Skrzyczne :) z Darkiem
Piątek, 27 lipca 2018
· Komentarze(1)
Kategoria do 68km, Spotkania Bikestats-owe, tam i z powrotem, W towarzystwie
Piątek wyszedł trochę z zaskoczenia, wycieczka praktycznie nieplanowana. Po prostu pomysł urodził się dzień przed, na dokładkę pewności nie było czy dojdzie do jego realizacji. Prognozy pogody straszyły od kilku dni. Zresztą wyjeżdżając z Katowic meteo mówi o burzach w okolicach godziny 11.
W Szczyrku jestem sporo przed zakładaną godziną spotkania, wyjechałem za wcześnie, ale... na miejscu trochę spaceruję, odwiedzam znajome okolice. W końcu jednak pora się przygotować, postanawiam zrobić małą rundkę zanim Darek przyjedzie.
Obieram coś prostego, przynajmniej tak mi się wydaje, spacerując widziałem informację o sanktuarium w pobliżu, 2 km od głównej trasy nie brzmi jakoś strasznie, wygląda że całość będzie asfaltem. Ruszam. Początkowo droga jest dość przyjemna, jednak po kilkuset metrach nachylenie rośnie i rośnie... Jest stromo, jazda jest bardzo wolna. Jak na rozgrzewkę to chyba przegiąłem, ale jak jadę to muszę dojechać.
Grzyby rosną :) © amiga
Kręcę powoli, obserwując licznik, zmieniają się kolejne przejechane metry, jeszcze tylko 1000m, 800, 500, 100 i sanktuarium nie ma, była jakaś inna droga? Nie zauważyłem. Jadę dalej, po kolejnych 250m wyłania się wieża kościelna. A więc jednak, dojechałem.Kilka szybkich zdjęć i dzwoni Darek, jest już na miejscu. Zjazd szybki, trwa ledwie kilka minut ;)
W drodze do Sanktuarium Matki Bożej Królowej Polski w Szczyrku © amiga
Sanktuarium Matki Bożej Królowej Polski w Szczyrku © amiga
Wewnątrz sanktuarium © amiga
Kapliczka i Źródełko © amiga
Rura, kran? Jakie źródełko? © amiga
Witamy się na parkingu i... po kilkunastu minutach ruszamy, plan to Skrzyczne. Niby niedaleko, niby cały dystans to ledwie 40 km, ale w górach to trochę inaczej się liczny, obstawiamy 4 godziny. Aż do Lipowej rowery gnają, 10 km minęło tak, że nawet nie zauważyliśmy. Tyle, że zaczyna się podjazd, wpierw asfalt, widać, że nowy, zastanawiam się gdzie prowadzi, bo wije się po stokach, domów nie ma, po coś jednak powstał. Chyba, że to z nadwyżki ;)
W Dolinie Zimnika © amiga
Lekki podjazd był © amiga
Taką drogą jedziemy jeszcze przynajmniej kilkadziesiąt minut, co prawda nachylenie się zmienia, jednak po asfalcie jazda pod górkę jest dość przyjemna. W końcu jednak to co dobre kończy się, zaczyna się szutr, kamienie, nachylenie dalej rośnie, już nie jedziemy po 20 km/h, kulamy się może 8-9. Za każdym zakrętem liczymy na jakieś wypłaszczenie, na chwilę odpoczynku, ale nie, szlak konsekwentnie pnie się pod górę. Ani minuty odpoczynku. Ubrania mokre od potu...
Widok na góry © amiga
Niestety zmienia się też powoli pogoda, gdy ruszaliśmy, żar lał się z nieba, chmur bylo niewiele, teraz jednak znika coraz częściej słońce. Zrywa się wiatr....
