Wpisy archiwalne w kategorii

Awaryjnie

Dystans całkowity:1841.07 km (w terenie 449.50 km; 24.42%)
Czas w ruchu:99:14
Średnia prędkość:18.55 km/h
Maksymalna prędkość:54.58 km/h
Suma podjazdów:6584 m
Maks. tętno maksymalne:208 (113 %)
Maks. tętno średnie:143 (77 %)
Suma kalorii:68046 kcal
Liczba aktywności:56
Średnio na aktywność:32.88 km i 1h 46m
Więcej statystyk

Środa wieczór

Środa, 22 kwietnia 2015 · Komentarze(1)
Wyjeżdżam z firmy jest pięknie, jest słonecznie, jest 16:28....
Czasu do wyjazdu firmowego niewiele, dzisiaj chcę jeszcze przejechać przynajmniej cześć trasy do Mikołowa... Gnam więc do lasku Makoszowskiego gdzie ma być start i meta całości... 
Jadę dalej w kierunku hałdy... mostek... z podkładów kolejowych, konstrukcja paskudna, po deszczu potrafi być strasznie śliska, dzisiaj niby sucho, ale niewiele brakowało bym zaliczył glebę z lądowanie w płynącym pod spodem ścieku... Myślę, że warto o tym wspomnieć i zejść, tym bardziej, że w piątek w nocy zapowiedziane są jakieś opady w nocy... 
mijam staw... hałdę,... jest cieplutko... miało być 12-13 stopni a jest prawie 20... :)

Wjeżdżam na wiadukt w Makoszowach i zauważam w pobliżu drzewo... wygląda jak baobab, są jakieś tabliczki... zjadę a co... zobaczę co to jest jest... Okazuje się, że drzewo to pomnik przyrody... robi niesamowite wrażenie, focę i ruszam dalej... czeka mnie podjazd na wiadukt... ruszam i... słyszę jakiś dziwny dźwięk... chyba spadł łańcuch.... spoglądam w dół... 

I co teraz?
I co teraz? © amiga

Oj.... niedobrze... w pierwszej chwili rozważam alternatywę powrotu do cywilizacji z buta i dalej pociągiem... tyle, że jestem... daleko od wszystkiego... może zadzwonić po wóz techniczny, zanim przyjedzie i tak minie co najmniej godzina.... Cóż... wyciągam graty z plecaka... 40 minut później mam Singla ;P Okazuje się jednak, że na środkowym blacie łańcuch średnio działa, zmieniam na blat... i z tyłu na 8 kę... teraz jest lepiej... 

Single speed :) własnej produkcji
Single speed :) własnej produkcji © amiga

początkowo boję się  czy na podjazdach nie uszkodzę czegoś jeszcze, więc schodzę, jednak im dłużej jadę tym bardziej jestem przekonany do tego rozwiązania... Najkrótszą drogą po lassach jadę do Katowic... mam 18km przed sobą... napęd rzęzi, ale  rower jedzie stabilnie... 
Mijam Halembą, Panewniki... i dojeżdżam bezpiecznie do domu... teraz muszę pomyśleć co dalej... 
Łańcuch uszkodzony, przerzutka tylna połamana, hak skrzywiony... 
Wieczór spędza na odszukanie starej przerzutki reanimowanej jeszcze zimą, tyle, że ona ma krótki wózek... ciekawe czy będzie działać, w Gliwicach muszę kupić hak... ten ew wyprostować, tylko co z łańcuchem... napęd przejechał jakieś 3000km
Baobab :)
Baobab :) © amiga

Wewnątrz baobabu
Wewnątrz baobabu © amiga

Wielka dziura
Wielka dziura © amiga

Tablica informacyjna
Tablica informacyjna © amiga

Miejsce piknikowe
Miejsce piknikowe © amiga

Pszczyna.... powrót z buta i pociągiem

Niedziela, 19 października 2014 · Komentarze(0)
Dr Misio - Pogo
Plan był ambitny, miały być Goczałkowice z tamtejszymi stawami i zalewem Goczałkowickim.
Interesujące są w okolicy stawy, jeziorka, Wisła i oczywiście zalew Goczałkowicki… Szczególnie to miejsce upodobali sobie miłośnicy ptaków, tutaj zawsze i o każdej porze roku można spotkać całe stada najprzeróżniejszych ptaków, kormoranów, mew, łabędzi, kaczek, czapli…. Itd… Ale co jest jeszcze ciekawsze przynajmniej dla mnie to świetna baza do wypadu w Beskidy. Najbliższe góry są w odległości ok. 30km… może nawet ciut bliżej… Widać je stąd bardzo dobrze pod warunkiem, że pogoda dopisuje. Na całą wycieczkę mam ok. 4 godziny…

