Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2018

Dystans całkowity:712.66 km (w terenie 167.00 km; 23.43%)
Czas w ruchu:35:02
Średnia prędkość:20.34 km/h
Maksymalna prędkość:51.49 km/h
Suma podjazdów:3058 m
Maks. tętno maksymalne:166 (90 %)
Maks. tętno średnie:142 (77 %)
Suma kalorii:23794 kcal
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:35.63 km i 1h 45m
Więcej statystyk

Do pracy w poniedziałek

Poniedziałek, 15 października 2018 · Komentarze(1)
Wyjeżdżam ze sporym poślizgiem, jest coś koło 7:20, na drogach jakiś obłęd. Ochojec stoi, Piotrowice stoją, Panewniki szkoda gadać. Dopiero gdy wyjeżdżam z Katowic jest ciut lepiej, choć Kochłowice też nie należą do pustych miejsc. 
Dzień na szczęście zapowiada się słoneczny, choć jest chłodno jedynie 7 stopni, z ust leci para. 

Na Zbożowej w Katowicach
Na Zbożowej w Katowicach © amiga
Panewnicka też wygląda nieciekawie
Panewnicka też wygląda nieciekawie © amiga
Słońce budzi się
Słońce budzi się © amiga
Kochłowice
Kochłowice © amiga
Dopiero gdy mijam Wirek zaczyna się na drogach robić spokojnie, choć jeszcze Zabrze przede mną. Za sobą przez większość czasu mam słońce, jednak nie dalej tyle ciepła co jeszcze w sierpniu. Zresztą dzień jest już mocno skrócony. Chyba najgorzej w tej chwili jest z jakimś sensownym ubraniem się. W efekcie często jest tak, że z rana mam na sobie jakieś bluzy, a wieczorem wiozę to wszystko w plecaku. Co jednak zrobić. Dobrego wyjścia nie ma ;)
Pod boiskiem KS Pawłów
Pod boiskiem KS Pawłów © amiga
W Zabrzu początkowo jest spokojnie, jednak gdy zbliżam się do centrum, panuje kompletny chaos. Masa samochodów jadących we wszystkich kierunkach. Uciekam w kierunku lasku Makoszowskiego. Jednak aż do granicy z Gliwicami nie jest za fajnie. 
Po drodze oczom mym rzucają się w oczy setki, a może i tysiące plakatów wyborczych. Prawie w każdym mieście po drodze wisi tego po kilka na każdej lampie. Co wybory zastanawiam się kto to sprzątnie? Komitety wieszają, to moim skromnym zdaniem powinny to pozbierać w ciągu max 2 tygodni po dniu "W". Pewnie jednak będzie jak zwykle, samo odpadnie po jakimś czasie. 
Pusto coś...
Pusto coś... © amiga
Rondo na granicy z Gliwicami
Rondo na granicy z Gliwicami © amiga

W Gliwicach na szczęście nie ma wielkiego ruchu. Tutaj da się jechać spokojnie. Rozglądam się na prawo i lewo, może kogoś znajomego dostrzegę. Po kilkunastu minutach docieram do firmy. Poranek był chłodnawy, ale bardzo przyjemny, mimo lekkiego zmęczenia cieszę się, że ruszyłem do pracy rowerem. Jutro niestety nie będę miał takiej możliwości. Ale za to w środę...

Łódzki szlak jurajski

Niedziela, 14 października 2018 · Komentarze(3)
Uczestnicy

Niedziela jak to niedziela, rządzi się swoimi prawami. W Tomaszowie jestem kilkanaście minut po 7. Jest jeszcze trochę czasu więc możemy się przygotować, wypić kawę... ;) W końcu ruszamy z Karoliną do Sulejowa gdzie jesteśmy umówieni z ekipą na małą wyprawę rowerową. Wszystko wskazuje na to, że trasa powinna być spokojna bez większych przygód. Na miejscu jest już Goździk. chwilę później dociera Domino83Skowronki, Marcin... W sumie ekipa wyjazdowa składa się z 9 osób, choć doliczyć się nie mogę... ;)

Jeszcze przed wyjazdem podjeżdżamy z Karoliną do kościoła, mimo tego, że już tutaj byliśmy postanawiamy odwiedzić przykościelną latrynę ;) Muszę przyznać, że dawno czegoś takiego nie widziałem... Na wsi 40 lat temu to był normalny widok, jednak w 2018 roku w środku 6 tysięcznego miasteczka przy okazałym kościele i podobnej plebanii. W jakiś sposób obrazuje to podejście kleru do wiernych... ale w końcu nie o tym ma być ten wpis ;)

Chwila rozmowy z Mariuszem i... dowiadujemy się, że trasa w większości prowadzi asfaltami, spoglądam na Pomarańczkę, chyba nie ten rower wziąłem jeżeli mają być asfalty. Jednak coś mi nie pasuje gdy spoglądam na rowery pozostałych uczestników ;). Poza jednym przypadkiem są to tylko górale. Na dokładkę z oponami terenowymi. Coś mi tutaj nie pasuje w zeznaniach ;)

