Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2015

Dystans całkowity:1914.14 km (w terenie 379.78 km; 19.84%)
Czas w ruchu:104:15
Średnia prędkość:18.36 km/h
Maksymalna prędkość:51.65 km/h
Suma podjazdów:16913 m
Maks. tętno maksymalne:197 (107 %)
Maks. tętno średnie:145 (78 %)
Suma kalorii:85998 kcal
Liczba aktywności:38
Średnio na aktywność:50.37 km i 2h 44m
Więcej statystyk

Poniedziałek wieczór

Poniedziałek, 31 sierpnia 2015 · Komentarze(0)
Rano przyjechałem wyjątkowo późno, ze względu na wizytę u lekarza, a później dzień się pokręcił... Do domu gnam szosami, nie mam czasu na jazdę terenem, a może po prostu nie chce mi się jechać lasami.... chcę jak najszybciej znaleźć się w domu... Naciskam mocniej na pedały, skąd u mnie tyle siły po prawie 2 tygodniach pedałowania dzień w dzień? Widocznie gdzieś tam jeszcze zostały jakieś resztki mocy :) A może wspomaga mnie wiatr? W chwili wyjazdu było wyjątkowo upalnie 34 stopnie, ale temperatura szybko leci w dół, gdy dojeżdżam do Katowic są już jedynie 24 stopnie, spora różnica... 

Pomnik przy leśnej drodze
Pomnik przy leśnej drodze © amiga

Poniedziałek rano

Poniedziałek, 31 sierpnia 2015 · Komentarze(0)
Poranek lekko pokręcony, z rana tuż po ósmej wypad do lekarza, oczywiście rowerowy, daleko nie ma :), po wizycie dopiero gnam do pracy, w przychodni już się przyzwyczaili, że przyjeżdża taki w gaciach rowerowych :). Z rana temperatura na poziomie 25 stopni... ciepło, przyjemnie... ale późny wyjazd to konieczność gnania drogami, szosami, nie zastanawiania się nad drogą. Za to na drogach jest luźniej, kto musiał ten już siedzi w pracy...  do firmy dojeżdżam dopiero po 10:00 i to grubo... szybka kąpiel, ciekawe o której wyjdę?

Okolica Augustowa
Okolica Augustowa © amiga

Piątek wieczór

Piątek, 28 sierpnia 2015 · Komentarze(0)
Wyjeżdżam nieco szybciej o 16:30, szybciej niż myślałem, jest ciepło, a nawet gorąco, w chwili wyjazdu 31 stopni, już po wyjeździe, szybko dochodzę do wniosku, że przydałby się teren, las, coś bardziej przyjemnego niż szosy... 
Inaczej, szosy też mają swój urok, szczególnie gdy jedzie się z sakwami, wczoraj jednak nawet teren mi nie przeszkadzał, gdy testowałem te kupione po wyprawie Crosso :) 
Pakuję się centralnie na hałdę na Sośnicy, wszędzie jest niesamowicie sucho, spod kół wydobywa się lekki obłoczek kurzu... pyłu hałdowego... dalej jest podobnie, decyduję się na jazdę obok stawów Makoszowskich, zaskakuje mnie tak niski poziom wody... pamiętam jak jeszcze rok temu droga prowadząca przy stawach byłą zalana. dzisiaj brakuje kilkudziesięciu cm...
Dalej odbijam na Halembę i przez lasy Panewnickie.

Śliwki dojrzewają
Śliwki dojrzewają © amiga

Piątek rano

Piątek, 28 sierpnia 2015 · Komentarze(0)
Kończy się dzisiaj krótki tydzień po urlopie, to był jednak dobry pomysł by zacząć po połowie tygodnia, stres mniejszy, trzeba się powoli przyzwyczajać :). Wyjazd do pracy około 7:15, coś mam problem by wcześniej się pozbierać, wcześniej wyjechać. Na wyprawie jakoś nie miałem z tym problemów, a teraz? Co się dzieje, zmęczenie jesienne, tylko czemu teraz? Do jesieni jeszcze prawie miesiąc, chociaż drzewa już niektóre pokryły się złotymi barwami. Droga do pracy po szosach, z drobnymi fragmentami po parku... Dość przyjemny i szybki przejazd :)... w firmie obowiązkowa kąpiel... i do pracy

Wigry... i rowery
Wigry... i rowery © amiga

Czwartek wieczór

Czwartek, 27 sierpnia 2015 · Komentarze(0)
Wyjeżdżam dzisiaj z firmy trochę po 16.... 
W trakcie pracy przyszły nowe sakwy, tym raczej już wiedziałem czego potrzebuję i co jest ważne... Montuję je na bagażniku... 10 sekund wystarczyło... :) W środku ląduje kilka rzeczy w tym plecak :)... No i cóż... pora ruszać do domu... 
Gdzieś trzeba sprawdzić sakwy... więc jadę do lasu... nie w wersji ekstremalnej przez hałdę, ale przez lasek Makoszowski, Makoszowy, dalej przez Halembę i lasy Panewnickie... 

Sakwy się trzymają, nie latają po bagażniku... nie przesuwają się, nie haczę o nie butami... jest nieźle... ;) Tyle, że pewnie nie prędko będę miał okazję sprawdzić je naprawdę w terenie... w trasie, ale pewnie w przyszłym roku będą jak znalazł... 

W domu jeszcze tylko przecieram je i do szafy ;)

Długa droga
Długa droga © amiga

Czwartek rano

Czwartek, 27 sierpnia 2015 · Komentarze(0)

Skończył się urlop trzeba do pracy.... Nie ma już Pięknego Wschodu..., tzn jest... i zostanie... i być może w przyszłym roku tam wrócimy :)... ale dzisiaj trzeba wrócić do prozy życia.... do dojazdów do pracy i z pracy.... 


W planie dzisiaj jest jeszcze spłukanie roweru... z rana zmieniam łańcuch... już pora... Gdy ruszam jest 7:20... późno, ale musiałem z rana przemyśleć co mam wziąć, nie pamiętam co mam w firmie, czego nie muszę brać, wolę więc wziąć kilka rzeczy w razie czego... 


