Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2014

Dystans całkowity:1657.81 km (w terenie 307.00 km; 18.52%)
Czas w ruchu:77:41
Średnia prędkość:21.34 km/h
Maksymalna prędkość:58.29 km/h
Suma podjazdów:10500 m
Maks. tętno maksymalne:198 (107 %)
Maks. tętno średnie:139 (75 %)
Suma kalorii:58351 kcal
Liczba aktywności:44
Średnio na aktywność:37.68 km i 1h 45m
Więcej statystyk

jednak popaduje...

Poniedziałek, 30 czerwca 2014 · Komentarze(0)
Mela Koteluk - Fastrygi
Jestem poza firmą, pora wracać. Delikatnie kropi.
Przed wyjazdem sprawdzam meteo.pl i radar.bourky.cz, jest szansa, że mnie nie zleje..., że to tylko chwilowe...
Z takim nastawieniem ruszam w drogę, pusto :), na sośnicy zaczyna solidnie lać, zastanawiam się czy nie stanąć i nie schować mimo wszystko komórki do plecaka, niby mam przeciwdeszczówkę, ale... to może niewiele zmienić...
Za to w Zabrzu sucho, jakby dzisiaj nie padało :). Planów jednak nie zamierzam zmienić, a jest prosty, jak najkrótszą drogą do domu. 
Deszcz zaczyna kropić ponownie w Bielszowicach, ale to już niewiele zmienia, buty i tak mokre ciuchy też...
Na Wirku decyduję się na małą zmianę trasy, bardziej bokiem, czerwoną rowerówką. Jakoś tutaj spokojniej. 
Na ostatnim Katowickim fragmencie, mam wrażenie, że delikatnie zaczyna się wypogadzać, gdzieś przez chwilę błysnęło nawet słońce. Czyżby zapowiedź zmiany pogody na lepszą? 
W domu oczywiście wszystko ląduje w pralce... jutro wystąpię w innym rynsztunku :)
Chyba padało
Chyba padało © amiga

okienko w ulewie...

Poniedziałek, 30 czerwca 2014 · Komentarze(0)
Amberian Dawn 4-Valkyries

5:00 - budzę się spoglądam za okno, leje... idę spać dalej
6:20 - nie ma wyjścia trzeba wstać, za oknem jeszcze gorzej niż było
6:22 - odpalam meteora na telefonie... wygląda na to, że za godzinę powinienem mieć okienko pomiędzy ulewami...
6:50 - masakra co się dzieje za oknem...
7:10 - deszcz słabnie
7:20 - gotowy i pełnym rynsztunku...
7:30 - jeszcze kropi, ale ruszam.
7:35 - jestem w Piotrowicach, deszcz prawie całkowicie ustaje, zaskakuje prawie kompletny brak ruchu - chyba zaczęły się wakacje :)
7:40 - w panewnikach jakaś i.....tka w samochodzie na blatach S1 BZIK wymusza na mnie pierwszeństwo, niewiele brakowało, jechałem jakieś 35km/h w tym miejscu. Z grubsza wiem na jakiej ulicy mieszka, znajdę ją...
7:55 - Kochłowice, po deszczu zostały tylko wspomnienia no i kałuże..., widzę jednak na południu jakieś ciężkie ciemne chmury, tyle, że wieje od północy, może z północnego zachodu
8:00 - Wirek, pusto jak nigdy...
8:05 - Bielszowice - przejeżdżam obok myjni, może jednak spłukać rower? Zeszłotygodniowe ulewy i teren pozostawiły na rowerze widoczną grubą warstwę błota i piasku...
8:20 - Jestem w Zabrzu, jednak skorzystam z myjni, wydam 2 zł, ale przynajmniej przez chwilę rower będzie czysty
8:30 - jeszcze kilka km i będę w pracy, bardzo delikatnie zaczyna kropić
8:45 - już, albo raczej dopiero w firmie, udało się przejechać całą trasę bez moknięcia. Owszem kałuże zrobiły swoje... jednak jest lepiej niż to wyglądało o szóstej rano. mam tylko nadzieję, że wieczorem też jakoś uda się dojechać do domu po "suchym"
Staw krótko po deszczu
Staw krótko po deszczu © amiga

