Z Tomaszowa do Katowic
Jest kilka minut po 9:00, pożegnałem się z Karoliną, jej rodziną i... pozostało tylko dojechać do Katowic... Dzień zapowiada się długi i męczący. Wczoraj setka, dzisiaj szykuje się kolejne 200... niby to nie moja taka pierwsza wycieczka, ale... wiem, że nic nie wiem. Pogoda zapowiedziana w kratkę, może padać, może nie padać, wiatr może wiać, albo i nie... słońce będzie ale niekoniecznie...
Plan trasy tylko w głowie, będę go modyfikował w drodze, przed oczami mapa dodatkowo nawigacja.. i jakoś muszę sobie poradzić. Pierwszy fragment do dojazd do Sulejowa i oczywiście wyjazd z Tomaszowa, Trochę na czuja, trochę na azymut jadę koło Grot Niegórzyckich i Tamy, to by było na tyle łatwej trasy... teraz lekko nie będzie, fragment który mam przejechać jest pofałdowany, chociaż wiem, że najgorsze będę miał od połowy drogi, gdzieś od Złotego Potoku... gdzie zaczyna się jura...
Plan to jak najmniej czasu tracić na postojach, przerwach, droga jest długa... na 21 fajnie by było dotrzeć na miejsce. W plecaku ciąży lustrzanka, ale dzisiaj jej nie wykorzystam... aparat w tel musi wystarczyć. Z obiady rezygnuje, tzn może go zjem ale już w Katowicach, będę się żywił tym co znajdę/kupię po drodze... inie chodzi mi o korzonki...
Z doświadczenia wiem, że na większości zdjęć będę miał kościoły, bo duże, bo charakterystyczne, nie da się ich pominąć, a na szukanie atrakcji dzisiaj nie ma czasu. Trochę szkoda, ale ten odcinek musiałby być podzielony przynajmniej na 2 etapy/dni.
Więc krótka przerwa w Błogim Szlacheckim, fota i jadę dalej, wiatr delikatnie mnie wspomaga, gdy jadę na zachód, szkoda tylko, że jest duszno...
Kościół parafialny pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny i św. Mikołaja - Błogie Szlacheckie © amiga
Kolejna krótka przerwa w Sulejowie, do mety pozostało 170 km :)
Podklasztorze - Sulejów © amiga
Spoglądam na mapę i dochodzę do wniosku, że ciągnięcie na Wielgomłyny nie ma sensu, tym bardziej, że mam drogę na Lubień, z mapy wynika, że będzie szutrówka... i taką mam też nadzieję, w końcu w okolicy zdarzają się piaszczyste niespodzianki ;) Już na miejscu okazuje się, że to dobry wybór, kilka km zaoszczędzę. Tyle, że szutr na prawie całej długości to podjazd... Niewielki, ale odczuwalny.
Na szutrówce urywa mi się jeden koszyk... bidon ląduje w plecaku po opróżnieniu zawartości... oczywiście. Te kilka kropli wody już było potrzebne więc nie narzekam :)
Szutrówka na Lubień © amiga
W Lubieniu krótki postój, tym razem pierwszy sklep... mają banany. jednego zjadam, drugi zostaje jako zapas, jest też tymbark, temperatura robi swoje i wysysa ze mnie wodę, czuję to...
Lubień – Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski © amiga
Mam przed sobą spory odcinek po lasach, temperatura nieco niższa, drogi idealne... tyle, że od czasu do czasu trzeba zjechać na pobocze, bo jedzie kombajn.
Jest większy, trzeba zjechać © amiga
Coś za to zaczyna mi się przewracać w żołądku, jest coraz gorzej, zaczynam się rozglądać za krzaczkami, drzewkami... jak na złość jadę przez pola... niewiele roślinności... męczy mnie..
Mijając kościół w Bączkowicach widzę, murowaną sławojkę ... jestem uratowany... zjeżdżam na bok, jest otwarta, w środku... niespodzianka... 4 stanowiska po 2 dla kobiet i mężczyzn, "kabiny" zamykane na skobel, a wewnątrz dziura w podłodze... żadnych udogodnień... cóż... w tej chwili to i tak luksus jak w hotelu 4 gwiazdkowym... kleszczy nie nałapię...
Mija dobre kilak minut, mam jeszcze czas by zjeść batony, napić się i ruszyć dalej... jest zdecydowanie lepiej... za to zapomniałem założyć licznika zauważam to po około 2-3 km... gdy na zjeździe chciałem zerknąć na prędkość...
Cóż... zdarza się..
Bęczkowice - Kościół rzymskokatolicki pw. Zesłania Ducha Świętego © amiga
W Przerąbiu - wg mapy jest kościół i ruiny zamku, ten pierwszy jest, tego drugiego nie widzę, jest tylko staw, na szukanie nie mam czasu, więc jadę dalej...
Przerąb - Kościół rzymskokatolicki pw. św. Rozalii z Palermo © amiga
Droga coś dziwna jest, mocno połatana, kamyki lecą spod kół.. ale... nie wszystkie, część zostaje na oponie, przylepiła się... jazda jest nieprzyjemna, strasznie głośna.., staję oczyszczam opony... 500m dalej powtórka z rozrywki...
Tak jeszcze nie miałem... kamyki kleją mi się do opon © amiga
nadciągają ciemne chmury z południa, wiatr się zmienił, nie pomaga, przeszkadza wręcz, zaczyna kropić, widzę niedaleko jakiś zagajnik, jadę w jego kierunku, tuż obok stroi samochód "naprawiaczy" dróg... staję przy zagajniku... początkowo jest nieźle, ale ulewa się wzmaga, pracownicy zapraszają mnie do środka, leje...
