Jako że ostatnio wiało nudą, mało wyjazdów gdzieś dalej. Sama jazda praca domu i z powrotem to w zasadzie formalność, coś nad czym się nie skupiam, nie musze przy tym nadwyrężać szarych komórek… nawet rozkład dziur w leśnych duktach znam na pamięć. Trzeba było delikatnie urozmaicić powrót, tym bardziej, że mam trochę czasu w zapasie, może nie jest go specjalnie wiele, ale… dostatecznie dużo aby dołożyć sobie 20km :).
Wyjazd z pracy ok. 17:00, początek to hałda w Sośnicy, tyle, że tym razem przejazd koroną hałdy, z reguły się tutaj nie pcham bo najczęściej szkoda czasu…, gdzieś się spieszę, tak po prawdzie to ostatni raz tędy przejeżdżałem w zeszłym roku… Trochę się pozmieniało w tym czasie, niektóre ścieżki zarosły, inne zostały wypłukane, pojawiły się nowe podjazdy, nieco dalej widać, że hałda dalej rośnie…
Pora zjechać, jadę po swojemu, czyli na czuja, na azymut szukając miejsca na zjazd, specjalnie nie ma z tym problemu jest kilka lokalizacji umożliwiających taki manewr. Spoglądam na licznik… nachylenie po 10-11% :) fajnie, tyle, że strach się rozbujać, ścieżynka ma ok. 20cm szerokości, sporo wybojów i na koniec mały rów do pokonania…
Wyjeżdżam tyłem w niedaleko wiaduktu w Kończycach… tylko co teraz? Skręcam na południe, jadę w kierunku Chudowa, nie było mnie tam już kilka miesięcy…, dojeżdżając zauważam, że po okolicy kręci się sporo motocyklistów…, czyżby zlot? Dokładnie tak jest…
Chwila postoju, kilka fotek i ruszamy dalej na Bujaków, długi 2-3% podjazd…, mimo że nachylenie jest stosunkowo wredny i męczący, tym bardziej, że na czymś takim jedzie się na blacie, szczególnie gdy wyjazd na Śnieżkę tuż, tuż… a gór w najbliższej okolicy jak na lekarstwo…
Odbijam na Mikołów, po drodze jeszcze chwila postoju przy sklepie, w końcu trzeba czegoś się napić… 2l napoju starczą, mogę jechać dalej… Więcej przerw dzisiaj nie przewiduję, widzę, że zegar tyka…, chcę wykorzystać czas maksymalnie. W centrum Mikołowa odbijam w kierunku Zarzecza, Podlesia, tam szybka decyzja, lecę na Kostuchnę, przez chwilę korci mnie wjazd na hałdę, ale odpuszczam, stracę zbyt dużo cennego czasu, a chciałbym jeszcze zahaczyć o Murcki co też czynię z wielką satysfakcją. Tyle, że to ostatni punkt wycieczki…, chodził mi po głowie jeszcze przejazd przez Giszowiec, jednak nie dzisiaj…. Skracam trasę i prawie prosto do Ochojca, tyle, że przez las…
Po powrocie szybka kąpiel i wypadam z domu…, wieczorem jeszcze parę spraw do załatwienia…
Czwartek… chyba ciepło? Za oknem świeci słońce, trochę chmur… Ruszam do pracy, od początku stawiam na szosy, jednak podobnie jak w ciągu kilku ostatnich dni decyzja zostaje zmieniona, tyle, że tym razem faktycznie w ostatnim momencie… W Panewnikach w jednej chwili przelatuję przez 3 pasy… na lewą stronę i wjeżdżam w Kuźnicką… Cóż… Dobrze, że niebiescy tego nie widzieli, dobrze, że nic nie jechało… (to akurat sprawdziłem). Piękny poranek w lesie…, słońce przebijające się przez liście drzew… Zatrzymuję się na chwilę na wylocie z lasu w Starej Kuźni, ostatnio zauważyłem tam parę zimorodków, tyle, że nie miałem długiego obiektywu…, dzisiaj mam, tylko co z tego, jak po ptakach nie ma śladu… Pech… Za to jest trochę owadów :) Pora jednak ruszyć dalej…, ponownie zaliczam szlaki tyle, że w odwrotnej kolejności, wpierw czerwony, później niebieski. Wjazd na hałdę w Sośnicy…, jeszcze kawałek i jestem w pracy…, dojechałem…., jest sukces… ;P
