Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2018

Dystans całkowity:712.66 km (w terenie 167.00 km; 23.43%)
Czas w ruchu:35:02
Średnia prędkość:20.34 km/h
Maksymalna prędkość:51.49 km/h
Suma podjazdów:3058 m
Maks. tętno maksymalne:166 (90 %)
Maks. tętno średnie:142 (77 %)
Suma kalorii:23794 kcal
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:35.63 km i 1h 45m
Więcej statystyk

Powrót lasem

Środa, 31 października 2018 · Komentarze(1)
Jest 16:36 gdy ruszam. Pierwsze wrażenie jest takie, że chyba nie ma dzisiaj wielkiego ruchu i tego całego wariactwa świątecznego ;)
Niestety szybko okazuje się, że jednak niewiele się zmieniło od wczoraj. Mam to gdzieś, myślę, którędy dojechać do lasu. 
Hałdę na Sośnicy mam na tą chwilę gdzieś. Za to gdy tylko jestem na wysokości lasku Makoszowskiego pakuję się na jego ścieżki. Z drugiej strony są Makoszowy, średnio mam ochotę na starą hałdę, ale może by tak pojechać przez wiadukt nad A4? 

Postanawiam trochę połamać przepisy, ten fragment pokonuję chodnikiem. Szosa zawalona samochodami. Pod koniec wiaduktu trafiam na policję, jak się przyczepią to trudno. Mam to gdzieś. Krótki fragment szosą i jestem w lesie. 

Koło kopalni Makoszowy
Koło kopalni Makoszowy © amiga
Przy nieczynnej kopalni Makoszowy
Przy nieczynnej kopalni Makoszowy © amiga
Autostrada A4
Autostrada A4 © amiga
Policja czatuje.
Policja czatuje. © amiga
Sporo spokojniej, nie ma żywego ducha, tylko ja, las i błoto ;) Wyjeżdżam na Halembie i.... szkoda gadać. Dzielnica zakorkowana. Kombinuję jak przejechać, udaje mi się pojechać drogą w kierunku kopalni... Tutaj jest mniejszy ruch. Wiem, że dalej da się odbić na Starą Kuźnię. Gdy skręcam dochodzi mnie jakiś biker, mówi, że tylne czerwone lampki słabo świecą. Być może, choć na nogach są dodatkowe światełka. W domu wymienię baterie, być może to to. Jednak gdy staję na dolinie Jamny wydaje mi się, że świecą poprawnie. To nie mają być reflektory... ale co tam. Baterie kosztują grosze. Jeżeli poprawi to działanie lampek to czemu nie ;)
W Kochłowicach
W Kochłowicach © amiga
Skrzyżowanie w Piotrowicach
Skrzyżowanie w Piotrowicach © amiga
Lasem docieram do Panewnik, wypadałoby jeszcze zameldować się na myjni. Jeszcze tylko skrzyżowanie przy Famurze i jakoś dojadę. Na miejscu zaskakuje mnie brak samochodów. Z reguły przed takim świętem myjnie są zatkane. A tutaj pusto. 
Na myjni nie ma zacisków ;)
Na myjni nie ma zacisków ;) © amiga
2 minuty mycia i jadę do domu. Ostatnie 700m. Mam na dzisiaj dość. zresztą ten tydzień to walka o życie. Jutro jest niewielka szansa na rower, ale kto wie... W piątek za to już wiem, że nie pojadę rowerem... cóż plany nie zawsze są rowerowe ;)

Przed świętem do pracy

Środa, 31 października 2018 · Komentarze(3)
Jest kilka minut po siódmej. Wiatr osłabł i chyba zmienił kierunek, temperaturowo jest połowa tego co wczoraj. Tak więc trzeba ubrać się cieplej. Na drogach mam wrażenie, że jest luźniej niż wczoraj. Choć w Ochojcu i Piotrowicach zaciska. 

Wczoraj wieczorem wahałem się, czy nie wykorzystać jakiejś alternatywy dojazdowej. Na szczęście z rana przeszło mi ;) Wsiadłem na rower, jednak plan na dzisiaj obejmuje przejazd lasami. Może nie w wersji najbardziej terenowej, jednak z dala od głównych ciągów samochodowych. Po wczorajszym dniu świra, chcę dożyć do świat ;)