Droga do kościoła w Sulejowie
Droga do kościoła w Sulejowie © amiga
Widok na Sulejów
Widok na Sulejów © amiga

Plan zakłada dojazd do Bąkowej Góry i powrót. Wydaje się, że w obie strony zamkniemy się w 60 km. Coś.. jednak mi mówi, że to tak się nie skończy. Ruszamy, początkowo droga mi znana z kilku poprzednich wyjazdów z Karoliną w te strony. Przy drodze sporo zaparkowanych samochodów, jakieś ostrzeżenie o trwającym polowaniu. Nie wygląda to dobrze, co roku słychać, że jakiś myśliwy pomylił rowerzystę z dzikiem, a nas jest całe stado... Dziki średnio przypominamy, jednak chyba trzeba uważać. Co do samego polowania to uważam, że myśliwi powinni wpierw wystrzelać siebie, zupełnie nie trafia do mnie argument walki z ASF, czy próba regulowania zwierzyny łownej. Dla mnie jest to mordowanie, równie dobrze mogliby pracować w rzeźni. Choć nie jestem weganinem, wegetarianinem, to jednak zwierzęta nie powinny ginąć na wojnie, zresztą podobnie jak i ludzie. 

Odwiedzamy wapienniki w Kurnędzu, kilka zdjęć, słońce zaczyna grzać, zdejmujemy z siebie ciepłe ubrania. Kilka zdjęć i pora ruszyć dalej. Tempo całkiem przyzwoite, ale mam czas by rozglądać się za grzybami. W sumie nie wiem po co to robię, bo w tej chwili i tak ich nie będę zbierał. W 2 miejscach widzę kanie, jednak nie zatrzymuję się. Może gdy będziemy wracali, pytanie tylko czy tą samą drogą? 

Wapienniki w Kurnędzu
Wapienniki w Kurnędzu © amiga
Fotografa cień
Fotografa cień © amiga
Na skale w Kurnędzu
Na skale w Kurnędzu © amiga
Widok na wapieenniki
Widok na wapienniki © amiga
W końcu pora wjechać w teren, w pobliże Pilicy, mamy poruszać się po czerwonym szlaku pieszym. Z poprzednich wycieczek pamiętam, że miejscami jest mało przejezdny. Piasek do pasa ;) O ile szerokie szutry, czy leśne dukty sprawiają mi przyjemność to zabawy w piaskownicy już średnio mi się podobają. Piach ma to do siebie, że mocno spowalnia, a czasami uniemożliwia jazdę. Jednak warto się pomęczyć, warto zejść z roweru, dla tych widoków. 
Nad Pilicą
Nad Pilicą © amiga
Kultowy mostek nad Pilicą
Kultowy mostek nad Pilicą © amiga
Po moście na drugą stronę
Po moście na drugą stronę © amiga
Jesienne drogi
Jesienne drogi © amiga
Ruiny zamku w Majkowicach
Ruiny zamku w Majkowicach © amiga
Co jakiś czas na chwilę przystajemy, a to zdjęcia, a to jakaś ciekawostka, czy inna atrakcja. Chwilami peleton rozciąga się trochę za bardzo. Warto poczekać na wszystkich, szczególnie zdradliwe są nieoczywiste skrzyżowania leśne. Tym bardziej, że ślad zaproponowany przez Mariusza został mocno zmodernizowany ;) 
Uśmiechnięta Karolina ;)
Uśmiechnięta Karolina ;) © amiga
Pod pomnikiem na czerwonym szlaku.
Pod pomnikiem na czerwonym szlaku. © amiga
Po 30 km pada pytanie gdzie obiad? W Przedborzu? Wybór pada na restaurację z którą mamy przykre doświadczenia z Karoliną, przyjmujemy jednak opcję, że była to pojedyncza wpadka. Wtedy na obsłudze była tylko jedna osoba. Choć nie do wytłumaczenia dla mnie jest jak można spieprzyć wątróbkę. Coś co przygotowuje się dosłownie kilka minut. 
Dzisiaj... w restauracji jest kilka osób, nasza 9-ka zamawia kilka różnych dań. Największe wzięcie ma placek po węgiersku. Zresztą też takie zamawiamy. Wydaje się, że jest to bezpieczne danie. Trudno go zepsuć (z wątróbką jest podobnie ;) Dobre kilkanaście minut oczekiwania, dania są wydawane w różnym czasie, co może trochę dyskredytować restaurację. Nas to jedna specjalnie nie rusza. Kibicujemy tym co się doczekali... ;) Sam posiłek tym razem jest przyzwoity, świeży, choć do ideału jeszcze daleko. Myślę, że wizyta Gesslerowej mogłaby kilka spraw poprawić. By jednak nie narzekać trzeba powiedzieć, że było smacznie...  

