Wpisy archiwalne w kategorii

Rajdy/Maratony

Dystans całkowity:5321.92 km (w terenie 2034.00 km; 38.22%)
Czas w ruchu:326:41
Średnia prędkość:16.29 km/h
Maksymalna prędkość:63.76 km/h
Suma podjazdów:43995 m
Maks. tętno maksymalne:228 (123 %)
Maks. tętno średnie:141 (76 %)
Suma kalorii:273139 kcal
Liczba aktywności:58
Średnio na aktywność:91.76 km i 5h 37m
Więcej statystyk

Od Pasieki do Pasieki edycja jesień 2019 :) z Karoliną

Niedziela, 15 września 2019 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Niedziela zapowiada się ciekawie. Od maja czekaliśmy na jesienną edycję rajdu od Pasieki do Pasieki, organizowane m.in. przez Strefę Rowerową Brzeziny oraz Koło Pszczelarzy w Brzezinach. Wiosenna edycja obfitowała w niespodzianki, a organizatorzy zapowiadali, że jesień będzie jeszcze ciekawsza. 

Jedziemy z Karoliną do Koluszek, skąd ruszamy w dwójkę. Uczestników rajdu spotkamy w Nowych Wągrach o czym udało nam się ich poinformować przed rajdem. Do przejechania mamy jakieś 7 km.... mniej więcej tyle ile oni z Brzezin. Od Koluszek droga może nie jest jakoś bardzo ekscytująca, jedziemy szosami, by nie tracić cennego czasu. Zatrzymujemy się przy sklepie w Felicjanowie na szybkie zakupy. Ze sobą nie wzięliśmy nic ;) Tak więc zaopatrujemy się w batony, banany.... Ruszamy do Nowych Wągrów... Zatrzymujemy się w okolicach stacji PKP i czekamy. Mijają może 2-3 minuty gdy przyjeżdżają uczestnicy. Jeszcze chwila przy pobliskim sklepie i już razem jedziemy dalej. 

Wieża wodna w Koluszkach
Wieża wodna w Koluszkach © amiga

Droga zaskakuje i to bardzo mocno, "projektant" trasy niemiłosiernie ją powyginał, pokombinował, tak by na stosunkowo małym obszarze zrobić jak najwięcej kilometrów. Zaskakują lekkie wzniesienia, ale też polne drogi. Widać też, że trasa częściowo układa się na spontana... ;) 
W kilku miejscach robimy przerwy by zebrać całą ekipę. 
Całkiem sporo osób ma ochotę na miodek :)
Całkiem sporo osób ma ochotę na miodek :) © amiga
Chwila na pozbieranie ekipy
Chwila na pozbieranie ekipy © amiga
Nikt nie wspominał, że na kładach też można przyjechać ;)
Nikt nie wspominał, że na kładach też można przyjechać ;) © amiga
Tereny niesamowite :)
Tereny niesamowite :) © amiga
Docieramy w okolice Batorówki, choć tam nie zajeżdżamy, a może trochę szkoda, bo to dobre miejsce na odpoczynek... za to czeka nas długi odcinek piaskowy... Może przesadzam, ale kilka minut z buta jednak się pojawia. 

Takie drogi uwielbiam :)
Takie drogi uwielbiam :) © amiga
Takie drogi uwielbiam :)
Takie drogi uwielbiam :) © amiga
Krążymy dookoła Popienia, który jest naszym dzisiejszym celem, w Świnach jesteśmy ze 2 razy, zresztą w Popieniu także ;) Za bardzo to nie przeszkadza. Jedynie wiatr daje popalić, jest zimny i porywisty z południowego-zachodu... Trzeba sobie jednak z tym jakoś radzić. 
Przy drugim wjeździe do Świn trafiamy na ekipę TVP3 Łódź, która ma za zadanie uwiecznić nasze zmagania z piaskiem, ale nie tylko, chodzi o samą ideę rajdu i o to by zwrócić uwagę na rolę Pszczół w przyrodzie. Tym bardziej, że od dłuższego czasy sami je trujemy, siebie przy okazji też. Pestycydy są już wszędzie, na dokładkę wycinamy drzewa, krzewy czy zwykłe łąki tak potrzebne pszczołom. 
W oczekiwaniu na TV
W oczekiwaniu na TV © amiga
Po kilkudziesięciu km w końcu osiągamy nasz cel w Popieniu - dwór przy którym rozłożone jest stoisko z poczęstunkiem. Rozpalone jest ognisko, jest fantastyczne ciasto. Zajadamy kawałki chleba z różnymi gatunkami miodu, słuchamy wystąpienia organizatora całego zamieszania :) Na odchodne każdy uczestnik dostaje roślinę przyjazną pszczołom oraz słoiczek miodu. My dodatkowo kupujemy większe słoiki z miodem :) Szykuje się niezła wyżerka ;)

Pora na małe co nieco
Pora na małe co nieco © amiga
Kierownik imprezy :)
Kierownik imprezy :) © amiga
Dwór w Popieniu
Dwór w Popieniu © amiga

Teraz pozostało już tyko wrócić do domu, sprawdzam nawigację, mamy jakieś 40 km, tyle, że nadciągają bardzie nieprzyjemnie ciemne chmury. Nie powinno padać, ale robi się chłodno a wiatr się dodatkowo wzmaga. Zmienił się też jego kierunek. Tym razem wieje z zachodu. Tak więc mamy go głównie z prawej strony. czasami nam pomaga, a czasami przeszkadza. Co jakiś czas przystajemy by chwilę odpocząć i doładować baterie.. Do Tomaszowa wjeżdżamy od strony Nowego Glinika, jest tam więcej lasu chroniącego przed wiatrem... alternatywą była droga wzdłuż S8, jednak tam nic by nas nie chroniło przed podmuchami... 

Sady w drodze do domu
Sady w drodze do domu © amiga
Za to w Tomaszowie jedziemy sobie wzdłuż Wolbórki, po wałach i przez parki...  Na miejsce docieramy po 17, czeka na nas coś ciepłego do zjedzenia i picia... Można odpocząć... :)
Wolbórka w Tomaszowie Mazowieckim
Wolbórka w Tomaszowie Mazowieckim © amiga
Chmury zaczynają straszyć
Chmury zaczynają straszyć © amiga

Dzięki Karolina z kolejny wspólny wypad :)

Rajd Rowerowy z okazji 5-lecia Stowarzyszenia Historia Koluszek

Niedziela, 14 lipca 2019 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Po kolejnej dłuższej przerwie, umawiamy się z Karoliną w Koluszkach. Przez 1.5 tygodnia nie jeździłem, dorwało mnie przeziębienie, nałożyło się na to załamanie pogody. Może i dobrze? Dziś jednak plan jest inny... Szybkie zbieranie się o świcie i w drogę. W Koluszkach jestem trochę przed czasem. Oglądam to i owo... 

Dociera Karolina i już razem jedziemy do miejsca startu. Chwila rozmowy, tym bardziej, że nie jestem zapisany. Decyzja zapadła wczoraj około 18 ;) Ale mogę jechać, choć nie będę "klasyfikowany"... ;) Zastanawiam się jaka jest formuła tego rajdu. Coś jest o grupach, coś o indywidualnej jeździe... Nie wiem o co chodzi. 

Jako, że mamy sporo czasu to jedziemy na mały objazd okolicy... Karolina pokazuje na mapie Lisów... czy ja tam byłem? Chyba nie? No to jedziemy... 

Ręce do góry ;)
Ręce do góry ;) © amiga
Co jakiś czas pojawiają się tablice informacyjne"Muzeum w Przestrzeni" pomysł fajny, by zwrócić uwagę, na coś... co pewnie byśmy pominęli, bo czasami czegoś nie widać... Tak jest m.in. z mogiłą O podjechaniu pod nią raczej nie ma mowy. Prędzej przeniesienie roweru. Robimy tylko zdjęcie z daleka... i jedziemy dalej. Troszeczkę blokuje nas czas, o 11 musimy być w bazie bo wtedy mają nastąpić stary naszych grup....  
Mogiła ofiar hitleryzmu w Felicjanowie
Mogiła ofiar hitleryzmu w Felicjanowie © amiga
Muzeum w przestrzeni - Tworzyjanki
Muzeum w przestrzeni - Tworzyjanki © amiga
Tworzyjanki - zabudowania ukryte za drzewami
Tworzyjanki - zabudowania ukryte za drzewami © amiga
Willa na terenie jakiegoś środka w Tworzyjankach
Willa na terenie jakiegoś środka w Tworzyjankach © amiga
Zahaczamy o Tworzyjanki, tutaj jestem pewien, że byłem, choć nie do końca jestem pewien kiedy i przy jakiej okazji. Karolina pokazuje mi znaki na Lisów i tamtejszą inwestycję. Jedziemy... i pierwsze co rzuca mi się w oczy to stacja rowerów miejskich... Miejsce takie zupełnie nijakie, choć... to niby centrum miejscowości. Zresztą to rower aglomeracyjny i chyba w takiej formie ma to jakiś sens... Okazuje się, że inwestycja jest tuż obok... Jest niedokończona... Może inaczej... jeszcze trwa, wygląda że potrwa co najmniej rok. Jak patrzę na spuszczone stawy to widzę świeże ślady po łyżkach koparek.  Objeżdżamy okolicę, na już działa tylko basen odkryty. Widać ratownika, kilka osób obsługi, ale całość jest jeszcze zamknięta. Ciekawe o której otwierają?  Jest już grubo po 10... 
Lisowice - rower miejski :)
Lisowice - rower miejski :) © amiga
Pogłębione stawy w Lisowicach
Pogłębione stawy w Lisowicach © amiga
Ścieżka bardzo fajna, szkoda, że staw wygląda jak wygląda... :(
Ścieżka bardzo fajna, szkoda, że staw wygląda jak wygląda... :( © amiga
Zawracamy na start rajdu... Jesteśmy jeszcze przed czasem. Dostajemy wodę, batony itp... Nasza grupa rusza o 11:30. Z grubsza dowiadujemy się jaka jest formuła. Mimo map z zaznaczonymi kilkoma PK, jest to forma wycieczki. Jest 2 prowadzących i do 13 osób prowadzonych ;) Wśród nich jesteśmy i my ;) Pierwszy PK to sklep... po około 8 km drogi. Stajemy, ktoś coś kupuje i dalej bez słowa ruszamy dalej... Hmmm... Historia Koluszek? Chyba spodziewałem się czegoś innego... 

Czekając na pociąg....
Czekając na pociąg.... © amiga
Karolina na rowerze :)
Karolina na rowerze :) © amiga
Punkt kontrolny ;)
Punkt kontrolny ;) © amiga
Mijamy miejsca w których byliśmy, które znamy, podziwiamy okolicę, tutaj muszę przyznać, że trasa poprowadzona jest perfekcyjnie. Z daleka od ruchu, głównie lasami, polami... jest pięknie... Docieramy do kolejnego PK... tutaj spisują numery docierających uczestników. Tylko po co? Z jakiego powodu? Jaki to ma sens jeżeli to wycieczka... I ponownie bez informacji o tym miejscu, choć... chyba niespecjalnie jest o czym mówić. Jesteśmy na rozwidleniu dróg... ;) To coś co mnie w tej formule kompletnie zaskakuje. Próbuję sobie poukładać jak to się ma do historii Koluszek.. Nic nie do głowy nie przychodzi. 

Ciekawa Ścieżka po śladzie kolei...
Ciekawa Ścieżka po śladzie kolei... © amiga
Kapliczka św. Huberta
Kapliczka św. Huberta © amiga
Kolejny PK na trasie
Kolejny PK na trasie © amiga
Trochę ludzi się pojawiło
Trochę ludzi się pojawiło © amiga
Zboże prawie gotowe do zebrania
Zboże prawie gotowe do zebrania © amiga
Szutry w okolicach Koluszek
Szutry w okolicach Koluszek © amiga
Docieramy do Batorówki, miejsce fantastyczne, dobrze przygotowane, jest sklep, jest przerwa na posiłek. Uczestnicy między sobą rozmawiają, jednak przewodnicy dalej milczą jak zaklęci... dalej zero historii. Okolicy. Przyznam się, że już bardziej podobał mi się wyjazd z Brzezinami z okazji 100 lecia odzyskania niepodległości. Gdy w miejscach ważnych z historycznego punktu widzenia były przerwy, ktoś nawiązywał do historii. Tutaj echo... 
Batorówka - Wola Łokotowa
Batorówka - Wola Łokotowa © amiga
Telefon do przyjaciela?
Telefon do przyjaciela? © amiga
W drodze do Koluszek
W drodze do Koluszek © amiga
Wiejski krajobraz
Wiejski krajobraz © amiga
Powoli wracamy do Koluszek. Niektórzy uczestnicy ścinają trasę, upraszczają ją... my jednak trzymamy się dzielnie podążając za prowadzącymi. Kilka przerw na pozbieranie grup, kolejne PK, kolejne ostoje. Pogoda dopisuje... A szlak po kolejce wąskotorowej rewelacyjny, ale sami to odkrywamy czytając tablice przy drodze... Zatrzymujemy się też częściej niż inni, by zrobić zdjęcie, by zapoznać się z czymś. 
Punkt zborny ;)
Punkt zborny ;) © amiga
Tablica przy DDRce poprowadzonej po szlaku kolei
Tablica przy DDRce poprowadzonej po szlaku kolei © amiga
Tablice przy DDRce poprowadzonej po szlaku kolei
Tablice przy DDRce poprowadzonej po szlaku kolei © amiga
Losowanie nagród :)
Losowanie nagród :) © amiga
W końcu dojeżdżamy do Koluszek... Na miejscu poczęstunek, choć to jest mało powiedziane. Wielka wyżera...  ;) Jest wielki grill, kiełbaski, kaszanki, karczki się na nim grzeją. Masa pomidorów, ogórków... chleb, kawa, herbata, napoje gazowane, niegazowane, soki... Szybko wypełniają się brzuchy. Może zjadło by się więcej, ale miejsca brak w żołądku. Po jakimś czasie następuje losowanie wśród uczestników. 3 osoby dostają upominki, a z pośród nich jedna wygra bilet do Aten. Tyle, że konkurs trwa, każdy ma po 3 pytania. Ten który poprawnie odpowie na największą ich liczbę dostanie nagrodę główną :)

Teraz może na szybko to co mi się podobało....
Ponad 200 uczestników... Szok :) i gratulacje.
Pomysł świetny, baza genialna, poczęstunek i przygotowanie genialne... 
Ale... 
Jak kilka razy wspomniałem, nie mam pojęcia jak przejazd lasami miał się do historii Koluszek. Obawiam się, że nijak... a szkoda. I to podstawowy zarzut... i chyba jedyny. 
W zasadzie jestem mega zadowolony z tej wycieczki :)

Dzięki Karolina za kolejny wspólny wypad :) Słońce świeciło jak zawsze gdy jesteś obok :)

Od Pasieki do Pasieki z Karoliną :)

Niedziela, 19 maja 2019 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Dzień od samego początku zapowiadał się ciekawie i intensywnie. Przed 10 meldujemy się z Karoliną w Brzezinach koło pływalni, bo tam miała być zbiórka, przynajmniej taka informacja była na stronie Brzezin. Czekamy trochę i... nikogo nie ma, to trochę podejrzane. Gdy jadą jacyś rowerzyści Karolina pyta ich czy nie widzieli gdzieś większej grupy bikerów. Dostajemy informację, że kawałek dalej jest zbiórka. Gnamy....