Droga głównie szosami, liczy się czas... trochę dziwnie mi się jedzie... bez sakw, bez bagaży, a jedynie z założonym bagażnikiem... Został... gdyż w firmie będą na mnie czekać kolejne sakwy... tym razem zakup bardziej przemyślany... wiem w końcu czego oczekuję od tego wyposażenia... pokazała mi to Karolina... Gdy widziałem, że ja mocuję się z sakwami po 5 minut przy montażu i demontażu, a jej zajmuje to 10 sekund... No cóż... człowiek uczy się na błędach... Chociaż i tak te z którymi jechałem spisywały się nadspodziewanie dobrze, niemniej w trakcie jazdy nie miały okazji spotkać się z deszczem... w sumie mi to wtedy nie przeszkadzało... 

Jednak cała przyroda czeka na deszcz... Przedwczoraj popadało kilka godzin, ale chwilę później już po tym śladu nie było... wszystko piorunem wsiąkło...

Z rana 15 stopni, dość przyjemnie  :) wręcz idealna temperatura na jazdę... na drogach względy spokój, jeszcze za kilka dni zacznie się gorączka... związana z początkiem roku szkolnego... 

Na dzień dobry w Piotrowicach jakaś sierotka rodzaju męskiego zajeżdża mi rowerem drogę... chwilę wlokę się za nim... chłopaczek może 25 może ciut więcej lat, ale jazda za nim to niezłe wyzwanie... strasznie szarpie, nie potrafi utrzymać rytmu, rower lata mu od prawej do lewej po drodze... samochody boją się go wyprzedzać... W końcu nie wytrzymuję i wyprzedzam go... 20km/h z górki to jakieś jaja... Za to dalej już spokojniej... mogę jechać w swoim tempie...

Jeszcze jeden epizod... gdy jakiś kretyn w transporterze wyjeżdża mi tuż przed kołem z podporządkowanej uśmiechając się głupkowato pod nosem... tyle,  że było to już w Gliwicach... 

No cóż... za kilka dni to będzie przez jakiś czas standard...  może trzeba będzie uciekać w las? Zobaczymy... 

Takie widoki tylko na podlasiu
Takie widoki tylko na podlasiu © amiga

Powrót do domu... Po Wyprawie na Piękny Wschód...

Poniedziałek, 24 sierpnia 2015 · Komentarze(2)
Wczesny poranek...  pakuję się, czas ucieka niesamowicie... Gdy ruszam jest 7:38... późno... o ósmej muszę być w Tomaszowie by pożegnać się z moją współtowarzyszką podróży na Piękny Wschód.... 
Trochę na wariackich papierach wsiadam na rower i pędzę ile się w nogach... jedzie się dziwnie łatwo...może z górki... ale nie... to coś innego... jadę z wiatrem.... teraz mnie wspomaga, ale gdy będę jechał do domu... oj będzie ciężko...
Melduję się na placu Kościuszki... Karolina już jest rozmawia ze znajomym :)...

Chwila powitania... troszkę rozmawiamy..., czas szybko umyka... powoli zbliża się dziewiąta... Karolina musi iść do pracy... a ja mam przed sobą kilka kilometrów do przejechania... 
Chwila pożegnania trochę się przeciągnęła... już umawiamy się na kolejną wyprawę, kiedyś... może niedługo... 

Każdy rusza w swoją stronę, ja wracam do Smardzowic... a w zasadzie przez nie...  Zatrzymuję się na chwilę przy sklepie, szybkie zakupy... Pepsi zamiast porannej kawy... 
Wczoraj wieczorem rozrysowałem sobie drogę powrotną, nie jadę najkrótszą drogą do Katowic, jadę na Częstochowę a tam w zależności od pory i samopoczucia albo pojadę przez Woźniki, albo... wpakuję się do pociągu Kolei Śląskich... na tą chwilę jeszcze nie wiem co będzie... 

Ruszam spod sklepu... Zakładam, że po drodze nie będę nigdzie wchodził i odbijał na boki, mam spory kawałek drogi na dokładkę wieje od południa... więc większość trasy będę miał pod wiatr... Pamiętam jak to było przy dojeździe do Hajnówki jak wiatr nas wykończył... Boję się, że będzie podobnie... Ale jadę... kierunek Twarda, po około kilometrze słyszę, że coś mi spadło, chwilę później słyszę chrupnięcie... Odwracam się... już wiem co się stało... Po rak kolejny zostawiłem wpięte w sakwy okulary, tym razem spadły na jezdnię, a samochód jadący za mną rozjechał je... Ech... To był prezent... :(

Jadę dalej, mijam Małe Końskie, kieruję się na Błogi Rządowe i dalej Szlacheckie, tutaj po raz pierwszy robię króciutką przerwę na focenie... :) i jadę dalej... 

Kościół parafialny pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny i św. Mikołaja
Kościół parafialny pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny i św. Mikołaja © amiga

Wiatr jest paskudny, muszę z nim walczyć o każdy kilometr, na dokładkę czuję, że coś mi się w żołądku przewraca, to chyba Pepsi tak na mnie działa... Po drodze znów zatrzymuję się przy kościołach... sam nie wiem czemu... pewnie to dlatego, że są najbardziej widoczne i najbardziej rzucają się w oczy... Ich konstrukcja jest ciekawa, a poza tym jak wspomniałem to założenie było takie, że focę tylko to co będzie po drodze... 

Więc kilka zdjęć w Dąbrowie nad Czarną
Parafia Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Dąbrowie nad Czarną
Parafia Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Dąbrowie nad Czarną © amiga

Nieco dalej w Dąbrówce, znów trafiam na kościółek :)
Parafia św. Rozalii w Dąbrówce
Parafia św. Rozalii w Dąbrówce © amiga

Za to w Skotnikach wpierw podjeżdżam pod drewniany kościółek, a później do sklepu... tutaj kupuję mleko... i wypijam na miejscu licząc na to, że rozwiąże to problem bólu żołądka... Sprzedawca coś na mnie dziwnie się patrzał, pewnie normalnie tutaj tylko wino i piwo tak się pija :) Cóż... widocznie jestem inny ;P

Parafia Niepokalanego Poczęcia NMP w Skotnikach
Parafia Niepokalanego Poczęcia NMP w Skotnikach © amiga

Dzwonnica przy kościele
Dzwonnica przy kościele © amiga

Koniec laby, jadę dalej przed Faliszewem zaskakuje mnie budynek, wygląda n a stary młyn wodny, ale na mapie nie ma po nim śladu... Jakaś niedoróbka, czy jednak to nie jest młyn?

