przed WOŚP

Sobota, 12 stycznia 2013 · Komentarze(2)
Ozzy Osbourne - Crazy Train


Sobota, zima, sypie śnieg, za oknem nieciekawie, ale umówiłem się na WOŚP w Rudzie Śląskiej lub w Bytomiu (decyzja jeszcze nie zapadła), jednak wyjazd dzień wcześniej na małe before party (może to za dużo napisane), nie zmienia to jednak istoty wyprawy….
Pocieszające jest to, że to dzień z grubsza wolny i kto nie musi to nie wychyla nosa z domu, bo i po co?

No właśnie po co? Może po to, aby pojeździć na rowerze nawet w takich warunkach, zastanawiam się cały czas czy nie wspomóc się Kolejami Śląskimi, może jednak warto zainwestować te kilka złociszy.
Jednak nie, po dłuższej absencji i dymaniu na rowerku stacjonarnym muszę w końcu pojeździć jak człowiek, muszę mieć cel…., tym celem jest Zabrze Helenka.

Ruszam jest ok. 13:30, nieco wcześniej niż pierwotnie zamierzałem, ale nie wiem co mnie czeka, może się skuszę na jazdę po lesie. Kilka minut jazdy i już wiem, że mogę spokojnie przejechać szosami, tyle, że tymi głównymi, boczne są niewyraźne, sporo śniegu, błota i innych artefaktów.

Jakimś cudem główne drogi są prawie czarne, jedzie się przyjemnie chwilami można przycisnąć, można pogonić, niestety tylko czasami, paskudnie silny zbokuwind utrudnia przejażdżkę.

Mijam kolejne śląskie dzielnice miast: Piotrowice, Ligotę, Panewniki, Kochłowice, Wirek, Bielszowice, Kończyce, teraz zostało się przebić przez centrum Zabrza, a w zasadzie dwa centra – Centrum Południe i Centrum Północ. Udaje się bez większych ekscesów, docieram do rowerówki prowadzącej do Rokitnicy, początkowo cieszę się, że w końcu zjeżdżam z szosy, jednak niedługo trwa moja radość.

Rowerówka jest w opłakanym stanie, jak okiem sięgnąć wszędzie pokryta jest kilkucentymetrowym śniegiem, pod którym wyczuwam coś…, coś co chrupie pod kołami moego pojazdu…, jestem zmuszony zwolnić, dojeżdżając do rondka tuż przed Rokitnicą zdejmuję okulary (wyjątkowo je założyłem), pomimo tego, że jest jasno, nie widzę szlaku, okazuje się iż zjechałem mocno w bok i niewiele brakowało a stoczyłbym się ze skarpy, której nie widziałem z binoklami na oczach…

Szczęśliwie do kresu podróży zostały już tylko trzy, może cztery kilometry, niemniej przedzieranie się lodołamaczem przez morze śniegu zajmuje mi więcej czasu niż pierwotnie myślałem.

W końcu jednak docieram do ciepłej przystani na Helence, witam się z przyjaciółmi i z nowym lokatorem z piękną Bajeczką (w końcu muszę umieścić jej zdjęcie, jak tylko odzyskam kart pamięci).

Pomimo ciężkich warunków dobrze się jechało, może ze względu na to, że to Sobota, że taka pogoda i niewielu ludziom chciało się wyjść z ciepłych zakamarków swoich mieszkań….



Fotka archiwalna..., z początku zeszłego roku
zakręcona fota - archiwalna © amiga

Komentarze (2)

Marusia Tu się z tobą całkowicie zgadzam.....gdyby nie kilka takich przygód w grudniu pewnie dalej bym pomykał na rowerze po śniegu...

Ps. Dzięki

amiga 07:44 poniedziałek, 21 stycznia 2013

Czasem (a może przede wszystkim) bardziej od warunków pogodowych do jazdy zniechęcają inni użytkownicy dróg. Ładna ta "zakręcona fota".

Pozdrawiam.

marusia 13:10 piątek, 18 stycznia 2013
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa yluzl

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]