Dobrze, że ten miesiąc się kończy....
Poranek... nie chce mi się wstać..., gdy już jestem na nogach... to zbieranie się również sprawia mi dzisiaj wyraźny problem. Z domu wychodzę dopiero ok 7:30. Nie za fajnie...
Na drogach pełno, jak to w poniedziałki o tej porze, Na Ligocie odbijam w ul Medyków i później Bałtycką i... czuję że rower pływa..., czyżby pana? Spoglądam na tylne koło.... Oczywiście... 10 min zabawy przy zmianie dętki... znajduję wbity kolec akacji... Nawet nie zauważyłem, że w tym miejscu rosną. Jadę dalej... wszystko jest dobrze..., poza oczywiście ruchem.
Już witam się z gąską, jestem tuż przed granicą z Gliwicami...i... masakra... odpada mi lewe ramię korby, bez żadnych znaków wcześniej, po prostu odpadło... jak? Zatrzymuję się, to nie wróży nic dobrego... Spoglądam na część pozbieraną z drogi... część szerokości wpustów jest spiłowana. Straciłem jakąś 1/3 punktów przyczepienia. Tyle że dalej nie wiem co i czemu się stało. Rano przed wyjazdem sprawdzałem luzy kół i na korbie... nie było nic... Ramię było na swoim miejscu i trzymało się sztywno...To chore. Chwila zastanowienia kiedy coś było robione z korbą.... czy to mój jakiś błąd? Tyle, że ostatnio zajmował się tym gość z Bikershopu w Katowicach to on ją montował po wymianie ramy... Masakra... z tego wynika, że żaden serwis nie jest bezbłędny...
Przy pomocy znalezionego kamienia, kawałka drewna i oczywiście podręcznych kluczy ramię zostaje zamontowane na swoim miejscu. Dociągam tak mocno jak się tylko da... W domu będę musiał to i tak sprawdzić, ale to dopiero wieczorem. Trochę chore bo korba jest prawie nowa... ma ledwie kilka miesięcy. Nie spodziewałem się takiego numeru..., i mam kolejną nauczkę. Po każdym serwisie należy sprawdzać.
Korba już na miejscu © amiga