Rondo w Przedborzu
Rondo w Przedborzu © amiga
Po sytym obiedzie
Po sytym obiedzie © amiga
Po obiedzie ciężko się rozruszać, a na dzień dobry mamy podjazd do Kamieniołomu, ostro pod górkę, po wąskiej ścieżce. Ta atrakcja zupełnie mi nie leży. Bardzo nie lubię 20 cm ścieżek z przepaścią po którejkolwiek stronie. Niestety psychika po kilku glebach ze złamaniami, zwichnięciami, stłuczeniami już mi nie pozwala na takie numery. Choć pewnie całość jest jak najbardziej do przejechania na maratonie XC ;)
Trochę spaceru i jest nieco bardziej cywilizowane miejsce, krótki zjazd przez krzami i docieramy do asfaltu, nie cieszy się nim długo szutry i polne ścieżki czekają na nas ;)
Przedborskie krajobrazy - w tle
Przedborskie krajobrazy - w tle "Fajna Ryba" © amiga
Jesień w pełni :)
Jesień w pełni :) © amiga
Tak docieramy na Bąkową górę chwila przerwy przy zamku i dworku. Pora jednak ruszyć dalej, do zachodu słońca niby jest jeszcze trochę czasu jednak, już zaczyna się chwilami robić chłodniej. Odbijamy w las, na szlaki, trzeba jednak w końcu podjąć jakaś decyzję. Do bazy w Sulejowie mamy jakieś 20 km. Jak będziemy się błąkać po terenie to dotrzemy tam po zmroku. Chyba jednak czas wrócić na drogi. 
Zamek na Bąkowej Górze.
Zamek na Bąkowej Górze. © amiga
W sumie nie nie wiem jak opisać to zdjęcie... ;)
W sumie nie nie wiem jak opisać to zdjęcie... ;) © amiga
Zamek w Bąkowej Górze
Zamek w Bąkowej Górze © amiga
Dwór Małachowskich w Bąkowej Górze
Dwór Małachowskich w Bąkowej Górze © amiga
Wierzbowa aleja
Wierzbowa aleja © amiga
I... po może 2 km jazdy asfaltem pierwsza niespodzianka, nasz przewodnik łapie gumę. 10-15 minut wymuszonej przerwy. Można odpocząć i wygrzać się w słońcu  :)
Pora relaksu
Pora relaksu © amiga
Loża szyderców
Loża szyderców "pomaga" przy wymianie dętki ;) © amiga

Ostatnie 15 km z jednym postojem przy stacji benzynowej. Gnamy na złamanie karku w większości drogami, ale pojawiają się i szutry i leśne ścieżki i piasek ;) Nie zapomniałem oczywiście o Kaniach, tym razem mogę je zebrać. W końcu przy samochodzie będziemy za max godzinę ;) Trafiają się 2 ;). Musze się zatrzymać, zerwać grzyba i dogonić resztę. Na szczęście nie gnają zbyt szybko wiec jest to do zrobienia. 
Około 17 jesteśmy w bazie. Dawno tak mnie nie zmęczyła trasa, dawno nie jeździłem tyle po piachach. Dało to w kość, pewnie kilka dni będę potrzebował na regenerację.
Ponarzekałem sporo, w tym wpisie, na jedzenie, na piaski,  itd... ale gdyby ktoś zapytał się mnie czy pojechałbym jeszcze raz taką trasą, to odpowiedział bym tak... oczywiście, że TAK. W końcu o to chodzi by się zmęczyć, by coś zwiedzić, zobaczyć, porozmawiać. Było rewelacyjnie. Tak więc dziękuję organizatorom :), za tyle przygód :), za trasę, za wyciśnięcie ostatnich potów. Szkoda tylko, że dzień tak szybko się kończy. Cóż. prawo jesieni... Było za to kolorowo :)

Powrót do domu

Piątek, 12 października 2018 · Komentarze(0)
Jest coś koło 17 gdy ruszam, Do zachodu słońca mam około godzinę, a jeszcze mam ochotę na odwiedzenie lasu Panewnickiego. Boję się, że nie zdążę przed zachodem słońca, ale trzeba powalczyć. Wiatr chyba lekko wspomagający, na drogach nie ma zbyt dużo samochodów, jest przyjemnie ciepło, jadę na krótko. 
Rower pędzi :), jazda jest przyjemna, kombinuję jak pojechać do lasów Panewnickich, odpuszczam Makoszowy, Kończyce. Pomysł na powrót to odbić w Bielszowicach na Helembę. To chyba najlepsza opcja na dzisiaj.  
Kolorowy jesienny dom
Kolorowy jesienny dom © amiga
Realizuję mój plan, jednak w Bielszowicach trafiam na zamknięte szlabany, dobre 2-3 minuty z głowy, może gdyby byłoby to lato, to te kilka minut nie robiłoby problemów, dziś jednak te 2-3 minuty to szansa na dojazd jeszcze po jasnemu. Na dokładkę zaczyna się robić chłodno. W plecaku mam bluzę, ubieram ją, jest zdecydowanie lepiej. 
Czekając na pociąg
Czekając na pociąg © amiga
Na Halembie
Na Halembie © amiga
Docieram w okolice doliny Jamny, po słońcu na niebie pozostał tylko jaśniejszy ślad w miejscu gdzie zaszło, mam może pół godziny do ciemnicy. Jakoś muszę dać sobie radę. Przed wjazdem do lasu odpalam lampki, po raz pierwszy tą mocniejszą. Zobaczymy jak się spisze. 
Stara Kuźnia w promieniach znikającego za horyzontem słońca
Stara Kuźnia w promieniach znikającego za horyzontem słońca © amiga