Młyn wodny przed Faliszewem, chociaż pewności nie mam
Młyn wodny przed Faliszewem, chociaż pewności nie mam © amiga

Z grubsza poruszam się wzdłuż Pilicy... zahaczam o kolejne miejscowości by w końcu wjechać do Przedborza... Pierwotnie chciałem poświęcić więcej czasu na to miasto, pamiętając zdjęcia na blogu Karoliny, ale wiem że czas goni... chcę maksymalnie pociągnąć ile się da, rezygnuję nawet z obiadu przynajmniej do Częstochowy, by zyskać na czasie... Będę się żywił bananami, i wszystkim co znajdę w sklepach przy drodze... 

W przedborzu szybka fota Pilicy i przylegającego do niej budynku, jak się później dowiedziałem Domu Weselnego, ciekawe czy powstał od podstaw, czy to wykorzystanie czegoś co było już wcześniej?

Pilica i po prawej Dom Weselny w Przedbórzu
Pilica i po prawej Dom Weselny w Przedbórzu © amiga

Trochę za Przedborzem odbijam na Zachód, w końcu wiatr mam z lewej strony mam go z boku... Zdecydowanie lepiej się jedzie. W pobliżu Chełmna zaskakuje mnie coś przy stadninie koni... Jakaś kaplica? Chyba nie... Nie mam pojęcia co to może być... 

Coś.... przy stadninie w Chełmnie
Coś.... przy stadninie w Chełmnie © amiga

Jadę na Radomsko, zaczynam dopuszczać opcję wpakowania się w tym mieście do pociągu i podjechania do Częstochowy... :)... jednak nie... nie teraz....  Omijam Radomsko od południa... Przejeżdżam w pobliżu jednego z wyremontowanych peronów... Chyba w Bobrach... 

Za stacją kombinuję jak dalej pojechać, sprawdzam mapę, sprawdzam na mapach OSMAnd... i nic ciekawego nie ma ... muszę odbić nieco na północ.... i zawrócić jakieś 2 km dalej, dziwny myk... Po drodze zaczynam szukać sklepu... znów by się przydał.. Strasznie chce mi się pić... Niby nie jest upalnie, ale jednak... gorąco czuję... 

Stacja PKP... w sumie mogłem poczekać na pociąg :)
Stacja PKP... w sumie mogłem poczekać na pociąg :) © amiga

W Szczepocicach Rządowych rozglądam się za miejscem bazy BikeOrienty sprzed chyba roku :), ale pamięć mnie zawodzi.... Przejeżdżam nad Wartą... masakra jak mało wody... Gdy byliśmy tutaj z Darkiem Warta była mocno rozlana po okolicy..
W Szczepocicach Prywatnych wpadam na głupi jak się później okaże pomysł by skrócić sobie trasę przez niebieski szlak rowerowy... początkowo jest ok, droga pomiędzy polami, później leśna, ale to co mam dalej... jeży włos na głowie... zresztą nie tylko na głowie... To trasa rodem z zawodów MTB... Droga usiana jest wyrwami po metr, czasami więcej... jadę po garbie i modlę się by rower mi się nie ześlizgnął... bo będzie nieciekawie... Myślałem, że talki odcinek będzie krótki ale ciągnie się i ciągnie... jakieś 8 km... walki jeszcze sakwy na bagażniku...

Warta w okolicach Szczepocic Rządowych
Warta w okolicach Szczepocic Rządowych © amiga

W Witkowie staję przy pierwszym i chyba jednym sklepie... muszę odsapnąć 5 minut, przy okazji uzupełniam zapasy... wodę... 
Po chwili ruszam w dalszą podróż, 120 km za mną... Znów odbijam na południe i znów czuję wiatrzysko...
Zatrzymuję się znów przy kolejnych kościołach w Kruszynie i Borownie

Kościół p.w. św. Macieja w Kruszynie
Kościół p.w. św. Macieja w Kruszynie © amiga
Jakiś pałac w Kruszynie
Jakiś pałac w Kruszynie © amiga
UM w Kryszynie
UM w Kryszynie © amiga
Parafia p.w. Św. Wawrzyńca w Borownie
Parafia p.w. Św. Wawrzyńca w Borownie © amiga

Ale jadę na na Kościelec i Rędziny... W tej drugiej miejscowości pakuję się na 91, niby teraz prosta droga do Częstochowy, ale... drogowcy postanowili zerwać asfalt, zrobili wahadło... jaja jakieś... nie ma nic, chodnika, pobocza, są tylko dołu... piasek... 
Spoglądam na mapę i widzę jakąś drogę równoległą.. odpalam nawigację, wygląda na to, że powinno to być przejezdne... więc korzystam z tego objazdu :) Wkrótce kluczę po Częstochowie, po ścieżkach rowerowych... Gdy trafiam na Kościół św Jakuba robię krótką przerwę przy nim... Dopijam resztki wody... Wiem jedno... dalej dzisiaj na rowerze nie jadę... 
Kierunek Dworzec PKP...

Kościół św. Jakuba w Częstochowie
Kościół św. Jakuba w Częstochowie © amiga

Widać Jasną Górę
Widać Jasną Górę © amiga

Chwila poszukiwań i jestem na Dworcu PKP... Mam trochę czasu do pociągu, jestem głodny, jestem spragniony... Więc wpierw szybka wizyta w sklepie... 2l Muszynianki kupione... Teraz coś zjeść i to najlepiej w pobliży... widzę jakąś knajpkę... z ogródkiem, jest mi wszystko jedno co to będzie, byle dużo i ciepłego... 
To... chińczyk.... 
Chwila rozmowy z właścicielem, chińczykiem świetnie mówiącym po polsku... i proponuje mi kurę z warzywami... 10 minut później już jem... jest naprawdę dobre... Po 30 minutach lecę na dworzec, kas nawet nie chce mi się szukać,  trwa remont dworca... są jakieś oznaczenia ale ganianie z rowerem z sakwami po schodach tam i z powrotem nie pasuje mi... już wolę dopłacić u konduktora... 

Pociąg już czeka... pakuję się do środka... jadę na Śląsk, jadę do Katowic... czuję zmęczenie...


W Katowicach na dworcu chwilę się zbieram, po drodze m.in. w Dąbrowie Górniczej padało, radary meteo pokazują, że chmury deszczowe krążą po okolicy... Więc ile sił w nogach jeszcze zostało, gnam do domu... 30 min później mogę usiąść na czymś innym niż siodełko... Jeszcze tylko gorąca kąpiel i mogę iść spać... 

To.... definitywny koniec wyprawy... Ostatni dzień tym razem samotnej podróży... Pozostały wspomnienia... i ochota na kolejną wielką wyprawę w towarzystwie Karoliny

Wyprawa na Piękny Wschód Polski - epilog....