Zbiórka w Brzezinach
Zbiórka w Brzezinach © amiga
Mimo tego jesteśmy przed czasem :). Już później zajrzałem na stronę i odszukałem tą mylną informację, wydaje mi się, że ktoś zamiast dodać nowy wpis, przeedytował stary pozostawiając komentarze a to w nich była mylna informacja. Nie warto do tego wracać. Wycieczka nie zapowiada się specjalnie intensywnie, Do przejechania coś w okolicach 40 km. Z lekką obsuwą ale ruszamy.
Dzielimy się nieco wcześniej na 2 grupy, pierwsza jedzie krótszą trasą, wolniej za to dostosowaną dla dzieci. Tą którą my podążamy jest bardziej wymagająca. 
Pierwsze piaski szybko się pojawiają ;) Mam jednak wrażenie, że już tędy jechałem ;)
Polne drogi
Polne drogi © amiga
Czasami trawiaste ścieżki
Czasami trawiaste ścieżki © amiga
Niektórzy uczestnicy, czy raczej współorganizatorzy wiozą tabliczki, które tu i tam wbijamy... Co jakiś czas musimy się pozbierać do kupy... Obserwuję organizację, bo to mnie interesuje. Przyglądam się jak prowadzona jest grupa, jak pilnowani uczestnicy... Nie chodzi o to by oceniać organizatorów, ale za niecały miesiąc będę miał okazję prowadzić grupę firmową do Morska. A każde takie doświadczenie pomaga... Dziś to ja jestem uczestnikiem i nie muszę skupiać się na trasie, na rowerzystach.. To mnie mają doprowadzić do punktów kontrolnych... 
Zgadnij kto to ;)
Zgadnij kto to ;) © amiga
Chwila postoju
Chwila postoju © amiga
Widzę drobne uchybienia, gdy grupa rozrywa się, bo ktoś wchodzi do sklepu,. reszta na niego nie czeka, dobrze, że jeden z organizatorów zauważa takie rzeczy i zostaje. Chyba tylko dzięki temu docieramy w komplecie do pierwszej pasieki. 
Ja go gdzieś już widziałem ;)
Ja go gdzieś już widziałem ;) © amiga
Rowery dwa
Rowery dwa © amiga
Mija chyba dobra godzina, właściciele częstują nas ciastem, miodem prosto z pasieki, napojami słodzonymi miodem... Wszystko pyszne. W między czasie zapoznajemy się z pracą pszczół ale i pszczelarzy... Z jednej strony kontakt z naturą, z drugiej... nie jest to łatwa praca... i zupełnie nie chodzi mi o użądlenia... Te myślę, że nie stanowią problemu... 
Pasieka
Pasieka © amiga
Pszczoły pracują
Pszczoły pracują © amiga
Poglądowa wersja ula
Poglądowa wersja ula © amiga
Jeszcze się dymi
Jeszcze się dymi © amiga
Uwielbiam ten uśmiech
Uwielbiam ten uśmiech © amiga
Pora jednak ruszyć dalej, trasa zaskakuje, organizatorzy unikają dróg, zastanawiam się czy to fobia, czy jednak coś innego. Osobiście jeżeli się da to wolę pojechać asfaltem po mało uczęszczanych drogach, a tych w okolicy jest całkiem sporo. Co prawda zupełnie nie przeszkadza mi terem... powiem więcej uwielbiam go... To co rzuca mi się w oczy to pomijanie "atrakcji" które mamy na wyciągnięcie ręki, a to stary młyn a to drewniany kościół, czy stary cmentarz. Mimo, że przejeżdżamy tuż obok, nie zatrzymujemy się. 
Fakt, cel wycieczki jest inny, ale jednak... Przypomina mi się inna wycieczka do Lublińca sprzed paru lat, gdzie minęliśmy wszystkie możliwe atrakcje zatrzymując się przy marketach ;)
Pewnie będzie miód rzepakowy
Pewnie będzie miód rzepakowy © amiga
Piękne tutaj
Piękne tutaj © amiga
Zdjęcia mijanym młynom robimy w trasie, zatrzymują się dosłownie na kilka sekund. Po czym musimy gonić grupę ;)
Stary Młyn
Stary Młyn © amiga
Uwielbiam takie drogi
Uwielbiam takie drogi © amiga
Zawsze uśmiechnięta
Zawsze uśmiechnięta © amiga
Są i górki
Są i górki © amiga
Szkoda, że się nie zatrzymaliśmy
Szkoda, że się nie zatrzymaliśmy © amiga
Po jakimś czasie docieramy do drugiej pasieki, kolejna porcja zwiedzania, kolejne miody lądują na stole, próbuję lokalnego miodu pitnego... Czuję jego moc... 
Jako, że to ostatni punkt wycieczki, to pora na przemówienia i prezenty. Każdy uczestnik dostaje do zasadzenia śnieguliczkę różową :) Trochę mnie to zaskoczyło. Pakujemy nasze sztuki do plecaka, wyglądam dziwnie, ale... co tam :) Wracamy z Karoliną do Brzezin. 
W pasiece
W pasiece © amiga
Kościół pw. św. Wojciecha w Niesułkowie-kolonii
Kościół pw. św. Wojciecha w Niesułkowie-kolonii © amiga
Parafia Kościoła Starokatolickiego Mariawitów pw. Matki Boskiej Szkaplerznej i św. Wojciecha w Lipce
Parafia Kościoła Starokatolickiego Mariawitów pw. Matki Boskiej Szkaplerznej i św. Wojciecha w Lipce © amiga
Wnętrze kościoła
Wnętrze kościoła © amiga
Oczywiście powrót nie jest po najkrótszej drodze, w pobliżu jest kilka atrakcji do odwiedzenia. Tak wiec stajemy tu i tam, dobrze, że Karolina wzięła mapę, bez niej byłoby trudno. 
Wyjątkowo z drutami
Wyjątkowo z drutami © amiga
Leśnictwo Tadzin Nadleśnictwo Brzeziny
Leśnictwo Tadzin Nadleśnictwo Brzeziny © amiga
Trochę stromo ;)
Trochę stromo ;) © amiga
W końcu późnym popołudniem wracamy pod pływalnie. Pakujemy rowery i do domu :)

Sama wycieczka przyjemna, miła i idealną pogodą. Oczywiście były drobne problemy z samą organizacją, ale czy zawsze musi być idealnie. Miodu próbowałem we wszystkich możliwych formach, wszystkie pyszne. Choć pewnie przez kilak dni nie będę mógł spojrzeć na nic słodkiego.


Tropiciel 26

Niedziela, 21 października 2018 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Jak to zwykle bywa, przed większym wyjazdem zawsze panuje chaos. Wyjazd na Tropciela był planowany od miesiąca, może nawet ciut dłużej, w ostatniej chwili pokrzyżowały mi się plany. W efekcie na spotkanie z Darkiem i Darkiem ;) docieram z godzinną obsuwą. 
Na szczęście do Wołowa prowadzi Darek ;) 

Jakoś dziwnie mi się pisze gdy 3 osoby w jednym aucie mają na imię Darek ;) Może więc przyjmę, że Darek to Djk71, a drugi Darek to Darek, siebie będę określał poprzez Ja i może jakoś to pójdzie ;)

Droga do Wołowa na szczęście przebiegła bez większych problemów, zresztą tych mniejszych też nie było. Na miejscu spotykamy resztę ekipy - Anię, Dorotę, Krzyśka i Tomka. W sumie 7 osób. Jako, że regulamin Tropiciela dopuszcza drużyny 2-4 osób to podzieliliśmy się na 2 grupy. Większa połowa to Etisoft Bike Team 1 (djk71, Krzysiek, Ania, Tomek) i mniejsza połowa to Etisoft Bike Team 2 (Dorota, Darek i ja ). 

Do startu mamy ponad 2 godziny, jednak przygotowania zajmują trochę czasu, gdy już wszystko ogarnęliśmy okazuje się, że mamy całe 30 minut. Pora coś zjeść, napić się... 

O 0:10 udajemy się na górkę przy OSiR Wołów na której znajduje się START. Dostajemy mapy, krótką historyjkę i trzeba rozrysować plan jazdy. Sama trasa nie wygląda na skomplikowaną, jednak nie raz zaliczyliśmy wtopy na prostych rzeczach. Trzeba więc mieć oczy dookoła głowy. 

Pora spiłować pazurki ;)
Pora spiłować pazurki ;) © amiga
W oczekiwaniu na start
W oczekiwaniu na start © amiga
Na szczycie górki startowej w Wołowie
Na szczycie górki startowej w Wołowie © amiga

Wstępny plan to punkty w kolejności: A, C, E, K, L, I, F, G, D, H, B

Tak więc zaczynamy od A, niby nic specjalnego, ale przy wyjeździe z miasta błąd, prowadzą nas Krzysiek i Tomek. Nie mam ani czasu, ani sposobności spojrzeć na mapę, przyjrzeć się planowi wycieczki, w zasadzie nie kontroluję toru jazdy. Mam tylko cichą nadzieję, że Krzysiek i Tomek mają pojęcie co robią, liczę też trochę na Darka(djk71). Wkrótce po korekcie trasy docieramy do PK, w zamian dostajemy Snikersa :). 

Kierujemy się na punkt C, osobiście pewnie wybrałbym trasę od północy, wydaje się bezpieczniejsza, ale grupa zadecydowała inaczej, dwóch ścigaczy prowadzących ponownie przestrzeliwuje właściwy wjazd, nie podoba mi się to, jeżeli każdy punkt będziemy tak zaliczać, to nie wróży to dobrze reszcie trasy, teraz jesteśmy wypoczęci, a co będzie dalej? 
Sam punkt jest niespodzianką, jest to solidnie zamaskowane nielegalne kasyno, trzeba odpowiedzieć na kilka dziwnych pytań. Jakimś cudem naszej grupie wychodzi to lepiej, EBT1 ma dodatkową pulę pytań. W między czasie zaczyna kropić. 

Gdy jechaliśmy do Wołowa sprawdzałem radary i prognozy pogody, wszystko wskazywało na to, że dorwie nas jakaś ulewa na trasie, czyżby miało to być już na początku jazdy? Ech, nie taki był plan. 

Mafia czeka
Mafia czeka © amiga

Powrót do szosy i jedziemy na północ odnaleźć punkt E, tym razem trafiamy bezbłędnie, na dzień dobry gra w Cymbergaja pomiędzy mną a Krzyśkiem z EBT1. Zasady proste, szanse 50% na wygraną i... ponownie moja drużyna prowadzi. Mamy chwilę by odetchnąć, a EBT1 ma dodatkowe zadanie przy ognisku słuchają historii... 

Pieczenie rowerzystów
Pieczenie rowerzystów © amiga
Może zagramy?
Może zagramy? © amiga

Punkt K nie wydaje się specjalnie daleko, wg mapy powinna do niego prowadzić na wprost ścieżka przez las, jednak, przy wyjeździe zamiast na południe, pojechaliśmy na północ, ponownie dały znać o sobie chęci szybkiej jazdy bez zastanowienia. Dopiero na skrzyżowaniu leśnych ścieżek udaje się zatrzymać "ucieczkę" i skierować wszystkich we właściwą stronę. Przecinki w lesie jednak nie do końca opowiadają temu co jest w rzeczywistości,  powinny być przejezdne, a okazuję się zbyt krótkie, urywają się po kilkuset metrach. Przy powrocie z jednej z nich koło wpada mi w dziurę, zaliczam glebę. Na szczęście prędkość zerowa, podłoże "miękkie".  
Za to rower nie do końca wychodzi bez szwanku, wypadło tylne koło z zacisku, poluzowała się prawa klamka hamulca i obróciło się siodełko. O ile 2 pierwsze problemy to pierdoły, to coś stało się z zaciskiem sztycy, siodełko ma tendencję do opadania. Masakra... 

Cóż... ruszamy dalej, tym razem mocno dookoła lasu, przestrzeliwujemy jedną z przecinek, tym razem to moja wina, choć w tempie jakim jedziemy nie do końca jestem pewien odległości na mapie, zamiast 2 wydaje mi się, że do przejechania są 4 cm... 
W zamian za nadłożenie drogi możemy podziwiać niesamowitą pełnię księżyca wyłaniającego się spomiędzy chmur
Tak więc mocno dookoła ale trafiamy w końcu do K... 

Zadania nie ma, jest tylko perforator... zresztą to chyba reguła na tropicielu, że najdalej wysunięte punkty od bazy nie mają obsady. 
Chwila na dziurkowanie i jedziemy na L, by nie kombinować wracamy do wsi Dębno, stamtąd droga powinna nas wyprowadzić do PK. Oczywiście  lekko nie ma, pojawiają się bruki których osobiście nie lubię, chyba nikt normalni ich nie lubi ;) 
Tym razem z odnalezieniem perforatora nie ma problemu. Punkt bez obsady. 

Nieobsadzony punkt
Nieobsadzony punkt © amiga

Kierunek punkt I, powrót do Dębna, dalej Rudna, bruki zabijają, cały peleton nieco zwalnia, jedynie djk71 na bujanym rowerze nie ma problemów, choć i tak widzę, że stara się jechać brzegami ulic. Punkt odnajdujemy bez najmniejszych problemów. Do wykonania jest zadanie, przeniesienie wiaderka z jednej pozycji do sędziego, który wyjmuje z niego złotą monetę i odstawienie wiaderka drugiej pozycji. Nie mamy z tym większego problemu. Na jakiś wcześniejszych edycjach Tropiciela już się z tym spotkaliśmy :) więc w jakiś sposób jest łatwiej. 

Punkt F jest kolejnym na naszej trasie, odległość nie jest specjalnie daleka, za to pojawia się górka, na którą podprowadzamy rowery, wjazd jest z drugiej strony ;). Tym razem musimy uwolnić zakładnika. Mamy 10 sekund by przyjrzeć się temu co ma na sobie i na podstawie tego co zauważymy rozbroić bombę. Darek (ten trzeci jest najbardziej spostrzegawczy), bomba nie wybucha :) Ufff

Pora na punkt G, na poprzednich tropicielach trzeba było szukać tego punktu na podstawie wskazówek, tutaj po prostu jest, z jego odszukaniem lekko nie jest jednak dziesiątki lampek piechurów czy rowerzystów wskazują nam odpowiednie miejsce. Na miejscu EBT2 ma proste zadanie, zaśpiewać piosenkę ;) 100 lat wystarcza ;) Musimy jednak poczekać na EBT1 które ma rozkuć 2 swoich członków. Mija dobra chwila nim zostają uwolnieni. 

