Wpisy archiwalne w kategorii

Śląsk - poza mapą

Dystans całkowity:2590.60 km (w terenie 630.00 km; 24.32%)
Czas w ruchu:132:02
Średnia prędkość:19.62 km/h
Maksymalna prędkość:53.37 km/h
Suma podjazdów:15759 m
Maks. tętno maksymalne:210 (114 %)
Maks. tętno średnie:143 (77 %)
Suma kalorii:101264 kcal
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:83.57 km i 4h 15m
Więcej statystyk

Po okolicy.

Niedziela, 31 marca 2019 · Komentarze(0)
Jest dość późno gdy wychodzę, zegarek pokazuje 15:35, czas do max 19:00. Choć dobrze by było wrócić wcześniej. 
Plan... w sumie niewielki. Kierunek Lędziny i Klimont. Na dzień dobry podjazd do Kostuchny, w lasach Murckowskich szok, trwa w najlepsze wycinka, całe połacie lasu wycięte. Szkoda starych drzew... Pewnie nasadzą nowe, jednak nie jestem zwolennikiem takiego podejścia do lasów okalających Śląsk... 
Lex Szyszko w lasach Murckowskich
Lex Szyszko w lasach Murckowskich © amiga
Może przerwa?
Może przerwa? © amiga
Leśna ścieżka
Leśna ścieżka © amiga
Zresztą to nie jedyne miejsce gdzie trwa wycinka, coś się pokręciło, od kilku lat... wyrzynane są stare drzewa. Kieruję się na Hamerlę, krótki postój przy Trutowisku i... niespodzianka, jadą znajomi ;) Dobre 10 minut pogaduch... Rozstajemy się, oni jadą do domu, ja dopiero mam za sobą około 10 km. 
Dąb w Hamerli
Dąb w Hamerli © amiga
Stawy - Hamerla
Stawy - Hamerla © amiga
Słońce jeszcze wysoko
Słońce jeszcze wysoko © amiga
Docieram do Lędzin, ścieżki leśne są w niezłym stanie, tylko od czasu do czasu trafiałem jak do tej pory na kałuże. Teraz jednak mam odcinek asfaltowy, aż do Klimontu, rzadko podjeżdżam wariantem asfaltowym, wolę wpierw podjechać terenem górę św. Klemensa i przebić się przez pole do kapliczki, dopiero stamtąd na Klimont :). Jednak w tej chwili jakoś nie podejrzewam by przez pole dało się normalnie przejechać. Można co prawda nadłożyć kilka km terenem, ale po co ;). 
Nowe rondo w Lędzinach
Nowe rondo w Lędzinach © amiga
Widok z Klimontu
Widok z Klimontu © amiga
W kierunku Mysłowic
W kierunku Mysłowic © amiga
Na szczycie chwila odpoczynku. Jadę na Imielin... samo miasteczko jest mega nijakie, zupełnie nie mam potrzeby zatrzymywać się i focić. Dopiero w Mysłowicach jest ku temu okazja. Odbijam nieco inaczej niż zwykle... Kilka razy mnie korciło by sprawdzić jedną z dróg. I warto było... Tyle, że wiatr dał się we znaki... 
Kościół św. Klemensa w Lędzinach
Kościół św. Klemensa w Lędzinach © amiga

Stary wapiennik - Mysłowice Krasowy
Stary wapiennik - Mysłowice Krasowy © amiga
Kolejne ciekawe rondo
Kolejne ciekawe rondo © amiga
Zalew Wesoła Fala
Zalew Wesoła Fala © amiga
Gdy docieram do zalewu Wesoła spoglądam na zegarem, mam jakąś godzinę, może ciut więcej do zachodu słońca. Pora wracać.Opcje są 2 krótsza na Murcki na którą nie mam ochoty i dłuższa na Giszowiec. Wybieram drugi wariant :)
Słońce coraz niżej
Słońce coraz niżej © amiga
Na szczycie podjazdu widzę rozkopaną drogę, ale jest szlak rowerowy, jadę nim kawałek i... zawracam. Już na początku są rozlewiska. nieco dalej są leśne stawy, które mają tendencję do zalewania drogi. Tak więc odpuszczam. Zawracam i jadę remontowanym odcinkiem mysłowickiej drogi... Po około kilometrze odbijam w kierunku osiedla Adama. Chwilę później jestem na Giszowcu... 
Może tędy?
Może tędy? © amiga
Jeżeli tutaj jest woda, to dalej przy stawach... będzie do kolan...
Jeżeli tutaj jest woda, to dalej przy stawach... będzie do kolan... © amiga
Na Giszowcu
Na Giszowcu © amiga
Stary rynek na Giszowcu
Stary rynek na Giszowcu © amiga
Do domu około 6 km. W większości asfaktem przez las. Zaskakuje wycinka w tym lesie, tyle, że tym razem to chyba robota kolei, tylko po diabła wycinać pas o szerokości 10m z obu stron torowiska? Żal patrzeć... 
Staw Janina
Staw Janina © amiga
Słońce już bardzo nisko
Słońce już bardzo nisko © amiga
Wyremontowane torowisko w lesie Ochojeckim
Wyremontowane torowisko w lesie Ochojeckim © amiga
Wkrótce jestem na Ochojcu, jest już chłodno, do domu może 2km. Jeszcze szybkie zdjęcie zieleniących się krzaków i liści na drzewach...  Mimo tego, że wyjechałem dość późno, dzień jest dobrze wykorzystany. Strasznie chce się pić ;)
Coraz bardziej zielono
Coraz bardziej zielono © amiga
Drzewa puściły liście :)
Drzewa puściły liście :) © amiga


Tropiciel 26

Niedziela, 21 października 2018 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Jak to zwykle bywa, przed większym wyjazdem zawsze panuje chaos. Wyjazd na Tropciela był planowany od miesiąca, może nawet ciut dłużej, w ostatniej chwili pokrzyżowały mi się plany. W efekcie na spotkanie z Darkiem i Darkiem ;) docieram z godzinną obsuwą. 
Na szczęście do Wołowa prowadzi Darek ;) 

Jakoś dziwnie mi się pisze gdy 3 osoby w jednym aucie mają na imię Darek ;) Może więc przyjmę, że Darek to Djk71, a drugi Darek to Darek, siebie będę określał poprzez Ja i może jakoś to pójdzie ;)

Droga do Wołowa na szczęście przebiegła bez większych problemów, zresztą tych mniejszych też nie było. Na miejscu spotykamy resztę ekipy - Anię, Dorotę, Krzyśka i Tomka. W sumie 7 osób. Jako, że regulamin Tropiciela dopuszcza drużyny 2-4 osób to podzieliliśmy się na 2 grupy. Większa połowa to Etisoft Bike Team 1 (djk71, Krzysiek, Ania, Tomek) i mniejsza połowa to Etisoft Bike Team 2 (Dorota, Darek i ja ). 

Do startu mamy ponad 2 godziny, jednak przygotowania zajmują trochę czasu, gdy już wszystko ogarnęliśmy okazuje się, że mamy całe 30 minut. Pora coś zjeść, napić się... 

O 0:10 udajemy się na górkę przy OSiR Wołów na której znajduje się START. Dostajemy mapy, krótką historyjkę i trzeba rozrysować plan jazdy. Sama trasa nie wygląda na skomplikowaną, jednak nie raz zaliczyliśmy wtopy na prostych rzeczach. Trzeba więc mieć oczy dookoła głowy. 

Pora spiłować pazurki ;)
Pora spiłować pazurki ;) © amiga
W oczekiwaniu na start
W oczekiwaniu na start © amiga
Na szczycie górki startowej w Wołowie
Na szczycie górki startowej w Wołowie © amiga

Wstępny plan to punkty w kolejności: A, C, E, K, L, I, F, G, D, H, B

Tak więc zaczynamy od A, niby nic specjalnego, ale przy wyjeździe z miasta błąd, prowadzą nas Krzysiek i Tomek. Nie mam ani czasu, ani sposobności spojrzeć na mapę, przyjrzeć się planowi wycieczki, w zasadzie nie kontroluję toru jazdy. Mam tylko cichą nadzieję, że Krzysiek i Tomek mają pojęcie co robią, liczę też trochę na Darka(djk71). Wkrótce po korekcie trasy docieramy do PK, w zamian dostajemy Snikersa :). 