Niedziela, 23 sierpnia 2015 · Komentarze(4)
Zastanawiałem się co napisać w podsumowaniu wyprawy... może to co najbardziej utkwiło  w pamięci... 
Po pierwsze niesamowita towarzyska wyprawy... - Karolina bez niej pewnie nie zdecydowałbym się w tej chwili na tamten kierunek... 
Sama wyprawa i podlaskie wyszło ot tak, zupełnie z przypadku, miało być nieco później, w zasadzie we wrześniu... i gdzie indziej... ale około tydzień przed nagle wszystko zostało wywrócone do góry nogami :), trzeba było na szybko zmieniać plany urlopowe, dołożyć trochę wysiłku by przygotować rower, siebie... itd...

Zupełnie nie wiedziałem na co się porywam, co będzie, jak będzie,  plan powrotu to już zupełna jazda bez trzymanki... kilka punktów na google maps zaznaczone... i sprawdzenie z grubsza odległości... z tego co pamiętam wyszło samego powrotu około 555km:)... Rzeczywistość to skorygowała, tym bardziej, że w Starym Folwarku spędziliśmy 3 dni... jeżdżąc i pływając po okolicy...
Poza Goniądzem i Starym Folwarkiem nie mieliśmy zaklepanych noclegów, bo... nie wiedzieliśmy gdzie dojedziemy, gdzie się zatrzymamy :), z premedytacją nie braliśmy namiotu, a później odesłaliśmy śpiwory, wierząc że po drodze coś znajdziemy.... i zawsze coś było :)

Dzień pierwszy - Augustów - Stary Folwark... w tym dniu zaskoczyła mnie ilość i jakość szutrów... po prostu były wszędzie... 
Dzień drugi - Spływa kajakowy - nogi odpoczywały... ale ręce pełne roboty... Dziki fragment Czernej Hańczy... malowniczy... 
Dzień trzeci - Suwalski park Krajobrazowy... - góry... które tam były.... a wieczorem Cimochowizna
Dzień czwarty -  Pierwszy dzień jazdy z sakwami, droga nad Biebrzą która dała nam w kość... i niezła kwatera z przemiłymi właścicielami
Dzień piąty - Droga do Hajnówki, pod wiatr i z zaskoczenia skorzystaliśmy z usług PKP, dzięki temu udało się co nieco zobaczyć w Białymstoku, Świetna kwatera wyposażona w pralkę :)
Dzień szósty - Chyba najbardziej obfitujący w atrakcje... począwszy od Grabarki, Siemiatycz, Drohiczyna, przeprawa przez Bug i poszukiwanie kwatery... W ten dzień znaleźliśmy dostaliśmy apartament :) - najlepszą kwaterę jaką można sobie wyobrazić...
Dzień siódmy -  Siedlce i spotkanie Anetą :) później walka na Krajówkach..., Góra Kalwaria - ją akurat źle wspominam, podeszwa na obiad... chyba najmniej mi się podobał ten dzień...
Dzień ósmy - Telefon na drzewie :), Puszcza Kozienicka..., Królewskie Źródła... i jedyny dzień gdzie troszkę popadało...
Dzień dziewiąty - Powrót do Tomaszowa.... najdłuższy odcinek... najdłuższa trasa... i pożegnanie... :( chociaż nie na długo....

Zaskoczyła mnie ilość kościołów, cerkwi, molenn, zaliczonych po drodze, o tyle dziwne, że mam nie po drodze z kościołem... a patrząc na zdjęcia to jeździliśmy od kościoła do kościoła :) niektóre piękne, inne takie sobie... 

Zaskakujący napotkani ludzie... najczęściej przemili... nastawieni pozytywnie... do nas, do świata... 

I oczywiście Karolina :) chyba najbardziej promienia i uśmiechnięta Kobieta Świata :)

Jak zawsze uśmiechnięta
Jak zawsze uśmiechnięta © amiga

Kiedy następna wyprawa i gdzie? 

Chyba za wcześnie by w tej chwili zgadywać, planować, to wyjdzie jak zawsze zupełnie niechcący... Z chęcią wróciłbym do niektórych miejsc, do tych które tylko przejechaliśmy, które musieliśmy odpuścić po drodze.... ale nie mam nic przeciwko kolejnej wizycie na Grabarce... Miejsce zrobiło na mnie niesamowite wrażenie... ale jest jeszcze jedna góra krzyży, tyle, że na Litwie... więc może kiedyś... kto wie... 

Podlasie jest z całą pewnością godne polecenia... Można tam jechać gdziekolwiek i w ciemno... zawsze coś ciekawego się znajdzie... chyba najgorzej było w Mazowieckim... ale i tak udało się kilka ciekawych miejsc odwiedzić... 

To chyba na tyle, na gorąco.... 

Dziękuje Ci Karolina za wyprawę z nieznane :) 

Wyprawa na Piękny Wschód Polski - dzień dziewiąty

Niedziela, 23 sierpnia 2015 · Komentarze(2)
Uczestnicy
5:00... pobudka... ale spać się dalej chce... więc jeszcze 5 minut... 
Jesteśmy w Stanisławowie na kwaterze... powolutku pora się zbierać, dzisiaj czeka nas dość długa droga... musimy dotrzeć do Tomaszowa... a przed nami grubo ponad 100km... 

Wschodzi słońce
Wschodzi słońce © amiga

Wyjeżdżamy o 6:45, słońce już świeci, ale jest chłodno... początek trasy dość nieskomplikowany, z napy wynika, że 5 km na zachód, później odbijamy na południe i kolejne 5km :)

Mijamy Ursynów i wjeżdżamy na drogę gruntową, a w zasadzie piaskową, jakby nam było mało piachu na tej wyprawie... ale to najkrótsza droga... więc brniemy dalej...
Gdy widzimy znów asfalt... trochę sił nam przybywa, chcemy dotrzeć do niego jak najszybciej...  odbijamy na południe, na Lewaszówkę i dalej na Mąkosy Stare i Goryń... 

3..., 2..., 1...., start
3..., 2..., 1...., start © amiga

Po drodze mijają nas wypełnione po brzegi samochody, ludzie w środku są odświętnie ubrani, po chwili przypominamy sobie, że jest niedziela, że to pewnie okoliczni mieszkańcy pędzą na poranną mszę do kościoła... tylko czemu na nas tak dziwnie spoglądają? 