Próba uwolnienia zawodników
Próba uwolnienia zawodników © amiga

Do mety zostały już tylko 3 punkty, pierwszy do D, w drodze do niego odzywa się mój zacisk na sztycy, puszcza i... siedzę dobre 20 cm niżej... czuję jak kolana dostają popalić, częściowo jadę na stojąco, częściowo siedząc bardzo, bardzo nisko.... w Krzydlinie Małej krótki postój, Krzysiek ma ze sobą kombinerki, dokręcamy resztki uszkodzonego zacisku, jest lepiej, może nie idealnie, ale przynajmniej siedzę wyżej. Siodełko lekko buja się na boki. Trudno... Da się jednak tak jechać. W perspektywie jeszcze jakieś 15 km. Wkrótce docieramy do PK... To coś w rodzaju baru z czasów prohibicji w stanach. Karty zostają od razy przedziurkowane. Możemy jechać dalej, jednak to dobra chwila by coś zjeść, napić się itd... Czasu mamy sporo w zapasie, jeżeli wiec nie nastąpi jakiś Armageddon to dotrzemy do mety. Zresztą formuła Tropiciela jest tak zorganizowana, iż nie ma zwycięzców. Oczywiście są informacje o zajętym miejscu, jednak nie wiąże się to z nagrodami czy gratyfikacjami. Te losowane są wśród wszystkich uczestników.

Melina w lesie ;)
Melina w lesie ;) © amiga

Przed wyjazdem ponownie poprawiam lekko siodełko, mimo wszystko leciusieńko opadło, to może 2 cm jednak robią różnicę w komforcie jazdy. Po w sumie kilkuminutowej przerwie ruszamy. 
Punkt H, bo do niego zmierzamy nie nastręcza specjalnych problemów, trafiamy bezbłędnie, jednak na miejscu zadanie dopasowanie łusek do broni nie jest dla naszej drużyny łatwe, zdecydowanie lepiej poszło EBT1. Osobiście brzydzę się wojskiem, myśliwymi, bronią i wszystkim co ma z tym coś wspólnego, po prostu nie moja bajka. W efekcie dopasowanie łusek zajmuje nam trochę czasu. Cóż nie można wiedzieć i umieć zrobić wszystkiego.

Do odnalezienia został ostatni już punkt B, wydaje się, że nie powinno z nim być większych problemów, choć plan jest taki by dojechać do drogi w okolicach Łososiowic i stamtąd odmierzyć odpowiednią odległość. Jednak gdy kluczmy po leśnych ścieżkach ni stąd ni zowąd trafiamy na miejsce gdzie masa rowerzystów i piechurów pakuje się w ścieżkę, z oddali widać, że tam dookoła ogniska kręci się masa lampek. To musi być punkt. Dojście, czy dojazd do niego nie jest łatwy, trzeba pokonać dość paskudny rów. Na miejscu kolejna zagadka, tym razem z tekstów trzeba wyłuskać pojedyncze litery i złożyć z nich hasło. Minuta, czy może 2 i mamy rozwiązanie. Pora wrócić do bazy, na metę... 

Do mety mamy same asfalty, żarty, a może by terenem okazują się nie trafiać na podatny grunt ;) Chyba wszyscy czujemy zmęczenie. Piachu było więcej niż można by się spodziewać. Na spokojnie docieramy do Osiru, odnosimy karty i kończy się nasza przygoda. 

Jeszcze tylko posiłek i 6 osób z drużyny udaje się na spoczynek. Ogłoszenie wyników będzie za kilka godzin. 

Zadanie do rozwiązania
Zadanie do rozwiązania © amiga

Jako, że dla mnie świt to nie pora na spanie, wolę się przemęczyć i pozwiedzać Wołów. Aparat został w domu, wariactwo przy przepakowywaniu się spowodowało to, że o kilku drobiazgach zapomniałem. Zakreślacz został w Gliwicach, aparat w domu, narzędzia i nowy zacisk do sztycy też jest w Gliwicach... cóż. Nie można mieć wszystkiego. 

Zastanawiam się co może być otwarte o 7:00 w takiej miejscowości w niedzielę. Mam wielką ochotę na dobrą Kawę. Może na stację? Postanawiam jednak pokrążyć po starym mieście. Stacja jest poza nim i średnio mam ochotę wyjść z miasta. Liczę jednak na to, że jakaś żabka, czy inny sklep, punkt będzie otwarty. 

W Wołowie o poranku
W Wołowie o poranku © amiga
Ciekawa zabudowa
Ciekawa zabudowa © amiga
Ratusz w Wołowie
Ratusz w Wołowie © amiga
Może zagramy?
Może zagramy? © amiga
Kościół św. Karola Boromeusza w Wołowie
Kościół św. Karola Boromeusza w Wołowie © amiga
Budzi się dzień
Budzi się dzień © amiga
Poranne mgiełki
Poranne mgiełki © amiga
Mógłbym na to patrzeć
Mógłbym na to patrzeć © amiga
Zabudowania przy Garwolskiej
Zabudowania przy Garwolskiej © amiga
Wołów o poranku
Wołów o poranku © amiga
Nad rowem Wołowskim
Nad rowem Wołowskim © amiga

"Stare miasto" w Wołowie © amiga
Zamek w Wołowie
Zamek w Wołowie © amiga
Stacja PKP w Wołowie
Stacja PKP w Wołowie © amiga

Mija prawie 90 minut zanim decyduję się wrócić do bazy. O kawie nie było mowy, jedynie 2 sklepu z alkoholem były otwarte. Chodziło o kawę może coś ciepłego do zjedzenia.., a nie o upodlenie się o świcie. 

Po powrocie do bazy widzę, że już ekipa się wybudziła. Idę więc do nich, Jakieś 30 minut później pada informacja o tym, że do godziny nastąpi zakończenie Tropciela. 

Losowanie nagród chwilę trwa, wśród nas jedynie Tomek będzie miał pamiątkę :) 

Pora wracać, pakujemy więc manatki i wracamy na Górny Śląsk :)

Na przyszłość mamy jednak nauczkę, by częściej spoglądać jednak na mapę, używać kompasu. Nie pędzić na złamanie karku, bo to nie zawody MTB czy szosowe. Niemniej Ekipa firmowa stanęła na wysokości zadania. w sumie okazało się, że zajęliśmy 7 i 8 miejsce wśród ponad 20 zespołów. Nieźle. 
Organizacja Tropiciela ja zawsze zasługuje na uznanie, na wielkie brawa, choć brakowało mi poszukiwania punktu G ;), może więc następnym razem... 

"Poszukiwanie Drogi do Wolności" - RnO z Karoliną

Niedziela, 17 czerwca 2018 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Niedziela,16 czerwca... ugadujemy się z Karoliną na wyjazd na rajd... Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłem na rajdzie na orientację. W zeszłym roku sezon przepadł, złamanie ręki i tyle. Wydaje mi się, że był to Tropiciel w 2016.... ale mogę się mylić. 

Wyjeżdżam z domu trochę przed 6... powinienem zdążyć. 

Na miejscu jestem około 8:30... Mamy sporo czasu na przygotowanie siebie, rowerów, na zarejestrowanie się w biurze rajdu. 

Coś po 9 ruszamy na krótką przejażdżkę po okolicy... mała rozgrzewka na szosach. Rowery same śmigają. W sumie przed rozpoczęciem maratonu mamy około 10 km w nogach. Może ciut więcej. 

Zgodnie z planem zabawa zaczyna się o 10:00, odprawa, rozdanie map, start o 10:20. Rysujemy wstępny plan trasy, starając się unikać terenu, a już na 100% unikać szlaków końskich, których w okolicy jest dość trochę. Zresztą baza jest w stajni :) a jadąc drogami mijamy kolejne kilka... 

Wczoraj pakując się wypadło na to, że jadę góralem na szerszych oponach, spodziewałem się, że będą piaski.... 

W tej chwili żałuję, że nie zrobiłem zdjęcia karcie z punktami... to 2 strony A4 ;) 21 PK do zaliczenia. Kilka punktów zupełnie poza główną pętlą... szykują się długie puste przeloty, za którymi nie przepadam, a są miejsca jak okolice Gałkówka gdzie 5 PK jest w odległości może 2 km... Te zostawiamy na koniec, mam tylko nadzieję, że to się na nas nie zemści... bo jak braknie czasu to możemy stracić wiele punktów. 

Lampiony jak na RnO są trochę nietypowe, to butelki oklejone taśmą. Pomysł jest niezły... chyba lepszy niż klejenie kartek A4, tanie widoczne i działające :)

Na punktach nie będzie perforatorów, za to trzeba coś zrobić, a to policzyć okna, gwiazdki, sprawdzić datę, autora. 

Zaczynamy od długiego przelotu do kościoła w Kurowicach, to nasz pierwszy PK, na miejscu do przeliczenia liczba wmurowanych łusek. Trochę mnie to zaskoczyło, bo przy tym kościele byłem już kilka raz, jednak nie wpadłem na to, że mogą być tutaj łuski w murze. Szukam czegoś małego przy wejściu, może jakiejś tablicy, obchodzimy kościół dookoła i nic. Karolina zadaje pytanie księdzu, ten pokazuje nam jedną łuskę, to... łuska działa... jest wielka wielka. Próbujemy policzyć, są wszędzie, to bez sensu... pytamy księdza - 32 wmurowane. Uff... Jedziemy dalej, 

Trochę ludzi się zjechało
Trochę ludzi się zjechało © amiga
Krótka odprawa przed startem, prezentacja lampionów ;)
Krótka odprawa przed startem, prezentacja lampionów ;) © amiga

Gaj Benedykta, miejsce gdzieś w lesie, oddalone od głównej drogi, pierwsze spotkanie z piaskami, trochę kluczymy szukając tablicy której się podziewaliśmy, ale w zamian jest kamień z odpowiednią inskrypcją. nas interesuje rok. 
Kolejne PK położone są na szlaku końskim w kierunku Gałkówka, chodzi o kamień w miejsc okopów z 1914 roku, liczbę schodów przy cmentarzu z I wojny i tak powoli jedziemy dalej.
W Gałkówku zmieniamy nieco naszą trasę, odbijamy w kierunku najbardziej skrajnych PK na północnym-zachodzie. Liczymy kondygnacje budynku na terenie bazy wojskowej. Nieco dalej mimo tego, że z mapy wynika, iż czerwony szlak jest przeprowadzony pod czy nad torami to okazje się na miejscu, że kolej nie przewidziała normalnego przejścia. Cóż... pomykamy przez szerokie torowisko z rowerami w rękach... Jeszcze tylko rów i jesteśmy po drogiej stronie.

Gaj Benedykta
Gaj Benedykta © amiga
Miejsce krwawej bitwy
Miejsce krwawej bitwy © amiga

W pobliżu pałac, trzeba przeliczyć okna z tyłu pałacu, tylko jak tam wjechać? Odnajdujemy ścieżkę i jest, 12 sztuk, organizatorzy czatują tan na nas, robią nam kilka zdjęć, a my po chwili ruszam dalej, do może 1/3 trasy. Słońce zaczyna piec. Niby pijemy, ale mam wrażenie, że trochę za mało, cały czas umyka nam jedzenie, wieziemy je co prawda w plecakach ale kto by o tym pamiętał. 

Gdy tak krążymy od PK do PK, zdajemy sobie sprawę z tego, że sporo tych miejsc znamy z naszych wycieczek po okolicy. Cmentarze z I wojny odwiedziliśmy w ramach zapoznania się z mapą gry terenowej ;), tyle, że pytania są szczegółowe i trzeba tam podjechać, bo nie zauważyliśmy napisy, kto by pamiętał jakąś datę, nazwę oddziału, czy autora projektu ;) Na wycieczkach patrzy się na coś innego. 


Policz okna ;)
Policz okna ;) © amiga
Kolejny PK przy cmentarzu
Kolejny PK przy cmentarzu © amiga

Docieramy do bunkra w okolicach Natolina, czy raczej trzeba by to nazwać ziemianką piwnicą, jest lampion, zadanie brzmi, podaj liczbę gwiazdek na pomniku ;). Tyle, że tutaj pomnika nie ma. Zaglądamy na mapę, pomnik jest jakieś 150m dalej, być może o niego chodzi. Ale lampion wisi na bunkrze. To błąd w oznaczeniu i to dość spory. Pamiętam pewną Odyseję Miechowską... gdzie PK jak trafił w kółko to było nieźle, organizatorom oberwało się wtedy solidnie. Pamiętam grupki przeczesujące pole o powierzchni 500x500m. Działo się... 
Tym razem robimy zdjęcie lampionu i ruszamy dalej, cóż... to błąd. Jak się okaże przy kolejnym PK nie jedyny. Kolejny punkt miał być przy kapliczce, z mapy wynikało, że znajduje się za kapliczką jakieś 100m, jadąc jednak widzimy sporą grypę rowerzystów kłębiącą się przy kapliczce... w Małczewie, są też organizatorzy, pokazujemy im mapy... odpowiedź mnie zaskoczyła, to zabawa, w Małczewie nie ma drugiej kapliczki, szkoda tylko, że nikt nie wspomniał, że punkty są poza właściwym miejscem, zaczynam trochę się obawiać co będzie dalej.... Oby to był ostatni błąd... 

Bunkier, czy może piwnica
Bunkier, czy może piwnica © amiga
Wewnątrz piwnicy
Wewnątrz piwnicy © amiga
W pobliżu jest stary cmentarz w Małczewie, wiem, że tam byliśmy chyba rok temu, pora podjechać w to miejsce jeszcze raz, mamy sprawdzić w jakim języku jest inskrypcja na jednym z kamieni. dobrze, że jest tablica, jeden z bikerów mówi że w grece, wierzę i sprawdzam... dla mnie to łacina ;), tym bardziej, że są liczby rzymskie ;) Uzupełniamy kartę i w drogę... 

PK przy cmentarzy z I wojny św.
PK przy cmentarzy z I wojny św. © amiga
Tablica przy cmentarzu w Małczewie
Tablica przy cmentarzu w Małczewie © amiga
Okolice Gałkowa to wysyp punktów, a to do policzenia okna w budynku plebanii, tylko jak je liczyć? Są 4 duże, 10 małych na strychu, dodatkowe 1 w krużganku i 2 piwniczne ;) Już wolę spisywanie dat, czy autora pomnika. 

Kto jest autorem....
Kto jest autorem.... © amiga
Pomnik w Gałkowie, czy może Gałkówku
Pomnik w Gałkowie, czy może Gałkówku © amiga
Zostały nam do zaliczenia 3 ostatnie punkty, wysunięte mocno na wschód, 2 z nich w pobliżu stacji kolejowych w Żakowicach, oczywiście i jeden w Słotwinach... przejazd przez Koluszki... co by nie mówić to nie przepadam za tym miastem, kojarzy mi się z kebabami... choć pewnie jest to krzywdzące dla mieszkańców. Skrzyżowanie drug wojewódzkich niestety nie pomaga temu miejscu. 
Nie oznacza to oczywiście, że nie bywam tutaj przynajmniej kilka razy do roku. W końcu krzyżują się tutaj szlaki kolejowe. Wiele razy wysiadałem na stacji czy to w Koluszkach czy Żakowicach. Na stacji w Słotwinach również bywałem... ;)

Gdzieś po 14 meldujemy się z kompletem punktów w bazie. Temperatura pod koniec trochę dobijała. Picie powoli ale jednak się kończyło. Na mecie musimy chwilę odsapnąć. 
Żurek... pierwsza klasa, to jeden z tych które uwielbiam, przypomina śląski :), czeka też na nas kiełbasa z ogniska, jednak ani ja ani Karolina jakoś nie mamy na nią ochoty, za to herbata, woda, znika litrami.... 