BikeOrient Jura Wieluńska 2014

Sobota, 28 czerwca 2014 · Komentarze(11)
Uczestnicy
Ancient Bards - A New Dawn Ending
Sobotni poranek ruszamy z lekkim poślizgiem do Krzeczowa położonego niedaleko Wielunia, to tam rozgrywana jest kolejna edycja BikeOrientu. Ciężko powiedzieć czego się spodziewać, Piotrek obiecał masę piachu, świetną zabawę i pogodę. Już na miejscu chwila na powitania ze znajomymi, a muszę przyznać, że frekwencja dopisała, ponad 200 uczestników…
Organizator BikeOrientu :)
Organizator BikeOrientu :) © amiga
Powoli docierają zawodnicy
Powoli docierają zawodnicy © amiga
Jeszcze chwila
Jeszcze chwila © amiga
Kilka zdjęć
Kilka zdjęć © amiga
Kilka ujęć
Kilka ujęć © amiga
Trzeba wysłuchać uwag przed startem
Trzeba wysłuchać uwag przed startem © amiga
Rozrysować wariant
Rozrysować wariant © amiga
Pewnie każdy będzie jechał innym wariantem
Pewnie każdy będzie jechał innym wariantem © amiga
To o czymś świadczy.Trzeba jedna przygotować rowery i.. siebie do pokonania ok 100km, ok 9:30 rozpoczyna się odprawa, kilka ważnych informacji i dostajemy mapy, mamy sporo czasu na wyrysowanie wariantu, start za ok 15 minut. Spoglądając na mapę wariant jest… nieoczywisty, zacząć można od 2 punktów, jednak później pewnie grupy podzielą się na mniejsze, i mniejsze i mniejsze… Pewnie dość szybko zostaniemy sami…
Wybija godzina S, ruszamy, jako pierwszy wybieramy

PK2 - Dno wąwozu

Tak jak się spodziewaliśmy, do punktu ciągnie spora grupa bikerów, pomimo tego zjazd z szosy nie jest oczywisty, wiele osób przestrzeliwuje go… my z tym nie mamy problemów, wjeżdżamy poprawnie i podążając za bikerami docieramy na właściwy PK, chociaż miejsce jest nie do końca oczywiste, wąwozów jest więcej i można było krążyć przy tym wcześniejszym. Trzeba było dobrze wczytać się w dołączone rozświetlenie aby to zauważyć. Jednak przy takiej ilości zawodników, nawet spora pomyłka byłaby szybko skorygowana, dałoby się na upartego przeczesać całkiem spory teren w krótkim czasie. Niemniej jest to dla nas informacje, że trzeba będzie się dokładanie wczytywać w mapę, w rozświetlenia. Podbijamy karty i ruszamy na

PK8 – Zakręt wąwozu


Czeka nad dość długi przelot, Za to pod koniec wybieramy ciut dłuższą drogę, ale z mapy wynika, że powinna być lepsza, tak też się dzieje, gdy mijamy miejsce gdzie łączą się 2 warianty to jesteśmy zadowoleni z naszego wybory, „alternatywa” jest dość mocno zarośnięta, więc co z tego, że krótsza.
Do miejsca umieszczenia lampionu docieramy szybko i bez najmniejszych problemów, cokolwiek by nie mówić to na BikeOrientach PK zawsze są na miejscu. Minute później jedziemy na
W pobliżu PK
W pobliżu PK © amiga
Wracający Darek
Wracający Darek © amiga

