więc dać się przejechać... korzystam z przejścia dla pieszych, jestem po drogiej stronie, oznaczeń szlaku nie ma, wg mapy muszę posuwać się wzdłuż drogi przej jakiś kilometr - jest szerokie pobocze, tyle, że po 300-400m pobocze ma już szerokość 20cm... masakra... jeszcze tylko 600m... samochody gnają po 100km/h i więcej... jadę bardzo ostrożnie, tym bardziej, że w ogóle nie powinno mnie tutaj być. Docieram do drogi... w którą mogę odbić...  mija 5 minut zanim dochodzę do siebie... więcej nie będę korzystał z zielonego szlaku którego nie ma... uffff
Siewierz - Zamek Biskupów
Siewierz - Zamek Biskupów © amiga

Przyglądam się mapie... kierunek Psary... tyle, że nieco dalej mapa mi się urywa, muszę nie zdać na nawigację, na oznaczenia, na azymut... co jakiś czas kontroluję co OSMAnd mi proponuje... kilak razy koryguję jego chore pomysły... górki znowu się pojawiają... ledwo zipię... widzę znak Góra Siewierska... masakra... na szczęście tuż przed drugą połową podjazdu odbijam... do domu coraz bliżej...  Jadę przez Siemianowice Śląskie, tuż obok sławetnych dinozaurów... nie mogłem dobie odpuścić fotki... 
Park Jurajski ;) - Siemianowice Śląskie
Park Jurajski ;) - Siemianowice Śląskie © amiga

Gdy widzę znak Katowice... następuje odprężenie... jeszcze tylko 10 km... ale po znanej okolicy... Energetyk dalej trzyma i to jest dobre, ale czuję, że zapasy energii powoli się wyczerpują, zaczyna mi się robić chłodno... 
Dobijam do domu... pić.... 4 l wody mineralnej znikają... coś normalnego do zjedzenia, obiad... odgrzewany ale jest.. jakie to dobre, jakie to nie słodkie... Ciuchy wyglądają strasznie, a ja jak 7 nieszczęść... 
Trzeba się jeszcze wyspać, jutro do pracy :)


Powrót do Katowic wg Polara

Etisoft-owy wyjazd do Tworoga

Sobota, 12 września 2015 · Komentarze(3)
Sobota, wczesny poranek.... wyjeżdżam o 6:36... trochę później niż pierwotnie planowałem, o 7:00 muszę być w Kochłowicach... a o 8:00 w Gliwicach, nie jest to niemożliwe, ale będę musiał się trochę pospieszyć... 

Jest sobota,... czemu znów jadę go Gliwic... dzisiaj dla przyjemności... na wycieczkę po okolicy... Autorem jej jest Darek od kilku dni widziałem jak kwitnie, jak bardzo się w to zaangażował, jak mu zależy, już kilka miesięcy nie widziałem Darka w takim stanie... Zadowolonego z jazdy na rowerze, z planowania... 

Zastanawiam się ilu będzie chętnych... pogoda jest nie do końca pewna... prognozy kilka razy się zmieniały... może padać, a może być i ciepło... 

Gdy ruszyłem po niebie przewalają się ciężkie chmury... 

Z leciusieńkim opóźnieniem melduję się w Kochłowicach, witam się z Marcinem i wspólnie gnamy do Gliwic, na Szarą. Mamy sporo czasu prawie godzinę, a do przejechania ledwie 19km... 

Wiatr nas nieco wspomaga, jedzie się dość szybko, mamy jednak czas by chwilę porozmawiać...

Pod firmę dojeżdżamy sporo przed czasem, ale okazuje się że już kilak osób czeka, powolutku dojeżdżają kolejni, jest i Darek, mamy jeszcze kilka spraw organizacyjnych do ogarnięcia... 

Wycieczkę czas zacząć, minęła ósma..., krótka odprawa i jedziemy, na dzień dobry trzeba wyjechać z Gliwic, już po 2 km gubimy jednego z uczestników, okazało się, że Krzysiek został przy rowerze, coś w nim poprawiał i... zgubił nas... 

Musimy chwilę poczekać, w pobliżu stadionu Piasta...

Gdy jesteśmy znów razem ruszamy dalej...

Pierwszy przystanek w Szałszy przy tamtejszym drewnianym kościele pod wezwaniem NMP... z XVII w, tuż obok znajduje się pałac, niestety niedostępny, w obecnej chwili znajduje się w rękach prywatnych i... pięknieje, tyle, że nie można wejść na jego teren. Najważniejsze jest jednak to, że nie ulegnie zniszczeniu, że ktoś się nim zaopiekował.