W Goryniu króciusieńka przerwa przy kościele, do środka nie wchodzimy, trwa nabożeństwo, a ludzie mogą dziwnie patrzeć na dwójkę ubranych w obcisłe kosmitów fotografujących to i owo... 

Parafia rzymskokatolicka pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Goruniu
Parafia rzymskokatolicka pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Goruniu © amiga

Dzwonnica przy kościele
Dzwonnica przy kościele © amiga

Po chwili ruszamy dalej, pamiętając, że droga długa jest.... na mapach pozaznaczane jest kilka miejsc które mamy przy drodze którą jedziemy, ew delikatnie trzeba odbić, niemniej korzystamy z okazji. Pierwsza już w Bartodziejach gdzie z drogi rzucam się w oczy pałac, a raczej to co z niego zostało... chociaż wrażenie jest jedno, coś się koło niego dzieje, przy czym nie umiem odpowiedzieć, czy to tylko oczyszczenie i zabezpiecznie terenu , czy może coś większego, np przywrócenie go stanu gdy prezentował się nieco lepiej.... 

Ruiny w parku dworskim w Bartodziejach
Ruiny w parku dworskim w Bartodziejach © amiga

Przerwa na zdjęcie była dość krótka..., ruszamy dalej...  W końcu dopiero 20km za nami... 

W Jedlińsku mamy przeciąć siódemkę, ale ciut wcześniej zauważamy kościół... oczywiście musimy się przy nim zatrzymać, a nawet wejść do środka, jest prawdopodobnie pomiędzy jedną a drugą mszą... więc korzystamy z okazji

Kościół pw. Św. Apostołów Piotra i Andrzeja w Jedlińsku
Kościół pw. Św. Apostołów Piotra i Andrzeja w Jedlińsku © amiga

Wewnątrz kościoła
Wewnątrz kościoła © amiga

Organy
Organy © amiga

Na sklepiueniu
Na sklepieniu © amiga

Udaje się nawet namierzyć czaszkę pod krzyżem..., dołączamy więc ją do kolekcji... :)

Znalazła się i czaszka
Znalazła się i czaszka © amiga

Mijamy kolejne miejscowości, w zasadzie nic ciekawego w nich nie ma, jedynie na chwilę zatrzymujemy się przy gnieździe bocianów, są 2... To chyba ostatnia szansa by je zobaczyć, już wkrótce wyruszą w podróż do afryki... 

Bociany jeszcze w gniazdach
Bociany jeszcze w gniazdach © amiga

A my gnamy dalej do Bukowna, gdzie przy drewnianym kościele robimy nieco dłuższy postój, wpierw focąc ile się da, bo drzwi pootwierane..., 

Kościół p.w. Najświętszej Mari Panny w Bukownie
Kościół p.w. Najświętszej Mari Panny w Bukownie © amiga

W przedsionku
W przedsionku © amiga

Wnętrze kościoła
Wnętrze kościoła © amiga

Ołtarz główny
Ołtarz główny © amiga

Kolejna dzisiejsza czaszka
Kolejna dzisiejsza czaszka © amiga

Zerkając do tyłu
Zerkając do tyłu © amiga

a później posilamy się na jednej z ławeczek przed kościołem, co zajmuje nam trochę czasu, chyba po raz pierwszy czujemy dzisiaj lekkie zmęczenie, przydałaby się kawa, jednak patrząc na mapy nasze nadzieje są niewielkie, chyba dopiero w Nowym Mieście nad Pilica coś dostaniemy...

Więc musimy wsiąść ponownie na nasze rowerki i ruszamy dalej... w którymś momencie zaskakuje nas nazwa miejscowości... - Żydy... ciekawe jaka była geneza jest powstania... Co prawda nazwa może coś sugerować, ale nie jestem do tego przekonany, tym bardziej, że wyraz ma kilka różnych konotacji...

Ciekawe jaka była geneza nazwy miejscowości
Ciekawe jaka była geneza nazwy miejscowości © amiga

Za kolonią ulów jedziemy po drodze wyłożonej kamieniami, ale nie jest to bruk... bruk jest równy, tutaj pomiędzy kamieniami są spore przerwy... rower podskakuje na wszystkie możliwe strony... jedziemy bokiem... lewą stroną jak rasowi Anglicy, ale inaczej się nie da, dopiero przed Waliską znowu droga jest przejezdna na całej szerokości... tyle, że zaskakuje nam mały drewniany kościółek znajdujący się w pięknym ogrodzie....., zdjęcia nie są w stanie oddać tego co widzieliśmy...

Waliska – kościół p.w. Matki Kościoła
Waliska – kościół p.w. Matki Kościoła © amiga

Rzeźba i krzyż przy kościele
Rzeźba i krzyż przy kościele © amiga

Ogrody dookoła kościółka
Ogrody dookoła kościółka © amiga

Kościółek w Walisce z innej perspektywy
Kościółek w Walisce z innej perspektywy © amiga

Jak zawsze uśmiechnięta
Jak zawsze uśmiechnięta © amiga

Szkoda tylko, że do środka nie dało  się wejść, wszystko pozamykane...Więc ruszamy dalej, plan to dotrzeć jak najszybciej do Nowego Miasta i coś zjeść, pora obiadowa w pełni :)... 

Jeszcze tylko mały postój przy drewnianym młynie, który jak widać nie jest drewniany, nieco dalej przy stawach i przy małej owieczce... beczącej w niebogłosy... 

Młyn wodny na Borowcu
Młyn wodny na Borowcu © amiga

Beee..., beee..., beee
Beee..., beee..., beee © amiga

Lokalny Baobab :)
Lokalny Baobab :) © amiga

Stawy tuż obok młyna
Stawy tuż obok młyna © amiga

Gdy mijamy Wólkę Magierowską zauważamy coś... coś co z daleka zaprasza na jedzenie, na świeżą rybkę :)... chociaż nie tylko
Łejkówka WakePark
Tutaj robimy dłuższy postój, nie obywa się jednak bez drobnych incydentów, a w zasadzie jednego... gdyż trawnik usiany jest wielkimi psimi kupami.... masakra jakaś, ktoś łaził tutaj z wielkim koniem i nie posprzątał po swoim pupilu... o ile w lesie to rozumiem, to w takich miejscach powinno być za to 10 batów... 
Ale dzięki rozkręceniu zraszaczy udaje się doprowadzić rowerki do stanu używalności... 
W końcu zamawiamy.... do picia Radler 0.0%... Taka słodka oranżada :) tyle, że z jakiegoś powodu nazywana piwem... ale dobre bo zimne ;) 
Zamawiamy też rybki.... ale te będą pewnie za jakiś czas... za to dookoła nas latają osy... dziesiątki os... też spragnione...