PK11 - Dół

W między czasie Darek pyta się mnie czy widziałem opis punktu…, oczywiście, że nie, bo opisy mam z drugiej strony mapy. Dochodzi do małego nieporozumienia gdy zaczynam szukać opisu Pk na dole mapy… ech…
Dojeżdżamy do miejsca gdzie spodziewamy się ścieżki dojazdowej w pobliże punktu widokowego z Krzyżem Jubileuszowym. Tyle, że wjechaliśmy jedną przecinkę dalej, różnica ok 50m… więc decydujemy się stanąć na wysokości granicy lasu i z buta pokonać pole. Kolejny raz odnalezienie lampionu nie stwarza nam problemu. Pora na
W dołku
W dołku © amiga
Przez pole
Przez pole © amiga

PK18 – źródło

Punkt położony jest dość blisko, okolicę osiągamy dość szybko, jednak w tym miejscu ścieżek i rozwidleń jest jakby więcej, posiłkując się kompasem wybieramy tą która powinna być właściwa i… oczywiście tak jest. Z to źródełko zaskakuje. Na mapie opisane jest jako  Źródełko Objawienia tyle, że nic nie wskazuje na to co tam zastajemy. Robi to niesamowite wrażenie. Jadąc już w kierunku kolejnego PK zauważamy na drzewach kolejne stacje drogi krzyżowej.
Zaskakujące miejsce
Zaskakujące miejsce © amiga
Naprawdę robi wrażenie
Naprawdę robi wrażenie © amiga
Nowa rzeźba
Nowa rzeźba © amiga

PK14 – Dół

Umieszczony dość blisko poprzedniego z namierzeniem okolicy nie mamy najmniejszych problemów, za to tuż przy chwila konsternacji, opis to dół, a w pobliżu jest kilka wzniesień… Przyglądamy się mapie i widać, że tzw. dół musi być na szczycie jednego z nich. Patrząc po ścieżkach to ten interesujący nas musi być może 50m na północ od nas. Tak też jest. Karty przedziurkowane więc możemy jechać dalej.
Kolejny PK
Kolejny PK © amiga

PK17 – Skrzyżowanie przecinki ze strumieniem

Trochę dłuższy dojazd niż ostatnio, jednak również nie mamy najmniejszych problemów z wjazdem na PK. Tyle, że podczas dojazdu czuję iż tylna opona ma trochę za mało powietrza. Stajemy przy lampionie i wymieniam dętkę. Mija 10 min, gzy i komary dają nam znać o sobie, to… chyba najgorsze miejsce na taką awarię. Nie dopompowuję koła, zrobię to później, jeżeli stąd natychmiast nie wyjedziemy to zjedzą nas żywcem… Wydostajemy się na drogę zdecydowanie lepiej.
Widoki piękne
Widoki piękne © amiga

PK5 – Dno wyrobiska

Lubię takie opisy, już wcześniej kilka razy wyprowadzały nas w pole… tym bardziej, że często wyrobiskiem okazuje się niewielki dołek ;) W okolice OK dostajemy się bez problemu, tyle, że na miejscu jest kopalnia odkrywkowa… Hmmm. Czyży PK był na dole? Coś tutaj nie gra, nie podejrzewam aby Piotrek postawił lampion na dnie czynnej kopalni… Zauważamy jednak jeszcze coś, do tego punktu mamy rozświetlenie i już wiemy, że lampion musi być kawałek dalej, a wyrobisko jest mocno porośnięte drzewami. Straciliśmy kilka min, ale i tak jest nieźle.

PK7 – Róg lasu


Zaczynamy powoli odczuwać zmęczenie, piasku jak do tej pory było stosunkowo niewiele, ale i tak dawał się we znaki. Jadąc przez Załęcze Małe popełniamy błąd i wjeżdżamy o jedną drogę wcześniej, Na dokładkę zaczyna lać, wiać, temperatura w krótkim czasie spada do ok 16 stopni. Walące pioruny nie upraszczają orientacji w terenie. Efekt… tracimy dobre kilkanaście minut. W końcu jedak ponownie pochylamy się nad mapą i widzimy gdzie popełniliśmy błąd. Zjeżdżamy do drogi i tym razem trafiamy bezbłędnie. Na miejscu kręci się kilka osób, więc samo odnalezienie perforatora banalne.