Wyjechałem z domu, cieszyłem się słońcem, ciepłem, kolorami w lesie…. Gdzieś za Kobiórem na ok. 30km… zeszło mi powietrze z przedniej opony…, stanąłem i zacząłem łatać dętkę… nowe łatki jakiegoś innego producenta i masakra… dopiero trzecie klejenie, trzecia łatka złapała… Spędziłem na tym 30 minut… w końcu ruszyłem dalej, ale już wiedziałem, że Goczałkowice muszę odpuścić… Dojechałem do pałacu w Pszczynie, ludzi jak na odpuście, więc zbyt długo nie siedziałem, kilka fotek i ruszyłem krótszą drogą do domu…. Czasu zaczynało brakować, ale po kilku km czułem, że z tylnego koła uchodzi mi powietrze… jeszcze tego brakowało, pamiętając walkę z łatkami… miałem tylko nadzieję, że powietrze nie będzie zbyt szybko uchodzić… stanąłem na chwilę dopompowałem i pojechałem dalej.
Na stacji w Piasku
Na stacji w Piasku © amiga
Przy zamku w Pszczynie
Przy zamku w Pszczynie © amiga
I młoda para się znalazła
I młoda para się znalazła © amiga
Przed Tychami kolejna krótka przerwa na dopompowanie i… katastrofa, urwał się zawór… zacząłem kombinować co tutaj zrobić… do domu w wersji najkrótszej miałem ok. 16km… dzwonić po wóz…??? Ale coś sobie przypomniałem, w końcu to Tychy.. przez to miasto jeżdżą wszystkie pociągi na Bielsko, Pszczynę, Cieszyn i dalej na Czechy, Słowację, do dość spory węzeł komunikacyjny, tyle, że ja jestem dokładnie po drugiej stronie… Analiza sytuacji i do 2 mniejszych stacji mam ok. 3km… jednej na linii Pszczyna-Katowice tyle że jak się okazało najbliższy pociąg miał być za ok. 1.5 godziny i drugiej stacyjki, gdzie jeżdżą pociągi lokalne z Tych do Sosnowca… Sprawdziłem na necie i wyszło na to, że za ok. 40 minut mam pociąg do Katowic… Przepchnąłem rower zahaczyłem jeszcze o sklep bo już zaczynałem się robić głodny i zdążyłem na pociąg, po wejściu na stację miałem tylko 5 minut do odjazdu… Wsiadłem i 10 minut później byłem już w Katowicach-Piotrowicach. 10 minut z buta do domu… 

2 gumy.... z rana

Środa, 24 września 2014 · Komentarze(0)
CRYSTAL VIPER - Prophet Of The End

Chłodny poranek, bardzo chłodny... 2 stopnie na starcie... jest 7:20... gdy ruszam. 
Od początku świeci słońce..... gdyby nie te 2 stopnie... jednak w promieniach słonecznych jest naprawdę przyjemnie... Jadę po szosach, bo jak zwykle wyjechałem późno. W Zabrzu tuż za stacją BP czuję, że rower mi pływa, szybki rzut oka w dół i widzę, że schodzi powietrze... Ech... 10 minut przerwy, rower gotowy ruszam dalej... Ujechałem jednak jedynie 1.5km i znowu czuję, że nie mam powietrza... Po raz kolejny wymieniam dętkę... sprawdzam po raz drugi oponę, nic w niej nie ma... Przyglądam się dętce... i już wiem... firmowo w gratisie dostałem z dziurą na zgrzewie... ot taki gratis... ;P To drugi przypadek w mojej historii gdy dostałem taki prezent i w obu przypadkach były to dętki rubeny... Masakra.. Cóż... W drodze powrotnej będę musiał uważać, by nie dorobić się kolejnej dziury.