Krótka odprawa
Krótka odprawa © amiga

Sporo się nas zebrało
Sporo się nas zebrało © amiga

Pierwszy z drewnianych kościółków na trasie
Pierwszy z drewnianych kościółków na trasie © amiga

Przy kościółku dołącza do nas jeszcze kilak osób, jesteśmy w komplecie, więc Darek ogłasza kilka spraw organizacyjnych, opowiada o tym miejscu, o naszych dzisiejszych planach wycieczkowych....

Gadu-gadu
Gadu-gadu © amiga


Nie ma co się ociągać, ruszamy dalej, tym razem lekki podjazd na ul Ziemięcickiej... jedziemy grupą do... Ziemięcic by na chwilkę zatrzymać się przy ruinach kościoła...

Ruiny kościoła w Ziemięcicach
Ruiny kościoła w Ziemięcicach © amiga

Krótka przerwa
Krótka przerwa © amiga

Ruszając w dalszą drogę, Darek ostrzega o podjeździe.... tyle, że po chwili odbijamy z podjazdu pod pałac w Kamieńcu, niestety grupą raczej się tam nie wbijemy, wewnątrz znajduje się Ośrodek Leczniczo-Rehabilitacyjny dla dzieci, więc byśmy przeszkadzali. 


Krótka przerwa
Krótka przerwa © amiga


Dalej nie wjedziemy
Dalej nie wjedziemy © amiga

Pałac zza płota
Pałac zza płota © amiga

Za chwilę ruszymy dalej
Za chwilę ruszymy dalej © amiga

Jedziemy dalej, znów krótki podjazd, długi zjazd :), krótki postój przy sklepie... i nieco dalej mamy kolejny drewniany kościół w Księżym Lesie. 

Przy kościele w Księżym Lesie
Przy kościele w Księżym Lesie © amiga

Robi się gorąco, zdejmujemy z siebie wszystko co długie... termometry pokazują grubo ponad 20 stopni...
Kościółek św. Michała jest obecnie remontowany... trudno dostępny, cóż...

Mały serwis rowerów ?
Mały serwis rowerów ? © amiga

Już prawie wszyscy w komplecie
Już prawie wszyscy w komplecie © amiga

Kościół pw. św. Michała w Księżym Lesie
Kościół pw. św. Michała w Księżym Lesie © amiga


Ruszamy dalej,  mijamy Wojska i tamtejszy zdewastowany pałac, nawet się nie zatrzymujemy przy nim, wygląda gorzej niż gdy byliśmy tam z Darkiem 2-3 lata temu... ech
Kolejna krótka przerwa w Tworogu pod pałacem w którym obecnie znajduje się urząd gminy, my jedziemy jednak dalej do Brynku gdzie w okolicach nadleśnictwa mamy dla uczestników małą niespodziankę :)

Ekipa pod wezwaniem w Tworogu :)
Ekipa pod wezwaniem w Tworogu :) © amiga

W firmie przygotowaliśmy mapy i karty, wzięliśmy długopisy i... proponujemy krótką godzinną zabawę w zawody na orientację. Darek chwilę przemawia, wyjaśniając zasady. Wszystkich punktów jest 15... na trasie rowerowej, PK z trasy pieszej nas nie interesują. Mają godzinę na odnalezienie jak największej ilość. Spodziewałem się, że połowa osób będzie kręciła nosami, zostanie w "bazie", a ku naszemu zaskoczeniu, na hasło start, ruszają wszyscy... osobno i w parach... My za to wyjątkowo mamy godzinę czasu :) na odpoczynek...

Na odprawie przed orientem :)
Na odprawie przed orientem :) © amiga

Kilka słów wyjaśnienia
Kilka słów wyjaśnienia © amiga

W między czasie podziwiamy helikoptery
W między czasie podziwiamy helikoptery © amiga

Myślałem, że po 30-40 minutach wrócą pierwsi, a tutaj nic... walka trwała do ostatnich minut... pierwsi na metę przyjeżdżają zaledwie 5, może 6 minut przed "zamknięciem" mety. Gdy już jesteśmy w komplecie po krótkich obradach okazuje się, że wygrał Krzysiek, odwiedził 10 punktów... wow... 