Wieczór, wychodzę późno, bardzo późno… jest po 17:30… Masakra, chyba przegiąłem, o 19:00 jestem umówiony na Podlesiu, czasu niewiele, ale… i tak jadę po terenie, zaliczając hałdę w Sośnicy, niebieski i czerwony szlak rowerowy, na dokładkę w trakcie odbieram jak nigdy chyba 7-8 telefonów… Masakra… w końcu nie wytrzymuję włączam przekierowania, ile można…, może pora wrócić do jakiegoś zestawu słuchawkowego? Może? Z drugiej strony ile można gościowi tłumaczyć, że czegoś nigdy nie robiłem i jak dojadę to mogę na to zajrzeć…, ma pecha dostał Bana… trafił na czarną listę… :), a ja mam spokój, chyba że zmieni numer telefonu. Nieważne, docieram do Katowic, spoglądam na zegarek, nie ma opcji abym skręcił do domu, lecę bezpośrednio na Podlesie. Tam jakieś 3 godziny i powrót do domu… Wieczorem coś chłodno się zrobiło lecz na 4km to średnio chce mi się stawać i coś ubierać, za chwilę dotrę do Ochojca… Przy okazji dawno nie jeździłem w okolicach Bażantowa, widzę że blokowisko się rozbudowuje tworząc niby ekskluzywną enklawę, gdzie ceny na mieszkania osiągają zawrotne wartości. Masakra. Niejednokrotnie za to idzie już kupić/wybudować domek z dala od zgiełku…, ludzi…, w lesie…, ale może nie każdy tak lubi…?
Kolejny poranek..., znowu wychodzę późno, spoglądam na zegarek... jest 7:15, chyba pociągnę szosami, a... może jednak nie..., spróbuję powalczyć w terenie... więc wjazd standardowo w Panewnikach wjazd w las..., na ścieżkach pusto i... mam wrażenie że jest chłodno..., przed wyjazdem oczywiście nie spojrzałem na termometr (dopiero w pracy sprawdzam wartości graniczne i... było 12 stopni...). W Halembie kawałek szosami, też dziwnie pusto, cała droga moja :), kolejny lasek na szczęście słońce już zaczęło grzać..., jest zdecydowanie cieplej, przyjemniej. W okolicach Chudowskiej zastanawiam się czy nie skręcić na Kończyce, skrócić drogę..., w zamian za bezpieczeństwo, nie lubię węzła nad A4-ką..., jednak nie… polecę na Makoszowy, tam mam piękny podjazd, hałdę jednak omijam, za dużo czasu bym na niej stracił... Skręcam w lasek Makoszowski i... przerwa.... są kaczki na stawie :). Po kilku min. pora ruszyć dalej, jeszcze 8km :), w większości asfaltem. Remont na rondzie w Sośnicy powoduje korki, jednak jazda chodnikiem rozwiązuje problem :)... Dojeżdżam w dość przyzwoitym czasie... pora zabrać się za pracę...
Powrót do domu, tyle, że po drodze jeszcze czeka mnie spotkanie z Devilkiem. Przed wyjazdem jeszcze tylko potwierdzenie i mogę lecieć. Mam sporo czasu, chęci, pogoda również zachęca... więc od początku planuję przejazd bardziej terenowy... Wjazd na hałdę w Sośnicy, później Makoszowy, Halemba, Stara Kuźnia, Panewniki i.... spoglądam na zegarek... mam jeszcze pół godziny, jestem przed czasem... więc skręcam w Owsianą i jadę po leśnych singielkach... Z grubsza wiem gdzie jechać... jednak kompas cały czas w użyciu..., dodatkowo w oddali słychać dzwony w kościele w Panewnikach/Ligocie jak kto woli :), mijam Panoramę i ląduję przy amfiteatrze w parku Zadole... mam chwilę... Przyjeżdża Wariat, chwilę rozmawiamy i... namieszał mi odnoście amortyzatorów... Zaczynam szukanie od początku... :) około 19:00 pora się zbierać, jestem umówiony, czas goni... jedziemy do Ochojca tam w okolicach ul. Kossaka rozstajemy się i każdy leci w swoją stronę...