PK6 – Podstawa skały


Poruszamy się czerwonym szlakiem, powinien nas podprowadzić prawie pod punkt, Na miejscu natrafiamy na grupę bikerów, próbujących odszukać lampion, wszyscy krążą po okolicy i twierdzą, że PK niema, tyle, że coś jest nie tak, Darek dzwoni do organizatora, chwila rozmowy i… nie było zgłoszeń, że lampionu nie ma. Więc jesteśmy w niewłaściwym miejscu. 3 minuty później odnajdujemy właściwą skałkę (standardowo jest ich więcej) i nasz lampion. Pora udać się na

Bufet mapa z PK1


Walcząc z piaskami na drodze dojazdowej zaliczam glebę…kierownica uderza mnie kolano, czuję ból…, ale chwilę później jest już lepiej, wsiadam na rower i jedziemy na bufet. Miejsce oczywiste, widoczne z daleka. Do zjedzenia są owoce, ciasto, batony i oczywiście woda. Uzupełniamy zapasy, staram się wypłukać rower z piasku w Warcie i musimy nanieść na naszą mapę umiejscowienie PK1 z dostępnego na bufecie rozświetlenia. Dodatkowe utrudnienie

PK1 – bez opisu (wejście do jaskini)


Ruszamy w grupie 4 osób, na miejsce ciągną jednak „pociągi” więc z dojazdem do Pk nie na najmniejszego problemu. Karty podbite i jedziemy na

PK19 – podnóże wapiennika


Większość terenem, docieramy na miejsce bez większego problemu, pod wapiennikiem spotykamy 2 zawodników wracających od PK. Jest nieźle, za to błąd przy PK7 zaczyna się mścić. Straciliśmy tam za dużo czasu. Decydujemy się na odpuszczenie PK12, PK16 i PK20. Skracamy przejazd. Kierujemy się na
Chyba trzeba będzie skakać
Chyba trzeba będzie skakać © amiga

PK13 – Szczyt wzniesienia

Ciągniemy DK42, ruch jest niewielki więc nie stwarza to większego problemu, W dość ekspresowym tempie docieramy do Działoszyna. Krótki, ale męczący podjazd i wbijamy się w teren. Po raz kolejny zaczyna lać, słychać uderzenia piorunów. Szczyt wzniesienia to idealne miejsce w trakcie burzy….
Na szczęście lampion odnaleziony błyskawicznie i możemy zjeżdżam w kierunku drogi prowadzącej na Bobrowniki która ma nas doprowadzić w pobliże PK4.

Awaria


Mijając cmentarz czuję bicie tylnego koła, pierwsza myśl to… zerwałem szprychę…
Zatrzymuję się spoglądam na koło…, oponę… 10cm rozdarcie tuż przy obręczy, to koniec jazdy na dzisiaj… przynajmniej mojej, proponuję by Darek pojechał dalej, ale nie chce… stajemy na poboczu zdejmuję koło i widzę w czarnych barwach możliwość zrobienia z tym czegokolwiek. Dziura jest za wielka. Zagaduje jakiegoś lokalnego bikera o sklep rowerowy, ale jest sobota 16:00. Szanse zerowe… Wypakowuję plecak, szybki remanent. Poświęcam jedną z dętek, rozcinam ją dzięki temu uzyskuję długie łaty, jedną wklejam od środka… zakładam oponę na obręcz, teraz dętka, delikatnie pod podpompowuję i zakładam drugi fragment rozciętej dętki od zewnątrz, gdzieś w plecaku odnajduję jeszcze kropelkę lub coś podobnego… Sklejam tyle ile się da… Teraz w ruch idzie skocz… Zaczynam pompować, koło chyba jest nieźle. 30PSI więcej nie ryzykuję, muszę tylko dojechać. Do mety mam może kilkanaście km. Oczywiście o zbieraniu PK nie mam mowy.
No i po zawodach
No i po zawodach © amiga