Kierujemy się na punkt C, osobiście pewnie wybrałbym trasę od północy, wydaje się bezpieczniejsza, ale grupa zadecydowała inaczej, dwóch ścigaczy prowadzących ponownie przestrzeliwuje właściwy wjazd, nie podoba mi się to, jeżeli każdy punkt będziemy tak zaliczać, to nie wróży to dobrze reszcie trasy, teraz jesteśmy wypoczęci, a co będzie dalej? 
Sam punkt jest niespodzianką, jest to solidnie zamaskowane nielegalne kasyno, trzeba odpowiedzieć na kilka dziwnych pytań. Jakimś cudem naszej grupie wychodzi to lepiej, EBT1 ma dodatkową pulę pytań. W między czasie zaczyna kropić. 

Gdy jechaliśmy do Wołowa sprawdzałem radary i prognozy pogody, wszystko wskazywało na to, że dorwie nas jakaś ulewa na trasie, czyżby miało to być już na początku jazdy? Ech, nie taki był plan. 

Mafia czeka
Mafia czeka © amiga

Powrót do szosy i jedziemy na północ odnaleźć punkt E, tym razem trafiamy bezbłędnie, na dzień dobry gra w Cymbergaja pomiędzy mną a Krzyśkiem z EBT1. Zasady proste, szanse 50% na wygraną i... ponownie moja drużyna prowadzi. Mamy chwilę by odetchnąć, a EBT1 ma dodatkowe zadanie przy ognisku słuchają historii... 

Pieczenie rowerzystów
Pieczenie rowerzystów © amiga
Może zagramy?
Może zagramy? © amiga

Punkt K nie wydaje się specjalnie daleko, wg mapy powinna do niego prowadzić na wprost ścieżka przez las, jednak, przy wyjeździe zamiast na południe, pojechaliśmy na północ, ponownie dały znać o sobie chęci szybkiej jazdy bez zastanowienia. Dopiero na skrzyżowaniu leśnych ścieżek udaje się zatrzymać "ucieczkę" i skierować wszystkich we właściwą stronę. Przecinki w lesie jednak nie do końca opowiadają temu co jest w rzeczywistości,  powinny być przejezdne, a okazuję się zbyt krótkie, urywają się po kilkuset metrach. Przy powrocie z jednej z nich koło wpada mi w dziurę, zaliczam glebę. Na szczęście prędkość zerowa, podłoże "miękkie".  
Za to rower nie do końca wychodzi bez szwanku, wypadło tylne koło z zacisku, poluzowała się prawa klamka hamulca i obróciło się siodełko. O ile 2 pierwsze problemy to pierdoły, to coś stało się z zaciskiem sztycy, siodełko ma tendencję do opadania. Masakra... 

Cóż... ruszamy dalej, tym razem mocno dookoła lasu, przestrzeliwujemy jedną z przecinek, tym razem to moja wina, choć w tempie jakim jedziemy nie do końca jestem pewien odległości na mapie, zamiast 2 wydaje mi się, że do przejechania są 4 cm... 
W zamian za nadłożenie drogi możemy podziwiać niesamowitą pełnię księżyca wyłaniającego się spomiędzy chmur
Tak więc mocno dookoła ale trafiamy w końcu do K... 

Zadania nie ma, jest tylko perforator... zresztą to chyba reguła na tropicielu, że najdalej wysunięte punkty od bazy nie mają obsady. 
Chwila na dziurkowanie i jedziemy na L, by nie kombinować wracamy do wsi Dębno, stamtąd droga powinna nas wyprowadzić do PK. Oczywiście  lekko nie ma, pojawiają się bruki których osobiście nie lubię, chyba nikt normalni ich nie lubi ;) 
Tym razem z odnalezieniem perforatora nie ma problemu. Punkt bez obsady. 

Nieobsadzony punkt
Nieobsadzony punkt © amiga

Kierunek punkt I, powrót do Dębna, dalej Rudna, bruki zabijają, cały peleton nieco zwalnia, jedynie djk71 na bujanym rowerze nie ma problemów, choć i tak widzę, że stara się jechać brzegami ulic. Punkt odnajdujemy bez najmniejszych problemów. Do wykonania jest zadanie, przeniesienie wiaderka z jednej pozycji do sędziego, który wyjmuje z niego złotą monetę i odstawienie wiaderka drugiej pozycji. Nie mamy z tym większego problemu. Na jakiś wcześniejszych edycjach Tropiciela już się z tym spotkaliśmy :) więc w jakiś sposób jest łatwiej. 

Punkt F jest kolejnym na naszej trasie, odległość nie jest specjalnie daleka, za to pojawia się górka, na którą podprowadzamy rowery, wjazd jest z drugiej strony ;). Tym razem musimy uwolnić zakładnika. Mamy 10 sekund by przyjrzeć się temu co ma na sobie i na podstawie tego co zauważymy rozbroić bombę. Darek (ten trzeci jest najbardziej spostrzegawczy), bomba nie wybucha :) Ufff

Pora na punkt G, na poprzednich tropicielach trzeba było szukać tego punktu na podstawie wskazówek, tutaj po prostu jest, z jego odszukaniem lekko nie jest jednak dziesiątki lampek piechurów czy rowerzystów wskazują nam odpowiednie miejsce. Na miejscu EBT2 ma proste zadanie, zaśpiewać piosenkę ;) 100 lat wystarcza ;) Musimy jednak poczekać na EBT1 które ma rozkuć 2 swoich członków. Mija dobra chwila nim zostają uwolnieni. 

Próba uwolnienia zawodników
Próba uwolnienia zawodników © amiga

Do mety zostały już tylko 3 punkty, pierwszy do D, w drodze do niego odzywa się mój zacisk na sztycy, puszcza i... siedzę dobre 20 cm niżej... czuję jak kolana dostają popalić, częściowo jadę na stojąco, częściowo siedząc bardzo, bardzo nisko.... w Krzydlinie Małej krótki postój, Krzysiek ma ze sobą kombinerki, dokręcamy resztki uszkodzonego zacisku, jest lepiej, może nie idealnie, ale przynajmniej siedzę wyżej. Siodełko lekko buja się na boki. Trudno... Da się jednak tak jechać. W perspektywie jeszcze jakieś 15 km. Wkrótce docieramy do PK... To coś w rodzaju baru z czasów prohibicji w stanach. Karty zostają od razy przedziurkowane. Możemy jechać dalej, jednak to dobra chwila by coś zjeść, napić się itd... Czasu mamy sporo w zapasie, jeżeli wiec nie nastąpi jakiś Armageddon to dotrzemy do mety. Zresztą formuła Tropiciela jest tak zorganizowana, iż nie ma zwycięzców. Oczywiście są informacje o zajętym miejscu, jednak nie wiąże się to z nagrodami czy gratyfikacjami. Te losowane są wśród wszystkich uczestników.

Melina w lesie ;)
Melina w lesie ;) © amiga

Przed wyjazdem ponownie poprawiam lekko siodełko, mimo wszystko leciusieńko opadło, to może 2 cm jednak robią różnicę w komforcie jazdy. Po w sumie kilkuminutowej przerwie ruszamy. 
Punkt H, bo do niego zmierzamy nie nastręcza specjalnych problemów, trafiamy bezbłędnie, jednak na miejscu zadanie dopasowanie łusek do broni nie jest dla naszej drużyny łatwe, zdecydowanie lepiej poszło EBT1. Osobiście brzydzę się wojskiem, myśliwymi, bronią i wszystkim co ma z tym coś wspólnego, po prostu nie moja bajka. W efekcie dopasowanie łusek zajmuje nam trochę czasu. Cóż nie można wiedzieć i umieć zrobić wszystkiego.