Agnieszka gdzieś pędzi
Agnieszka gdzieś pędzi © amiga

Przyjeżdżają pierwsi
Przyjeżdżają pierwsi © amiga

Już można odpoczać
Już można odpoczać © amiga

Jest i Krzysiek - jak się później okazało zwycięzca :)
Jest i Krzysiek - jak się później okazało zwycięzca :) © amiga

Sławek wpada na metę
Sławek wpada na metę © amiga

Wraca i Agnieszka
Wraca i Agnieszka © amiga

Kolejni zawodnicy wpadają na metę
Kolejni zawodnicy wpadają na metę © amiga

Jeszcze chwila i będziem ywszyscy
Jeszcze chwila i będziemy wszyscy © amiga

Ostatni podróżnicy
Ostatni podróżnicy © amiga

... wracają do bazy
... wracają do bazy © amiga


Gdy wszyscy chwilę odsapnęli, ruszamy dalej do Boruszowic, gdzie wpierw odwiedzamy Papiernię, a nieco później knajpkę tuż obok,

Papiernia w Boruszowicach
Papiernia w Boruszowicach © amiga

pierwotnie planowaliśmy tu dłuższy postój na jedzenie, ale... menu to jakaś porażka, dostępne są tylko odmrażane zapiekanki, hamburgery.. co prawda korzystamy z tej możliwości, ale to pomyłka, aż dziwne, że ta knajpka się utrzymała... przydała by się wizyta Gesslerowej w tym miejscu ;P

Krótka przerwa w knajpce
Krótka przerwa w knajpce © amiga

Na wąskich ścieżkach
Na wąskich ścieżkach © amiga

Jedziemy na Brynek, w okolice tamtejszego pałacu, oczywiście krótka przerwa, Darek prowadzi dalej w okolice ogrodu botanicznego o którym nie miałem pojęcia... 

Pod pałacem w Brybku
Pod pałacem w Brynku © amiga

Zebrało się tutaj wielu
Zebrało się tutaj wielu © amiga

Jedno z piękniejszych miejsc
Jedno z piękniejszych miejsc © amiga

Uśmiech nie schodził nam z twarzy
Uśmiech nie schodził nam z twarzy © amiga

Robimy się coraz bardziej głodni, zatrzymujemy się na chwilę przy pałacu Warkoczów w Rybnej, 

Pałac Warkoczów w Rybnej
Pałac Warkoczów w Rybnej © amiga

nieco dalej przy zamku Wrochemów w Starych Tarnowicach. i pędzimy w okolice leśniczówki w Reptach, tuż przed Darek proponuje

Przy zamku Wrochemów w Starych Tarnowicach
Przy zamku Wrochemów w Starych Tarnowicach © amiga

Jesteśmy prawie wszyscy
Jesteśmy prawie wszyscy © amiga

przejazd przez trasę MTB... Większość korzysta z tego zaproszenia, ale część w tym ja jedziemy do Leśniczówki...

Zamawiamy coś do jedzenia, grzańca :) z piwa... 

Leśniczówka :) w Reptach
Leśniczówka :) w Reptach © amiga

Mija ponad godzina... przy pogaduchach, przy okazji Darek podlicza punkty i ogłasza wyniki :), przy okazji wręczając drobne upominki.... 

Wejście do sztolni
Wejście do sztolni © amiga

Pamiątka po traktacie Wwrsalskim
Pamiątka po traktacie Wwrsalskim © amiga

Gdy ruszamy jest już późno, odpuszczamy więc wizytę przy szybie Maciej, ze zwiedzania już nic nie wyjdzie... zostanie na kolejny raz. Kończymy więc wycieczkę w pobliżu odbudowanego dworku w Zabrzu-Mikulczycach... 

Dworek w Mikulczycach
Dworek w Mikulczycach © amiga

Początkowo jadę w grupie ul Leśną, gdzie ja i Marcin odbijamy na niebieski szlak, przejeżdżamy obok szybu Maciej i jedziemy tyłami Zabrza w okolice Maciejowa... i granicy z Gliwicami... tym razem prowadzę Marcina przez lasy, przez Makoszowy, Kończyce, Halembę :)... 

Gdy wjeżdżamy do Katowic ja czuję, że muszę się czegoś napić, Marcin ma ochotę na Kebaba :) więc jedziemy na Ligotę, ja gaszę pragnienie, on rozwiązuje problem głodu.... Wkrótce pora się pożegnać, do domu mam około 2-3 km... Wkrótce więc zsiadam z rowera... marzę o gorącej kąpieli :)....

To był piękny, ciepły i ciekawy dzień... ekipa dość mocna, chwilami pędziliśmy ponad 40km/h, wszyscy dobrze się bawili i... chyba o to chodziło, a Darek w końcu promieniał, było widać, że to lubi... był w swoim żywiole... :)