Coś co mnie zaskoczyło to fantom i miejsce gdzie można sprawdzić się w roli ratownika, pomysł niezły... przydatny, i chyba niespotykany na maratonach... wydaje mi się, że chyba tylko na którymś tropicielu było to jako zadanie na którymś z punktów.

Odpoczywamy, powoli pakujemy rowery, rzeczy, korzystamy z łazienki... Witamy się z konikami z kózkami ;), wypełniamy ankiety. Czas ucieka... 
Mizianie konika :)
Mizianie konika :) © amiga
Jest i kózka
Jest i kózka © amiga
Podczas wypełniania ankiety
Podczas wypełniania ankiety © amiga
Pora na odpoczynek
Pora na odpoczynek © amiga

Po 17, pora na ogłoszenie wyników, Przed nami z kompletem przyjechała ekipa z Koluszek, 4 mężczyzn. Tak więc jestem piąty, a Karolina pierwszą kobietą na pełnej trasie. Jest nieźle... 
Organizatorzy jeszcze bardziej zaskakują, gdy okazuje się, że wszyscy uczestnicy otrzymują nagrody.... Dawno tak nie było na rajdzie. Miłe zaskoczenie... 

Co mi się podobało? Organizacja ;),pomysł z lampionami prosty i działający... fajne miejsce.... choć kurzu było co niemiara. 
Ilość nagród, upominków, gadżetów... wow... 
Pomysł na wykorzystanie miejsc związanych z I wojną światową, poprowadzenie takim szlakiem... genialny... 

Uwagi... to 2 błędnie oznaczone punkty, rozwlekłe opisy punktów i zadań do zrobienia. Format A4 opisu PK sporo za duży. Myślę, że kompresja do czegoś pokroju A6, A7 byłaby mile widziana. Brak jednoznaczności szczególnie tam gdzie coś trzeba było przeliczyć... liczba łusek.. nawet księża nie wiedzieli ile ich jest. jeden twierdził, że 32 inny że 37... Przyjmowane były odpowiedzi od kilkudziesięciu w górę ;), liczba okien na plebanii .... podobnie... 
To drobne potknięcia, ale jednak... 

Nie zmienia to faktu, że zabawa była przednia, a jak na pierwszą edycję to nie za bardzo  jest się do czego przyczepić. 

Muszę podziękować Karolinie za tak spędzony dzień, za namówienie mnie (choć długi się nie opierałem) na ten raj. Niesamowicie miło spędzony dzień :) Wielkie dzięki..... brakowało mi trochę tego, a to że nie w Pucharze Polski to co z tego. Tam mam wrażenie, że od jakiegoś czasu trwa wyścig szczurów, gdzieś zostało utracone to coś, zabawa... Spędy po kilkaset osób chyba nie są dla mnie. Nie przepadam za nimi. Wolę kameralne małe imprezy... A to należało do nich. Zresztą Łódzkie ma szczęście to niezłych rajdów, maratonów, ludzi którzy je tworzą, - BikeOrient, OrientAkcja, Krowa...  

Silesia Marathon

Niedziela, 1 października 2017 · Komentarze(5)
Niedzielny poranek, po długiej przerwie od rowera... Pewnie gdyby nie wyjazd na Silesia Maraton to pewnie i tak gdzieś bym się urwał na rowerze. Trochę męczy mnie przeziębienie, w zasadzie jego początek, ale... kilku znajomych i Darek biorą udział w maratonie. Pakuję aparat do plecaka, coś do jedzenia na drogę i... ruszam. Przed 9 jestem w okolicach Katowickiego ronda, czekam, po kilku minutach mijają mnie pierwsi zawodnicy... jakąś minutę za nimi pojawia się peleton... Co jakiś czas ktoś mi kiwa :)... 

Czołówka zawodników w okolicy ronda w Katowicach
Czołówka zawodników w okolicy ronda w Katowicach © amiga
Peleton Silesia Marathonu
Peleton Silesia Marathonu © amiga
Podobno ponad 2000 ludzi biegło na dystansie 42,195 km, a ponad 6000 osób na wszystkich dystansach
Podobno ponad 2000 ludzi biegło na dystansie 42,195 km, a ponad 6000 osób na wszystkich dystansach © amiga
Artur w peletonie :)
Artur w peletonie :) © amiga
Jest i Darek :)
Jest i Darek :) © amiga
Po chwili zbieram się i jadę na Muchowiec, drogą na krechę, by dotrzeć tam przed zawodnikami... nie doceniłem jednak tempa, gdy melduję się przy lotnisku, czołówka już dawno przebiegła. Jednak interesują mnie "zające", to za tymi konkretnymi wiem, że mogę oczekiwać znajomych... Peleton rozciągnął się... to dobrze, prościej "wyizolować" zawodników :)... 
Na Muchowcu peleton już się rozciągnął
Na Muchowcu peleton już się rozciągnął © amiga
Chwilami za kolejnymi zającami pojawia się większa liczba biegaczy :)
Chwilami za kolejnymi zającami pojawia się większa liczba biegaczy :) © amiga
Dawid właśnie mija moje stanowisko :)
Dawid właśnie mija moje stanowisko :) © amiga
Darek na zakręcie :)
Darek na zakręcie :) © amiga
Mija mnie po raz drugi dzisiaj Darek :), jest nieźle, jakieś 7 km za nim :)... Przyglądam się mapie, by nie jechać w peletonie, to nie ma sensu... poza tym pewnie służby by mnie usunęły z trasy... ale... mogę pojechać przez las na Giszowiec i dalej na Nikiszowiec :)... Wg rozpiski zająca który mnie najbardziej interesuje mam... 50 minut na dojazd, zdążę ;)... Od Giszowca jadę chodnikiem... nie ma opcji by pchać się pod prąd biegnących... Po raz kolejny widzę Darka :), to już 15 kilometr.... 
Dobiegając do Nikiszowca
Dobiegając do Nikiszowca © amiga

"Wybieg" z Nikisza © amiga
Teraz zawodników czeka dość nieciekawy odcinek, przez fragment Giszowca i drogę przy Mysłowicach, ale do Katowic mają wrócić przez Janów. Jadę na skróty, ustawiam się w Szopienicach... i czekam... Spotykam Adama z Etisoftu, chwilę rozmawiamy, czekamy na Darka... w końcu jest mija nas, robimy kolejne zdjęcia..., Adam ucieka na Stadion Śląski gdzie za około godzinę będzie finisz półmaratonu, a ja dalej podążam śladem Darka, a raczej wyprzedzam jego ślad... 
Kurtyna wodna w Szopienicach
Kurtyna wodna w Szopienicach © amiga
Po raz kolejny spotykamy się w Dąbrówce Małej, tym razem chwilę jadę koło niego, możemy zamienić kilka zdań... widać już zmęczenie, ale dalej biegnie... nie poddaje się... Jeszcze tylko 10 km... do mety... Ustawiam się w centrum Siemianowic Śląskich, przy jednej z bramek... Kolejne kilka zdjęć... i powolutku kieruję się do parku Śląskiego... 
Jedna z bramek w Siemianowicach Śląskich
Jedna z bramek w Siemianowicach Śląskich © amiga
Odliczam kolejne km... do mety coraz bliżej... jadę więc pod stadion... tutaj trafiam na jakiegoś stukniętego służbistę, gościa z ochrony, masakra... a gdzie pan jedzie, po co... a dlaczego... robił wrażenie jakby jeszcze wczoraj leżał pod sklepem z alkoholem... na szczęście pyskówka nie trwała zbyt długo, ustawiam się i czekam na Darka... jest dobiegł... Pokonał cały morderczy dystans... 
Już w Parku Śląskim
Już w Parku Śląskim © amiga
Jeszcze kilkaset metrów i będzie meta
Jeszcze kilkaset metrów i będzie meta © amiga

Już po wszystkim możemy zamienić kilka zdań, Spotykam się też z Adasiem i jego rodziną... mija dobre pół godziny zanim się rozstaję z wszystkimi i jadę do domu... 
Dzień miło spędzony, chociaż czuję, że to odchoruję... ale co tam :) Warto było :)
Gratulacje dla wszystkich uczestników.... 

Tropiciel 21

Niedziela, 30 października 2016 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Z Gliwic ruszamy w czwórkę, Darek, Krzysiek, Marcin i ja. Pogoda mocno nieszczególna, kilka razy zastanawialiśmy się czy jednak nie odpuścić, dać sobie spokój, w Gliwicach lało kilka razy, droga do Karłowic wyglądała podobnie, co kilka km trafiała nas jakaś ulewa... 

Tłumaczymy sobie, że to tylko 7 godzin, że tylko 60 km... nie pomaga... Jednak gdy zjeżdżamy z Autostrady okazuje się, że tutaj jest względnie sucho, nie padało... temperatura w okolicach 6-7 stopni... może nie będzie tak źle? 

Na miejscu okazuje się, że mamy około godziny do startu, strasznie mało czasu... do wymiany mam jeszcze oponę po porannych przygodach. Założenie mapnika, lampek,  itd... Zauważam, że kilku drobiazgów zapomniałem m.in. aparat został w domu, cóż, są komórki.... 

Może 10 minut przed startem ruszamy na miejsce odprawy, uff... zdążyliśmy. Ostatnie korekty, odbieramy mapy, ustalamy wariant... dowiadujemy się, że informację o ukrytym punkcie G dostaniemy na Pk D lub E. 

Chwila na odpalenie Endomonto, Garminów, Polarów (to jakiś znak czasu) i możemy jechać. 

Jeszcze na starcie
Jeszcze na starcie © amiga
Krótka odprawa
Krótka odprawa © amiga

PK H - wiata przy leśnej drodze

To najbardziej wysunięty punkty na zachód, jedynie wyjazd z Karłowic może być problematyczny, dalej to długi przelot, asfaltem i pod koniec wjazd z las, trochę się boimy leśnych duktów, październik obfitował w deszcze, może być sporo błota, wody itd... 
I tutaj pierwsze zaskoczenie, jest nieźle, punkt H widoczny z daleka, sporo rowerzystów, spora obsługa, rozpalone ognisko :)
Zadanie specjalne to wymień nazwy ptaków i ssaków na tablicach... 30s później mamy zaliczone zadanie, ruszamy dalej, do

PK C - skrzyżowanie leśnych dróg

Nawigacyjnie trasa nie powinna nam sprawiać problemów, jednak nie wiadomo jak będzie na ścieżkach, wcześniej mieliśmy długi przelot asfaltem, tym razem tak pięknie nie będzie... Ścieżki zaskakują, są szerokie, przecinki znajdują się na swoich miejscach... na punkt C trafiamy bezbłędnie w całkiem przyzwoitym czasie. Tym razem zadanie specjalnie to... wygrać w oczko... Krzysiek wyrywa się do przodu, dobiera karty i oczko :) Zaliczone, możemy ruszać dalej
Płonie ognisko
Płonie ognisko © amiga

PK J - skrzyżowanie leśnych dróg

Dojazd nie wydaje się jakiś specjalnie skomplikowany, kierujemy się ciut okrężnie przez Roszkowice, cały czas obawiamy się warunków, tym bardziej, że prognozy wspominały o deszczach... jak do tej pory jest nieźle. Wyjeżdżając z Roszkowic mylimy ścieżki... jest ich więcej niż na mapie. ujeżdżamy około km od rozwidlenia i...coś jest nie tak. Krzysiek zauważa trakcję kolejową... 
Trafiam na kilka ciekawych egzemplarzy grzybów, aż żal je zostawiać, ale w plecaku się zniszczą....
Ślinka cieknie
Ślinka cieknie © amiga

Wracamy do rozwidlenia, sprawdzamy kierunki na kompasie, gdybyśmy zrobili to wcześniej pomyłki można byłoby uniknąć, tym razem trafiamy bezbłędnie, zadanie specjalne to zaprezentować jedną z pozycji z tunelu aerodynamicznego. Wyrywa się Krzysiek :)

Gotowy do lotu
Gotowy do lotu © djk71

PK F - do odnalezienia na zaznaczonym obszarze

Dojazd nie jest skomplikowany, jednak pod koniec trzeba dokładnie odmierzyć odległość, punkt znajduje się w lesie jest około 100m wgłąb kniei z dala od ścieżki... Jak coś pokręcimy będziemy się bujać po okolicy. Gdy dojeżdżamy w okolice z daleka widzimy jakieś światełka skupione w jednym punkcie... idziemy tam... okazuje się, ze to piesi zrobili sobie przerwę przy punkcie, a sam punkt jest 2m dalej w rowie, pomimo tego, że paliło się ognisko, jest prawie niezauważalny... tym razem nie ma zadania specjalnego... 
I co z tego że ognisko, gościa było widać ledwie 2 metry przed punktem
I co z tego że ognisko, gościa było widać ledwie 2 metry przed punktem © amiga

Wyjście z punktu stwarza nam niewiele mniejsze problemy niż odszukanie go. Trafiamy na jakiś rów... Ścieżka na szczęście jest tuż obok... możemy jechać dalej na najdalej na północ wysunięty punkt Y gdzie nie spodziewam się osady, bo to jeden z tych tylko dla trasy 60. Gość na F coś mówił że z jednym z punktów będziemy mieli spore problemy by go odnaleźć. Czyli będzie coś mylącego... 

PK Y - wiata; przy leśnej drodze

W opisie jest Wiata, więc chyba nie powinno być źle, od Mąkoszowic poruszamy się asfaltem, pojawiają się pierwsze kryzysy, Darek co chwilę przypomina o piciu, jedzeniu... Ostatnie 1,2 km to trochę leśnych szutrów, punkt odnaleziony, do odgadnięcia 6 gatunków drzew, później zostajemy poproszeni i podpisanie się pod czymś... i zaciągnęliśmy się na statek ;) na 6 lat... 
Zaciągamy się do armii
Zaciągamy się do armii © amiga

PK X - bunkier

Łatwo poszło, więc kolejny musi być tym trudnym do odnalezienia o którym dowiedzieliśmy się na F. Początkowo kombinowaliśmy z jazdą dookoła asfaltem, ale jakość ścieżek jest na tyle dobra iż jednak zdecydowaliśmy się na jazdę lasami... :) liczymy przecinki, profilaktycznie zerkamy na liczniki... Końcówka to odmierzanie odległości, wg pomiarów punkt jest jakieś 125 m od drogi i jakieś 250 m od skrzyżowania przecinek. Zatrzymujemy się, wchodzimy w las... Darek prowadzi rower, odmierza kolejne metry... 125 m rozchodzimy się w 4 kierunkach.. Bunkier odnaleziony po krótkiej chwili, punkt podbity możemy jechać na poszukiwanie kolejnego. 