Do odnalezienia został ostatni już punkt B, wydaje się, że nie powinno z nim być większych problemów, choć plan jest taki by dojechać do drogi w okolicach Łososiowic i stamtąd odmierzyć odpowiednią odległość. Jednak gdy kluczmy po leśnych ścieżkach ni stąd ni zowąd trafiamy na miejsce gdzie masa rowerzystów i piechurów pakuje się w ścieżkę, z oddali widać, że tam dookoła ogniska kręci się masa lampek. To musi być punkt. Dojście, czy dojazd do niego nie jest łatwy, trzeba pokonać dość paskudny rów. Na miejscu kolejna zagadka, tym razem z tekstów trzeba wyłuskać pojedyncze litery i złożyć z nich hasło. Minuta, czy może 2 i mamy rozwiązanie. Pora wrócić do bazy, na metę... 

Do mety mamy same asfalty, żarty, a może by terenem okazują się nie trafiać na podatny grunt ;) Chyba wszyscy czujemy zmęczenie. Piachu było więcej niż można by się spodziewać. Na spokojnie docieramy do Osiru, odnosimy karty i kończy się nasza przygoda. 

Jeszcze tylko posiłek i 6 osób z drużyny udaje się na spoczynek. Ogłoszenie wyników będzie za kilka godzin. 

Zadanie do rozwiązania
Zadanie do rozwiązania © amiga

Jako, że dla mnie świt to nie pora na spanie, wolę się przemęczyć i pozwiedzać Wołów. Aparat został w domu, wariactwo przy przepakowywaniu się spowodowało to, że o kilku drobiazgach zapomniałem. Zakreślacz został w Gliwicach, aparat w domu, narzędzia i nowy zacisk do sztycy też jest w Gliwicach... cóż. Nie można mieć wszystkiego. 

Zastanawiam się co może być otwarte o 7:00 w takiej miejscowości w niedzielę. Mam wielką ochotę na dobrą Kawę. Może na stację? Postanawiam jednak pokrążyć po starym mieście. Stacja jest poza nim i średnio mam ochotę wyjść z miasta. Liczę jednak na to, że jakaś żabka, czy inny sklep, punkt będzie otwarty. 

W Wołowie o poranku
W Wołowie o poranku © amiga
Ciekawa zabudowa
Ciekawa zabudowa © amiga
Ratusz w Wołowie
Ratusz w Wołowie © amiga
Może zagramy?
Może zagramy? © amiga
Kościół św. Karola Boromeusza w Wołowie
Kościół św. Karola Boromeusza w Wołowie © amiga
Budzi się dzień
Budzi się dzień © amiga
Poranne mgiełki
Poranne mgiełki © amiga
Mógłbym na to patrzeć
Mógłbym na to patrzeć © amiga
Zabudowania przy Garwolskiej
Zabudowania przy Garwolskiej © amiga
Wołów o poranku
Wołów o poranku © amiga
Nad rowem Wołowskim
Nad rowem Wołowskim © amiga

"Stare miasto" w Wołowie © amiga
Zamek w Wołowie
Zamek w Wołowie © amiga
Stacja PKP w Wołowie
Stacja PKP w Wołowie © amiga

Mija prawie 90 minut zanim decyduję się wrócić do bazy. O kawie nie było mowy, jedynie 2 sklepu z alkoholem były otwarte. Chodziło o kawę może coś ciepłego do zjedzenia.., a nie o upodlenie się o świcie. 

Po powrocie do bazy widzę, że już ekipa się wybudziła. Idę więc do nich, Jakieś 30 minut później pada informacja o tym, że do godziny nastąpi zakończenie Tropciela. 

Losowanie nagród chwilę trwa, wśród nas jedynie Tomek będzie miał pamiątkę :) 

Pora wracać, pakujemy więc manatki i wracamy na Górny Śląsk :)

Na przyszłość mamy jednak nauczkę, by częściej spoglądać jednak na mapę, używać kompasu. Nie pędzić na złamanie karku, bo to nie zawody MTB czy szosowe. Niemniej Ekipa firmowa stanęła na wysokości zadania. w sumie okazało się, że zajęliśmy 7 i 8 miejsce wśród ponad 20 zespołów. Nieźle. 
Organizacja Tropiciela ja zawsze zasługuje na uznanie, na wielkie brawa, choć brakowało mi poszukiwania punktu G ;), może więc następnym razem... 

Po okolicy

Niedziela, 15 lipca 2018 · Komentarze(0)
Ostatnio strasznie się obijam rowerowo, a to coś wypadnie, a to urodziny, komunia, choroba, a to pada, nie chce mi się.... itp. 
Koniec wymówek, jest niedziela, trzeba się ruszyć, może nie będzie to nic spektakularnego, mam jakieś 3 może 4 godziny czasu, ale przynajmniej pojeżdżę po okolicy, zobaczę co się zmieniło. Kierunek Lędziny, a później się zobaczy. 

W rachubę wchodzi tylko las, co prawda później pewnie pojadę szosami, ale pierwsze kilkanaście km mam w wariancie po lesie. Niektóre ze ścieżek strasznie zarosły, są wąskie, rośliny po obu stronach mają po 1.5m, ale, są też miejsca gdzie wpadli leśnicy i wycieli cały kwartał lasu... 

Jadę przez Murcki, co prawda może nie najbardziej optymalnym wariantem, ale po drodze zahaczam o wzgórze Wandy, najwyższy punkt Katowic. Niby fajnie, ale... wzgórze jest mocno porośnięte lasem, na szczycie wodociągi mają swoją stację i tyle. A przydało by się postawić jakąś wieżę widokową.. Włażenie na drzewa jakoś mnie nie pociąga od kilkudziesięciu lat ;)

Leśne ścieżki, okolica Murcek
Leśne ścieżki, okolica Murcek © amiga
Przydało my się jednak nieco zmienić te przejście, miejsca jest od groma
Przydało my się jednak nieco zmienić te przejście, miejsca jest od groma © amiga
Niecka po dawnym basenie
Niecka po dawnym basenie © amiga
Wzgórze Wandy - najwyższy punkt Katowic, szkoda tylko, że nic z niego nie widać, jest totalnie zarośnięty, może jakaś wieża widokowa?
Wzgórze Wandy - najwyższy punkt Katowic, szkoda tylko, że nic z niego nie widać, jest totalnie zarośnięty, może jakaś wieża widokowa? © amiga
Miejsce postojowe
Miejsce postojowe © amiga
Udaje się przejechać niektóre podmokłe fragmenty trasy, ostatnie deszcze w końcu pozostawiły po sobie ślady, woda nie wsiąkła w całości w podłoże, rośliny odżyły. Na chwilę przystaję na Hamerli.. Tuż za trutowiskiem, przy leśnym stawie... 
Jeszcze ze 2 km i będę w Lędzinach, tam przy krzyżu zastanawiam się którędy dalej...?


Hamerla, coś jest niesamowitego w tym miejscu
Hamerla, coś jest niesamowitego w tym miejscu © amiga
Postój pod krzyżem w Lędzinach
Postój pod krzyżem w Lędzinach © amiga

Obieram kierunek Imielin, dalej Mysłowice. W tej pierwszej miejscowości wjeżdżam do parku, a raczej na teren ośrodka, chwilę po nim krążę, w zasadzie mijam go od wielu lat, dzisiaj moją uwagę przykuły dmuchańce. Okazuje się, że przy basenie jest całkiem zgrabny plac zabaw :). Mała rundka dookoła i jadę na Mysłowice, Wpierw Krasowy, później Wesoła obok stawu. Jako, że logicznym dla mnie jest iż wyjadę na Giszowcu to zastanawiam się czy już odbić w kierunku domu, czy może trochę nagiąć drogę? 