Koło Famuru w Piotrowicach
Koło Famuru w Piotrowicach © amiga
W Starych Panewnikach wjeżdżam w las. Z jednej strony cieszy mnie to, z drugiej już na wstępie widzę błoto... cóż... przynajmniej jest jasno ;) Rozglądam się za grzybami, Kani już raczej nie zobaczę to tej porze roku. Za późno, ale może coś innego ciekawego będzie rosło? Kto wie :) 
Dolina Kłodnicy powoli się zabudowuje.
Dolina Kłodnicy powoli się zabudowuje. © amiga
Jesienne klimaty ;)
Jesienne klimaty ;) © amiga
Słońce bardzo nisko
Słońce bardzo nisko © amiga
A grzyby rosną :)
A grzyby rosną :) © amiga
Z rana jednak średnio jest czas na błąkanie się po lasach i szukanie grzybów. Jadę wiec dalej do pracy, kombiniję jak przejechać przez Zabrze, na hałdę na Sośnicy jakoś nie mam ochoty, nie by mnie jakoś specjalnie przerażała, ale po opadach jest tam różnie, najczęściej nieciekawie. Zdarza się, że część hałdy obsuwa się. Myślałem, myślałem i wymyśliłem. Pojadę przez ul Wiosenną. Tyłem i spokojnie. 
Dolina Jamny o poranku
Dolina Jamny o poranku © amiga
Kawałek z górki
Kawałek z górki © amiga
Mimo ciepła, w lesie jest sporo błota
Mimo ciepła, w lesie jest sporo błota © amiga
Śluza do innego świata ;)
Śluza do innego świata ;) © amiga
Przy śluzie pod torowiskiem staję by zrobić fotę i telefon coś mi świruje. Na szczęście mam drugi szybka fota i tyle, zobaczę co się stało już w firmie. 
W lasku Makoszowskim
W lasku Makoszowskim © amiga
Na drogi wracam w Makoszowach, jeszcze tylko park i już melduję się w Gliwicach. Mam wrażenie, że jazda jest powolna, jakoś ciężko mi się jedzie. Czyżby wiatr był z zachodu i był silniejszy niż to czego się spodziewam? Wieczorem pewnie się to okaże. 
Są jacyś rowerzyści :)
Są jacyś rowerzyści :) © amiga

Sam przejazd przez puste Gliwickie drogi nie sprawia problemów. Słońce na dokładkę zaczyna lekko przygrzewać. Jest przyjemnie.
W firmie jestem w takim sobie czasie. Tyle, że było bezpiecznie. Zero wariatów drogowych. 
Na miejscu resetuję telefon i... wygląda na to, że diabli wzięli kartę pamięci. Cóż... 

Wieczór świra

Wtorek, 30 października 2018 · Komentarze(2)
Jest koło 17, myślałem, że będzie spokojniej, ale nie. Od samego początku mam wrażenie, że to dzień debila. Już na samym początku na Franciszkańskiej na odcinku jednokierunkowym widzę debila jadącego pod prąd. Liczę na to, że na nagraniu będzie widoczna rejestracja, choć wiem, że wieczorem kamerka średnio sobie radzi, szczególnie z szybko poruszającymi się obiektami... 
Zjeżdżam na bok, za mną samochody robią to samo. Ledwo wyjechałem, a zaczynam mieć dość. 

Jednokierunkowa, a ktoś jedzie z przeciwka
Jednokierunkowa, a ktoś jedzie z przeciwka © amiga
Masakra, debil zap...a pod prąd
Masakra, debil zap...a pod prąd © amiga
W Gliwicach z reguły o tej porze jest pusto, lecz nie dzisiaj. Wszędzie pełno samochodów, efekt święta zmarłych. Ma nieodparte wrażenie iż kilka osób chce dołączyć do świętujących. Okolice cmentarzy to jakiś kompletny obłęd. Korki pojawiają się znienacka, w miejscach gdzie zwykle nic się nie dzieje. Gdzie samochód przejedzie raz na minutę. 
Trochę psychicznie odpoczywam na odcinku na odcinku między Zabrzem, a Bielszowicami. Koszmary jednak wracają w Rudzie Śląskiej, przy Kościołach, przy cmentarzach. Nie da się spokojnie jechać. 
Na jednej z słabo oświetlonych dróg widzę samochód jadący bez świateł... nie myślałem że tak można ;)
Za czym ta kolejka?
Za czym ta kolejka? © amiga
Coraz bardziej podoba mi się Bałtycka :)
Coraz bardziej podoba mi się Bałtycka :) © amiga
Będąc w Kochłowicach wiem, że mam kilka km DDRki, może nie jest idealna, może jest na niej masa śmieci, ale jednak powinno być bezpieczniej. W Panewnikach odbijam szybko na Panewnicką. Jeszcze tylko Piotrowice przy Famurze i będę w domu. 
Koło Famuru
Koło Famuru © amiga

Gdy docieram do bram domu mam serdecznie dość tego powrotu, jazda zamiast przyjemności była walką o życie. Zaczynam się poważnie zastanawiać nad alternatywą przejazdu do firmy jutro. Jeżeli jutro będzie gorzej, a myślę, że będzie to... no właśnie co? A może pojechać lasem? 

Upalny poranek

Wtorek, 30 października 2018 · Komentarze(2)
Ruszam o 7:02, gdy wychodzę na zewnątrz przeżywam szok termiczny. Zdejmuję z siebie bluzę, inaczej się ugotuję. termometr okazuje 18 stopni. Wieje silny wiatr chyba z południa, więc jest szansa, że trochę pomoże. 
Ochojec i Piotrowice klasycznie już zakorkowane. Rowerem na szczęście da się to wyminąć, tak więc dość szybko opuszczam Katowice. Odpuściłem sobie przejazd Panewnicką, pewnie byłoby szybciej, jednak po wczorajszym dniu debila, daję sobie chwilę odpoczynku. Może jutro ;) 