Nie ma asfaltu ;) © amiga
Widoki piękne... © amiga
Coraz bardziej stromo © amiga
Droga wije się momentami © amiga
Docieramy do miejsca gdzie ślad każe nam wjechać na szlak pieszy, wjeżdżamy, a raczej wchodzimy, wydaje nam się, że prowadzenie roweru zajmie nam góra kilka minut, że to może 100-200 m. Ale... mylimy się, Nachylenie jest już konkretne, spore kamienie, Próbujemy podchodzić, bo o jeździe nie ma mowy. Podejście wykańcza, pokonujemy może 10-20 m w ciągu minuty. Na więcej nie ma szans. Po długim spacerze farmera dochodzimy do jakiejś drogi, kawałek nią jedziemy, ale ostatnie 50 m znowu z rowerami pod pachą przedzieramy się przez wąską ścieżkę pomiędzy drzewami. Pierwsza myśl, to przygotowania do Tropiciela ;)
Luźne kamienie na pieszym szlaku... © amiga
Widoki z Pieszego szlaku na Skrzyczne © amiga
W oddali widać Żywiec © amiga
Chmury trochę straszą © amiga
Na szczycie marzymy o czymś mokrym do picia, jest na szczęście schronisko, kupujemy piwa, Żywiec rządzi... szczególnie ten 0.0 ;)
Wypijamy po 2... elektrolity uzupełnione. Pora jednak wracać do Szczyrku, w oddali słychać grzmoty, niebo powoli robi się czarne. Wsiadamy na rowery i ruszamy. Zaczyna kropić.
Pora relaksu ;) © amiga
Schronisko pełne © amiga
Rowery czekają © amiga
A może w dół wyciągiem? ;) © amiga
Nie tędzy droga © amiga
Wiatr coraz bardziej się wzmaga, jazda po mikrych kamieniach nie dla mnie, zresztą po kilku glebach, złamaniach i zwichnięciach, psychika nie pozwala mi na wiele. Wolę poprowadzić rower niż na nim jechać.
Zaczyna solidnie lać, docieramy do jakiegoś miejsca postojowego, Zaglądamy na radary, nie wygląda to dobrze, opady na około godzinę. Strasznie wieje. Postanawiamy jechać dalej. Im szybciej do dotrzemy do mety tym lepiej. Gdzieś za Malinowską skałą, deszcz znika, wiatr ustaje. Nie widać by coś tutaj padało. Tyle, że znowu robi się duszno...
Przeczekamy deszcz? © amiga
Darek na Malinowskiej Skale 1152 m.n.p.m © amiga
Uwielbiam takie widoki © amiga
Podjazdy już nie są zbyt strome, jest ich też niewiele, głównie mamy zjazd. Zła pogoda za nami. Docieramy do Białego Krzyża, jest asfalt, zjeżdżamy do Szczyrku. Tyle, że drogi są znowu mokre, chwilę temu musiało solidnie lać. Parking osiągnięty, pora się przebrać, pora coś zjeść. Obiad okazuje się na tyle duży, że nie dojadamy.. Szok.
W drodze na Biały Krzyż © amiga
Zmęczony, ale szczęśliwy © amiga
Do domu jestem późnym wieczorem, zmęczony, ale szczęśliwy :) To był dobry dzień, nieźle wykorzystany. Szkoda tylko, że weekend zapowiada mi się bez roweru :(
W Szczyrku jestem sporo przed zakładaną godziną spotkania, wyjechałem za wcześnie, ale... na miejscu trochę spaceruję, odwiedzam znajome okolice. W końcu jednak pora się przygotować, postanawiam zrobić małą rundkę zanim Darek przyjedzie.
Obieram coś prostego, przynajmniej tak mi się wydaje, spacerując widziałem informację o sanktuarium w pobliżu, 2 km od głównej trasy nie brzmi jakoś strasznie, wygląda że całość będzie asfaltem. Ruszam. Początkowo droga jest dość przyjemna, jednak po kilkuset metrach nachylenie rośnie i rośnie... Jest stromo, jazda jest bardzo wolna. Jak na rozgrzewkę to chyba przegiąłem, ale jak jadę to muszę dojechać.