Za duże ryzyko, że będę musiał z buta kończyć maraton. Odbijamy na Szczyty i dalej już na Krzeczów. Czuję spore bicie na kole… rower jest niestabilny przy zjazdach na których osiągam ok 40km/h hamuję… 30 min później osiągamy
Metę

Mamy zaliczone 12 punktów o jeden za dużo na trasę mega i sporo za mało by liczyć się na giga. Za to mamy sporo czasu by zjeść, doprowadzić siebie i rowery do stanu używalności i porozmawiać ze znajomymi, wymienić się uwagami. Rozdanie nagród i tombola zaczyna się ok 19:00. Darek zdobywa nową mapę :) Jednak czas nagli. Pora wracać na Śląsk. Było pięknie, jak zawsze na BikeOriencie.
Przestało padać
Przestało padać © amiga
Nagrody już przygotowane
Nagrody już przygotowane © amiga
Można jeszcze porozmawiać
Można jeszcze porozmawiać © amiga
Chyba już wszyscy dotarli
Chyba już wszyscy dotarli © amiga
Jeszcze tylko przygotować się do zdjęcia
Jeszcze tylko przygotować się do zdjęcia © amiga
Grupowa fotka
Grupowa fotka © amiga

na Helenkę

Piątek, 27 czerwca 2014 · Komentarze(0)
ANCIENT BARDS - TO THE MASTER OF DARKNESS
Wyjazd z firmy nieco później niż planowałem, za to... i tak jadę do Darka, na Helenkę, jutro wyjazd na BikeOrient. A teraz zostało mi się zmagać z dojazdem. Ruszam tyłami, przez leśną, chociaż wiem, że nie będzie tam sucho, w końcu ostatnie kilka dni to deszcze. Cóż... Rower i tak nie do końca jest czysty. 
Na leśnej jest dokładnie tak jak myślałem, w wielu miejscach nie ma innej możliwości, trzeba przejechać centralnie przez kałuże. Dobrze, że to jedynie kilkaset metrów. Za do dalej mam w planie jeszcze kilka miejsc do zaliczenia, po pierwsze myjnia w Rokitnicy. Wypadałoby dojechać na czystym rowerze ;), później bankomat i odwiedziny sklepu. Docieram na miejsce dopiero po 50 minutach... ale chyba warto było ;) Wieczór minął nam szybko :)

Stokrotki
Stokrotki © amiga

po dłuższej przerwie na pomarańczce

Piątek, 27 czerwca 2014 · Komentarze(0)
TESSERACT - Singularity
Piątek, niby ostatni dzień wyjazdów do Gliwic, ale jutro BO więc nie będzie bezrowerowo, co prawda boję się, że gdzieś mnie odetnie, że coś mnie zniszczy, ale to już wyjdzie na miejscu. Transjurę już definitywnie odpuściłem w tym roku, trochę szkoda, bo bardzo mi na tym zależało, ale najważniejsze jest zdrowie, a Transjura będzie pewnie za rok i za 2 lata... Trasa jest znana, więc w razie czego można pojechać w innym czasie, dla samego siebie. 
A poranek pokręcony, to efekt wczorajszego wieczoru, gdzie pierwotnie chciałem się zająć rowerem, a nie było mi to dane. Cóż... 
Za to dzisiaj zbieranie się na szybko, ciekawe ilu rzeczy zapomniałem. Za to dziwny efekt, chyba lekko odzwyczaiłem się od górala..., od tych przełożeń. Mam wrażenie, że lepiej jeździ mi się na szaraku z przełożeniami górskimi i korbą 48. Te 42 ząbki to jakieś nieporozumienie... Dobrze by było to zrobić jeszcze przed śnieżka, a mam nadzieję ponownie na niej zawitać w tym roku, tylko kiedy i jak się przygotować?
A na drogach dzisiaj masakra, ale tak to już jest, po pierwsze wyjechałem dopiero ok 7:25, po drugie to ostatni dzień szkoły więc z definicji jest więcej samochodów. Jakoś trzeba sobie radzić i chyba poszło nieźle, bo nikt nie chciał mnie rozjechać. W lasku Makoszowskim prace wykończeniowe przy DTŚce niemiłosiernie utrudniają przejazd, do tej pory z reguły trzeba było walczyć jedynie z błotem i ew. koleinami na odcinku ok 100-150m, teraz w tym miejscu pojawił się ciężki sprzęt, ominięcie na wąskiej ścieżce 2 koparek, ciężarówki zajmuje chwilę, tym bardziej, że nie zawsze da się przejechać, po prostu nie ma miejsca biorąc pod uwagę fakt, że obok płynie potok Guido w nowym korycie.
Fioletowe kwiatki
Fioletowe kwiatki © amiga