Korek w Ochojcu

Korek w Ochojcu © amiga

Poranek w Piotrowicach
Poranek w Piotrowicach © amiga
Przedłużenie Bałtyckiej
Przedłużenie Bałtyckiej © amiga
W Kochłowicach szykuje się podobny koszmar, przypominam sobie o drobiazgu zwanym świętem Wszystkich Świętych. Widać to na drogach, widać niedzielnych kierowców, dużo większy ruch niż normalnie. Co ciekawe Wirek i Bielszowice wyglądają równie nieciekawie. Zaczynam się bać tego co zobaczę w Zabrzu.
Stamtąd jadę
Stamtąd jadę © amiga
Na Bielszowickiej
Na Bielszowickiej © amiga
Gdy dojeżdżam w pobliże Zabrskiego centrum jest jeszcze gorzej iż mogłem przypuszczać, jest 7:53... 7 minut do rozpoczęcia lekcji, a mijam 3 szkoły, jedną średnią, dwie podstawowe, nie licząc przedszkoli. O ile szkoła średnia specjalnie nie nastręcza problemów, to podstawówki i owszem. Dzieciaki muszą do szkoły zostać dowiezione samochodami. Choćby 100 m... ale muszą. W efekcie cała sportowa stoi. Gdybym sobie o tym wcześniej przypomniał pewnie pojechałbym nieco dłuższym wariantem, ale omijającym tą szkołę. 
Szykuje się dogrywka w Zabrzu
Szykuje się dogrywka w Zabrzu © amiga
W Zabrzu
W Zabrzu © amiga
Na szczęście to nie jest specjalnie długi odcinek. Wkrótce wydostaję się z Zabrza, jest już po ósmej. Gliwice prawie puste, niewiele się dzieje. Zaskakuje za to słońce. Nie byłem przygotowany na to, że się pokaże, a jednak. Nie pamiętam kiedy jechałem zupełnie na krótko. Pewnie we wrześniu... Pod koniec października nie spodziewałem się tego... Może warto wcześniej urwać się z pracy? Pojechać lasami? Nazbierać grzybów? Zobaczymy...  
Jest niesamowicie przyjemnie
Jest niesamowicie przyjemnie © amiga
Słońce zaskoczyło mnie dzisiaj
Słońce zaskoczyło mnie dzisiaj © amiga

Powrót nocną porą

Poniedziałek, 29 października 2018 · Komentarze(3)
Ruszam około 16:40, jest prawie kompletnie ciemno. Zmiana o godzinę dopiero teraz jest dla mnie odczuwalna. Jeszcze 3 dni temu o tej samej godzinie było jasno. Mogłem myśleć o szukaniu grzybów, a teraz... cóż. Pora jechać do domu, najlepiej drogami. 
Woda w większości spłynęła, kałuże widać od czasu do czasu, są niewielkie. 
Temperatura szokuje, 16 stopni :), ciepło, gorąco wręcz. 

Jest już ciemno...
Jest już ciemno... © amiga
Na Wirku
Na Wirku © amiga
Po drodze przypominam sobie, by podjechać do znajomych, obstawiam, że będę na miejscu około 18:30, choć mogę się mylić nieco. Szybki telefon i jesteśmy umówieni. Jadę dalej. 
W kierunku Kochłowic
W kierunku Kochłowic © amiga
W centrum Kochłowic
W centrum Kochłowic © amiga
Szybko docieram do Katowic, jeszcze tylko przejazd przez Ligotę, odwiedzam plac budowy przy dworcu PKP. W tej chwili trwają prace wykończeniowe. Jestem ciekawy co będzie po otwarciu, bo mam wrażenie, że ktoś czegoś nie przemyślał. To miało być centrum przesiadkowe, tylko gdzie parkingi dla samochodów? 
Przy dworcu na Ligocie
Przy dworcu na Ligocie © amiga
Przy przebudowanym skrzyżowaniu w Ochojcu
Przy przebudowanym skrzyżowaniu w Ochojcu © amiga
Do znajomych docieram mniej więcej w zakładanym czasie, na szczęście wizyta  krótka. Załatwiłem to co miałem załatwić i mogę jechać do domu. 
trwa remont Jaworowej
trwa remont Jaworowej © amiga
Trzeba przyznać że pogoda zaskoczyła pozytywnie, gdyby jeszcze tak słońce chciało dłużej świecić, tak do 19 ;)

Do pracy w poniedziałek

Poniedziałek, 29 października 2018 · Komentarze(4)
Ruszam kilka minut po 7. Ochojec stoi, podobnie jaki Piotrowice. Niby jest dość ciepło, termometr za oknem pokazywał 9 stopni, jednak wilgoć po ostatnich opadach robi swoje. Zaczynam żałować, że nie wziąłem zimowych butów, myślałem jednak, że woda spłynie w nocy, może gdzieś wsiąknie. Jednak było jej za dużo i miejscami natykam się na rozlewiska. 