Ośrodek Sportowo Rekreacyjny
Ośrodek Sportowo Rekreacyjny "Zalew" w Lędzinach © amiga
Stadion MKS Lędziny
Stadion MKS Lędziny © amiga
Mysłowice Krasowy
Mysłowice Krasowy © amiga
Wapiennik w Krasowach
Wapiennik w Krasowach © amiga
Tam nie jadę ;)
Tam nie jadę ;) © amiga
Widać maszt centrum nadawczego w Kosztowach
Widać maszt centrum nadawczego w Kosztowach © amiga
Rondo górników KWK Wesoła
Rondo górników KWK Wesoła © amiga
Zalew Wesoła
Zalew Wesoła © amiga
Droga do Murcek
Droga do Murcek © amiga
Szlaban..., dobrze, że można go objechać
Szlaban..., dobrze, że można go objechać © amiga

Wybrałem drugi wariant, podjeżdżam na Nikiszowiec, jednak z daleka widzę setki samochodów, spoglądam na zegarek, pora kościelna, będą tłumy w centrum, tak więc mijam je bokiem, zajrzę tutaj w inny dzień, gdy będzie spokojniej. 
Zastanawiam się nad Szopienicami, ale stamtąd warianty są nieciekawe, za to przypominam sobie o ścieżce przez las prowadzącej na Dolinę 3 Stawów... 

Nikiszowiec, dzisiaj odpuszczam sobie wjazd do centrum
Nikiszowiec, dzisiaj odpuszczam sobie wjazd do centrum © amiga
A tutaj co budują, kolejne osiedle z serii Zielona Ostoja
A tutaj co budują, kolejne osiedle z serii Zielona Ostoja © amiga
Stromy zjazd
Stromy zjazd © amiga
Dolina 3 stawów - największy staw
Dolina 3 stawów - największy staw © amiga

Obowiązkowa rundka dookoła największych stawów i kieruję się na Muchowiec, po drodze podziwiając zmiany jakie tutaj zaszły, jeszcze kilka lat temu jechałbym po bagnisku, a dzisiaj mam piękną betonową drogę, w pobliżu jakieś knajpki, ścieżki piesze, place zabaw... Przy lotnisku zaskakują rolkostrady i drewniane kładki. Z jakiegoś powodu nie ma zbyt wielu ludzi, może to wakacje? W każdym bądź razie cały park leśny jest przejezdny :)

Średni staw na Dolinie 3 Stawów
Średni staw na Dolinie 3 Stawów © amiga
Coś nowego w parku leśnym
Coś nowego w parku leśnym © amiga
Czy po tym można jeździć rowerem?
Czy po tym można jeździć rowerem? © amiga
Alpaki na Muchowcu
Alpaki na Muchowcu © amiga

Pora jednak skierować się do domu, jeszcze delikatnie naginam ul Rolną, przez Ligotę, tyłem docieram do Ochojca... Przy Dworcu PKP w Ochojcu skręcam na peron, a raczej na pozostałości po nim. W zasadzie został tylko nasyp... za kilka lat gdy to zarośnie nikt nie będzie pamiętał, że tutaj jeździły pociągi osobowe. Szkoda, że miasto nie zauważa potencjału kolejki aglometacyjnej, w zamian ciesząc się, że mamy największy odsetek samochodów w regionie. To chore. Cóż... obudzimy się za kilka lat z ręką w nocniku... 

Stary wiadukt w Ligocie
Stary wiadukt w Ligocie © amiga
Staruszki Mercedesy
Staruszki Mercedesy © amiga
I tyle zostało po peronie w Ochojcu
I tyle zostało po peronie w Ochojcu © amiga
Wąska ścieżka do domu
Wąska ścieżka do domu © amiga

W domu jestem trochę przed 14... :) Pora odpocząć i zająć się innymi sprawami... Niemniej dzień dobrze wykorzystany :)

Z Kuzynką i młodą do Pszczyny

Niedziela, 8 lipca 2018 · Komentarze(5)
Niedziela... pogoda dopisuje, prognozy od kilku dni straszą, więc wszystkie opcje wyjazdu były w lekkim zawieszeniu. Jednak w ostatniej chwili coś się zmieniło. Zapowiadane deszcze zniknęły. Około 9:00 jest jeszcze chłodno, nadjeżdżają dziewczyny :)

Dzisiaj niezłe wyzwanie, 40 km, kierunek Pszczyna, sprawdzam wiatr ten początkowo ma wiać z zachodu, później z północy. Tak więc powinien nam nieco pomagać :)

Temperatura optymalna, około 18 stopni na starcie, później będzie cieplej co trochę mnie niepokoi. Trzeba dużo pić. 

Nadjeżdża dzisiejsza ekipa :)
Nadjeżdża dzisiejsza ekipa :) © amiga

Zaplanowana trasa wiedzie bądź lasem, bądź bocznymi drogami, od czasu do czasu przecinając nieco bardziej ruchliwe ciągi. Nie spodziewam się problemów, mimo wszystko jest niedziela rano, niektórzy pewnie dopiero wstają. 

Niestety na starcie mamy pierwszy podjazd na Kostuchnę, to będzie chyba najwyższy punkt na trasie ;) Dajemy radę :) Długi zjazd... i pakujemy się w las prowadzący na Podlesie, ścieżka jest wąska i prowadzi przy wyciągu narciarskim Sopelek. 

Pierwsze 6 km za nami, pora na krótką przerwę, te będziemy robili w miarę potrzeb, w końcu nie jedziemy na wyścigi, tylko na wycieczkę. ma być miło i przyjemnie. 
Droga nie dłuży się, w zasadzie co chwilę zmieniają się widoki, zmienia się krajobraz, okolica, ścieżki po których jedziemy. 
Co jakiś czas widujemy zwierzątka, a to kotek, a to konik ;) Wiewiórki się pochowały. 
Krótka przerwa w Wilkowyjach
Krótka przerwa w Wilkowyjach © amiga

Słyszę co jakiś czas Ochy i Achy... ale też pytanie, a ile jeszcze zostało... ;) Na szczęście kilometry powoli topnieją, do mety jest coraz bliżej. W Tychach Żwakowie pierwsza dłuższa przerwa, dobre 20-30 minut, pora na ciastko, na Hot-Doga, na napoje... 

Najedzeni możemy ruszyć dalej, mijamy bokiem Paprocany, Promnice, i ladujemy w Kobiórze, widzę, że młoda jest już mega zmęczona, jeszcze kawałek do Piasku, tam stajemy przy sklepie, Nutelki, słodkie napoje stawiają  nas na nogi, możemy jechać dalej. 
Mostek w Kobiórze
Mostek w Kobiórze © amiga
Droga już się nie ciągnie, mija dość szybko, wjeżdżamy do parku przypałacowego... i słyszę, a może tutaj staniemy porzucamy się piłką ;) Tak też robimy,. chwila oddechu, jakiegoś innego ruchu... 
Pora rozprostować nogi
Pora rozprostować nogi © amiga
Długa droga za nami
Długa droga za nami © amiga
Park w Pszczynie
Park w Pszczynie © amiga

Jest pora obiadowa tak więc trzeba by coś zjeść,m znajdujemy odpowiednią restaurację, kelnerzy zakręceni jak słoiki... Mylą się, zapominają, ale jedzenie spoko. Może nie na 6kę, ale solidną 4 z plusem ;) się należy. Czas ucieka a trzeba jeszcze wykorzystać dmuchańce ;), kupić pamiątkowe magnesy, itp... 
Sprawdzamy pociągi, do 15:48 mamy coś co 20 minut, tak więc kupujemy lody na rynku.... pycha... 

Widać Pałac w Pszczynie po drugiej stronie stawu
Widać Pałac w Pszczynie po drugiej stronie stawu © amiga

Powoli jedziemy na dworzec, coś mi się nie podoba, za dużo podróżnych czeka, zbyt wiele rowerzystów, w sumie chyba 9 naliczyłem... Jak podjedzie nowy skład to będzie ciężko, mam nadzieję, że podjedzie stary kibelek, nie jest za fajny, ale mieści się w nim prawie dowolna liczba rowerów i rowerzystów. 