Kolejny poranek, jest ciepło, wychodzę na zewnątrz i ruszam…, jako że wyjechałem nieco później niż zakładałem, to chcę pociągnąć szosami, jednak już w Panewnikach rower sam skręca do lasu, więc reszta drogi już po terenie, no… może nie do końca, kawałek szosami w Halembie, Makoszowach i oczyścicie przy wyjeździe z Sośnicy. Za to po drodze hałda w Sośnicy…, to w zasadzie jedyna większa górka po drodze „przypominająca” chociaż w nieznacznym stopniu góry…, gdzie można powalczyć z podjazdem, gdzie można się zmęczyć… :). Zatrzymuję się w okolicach budowy DTŚ-ki – sporo się tutaj dzieje… , szybka fota z oddali i pora jechać do pracy…
Powrót do Katowic dość późno, początkowo więc ciągnę po szosach, jednak w Kończycach zamiast na Bielszowice jadę dalej przekraczam zjazd na A4 i kilkaset metrów dalej wjeżdżam na leśną rowerówkę, zdecydowanie przyjemniej jest w terenie. Można odetchnąć. Reszta trasy to raczej standard, Halemba, Panewniki, Ligota, Piotrowice i Ochojec :) W domu jestem po 19:00, późno, ale też późny był wyjazd.
Poniedziałkowy poranek, nie chce mi się ruszyć, ciało stawia wyraźny opór... W końcu udaje się pozbierać, przygotować do wyjazdu i w końcu wyjść na zewnątrz. Jest ciepło, idealny czas na wyjazd... Ruszam.
Początkowo jadę po szosach, jednak w Panewnikach szybka decyzja, jednak teren... myślę, o czymś bardziej spokojnym, jednak im bliżej Gliwic tym bardziej ciągnie mnie na hałdę w Sośnicy... Dojeżdżając do Zabrza Makoszowy jestem pewny..., będzie przejazd przez górkę ;)... Tego mi było trzeba z rana :)
Niedziela, pora wracać do domu po kolejnym RNO. Tym razem nieco inaczej, jedziemy jeszcze na chwilę na święto czekolady w Tychach... W zasadzie jesteśmy tam bez większego celu. Tylko gdzie ta czekolada? Wszędzie piwo, mija kilkanaście minut, na scenie kapela, gra dość przyzwoicie, tylko co z tego, jak muzyka zdecydowanie nie na piknik rodzinny..., i nie o tej godzinie.... Pech... W końcu czuję zmęczenie po 2 nieprzespanych nocach (tego nie da się tak szybko odrobić) jadę do domu. Mam marzenie.... spać :)
Piątek... kończymy nieco wcześniej pracę i... ruszamy na podbój Wielkopolski, kierujemy się na Zaniemyśl. Jakoś lekko nieprzygotowani jedziemy, nie sprawdziliśmy terenu, okolicy, relacji z poprzedniej edycji... Tydzień była męczący, minął szybko i brakło czasu na takie drobiazgi... W drodze zdzwaniamy się z Jurkiem, jest szansa na spotkanie, na krótka wizytę w Buku w drodze na RNO. Jednak mamy spóźnienie, musimy odpuścić, więc względnie najkrótszą drogą pędzimy do bazy Rajdu.