PK A - skrzyżowanie leśnych dróg

Opis punktu bardzo wyrafinowany, jednak z mapy wynika, że nie powinniśmy mieć większych problemów, wpierw na południe, później nieco na wschód, ważne by policzyć przecinki, wjeżdżamy na obszar gdzie punkty są gęściej... Mija może 10 minut i jesteśmy na miejscu... Na obsłudze trafiamy na szalonego rzeźnika, z 2 pudełek mamy wyciągnąć po 3 klocki i złożyć z nich coś...Wewnątrz pudełek podobno mogą być robaki... ;)  Chwilę szukają i jest... teraz złożenie obrazka i mamy lilijkę ;) Poszło sprawnie.

Nawiedzony rzeźnik
Nawiedzony rzeźnik © amiga

PK B - skrzyżowanie leśnych dróg

Do kolejnego punktu jest niedaleko, początkowo zaznaczyliśmy drogę dookoła tak by było jak najwięcej asfaltu, ale nie ma co się wygłupiać, drogi w lasach są niezłe... a deszczu nie ma.... ;) Trafiamy bez większych problemów, na miejscu czeka nas 15 przysiadów z ciężko chorym Kamilem... Dość proste zadanie ;)
Kamil zaniemógł
Kamil zaniemógł © djk71

PK D - ambona,; skrzyżowanie leśnych dróg

Pora odszukać kolejny punt to jeden z tych na których mamy pytać się o azymut na punt G.Krzysiek proponuje by jechać na wschód będzie bliżej, twierdził, że jest druk... po 100 m zawracamy, zamiast bruku jest błoto po raz pierwszy tak głębokie... Nie ma sensu... tym bardziej, że zaoszczędzimy góra 200m. Lepiej zawrócić i inną przecinką po drugiej stronie drogi prawie wjechać na punkt. Początkowo przecinka jest niezła, tyle, że dalej coraz bardziej zarośnięta, pojawiają się drzewa w poprzek drogi... Ten odcinek daje nam trochę do myślenie, jakiś km przed punktem zastanawiamy się, czy jednak nie objechać tego dookoła asfaltem... Nie... jedziemy dalej... ostatnie 500m jest zdecydowanie lepsze, bez błota, bez krzaków... punkt odnaleziony, Tym razem Marcin wyrywa się by zrobić zadanie specjalne, jak się później dowiadujemy ma zastrzelić kilku terrorystów... :) Po dobrych 10 minutach wraca, Terroryści nie istnieją... ;) Dostajemy Sudoku do rozwiązania. Gdy kratki są wypełnione możemy odczytać azymuty z punktów D i E, tyle, że odczytujemy je odwrotnie i wyznaczamy nie to miejsce... Chwila refleksji, mała podpowiedź i ... już wiemy co jest nie tak. Jeszcze raz i mamy w miarę poprawne wskazanie na mapie... jako że to dość blisko więc tam też się kierujemy... 

Buka wyszła z lasu
Buka wyszła z lasu © amiga


PK G - (ukryty, do odnalezienia)

Wyznaczone miejsce jest orientacyjne, ale wygląda na to, że powinno być na ścieżce, bądź tuż przy... cóż... jedziemy, to jedynie 1.5 może 2 km jazdy. Wystarczy liczyć przecinki... Dojeżdżamy do naszego wyznaczonego PK... to nie to miejsce, ale rysowaliśmy to w pośpiechu.... postanawiamy podjechać jeszcze kawałek i... jest :) Na miejscu strzelnica, trzeba trafić w żółte, bądź czerwone pole, nie udaje się, za to możemy się zrehabilitować pijąc zielony płyn, trafia na mnie... niestety to woda z prawdopodobnie barwnikiem spożywczym, a tak ładnie pachniało grzańcem.... 

Gdzie jest król
Gdzie jest król © amiga
Strzelnica
Strzelnica © amiga


PK E - skrzyżowanie dróg leśnych

Dojazd banalny, punkt dość prosty do odnalezienia, Na miejscu kolejne zadanie tym razem chodzi o zawiązanie węzła ratowniczego, mamy specjalistę, wiec piorunem zaliczamy zadanie. 
Węzły. to lubię :)
Węzły. to lubię :) © djk71

PK I - leśna droga

Pozostał do zaliczenia ostatni punkt... Krótki przelot lasami, punkt odnaleziony i sterując 4 linami mamy nakierować hak na perforator i przenieść do poza wyznaczone pole. Trochę zabawy i... mamy komplet punktów i sporo czasu...

Ogniska już dogasa blask
Ogniska już dogasa blask © amiga

Meta
Do mety są góra 4 km prawie cały czas jedną drogą... przyspieszamy :) i wpadamy na metę... lekko zmęczeni po nieprzespanej nocy, ale zadowoleni... Kolejny krok by zostać Tropicielem :) brązowym... 

Ubrania są przepocone... szybko nas wyziębiają, jak najszybciej chcemy się przebrać w coś suchego i zainstalować rowery na samochodzie... Zajmuje to trochę czasu. Teraz poczęstunek tropiciela, żurek i kiełbaska...

Darek Marcin i Krzysiek postanawiają się przespać chwilę na sali.... ja od początku nie miałem tego w planach, a temperatura panująca wewnątrz nie zachęcała to spania, leżenia... Wolałem się przejść. 

Wpierw zaliczyłem kawę w foodtruncku, była gorąca, od razu poczułem się lepiej... teraz chwila na zwiedzanie okolicy... Kieruję się na zamek który zwrócił naszą uwagę w nocy, po drodze jest jeszcze kościół i miejsce gdzie proboszczem był Jan Dzierżoń - ojciec współczesnego pszczelarstwa...  

Na pamiątkę Ojcieca współczesnego pszczelarstwa
Na pamiątkę Ojca współczesnego pszczelarstwa © amiga
Kościół św. Michała Archanioła w Karłowicach
Kościół św. Michała Archanioła w Karłowicach © amiga

Po głowie chodzi mi by odszukać te Kanie które widziałem w nocy... gdzieś w pobliżu, szkoda, że nie wziąłem mapy.... trudno... może będzie gdzieś w okolicy, chociaż nie planuję łazić po kniejach...  

Ciekawe znaki
Ciekawe znaki © amiga

Przy zamku znajduje się jeszcze stary młyn, ceglany, wielki i w fatalnym stanie... Sam zamek znajduje się za ogrodzeniem z informacjami o terenie prywatnym. Cóż. fota z daleka i idę dalej, zwiedzam park przyzamkowy...
Stary młyn
Stary młyn © amiga
Gotycki zamek w Karłowicach
Gotycki zamek w Karłowicach © amiga
W parku przyzamkowym
W parku przyzamkowym © amiga

Z daleka zauważam też cementownię, przynajmniej tak wyglądają te zabudowania, z bliska okazuje się, że jest raczej nieczynna... o wejściu na teren też raczej nie ma mowy... może to i dobrze... ? Gdyby byłą opuszczona pewnie wpakowałbym się do środka ;)
Chyba nieczynna cementownia w Karłowicach
Chyba nieczynna cementownia w Karłowicach © amiga
Tuż obok to chyba okolice centrum miejscowości znajduje się mały skwer z 2 fontannami, łukami, ławeczkami, roślinami... po niebie przewalają się ciężkie chmury, od czasu do czasu spada kilka kropli, ale nic wielkiego... 
W centrum Karłowic
W centrum Karłowic © amiga
Zapłakana fontanna
Zapłakana fontanna © amiga
Te chmury nie wróżą nic dobrego
Te chmury nie wróżą nic dobrego © amiga
Na mapie w komórce zauważam stację kolejową, może warto ją odwiedzić... kieruję się na nią. Po drodze podziwiam setki muchomorów rosnących tu i tam 
Grzyby rosną wszędzie
Grzyby rosną wszędzie © amiga
Stacja nie przedstawia się jakoś ciekawie, nie zachwyca, ot 2 perony, budka dróżnicza, rozkład jazdy, w sumie 4 pociągi 2 rano, 2 wieczorem.. Jej najlepsze lata minęły dawno temu, za to trafiam na 2 perełki, które mnie zachwycają, pierwsza to pompa wodna, na stacji czy nawet przy torach nie widziałem jej od dobrych 30 lat... druga to wieża wodna, jest piękna i jak zawsze jest zaniedbana, bez właściciela i bez perspektyw. W tym miejscu raczej nie ma szans na jej zagospodarowanie, uratowanie... chyba jedynie władze Karłowic mogły by ją przejąć i jakoś wykorzystać... Może na jakieś muzeum, bo restauracja, kawiarnia raczej nie ma racji bytu w tym miejscu... a może się mylę... 
Dworzec czy... raczej stacja Karłowice
Dworzec czy... raczej stacja Karłowice © amiga
Stacja chyba najlepsze czasy ma już za sobą
Stacja chyba najlepsze czasy ma już za sobą © amiga
Pompy nie widziałem na stacji dobre kilkadziesiąt lat
Pompy nie widziałem na stacji dobre kilkadziesiąt lat © amiga
Wieża wodna
Wieża wodna © amiga
Powoli wracam do bazy, zbliża się 9:00, zaskakują mnie buty "najki" zawieszone na przewodach telefonicznych...  trochę mnie to ubawiło, ciekawe który głupek je ta, wrzucił... ;)
Boisko przyszkolne
Boisko przyszkolne © amiga
Dość wysoko rozwieszają tutaj pranie i buty ;)
Dość wysoko rozwieszają tutaj pranie i buty ;) © amiga

Dochodzę do szkoły, podchodzę do foodtrucka, zamawiam kawę i hamburgera, chwilę później dołącza do mnie wymarznięty Marcin. zamawia podobny zestaw... Konsumujemy to już w szkole... jest niezłe, jest ciepłe, stawia nas na nogi... Może chwilę później dostaję sms-a od Darka, że wstali, idziemy na salę, powoli trwają przygotowania do ogłoszenia wyników... 
W oczekiwaniu
W oczekiwaniu © amiga
Zakończenie imprezy
Zakończenie imprezy © amiga
W losowaniu nagród Darek wygrywa gadżety, a ja może minutę później wstęp na Paintballa w Opolu lub Wrocławiu dla całej drużyny... 
Wylosowano Darka :)
Wylosowano Darka :) © amiga

Około 11 zbieramy się w drogę powrotną, w samochodzie jest ciepło, rozkłada mnie, kawa nie pomaga.... dopiero chwila na parkingu gdy mogłem się rozruszać przywraca mi krążenie... :)

W sumie Tropiciela jak zawsze oceniam bardzo pozytywnie... mają wyrobioną markę, swój jedyny i niepowtarzalny klimat... bawiłem się nieźle, zresztą po komentarzach pozostałych uczestników wygląda na to, że i im się podobało. Zaskoczyła pogoda..., zaskoczyła pozytywnie... nie padało, jak na koniec października było ciepło... Ciekawe jaki będzie tropiciel 22 :) Zabawa pewnie będzie jak zwykle przednia...

Ps. Część zdjęć jest pożyczona od Darka

Krowa rajdowa

Niedziela, 25 września 2016 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Wyjeżdżam sporo przed świtem, pociąg prawie pusty, wewnątrz wracają imprezowicze, samą atmosferą można się upić, próbuję się zdrzemnąć, ale jak to zwykle ze mną w pociągach bywa szanse na to niewielkie, upajam się za to bogatym bukietem zapachów win, piwi  innych trunków... ;)
W Kolejach Śląskich
W Kolejach Śląskich © amiga
W Częstochowie przesiadka... na siłę muszę lecieć do kasy, bo w Katowicach za diabła w kasie nie dało się kupić biletu na całą podróż, Koleje Śląskie coś wspominały że zmienił się regulamin w Kolejach Regionalnych... podobno wprowadzono w osobówkach rezerwację na rowery... jakieś jaja... Pytam się o to konduktorki.... i zrobiła zdziwioną minę... Pierwsze Słyszy...ale przez tą akcję za rower płaciłem 2 razy... Szkoda gadać...
Koleje Łódzkie
Koleje Łódzkie © amiga
Zaczyna budzić się dzień, wstaje słońce, za oknem mgła... trzeba użyć telefonu... :)
Wschód słońca
Wschód słońca © amiga
Krajobraz we mgle
Krajobraz we mgle © amiga
Poranne klimaty
Poranne klimaty © amiga
Uroki wczesnego wyjazdu
Uroki wczesnego wyjazdu © amiga
Ciekawe kiedy mgły znikną
Ciekawe kiedy mgły znikną © amiga
Nikogo nie ma
Nikogo nie ma © amiga
W Łodzi Kaliskiej spotykam się z Karoliną i jedziemy samochodem za Aleksandrów Łódzki, na start KROWY Rajdowej, Impreza poza pucharem, ale w ciekawej okolicy, organizowana jest po raz trzeci, ja jestem tutaj pierwszy raz. Karolina pozwala sobie towarzyszyć... więc chyba się nie zgubię...  Może być ciężko, około 60km, wszyscy którzy znają tą okolicę mówią coś o piaskach... a ja na stosunkowo wąskich oponach...  42x700c. Wcześniej nie jeździłem nimi po piachu.... jak będzie... nie wiem, mam nadzieję, że nie utknę. 

Nieco przed 10:40 dostajemy mapy... terem może nie jest jakiś strasznie rozległy ale to co się rzuca w oczy stosunkowo niewielka ilość asfaltów...  Wyjeżdżamy z bazy jako jedni z ostatnich , mamy zaznaczone tylko kilka punktów, z wstępnej szybkiej analizy wynika, że czasu jest na styk.... 14 PK, 60 km... w czasie 4:15. uwzględniając brak asfaltów... wystarczy jeden, może 2 błędy i będzie po ptokach.... 

Na starcie
Na starcie © amiga
Ten krzyż to jakiś znak? Będzie aż tak ciężko?
Ten krzyż to jakiś znak? Będzie aż tak ciężko? © amiga
Chwila przed odprawą
Chwila przed odprawą © amiga
Mapy przed nami
Mapy przed nami © amiga

Widząc Wikiego na starcie, raczej nie mam złudzeń kto wygra... ;), cóż... ruszamy, najpierw powoli... zaliczamy punkty w kolejności ich numeracji... przynajmniej na początku. 

Niestety nie mam opisu punktów, a były dość charakterystyczne, lekko wierszowane ;), niestety zostały oddane na mecie. Jeszcze jeden szczegół który wyróżniał te zawody - nie ma perforatorów, trzeba coś spisać, policzyć sprawdzić i wpisać na kartę, przyznam się, że to najsłabszy punkt zawodów, tutaj premiowani są okoliczni mieszkańcy którzy dobrze ją znają, tam gdzie trzeba coś policzyć jest jeszcze ok, ale miejsca z których np liczy się kolor... już niekoniecznie.... 

PK 1 
Najbliżej położony punkt, dojazd wg mapy szutrami i pod koniec tylko trzeba wjechać we właściwą przecinkę, lekko przestrzeliwujemy, ale szybko zawracamy, te przestrzelenie to może 50 m, jakoś mam problem by przyzwyczaić się do tej skali mapy, ostatnio jeździłem głównie an mapach 1:75000 i 1:100000, mostek zaliczony, trzeba spisać gatunek powalonego drzewa w pobliżu... Brzoza - to nie mogło być nic innego, bo pewnie 90% ludzi nie było by w stanie zidentyfikować gatunku, zresztą sam pewnie byłbym w stanie określić może 4-5 gatunków poza brzozą.