Mija 40 minut... chmura wisi nad nami, deszcz jakby stał się słabszy... dostaję cukierka na drogę i wychodzę na zewnątrz... ciuchy i tak mokre, pampers też... ale dam radę...
Kropi może jeszcze z 10 minut, wyjeżdżam spod chmurki... Woda wypłukała też kamyki z roweru a przynajmniej pomogła im odpaść :)
5km dalej nie widać śladu po opadach...
Rzejowice - Parafia rzymskokatolicka Wszystkich Świętych © amiga
W Żytnie pora na kolejnego banana, kolę i przyjrzenie się mapie... kierunek Święta Anna. przez Cielętniki i Dąbrowę Zieloną, wiatr znów się uspokoił, znowu wieje od wschodu.. od czasu do czasu nieco wspomaga.
Żytko - chwila odpoczynku © amiga
Cielętniki - Kościół Przemienienia Pańskiego © amiga
Dąbrowa Zielona - kościół św. Jakuba Apostoła © amiga
W Świętej Annie rozglądam się za jakimś sklepem, niestety nic ciekawego nie ma, za to zbierają się kramy spod klasztory, tylko że ja nie potrzebuję waty cukrowej ani pukawki... jadę więc dalej
Św. Anna - Zespół klasztorny Dominikanek © amiga
Sklep za to jest w Przyrowiu, robię zakupy, staję na rynku... ciche senne miasteczko... , tyle, że gdzieś ludzi wywiało,
Przyrów - kościół pw. św Doroty © amiga
Przyrów - rynek :) © amiga
No i zaczyna się jura... mijam Złoty Potok, odpuszczam pałac, przelatuję przez tą miejscowość, mam złe wspomnienia gdy gnały na złamanie karku Tiry tymi drogami... kierunek Żarki... pierwsze podjazdy, czuję zmęczenie... zastanawiam się czy przeżyję....
staję przy jakiś skałkach... fota i ruszam dalej.
Jurajskie skałki - okolice Ostrężnika © amiga
W Żarkach pamiętam, że były niezłe lody, tyle, że już większość jest pozamykane... sklepy nijakie... cóż... do domu coraz Bliżej... a wiem, że czeka mnie przeprawa przez Myszków i Siewierz.
Żarki - centrum miasta © amiga
W Myszkowie jestem po 20 minutach, ruch jak diabli. przypomina mi to Górę Kalwarię, szkoda miasta, przydała by się obwodnica, 20 minutowy postój przy sklepie, tym razem potrzebuję już konkrety - energetyk - litr Level-a, dodatkowo uzupełniam bidon o herbatę Oshee. przyda się później... kolejny banan ląduje dzisiaj w żołądku... chyba nie będę mógł patrzeć na te owoce przez kilak dni...
Ruszam na Siewierz obawiając się, że samochody będą mi towarzyszyły, jednak im bliżej jestem Siewierza, tym ruch coraz mniejszy... zero ciężarówek... jestem w szoku...
Miasta nieco rozkopane, prowadzi mnie nawigacja, omija wszystkie rozkopane drogi... każe skręcać w dziwnych miejscach, ale wyprowadza mnie dokładnie pod zamek :)
Szybka fota... i myślę co dalej, jeżeli nawigacja tak dobrze mnie przeprowadziła przez miasto, to może dalej będzie podobnie, zawierzam jej... jadę.. coś mi się jednak nie podoba... kieruje mnie na jedynkę... spoglądam na mapę, hmmmm. wygląda na to, że wzdłuż tej drogi jest zielony szlak, powinno więc dać się przejechać... korzystam z przejścia dla pieszych, jestem po drogiej stronie, oznaczeń szlaku nie ma, wg mapy muszę posuwać się wzdłuż drogi przej jakiś kilometr - jest szerokie pobocze, tyle, że po 300-400m pobocze ma już szerokość 20cm... masakra... jeszcze tylko 600m... samochody gnają po 100km/h i więcej... jadę bardzo ostrożnie, tym bardziej, że w ogóle nie powinno mnie tutaj być. Docieram do drogi... w którą mogę odbić... mija 5 minut zanim dochodzę do siebie... więcej nie będę korzystał z zielonego szlaku którego nie ma... uffff
Siewierz - Zamek Biskupów © amiga
Przyglądam się mapie... kierunek Psary... tyle, że nieco dalej mapa mi się urywa, muszę nie zdać na nawigację, na oznaczenia, na azymut... co jakiś czas kontroluję co OSMAnd mi proponuje... kilak razy koryguję jego chore pomysły... górki znowu się pojawiają... ledwo zipię... widzę znak Góra Siewierska... masakra... na szczęście tuż przed drugą połową podjazdu odbijam... do domu coraz bliżej... Jadę przez Siemianowice Śląskie, tuż obok sławetnych dinozaurów... nie mogłem dobie odpuścić fotki...
Park Jurajski ;) - Siemianowice Śląskie © amiga
Gdy widzę znak Katowice... następuje odprężenie... jeszcze tylko 10 km... ale po znanej okolicy... Energetyk dalej trzyma i to jest dobre, ale czuję, że zapasy energii powoli się wyczerpują, zaczyna mi się robić chłodno...
Dobijam do domu... pić.... 4 l wody mineralnej znikają... coś normalnego do zjedzenia, obiad... odgrzewany ale jest.. jakie to dobre, jakie to nie słodkie... Ciuchy wyglądają strasznie, a ja jak 7 nieszczęść...
Trzeba się jeszcze wyspać, jutro do pracy :)
Powrót do Katowic wg Polara