Pociąg jest opóźniony dobre 15 minut. Skład nie dość, że nowy, to wyjątkowo krótki, wewnątrz ludzie ubicie jak śledzie w puszcze. Masakra... 
Udaje się wsiąść dziewczyną z roweremi... Uff... Ja odpuszczam, nie ma miejsca, ale... mam rower i nie zawaham się go użyć. Żegnamy się... 
Wychodzę z dworca, następny pociąg za godzinę, nie mam ochoty na powtórkę. A w końcu do domu nie jest specjalnie daleko. Ruszam wariantem krótszym niż tutaj dojechaliśmy, ale bardziej paskudnym, po drodze wzdłuż wodociągu. Trasa szybka, ale nudna. Choć w tej chwili chyba jedyny sensowny wariant. Prognozy straszą burzami od około 17-18. 
Jadę pod wiatr... trochę męczące, ale, jest nieźle. Szybko docieram do Kobióra i jedynki, którą muszę przekroczyć. Ruch jak diabli, a to miejsce nie jest za fajne na takie numery. Tracę dobre kilka minut by pokonać tą przeszkodę. 

Przekroczenie jedynki w tym miejscu to horror
Przekroczenie jedynki w tym miejscu to horror © amiga

Dalej wracam na drogą którą jechaliśmy do Pszczyny, szybko mijam kolejne atrakcje, w Tychach pakuję się przez całą długość miasta. Ciężko powiedzieć, że jest szybciej, sporo skrzyżowań, debilne rozwiązania świateł... a za browarem jadę kawałek 44-ką. 
Na szczęście ruch niewielki i udaje się szybko przejechać ten odcinek. 

Pod browarem w Tychach
Pod browarem w Tychach © amiga

Ostatni fragment przez las, jestem na Podlesiu, zaskakuje mnie stacja rowerów miejskich, miejsce piękne :), odnowione, tyle, że nie mam specjalnie potrzeby by tam wjeżdżać, szybkie zdjęcie z daleka i ruszam do domu.  W okolicach Tunelowej przymusowy postój, jedzie pociąg z Pszczyny, ten na który mogłem czekać ;) Stary, lekko odnowiony skład. Szkoda, że ten wcześniejszy taki nie był. 

Rowery miejskie na Podlesiu :)

Rowery miejskie na Podlesiu :) © amiga
Jedzie pociąg z daleka
Jedzie pociąg z daleka © amiga

Po kilku km jestem w domu. Dzień dobrze wykorzystany... choć trochę zaskakujący :)

Testowanie fragmentu trasy....

Niedziela, 29 kwietnia 2018 · Komentarze(3)
Dziś niedziela, miałem nadzieję, że inaczej ten dzień będzie wyglądał... ale... trudno. Z rana jeszcze coś do zrobienia, czas uciekł. Wybiło południe... dopiero się uporałem. Ruszam po obiedzie, jest coś przed 14 gdy ruszam...  Początkowo myślę o Chudowie, ale... jadę na Gliwice ;)... Jest okazja by sprawdzić fragment trasy, do Zakopanego... 
Zaskakuje mnie coś dziwnego... zupełnie nie planowane burze. Od Rudy Śląskiej  w wielu miejscach jest mokro. niedawno lało... 

Dolina Jamny...
Dolina Jamny... © amiga
W lesie... jest pięknie, ale duszno
W lesie... jest pięknie, ale duszno © amiga
Niedawno przeszła tędy burza
Niedawno przeszła tędy burza © amiga
Docieram do Zabrza, część Gliwicką znam, tam nie powinno być problemów, za to interesuje mnie część Ornontowic, Orzesze i dalej aż do Kobióra... 
W Przyszowicach dopada mnie burza, chronię się w Kościele... 5 minut później wychodzi słońce, kilka zdjęć, banan, picie i mogę ruszać dalej. 
Wnętrze kościoła pw. św. Jana Nepomucena w Przyszowicach
Wnętrze kościoła pw. św. Jana Nepomucena w Przyszowicach © amiga
Przyszowice - drewniany spichlerz plebański z 1829 roku - szkoda, że nie ma w tej chwili tam dostępu
Przyszowice - drewniany spichlerz plebański z 1829 roku - szkoda, że nie ma w tej chwili tam dostępu © amiga
Pałac w Pszyszowicach
Pałac w Pszyszowicach © amiga
Przyszowice - stacja PKP
Przyszowice - stacja PKP © amiga
Co jakiś czas zatrzymuję się, kilka fot... sprawdzam mapę... i jadę dalej... kombinuję... kluczę to tu to tam... ale... z grubsza układa się wszystko nieźle... 
Ornontowice - Kościół pw. św. Michała Archanioła
Ornontowice - Kościół pw. św. Michała Archanioła © amiga
Miejsce postojowe
Miejsce postojowe © amiga
Kościół pw. Męczeństwa św. Jana Chrzciciela
Kościół pw. Męczeństwa św. Jana Chrzciciela © amiga
Przed Kobiórem fragment leśny, to dopiero 45 km... ale temperatura mnie zabija... czuję jak odparowuje ze mnie woda..., kolejny postój przy stawach... 
Tablica Informacyjna przy stawach w Kobiórze
Tablica Informacyjna przy stawach w Kobiórze © amiga
Pomnik w Kobiórze przy stawach
Pomnik w Kobiórze przy stawach © amiga
Nad stawami w Kobiórze
Nad stawami w Kobiórze © amiga
Pora zakręcić w kierunku domu..., wydaje się, że powinienem dotrzeć ma miejsce w 1.5 godziny... tylko ta temperatura... Zastanawiam się czy nie stanąć w knajpce w Żwakowie... jest jeszcze trochę drogi do tego miejsca, ale może warto się gdzieś zatrzymać, coś wypić? Kola... powinna postawić na nogi... 
Widok w kierunku Pszczyny
Widok w kierunku Pszczyny © amiga
W Kobiórze na stacji
W Kobiórze na stacji © amiga
Koń padł...
Koń padł... © amiga
Tyle, że w Żwakowie widzę kolejkę... do baru... to nie ma sensu, stracę masę czasu, cóż jadę dalej, ale wiem, że kolejny sklep jest dopiero na Podlesiu. Kieruję się przez lasy, jest wyraźnie chłodniej... jednak nie mam zupełnie siły... na dokładkę stuka łożysko w suporcie... W szaraku chyba zmieniałem go rok temu... więc ma prawo. Nawet nie pamiętam jaki mam wkręcony suport...  muszę w domu to sprawdzić...
Wieża obserwacyjna w lesie
Wieża obserwacyjna w lesie © amiga
Przymusowy postój
Przymusowy postój © amiga
Docierając w okolice domu podjeżdżam jeszcze na chwilę na myjnię... pora zedrzeć trochę błota z szaraka... 
Czyściutki  rowerek :)
Czyściutki rowerek :) © amiga
Pić się strasznie chce... w domu 2 litry wody mineralnej szybko znikają... Czuję zmęczenie, czuję opaleniznę... 

Krótko po okolicy

Środa, 25 kwietnia 2018 · Komentarze(0)
Jest coś koło 14 gdy  ruszam, mam 2 godziny czasu dla siebie, trzeba to wykorzystać. Muszę podjechać do paczkomatu, ale pojadę trochę dookoła. Plan minimum 20km. Ruszam przez lasy na Murcki, kluczę trochę po lesie, strasznie wieje wiatr. Coś czuję, że powrót będzie ciężki... będę się chciał ukryć pomiędzy drzewami. 