PK 2 
Punkt znajduje się jakieś 2.5 może 3 km dalej w pobliżu leśniczówki, kilku bikerów mamy koło siebie, niby wybraliśmy wersję szutrową, niby ma być prościej, ale po raz pierwszy trafiamy na dość paskudne piachy, rower w kilku miejscach się zapada.... do Ambony trafiamy bezbłędnie, szczeble policzone - jest ich 10.

Ambona z 10 ma szczeblami... o ile dobrze pamiętam ;)
Ambona z 10 ma szczeblami... o ile dobrze pamiętam ;) © amiga

PK 3

Lustrzanka została w samochodzie, dzisiaj raczej nastawiłem się na zdjęcia telefonem, miejscami jednak żałuję.... okolica jest malownicza, Droga za to przynajmniej jej pierwsza część daje się we znaki, trochę piachów, trochę szutrów, kamieni... tarka... gdy docieramy do asfaltu czujemy ulgę, dojazd do przecinki gdzie ma być grób psa jest bezproblemowy, wjeżdżamy w tą właściwą i... widzimy ekipę poszukiwawczą, to nie wygląda dobrze, grobu nie ma... teren jest czesany w odległości około 100m od miejsca gdzie jesteśmy, w końcu ktoś krzyczy jest... i jest... jakieś 100 metrów na wschód... na mapie jest więc błąd... co organizatorzy potwierdzają już na mecie. Imię psa spisane, jedziemy dalej.

No i jesteśmy w polu
No i jesteśmy w polu © amiga
Gdzie ten pomnik?
Gdzie ten pomnik? © amiga
Grób psa
Grób psa © amiga
Piko - był kochany
Piko - był kochany © amiga

PK 4 

Początkowo planowaliśmy podjazd na PK od północy jednak Karolina zwróciła uwagę, że chyba jest przecinka, tyle że kółko zasłania ją...  trochę więc na czuja wjeżdżamy w miejscu gdzie ma być... i jest... punkt odnaleziony, zresztą kilka osób też tam się kręci... 
Tyle, że zastanawiam się co to było, chyba paśnik... (brakuje opisu punktów) i trzeba przeliczyć szczeble w dnie paśnika. Jest ich 5 - tego też w tej chwili pewny nie jestem ;). Cóż... 

Punkt znaleziony jedziemy na 

PK 5

Droga dość prosta, jedziemy z grupą bikerów i oczywiście przestrzeliwujemy, tak to jest jak włącza się instynkt stadny... nie przepadam za takimi sytuacjami, jednak Karolina ma głowę na karku... Pytanie dotyczy pięter lasu ile ich jest i co to za piętra... z pamięci... 
 Ściółka, Runo,  Podszycie, Drzewa - oczywiście to w tej chwili z pamięci, ale mogłem się machnąć, Google w tej chwili podpowiada mi że Podszycie to Podszyt, ale niby to samo , w każdym bądź razie były 4 warstwy ;)

PK 6

Tym razem do odszukania jest słupek określający granice oddziałów, ich jest od groma w lesie liczymy przecinki, na dokładkę spory fragment jest po lesie i po piasku... odbijamy w przecinkę która wydaje nam się tą właściwą, słupek znaleziony i chyba ten właściwy, numery oczywiście z pamięci... więc może być z tym różnie.... 131, 130, 118 przy drodze było jeszcze kilka słupków... wiem że odczytywałem ich numery, więc być może teraz coś pokręciłem, ech szkoda, że nie zrobiłem zdjęcia karcie startowej.... Swoją drogą czemu nie robiłem zdjęć? Telefon miałem pod ręką...  

PK 7

Jedziemy z grubsza na północ by dotrzeć do szutru wzdłuż autostrady tam naszą uwagę zwraca przepust pod drogą... to skróci nam drogę :) więc tam też podążamy... Za stawem ma być miały domek i zadanie - policz żabki... jakie żabki... 
Dojeżdżamy na miejsce...  wchodzimy do środka i są... jest ich 17 to te od firan... 

PK 8

Dość długi przelot, decydujemy się na wariant przez Wiktorów i Orlą, tutaj zadanie to policz okna w garaży przy opuszczonym domu...masakra.. przestrzeliwujemy o jakieś 200 m... zawracamy... okazuje się, że to nie opuszczony dom tylko dom w budowie za siatką ogrodzeniową, liczymy zza płotu okna... jest ich 3

PK 11 

Zmiana kolejności... z tej strony jazda wg numeracji nie ma większego sensu, ww zasadzie chyba bardziej naturalnym byłby PK 14, ale zaczyna nam brakować wody a to punkt gdzie ma być coś do picia...  czytaj woda Na miejscu jesteśmy dość szybko, tym razem do spisania jest informacja w którym kręgu znajdują się Skrzaty, opis znaleziony, woda uzupełniona, banan zjedzony, jedziemy dalej, tuż obok jest
Co to jest Skrzat.... ;)
Co to jest Skrzat.... ;) © amiga

PK 10

Na około 500 odcinku ma być dom, gdzie właściciel powiesił na słupkach ogrodzeniowych puszki po piwie, mamy spisać nazwę tego najbardziej ulubionego, czas nas goni, nie zatrzymujemy się, dopiszemy to dalej, ale działka znaleziona bezbłędnie, puszki są po Tyskim Harnasiu i jedna po Okocimiu...

PK 14

Musimy nieco zawrócić na PK, na północ...w większości szutrami, gnamy jak wariaci... czasu coraz mniej ,punktów do zaliczenia również... mamy zobaczyć i spisać to to za zwierze siedzi na drzewie... na miejscu okazuje się, że to małpa :) 

PK 13
w końcu sam asfalt, może 3 km d przejechania, szybko docieramy pod kościół, spisz kolory okien... i teraz znowu będzie z pamięci.. 
czerwony, niebieski, zielony i żółty - tego ostatniego nie jesteśmy pewni... wnętrze jest ciemne, kościół zamknięty a kolor prawie nierozpoznawalny... ech... właśnie z takich powodów wolałbym perforatory, nie było by takich problemów... 

PK 12

W większości szuter i trochę po lesie, ale odcinek krótki... brzony odnalezione i tutaj również problem, brzozy są 2 ale jedna z odnogą może na wysokości 20 cm z 10 m wygląda jakby były 3, wpisujemy 2 z adnotacją o innej możliwości... brrrr te perforatory.... 

PK 9

Ostatni nasz punkt, dość długi przelot, czasu za to bardzo mało.... gnamy na wariata... wpadamy na miejsce, punt zaznaczony przy stawie... coś o bramce.... brami nie ma... z daleka przez drzewa za bagnem Karolina zauważa jakieś 2 bramki... wyjeżdżamy i podjeżdżamy ciut dalej liczmy haczyki na górnej belce... jest ich 13...mam delikatne obiekcie do szczegółowości mapy i zaznaczenia tego PK. Punkt nie jest przy stawie, jest jakieś 50 metrów od niego. Oznaczenie na szarym polu...  

Nie zastanawiamy się nad tym, mamy góra 30 minut czasu... masakra jakaś...

Meta

Ja na wąskich oponach, Karolina także, ale dzielnie walczymy z szutrami, z piaskami, wpadamy na metę, zziajani, zmęczeni... ledwo żywi. wg mojego zegarka jest 14:59... wg organizatorów 15:01...  tak też wpisują nam na karty, nie kłócę się bo i po co jak chwilę później okazuje się, że przedłużyli czas o 5 minut... a może i więcej. Tyle, że ja swojego czasu jestem pewien... w końcu synchronizowałem go z netem kilka godzin wcześniej... 

Jest chwila by pogadać, okazuje się, że Wiki wpadł na metę jaki pierwszy (tak też obstawiałem na początku) z kompletem, jechało z nim jeszcze 2 gości... nie wiem na którym jestem miejscu, ma być to ogłoszone na facebooku... cóż poczekam... 

Za to Karolina ląduje na pudle na 2-gim miejscu, różnica pomiędzy pierwszym to jedynie kilka sekund... na ostatnim odcinku zostaliśmy wyprzedzeni... Ale i tak było nieźle, tym bardziej, że teren nie był lekki a asfaltu było niewiele... 

A jeszcze jeden szczegół... zamiast perforatorów sportowych można użyć zabawkowych, ozdobnych z wzorami, kosztują grosze i można je kupić w wielu sklepach z art biurowymi... Na jakiś zawodach były wykorzystywane i spisały się nieźle... 


No i mamy pudło
No i mamy pudło © amiga
Karolina na podium :)
Karolina na podium :) © amiga

Zawody skończone, słońce coraz niżej, pakujemy rowery i Karolina podrzuca mnie na stację PKP, chwila pożegnania i lecę, mam kilka minut do odjazdu, ostatnie zdjęcia Łodzi z peronu, trwa mecz na pobliskim stadionie, chyba nic wielkiego, bo ludzi mało... ale przynajmniej są głośni ;)

Podjeżdża pociąg, o czasie, pakuję się do środka, i.... chwilę później kołchoźnik ogłasza, że wyjedziemy z około 30 minutowym opóźnieniem, jedna z pasażerek zasłabła i czekamy na pogotowie... Te przyjeżdża bardzo nieśpiesznie... faktyczni od chwili ogłoszenia do przyjazdu minęło dobre 20 minut :(
Na stacji Łódź Kaliska
Na stacji Łódź Kaliska © amiga
Przyśpiewki wskazują, że trwa mecz
Przyśpiewki wskazują, że trwa mecz © amiga

W końcu jednak ruszamy, mam 3 godziny, próbuję się zdrzemnąć... nie ma szans... 
W pociągu InterCity
W pociągu InterCity © amiga
Dojeżdżam do Katowic... został tylko dojazd do domu, jest chłodno, ciemno.. jadę najkrótszą drogą... W domu ciuchy lądują w praniu a ja w wannie, dawno a sobie nie miałem tyle piachu i pyłu... 

Dzień był dość intensywny, sama KROWA bardzo wymagająca, większość szlaków piaskowa, szutrowa, niewiele asfaltu... prawdę powiedziawszy nie spodziewałem się aż takiego hardcoru na amatorskiej imprezie...  Zresztą gdy jechaliśmy było widać, że niektórzy uczestnicy mają serdecznie dość. Brakowało też jakiegoś bufetu, była tylko woda na 11 PK...  z drugiej strony to jedynie 4 godziny z hakiem. Inna sprawa, że po drodze kojarzę tylko jeden sklep i to właśnie w okolicy 11-ki;)

Dzień w sumie był miło spędzony razem z Karoliną... Dziękuję Ci za kolejny wspólny maraton :)

W kilometrażu doliczony jest jeszcze mój dojazd do dworca PKP... w sumie niewiele, ale jednak...

Tropiciel - 20 Jubiletusz

Niedziela, 10 lipca 2016 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Tropiciel... dawno nas na nim nie było, zresztą nawet nie planowałem by pojawić się na tej edycji... ale plany planami, a życie sobie. 
Tym razem z zaskoczenia, zapisujemy się jako 4 osobowa drużyna nieco ponad tydzień przed imprezom ;)

Drużynę EBT zbieramy około 20:00 w sobotę, 4 osoby... Dorota, Olga, Darek i oczywiście ja. Na miejscu jesteśmy około 22:00. Nie możemy się zarejestrować, pobrać pakietów startowych. Organizatorzy każą nam czekać do 23... trochę bez sensu... ale ok. za to jest czas by podejść do pobliskiej żabki, nawodnić się, przygotować rowery. 

Czas mija nieubłaganie.

23:00 - odbieramy pakiety startowe, Pytamy się Czy wydawane są też czarne worki... Chwila konsternacji, pytanie przekazywane jest dalej... "Czy my wydajemy czarne worki?" Odpowiedź niestety nas nie zadowala. Nie wydajemy czarnych worków... 
Szkoda, poległych będziemy zakopywać bezpośrednio w ziemi, może jedynie zakopiemy do pasa, będzie pomnik... 

Koszulki Tropiciela robią wrażenie, są nieźle  wykonane. Zostają jednak w samochodzie poczekają na powrót
Niby mamy sporo czasu, pochylamy się nad rowerami, mocujemy lampki, witamy się ze znajomymi którzy pojawiają się w okolicach bazy... 

Jeszcze uśmiechnięci
Jeszcze uśmiechnięci © djk71

0:00 - Pierwsi rowerzyści ruszają na trasę, my mamy jeszcze godzinę... Można coś jeszcze zjeść, napić się, napełnić bidony... pakujemy plecaki... 

0:45 - idziemy w kierunku startu, za 5 minut szybka odprawa... 

Na starcie Tropiciela

Na starcie Tropiciela © amiga
Pas startowy
Pas startowy © amiga
Czekamy na swoją kolej
Czekamy na swoją kolej © amiga

0:50
- odprawa, zaczyna się.. i tutaj małe zaskoczenie. Dzisiejszy Tropiciel ma scenariusz :), oparty jest na prawdziwych wydarzeniach z 1917 roku gdy to 17 czerwca zdarzyła się katastrofa w pobliskiej kopalni rudy cynku, ołowiu i żelaza. Historia do poczytania m.in. tu: 
ZATOPIONA KOPALNIA BIBIELA - PASIEKI

Dowiadujemy się, że naszym celem jest sprawdzenie czy jest bezpiecznie, a jedyny który przeżył siedzi tuż obok, tyle, że jest mało rozmowny... być może się zatruł. 

Dostajemy mapy... możemy zacząć kreślić trasę... 

1:00 - start

siedzimy dalej ;) i ustalamy trasę..., średnio znam ten teren, za to Darek często tutaj jeździ... więc zakładam, że to co ustaliliśmy jest w porządku...


Łatwo nie będzie
Łatwo nie będzie © djk71

1:05 -  ruszamy

PK A - skrzyżowanie dróg leśnych

dojazd do punktu jest dość banalny, umiejscowiony jest tuż przy jeziorze Nakło-Chechło, nie można się zgubić, 90% dojazdu to asfalt. W niezłych humorach dojeżdżamy an PK, a tam zadanie specjalnie rozpoznaj 2 sygnały alarmowe. Poszło dość sprawnie. 

Ciężko nie trafić na PK
Ciężko nie trafić na PK © amiga
To gdzie teraz?
To gdzie teraz? © amiga

PK H - piaskownica

1:28 - tym razem nieco więcej terenu, leśnych ścieżek, w ich plątaninie, źle skręcamy wyjeżdżając nieco za bardzo na południe na drogę 78 zamiast 912... błąd nie jest zbyt duży, szybko można go naprawić, asfalt jednie pomaga nadrobić nam czas. Odbijamy na leśny dukt, później w wąską ścieżynkę wzdłuż nasypu kolejowego. Musimy zsiąść z rowerów... o jeździe nie ma mowy... 