Mimo później pory i szarówki postanawiam trochę pojeździć leśnymi ścieżkami, rozejrzeć się, czy gdzieś nie będzie widać grzybów. Tych jest od groma, tyle, że o tej porze to jedynie muchomory sromotnikowe są dostatecznie widoczne ;)

Leśne ścieżki
Leśne ścieżki © amiga
Wyjeżdżam w końcu w Panewnikach, jest już ciemno, pozostaje jedynie dotrzeć bezpiecznie do domu. Ruch na drogach prawie nie istnieje. Samochody oglądam dopiero w Piotrowicach przy Famurze, tam też czekam na zmianę świateł. Dalej wydaje mi się, że tymczasowa organizacja ruchu w tym miejscu to porażka. Na szczęście przez plac budowy dostaję się na Zbożową, a stąd do domu. 
Coś ciemno się zrobiło
Coś ciemno się zrobiło © amiga
W Piotrowicach Koło Famuru
W Piotrowicach Koło Famuru © amiga

Czas przejazdu dość długi, jednak kilka niespodzianek i konieczność czekania zrobiły swoje. Jednak nie na co narzekać. Wieczór był wyjątkowo przyjemny, ciepły. Szkoda tylko, że dzień jest już taki krótki.

Piękny wschód słońca

Piątek, 12 października 2018 · Komentarze(1)
Poranek, 7:15, w Ochojcu nie ma korka, coś jest nie tak. Temperatura zaskoczyła, wiatr chyba ciut silniejszy niż wczoraj.  
Przez Piotrowice udaje mi się dość szybko przejechać, podobnie jest na Ligocie i Panewnikach, choć tutaj samochodów tyle co zwykle. 

Gdy jestem w Kochłowicach na horyzoncie pojawia się tarcza słoneczna, jest pięknie, szczególnie z tymi mgiełkami, muszę się zatrzymać. 
W Piotrowicach na tymczasowym skrzyżowaniu
W Piotrowicach na tymczasowym skrzyżowaniu © amiga
Budzi się dzień :)
Budzi się dzień :) © amiga
Dzień niestety jest coraz krótszy, wczoraj zaskoczyła mnie szarówka już około 18, profilaktycznie ma założone lampki, nawet takie do jazdy nocnej. Widać że jesień w pełni, jeszcze jest ciepło, pociesza jedynie to, że już za trochę ponad 2 miesiące dzień będzie się wydłużał, będziemy oczekiwać wiosny, bo na zimę chyba nikt normalny nie czeka. Zima to czas który po prostu trzeba przeczekać. 
Jednak ta jesień jest wyjątkowo piękna, ciepła i oby taka była do końca, może nawet się przedłużyć w takiej formie nawet do lutego, marca ;)
Kochłowickie centrum
Kochłowickie centrum © amiga
Poranek na Wireckiej
Poranek na Wireckiej © amiga
Kochłowice i Wirek mijam piorunem, choć na Bielszowickiej widzę policję, grzecznie zjeżdżam na rowerówkę z której normalnie nie ma sensu korzystać. 700 m po lewej stronie, konieczność wjazdu i zjazdu, przelot przez 2 pasy w każdym z tych przypadków. 
Spoglądam co się dzieje, a to dmuchanie. Kogoś dorwali, stoi na poboczu, czyżby coś miał we krwi? I o ile uważam, że czasami policja jest nadgorliwa to takie niespodziewane badania się jak najbardziej na miejscu. Im więcej pijanych kretynów zostanie złapanych, tym bezpieczniej będzie na drogach. Choć... zostają jeszcze kierowcy niedzieli i debile którzy kupili prawo jazdy. Bo o bezpiecznej jeździe nie mają pojęcia. Zresztą na tych kilkunastu km które do tej pory przejechałem kilku kierowców minęło mnie próbując zmieścić się na pasie. Pierwszy już w Panewnikach ;) 
Czyżby pod wpływem?
Czyżby pod wpływem? © amiga
Na szczęście po Rudzie poruszam się głównie bocznymi drogami, są najczęściej puste. Mogę cieszyć się budzącym się dniem, słońcem. Boję się trochę Zabrza, niby minęła ósma, ale Zabrze rządzi się innymi regułami. Gdy docieram do "Centrum Południe" moje przypuszczenia się potwierdzają. Szybko obieram bardziej boczne drogi, nie ma mowy o np. ul Winklera. Ruch jak diabli. 
Okolice Pawłowa
Okolice Pawłowa © amiga
Za to przy lasku Makoszowskim jest spokojnie, kto normalny jedzie tędy gdy na odcinku może 1 km jest 11 progów zwalniających. Na rowerze nie robi to wrażenia, jednak samochody mają z tym problem. Za to... jakaś wiewiórka samobójca pakuje mi się dokładnie pod koła. Szybkie hamowanie, zwierzak mnie zauważa i zawraca. Na szczęście nic jej się nie stało.. Ufff
Wiewiórka samobójca
Wiewiórka samobójca © amiga
Paliwo w górę
Paliwo w górę © amiga
Wyjeżdżam na granicy z Gliwicami, tutaj nie spodziewam się jakiegoś tłoku na drogach. Tak też jest. Szybko docieram do firmy. Poranek należy zaliczyć do udanych :) Już cieszę się na powrót, wieczór zapowiada się wyjątkowo ciepły. 
Słońce już wysoko
Słońce już wysoko © amiga