Jak gołąb na latarni
Jak gołąb na latarni © amiga

IWW

Sobota, 16 sierpnia 2014 · Komentarze(0)
Pamiętam IWW sprzed roku... rano chłodno później upał, wieczorem znowu chłodno... Wtedy zniszczyła nas właśnie temperatura, jak będzie w tym roku? Zobaczymy, prognozy nie są łaskawe, wszystko wskazuje na to że będzie padać. Po przyjeździe w bazie spotykamy całkiem sporą grupę znajomych. Dość długo rozmawiamy w między czasie przygotowując rowery, w końcu jednak kładziemy się spać... 
Gdzieś koło 1:00 w nocy budzą nas piesi z trasy 100km... na przepadku... jednak dzisiaj nic nie jest mi w stanie przerwać na długo snu. 

Kilka godzin później trzeba jednak wstać, za oknem szaro-buro i leje... jest paskudnie, to kolejny mój wyjazd na maraton w takiej aurze..., brrr. W końcu czas na odprawę, organizatorzy przekazują nam kilka wskazówek, informacji dotyczących trasy, wygląda na to, że sama trasa nie powinna być zbyt trudno, stosunkowo niewiele przewyższeń... 
Chwila na odprawie
Chwila na odprawie © amiga

Pod koniec odprawy dostajemy "mapki" z zaznaczonym jednym punktem :), miejscem gdzie dostaniemy te właściwe... 
Gdy wybija godzina startu..., jakoś nikt nie kwapi się do wyjazdu, w końcu jedyny odważny Bartek rusza, reszta jedzie za nim kierunek

Chyba mam za duży mapnik
Chyba mam za duży mapnik © amiga

Wesołówka - Mapy
Kilka km wśród znajomych bikerów i w rzęsistym deszczu, na dzień dobry trochę terenu, jest cholernie ślisko, sporo błota... Dopiero na szosie można nieco przyspieszyć... Dojeżdżamy na miejsce, dostajemy mapy i... jak na nich cokolwiek narysować? Nie da się... Są zalaminowane, a deszcz uniemożliwia zaznaczenie czegokolwiek. Po raz pierwszy nie rysujemy wariantu, nie ma jak... Będzie trzeba zapamiętywać odwiedzone punkty. Pierwszy który chcemy zaliczyć to:

PK 8 - Strumień
Kierunek  Pisarzowice, początkowo szosami, później jednak zaczyna się walka z terenem, lekko nie ma... czuję jak rower mi pływa na brei po której jadę... ech... tle, że sam punkt dość banalny, podbijamy karty i ruszamy dalej na

PK 6 - Pod wiaduktem
Punkt przy strumieniu :)
Punkt przy strumieniu :) © amiga
Wyjazd z tereny średnio przyjemny, sporo błota, kolein... dojeżdżamy jednak do drogi, tyle, że to krótki fragment, do PK prowadzi ścieżka terenem, ponownie walczymy z tańczącymi rowerami..., mam wrażenie, że opony są zdecydowanie nie na takie warunki... masakra. Dopieramy pod wiadukt... Punkt zaliczony, pochylamy się nad mapami i...ruszamy na 

PK 3 - Centrum Kultury i Sportu (Bufet)
Przepychamy rowery przez rozlewiska, koleiny, błocko, miejscami ciężko jest przejść nie mówiąc o jeździe, w końcu jednak docieramy do asfaltu...jaka ulga, Darek zaczyna pędzić, w kierunku Nowogrodźca... zanim go doganiam, jest już za późno, mieliśmy zaliczyć jeszcze 2 PK 7-kę i 10-kę... ale za to będzie okazja się posilić. Jesteśmy dzisiaj pierwsi na bufecie... co nie oznacza oczywiście nic, poza tym, że wybór jest większy :) Pochylamy się nad mapami, zaliczymy PK4 a później zaległe PK 7 i 10, Ruszamy.

PK 4 - Skała / U podnóża
Opis punktu za którym chyba obydwoje nie przepadamy, już niejednokrotnie okazywało się, że to nie pojedyncza skała tylko cała ich grupa, a odszukanie lampionu może zająć sporo czasu. Tym razem jest podobnie, skałek jakby więcej, jednak wczytując się w mapę, wydaje się, że lampion powinien być przy drugiej... i tak też jest. Punkt zaliczony, powoli przestaje padać...
Skała jest gdzieś w dali
Skała jest gdzieś w dali © amiga

PK 7 - Dół / Północna strona
Pora na odrobienie zaległości, zawracamy do Milikowa i wbijamy się w ścieżkę, która ma nas doprowadzić do punktu, oczywiście lekko nie ma, są chwile gdzie bezpieczniej jest zejść z roweru. Niemniej szybko docieramy na właściwe miejsce i dziurkujemy karty.
Gdzie jest Darek?
Gdzie jest Darek? © amiga
Kolejny PK
Kolejny PK © amiga

PK 10 - Rów (2m od drogi)
Punkt  w sumie niedaleko, na dokładkę prowadzi do niego dość szeroki szuter, dość szybko odnajdujemy punkt docelowy. 