Mamy niby sporo czasu..., chwila na rozmowy ze znajomymi i czasami nieznajomymi..., przygotowanie roweru sprzętu, zbliża się godzina odprawy...., tym razem organizatorzy mają delikatny poślizg. Po odprawie kontrola obowiązkowego wyposażenia...- dziwne to... ale ok... w końcu regulamin o tym wspominał. Wybija 23:50 – dostajemy mapy... pierwsze wrażenie... jakiś szaleniec chlapnął na mapie farbą i zaznaczyło się 29 punktów losowo porozrzucanych o terenie, tylko jak z tego zrobić sensowną pętlę? Chwila na zastanowienie i rozrysowujemy część trasy, zakładając, że później zdecydujemy co zrobić z niektórymi PK które psują koncepcję...., plan... myślę, że był to nasz najpoważniejszy błąd trasę mieliśmy rozrysować w całości już na starcie, a w drodze ew. delikatnie ją korygować. Sprawdziło się to już wcześniej, więc czemu tym razem tego nie zrobiliśmy od razu? Być może to adrenalina, poganianie organizatorów, być może wszystko po trochu... Trasę zaczynamy od:
4 - Skrzyżowanie dróg (za krzakami, południowy zachód) Rajd rozpoczyna się o północy, więc wybieramy początkowo drogi asfaltowe, będzie mniej błądzenia.... Na wejście długi ok 10km pusty przelot..., lubię takie chwilę, ale niekoniecznie gdy PK są tak oddalone w terenie, zabiera to sporo czasu. Niemniej odnalezienie punktu jest banalne..., wykorzystujemy perforator przyczepiony do lampionu... i ruszamy dalej na,,
14 – Skrzyżowanie drogi ze strumieniem początkowo asfalt, później droga utwardzona, dookoła pola, w powietrzu unosi się zapach.... chyba kapusty.... ale pewności nie mam, niewiele widać..., PK umieszczony jest w krzakach przy drodze, początkowo mijamy go, ale szybko korygujemy błąd i możemy jechać w kierunku
5 – Zakręt drogi (w krzakach) Czeka nas ponownie kilku kilometrowy przelot, jednak ponownie nawigacyjnie banalny PK zaliczony w dobrym tempie. Minęła dopiero godzina jest nieźle, jednak jest za wcześnie aby odtrąbić sukces...
15 - Granica kultur lasu i pola Opis punktu średnio mi się podoba pamiętając co to oznaczało na innych rajdach...jednak obawy okazały się niepotrzebne, kolejny dość szybko zaliczony PK. tym razem stajemy przed wyborem, zastanawiamy się nad PK 27 i
10 – Szczyt górki Wygrywa ten drugi wariant, na 27 pojedziemy po zaliczeniu 10-ki. Zastanawia mnie co może oznaczać szczyt górki... teren jest niby plaski, jednak wszystko może się zdarzyć, może czeka nas niespodzianka? W terenie nie błądzimy, lampki piechurów (którzy wyruszyli 3 godziny wcześniej), są widoczne z daleka, spotykamy też kilku rowerzystów, górka nie nadaje się do podjazdu, jednak do podejścia jest max 50m..., na szczycie namiot z sędzinami :), zastanawiam się tylko po co jeżeli nie zapisują numerów zawodników..., po prostu są i już... Podbijamy karty i pora ruszyćdalej na
27 – Most Kawałek trasy dość prosty, dojazd szybki, mostek odnaleziony, karty podbite i ruszamy na poszukiwania 19 – Koniec ścieżki PK 19, Wbijamy się w jakieś drogi utwardzone, ponownie zaczynają nas otaczać zapachy z pól uprawnych, o dziwo nie jest to coś przyjemnego, wręcz nieco odrzuca zapach gnijącego... czegoś? Przy jednym z pól odzywa się burek, jest mały ale krzykliwy, zaczyna nas gonić, dołącza się do niego kumpel – wilczur, zap...y ile sił w nogach... Bobiki opuszczają..., na szczęście... Skręcamy w leśną ścieżkę która ma nas wyprowadzić na PK, z jazy jednak niewiele wychodzi, ścieżka jest wąska, lezą na niej połamane drzewa, trochę błota, sporo pokrzyw i komarów... w końcu docieramy do czegoś sensowniejszego, ścieżka w poprzek jakby szersza, przejezdna, wiemy którędy będziemy wracać, ominiemy nieprzejezdną ścieżką i wredne burki. Do PK pozostało może 300m, szybko docieramy do końca ścieżki, podbijamy karty i wracamy na poszukiwanie