Przez lasy

Czwartek, 11 października 2018 · Komentarze(2)
Jest 16:40, pora wracać do domu, na zewnątrz wyjątkowo ciepło, wiatr podobno w twarz, ale nie czuję nic. Jest w takim razie bardzo słaby. Słońce dość nisko, wiem, że mam może 2 godziny do zachodu słońca. Wiem też, że pojadę lasami, może coś znajdę? 

Początkowo muszę przeciskać się między samochodami, w końcu to jeszcze godziny szczytu. Jednak te problemy szybko znikają, na granicy z Zabrzem odbijam wpierw do lasku Makoszowskiego. Miałem jeszcze pojechać na Makoszowy, starą hałdę, ale zamknięty przejazd kolejowy zmienił plan. 

Jadę w kierunku Kończyc, po wiadukcie nad A4 ką i dopiero pakuję się w las :). Jest niesamowicie przyjemnie, kolorowo... nieco zwalniam, cieszę się każdą chwilą spędzoną w lesie :)


W Rudzkich lasach
W Rudzkich lasach © amiga
Na krótko wracam do cywilizacji na Halembie, ale tylko po to by dotrzeć w okolice doliny Jamny, gdy trafiam na Kanię zwalniam i to dość mocno, rozglądam się na prawo i lewo. Problem polega na tym, że słońce już zniknęło za horyzontem, zaczyna się szarówka. W Panewnikach jeszcze szybka decyzja, kierunek okolice Stargańca. 
Okolice Starej Kuźni
Okolice Starej Kuźni © amiga
Słońce jest już bardzo nisko
Słońce jest już bardzo nisko © amiga
Kania znaleziona w lasach Panewnickich
Kania znaleziona w lasach Panewnickich © amiga
W lesie coraz ciemniej
W lesie coraz ciemniej © amiga
W lesie sporo muchomorów, ciężko dojrzeć inne grzyby, jest za ciemno, chyba pora wracać do domu. Ostatnie 3 km jadę w włączonymi lampkami. W sumie przejazd był bardzo przyjemny. Cieszy mnie to, że mogłem tak wykorzystać ten dzień :)
Przy stacji PKP w Piotrowicach
Przy stacji PKP w Piotrowicach © amiga



W końcu na rowerze

Czwartek, 11 października 2018 · Komentarze(0)
Minęło dobre 5 dni odkąd ostatni raz siedziałem na rowerze, ale tak niestety wyszło, nie było innej opcji. Dzisiaj chyba nawet wichura by mnie nie powstrzymała przed wyjazdem na rowerze ;).
Dzień zaczął się z lekkim poślizgiem, ruszam spod domu o 7:15, jest dość ciepło, chyba bezwietrznie, choć meteo pokazuje, że powinien być wiatr w plecy. Pewnie jeżeli tak jest to wieczorem będę w stanie to sprawdzić ;)
Na drogach masakra... Zakorkowany Ochojec, Piotrowice, nieco lepiej jest na Ligocie, jednak w Panewnikach koszmar powraca. Tyle, że tutaj jadę "pod prąd". W końcu wyjeżdżam z Katowic. Na granicy z rudą jest już sporo lepiej, może to też przez rowerówkę. Mam wrażenie, że w trakcie mojej absencji została posprzątana. 