Stary dworzec w Murckach
Stary dworzec w Murckach © amiga
Rowerki miejskie w Murckach
Rowerki miejskie w Murckach © amiga
W Murckach wpadam na pomysł by pojechać na Lędziny, może Imielin, zobaczymy co z tego wyjdzie. Gnam przez Hamerlę, dzisiaj pustko na szlakach, mogę się na spokojnie zatrzymać to tu to tam. Przy Hamerlii staję kilka razy, w końcu mogę zrobić fotę dębowi, w weekendy jest tutaj sporo turystów. Zaskakuje mnie za to tabliczka. Teraz to dąb Tadeusz :)

Parking leśny
Parking leśny © amiga
Miejsce postojowe
Miejsce postojowe © amiga
Kwiatku przy kapliczce
Kwiatku przy kapliczce © amiga
Na rozstaju dróg...
Na rozstaju dróg... © amiga
Dąb Tadeusz
Dąb Tadeusz © amiga
Tabliczka informacyjna
Tabliczka informacyjna © amiga
W Imielinie szybko odbijam w kierunku Lędzin, tyle, że wszystko bokami... a dalej.... Mysłowice, miejsca do których rzadko zaglądam, powinienem wylądować gdzieś w okolicach Kopalni. Jeszcze kawałek i będę na Wesołej... 
Pogoda wymarzona
Pogoda wymarzona © amiga
Tego tutaj nie było gdy ostatnio jechałem
Tego tutaj nie było gdy ostatnio jechałem © amiga
Zalew Wesoła Fala
Zalew Wesoła Fala © amiga
Wieje strasznie, męcząca przeprawa. Ostatni postój na Giszowcu w samym centrum, moją uwagę zwraca kwitnące drzewo :)... 
W centrum Giszowca
W centrum Giszowca © amiga

Docieram w końcu po 2 godzinach do paczkomatu, paczka odebrana i... wracam do domu. Jest kilka minut po 16 :)... Jutro wolne od rowera, ma lać...


Do Goczałkowic

Niedziela, 22 kwietnia 2018 · Komentarze(3)
Niedziela, dochodzi 10, jest około 15 stopni, pora gdzieś pojechać, wybór pada na Goczałkowice-Zdrój, o 12 otwierają tam niby komisy samochodowe, pora sprawdzić co tam ciekawego stoi. A przy okazji pojadę kawałek rowerem. 
Mam max 4-5 godzin czasu. Wiele i niewiele. Dużo bo na taką trasę starczy i to z lekkim zapasem, a mało... bo może go braknąć na zwiedzanie. Obieram najkrótszą trasę, na krechę przez Tychy, Kobiór,  wzdłuż wodociągu :) Głupio to zabrzmi ale jadę tam w tym roku po raz pierwszy. Ostatnie 2-3 tygodnie to dla mnie katastrofa... Choroba jeszcze trochę męczy, ale z każdym wyjazdem jest coraz lepiej, tyle, że powinienem unikać kontaktu z ludźmi. Oczywiście Goczałkowice-Zdrój to idealne miejsce na unikanie ich ;)

Początkowo jest trochę chłodno, ale jedzie się przyjemnie, za to czuję wiatr, wiem, że powrót będzie męczący, 40 km po wiatr, bądź z bocznym wiatrem jeżeli nic się nie zmieni w ciągu dnia. 
Droga na Paprocany
Droga na Paprocany © amiga
Widać już góry
Widać już góry © amiga
Mimo że trasa jest mało atrakcyjna pod kątem zwiedzania, jednak przyjemność z jazdy, z dala od samochodów robi swoje, dodatkowo sporo lasów i widoki na góry :) . Do Goczałkowic docieram w niezłym czasie, jestem nawet nieco za wcześnie, kręcę się po okolicy dobre 45 minut, co nieco pooglądałem i... teraz trzeba wrócić do domu. Czas mocno się skurczył... już wiem, że na 14 nie zdążę, ale przed 15 będę w domu... 
Kapliczka na ul Wiosennej w Goczałkowicach-Zdroju
Kapliczka na ul Wiosennej w Goczałkowicach-Zdroju © amiga
Goczałkowice Zdrój
Goczałkowice Zdrój © amiga
W tle Beskidy :)
W tle Beskidy :) © amiga
Ptasia wyspa
Ptasia wyspa © amiga
Kaplica Rzymskokatolicka Pw. św. Anny
Kaplica Rzymskokatolicka Pw. św. Anny © amiga
Tak jak się spodziewałem wiatr daje popalić :), dobrze, że domu zabrałem banany i 2l wody, szkoda jednak, że tak mało. Gnam na wariata, aż do Kobióra to droga którą mam nadzieję wykorzystamy z Darkiem za około miesiąc, w drodze do Zakopanego. Kilka elementów się zmieniło, ale na plus. Zaskoczyła mnie rowerówka od Goczałkowic do Pszczyny. Nie ma się do czego przyczepić... 
Mostek po remoncie
Mostek po remoncie © amiga

Od Kobióra droga zbliżona do tej porannej, z kilkoma drobnymi korektami. Na jednej ze stacji robię przerwę na kolę, czuję zmęczenie. Wiatr i palące słońce zrobiły swoje...  Do domu pozostało około 15 km. Staram się mocniej nacisnąć, ale... nie potrafię, a może nie chce mi się. 

Gdy dojeżdżam do domu, marzy mi się kąpiel :) i strasznie che mi się pić... 3l to chyba za mało...  
Jutro leje... tak więc rower ma wolne :)



Musiałem się gdzieś przejechać...

Sobota, 14 kwietnia 2018 · Komentarze(2)
Po 11 dniach przerwy... nie wytrzymałem, musiałem choć na chwilę wyjść na rower, nosi mnie od kilku dni... lekarz nie będzie mnie za to lubił... Z rana Darek prowadził firmową wycieczkę do Toszka, nie mogłem  towarzyszyć ekipie... mogłoby to się skończyć zarażeniem całej ekipy.... Jeszcze 12 dni kwarantanny... Muszę jechać samotnie, muszę unikać ludzi, tak więc wybór mógł być tylko jeden - las... 

Kwitnące drzewko
Kwitnące drzewko © amiga
Góral po lekkim liftingu, dostał nowe tarcze hamulcowe, dostał hamulce z szaraka, wymieniony płyn hamulcowy, całość odpowietrzona, nowe klocki hamulcowe :) Pierwszy przejazd... Pakuję się na ścieżki w kierunku Murcek, plan na dziś... to Imielin i Klimont. 
Czarna studnia
Czarna studnia © amiga
Po drodze trafiam na pojedynczych bikerów, to dobrze, mam tylko nadzieję, że nie spotkam znajomych, nie dlatego że ich nie lubię, ale ciężko mi będzie wyjaśnić czemu nie powinności się witać obściskiwać... masarka... Co jakiś czas zatrzymuję się na kilka chwil... na fotkę... Szybko uświadamiam sobie, że aparat został w domu... ale jest komórka :) 
Hamerla
Hamerla © amiga
Widać góry
Widać góry © amiga
Pogoda dopisuje, gdy wjeżdżam na górę św. Klemensa (obok Klimontu) widzę góry, miejsce które chciałbym znów odwiedzić, gdyby nie choroba, pewnie jutro tam gdzieś bym pojechał... ale nie z choróbskiem... Liczę dni do czasu gdy będę mógł pojechać do pracy... Wkurza mnie to, że pogoda jest tak niesamowita, a ja uziemiony w domu... W między czasie mam co robić, szarak przechodzi mocne odświeżenie, wyczyściłem amortyzator, wymieniłem olej, założyłem mu nowe hamulce, czekam jeszcze na stery te mają być na początku tygodnia wraz z niezbędnymi narzędziami. ;) Kilka innych rzeczy też zrobione wyremontowane... ale ile można siedzieć w domu... 
Z góry świat wydaje się lepszy :)
Z góry świat wydaje się lepszy :) © amiga
Klimont z góry św. Klemensa :)
Klimont z góry św. Klemensa :) © amiga
Kapliczka w pobliżu Klimontu
Kapliczka w pobliżu Klimontu © amiga
Kościół św. Klemensa
Kościół św. Klemensa © amiga
Teraz z Górki
Teraz z Górki © amiga
Po zdobyciu górki, pora wracać mam trochę ponad godzinę by wrócić, o 18 kolejna porcja leków... kieruję się na Lędziny, i dalej na Mysłowice. odbijam na Krasowy, Kosztowy, tam niespodzianka, na dość długim odcinku zerwali asfalt... prawie cały podjazd terenowy... 
Centrum Imielina
Centrum Imielina © amiga
Tutaj nawet gdy jest asfalt nie ma lekko
Tutaj nawet gdy jest asfalt nie ma lekko © amiga
Za to dalej po asfalcie aż do zalewu Wesoła, gdzie robię ciut dłuższą przerwę, do domu pozostało około 10 może 12 km.... najprostsza droga wiedzie przez Giszowiec, tam kilak fot w okolicach starego centrum.  
Wesoła Fala :)
Wesoła Fala :) © amiga
Pod Lipami - Giszowiec
Pod Lipami - Giszowiec © amiga
Przedszkole na Giszowcu
Przedszkole na Giszowcu © amiga
Zegarek nie kłamie, mam.... 20 minut, gnam ile sił w nogach przez las, do Ochojca, już bez przerw, bez fot. Gdy podjeżdżam pod dom słyszę alarm... uff... zdążyłem.... 
Korci mnie by jutro ponownie wybrać się na jakiś mały objazd lasów... 