Na Śląskiej, od kiedy zrobili te wysepki, co tydzień przynajmniej kilku debili na nie wjeżdża, mimo, że wcześniej stoją 4 znaki informujące o tym...
Na Śląskiej, od kiedy zrobili te wysepki, co tydzień przynajmniej kilku debili na nie wjeżdża, mimo, że wcześniej stoją 4 znaki informujące o tym... © amiga

W Panewnikach postanawiam pojechać główną drogą, będzie szybciej, ruch w kierunku Kochłowic jest niewielki, choć w drugą stroną są całkiem spore ogonki... Na wysokości z ul. Kruczą jakiś debil wyjeżdża mi przed koła, nie wiem jakim cudem udało mi się wyminąć samochód, hamowanie i odbicie w lewo ledwo mnie uratowało. Już widziałem siebie na masce. Za kierownicą była kobieta. Z głupoty z rana zamontowałem kamerkę. Filmik jest, wiem jedno, w pracy wyślę go na policję. Trzeba tępić takie zachowania. Nie wierzę, że mnie nie widziała, odblaski, włączona jedna mała migająca lampka, w większości mam na sobie biało-czarno-niebieskio-zielone rzeczy. Mimo wszystko raczej wyróżniam się z tła. Cóż... ciśnienie podniesione, można jechać dalej. (Filmik wrzuciłem na koniec wpisu)
Za kierownicą jakiś debil prawie mnie rozjechał
Za kierownicą jakiś debil prawie mnie rozjechał © amiga
Zastanawiam się czy jednak nie skręcić w las, tam nie ma samochodów, nie ma głupków... Jednak boję się, że będzie błotniście, pozostaję więc na szosach, ale do czasu. Gdy staję na fotę na ul Wireckiej, coś mnie zmusza by pojechać szlakiem wzdłuż potoku Bielszowickiego. Wiem, że z wyjazdem dalej może być problem, bo trzeba będzie przeciąć główną ulicę, ale co tam, najwyżej przeprowadzę rower po przejściu dla pieszych ;)
Zalana DDRka w Kochłowicach
Zalana DDRka w Kochłowicach © amiga
Lekko zamglone Kochłowice
Lekko zamglone Kochłowice © amiga
Potok Bielszowicki
Potok Bielszowicki © amiga
Cisza i spokój
Cisza i spokój © amiga
Szlak wzdłuż potoku Bielszowickigo
Szlak wzdłuż potoku Bielszowickigo © amiga
Przymglone klimaty przypotokowe powodują, że kilka razy się zatrzymuję. Kilka fot jest... W końcu wyjeżdżam na Wirku, na Bielszowicką tak jak się spodziewałem muszę pokonać po pasach... Nie lubię tej drogi... może dlatego, że do dojazdówka do A4 ;)
Same Bielszowice Puste, zresztą o dziwo podobnie wygląda Zabrze :), mimo braku ruchu na drogach wjeżdżam do lasku Makoszowskiego. Jest klimatycznie... i niestety ślisko na mokrych liściach.  
w laski Makoszowskim
w laski Makoszowskim © amiga
Nie ma żywego ducha
Nie ma żywego ducha © amiga
Wyjeżdżam na granicy z Gliwicami, pozostało jakieś 18 minut jazdy. Drogi puste, niewiele się dzieje, zastanawiam się co zrobić w środę, to dzień przed Wszystkimi Świętymi, na drogach pojawią się wszyscy niedzielni kierowcy... 
Coś wąsko się zrobiło
Coś wąsko się zrobiło © amiga

W pracy po kilku minutach mam wycięty fragment nagrania z Panewnickiej. Chwilę później mail jest napisany. Poszło. Teraz trzeba poczekać co policja odpisze. Przy poprzednich zgłoszeniach trwało to do 2 tygodni.

Powrót do domu

Piątek, 26 października 2018 · Komentarze(0)
16:53 - pora ruszyć do domu. Pogoda utrzymuje się cały dzień podobna. Nie pada i to jest najważniejsze.Korci mnie by choć kawałek przejechać lasem. Tylko czasu mam niewiele na to. Oczywiście mogę jechać z włączonymi lampkami, ale szukaniie grzybów przy latarce jakoś do mnie nie przemawia. Chociaż... kto wie. 

W Gliwicach na Franciszkańskiej na chwilę zatrzymuję się przy przystanku. W nocy z czwartku na piątek pijany debil w Audi A6 wpakował się w przystanek. Całe szczęście, że o tej porze nikogo na nim nie było. Mam tylko nadzieję, że gość za to posiedzi... 
W nocy jakiś pijany kretyn wjechał w tą wiatę. Gliwice Franciszkańska
W nocy jakiś pijany kretyn wjechał w tą wiatę. Gliwice Franciszkańska © amiga
Na granicy z Zabrzem skracam drogę przez lasek Makoszowski. Mimo szaroburego nieba jest kolorowo :). W parku masa ludzi, pieszych, rowerzystów, biegaczy... Weekend ma być bardzo mokry więc trzeba wykorzystać każdą chwilę. 
Kolorowo w lasku Makoszowskim
Kolorowo w lasku Makoszowskim © amiga
Na szosy wracam w Kończycach, jednak w Bielszowicach odbijam na Halembę zamiast na Wirek. Chcę wjechać w las w okolicach Starej Kuźni. Robi się jednak coraz ciemniej. Coś czuję, że las będę miał już w zupełnych ciemnościach. Na dolinie jamy niebo jeszcze skrzy się na czerwono i złoto. Gdy jednak wjeżdżam między drzewa niewiele widać. Lampki włączone na 100%, tak można jechać, choć o szukaniu grzybów raczej nie ma mowy. Co prawda w świetle migoczą mi od czasu do czasu te trujące, jednak liczę na Kanie... Są jasne i jest szansa, że je zauważę. 
Światła uliczne już włączone
Światła uliczne już włączone © amiga
Za chwilę będzie ciemno
Za chwilę będzie ciemno © amiga
Wyjeżdżam na drogi w Starych Panewnikach, grzybów nie nazbierałem. Ruch na drogach jest znikomy, odbijam na Bałtycką i pod jej koniec szok... Po dobrych 8 latach odkąd tędy jeżdżę w końcu wylano asfalt. Dziury i błoto w tym miejscu to była norma. Muszę stanąć i to sfotografować. 
Zaskoczył mnie asfalt na Bałtyckiej.
Zaskoczył mnie asfalt na Bałtyckiej. © amiga
Do domu niedaleko. Ostatnie 5 km mija dość szybko. Korków już nie ma, korci mnie by podjechać na myjnię, jednak przy Famurze jest taki bajzel iż daję sobie z tym spokój, odbicie w kierunku myjni stanowi poważny problem. Cóż, może jutro na chwilę tam podjadę, choć plany na weekend przez pogodę są raczej nierowerowe. 
Ledowe oświetlenie na Medyków
Ledowe oświetlenie na Medyków © amiga