23 – Szczyt góry, dostrzegalna przeciwpożarowa Z PK 19 zjeżdżamy w okolicach Murzynowa Leśnego, z mapy wynika iż najkrótsza droga prowadzi po DK11, przez chwilę chodzi nam to po głowie, jednak po pierwsze organizatorzy ostrzegali przed tą drogą i w zasadzie zakazali jechać po niej, po drugie to w końcu droga krajowa, pędzące tiry nie będą się nami przejmować, a brązowych gaci nie mamy. Pozostaje więc slalom po bocznych szosach lub przebicie się po terenie... Wybieramy ten pierwszy wariant, końcówka to delikatne błądzenie lecz mimo wszystko dość szybko osiągamy cel..., ruszamy na
26 – Brzeg stawu, południowo wschodnia strona i mylimy drogi, przez chwilę zastanawiamy się gdzie jesteśmy, jedno jest pewne, jadąc na wschód dojedziemy do DK11 o której wcześniej wspominałem. Na szczęście przy kolejnej przecince jest już wszystko jasne, wiemy gdzie jesteśmy i co zrobiliśmy nie tam, z PK23 nieco za wcześnie skręciliśmy na południe..., dalej już bezbłędnie, osiągamy Krzykosy, mała przerwa w centrum,
komarów prawie nie ma, możemy się posilić a przy okazji rozrysować dalszą drogę... mijają kolejne cenne minuty, zaczyna świtać, plan rozrysowany ponownie połowicznie..., w końcu ruszamy, Pk26 osiągamy błyskawicznie, przekraczamy Wartę i pora na
3 – Brzeg stawu, południowo wschodnia strona w pobliżu wsi Piaski, mija może 15 minut i Pk jest zaliczony, teraz czeka nas długi przelot na
z opcją przekroczenia Warty po raz drugi , tym razem po moście kolejowym, na którym spotykamy znajomych bikerów i wspólnie jedziemy wałami wzdłuż rzeki, podbijamy PK, obi robią przerwę a my wracamy, ponownie przeprawiamy się przez most i szukamy
6 – Skarpa ziemna Zaczynamy odczuwać zmęczenie, jazda po wałach i piachu odcisnęła się na nas, nakłada się na to świt który powoduje, że zwyczajnie zaczyna nam się chcieć spać... nie będzie lekko... dojeżdżając na miejsce spoglądamy na mapę, punkt powinien być ok 50m od ścieżki, podejrzewamy gdzie jest, dodatkowo wskazuje nam je wracający z niego Daniel...
8 –Skrzyżowanie wału z rowem Po wałach prowadzi ścieżka rowerowa, więc też taki jest nasz wybór, jadąc jednak wzdłuż Warty co chwilę natrafiamy na łachy piasku, wertepy, jakieś koleiny, męcząca jazda, w połowie robimy
22 – Zakręt strumienia Czeka nas długi przelot po wale, jednak po jakimś czasie stwierdzamy, że jazda po nim nie należy do przyjemności, przy pierwszej nadarzającej się okazji zjeżdżamy na drogę....starczy tego masażu rąk i pleców, części ciała nieco niżej..., tylko czemu nie zrobiliśmy tego wcześniej...., po raz
czwarty przekraczamy Wartę, a kawałek dalej kanał Ulgi. Mamy jechać po rowerowce, jednak podejmujemy decyzję, aby zaliczyć jak najwięcej szosami i... popełniamy dość poważny błąd nawigacyjny, dość nieczytelne skrzyżowanie i jedziemy po drodze 432 na Zaniemyśl, dziwią nas dziwne oznaczenia typu „Zbrudzewo 2” czy brak rzeki..., ale cóż... jesteśmy „nieomylni” , skręcamy w ścieżkę, gdzie spodziewamy się PK , dojeżdżamy do rzeczki... jet i zakręt rzeki... przeszukujemy chaszcze i PK nie ma... wracamy do drogi... jakieś 300m dalej jest kolejna droga...
w końcu olśnienie, zawaliliśmy, jesteśmy jakieś 6km od PK..., korygujemy trasę i jedziemy na Mechlin, tam kolejna przerwa przy sklepie, zaliczamy jakieś „vervy”, drożdżówki (jednak nam się nie znudziły po transjurze :) i pora odszukać nasz PK.... co udaje się nadspodziewanie szybko.