Martwa natura ;P
Martwa natura ;P © amiga

Rowerek wysycha
Rowerek wysycha © amiga

Osy są wszędzie
Osy są wszędzie © amiga

Piękne miejsce
Piękne miejsce © amiga

Aktywny wypoczynek
Aktywny wypoczynek © amiga

Niezłe jedzenie
Niezłe jedzenie © amiga

Po niezłym obiedzie - świeżutkiej rybce możemy ruszać dalej, chociaż było tego na tyle dużo, że ciężko się ruszyć...
Wjeżdżamy do Nowego Miasta nad Pilicą... i zaskoczenie, myślałem, że miasto będzie bardziej przytulne, że będzie przypominało np Siemiatycze... a tutaj to trochę wyglądało jak Góra Kalwaria tyle, że bez takiego ruchu samochodów... 

Gdy podjeżdżamy do kościoła pw. Opieki Matki Boskiej, zaczepia nas ksiądz i proponuje obiad.... Drugiego nie damy rady wcisnąć, więc dziękujemy ale chwilę rozmawiamy w skrócie mówimy skąd dokąd jedziemy... dowiadujemy się, że sam ksiądz jeździ na rowerze i planuje wyjazd z młodzieżą do Częstochowy...

Żegnamy się i podjeżdżamy do kościoła kilka fot, jedziemy dalej... do kolejnego kościoła... :) Gdzie na Ambonie zaskakuje wyciągnięta prawica z krzyżem....

Kościół pw. Opieki Matki Boskiej w Nowym Mieście nad Pilicą
Kościół pw. Opieki Matki Boskiej w Nowym Mieście nad Pilicą © amiga

W środku kościoła
W środku kościoła © amiga

Ołtarz
Ołtarz © amiga

Kościół pw. św. Kazimierza w Nowym Mieście nad Pilicą
Kościół pw. św. Kazimierza w Nowym Mieście nad Pilicą © amiga

Nawa główna
Nawa główna © amiga

Trochę zaskakujące
Trochę zaskakujące © amiga

Organy kościelne
Organy kościelne © amiga

Samo miasto nie urzekło... jest bezbarwne... a może to przez niedzielę, może mieszkańcy odpoczywali...?


W Łęgowicach Karolina prowadzi mnie pod drewniany kościółek,  to już jej tereny, zna je nieźle... chociaż województwo jeszcze nie te... :) Chwila pod kościołem i ruszamy dalej... do Tomaszowa... 

Łęgonice - kościół św. Jana Chrzciciela
Łęgonice - kościół św. Jana Chrzciciela © amiga

Dzwonnica przy kościele św. Jana Chrzciciela
Dzwonnica przy kościele św. Jana Chrzciciela © amiga

Niby niedaleko... ale prawie 100km i wielki obiad ;)... kierunek Rzeczyca, Inowłódz, po drodze szukamy jakiegoś miejsca gdzie można wypić kawę... wczesne wstawanie odbija się trochę na nas... :)

Stary mostek w Luboczy
Stary mostek w Luboczy © amiga

Kościół św. Katarzyny Aleksandryjskiej Dziewicy Męczennicy w Rzeczycy
Kościół św. Katarzyny Aleksandryjskiej Dziewicy Męczennicy w Rzeczycy © amiga

Przycupnął na murku
Przycupnął na murku © amiga

Coś udaje się kupić dopiero na stacji w Spale gdzie robimy krótką przerwę i... gnamy na Smardzowice gdzie liczę na jakąś kwaterę na dzisiejszą noc... :)... Jutro z rana mam w planie pojechać na Częstochowę, a jak się uda to i na Katowice...

Do Smardzowic jedziemy nieco bocznymi drogami... w sumie to i lepiej i przyjemniej, Kwaterę udaje się z naleźć w kilka minut, pomogła mi w tym Karolina, zostawiam bagaże i gnamy do Tomaszowa, odprowadzam Karolinę pod dom... tam zostajemy przywitani przez jej rodziców, dostajemy coś na ząb, chwila rozmowy i... zaczyna się ściemniać, wracam na Kwaterę, kilka km jedziemy wspólnie, jednak każdy z nas jest już zmęczony, marzy o gorącej kąpieli i ciepłym łóżku... Żegnamy się i obiecuję podjechać jeszcze jutro z rana... zanim wyruszę w drogę do domu...

W zasadzie dzisiaj kończy się nasza wspólna wyprawa, z Suwałk do Tomaszowa... chociaż, mam nadzieję, że to nie koniec naszych przygód :) i liczę na kolejne wyprawy....

Dziękuje za wszystko Karolina :)

Wyprawa na Piękny Wschód Polski - dzień ósmy

Sobota, 22 sierpnia 2015 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Dzisiaj nieco zaspaliśmy, późniejsze śniadanie, późniejszy wyjazd, to chyba efekt wczorajszego gnania krajówkami. Gdy się pozbieraliśmy jest 8:00 i kropi... po raz pierwszy odkąd ruszyliśmy na wyprawę. Prognozy wspominają, że w ciągu dnia coś może popadać, gdzieś w okolicach 15... Profilaktycznie gdzieś na podorędziu mamy przeciwdeszczówki... Jak będzie to jednak okaże się w trakcie

Wyjeżdżamy z Warki... co prawda na poranek mieliśmy zaplanowane krótki objazd miasta, ale sobota to nie najlepszy termin na takie wycieczki... Dziś jest dzień targowy... Targ znajduje się przy głównej drodze, wydaje się, że po obu jej stronach... przebicie się przez krótki kawałek może 2km... jest niezłym wyczynem, cały czas korki, stoją samochody, stoimy i my... nie ma jak tego objechać, w wszystkiemu winni piesi biegający z jednej strony jezdni na drugą, trzeba bardzo uważać...
Jedno z niewielu zdjęć Warki
Jedno z niewielu zdjęć Warki © amiga

Dopiero za miastem się luzuje... można jechać, przejeżdżamy nad Pilicą, przed nami jacyś rowerzyści też z sakwami... Wkrótce ich wymijamy, stają przy chyba stacji benzynowej... My mamy jeszcze trochę sił więc możemy gnać w siną dal....