PK 12 - Skraj polany (budowa)
Kierujemy się na Mściszów, przejeżdżamy przez drogę i wjeżdżamy znowu w teren, jedziemy wąskimi ścieżkami, gdzie tuż obok jest nowo powstająca szeroka droga... szutrowa... ech... Punkt zaliczony, jednak przy zjeździe trafiamy na dość grząski podkład pod nowo powstającą drogę, rowery stają dęba, na kołach po kilkanaście kg szlamu, błota, czy innego paskudztwa. 

Błota wszędzie pełno
Błota wszędzie pełno © amiga
Ten jest prosty
Ten jest prosty © amiga

PK 11 - Ruiny / Wewnątrz, od północy
Zjeżdżamy w kierunku Gościszowa, Darek gdzieś mi ginie na horyzoncie, i chwilę później zaliczam dość paskudną glebę przy prędkości ok 20km/h. Na dokładkę uderzam barkiem, ból... mija dobre kilka minut zanim się zbieram na tyle, że mogę wsiąść na rower, ramię boli...
Dojeżdżam do szosy..., Darek mył rower w między czasie czekając na mnie... Jedziemy dalej, jeszcze wydaje mi się, że wszystko będzie ok. 
Kółko się nie kręci
Kółko się nie kręci © amiga
Chyba tak jeszcze w tym roku nie było
Chyba tak jeszcze w tym roku nie było © amiga

PK 16 - Strumień
Początkowo sporo asfaltu, później podjazd po dość wyboistym terenie, zwalniam, nie jestem w stanie normalnie jechać, każda większa dziura to nasilający się ból w prawym ramieniu. Wlokę się gdzieś daleko za Darkiem... Masakra... Odnajdujemy lampion... kolejny Pk zaliczony,
Jeziorko na trasie
Jeziorko na trasie © amiga

PK 21 - Dołek (10m od ścieżki)
Ruszamy na kolejny punkt, spory fragment po terenie, jest coraz gorzej..., jadę coraz wolniej... jest lampion, 

PK 20 - Skraj lasu
Wyjazd z poprzedniego Punktu niszczy mnie do końca... Przy asfalcie staję i namawiam Darka by jechał dalej sam, ja... nie dam rady, zjeżdżam do bazy, do najbliższej apteki po cokolwiek.... Chwila rozmowy i... Darek rezygnuje z kontynuacji jazdy, odholuje mnie na metę, jedziemy jednak przez PK 20 i PK14 bo są po drodze. 20ka -okazuje się banalna... za nią docieramy do szerszego szutru i jedziemy na 

PK 14 - Dołek (10m od drogi)
Gdy jadę po równym jest nieźle... tyle, że nie mogę liczyć na to, że przez kolejne 100km będzie podobnie, nie chce ryzykować... Sam punkt równie banalny... aż śmieszne... Kierujemy się na metę do Lubania

Meta
Wjeżdżając na asfalt jedzie mi się całkiem nieźle, poza przypadkami gdy mam wyciągnąć prawą rękę by wskazać prawoskręt, za każdym razem wiąże się to z silnym bólem, na dokładkę, nie mogę odwrócić głowy w lewo..., nie mogę sprawdzić czy coś mnie nie wyprzedza... obłęd... 
Docieramy do bazy, kąpiel, chwila rozmowy z organizatorami, posiłek, kąpiel i... pakujemy się, wracamy na Górny Śląsk. 
Po drodze na chwilę zatrzymujemy się w Henrykowie Lubańskim przy najstarszym drzewie w Polsce.
Najstarsze drzewo w Polsce - Cis Henrykowski
Najstarsze drzewo w Polsce - Cis Henrykowski © amiga
Nasz Cis Naszym Bogactwem
Nasz Cis Naszym Bogactwem © amiga
Pomnik przyrody prawem chroniony
Pomnik przyrody prawem chroniony © amiga