Trochę chaszczy jest
Trochę chaszczy jest © amiga
2:10  - po około 200m odbijamy w lewo, jest PK, są strażacy... jest zdanie do wykonania, zgadnij kotku co strażak ma w walizce ;) 
Kilkadziesiąt sekund później  ruszam dalej na
Będzie zadanie specjalne?
Będzie zadanie specjalne? © amiga

PK L - sztuka współczesna

2:15 - Wykreślona przez nas trasa wiedzie na Ożarowice, Zendek, cały czas asfaltem, prędkość nie schodzi poniżej 25 km/h, mamy dobre humory... do czasu....

Jak do tej pory droga przyjemna ;)
Jak do tej pory droga przyjemna ;) © amiga
Pierwsze zamglenia
Pierwsze zamglenia © amiga

2:49 - przekraczamy Brynicę, do punktu w linii prostej jest wg mapy góra kilometr, szybko się uwiniemy, wystarczy pojechać wzdłuż granicy lasu, odbić na ścieżkę która doprowadzi nas jak po sznurku na PK...

...tyle, że za Brynicą ścieżka jakaś taka zarośnięta, ginie w chaszczach... 
zawracamy,  szukamy innej ścieżki, jako że zamykam kolumnę, to ścieżka dla mnie istnieje, widzę, że ktoś przede mną tędy jechał, tyle, że po chwili uświadamiam sobie, że wcześniej jechały tutaj tylko 3 rowery - Darka, Olgi i Doroty...

Jesteśmy w czarnym lesie
Jesteśmy w czarnym lesie © amiga

Roślinność jakby nieco wyższa
Roślinność jakby nieco wyższa © amiga
To tylko trawy
To tylko trawy © amiga

Pojawiają się mgły, jest ciemno,,, niewiele widać... co dalej? 

3:26 - chyba pora na przebijanie się na azymut, na północ, tam musi być "cywilizacja" czyli droga... jakoś tak się składa, że mam przyjemność prowadzić wycieczkę ;) o jeździe nie ma mowy, doły, drzewa, i wysokie trawy utrudniają nam przejście...
Gehenna trwa ... przeszliśmy może 200m. 

3:46 - wychodzimy na budowę autostrady A1, pora napić się, coś zjeść... tylko co dalej i gdzie jesteśmy? 

Szlak imienia Etisoftu
Szlak imienia Etisoftu © amiga

3:47 - nieco nieco się rozjaśnia, jesteśmy na drodze technicznej wzdłuż budowanej autostrady, jedziemy ostrożnie obserwując lewą stronę, musimy trafić na naszą ścieżkę.... 


Tylko gdzie jesteśmy?
Tylko gdzie jesteśmy? © amiga
Przedświt dobry
Przedświt dobry © amiga

4:14 - jest droga, być tyle, że przejechaliśmy ponad 2 km... czy to aby ta nasza? cóż, próbujemy podjechać na PK w efekcie lądujemy po raz kolejny na autostradzie ;)

Ćwiczenia z rowerem
Ćwiczenia z rowerem © amiga

Decyzja może być tylko jedna, odpuszczamy ten punkt, musimy znaleźć jakiś punkt odniesienia, mapy są stare... mają się średnio do rzeczywistości... nie ma autostrady. Zresztą innych elementów też brakuje. To po czym się poruszamy ma kilka metrów szerokości i jest mocno utwardzone... 

4:40 - natykamy się na żywe dusze... też lekko zagubione, ale nie aż tak bardzo jak my :) Chwilę później natykamy się na Szermierzy... w końcu wiemy gdzie jesteśmy. 

PK P - ruiny

Zmieniamy plan, punkt L odpuszczony, jedziemy na P jest w pobliżu.
4:49 - Darek uświadamia sobie gdzie był punkt i jaką niepotrzebną pętlę zrobiliśmy, patrząc na mapę, to sam się dziwię, że wybraliśmy taki wariant, który z góry był skazany na porażkę... 

Jacyś ludzie
Jacyś ludzie © amiga
Jakie miłe spotkanie :)
Jakie miłe spotkanie :) © amiga
Jest nasz 3 PK
Jest nasz 3 PK © amiga

na punkcie oczywiście zadanie specjalne, tym razem wojskowe, rozpoznawanie stopni wojskowych, wozów bojowych itp. plus informacja, że jest do wykonania zadanie sprawnościowe, przy jednym z pobliskich stawików, trzeba pobrać próbkę wody do próbówki która jest do odnalezienia po drodze... 

Kolejna zgadywanka
Kolejna zgadywanka © amiga
Żołnierze na PK
Żołnierze na PK © amiga

Tym razem prowadzi Olga, rozgląda się po po bokach... próbówek nie ma, nie ma, nie ma.... 

5:02 - jesteśmy na miejscu, dostajemy probówkę i montujemy Olgę na uprzęży i opuszczamy nad staw. Próbka wody zdobyta, mamy ją dostarczyć na punkt G, tyle, że nikt nie wie gdzie on jest. 

Pobieranie skażonej wody
Pobieranie skażonej wody © amiga
Napełnianie pojemnika skażoną wodą
Napełnianie pojemnika skażoną wodą © amiga
Mamy wodę to teraz trzeba ją dowieźć do Punktu G
Mamy wodę to teraz trzeba ją dowieźć do Punktu G © amiga

Przyglądamy się mapą, może jednak wrócimy na tą nieszczęsną Elkę?  

L - sztuka współczesna 

Odczuwamy zmęczenie, po 3 godzinach mamy 3 punkty... chyba nie ma szans na zdobycie kompletu. Tyle, że PK L jest niedaleko... aż szkoda go nie zaliczyć. 

Mamy dość
Mamy dość © amiga

Nie było już czasu na podziwianie jeziorek
Nie było już czasu na podziwianie jeziorek © amiga

5:22 - przejeżdżamy obok budynku byłej szkoły powszechnej w Bibieli, jest już jasno, kawałek asfaltu cieszy... Nawigacja na punkt banalna... 

Szkoła Powszechna w Bibieli
Szkoła Powszechna w Bibieli © amiga
Folia NRC się przydaje
Folia NRC się przydaje © amiga

5:32 - jesteśmy na punkcie :) zadanie specjalne - puzzle, układamy je w niezłym czasie, dostajemy po mufinie, było nam to potrzebne, od razu wstępuje w nas duch walki... 

Puzzle
Puzzle © amiga

rzut oka na mapę, teraz punkt X, nie powinno być problemów, wystarczy skręcić w dowolną przecinkę na północ... 

PK X - strumień

...tyle, że przecinki na północ kończą się na pobliskiej kopalni Ostra Góra, pozostało jednak pojechać lekko dookoła, ale za to "pewną drogą" Miejsce o w rzeczywistości Garbaty mostek, z prostym dojazdem, pod koniec nieco piasku, jednak jak wspomina Darek było tutaj gorzej, znacznie gorzej...  Pod drodze spotykamy Wojtka, zamieniamy kilka zdań, i ruszamy dalej, do "Garbatego" już niedaleko.

Pięknie oznaczone leśne ścieżki
Pięknie oznaczone leśne ścieżki © amiga
Znajomi na trasie
Znajomi na trasie © amiga

6:21 - meldujemy się na PK, oczywiście nie mogło być inaczej, zadanie specjalne, tym razem dla grzybiarzy, po drugiej stronie rzeczki jest tablica z grzybami, zapamiętaj 3 grzyby jadalne, i trzy niejadalne.... Proste :)

Punkt z pytaniami o grzyby
Punkt z pytaniami o grzyby © amiga

Jak tak dalej pójdzie to kto wie... oczywiście jest jeszcze problem w zlokalizowaniu punktu G...

ale tym jeszcze nie zaprzątamy sobie głowy... z podpowiedzi na punktach wynika, że jest on gdzieś w pobliżu działki 104, to przy samym Miasteczku Śląskim... a my jesteśmy daleko na północy... 

PK F - wiata Leśnictwa

Długa łatwa prosta bez żadnych zakrętów, nie można nie trafić, tym bardziej, że na punkcie rozbili się strażacy... 

6:41 - czekamy na zadanie, okazuje się że jesteśmy setną ekipą :) i z tej okazji nie mamy zadania do wykonania, niemniej uzupełniamy płyny... czujemy już zmęczenie... do mety niby blisko a jednak daleko, gdzieś w głowach tli się nadzieje, może jednak uda się zdobyć wszystkie punkty? 

Kolejny postój strażaków
Kolejny postój strażaków © amiga

PK C - góra

Spory kawał po asfalcie, gdzie dogania nas Wojtek, ponownie zamieniamy kilak zdań, an więcej nie ma czasu, odbijamy w kierunku Jurnej Góry gdzie znajduje się kolejny PK. pod koniec pojawiają się piaski, to raczej podejście niż podjazd... Wpychamy rowery na szczyt... 

7:08 - kolejne zadanie specjalne, tym razem do odgadnięcia symbole niebezpieczeństw... przyglądamy się mapie... hmmm... chyba już pora odszukać nieoznaczony punkt G

Jest trochę piasku
Jest trochę piasku © amiga
Maski już niepotrzebne?
Maski już niepotrzebne? © amiga

PK G 

długa prosta, odbijamy w kierunku kwatery 104 z daleka widać jakiś samochód, podejrzane jest to miejsce, okazuje się, że jest tam ścieżka prowadząca  na właściwe miejsce. Co prawda na początku lekko przestrzeliliśmy jednak szybko naprawiamy błąd. 

7:34 - wygrzebuję z plecaka próbkę wody okazuje się, że jest radioaktywna, na szczęście nie napromieniowałem się ;).... Ruszam dalej, Niby tylko 2 punkty do zaliczenia i meta jednak czekają nas długie przeloty... 

W drodze na punkt G
W drodze na punkt G © amiga

PK K - skrzyżowanie dróg leśnych

bardzo długa prosta, co prawda jakość dróg nie zgadza się z tym co mamy na mapie, ale odległości wskazują, że wszystko jest w porządku. To pierwszy z 2 punktów gdzie nie ma obsady, jest tylko lampion, perforator. Knoppers wspomaga Dorotę, gna po 30km/h po lesie, ciężko dotrzymać jej kroku.

8:10 - Punkt odnaleziony, czasu mało, jedziemy dalej... na oko do mety mamy 10 km... 

PK U - wiata na terenie leśniczówki

nie ma żadnych kombinacji z dojazdem, wpadamy na leśniczówkę na wiatę, chociaż nikt z nas nie nazwałby tego wiatą, 

8:26
- Olga dopija energetyka... coś przekąsza... i jedziemy dalej... 

Meta

8:39
- Początkowo leśne dukty, szutry, ale na mapie nic nie było o bruku... masakra, przecież po tym nie da się jechać, Darek pociesza, że to tylko 2 km. 

8:48 - Wpadamy na metę... przed czasem, jak udało nam się zrobić wszystkie PK, 2 godziny spędzić w lesie, poza światem, poza cywilizacją, poza drogami? 

Cóż... Rozsiadamy się na łące, boisku czy czymś takim, słońce niemiłosiernie pali... pora zjeść kiełbasę z grilla, nie wegetariańską ;), popijamy tym co jeszcze mamy, szybkie zakupy, dostajemy dyplomy Tropicieli... 

Nowa przyjaciółka ;)
Nowa przyjaciółka ;) © amiga
Oczekiwanie na losowanie
Oczekiwanie na losowanie © amiga

Czekamy na 11:00 - ogłoszenie wyników i losowanie nagród... W okolicach południa opuszczamy bazę... zaczynam odpadać, chce mi się spać... 

A tak naprawdę to zapomniałem, jak świetną imprezą jest Tropiciel, jak pomimo nocy, można się nieźle bawić... dodatkowo zadania na punktach nieco ożywiają całą zabawę, a połączenie to z wątkiem historycznym, dopisania scenariusza... jest strzałem w dziesiątkę. 
Zarówno my - Darek i ja jak i Olga z Dorotą świetnie się bawiliśmy... tyle, że chyba warto poświęcić te dodatkowe kilak minut na analizę map...  Na trasie 60km zrobiliśmy 87... chyba rekord, ale przynajmniej wiemy jak będzie przebiegać autostrada A1 w okolicy... 

A jeszcze czemu  Jubiletusz :) - kto był ten wie... jak można sprzedać błąd na koszulce - Mistrzostwo świata :)

i na koniec krótki filmik z Tropiciela


BikeOrient - Sulejowski Park Krajobrazowy

Sobota, 25 czerwca 2016 · Komentarze(9)
Uczestnicy
Dzionek zaczyna się bardzo wcześnie... Gdy ruszamy z Darkiem jest coś koło 5:45... Nawigacja podaje, że nam, że będziemy przed 9:00 ... mamy sporo czasu. Gdy docieramy na miejsce sporo rowerzystów już się przygotowuje do wyjazdu na trasę, z każdą chwilę pojawiają się kolejni zawodnicy... 

Na miejscu jest już Karolina chwila przywitania, na szybko składam rower... idziemy do rejestracji... i mamy kilka minut dla siebie :)
 
W bazie na starcie
W bazie na starcie © amiga
Około 9:30... rozpoczyna się odprawa, a w zasadzie przedodprawa... bo ta dopiero za 15 minut... Szybka kawa... 
Jest obłędnie gorąco... dzień dobrze się nie zaczął a na termometrze już ponad 30 stopni... Dość dobrze z reguły znoszę upały ale w tej chwili woda leje się ze mnie, boję się co będzie na trasie... 

Jadę z Karolą, być może na długiej trasie..., dostajemy mapy... trochę instrukcji od Piotrka... i zaczynamy kombinować..., aż korci by rozrysować całą trasę, kombinujemy który punkt pierwszy...  6, 5 może 2... Wariant nie jest oczywisty... punkty rozsypane jak bakalie w lodach ;) Powtykane tu i tam... po obu stronach Pilicy, na dokładkę na tym odcinku jest tylko jeden most w Sulejowie, drugi jest 30km dalej, ale poza mapą... do dyspozycji mamy tzw przeprawę rolniczą i 3 brody...  

Bądź tu mądry człowieku i narysuj optymalny wariat... najlepiej tak by w razie czego dało się zmienić trasę z krótkiej na długą i odwrotnie, w zależności od tego co będzie się działo... 

Darek w stroju firmowym
Darek w stroju firmowym © amiga
Mapy już czekają
Mapy już czekają © amiga

Rozrysowujemy tylko trasę do siedmiu punktów, tam już musimy zdecydować czy próbujemy zmierzyć się z dystansem Giga, czy jednak Mega.  W końcu ruszamy.... 

PK2 - Skarpa nad rzeką

Dzisiaj skarpy, brzegi, podnóża będą nas chyba prześladować... 
Wyjeżdżamy z Taraski, jest asfalt, nie jest źle... moja przewodniczka :) prowadzi, ja czuję się zmęczony po średnio przespanej nocy...  i przy takich temperaturach, liczę na to, że się rozkręcę. liczniki chwilami pokazują 30 km/h... do czasu... gdy wjeżdżamy na leśne dukty...
Coś mi spadło na wargę... wycieram to rękawiczką... spoglądam na nią... to kleszcz... oj... niedobrze... to źle wróży dzisiejszemu wyzwaniu... zabijam zwierzaka... 

