koniec z dojazdami do pracy w tym tygodniu...
Piątek, 26 lipca 2013
· Komentarze(8)
Kategoria do 34km, Do/Z Pracy, Solo, W jedną stronę
All The Devil's Men - Inkubus Sukkubus
Piątkowy poranek, a ja w czarnej…, zbieram jeszcze trochę gadżetów na jutrzejszy wyjazd…, czas gdzieś mi ucieka…, W końcu po ciężkich bojach wychodzę, jest 7:30… „ciemna śruba”
Nie pozostało nic innego tylko jazda szosami, szacuję że gdzieś na Wirku trafię na szczyt…, specjalnie mnie ta myśl nie uszczęśliwia, ale cóż… jak człowiek rano się grzebie to później tak jest…
Na szczęście w Katowicach nie jest źle…, powiem więcej jest dobrze…, Panewniki to czysta przyjemność, jednak dzisiaj nie pozwalam sobie na to aby rower decydował czy będzie teren…., hamuję „nasze” zapędy…. Odbijam na Kochłowice, teraz już nie ma wyjścia, muszę ciągnąc dalej asfaltem. Jednak jest coś nie tak, być może to przemęczenie, niedospanie, może wysoka temperatura, ale średnio chce mi się cisnąć, więc pozostaje jazda na lajcie…
W Kończycach decyduję się na delikatną korektę trajektorii i odbijam na lasek Makoszowski, chociaż trochę lasu jest wskazane, jest mi potrzebne…
Dojeżdżam w okolice Ronda na Sośnicy, ech… dalej walczą, udało mi się przy okazji dowiedzieć, że z „remontem” mają czas do jutra, więc jest szansa, że od poniedziałku będzie się tędy jechało bez niepotrzebnych przerw.
Piątkowy poranek, a ja w czarnej…, zbieram jeszcze trochę gadżetów na jutrzejszy wyjazd…, czas gdzieś mi ucieka…, W końcu po ciężkich bojach wychodzę, jest 7:30… „ciemna śruba”
Nie pozostało nic innego tylko jazda szosami, szacuję że gdzieś na Wirku trafię na szczyt…, specjalnie mnie ta myśl nie uszczęśliwia, ale cóż… jak człowiek rano się grzebie to później tak jest…
Na szczęście w Katowicach nie jest źle…, powiem więcej jest dobrze…, Panewniki to czysta przyjemność, jednak dzisiaj nie pozwalam sobie na to aby rower decydował czy będzie teren…., hamuję „nasze” zapędy…. Odbijam na Kochłowice, teraz już nie ma wyjścia, muszę ciągnąc dalej asfaltem. Jednak jest coś nie tak, być może to przemęczenie, niedospanie, może wysoka temperatura, ale średnio chce mi się cisnąć, więc pozostaje jazda na lajcie…
W Kończycach decyduję się na delikatną korektę trajektorii i odbijam na lasek Makoszowski, chociaż trochę lasu jest wskazane, jest mi potrzebne…
Dojeżdżam w okolice Ronda na Sośnicy, ech… dalej walczą, udało mi się przy okazji dowiedzieć, że z „remontem” mają czas do jutra, więc jest szansa, że od poniedziałku będzie się tędy jechało bez niepotrzebnych przerw.
Chyba mam mniejsze tarcze w rowerze© amiga