Prosty dojazd, banalna nawigacja, odrabiamy straty czasowe z poprzedniego punktu, możemy jechać na
2 – Granica kultur, las z łąką jak pisałem wcześniej nie lubię takich opisów, bo najczęściej nie mówią nic..., czasami wprowadzają w błąd, ale nie na Szadze, tutaj budowniczy stanął na wysokości i jak pisze granica kultur to tak właśnie jest, zaliczony...
28 – Mostek, północna strona Za Zwolą próbujemy wjechać w przecinkę, jednak kończy się zdecydowanie za szybo, nie ma sensu pchać rowerów na azymut..., lepiej podjechać z drugiej strony, co też robimy, dojazd prościutki...,
kolejne dziurki pojawiają się na naszych kartach...tym razem będzie podjazd, punkt
25 – Szczyt góry, (Łysa Góra) i poziomice wskazują, że nie będzie lekko. Dojeżdżając w pobliże wjeżdżam w jedną z przecinek mających nas doprowadzić do celu..., początkowo jest nieźle, jednak później stromizny i głęboki piach zmuszają nas do podprowadzenia rowerów, na szczycie jest umieszczony drugi namiot z sędzinami, zamieniamy kilka zdań, podbijamy karty i ruszamy na
18 – Głaz pamiątkowy,skrzyżowanie dróg znajdujący się opodal, okazuje się, że z drugiej strony podejście podjazd był dużo prostszy, łatwiejszy i nawigacyjnie i terenowo, tyle, że kto mógł to wiedzieć, na mapie w końcu nie ma napisów łatwy/trudny :), za to PK18 zupełnie odmienny, głazu na skrzyżowaniu nie da się pominąć,
Niedaleko mamy dwa punkty znajdujące się jeden obok drugiego, ruszamy w ich kierunku, delikatnie zahaczając o Zaniemyśl, pierwszy to
11 – Koniec drogi, granica lasu i łąki kilka km przed nim spotykamy pieszych którzy z własnej woli opisują nam sposób dotarcia do tego punktu, 2 km przez las, za amboną w prawi i już. Tak też robimy punkt odnaleziony szybko pora na
17 – Granica kultur, las z łąką Ech te opisy, Przekraczamy rzeczkę po śluzie i jedziemy wałami (po raz kolejny, niestety innej drogi nie ma od tej strony), Sporo piachu a kawałek dalej widoki rodem z „Jak rozpętałem II wojnę światową” krowy w lesie, jest to tak surrealistyczne, że przez chwilę, zastanawiam się czy to nie halucynacja, czy coś mi się nie przewidziało..., jednak nie, są tam stoją nieruchomo, wybałuszając oczy.... Mijamy je i skręcamy ścieżkę leśną, może 200m dalej Darek wpada na elektrycznego pastucha ociągniętego w poprzek ścieżki..., jasny gwint, przecież tego drutu nie widać jadąc rowerem... Co za idiota tak go rozciągnął.... Wymuszona krótka przerwa i jedziemy dalej, w końcu odnajdujemy punkt, jednak przygody na tak krótkim odcinku zmuszają nas do odszukania alternatywnej drogi powrotu i
dostrzegamy taką, będzie nieco dłuższa, ale bez pastuchów, piachu itp., za to jest szansa na asfalt :) Wracamy do
Zaniemyśla Po raz kolejny musimy siąść i rozrysować dalszy plan podróży, pobyt w mieście wykorzystujemy na posilenie się, uzupełnienie elektrolitów. Pozostało nam 8 PK do zaliczenia... i ok 3 godzin czasu, teoretycznie powinniśmy się zmieścić, ale chyba jednak lepiej coś odpuścić w razie czego niż ryzykować spóźnienie się na metę, Jako kolejny punkt do zaliczenia wybieramy