Przekraczamy Pilicę
Przekraczamy Pilicę © amiga

Pierwszy krótki postój robimy w Grabowie nad Pilicą... W oczy z daleka kłuje kościół, może nie jest drewniany, może nie jakiś super zabytkowy, ale przykuwa wzrok... Stajemy i kilka zdjęć, wchodzimy nawet do środka, ale o specjalnym zwiedzaniu nie ma mowy, ksiądz wygłasza kazanie... Szybka fota z daleka i umykamy....

Parafia pw. Świętej Trójcy w Grabowie nad Pilicą
Parafia pw. Świętej Trójcy w Grabowie nad Pilicą © amiga

Zaglądamy do środka
Zaglądamy do środka © amiga

Po głowie chodzi nam jedno, gdzie dzisiaj będzie nocleg? Czy coś znajdziemy? Na mapach niewiele zaznaczonych jest takich miejsc, chcemy znaleźć coś jak najbliżej Puszczy Kozienickiej... Dzisiaj z rana więc z planie poszukiwanie noclegu, a gdy to już będzie załatwione "pojedziemy do lasu, do lasu, towarzyszu mój.... " ;P

Po drodze zatrzymujemy się w Głowaczowie, już najwyższa pora by zjeść zapakowane kanapki i poszukać może kawy, może będzie jakaś restauracja, bar, cokolwiek....

Zauważamy otwartą restaurację, Karolina idzie na zwiady... wraca po kilku sekundach... tam nie... nic z tego... wieje głębokim PRL-em... i śmierdzi piwem..... o skorzystaniu z toalety też nie ma mowy, ale... naprzeciwko mamy kościół... odnajdujemy latrynę przykościelną, warunki całkiem znośne :)

Przykościelna latryna w Głowaczowie
Przykościelna latryna w Głowaczowie © amiga

Wracająca Karolina
Wracająca Karolina © amiga

Po szybkim śniadaniu i popiciu zawartością bidonów, ruszamy do kościoła, coś nas tam przyciąga, może kolorowe witraże?

Gra świateł wewnątrz kościoła
Gra świateł wewnątrz kościoła © amiga

Znam tylko jeden kościół w którym wygląda to podobnie a chyba nawet ciekawiej
Znam tylko jeden kościół w którym wygląda to podobnie a chyba nawet ciekawiej © amiga

Dzięki witrażom wnętrze żyje
Dzięki witrażom wnętrze żyje © amiga

Muszę przyznać, że niewiele jest kościołów gdzie gra świateł odgrywa tak wielką rolę... pomimo ascetycznego wyposażenie, kościół mieni się wszystkimi barwami tęczy...

Musimy jednak ruszać dalej kierunek Brzóza, jednak tuż za miastem zaznaczony na mapie jest kopiec, widać go z drogi skręcamy... kilka fot... i jedziemy dalej.

Kopiec Piłsudskiego w Głowaczowie
Kopiec Piłsudskiego w Głowaczowie © amiga

Tablica na kopcu
Tablica na kopcu © amiga

Wjeżdżając do Brzózy szukamy agroturystyk, lub jakichkolwiek kwater, na mapie mamy coś zaznaczone, rozglądamy się i coś mamy, przy barze u Krysi... Zatrzymujemy się, kawa od jakiegoś czasu chodzi za nami... więc zamawiamy kawę, i zagadujemy o noclegi... Niestety dzisiaj dzień spływów kajakowych i miejsc nie ma, w obu agroturystykach... trudno...

Jedziemy do centrum miejscowości, zatrzymujemy się przy kościele, kilka zdjęć, gdy robię ten wpis, zastanawiam się jak to się stało, że nie mam zdjęcia kościoła z zewnątrz? Jakieś to niepodobne do mnie.... może dlatego, że zainteresowały mnie dzwony, nieczęsto jest do nich dostęp...

Dzwony przy kościele św. Bartłomieja w Brzózie
Dzwony przy kościele św. Bartłomieja w Brzózie © amiga

Wewnątrz kościoła św. Bartłomieja
Wewnątrz kościoła św. Bartłomieja © amiga

Krzyż
Krzyż © amiga

Wcześnie na necie wyszukałem jeszcze jedną agroturystkę, niby miała być nieco przed cmentarzem... jedziemy tam i rozglądamy się po okolicy, nie ma żadnych oznaczeń, zawracamy do centrum, na rynek, tam zagadujemy spotkane mieszkanki i... odradzają nam nocleg u księdza? Czemu?
Za to dowiadujemy się, że powinny być wolne miejsca w pobliskim Stanisławowie...

Jeszcze chwilę krążymy po centrum kilka zdjęć, zaskakuje nas telefon zainstalowany przez kowboja na drzewie :), nawet próbujemy wydostać się z Matrixa, ale chyba to nie ten film :)

Wyjście z Matrix-a?
Wyjście z Matrix-a? © amiga

W centrum Brzózy
W centrum Brzózy © amiga

Ruiny folwarku w Brzózie
Ruiny folwarku w Brzózie © amiga

Dojeżdżając w okolice Ursynowa zauważamy znak informujący o agroturystyce... skręcamy, odnajdujemy kwaterę i dowiadujemy się, że mając coś takiego, ale jest wynajęte od 2 lat :)... Stanisłałwów jest tuż obok więc jedziemy jeszcze kilometr, jeszcze trochę i... miejscowość nam się skończyła... Zawracamy..., Na ławeczce siedzi grupa sędziwych mężczyzn, zapytujemy się o agro... Tam, pojedziecie, widzicie ten szary dom, ze spadzistym dachem... :) i 2ma kominami

To jedziemy... jest szary dom, jest i spadzisty dach, są i kominy... wchodzimy do środka... mamy nocleg :) uff....
Zostawiamy bagaże i wpierw szybka wizyta w sklepie... mamy co jeść, mamy kolację i mamy i śniadanie... kupiliśmy proszek, będzie pranie :)

Swoją drogą miejscówka jest warta polecenia: Agroturystyka Stanisławów

Zostawiamy wszystko na kwaterze i ruszamy do puszczy :) po drodze jednak zauważam zameczek, komuś się chyba bardzo nudziło... bo to chałupa będąca jakąś miniaturką zamku...:) niemniej zwraca uwagę na siebie...

Ktoś postawił sobie zamek?
Ktoś postawił sobie zamek? © amiga

Pakujemy się na szlak... na szutry... bez sakw jakoś przyjemniej się jedzie, rowery są bardziej zwrotne... nawet piasek aż tak bardzo nie przeszkadza ;P

Rezerwat przyrody
Rezerwat przyrody © amiga

Dojeżdżamy do Augustowa... naszą uwagę przykuwają dla odmiany drewniane domki i galeria przy której na chwilę się zatrzymujemy, z mapy wynika, że w okolicy jest wioska indiańska i Izba dydaktyczno-muzealna...