powrót do domu

Czwartek, 26 czerwca 2014 · Komentarze(0)
Magic Pie - Change

Wracam do domu, dzień był... długi, ciężki, podobnie jak wczoraj czuję się nijak... mam wrażenie, że jedzie drugi ja... ten wykończony, rano był ten pierwszy. Mam skrócony czas operacyjny czy co?
Początkowo chcę pojechać po szosach, by było szybciej, jednak coś mnie nachodzi.... jadę prawie identyczną trasą jak ta poranna..., z rana kojarzę te niesamowite chwile po deszczu, gdy wszystkie ptaki zaczęły kwilić, śpiewać... drzeć się wniebogłosy ;). Tym razem już tak nie ma, ale co las to las, rowera i tak bardziej nie ubrudzę, poranna jazda rozwiązała problem utrzymywania bike-a w czystości :) Czyszczenie szaraka zostawiam na weekend po powrocie... A teraz... teraz pora na las ,teren, nie spieszy mi się..., omijam kałuże, jeziorka, w sumie podoba mi się, widzę, że w rzeczkach powoli opada poziom wody.. rano było rwące teraz toczą się leniwie... ja prawie zawsze :)
Pod koniec słyszę jak łańcuch niesamowicie rzęzi... masaka... 
Przy okazji, power bank nie wykazuje ochoty na powstanie z martwych..., po kilku godzinach suszenia efekt jest zerowy, cóż, baterie da się wykorzystać w lampce ;) do rowera..., a nowy po trzeba będzie kupić...
Kawałek dalej wpada do Kłodnicy
Kawałek dalej wpada do Kłodnicy © amiga

odnaleźć power bank...

Czwartek, 26 czerwca 2014 · Komentarze(3)
Magenta - Metamorphosis
Rano dociera do mnie zła wiadomość, przepakowując plecak odkrywam, że... zgubiłem power bank.... 
Chwila zastanowienia i... są 4 miejsca gdzie mogłem bo stracić. Tam gdzie wyjmowałem aparat i... przy sklepie gdzie kupowałem jedzenie. Spoglądam za okno... leje... Masakra.. czeka mnie 30 km w terenie, może nie pełne 30... ale w firmie będę wyglądał na błotnego potwora... masakra... 
Jadę po ok 2 km ulewa ustaje..., :) przynajmniej  jeden pozytyw, wbijam się w las panewnicki i przy wylocie w Starej Kuźni sprawdzam miejsce gdzie wczoraj odpoczywałem, nie ma... dalej jest sklep, ale przy nim też nic nie widać. Tego się akurat spodziewałem, podejrzewam, że pewnie zguba leży gdzieś w okolicach jeziorek lub rzeki w Kończycach. Jadę dalej, skracając ile się da..., w końcu nie muszę się przebijać przez wszystkie ścieżynki.
W Kończycach odwiedzam jeziorko... nie ma..., pozostał potok Bielszowicki i... jest :) znalazłem, Jest zalany... to nie za dobrze. Jadę do firmy, i pierwszy test.... nie działa... rozkręcam, w środku sporo wody... czeka mnie suszenie, a potem się zobaczy