24 - Pomnik przyrody, dąb tyle, ze zamiast ryzykować jazdę po terenie (niby krótszy wariant), wybieramy nieco dłuższą drogą po 432 i wg mapy utwardzonej szerokiej drodze, tak tez robimy, odnajdujemy dąb, tyle, że to nie ten, kawałek dalej jest drugi i trzeci, w końcu jest 4 – największy „Dąb bezszypułkowy – Dziadziuś”
21 – Skarpa ziemna, u góry kolejna skarpa, ciekawe co nas czeka? Na szczęście nic... punkt banalny, podbijamy karty i ruszamy na
13 – Skrzyżowanie drogi ze strumieniem, południowa strona Spora część po asfalcie, czasami zniszczonym, niemniej droga mija szybko, punkt przelatujemy, nie zauważamy go, strumyk chyba jest jakiś mały, niepotrzebnie nadrabiamy drogi, rozglądamy się po przydrożnych krzakach, w końcu jest. Darek dostrzega lampion gdzieś głęboko w rowie..., komary chcą go zjeść, ale nie poddaje się, dziurkuje karty i szybko ewakuuje się z siedliska krwiopijców..., pora na
7 – Skrzyżowanie drogi ze strumieniem Z mapy wynika iż nie powinno być problemów z odnalezieniem PK, tak też jest w rzeczywistości kolejne pole na karcie zostało oznaczone, stajemy jednak przed dylematem, mamy ok 2 godzin czasu, 4 punkty do zaliczenia + powrót do bazy, ciężko oszacować czy się wyrobimy, podejmujemy trudną decyzję, odpuszczamy dwa punkty, nie zaliczymy 1 i 12, trochę z żalem, ale decyzja słuszna..., Ruszamy przez Czmoń na
16 – Stara żwirownia, południowy narożnik jako, że całość po asfalcie to punkt zaliczony wzorcowo, trzeba zaliczyć ostatni PK
20 – Skrzyżowanie ścieżki z rowem dojazd okazuje się równie banalny, jak poprzedni punkcik, przecinką wyjeżdżamy w okolicach Lucin i wracamy do bazy, wracamy do
Zaniemyśla (meta) W okolicach Polesia spotykamy Jurka, chwila na powitanie i ruszamy, w końcu trzeba dotrzeć do mety. Jerzy ciągnie nasze zmęczone wagoniki, liczniki wskazują 38km/h, prędkość utrzymuje się, w kilka minut lądujemy w Szkole, oddajemy karty. Teraz dopiero możemy porozmawiać nieco dłużej. Mija dobre kilkadziesiąt minut, dawno się nie widzieliśmy, jest o czym opowiadać, chociaż szkoda, że to i tak będzie krótkie spotkanie..., w trakcie jeszcze czas na szybką kąpiel, później przygotowany przez organizatorów posiłek i... rozstajemy się.
Jurek wraca rowerem do domu, a my... samochodem na Śląsk, zaliczając po drodze Jarocin Festiwal 2013 w którym trwa, zabieramy ze sobą rowery i jedziemy poszukać”klimatu” który.... wyparował z tego miejsca, w zasadzie przypomina to bardziej piknik rodzinny.... i to na dokładkę taki nijaki, zdegustowani wracamy w pobliże auta, zaliczając jeszcze fotkę przy glanie i wracamy do Zabrza...
1 – Obniżenie terenu 12 – Granica kultur lasu i pola
Już w domu siadamy nad mapą i kombinujemy jak można byłoby inaczej zaliczyć wszystkie PK nie robiąc niepotrzebnych kilometrów..., ech, czemu się posiedzieliśmy dłużej nad mapą na starcie... w końcu to nie MTB..., poniżej kolejność punktów w wariancie bardziej optymalnym niż ten którym pojechaliśmy...