Galeria obrazów w Augustowie k. Kozienic
Galeria obrazów w Augustowie k. Kozienic © amiga

Jednak coś co nas bardziej cieszy jest Karczma :)... ludzi mało, więc mamy obawy... jednak nasze żołądki domagają się ciepłej strawy... Stajemy... zamawiamy wpierw coś do picia... 2 Radlery zero..., zamawiamy obiad i zaglądamy na mapy....

Karczma u Suchego w Augustowie koło Kozienic
Karczma u Suchego w Augustowie koło Kozienic © amiga
Karczma u Suchego

W planie mamy dojechanie do Źródła Królewskiego a potem się zobaczy :)... Dostajemy obiad, z jakiegoś powodu mój placek po węgiersku jest olbrzymi... taki wariant wieloosobowy, Karolinie za to przypada w udziale pierś z kurczaka, ale ten był jakimś wyjątkowo małym egzemplarzem. Faktem jest, że jedzenie było świeże, żadnych staroci... żadnych podeszw...
Najedzeni do syta ruszamy dalej... szukamy wjazdu na szlak... Izba jest zamknięta, wioska indiańska też nieszczególnie się prezentuje... za to stajemy przy pomniku :)

Pomnik 31 Pułku Strzelców Kaniowskich w Augustowie koło Kozienic
Pomnik 31 Pułku Strzelców Kaniowskich w Augustowie koło Kozienic © amiga

Piękne szutry
Piękne szutry © amiga

Że niby rowerami to nie?
Że niby rowerami to nie? © amiga

Od którego prowadzi szlak, a w zasadzie długi wygodny szuter aż do Źródeł... tylko czemu jest zakaz jazdy rowerami? Czegoś tutaj nie rozumiem...

Na początku, a może i końcu ścieżki jest potężne miejsce biwakowe, z zadaszonymi stołami... widać, że wszystko nowe... jedziemy jednak dalej na poszukiwanie źródeł...

Początek ścieżki iedukacyjnej
Początek ścieżki edukacyjnej © amiga

Ciekawe miejsce
Ciekawe miejsce © amiga

Pora ruszać dalej
Pora ruszać dalej © amiga

Zaskakuje w zasadzie wszystko, to że dało się wykorzystać nasypy kolejowe, to, że wszędzie są ścieżki rowerowe, to, że są pomosty i jest tak pięknie

Zagożdżonka :)
Zagożdżonka :) © amiga

Na wiadukcie kolejki wąskotorowej
Na wiadukcie kolejki wąskotorowej © amiga

Punkt Widokowy
Punkt Widokowy © amiga

Zagożdżonka i pomosty
Zagożdżonka i pomosty © amiga

Źródło Królewskie
Źródło Królewskie © amiga

Źródło odnalezione, ale zaczyna padać... mamy 2 opcje, albo przeczekać pod zadaszeniem, albo jechać do cywilizacji... licząc na to, że nas nie zleje...
Wybieramy ten drugi wariant...

Tablica informacyjna
Tablica informacyjna © amiga

Władysław Jagiełło
Władysław Jagiełło © amiga

Kierując się na czuja i korzystając z nawigacji (gdzieś mi zaginął kompas)... kierujemy się na wschód na Kozienice, zahaczmy jeszcze o Nowiny :)

Zabudowa w Nowinach
Zabudowa w Nowinach © amiga

Gdy wjeżdżamy do Kozienic, wiemy, że będziemy przejeżdżać obok Kirkutu... więc szukamy bramy... wjazdu... niestety jest zamknięta, więc o wejściu na jego teren nie ma mowy.. Trochę szkoda...

Brama cmentarza Żydowskiego w Kozienicach
Brama cmentarza Żydowskiego w Kozienicach © amiga

Niewiele widać przez kraty
Niewiele widać przez kraty © amiga

A za bramą
A za bramą © amiga

Za to nieco dalej w centrum zauważam coś... przy kościele, wodospad :)... nie zastanawiając się podjeżdżam... lubię takie miejsca... ciekawy pomysł i nieźle wykonany... W między czasie przestało padać i ponownie wyszło słońce, może to jakiś znak?


Przy Kościele św. Krzyża w Kozienicach
Przy Kościele św. Krzyża w Kozienicach © amiga

Wodospad
Wodospad © amiga

Tuż obok jest kościół... więc zaglądamy do środka, niestety o zwiedzaniu nie ma mowy, możemy zrobić zdjęcia tylko zza szyby.. widzimy, że wnętrze jest przygotowane do ceremonii ślubnej... może to dlatego?

Wewnątrz kościoła św Krzyża w Kozienicach
Wewnątrz kościoła św Krzyża w Kozienicach © amiga

Krążymy po mieście zaliczając kilka razy dworzec PKS, w końcu jednak podjeżdżamy pod miejscowy pałac w którym mieszczą się chyba wszystkie urzędy i muzeum... Spędzamy tutaj trochę czasu na podziwianiu, na foceniu....

Droga do zespołu pałacowo-parkowego w Kozienicach
Droga do zespołu pałacowo-parkowego w Kozienicach © amiga

Zespół pałacowo-parkowy
Zespół pałacowo-parkowy © amiga

Panorama pałacu
Panorama pałacu © amiga

Piękne miejsce
Piękne miejsce © amiga

Z drugiej strony
Z drugiej strony © amiga

Pomost na łodziach
Pomost na łodziach © amiga

Do roboty
Do roboty © amiga

jest po 16... pora się zbierać kierunek kwatera, wyjeżdżamy z miasta kierując się przez Katarzynę i Stanisławice, w tej drugiej miejscowości mamy wrażenie, że wszyscy mieszkańcy wyszli by nas powitać. Wkrótce okazuje się, że to nie nas witają, a państwa młodych jadących do kościoła... My stajemy przy sklepie, uzupełniamy elektrolity i obserwujemy....

Trafiliśmy na przejazd nowożeńców do kościoła w Stanisławicach
Trafiliśmy na przejazd nowożeńców do kościoła w Stanisławicach © amiga

Gdy robi się nieco luźniej ruszamy, kierunek Stanisławów to już za rogiem, za laskiem... Na kwaterze meldujemy się przed 18... jest jeszcze czas na małą przepierkę, na kolację i pora udać się na spoczynek, jutro czeka nas długa trasa, trasa do Tomaszowa...