Centrum Kochłowic omijam szerokim łukiem, jakoś nie mam ochoty go oglądać i chyba dobrze zrobiłem.  Mrówcza górka nie sprawia dzisiaj problemu, choć może też dlatego iż pojechałem nico łagodniejszym wariantem niż zwykle ;)

Wirek na szczęście całkiem nieźle wygląda, podobnie jak i Bielszowice. Za to w Zabrzu trochę się zatyka, choć już nie powinno jest po ósmej. Odbijam na lasek Makoszowski i na tą chwilę to jedyny akcent terenowy. 
Niebo wygląda ciekawie
Niebo wygląda ciekawie © amiga
Ceny paliwa straszą coraz bardziej
Ceny paliwa straszą coraz bardziej © amiga
Kolorowo w lasku Makoszowskim
Kolorowo w lasku Makoszowskim © amiga
Niespodzianka na ścieżce w lasku Makoszowskim
Niespodzianka na ścieżce w lasku Makoszowskim © amiga
Przy wyjeździe z parku niespodzianka, głęboka dziura w miejscu jednej ze ścieżek, tek którą zwykle jeżdżę. Cóż... trzeba to objechać nieco inaczej. Wkrótce melduję się w Gliwicach. Nie jest źle. Jazda jest szybka przyjemna, Ostatnie 6 km mija piorunem. 
Niespodzianka dla wyprzedzających
Niespodzianka dla wyprzedzających © amiga
Prawie pod firmą
Prawie pod firmą © amiga

W firmie jestem w przyzwoitym czasie, poranek przyjemny, mimo korkowania się kilku dzielnic. Jednak rozpoczęcie dnia od jazdy rowerem daje niesamowitego kopa :) Szkoda tylko, że wypada mi ostatnio tyle dni z grafika. 

Powrót do domu

Piątek, 5 października 2018 · Komentarze(0)
Jest około 16:20 gdy ruszam do domu. Ciepło, przyjemnie, czuć lekki wiatr w twarz, ale co tam. Jestem nieco lżej ubrany. Mam ochotę na przejazd lasami. Mam wystarczająco dużo czasu do zachodu słońca. Może najdę jakieś grzyby? Choć specjalnie na to się nie nastawiam. 
W ciągu dnia czułem, że coś mnie dorywa, to coś to przeziębienie. Jakieś prochy na szybko wziąłem, jednak wydaje mi się, że będzie tydzień leczenia. Pewnie na rowerze bo jakby inaczej. Choć... weekend szykuje mi się bez rowera. Plany są zupełnie inne. 
Na granicy z Zabrzem skręcam do parku. Niby jeszcze nie ma 17... ale słońce mimo wszystko dość nisko. Jeżeli dobrze pamiętam to słońce zachodzi około 18:15... Chyba pora założyć lampki, te mocniejsze oczywiście, zwykłe migające mam zawsze przy sobie ;)

Niby jest jeszcze przed 17, ale słońce już nisko
Niby jest jeszcze przed 17, ale słońce już nisko © amiga
Zastanawiam się czy będzie mokro w lesie? Na szczęście nie ma tragedii, jedynie na starej hałdzie w Makoszowach widać kałuże. Tyle, że tutaj prawie zawsze są ;). Musi być długotrwała susza by zniknęły. 

Rozglądam się za grzybami, tych jest sporo, ale głównie te niejadalne. Oznacza to jednak, że te jadalne też powinny być, z roweru ciężko będzie coś znaleźć, choć w tym roku już kilka grzybków znalazłem siedząc na siodełku ;)
Na starej hałdzie w Makoszowach
Na starej hałdzie w Makoszowach © amiga
Słońce przebija się między drzewami
Słońce przebija się między drzewami © amiga
Piękny zachód słońca
Piękny zachód słońca © amiga
Gdy docieram do Starej Kuźni słońce jest już bardzo nisko, mam może 20 minut to jego zachodu i jakieś 45 minut do ciemnicy, powinienem zdążyć do domu. Daleko nie ma. Jednak na wysokości Panewnik odbijam jeszcze na chwilę w kierunku Stargańca i dopiero wtedy odbijam na Piotrowice. Dzięki temu manewrowi omijam szerokim łukiem skrzyżowanie przy Famurze. W tej chwili strasznie go nie lubię. Wersja tymczasowa jest nie do przyjęcia. 
Stara Kuźnia
Stara Kuźnia © amiga
Dolina Jamny
Dolina Jamny © amiga
Jeszcze nierozwinięte Kanie
Jeszcze nierozwinięte Kanie © amiga
Robi się coraz chłodniej
Robi się coraz chłodniej © amiga
Policja przyjechała chyba podriftować ;)
Policja przyjechała chyba podriftować ;) © amiga
Ostatnie promienie słońca
Ostatnie promienie słońca © amiga

Do domu docieram krótko po tym jak słońce zaszło za horyzontem. Przejazd był przyjemny :) 