Po Katowicach

Niedziela, 25 marca 2018 · Komentarze(8)

Wczoraj nie było szans na wyjazd, za to dzisiaj od rana mnie nosiło, ale jeszcze kilka rzeczy do zrobienia, jeszcze Skoki i zrobiła się 14... Po obiedzie ruszam w siną dal, podjeżdżam do pobliskiej myjni i... nie mam ochoty czekać, kolejka na dobre kilkanaście minut, szkoda czasu. Jadę na skróty w kierunku Szpitala w Ochojcu, plan wyjechać na ścieżkę na Giszowiec. Chcę jednak unikać terenu, spodziewam się, że będzie błotniście, tak więc lasy chcę sobie darować, jednak skrót który wybrałem na pakuje mnie w błoto, może i dobrze, że nie umyłem roweru ;)

Początek drogi na Giszowiec też po błocie, nieco dalej na szczęście ścieżka zamienia się w asfalt, jedzie się zdecydowanie lepiej, zatrzymuję się na chwilę przy stawie na Giszowcu i nieco dalej w centrum Giszowca. Kilka zdjęć i kombinuję jak pojechać na Nikiszowiec, wariant po szlaku rowerowym przez Janów odpada, tam nawet gdy jest susza jest błoto ;) Teraz pewnie bym się utopił. 

Staw Janina
Staw Janina © amiga
Zabytkowe zabudowania na Giszowcu
Zabytkowe zabudowania na Giszowcu © amiga

"Centrum" starego Giszowca © amiga

Ale w końcu jest niedziela nawet główne drogi nie wyglądają źle :), na miejscu zaskakują mnie otwarte sklepiki, knajpki, masa ludzi spacerujących, coś pięknego, pamiętam jak jeszcze kilkanaście lat temu turysta mógł dostać co najwyżej "po ryju". Teraz to się zmieniło, miejsce to jest godne polecenia :), choć wydaje mi się, że na niedzielny spacer jest trochę za małe, trochę za mało "atrakcji". Wizyta rowerowa jednak rozwiązuje kilka problemów. 

Jedna z bram wjazdowych na Nikisz
Jedna z bram wjazdowych na Nikisz © amiga
Nikiszowiec żyje.... :)
Nikiszowiec żyje.... :) © amiga
Kościół św Anny na Niukiszowcu
Kościół św Anny na Nikiszowcu © amiga

Wyjeżdżając z Nikisza kombinuję jak dotrzeć na 3 stawy, wariantów jest kilka, ten najfajniejszy przez las, dziś odpada, zostaje tylko ten szosowy za którym nie przepadam, droga niby prosta, ale nic tam nie ma... tyle, że jest szybko. Na dolinie 3 stawów jak zwykle gdy jest "ciepło" spotkać można setki spacerowiczów. Wolę to miejsce odwiedzać gdy pada ;) Ścieżki są wtedy puste. Nie zatrzymuję się na długo jadę w kierunku centrum i dalej do parku Śląskiego.
Dolina 3 stawów...
Dolina 3 stawów... © amiga
Bulwary Rawy
Bulwary Rawy © amiga
W ciągu ostatnich lat bardzo rzadko zapuszczam się do ścisłego centrum. Za każdym razem gdy tutaj docieram widzę zmiany. Zaskakuje mnie to, że są to zmiany na lepsze, centrum pięknieje, gdyby jeszcze kilka idiotyzmów rowerowych zostało rozwiązane... a to schody, pod rondem, a to przejście dla pieszych przy SSC przez które nie ma przejazdu rowerowego... 
Przy Muzeum Śląskim
Przy Muzeum Śląskim © amiga
Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia
Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia © amiga
Po lewej muzeum śląskie na terenie kopalni Katowice a w dali Gwiazdy :)
Po lewej muzeum śląskie na terenie kopalni Katowice a w dali Gwiazdy :) © amiga
Międzynarodowe Centrum Kongresowe
Międzynarodowe Centrum Kongresowe © amiga
Krzywy jakiś ;)
Krzywy jakiś ;) © amiga
Pod Spodkiem :)
Pod Spodkiem :) © amiga
Rondo w Katowicach
Rondo w Katowicach © amiga
Szyb po kopalni Gottwald
Szyb po kopalni Gottwald © amiga

W Parku Śląskim kombinuję jak pojechać, chciałbym zaliczyć Planetarium, może zoo, ale. przy Legendii prawie cała wschodnia część jest wyłączona z użytku nie ma jak pojechać, tak więc pakuję się na główną ścieżkę w kierunku ogrodu zoologicznego. Ilość ludzi zaskakuje, zastanawiam się co ja tutaj robię... klucząc między pieszymi docieram do drogi w kierunku planetarium. Im dalej tym jest puściej uff... Może nie będzie tak źle... 
Legendia - jeszcze zamknięta
Legendia - jeszcze zamknięta © amiga
Planetarium Śląskie
Planetarium Śląskie © amiga
Na tłumy trafiam ponownie w okolicy Stadionu Śląskiego i na osiedlu Tysiąclecia. Uciekam stąd, będąc nad stawem Maroko zdzwaniam się z kumplem, mamy kilka spraw do omówienia, okazuje się, że jest w Chorzowie, tak więc nieplanowo ląduję w centrum Chorzowa :). Chwila rozmowy i... pakuję rower do samochodu... podjeżdżamy na Gliwicką, tam na spokojnie ustalamy plan działania. 
Stadion Śląski
Stadion Śląski © amiga
Kukurydza na tałzenie
Kukurydza na tałzenie © amiga
Staw Maroko
Staw Maroko © amiga
Chlewiki na Gliwickiej ;)
Chlewiki na Gliwickiej ;) © amiga
Po około godzinnej przerwie ruszam w kierunku domu, zaczyna się ściemniać, bardziej przeszkadza mi jednak to, że spadła temperatura, wilgoć w powietrzu i silny wiatr potęguje uczucie zimna. Skracam drogę ile się da... co prawda nawigacja ma pomagać, ale pokazuje jakieś idiotyczne warianty... trasę zaplanował mi na 14 km, podczas gdy z tego miejsca mam niecałe 10... Spoglądam na podpowiedzi, ale jadę swoim wariantem :)
ścieżka w Brynowie
ścieżka w Brynowie © amiga
Kopalnia Wujek od tyłu ;)
Kopalnia Wujek od tyłu ;) © amiga
Papieża chyba nie wybiorą....
Papieża chyba nie wybiorą.... © amiga
Wiadukt w Ligocie
Wiadukt w Ligocie © amiga

Około 19 ląduję w domu.... dobrze, że wyrwałem się na kilka godzin... to był dobrze wykorzystany czas...