Power bank
Power bank © amiga

szukając nowych ścieżek

Środa, 25 czerwca 2014 · Komentarze(0)
Unitopia - The Garden

Wracam z pracy, dzień był stosunkowo krótki ale intensywny, mam ochotę na teren... Prognozy wskazują, że mam max 3 godziny czasu, później ma padać. Jadę na Makoszowy i tam, przypominam sobie, że kilka dni temu przeglądając zdjęcia satelitarne odkryłem, ścieżkę, która powinna mnie wyprowadzić gdzieś na ul. wiosenną. Oczywiście wbijam się w nią, ląduję na jakieś hałdzie gdzieś pomiędzy torami a A4-ką. tyle, że zamiast zjechać na w/w ulice, kombinuję inaczej, sprawdzam jakąś ścieżkę. Oczywiście nadkładam sporo trasy, bo ścieżka zawraca, wzdłuż jakiejś rzeki (później sprawdziłem, że to potok Bielszowicki).  Szukam jakiegoś miejsca gdzie dało by się go przekroczyć i w końcu jest, tyle że i z jednej i s drugiej strony jest stromo, a kładka zostawia trochę do życzenia.
Trzeba zejść
Trzeba zejść © amiga
Kładka mocno nieszczególna
Kładka mocno nieszczególna © amiga

Ląduję w miejscu które znam, ale co tam...  jest jakaś inna ścieżka, która wyprowadza mnie do dość ciekawego leśnego stawu... oczywiście krótka sesja foto i ruszam dalej szukając wyjazdu. 
Staw w lesie
Staw w lesie © amiga
I jeszcze raz staw
I jeszcze raz staw © amiga
Niestety nie ma lekko... ścieżka robi się wąska, prowadzi przez kilka rowów, chwilami muszę się mocno pochylać aby się nią przebić, ale udaje się. wspomagam się endomondo i określam gdzie powinno być coś szerszego. Trafiam bezbłędnie :)
Dalej również już odchodzi mi na chwilę ochota na kluczenie po lasach. Kieruję się na Halemę, jednak czuję coś... dziwnego... odcina mnie, czemu? Przed wyjazdem zjadłem, opiłem się, a upłynęło może 40-50 minut... Może to te nowe tabletki? Na ul. P.Skarki w Rudzie wstępuję do sklepu, kola + 2 drożdżówki i jadę na pobliską hałdę zająć się zakupami... Tylko co z tego, że to zjadłem i wypiłem, nic to nie zmieniło.... czuję się paskudnie. Staram się jechać jak najkrótszą drogą do domu...
Jamna w okolicach Starej Kuźni
Jamna w okolicach Starej Kuźni © amiga

dzień jak codzień

Środa, 25 czerwca 2014 · Komentarze(0)
Ayreon - Isis and Osiris
Wyjeżdżam bardzo późno, dzień pod wezwaniem wizyty u lekarza..., znowu cd. informacji. przynajmniej wiem, że płuca niby czyste.., tylko co z tego... skoro po dłuższym wysiłku i tak mnie wszystko boli i zdycham kilak dni po... Ostatnio z tego powodu odpuściłem m.inn. Grassora. na Ciupadze też nie było mowy o walce... dobrze, że dojechałem do mety. Lekarka obiecała mi tę tak będę miał jeszcze długo. Cóż. Zdecydowałem się jednak na występ na BO. Bo to "tylko" 8 godzin - chyba dam radę. Jest szansa na zobaczenie kilku znajomych ;), w najgorszym wypadku wrócę wcześniej na metę. Zobaczymy.