Szpital... 
W Zabrzu trafiam do szpitala, po 90 minutach łaskawie wykonano mi zdjęcie i okazało się, że to Zwichnięcie stawu barkowo-obojczykowego I stopnia. Na szczęście obędzie się bez gipsu, jedynie temblak...przez jakiś czas, skierowanie do ortopedy.
Wieczór za to mija w dość miłej atmosferze przy środkach uśmierzających ból :)

Mimo wszystko szkoda maratonu, szkoda sezonu, boję się, że to może być koniec moich wyjazdów na Rajdy w tym roku... Lekarz coś wspomniał o 4-5 tygodniach... zobaczymy jednak co będzie dalej...
No i po zawodach
No i po zawodach © amiga

Zerwana szprycha

Środa, 11 czerwca 2014 · Komentarze(0)
Manowar - Warriors Of The World United

Wracam z pracy, dzień był ciężki, chcę pojechać dzisiaj przez Mikołów, może zahaczyć nawet o Ogród Botaniczny. Omijam hałdę w Sośnicy i jadę przez Lasek Makoszowski, przy wyjeździe coś mi brzdękło, pewnie na coś najechałem jadę dalej, jednak coś jest nie tam, mam wrażenie, że rower mi pływa, zatrzymuję się na chwilę, czyżby to pana? Sprawdzam oponę jest ok... pewnie złudzenie.
Ujechałem jeszcze może kilometr i... dalej coś mi nie pasuje, spoglądam na tylne koło..., jest bicie... Coś się musiało stać..., staję przy kopalni w Makoszowach, sprawdzam tylne koło, już widzę co się stało... zerwałem szprychę... 
Na tym kończy się mój dzisiejszy plan jazdy przez Mikołów, zawracam i skręcam na Kończyce później na szosową wersję dojazdu do Katowic. Po drodze kombinuję, czy gdzieś po drodze nie będzie sklepu rowerowego..., przynajmniej kupię szprychy, bo o wymianie od ręki raczej mowy nie będzie, nie dość że jest późno, to na dokładkę to.... szczyt sezonu. 
Jadę wyraźniej wolniej rozglądając się, tyle, że w Pawłowie, Wirku gdzie przejeżdżam nic nie ma, zastanawiam się czy nie odbić w okolice Plazy, ale to nie wydaje mi się dobrą opcją, w najgorszym przypadku w Ochojcu mam sklep otwarty do 20:00, powinienem zdążyć, wiem że jeszcze coś jest na Panewnickiej i... w Kochłowicach, tylko czy będzie otwarty?
Dojeżdżam na Kochłowicki Rynek, jest sklep i jest otwarty, wchodzę do środka, tak jak się spodziewałem są zawaleni pracą, ale mają szprychy. Profilaktycznie kupuję ciut więcej niż komplet na tylne koło - 40 szt z nyplami. Co będzie to będzie, w najgorszym przypadku sam zaplotę koło..., może się tego nauczę..., wiem od kogo będę mógł pożyczyć centrownicę...
Do domu na szczęście nic się nie stało więcej z rowerem, rozbieram koło wstawiam nówkę DT z grubsza ją skręcam tak aby bicie było jak najmniejsze i... chyba jest dobrze. Jutro to sprawdzę, za to po raz pierwszy dopuszczam wyjazd do Siewierza na góralu. Mam 2 dni na sprawdzenie czy nic się nie będzie działo...

Leśne ścieżki
Leśne ścieżki © amiga

Dobrze, że ten miesiąc się kończy....