Wycieczkowo do Wisły z zaliczeniem gleby

Poniedziałek, 19 czerwca 2017 · Komentarze(10)
Upłynęło już trochę wody w Wiśle od tej wycieczki, trzeba jednak uzupełnić wpis..., tym bardziej, że nie wiadomo kiedy będzie kolejny....

Jest poniedziałek, mam wolne, dzień zapowiada się ciepły, przyjemny, jutro jadę na krótko do pracy, a później szkolenie w Warszawie. Rowera nie będę widział przynajmniej kilka dni. Kierunek wybrany w ostatniej chwili... Wisła.

Ruszam około 7:00, jest jeszcze chłodno w cieniu, chwilami po 15 stopni, ale w słońcu jest przyjemnie. Kierunek Wilkowje, Żwaków, Paprocany. Sporo szutrów na początku, trochę we znaki daje się chłód i wilgoć w lasach, ale wiem, że wracając będę szukał takich miejsc...;)

Bocian w Wilkowyjach
Bocian w Wilkowyjach © amiga
Uwielbiam takie ścieżki
Uwielbiam takie ścieżki © amiga

W Kobiórze jadę nieco inaczej niż zwykle, tracę szlak, jest źle oznaczony, trafiam za to nad urokliwy staw, muszę zawrócić i odszukać żółty rowerowy ;), udaje się, do Pszczyny nie mam żadnych problemów, jadąc ścieżkami zaskakuje mnie tak mała liczba rowerzystów, tyle, że po chwili przypominam sobie, że to dzień roboczy... ludzie siedzą w pracy.... To ja mam inaczej ;)
Chyba coś pokręciłem ;) droga skończyła mi się stawem ;)
Chyba coś pokręciłem ;) droga skończyła mi się stawem ;) © amiga
Park i pałac w Pszczynie
Park i pałac w Pszczynie © amiga
Na zaporze w Goczałkowicach
Na zaporze w Goczałkowicach © amiga
Za Goczałkowicami zaczynają się szlaki których, za dobrze nie znam, mniej więcej wiem gdzie się kierować, ale nic więcej... raz pakuję się na drogą prowadzącą wprost do zalewu ;)... Była asfaltowa, w przeciwieństwie do tej właściwej. Odpuszczam sobie Rudziczkę, nie mam ochoty na darmo zaliczać górkę, bo ani widoków jakiś oszałamiających nie ma, ani sama miejscowość nie jest urokliwa... Byłem, widziałem i jak nie będę miał jakiegoś wyraźnego celu to tam się nie wybieram ;)
Zawsze gotów do obrony kraju
Zawsze gotów do obrony kraju © amiga
Intryguje mnie po co ta stacja, dookoła las
Intryguje mnie po co ta stacja, dookoła las © amiga
Pomnik pomiędzy rozlewiskiem
Pomnik pomiędzy rozlewiskiem © amiga
Od Skoczowa jadę na Brenną, dopiero nieco dalej odbijam na Górki Małe, lubię tędy jeździć... droga spokojna, trochę się pnie, ale widoki... to właśni dla nich lubię się pomęczyć. 
Góry już widać
Góry już widać © amiga
Płynie Wisła płynie
Płynie Wisła płynie © amiga
Na spokojnie docieram do Wisły, jest dopiero południe, pora coś zjeść, w centrum zamawiam szaszłyk. ten okazuje się około 30dkg mięsa z 2 krążkami cebuli ;), drogie danie i ... nie za dobre.
Pociąg powrotny jedzie dopiero za kilka godzin, coś trzeba zrobić, jadę więc na Salmopol, byłem tam rok temu z Darkiem, tyle, że coś mnie męczy, to chyba ten obiad... za dużo? Coś nie tak z mięsem... jeszcze nie zaczął się podjazd a mam dość, ale... jak już obrałem ten kierunek to jadę ;)
Zdecydowanie odradzam jedzenie w tym miejscu, nie dość że drogo, to nijakie to coś jest
Zdecydowanie odradzam jedzenie w tym miejscu, nie dość że drogo, to nijakie to coś jest © amiga
Wisła w centrum Wisły
Wisła w centrum Wisły © amiga
Jak dzisiaj jest tutaj pusto
Jak dzisiaj jest tutaj pusto © amiga
Skocznia im. Adama Małysza w Wiśle Malince
Skocznia im. Adama Małysza w Wiśle Malince © amiga
W drodze na Salmopol
W drodze na Salmopol © amiga
Od czasu do czasu między drzewami widać dolinki i okoliczne górki
Od czasu do czasu między drzewami widać dolinki i okoliczne górki © amiga
Na szczycie Salmopolu
Na szczycie Salmopolu © amiga
Dojazd na szczyt zajmuje mi sporo czasu, ledwo żyję, jeszcze ta temperatura > 30 stopni... Ze szczytu kieruję się do Szczyrku i dalej na Bielsko, to ostatnie przyprawia mnie o zawrót głowy, trochę sprawę ratują DDRki, ale to nie załatwia wszystkiego... 
Szaszłyk dalej mnie męczy, ale mam ochotę na lody, najlepiej kwaśne ;) W centrum Szczyrku krótka przerwa, lody obłęd, sorbet kilka smaków... wszystko kwaśne, rewelacja... :) Teraz mogę jechać dalej...
Zjazd do Szczyrku
Zjazd do Szczyrku © amiga
Pora na coś kwaśnego
Pora na coś kwaśnego © amiga
Skocznia w Szczyrku
Skocznia w Szczyrku © amiga
Bielsko to tak jak się spodziewałem walka na drogach, jedynie centrum jako tako poszło, obrzeża to horror, podobnie jak przejazd przez Czechowice-Dziedzice... ale trzeba to zrobić. Do domu coraz bliżej... W Goczałkowicach trochę para schodzi, w końcu znam już szlak do domu, zostało około 40 km :)... kierunek Pszczyna... 
Staw w Goczałkowicach-Zdroju
Staw w Goczałkowicach-Zdroju © amiga
Wjeżdżam na drogę wzdłuż wodociągu i... na progu zwalniającym zaliczam glebę..., boli... dostałem m.in. w splot słoneczny. Nikogo w okolicy nie ma... mija dobre kilkanaście sekund zanim oddycham normalnie, widzę zadrapania na łokciu, coś drobnego na kolanach.. rower cały... Cóż... do domu jakoś dojadę... to max 2 godziny spokojnym tempem...
Wsiadam na rumaka... i ... coś jest nie tak. Lewy nadgarstek rwie, każdy wybój to jakaś masakra... Z jedną ręką na kierownicy jadę około km... tak się nie da. Nadgarstek lekko puchnie...
Odpalam nawigację, sprawdzam który dworzec pkp mam najbliżej... - Pszczyna  około 3km... tam się kieruję, jeszcze chwilę jadę, ale nie mogę... boli jak diabli...schodzę z rowera i go prowadzę
Przeklęte progi zwalniające
Przeklęte progi zwalniające © amiga
Po drodze zaliczam aptekę, kupuję altacet, bandaż, wodę utlenioną, coś jeszcze smaruję tylko nadgarstek i lecę na dworzec. Pociąg przyjeżdża po około 5 minutach. Mam problem by wsadzić rower do pociągu... lewą ręką nie jestem w stanie się przytrzymać...
Wewnątrz zaczynam się opatrywać, pomimo tego, że było sporo ludzi ruszył się tylko około 20 letni chłopak - punk... pomógł mi zawinąć prawy łokieć...
Mija kilkadziesiąt minut...Dojeżdżam do Piotrowic... wysiadam, znowu problem z przytrzymaniem się... 
Rower prowadzę, nie próbuję wsiadać...
W domu szybki prysznic, mycie z użyciem jednej ręki i lecę do szpitala....

Po 5 godzinach spędzonych w szpitalu dowiedziałem się, że mam złamany koniec kości promieniowej z przemieszczeniem grzbietowym, pęknięcie końca dalszego kości łokciowej... założona szyna gipsowa... i informacja, że przez 6 tyg... raczej nie pojeżdżę :(