Do pracy po długiej przerwie

Piątek, 26 października 2018 · Komentarze(2)
Jest 7:15, jest piątek, jest pochmurnie, jest wietrznie... ale i tak wsiadam na rower. Mimo tego, że to piątek to pierwszy raz od niedzieli siedzę na rowerze. Mało tego zapowiada się, że w weekend też niewiele pojeżdżę. Pogoda ma być taka, że szkoda gadać. Cóż... 

Plany, planami a rzeczywistość sobie ;) 
Nieważne ;) Mimo przeciwnego wiatru jakoś nie czuję dyskomfortu. O dziwo jest dość ciepło, jeszcze niedawno temperatura oscylowała w okolicy 0, a dzisiaj +7 na starcie :) Może po południu będzie cieplej? 

Ochojec zaskoczył - zero korka. Chyba coś się stało. Za to już w Piotrowicach sznur samochodów stoi jak zwykle. Jakoś dziwnie udaje mi się przejechać przez toto...  Kolejne korkowanie w Panewnikach. Tam jakiś debil w starym lublinie mało mnie nie zmiótł z drogi. Wyprzedzały mnie 2 samochody, pierwsza osobówka przejechała bez większych problemów, tyle, że kierowca postanowił ustąpić pieszemu na przejściu, więc się zatrzymał. Lublin był w tej chwili w połowie wyprzedzania mnie... Słyszałem tylko ostre hamowanie i widzę jak z lewej strony zbliża się do mnie niebieska bryła samochodu... Wcisnąłem hamulce, koła się zablokowały... ale udało mi się wyprowadzić jakoś rower. W gaciach pełno. Wiem jedno, kamerka wraca na rower... 
Coś nie ma korka na Jankego
Coś nie ma korka na Jankego © amiga
Od skrzyżowania z Owsianą jest już spokojniej, pewnie dlatego, że jest rowerówka ;). Aż do Kochłowic korzystam z niej, choć miejscami muszę zjechać na drogę. Rozlewiska po wczorajszych opadach jeszcze nie zniknęły. Na dokładkę wszędzie jest pełno liści i pozrywanych progów. Przed centrum Kochłowic odbijam w bok. Na dzisiaj mam dość przygód z samochodami. 
Niebo jakieś nijakie
Niebo jakieś nijakie © amiga
Do Wirka jadę zupełnie bokiem, cisza spokój. Lubię takie boczne drogi..., Kawałek bardziej ruchliwego szlaki koło przejazdu kolejowego na Wirku i wjeżdżam na Bielszowicką. Spoglądam na zegarek, dochodzi 8. Może to i dobrze. W Zabrzu będę po ósmej, ruch powinien być mniejszy. 
Czyżby chmury miały się nieco rozrzedzić?
Czyżby chmury miały się nieco rozrzedzić? © amiga
Gdy docieram do Zabrza  ruch faktycznie jest mniejszy, ale nie zerowy, tak więc dalej wybieram tylne drogi, omijam te główniejsze, to nie jest dzień na walkę z samochodami. 
Koło lasku Makoszowskiego
Koło lasku Makoszowskiego © amiga
Do lasku Makoszowskiego nie wjeżdżam, jakoś nie mam parcia na teren, obawiam się, że będzie ta mokro. Choć po głowie chodzą mi grzyby. Jeszcze powinny być. Może wieczorem się skuszę? Choć pozostanie mi szukanie ich w świetle lampek. Te wziąłem dwie :) Myślę, że w zupełności mi starczą. 
Pora wyjechać z Zabrza
Pora wyjechać z Zabrza © amiga
W Gliwicach spokój i cisza, przejazd nie stanowi większego problemu. W firmie jestem w przyzwoitym czasie jak na warunki w jakich jechałem. Wiatr mimo że słaby to jednak dawał się we znaki. 