Chłodniejszy poranek

Piątek, 5 października 2018 · Komentarze(2)
7:14 na zegarku, pora ruszyć... 
Jest chłodno, 4 stopnie na plusie, kierowcy drapią samochody, ja... nie muszę drapać roweru...bo i po co ;)
Wiatr wg meteo z południowego-wschodu więc powiniem pomagać, choć nie jest na tyle silny bym go odczuwał. Za to na drogach... szkoda gadać. Samochód na samochodzie. Ochojec stoi, Piotrowice stoją. Trochę lepiej na Ligocie, ale w Panewnikach korki  wracają. 
Zresztą ruch w kierunku Rudy też sporo większy... zupełnie mnie to nie cieszy. 
W Piotrowicach Koło Famuru
W Piotrowicach Koło Famuru © amiga
Nieco pomaga rowerówka, jednak już wymaga sprzątania, masa gałązek, liści, wody, miejscami nie widać po czym się jedzie. Słońce za to całkiem przyjemnie zaczyna przygrzewać. Jest słabsze od tego letniego, jednak dalej czuć, że jest cieplej :) Po okolicy snują się mgiełki. Wygląda to niesamowicie. 
Wstaje słońce nad Kochłowicami
Wstaje słońce nad Kochłowicami © amiga
Na Wirku niespodzianka, zamknięty przejazd, długo się nie namyślam, nieco zmieniam kierunek jazdy. Zahaczam o Nowy świat i kieruję się na Bielszowice, nieco nadkładam drogi, ale nie stoję, choć powinienem pamiętać, że na wysokości kopalni Bielszowice są te same tory i jest podobny przejazd kolejowy... więc mogło być różnie. Jest oczywiście jeszcze wariant przez las, jednak nie mam melodii do jazdy nim, szczególnie o poranku. 
Trochę inną drogą do Bielszowic
Trochę inną drogą do Bielszowic © amiga
W Bielszowicach wracam na standardowy szlak, samochody znikają, tak jest aż do Zabrza, gdzie leciutko zaciska, ale tylko do stacji BP, później jest znowu pusto. Dlatego też jadę ul Winklera w kierunku ronda Sybiraków gdzie jakiś palant wyprzedza mnie na gazetę z prawej strony, lekko uciekam na lewo, jest miejsce, nawet jest go całkiem sporo, ale... podnosi mi się ciśnienie. 
Słoneczny poranek w Pawłowie
Słoneczny poranek w Pawłowie © amiga
Baran który minął mnie na gazetę
Baran który minął mnie na gazetę © amiga
Gdy osiągam Gliwice jest już spokojniej, nie ma wariatów, drogi puste, gdyby jeszcze nie ten remont Zabrskiej i Jagiellońskiej. Cóż... kiedyś się skończy i będzie pięknie. A teraz trzeba się chwilę pomęczyć.  W firmie jestem w całkiem znośnym czasie. 
Na wiadukcie w Zabrzu
Na wiadukcie w Zabrzu © amiga
Ul Franciszkańska w Gliwicach
Ul Franciszkańska w Gliwicach © amiga

Powrót do domu

Czwartek, 4 października 2018 · Komentarze(3)

Ruszam około 16:30, popołudnie zapowiada się takie sobie, jest względnie ciepło, wiatr osłabł ale utrzymał kierunek, ruch na drogach jakby ciut większy. Zastanawiam się czy nie pojechać przez las... tylko po co? Po grzyby? Jakoś nie mam na to melodii. Weekend coraz bliżej, ma być ładnie, ale prawie na 100% nigdzie się nie ruszę rowerem. 

Na Królewskiej tamy jakiś debil w wyprzedza mnie na gazetę... szkoda gadać. Gdy jestem w Zabrzu widzę, że chyba się luzuje, ale w końcu zbliża się 17, tak więc część kierowców jest już w domu :)


Minął mnie na gazetę...
Minął mnie na gazetę... © amiga
Chmury trochę straszą
Chmury trochę straszą © amiga
Dzieciaki pędzą do parku
Dzieciaki pędzą do parku © amiga
Nowe osiedle na Pawłowie
Nowe osiedle na Pawłowie © amiga
Od Bielszowic jest już prawie pusto na drogach, zatrzymuję się ze 2-3 razy. Jakaś szybka fota i jadę dalej, choć w zasadzie nie musiałbym robić zdjęć, jest kamerka rejestrująca całą trasę, choć... to nie zawsze to... Kamerka ma spore ograniczenia. Telefon ma ich mniej. 
Malucha to już dawno nie widziałem
Malucha to już dawno nie widziałem © amiga
Dziura w chmurach
Dziura w chmurach © amiga
Mały zacisk na Wirku
Mały zacisk na Wirku © amiga
Rowerzysta musi cały czas uważać na znaki ;)
Rowerzysta musi cały czas uważać na znaki ;) © amiga
Docieram do Katowic, zastanawiam się co zastanę w Piotrowicach, czy będzie korek, czy będzie jakieś zamieszanie, jak przedostanę się przez to skrzyżowanie, z buta, czy może uda się przejechać. Na miejscu okazuje się, że korek już się rozpłynął. Jestem trzeci w kolejce ;) Dość ładnie udaje mi się pokonać i tą przeszkodę, choć w jednym miejscu i tak złamałem przepisy... Układam sobie plan na kolejne powroty, lepiej będzie pojechać jakieś 200m dalej ul Kościuszki i wjechać przez stację benzynową. Ale to przetestuję jutro. 
Koło Famuru
Koło Famuru © amiga