Na trasie
Na trasie © Tymoteuszka - zdjęcie dzięki uprzejmości Xzibi Aries
PK nad brzegiem Czarnej
PK nad brzegiem Czarnej © Tymoteuszka - zdjęcie dzięki uprzejmości Xzibi Aries

Sam dojazd do PK dość prosty, tym bardziej, że to jeden z pierwszych punktów, więc ludzi kierujących się na niego jest całkiem sporo... docieramy do lampionu, podbijamy karty i w drogę... zawracamy na 

PK4 - Brzeg rzeki

Wracamy na asfalt... długa prosta przez Dąbrowę nad Czarną, dalej na Stanisławów, Co ciekawe pomimo, że rysowaliśmy wspólnie trasę, to wykreśliliśmy nieco inne dojazdy do punktu, po drodze dogania nas Grzesiek, pyta o imbus 5 :) Zostawiam mu scyzoryk z kluczami... dogoni nas pewnie później, a jak nie to na mecie się zobaczymy, raczej nie będę potrzebował kluczy na trasie... 
Przed punktem zaczynamy kombinować z dojazdem, ścieżek jest jakby nieco więcej... do PK wg mapy nie ma ścieżki... trzeba się kierować nieco na azymut... oczywiście pierwszy wjazd w pole okazuje się nietrafiony, drugi jakby lepiej, ale coś jest nie tak, przy trzecim spotykamy Grześka, oddaje scyzoryk, a my znajdujemy PK... jest niedaleko, tyle, że trzeba przecisnąć się pomiędzy krzaczorami... ścieżka jest na szczęście już wydeptana, co ciekawe gdy docieramy na miejsce widzimy, że chyba lepszy wariant to podjazd z drugiej strony rzeki i przejście do lampionu w bród..... z drugiego brzegu lampion jest widoczny z daleka, jedyne co zyskaliśmy to brak konieczności moczenia się w wodzie ;) za to czas nam nieco uciekł... mamy dwa PK a minęła już godzina...


Gdzieś tu musi być punkt :)
Gdzieś tu musi być punkt :) © amiga
Wisi lampion
Wisi lampion © amiga

PK5 - opuszczone gospodarstwo

Wracamy na asfalt, leśne dukty są średnio przyjazne dzisiaj, pocimy się niesamowicie, liczniki pokazują jakieś wariackie temperatury, na szosach na otwartym terenie jest jeszcze gorzej, kierujemy się na Włodzimierzów, punkt banalny patrząc na to co było na poprzednim. Gospodarstwo trochę zaskakuje, raczej wygląda na domek letniskowy i coś w rodzaju stodoły, czy raczej drewnianego zadaszenia na coś... nie zmienia to faktu, że jest opuszczone... Podbijamy karty... czas na ostatni punkt na tą chwilę po tej stronie Pilicy. 
Lampion PK5
Lampion PK5 © amiga
Opuszczone gospodarstwo
Opuszczone gospodarstwo © amiga
Karolina wraca z podbitymi kartami :)
Karolina wraca z podbitymi kartami :) © amiga

PK6 - młodnik

Uwielbiam takie nazwy punktów, jest prawie tak samo genialny jak granica kultur... ale cóż... jedziemy, ilość ścieżek trochę przeraża, na dokładkę to punkt posiadający swoje rozświetlenie w postaci fragmentu zdjęcia satelitarnego... na którym niewiele szczegółów można dostrzec, jakieś 3 polany, kilka ścieżek... będzie ciężko... 

Ścieżki które miały nas prowadzić na punkt są mocno zarośnięte, kilka razy zmieniamy kierunek jazdy... i próbujemy zgadnąć gdzie jesteśmy... trochę pomagają nam znaki... rezerwat Jaksonek... Strasznym zygzakiem docieramy w miejsce gdzie spodziewamy się PK, roświetlenie niewiele pomaga, za to napotkani bikerzy i owszem... wydeptane ścieżki wskazują gdzie należy szukać lampionu :) Podjazd od strony rezerwatu był fatalny...  pod kątem nawigowania, przejezdności ścieżek...  
Cóż, pozostaje odszukać kolejny punkt... nie powinno z tym być większego problemy, bo wapiennik w Kurnędzu już kiedyś odwiedziłem :)

PK7 - brzeg półwyspu

Żar leje się z nieba... bidony coraz bardziej puste, ale w planie "wycieczki" mamy wizytę w Sulejowie, to dołoży nam kilometrów, jednak tam na 100% będzie jakiś sklep... będą napoje, może coś jeszcze... droga do Sulejowa jest banalna... i coraz lepszej jakości, ech gdyby tak było wszędzie... 
W Sulejowie przeprawiamy się po moście... zjeżdżamy do sklepu przy remizie, 5 minut przerwy, mamy wodę mineralną, jakiś napój jałowcowy, spoglądam na skład... nic niezwykłego, a napis, że to samo zdrowie  jest chyba nadużyciem... podstawowe składniki podobne do tych z koli... woda i cukier... jakieś pomijalne ilości czegoś z jałowca...  wypijam część reszta ląduje w śmietniku, nie zachwyciło... 
Nieco napojeni ruszamy dalej... droga do Kurnędza usiana jest trelinkami, których nie lubię, na szczęście obok wydeptana jest wąska ścieżka gruntowa, po tym można jechać całkiem przyjemnie... i stosunkowo szybko... Przy wapienniki natykamy się na sporą grupę rowerzystów, nie dało się nie trafić... miejsce charakterystyczne, a dostęp do półwyspu dość stromy... 
lampion odnaleziony, karty podziurawione więc... 

Wapiennik w Kurnędzu
Wapiennik w Kurnędzu © amiga
Kolejny lampion
Kolejny lampion © amiga

...zastanawiamy się co dalej... Temperatura zabija... trasa giga raczej nie wchodzi w rachubę...  już czujemy skutki odwodnienia... co z tego, ze pijemy skoro woda jeszcze szybciej z nas wyparowuje... W planie mieliśmy teraz podjazd na PK8 i odbicie na PK9 który otwiera drogę na pozostałe PK po tej stronie Pilicy... 

Nanosimy korekty... 

PK9 - ogrodzenie

Przejeżdżamy przez cały Kurnędz, Krzewiny, wbijamy się na ścieżkę szutrową, docieramy do rozwidlenia  gdzie musimy już odmierzać, sprawdzać kierunki. jest ogrodzenie, ale dojazd nie jest zbyt oczywisty, dookoła ogrodzenia ganiają zawodnicy... odnajdujemy dość szybko PK... podbijamy karty i mamy problem z określeniem którędy tutaj dojechaliśmy... chwilę błądzimy, ale kompas uświadamia nas, że to nie ten kierunek, obieramy azymut na zachód, wychodzimy na drogę... ufff

PK15 - stodoła

Długi przelot 42, odbijamy w las na wysokości Salkowszczyzny, w miarę szybko docieramy do stodoły na prywatnym terenie, witamy się z gospodarzem, jest uprzejmy, po podbiciu kart przysiadamy się na chwilę w cieniu drzewa... zamieniamy kilka zdań posilając się bananami, sącząc zawartość bidonów... okazuje się, że Pan... mieszka tutaj sam... z daleka od cywilizacji... ale jest zadowolony :) Po kilku minutach żegnamy się, i ruszamy na 

PK1 - skarpa nad Pilicą - BUFET

Bidony znowu wysychają w zastraszającym tempie... wyjeżdżamy na asfalt w okolicy Stobnicy... w pobliżu jest sklep, ale następny PK to bufet... przecież to niedaleko... Przejeżdżamy przez 3 morgi... docieramy do kładki i brodu...  wybieramy kładkę... i chyba nie był to najlepszy wybór... nie zamoczyliśmy nóg, ale kładka jest rozpięta na 3 stalowych linach... 2 z nich służą za podpory desek... dość fantazyjnie zbitych... trzecia lina służy jako "poręcz" cała konstrukcja buja się i robi wrażenie jakby za chwilę miała runąć, chociaż ktoś mówił, że jest po "remoncie"... 

Na kładce w Trzech Morgach
Na kładce w Trzech Morgach © Tymoteuszka - zdjęcie dzięki uprzejmości Xzibi Aries

Tuż za bujanym mostem jest jeszcze jeden, już nie tak hardcorowy
Rowerzyści na kładce
Rowerzyści na kładce © amiga
Drewniana kładka
Drewniana kładka © amiga

Do bufetu są może 3 km... ale tego się nie spodziewaliśmy... cały czas piach, kopny piach... rowery co chwilę utykają... jadę na oponach 700x42C... rowerem rzuca na wszystkie strony ale co ciekawe są fragmenty gdy jednak wydaje się, że po czymś takim nie da się przejechać, a jednak... koła się kręcą, nie zapadają się, ale reguły nie ma... Co jakiś czas natykamy się na rowerzystów na poboczu, widać, że mają dość, pytamy się, czy wszystko w porządku... jest ok, po prostu chcą chwilę odpocząć, wychłodzić się... tylko jak to zrobić przy +40... w cieniu... w słońcu jest 10 stopni więcej... 

To najdłuższe 3km dzisiaj i w całej mojej karierze bikera, życie z nas uchodzi... przestrzeliwujemy wjazd na bufet...  przez głowę przemknęła mi myśl... odpuśćmy, jedźmy już do mety... to tylko jeden PK odpuszczony, spoglądam na zegarek, na mapę... na Karolę... jest wykończona... jak ja... 

Jadąc na jedynkę myślę, by zanurzyć się na chwilę w rzecze... plan jednak zmieniam gdy widzę, że do rzeki to trzeba zejść, a później się wdrapać. 

Podbijamy karty, chwilę rozmawiamy z zawodnikami, wszyscy wyglądają jakby ktoś ich przeżuł i wypluł... my wyglądamy pewnie podobnie... pijemy ile się da, uzupełniamy bidony... arbuz nieco nawadnia... Po dobrych 10 minutach mogę spróbować ciasta... żołądek jest je w stanie przyjąć... polewam głowę i koszulkę wodą, na chwilę to pomaga, odzyskuję nieco wigoru... 

Punkt żywieniowy
Punkt żywieniowy © amiga
Meandrująca Pilica
Meandrująca Pilica © amiga

Spoglądamy na siebie... do zaliczenia tylko 2 PK... góra 10 km drogi... modlę się, by więcej piachów już dzisiaj nie było... mam dość...

Ruszamy...

PK3 - Podnóże skarpy

Kierujemy się na Szarbsko, przestajemy myśleć, mózg nie kontaktuje za dobrze, nie wjeżdżamy na nasz szlak... jedziemy na Dąbrówkę, tylko po co? 
Zawracamy, wjeżdżamy na szuter, tyle, że chwilę później robi się dziwnie piaszczysty, jakieś 2 km walki z wydmami, trochę polem, trochę po szlaku... Słońce nie odpuszcza... 
W końcu docieramy do Władysławowa... na przedłużeniu drogi powinna być ścieżka leśna, z mapy wynika, że  gdy dojedziemy do skrzyżowania mamy odbić w prawo i pierwsza w lewo.. i powinniśmy być na wysokości PK... Tak łatwo oczywiście nie jest... pierwszy zjazd, to nie to miejsce... jakaś łąka przy Pilicy... zawracamy, kolejny zjazd... też coś nie tak...  ale widać skarpę, a raczej drzewa na niej rosnące, więc lampion musi być w okolicy, porzucamy rowery, idziemy trochę dokoła, odnajdujemy skarpę i poruszamy się wzdłuż niej... gdzieś w oddali majaczy nam biało-pomarańczowy materiał... to lampion... w linii prostej mamy góra 50 metrów... idziemy na azymut... jest.... 

Lampion... dzisiaj to chyba przedostatni
Lampion... dzisiaj to chyba przedostatni © amiga
Skarpa
Skarpa © amiga

tylko... teraz trzeba odszukać rowery... wychodzimy na drogę, odszukujemy miejsce gdzie zjechaliśmy i po góra 100m odnajdujemy rowery... 
Zawracamy... pora na...

PK8 - Brzeg rzeki

Droga leśna na szczęście nie jest zbyt piaszczysta... docieramy do asfaltu w okolicy Starego Niewierszyna...  szosa... mam ochotę ją ucałować... W Niewierszynie odbijamy na Ostrów, jedziemy szutrówką, ale jest dobrze utwardzona, nie ma niespodzianek... 
docieramy do brodu. Punkt jest po drugiej stronie o czym wiedzieliśmy, jednak zaburzyłoby to nam wariant... poza tym obiecałem, że przejdę przez rzekę... na dzień dobry wpadam w muł... moczę się do pasa... wyciągam komórki i zostawiam Karolinie... a sam idę na drugą stronę... podbijam karty... wracam... cieszę się, że to już koniec... tylko dotrzeć do mety.. .

Meta

Wpierw szuter, później asfalt i po kilku minutach jesteśmy w bazie... Mija dłuższa chwila zanim dochodzimy do siebie... idziemy coś zjeść... Centrum Taraska to ośrodek wegański z jakiś meczetem czy czymś podobnym na terenie, już w komunikacie startowym była informacja o zakazie spożywania mięsa, jajek, alkoholu... itd... boję się co będzie na obiad... 

Na mecie BikeOrient
Na mecie BikeOrient © Tymoteuszka - zdjęcie dzięki uprzejmości Xzibi Aries

Jest kompot... jest dobry, ale nie wiem z czego... i jest mi wszystko jedno...  jest zupa... taka grochowa, ziemniaczana ... coś koło tego, tyle, że bez mięsa...  w skali od 1-5 ma jakieś 3.5... jadalna... Drugie danie... to surówka polana nie wiadomo czym, jakimś sosem...  i ryż z warzywami, surówka nie zachwyca jest byle jaka... ryż suchy i niejadalny... oddaję do kuchni... Coś mi się zdaje, że właśnie skończyłem moją przygodę z kuchnią wegańską...
Brakuje tradycyjnego ogniska, grilla BikeOrientowego.... ale cóż... ośrodek ma takie, a nie inne zasady...  chociaż liczyłem, że może się trafi chociaż jakiś robak... a tu nic... 

Sama impreza zorganizowana perfekcyjnie... zresztą jak zawsze... pogoda dopisała, aż za... co widać było po kolejnych osobach wpadających czy raczej padających na mecie...  Nie wiem ile wody wypito... pewnie poszło to w hektolitry... 
W okolicy 18:30 rozpoczęła się dekoracja zwycięzców, losowanie nagród... i zaczęliśmy powoli się zbierać... przed nami długa droga... 

Dzięki Karola za kolejny dzień ze mną spędzony... podtrzymywałaś mnie na duchu... gdy miałem już dość.. Dzięki :) za wszystko... 

Wyjeżdżamy z Taraski grubo po 19... a raczej przed 20... w Sulejowie stajemy przy jakimś sklepie.. .cokolwiek do picia, zimnego i nie woda...  
To był długi i gorący dzień... na dokładkę w miedzy czasie polska dostałą się do 1/4 finału Euro... wygrywając ze Szwajcarią , a myślałem, że takie rzeczy to między bajki należy włożyć...