Tropiciel 26

Niedziela, 21 października 2018 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Jak to zwykle bywa, przed większym wyjazdem zawsze panuje chaos. Wyjazd na Tropciela był planowany od miesiąca, może nawet ciut dłużej, w ostatniej chwili pokrzyżowały mi się plany. W efekcie na spotkanie z Darkiem i Darkiem ;) docieram z godzinną obsuwą. 
Na szczęście do Wołowa prowadzi Darek ;) 

Jakoś dziwnie mi się pisze gdy 3 osoby w jednym aucie mają na imię Darek ;) Może więc przyjmę, że Darek to Djk71, a drugi Darek to Darek, siebie będę określał poprzez Ja i może jakoś to pójdzie ;)

Droga do Wołowa na szczęście przebiegła bez większych problemów, zresztą tych mniejszych też nie było. Na miejscu spotykamy resztę ekipy - Anię, Dorotę, Krzyśka i Tomka. W sumie 7 osób. Jako, że regulamin Tropiciela dopuszcza drużyny 2-4 osób to podzieliliśmy się na 2 grupy. Większa połowa to Etisoft Bike Team 1 (djk71, Krzysiek, Ania, Tomek) i mniejsza połowa to Etisoft Bike Team 2 (Dorota, Darek i ja ). 

Do startu mamy ponad 2 godziny, jednak przygotowania zajmują trochę czasu, gdy już wszystko ogarnęliśmy okazuje się, że mamy całe 30 minut. Pora coś zjeść, napić się... 

O 0:10 udajemy się na górkę przy OSiR Wołów na której znajduje się START. Dostajemy mapy, krótką historyjkę i trzeba rozrysować plan jazdy. Sama trasa nie wygląda na skomplikowaną, jednak nie raz zaliczyliśmy wtopy na prostych rzeczach. Trzeba więc mieć oczy dookoła głowy. 

Pora spiłować pazurki ;)
Pora spiłować pazurki ;) © amiga
W oczekiwaniu na start
W oczekiwaniu na start © amiga
Na szczycie górki startowej w Wołowie
Na szczycie górki startowej w Wołowie © amiga

Wstępny plan to punkty w kolejności: A, C, E, K, L, I, F, G, D, H, B

Tak więc zaczynamy od A, niby nic specjalnego, ale przy wyjeździe z miasta błąd, prowadzą nas Krzysiek i Tomek. Nie mam ani czasu, ani sposobności spojrzeć na mapę, przyjrzeć się planowi wycieczki, w zasadzie nie kontroluję toru jazdy. Mam tylko cichą nadzieję, że Krzysiek i Tomek mają pojęcie co robią, liczę też trochę na Darka(djk71). Wkrótce po korekcie trasy docieramy do PK, w zamian dostajemy Snikersa :). 

Kierujemy się na punkt C, osobiście pewnie wybrałbym trasę od północy, wydaje się bezpieczniejsza, ale grupa zadecydowała inaczej, dwóch ścigaczy prowadzących ponownie przestrzeliwuje właściwy wjazd, nie podoba mi się to, jeżeli każdy punkt będziemy tak zaliczać, to nie wróży to dobrze reszcie trasy, teraz jesteśmy wypoczęci, a co będzie dalej? 
Sam punkt jest niespodzianką, jest to solidnie zamaskowane nielegalne kasyno, trzeba odpowiedzieć na kilka dziwnych pytań. Jakimś cudem naszej grupie wychodzi to lepiej, EBT1 ma dodatkową pulę pytań. W między czasie zaczyna kropić. 

Gdy jechaliśmy do Wołowa sprawdzałem radary i prognozy pogody, wszystko wskazywało na to, że dorwie nas jakaś ulewa na trasie, czyżby miało to być już na początku jazdy? Ech, nie taki był plan. 

Mafia czeka
Mafia czeka © amiga

Powrót do szosy i jedziemy na północ odnaleźć punkt E, tym razem trafiamy bezbłędnie, na dzień dobry gra w Cymbergaja pomiędzy mną a Krzyśkiem z EBT1. Zasady proste, szanse 50% na wygraną i... ponownie moja drużyna prowadzi. Mamy chwilę by odetchnąć, a EBT1 ma dodatkowe zadanie przy ognisku słuchają historii... 

Pieczenie rowerzystów
Pieczenie rowerzystów © amiga
Może zagramy?
Może zagramy? © amiga

Punkt K nie wydaje się specjalnie daleko, wg mapy powinna do niego prowadzić na wprost ścieżka przez las, jednak, przy wyjeździe zamiast na południe, pojechaliśmy na północ, ponownie dały znać o sobie chęci szybkiej jazdy bez zastanowienia. Dopiero na skrzyżowaniu leśnych ścieżek udaje się zatrzymać "ucieczkę" i skierować wszystkich we właściwą stronę. Przecinki w lesie jednak nie do końca opowiadają temu co jest w rzeczywistości,  powinny być przejezdne, a okazuję się zbyt krótkie, urywają się po kilkuset metrach. Przy powrocie z jednej z nich koło wpada mi w dziurę, zaliczam glebę. Na szczęście prędkość zerowa, podłoże "miękkie".  
Za to rower nie do końca wychodzi bez szwanku, wypadło tylne koło z zacisku, poluzowała się prawa klamka hamulca i obróciło się siodełko. O ile 2 pierwsze problemy to pierdoły, to coś stało się z zaciskiem sztycy, siodełko ma tendencję do opadania. Masakra... 