Poniedziałek, 31 marca 2014 · Komentarze(4)
Piosenka leżącego - Grzegorz Tomczak

Poranek... nie chce mi się wstać..., gdy już jestem na nogach... to zbieranie się również sprawia mi dzisiaj wyraźny problem. Z domu wychodzę dopiero ok 7:30. Nie za fajnie... 
Na drogach pełno, jak to w poniedziałki o tej porze, Na Ligocie odbijam w ul Medyków i później Bałtycką i... czuję że rower pływa..., czyżby pana? Spoglądam na tylne koło.... Oczywiście... 10 min zabawy przy zmianie dętki... znajduję wbity kolec akacji... Nawet nie zauważyłem, że w tym miejscu rosną. Jadę dalej... wszystko jest dobrze..., poza oczywiście ruchem.
Już witam się z gąską, jestem tuż przed granicą z Gliwicami...i... masakra... odpada mi lewe ramię korby, bez żadnych znaków wcześniej, po prostu odpadło... jak? Zatrzymuję się, to nie wróży nic dobrego... Spoglądam na część pozbieraną z drogi... część szerokości wpustów jest spiłowana. Straciłem jakąś 1/3 punktów przyczepienia. Tyle że dalej nie wiem co i czemu się stało. Rano przed wyjazdem sprawdzałem luzy kół i na korbie... nie było nic... Ramię było na swoim miejscu i trzymało się sztywno...To chore. Chwila zastanowienia kiedy coś było robione z korbą.... czy to mój jakiś błąd? Tyle, że ostatnio zajmował się tym gość z Bikershopu w Katowicach to on ją montował po wymianie ramy... Masakra... z tego wynika, że żaden serwis nie jest bezbłędny... 
Przy pomocy znalezionego kamienia, kawałka drewna i oczywiście podręcznych kluczy ramię zostaje zamontowane na swoim miejscu. Dociągam tak mocno jak się tylko da... W domu będę musiał to i tak sprawdzić, ale to dopiero wieczorem. Trochę chore bo korba jest prawie nowa... ma ledwie kilka miesięcy. Nie spodziewałem się takiego numeru..., i mam kolejną nauczkę. Po każdym serwisie należy sprawdzać.

Korba już na miejscu
Korba już na miejscu © amiga

wieczór

Środa, 26 marca 2014 · Komentarze(0)
The "Oasis" - Amanda Palmer

Wychodzę z firmy, jest jasno, jeszcze jasno, początkowo chcę jechać po szosach, jednak mijając wiadukt w Sośnicy zmieniam zdanie..., mimo wszystko przydałoby się nieco terenu, tym bardziej, że jadę góralem, a on się dobrze czuje w takim terenie. Odpuszczam hałdę w Sośnicy i starą hałdę w Makoszowach..., tam dzisiaj mam nie po drodze. Za to Postanawiam zwiedzić ul Wiosenną... Pech chce, że jadąc po płytach betonowych łapię panę, kosztuje mnie to 10 min na pompowanie, przy okazji w tylnej oponie znajduję drucik który zadbał o tą atrakcje, pewnie tałatajstwo z jakiegoś zbrojenia. Ważne, że już go nie ma.
Reszta trasy również terenowa, tyle, że bez przygód... i problemów, za to z mniejszą chęcią... Do domu docieram dośc późno jest coś koło 19:00, może kilka min wcześniej...
Bunkier w lesie Panewnickim
Bunkier w lesie Panewnickim © amiga


zerwana szprycha....

Wtorek, 25 marca 2014 · Komentarze(2)
Myslovitz - Polowanie Na Wielbłąda

Wychodzę z pracy gdzieś koło 17:00.., zaskakuje mnie pogoda, brak deszczu, słońce... coś jest nie tak... Już prawie zapomniałem jak wygląda to żółte coś... Od razu poprawia mi się humor. Nieco wcześniej dzwoni Darek z informacją, że na budowie DTŚki znaleźli jakiś mały arsenał amunicji, a jako, że i tak tamtędy jadę to może uda mi się zahaczyć o to miejsce i chwilę pofocić?
Na miejscu okazuje się, że nie ma na to szans, zasieki, sporo pracowników i nieco policji... Nie podejdę, nie podjadę, trudno.
Jadę dalej, drogi o dziwo pustawe, jedzie się szybko i przyjemnie, w którymś momencie czuję, że dziwnie pływa mi rower..., staję na chwilę sprawdzam opony i wszystko jest ok. Nie przebiłem, jadę dalej, to pewnie złudzenie. Jednak coś mi nie daje spokoju w końcu zatrzymuję się jeszcze raz na rogatkach Katowic sprawdzam ponownie opony i widzę co jest grane, zerwałem szprychę w tylnym kole.... Fuck...
Chwila zastanowienia co dalej, do koła 28" nie mam w domu nic zastępczego..., kombinuję gdzie są w pobliżu sklepy, może któryś będzie otwarty? W sumie w Ochojcu jest taki powinien być w tygodniu czynny do ok 20:00, jednak przecież mam 2 rowery :), jutro wezmę Pomarańczę na spacer a w Gliwicach kupię jakieś szprychy i postawię szaraka na koła. Tyle, że zapadła jeszcze jedna decyzja... jak pękła jedna szprycha to pęknie kolejna, te Giantowskie są więc do bani. Wymienię wszystkie na coś DT, inne raczej nie wchodzą w rachubę. Ale na to będzie jeszcze czas... Może uda się to załatwić jeszcze w tym tygodniu?
Staw w pobliżu akademików
Staw w pobliżu akademików © amiga

Proszę "pana"....