Za to do pracy ruszam dopiero przed 10:00. Jadę szosami, jest ciepło.., chociaż chyba za dużo powiedziane... 15 stopni ;)
Wiatr od wschodu więc kręci się nieźle, próbuję zamiast walczyć z obciążeniem podciągnąć kadencję... i jakoś to wychodzi... muszę jednak do podstawki kupić czujnik... bo stary nijak się ma do tego co mam...
Jedzie mi się rewelacyjnie, pomimo sporego ruchu na drogach. w dość przyzwoitym czasie, może nie rekordowym docieram do firmy, wyjątkowo jechało mi się świetnie. Nie czuję zmęczenia..., nic mnie nie boli ;)

Lawendowe pole?
Lawendowe pole? © amiga

kościół w Kończycach

Wtorek, 24 czerwca 2014 · Komentarze(0)
Nina Simone - Sinnerman

Kolejne popołudnie, wychodzę z firmy, chwila zastanowienia i w zasadzie nie wiem, jak jechać, mam trochę czasu... może więc... w końcu obfocę ten kościół w Kończycach? Wydaje się to dobrym pomysłem, tym bardziej, że innego na tą chwilę nie mam. 
Temperatura 21 stopni na starcie i... z tego co czuję wiatr w plecy wspomagają mnie dzisiaj. Dość szybko osiągam cel... zastanawiam się czemu go wcześniej nie zauważyłem, w końcu z tej drogi korzystam od lat... Chwilę później już wszystko jasne, od strony ul.Miłej zasłaniał go stary kościół, który w tej chwili jest już rozebrany, pozostała po nim tylko resztka posadzki. A ten nowy widziałem wcześniej tyle, że nie miał on wtedy elewacji i wyglądało to dość obskurnie. Jednak z brzydkiego kaczątka narodził się piękny łabędź. Sama ryła przypomina mi trochę m.inn nowy budynek  Akademii Muzycznej w Katowicach, czy nowo wybudowany gmach UŚ. 
Nareszcie nowa architektura przestaje straszyć... przestaje się budować z byle czego i byle jak... 
Nowy kościół w Kończycach
Nowy kościół w Kończycach © amiga
Fioletowo
Fioletowo © amiga

Po krótkiej przerwie jadę dalej kierując się na czerwony szlak Rudzki. Tyle, że drugi raz w ciągu dnia węzeł w Kończycach jakoś mnie nie pociąga... omijam go jadąc przez Wiosenną :). Z czerwonego szlaku korzystam dość długo, opuszczam go dopiero na Halembie jadąc obok kopalni Halemba. 
Dalej tyłami przez stawy w lesie i na koniec coś mnie tknęło, jakiś czas temu zauważyłem, że w Panewnikach jest coś takiego jak stacja PKP, już na miejscu widzę, że raczej była i to w zamierzchłych czasach.
Stacja Panewniki
Stacja Panewniki © amiga

Nieco dalej sprawdzam ścieżki w lesie..., również od dawna wisiało ich przetestowanie, mapy google-a i zdjęcia satelitarne niewiele wnoszą w tym miejscu. 
W każdym bądź razie jedna jest już sprawdzona.
A na koniec przypominam sobie, że od tyło powinno dać się wjechać do parku przy bazylice w Panewnikach, chwila rozglądania się i trafiam bez pudła. 
W Panewnikach
W Panewnikach © amiga
Dąbek się zazielenił
Dąbek się zazielenił © amiga
Na sam koniec jadę obok Stacji Ligota  by wyjechać na ulicy Lechickiej w Ochojcu. Ciągnę przez całą długość mojej dzielni i docieram do domu.
Stacja Ligota
Stacja Ligota © amiga

I jeszcze coś, po raz pierwszy od dawna jechało mi się dobrze, bez jakiegoś zmęczenia, bez bólu, bez tych wszystkich dolegliwości z którymi borykam się od dłuższego czasu. Może to w końcu jakaś oznaka zdrowienia? Jutrzejsza wizyta u lekarza mam nadzieję, że rozwieje kilka moich wątpliwości...