Cóż... ruszamy dalej, tym razem mocno dookoła lasu, przestrzeliwujemy jedną z przecinek, tym razem to moja wina, choć w tempie jakim jedziemy nie do końca jestem pewien odległości na mapie, zamiast 2 wydaje mi się, że do przejechania są 4 cm... 
W zamian za nadłożenie drogi możemy podziwiać niesamowitą pełnię księżyca wyłaniającego się spomiędzy chmur
Tak więc mocno dookoła ale trafiamy w końcu do K... 

Zadania nie ma, jest tylko perforator... zresztą to chyba reguła na tropicielu, że najdalej wysunięte punkty od bazy nie mają obsady. 
Chwila na dziurkowanie i jedziemy na L, by nie kombinować wracamy do wsi Dębno, stamtąd droga powinna nas wyprowadzić do PK. Oczywiście  lekko nie ma, pojawiają się bruki których osobiście nie lubię, chyba nikt normalni ich nie lubi ;) 
Tym razem z odnalezieniem perforatora nie ma problemu. Punkt bez obsady. 

Nieobsadzony punkt
Nieobsadzony punkt © amiga

Kierunek punkt I, powrót do Dębna, dalej Rudna, bruki zabijają, cały peleton nieco zwalnia, jedynie djk71 na bujanym rowerze nie ma problemów, choć i tak widzę, że stara się jechać brzegami ulic. Punkt odnajdujemy bez najmniejszych problemów. Do wykonania jest zadanie, przeniesienie wiaderka z jednej pozycji do sędziego, który wyjmuje z niego złotą monetę i odstawienie wiaderka drugiej pozycji. Nie mamy z tym większego problemu. Na jakiś wcześniejszych edycjach Tropiciela już się z tym spotkaliśmy :) więc w jakiś sposób jest łatwiej. 

Punkt F jest kolejnym na naszej trasie, odległość nie jest specjalnie daleka, za to pojawia się górka, na którą podprowadzamy rowery, wjazd jest z drugiej strony ;). Tym razem musimy uwolnić zakładnika. Mamy 10 sekund by przyjrzeć się temu co ma na sobie i na podstawie tego co zauważymy rozbroić bombę. Darek (ten trzeci jest najbardziej spostrzegawczy), bomba nie wybucha :) Ufff

Pora na punkt G, na poprzednich tropicielach trzeba było szukać tego punktu na podstawie wskazówek, tutaj po prostu jest, z jego odszukaniem lekko nie jest jednak dziesiątki lampek piechurów czy rowerzystów wskazują nam odpowiednie miejsce. Na miejscu EBT2 ma proste zadanie, zaśpiewać piosenkę ;) 100 lat wystarcza ;) Musimy jednak poczekać na EBT1 które ma rozkuć 2 swoich członków. Mija dobra chwila nim zostają uwolnieni. 

Próba uwolnienia zawodników
Próba uwolnienia zawodników © amiga

Do mety zostały już tylko 3 punkty, pierwszy do D, w drodze do niego odzywa się mój zacisk na sztycy, puszcza i... siedzę dobre 20 cm niżej... czuję jak kolana dostają popalić, częściowo jadę na stojąco, częściowo siedząc bardzo, bardzo nisko.... w Krzydlinie Małej krótki postój, Krzysiek ma ze sobą kombinerki, dokręcamy resztki uszkodzonego zacisku, jest lepiej, może nie idealnie, ale przynajmniej siedzę wyżej. Siodełko lekko buja się na boki. Trudno... Da się jednak tak jechać. W perspektywie jeszcze jakieś 15 km. Wkrótce docieramy do PK... To coś w rodzaju baru z czasów prohibicji w stanach. Karty zostają od razy przedziurkowane. Możemy jechać dalej, jednak to dobra chwila by coś zjeść, napić się itd... Czasu mamy sporo w zapasie, jeżeli wiec nie nastąpi jakiś Armageddon to dotrzemy do mety. Zresztą formuła Tropiciela jest tak zorganizowana, iż nie ma zwycięzców. Oczywiście są informacje o zajętym miejscu, jednak nie wiąże się to z nagrodami czy gratyfikacjami. Te losowane są wśród wszystkich uczestników.

Melina w lesie ;)
Melina w lesie ;) © amiga

Przed wyjazdem ponownie poprawiam lekko siodełko, mimo wszystko leciusieńko opadło, to może 2 cm jednak robią różnicę w komforcie jazdy. Po w sumie kilkuminutowej przerwie ruszamy. 
Punkt H, bo do niego zmierzamy nie nastręcza specjalnych problemów, trafiamy bezbłędnie, jednak na miejscu zadanie dopasowanie łusek do broni nie jest dla naszej drużyny łatwe, zdecydowanie lepiej poszło EBT1. Osobiście brzydzę się wojskiem, myśliwymi, bronią i wszystkim co ma z tym coś wspólnego, po prostu nie moja bajka. W efekcie dopasowanie łusek zajmuje nam trochę czasu. Cóż nie można wiedzieć i umieć zrobić wszystkiego.

Do odnalezienia został ostatni już punkt B, wydaje się, że nie powinno z nim być większych problemów, choć plan jest taki by dojechać do drogi w okolicach Łososiowic i stamtąd odmierzyć odpowiednią odległość. Jednak gdy kluczmy po leśnych ścieżkach ni stąd ni zowąd trafiamy na miejsce gdzie masa rowerzystów i piechurów pakuje się w ścieżkę, z oddali widać, że tam dookoła ogniska kręci się masa lampek. To musi być punkt. Dojście, czy dojazd do niego nie jest łatwy, trzeba pokonać dość paskudny rów. Na miejscu kolejna zagadka, tym razem z tekstów trzeba wyłuskać pojedyncze litery i złożyć z nich hasło. Minuta, czy może 2 i mamy rozwiązanie. Pora wrócić do bazy, na metę... 