W domu jestem w całkiem przyzwoitym czasie, choć bywało lepiej, ale też i gorzej. Nie ma na co narzekać, powrót i tak był przyjemny :)

Dzikie świnie i takie tam o poranku ;)

Czwartek, 4 października 2018 · Komentarze(2)
Jest czwartek kilka minut po siódmej. Kilkudniowa przerwa od rowera w końcu się skończyła, dzisiaj jak człowiek jadę rowerem. Pod domem korki... tym bardziej nie mam czego żałować ;)
Wiatr w twarz, 6 stopni, bez opadów, na niebie trochę chmur, trochę słońca, drogi mokre, ale.... nie jest źle :)
Przebicie się przez Piotrowice idzie mi już lepiej, rowerem jakoś się da choć trzeba uważać. Czas przejazdu i tak jest wydłużony, jednak nie straciłem go tyle co w zeszłym tygodniu. 
Ligota i Panewniki wyglądają nieciekawie, samochody stoją w każdym możliwym miejscu. Cieszy mnie to, że jadę "pod prąd". Gdy wyjeżdżam z Katowic jest już spokojniej, DDRka co prawda zaśmiecona, ale nie stoję, po prostu mogę jechać, tyle że słyszę coś dziwnego, jakiś rumor w lesie tuż obok... 
Na Kościuszki koło Famuru
Na Kościuszki koło Famuru © amiga
Samochód na mojej wysokości zwalnia, dostrzegam przyczynę hałasu, to dzik... postanowił przeprawić się na drugą stronę... Biedny wystraszony, pędzący na złamanie karku... Na tym odcinku to w zasadzie dość popularny widok :) Jest tylko problem pędzących samochodów, nie raz widziałem tutaj debila pędzącego ponad stówę... pewnie trafiłby w zwierzaka, sam rozwalając samochód... chyba lepiej byłoby wymusić na tym odcinku zmniejszenie prędkości. Myślę, że nic by się nie stało gdyby ograniczyć ją do 50 km/h. Oczywiście nie samymi znakami, bo one nic nie dadzą...  ale lekka przebudowa, może jakiś spowalniacz... 

Czarna świnia przebiegła mi drogę ;)
Czarna świnia przebiegła mi drogę ;) © amiga
Po przygodzie ze świnką jadę dalej, słońce trochę grzeje, nie jest źle. Za mną widzę świecącą kulę, lekkie mgiełki, czy może niewielki smog unoszący się nad miastem, wygląda to pięknie, szybkie zdjęcie. Na Wirku ponownie trochę korków, problemem są ciężarówki skręcające w kierunku "centrum" jeden pas im nie starcza. Choć i tak niektórzy kierowcy osobówek mają problem z tym skrętem, mimo, że mają cały pas dla siebie ;)
Słońce dawno już wstało
Słońce dawno już wstało © amiga
Gdy odbijam na Bielszowice samochodu znikają, tą drogą niewielu jeździ, choć ma to się za jakiś czas zmienić, gdzieś w tym miejscu ma być łącznik z trasą N-S. Powolutki, acz nieubłaganie zbliżam się do Zabrza, trochę obawiam się tego na co mogę trafić. Co prawda korek jest, ale mniejszy niż się spodziewałem. Dzięki temu jadę ul Winklera, jest krócej, szybciej, ale zwykle pędzą tędy stada aut. Dziś pusto :) Zabrze minięte, jeszcze tylko Gliwice, jednak tego miasta nie muszę się obawiać. W 95% przypadków drogi są puste. 
Bielszowice o poranku
Bielszowice o poranku © amiga
W Zabrzu na DDRce
W Zabrzu na DDRce © amiga
Pusto na drogach w Gliwicach
Pusto na drogach w Gliwicach © amiga
Słońce coraz bardziej przygrzewa
Słońce coraz bardziej przygrzewa © amiga
Na bł. Czesława w Gliwicach
Na bł. Czesława w Gliwicach © amiga
Tak też jest i dzisiaj, jeszcze tylko zdjęcie na bł. Czesława i pora zjechać do pracy. Przebudowa fragmentu Jagiellońskiej i Zabrskiej ma swoje plusy i minusy, Minusem jest to, że ciut wydłużył mi się dojazd, a plusem.... nie mam problemów z  wylotem na Szarą, po prostu mogę przejechać "normalnie". 
Wieczór zapowiada się bardzo przyjemny, zresztą podobnie jak i jutrzejszy dzień. A co będzie w weekend? Coś czuję, że nie rower....