Piątek, 7 lutego 2014 · Komentarze(5)
Within Temptation - Sinéad

Wczorajszy dzień upłynął pod znakiem bujania się po przychodniach..., w końcu trzeba było odwiedzić swojego lekarza po wizycie w szpitalu..., dzień wyszedł bezrowerowy, ale... i tak zaliczyłem wizytę we "wsiowym" sklepie sportowym....., w końcu wypadałoby założyć normalne pedały..., platformy już mi się znudziły :) Nie kombinowałem, po prostu kupiłem to co mam sprawdzone Shimanowskie 520...

W domu oczywiście zmiana pedałów i... rower musiał poczekać do dzisiaj..., co prawda w ciągu dnia miałem lekkie ciągoty.., jednak... tym razem musiało wygrać coś innego.


Dzisiaj pobudka dość wcześnie, tyle, że nie wpłynęło to w żaden sposób na porę wyjazdu, przed oczywiście jakieś śniadanie, prochy na przeziębienie... (ile to jeszcze potrwa, to już 3 tydzień i pogłębia się). 
Na rower wsiadam ok 7:15, jest już na tyle jasno, że nie odpalam lampek..., po co...

Jako, że to droga do pracy i chcę być wcześniej niż zwykle, to jadę szosami, wszystko układa się rewelacyjnie, aż do granicy Zabrza i Gliwic.., mam wrażenie, że rower utracił sterowność..., spoglądam na przednie koło..., widzę, że brakuje powietrza na dole opony...
W oponę wbity wielki kawał szkła...

To pierwsza pana szaraka...., czemu mnie to nie dziwi..., na dokładkę nie mam dętek, wczoraj w rowerowym chciałem kupić, ale nie mieli wersji z wentylami Presta. Czeka mnie łatanie...

10 min później jadę dalej..., przez awarię znowu jestem nieco później..., trudno... zdarza się...

Pierwsza pana.... Szarej Eminencji :)
Pierwsza pana.... Szarej Eminencji :) © amiga

Ostatnia droga....

Czwartek, 16 stycznia 2014 · Komentarze(13)
Te ostatnie niedziele - CeZik Po długiej prawie 2 tygodniowej przerwie spowodowanej nieoczekiwanym pobytem w szpitalu..., w końcu dorwałem się do roweru i... zawiozłem go do serwisu.

Wycieczka o tyle nietypowa, że to ostatnia na tym rowerze, w takiej konfiguracji. Rama po 26500km po raz drugi pękła. Uszkodzenie jest identyczne jak to z maja 2012. Pewnie zawiózł bym ją już wcześniej bo taki był plan, jednak nieplanowo rozpoczęło mi się święto 3 króli. Jako że dystrybutor u którego kupiłem rower już nie istnieje, to po rozmowie z Bikershopem w Krakowie zawiozłem Manfreda do filii w Katowicach na ul Matejki 2 i... szok.

Już na wejściu dowiaduję się, że max czas oczekiwania to 2 tygodnie. Ma karcie mam napisane, że 29 stycznia mogę przyjść po rowerek. Trochę to dziwne po problemach przy poprzedniej wymianie, gdy cały "cyrk" trwał 6 tygodni. Przy okazji pobytu zleciłem im serwis obu piast, centrowanie tylnego koła, wymianę linek na Gore Ride-On, wymianę płynu w hamulcach i ew wszystkich zużytych drobiazgów jeżeli jeszcze takowe się trafią. Pozostało już tylko czekać.

Przy okazji pobytu w ośrodku wypoczynkowym NFZ..., spotkałem wariatów rowerowych (włącznie z lekarzami ;P) i.... wiem jaką będę miał ramę... przy najbliższej okazji... Nie chcę karbonu, nie chcę aluminium oba materiały są do d...y. Wracam do CrMo prosto z  Orłowski Frames ew. jak mi bardzo odbije to coś rodem z ameryki: Surly Bikes.
  Jedno z ostatnich zdjęć Manfreda
Jedno z ostatnich zdjęć Manfreda © amiga

A pewnie na 2 tyg. przyjdzie mi się przestawić na dziadunia :)