Do mety mamy same asfalty, żarty, a może by terenem okazują się nie trafiać na podatny grunt ;) Chyba wszyscy czujemy zmęczenie. Piachu było więcej niż można by się spodziewać. Na spokojnie docieramy do Osiru, odnosimy karty i kończy się nasza przygoda. 

Jeszcze tylko posiłek i 6 osób z drużyny udaje się na spoczynek. Ogłoszenie wyników będzie za kilka godzin. 

Zadanie do rozwiązania
Zadanie do rozwiązania © amiga

Jako, że dla mnie świt to nie pora na spanie, wolę się przemęczyć i pozwiedzać Wołów. Aparat został w domu, wariactwo przy przepakowywaniu się spowodowało to, że o kilku drobiazgach zapomniałem. Zakreślacz został w Gliwicach, aparat w domu, narzędzia i nowy zacisk do sztycy też jest w Gliwicach... cóż. Nie można mieć wszystkiego. 

Zastanawiam się co może być otwarte o 7:00 w takiej miejscowości w niedzielę. Mam wielką ochotę na dobrą Kawę. Może na stację? Postanawiam jednak pokrążyć po starym mieście. Stacja jest poza nim i średnio mam ochotę wyjść z miasta. Liczę jednak na to, że jakaś żabka, czy inny sklep, punkt będzie otwarty. 

W Wołowie o poranku
W Wołowie o poranku © amiga
Ciekawa zabudowa
Ciekawa zabudowa © amiga
Ratusz w Wołowie
Ratusz w Wołowie © amiga
Może zagramy?
Może zagramy? © amiga
Kościół św. Karola Boromeusza w Wołowie
Kościół św. Karola Boromeusza w Wołowie © amiga
Budzi się dzień
Budzi się dzień © amiga
Poranne mgiełki
Poranne mgiełki © amiga
Mógłbym na to patrzeć
Mógłbym na to patrzeć © amiga
Zabudowania przy Garwolskiej
Zabudowania przy Garwolskiej © amiga
Wołów o poranku
Wołów o poranku © amiga
Nad rowem Wołowskim
Nad rowem Wołowskim © amiga

"Stare miasto" w Wołowie © amiga
Zamek w Wołowie
Zamek w Wołowie © amiga
Stacja PKP w Wołowie
Stacja PKP w Wołowie © amiga

Mija prawie 90 minut zanim decyduję się wrócić do bazy. O kawie nie było mowy, jedynie 2 sklepu z alkoholem były otwarte. Chodziło o kawę może coś ciepłego do zjedzenia.., a nie o upodlenie się o świcie. 

Po powrocie do bazy widzę, że już ekipa się wybudziła. Idę więc do nich, Jakieś 30 minut później pada informacja o tym, że do godziny nastąpi zakończenie Tropciela. 

Losowanie nagród chwilę trwa, wśród nas jedynie Tomek będzie miał pamiątkę :) 

Pora wracać, pakujemy więc manatki i wracamy na Górny Śląsk :)

Na przyszłość mamy jednak nauczkę, by częściej spoglądać jednak na mapę, używać kompasu. Nie pędzić na złamanie karku, bo to nie zawody MTB czy szosowe. Niemniej Ekipa firmowa stanęła na wysokości zadania. w sumie okazało się, że zajęliśmy 7 i 8 miejsce wśród ponad 20 zespołów. Nieźle. 
Organizacja Tropiciela ja zawsze zasługuje na uznanie, na wielkie brawa, choć brakowało mi poszukiwania punktu G ;), może więc następnym razem... 

Po pracy szybko do domu

Poniedziałek, 15 października 2018 · Komentarze(0)
Jest 16:40 gdy ruszam, ciepło, z lekkim wiatrem w twarz, niewielki ruch na drogach. Jadę. Spieszy mi się, muszę do domu dotrzeć jak najwcześniej. Nie ma mowy o jeździe po lesie. 
Czuję zmęczenie po wczorajszym piaskowym szaleństwie :) To chyba dobrze. 
W promieniach zachodzącego słońca
W promieniach zachodzącego słońca © amiga
Co jakiś czas kontroluję czas, Słońce zachodzi trochę przed 18, mam nadzieję, że zdążę do domu, niby mam lampki, ale nie o to chodzi. Na chwilę staję na Bielszowickiej, słońce bardzo nisko, wygląda to niesamowicie. Muszę zrobić focię ;)
Może 15 minut do zachodu
Może 15 minut do zachodu © amiga
Wirek i Kochłowice mijam dość szybko, w Panewnikach jednak nieco zwalniam, wiem, że do domu blisko, zostało może 20 minut jazdy. Zaskakuje ilość rowerzystów. Mijamy się, pozdrawiamy itd.
Światła już włączone
Światła już włączone © amiga
W domu jestem przed 18. Udało się, zdążyłem, mam jeszcze trochę czasu.