Grzyby rosną :) © amiga
Kręcę powoli, obserwując licznik, zmieniają się kolejne przejechane metry, jeszcze tylko 1000m, 800, 500, 100 i sanktuarium nie ma, była jakaś inna droga? Nie zauważyłem. Jadę dalej, po kolejnych 250m wyłania się wieża kościelna. A więc jednak, dojechałem.Kilka szybkich zdjęć i dzwoni Darek, jest już na miejscu. Zjazd szybki, trwa ledwie kilka minut ;)
W drodze do Sanktuarium Matki Bożej Królowej Polski w Szczyrku © amiga
Sanktuarium Matki Bożej Królowej Polski w Szczyrku © amiga
Wewnątrz sanktuarium © amiga
Kapliczka i Źródełko © amiga
Rura, kran? Jakie źródełko? © amiga
Witamy się na parkingu i... po kilkunastu minutach ruszamy, plan to Skrzyczne. Niby niedaleko, niby cały dystans to ledwie 40 km, ale w górach to trochę inaczej się liczny, obstawiamy 4 godziny. Aż do Lipowej rowery gnają, 10 km minęło tak, że nawet nie zauważyliśmy. Tyle, że zaczyna się podjazd, wpierw asfalt, widać, że nowy, zastanawiam się gdzie prowadzi, bo wije się po stokach, domów nie ma, po coś jednak powstał. Chyba, że to z nadwyżki ;)
W Dolinie Zimnika © amiga
Lekki podjazd był © amiga
Taką drogą jedziemy jeszcze przynajmniej kilkadziesiąt minut, co prawda nachylenie się zmienia, jednak po asfalcie jazda pod górkę jest dość przyjemna. W końcu jednak to co dobre kończy się, zaczyna się szutr, kamienie, nachylenie dalej rośnie, już nie jedziemy po 20 km/h, kulamy się może 8-9. Za każdym zakrętem liczymy na jakieś wypłaszczenie, na chwilę odpoczynku, ale nie, szlak konsekwentnie pnie się pod górę. Ani minuty odpoczynku. Ubrania mokre od potu...
Widok na góry © amiga
Niestety zmienia się też powoli pogoda, gdy ruszaliśmy, żar lał się z nieba, chmur bylo niewiele, teraz jednak znika coraz częściej słońce. Zrywa się wiatr....
Nie ma asfaltu ;) © amiga
Widoki piękne... © amiga
Coraz bardziej stromo © amiga
Droga wije się momentami © amiga
Docieramy do miejsca gdzie ślad każe nam wjechać na szlak pieszy, wjeżdżamy, a raczej wchodzimy, wydaje nam się, że prowadzenie roweru zajmie nam góra kilka minut, że to może 100-200 m. Ale... mylimy się, Nachylenie jest już konkretne, spore kamienie, Próbujemy podchodzić, bo o jeździe nie ma mowy. Podejście wykańcza, pokonujemy może 10-20 m w ciągu minuty. Na więcej nie ma szans. Po długim spacerze farmera dochodzimy do jakiejś drogi, kawałek nią jedziemy, ale ostatnie 50 m znowu z rowerami pod pachą przedzieramy się przez wąską ścieżkę pomiędzy drzewami. Pierwsza myśl, to przygotowania do Tropiciela ;)
Luźne kamienie na pieszym szlaku... © amiga
Widoki z Pieszego szlaku na Skrzyczne © amiga
W oddali widać Żywiec © amiga
Chmury trochę straszą © amiga
Na szczycie marzymy o czymś mokrym do picia, jest na szczęście schronisko, kupujemy piwa, Żywiec rządzi... szczególnie ten 0.0 ;)
Wypijamy po 2... elektrolity uzupełnione. Pora jednak wracać do Szczyrku, w oddali słychać grzmoty, niebo powoli robi się czarne. Wsiadamy na rowery i ruszamy. Zaczyna kropić.
Pora relaksu ;) © amiga
Schronisko pełne © amiga
Rowery czekają © amiga
A może w dół wyciągiem? ;) © amiga
Nie tędzy droga © amiga
Wiatr coraz bardziej się wzmaga, jazda po mikrych kamieniach nie dla mnie, zresztą po kilku glebach, złamaniach i zwichnięciach, psychika nie pozwala mi na wiele. Wolę poprowadzić rower niż na nim jechać.
Zaczyna solidnie lać, docieramy do jakiegoś miejsca postojowego, Zaglądamy na radary, nie wygląda to dobrze, opady na około godzinę. Strasznie wieje. Postanawiamy jechać dalej. Im szybciej do dotrzemy do mety tym lepiej. Gdzieś za Malinowską skałą, deszcz znika, wiatr ustaje. Nie widać by coś tutaj padało. Tyle, że znowu robi się duszno...
Przeczekamy deszcz? © amiga
Darek na Malinowskiej Skale 1152 m.n.p.m © amiga
Uwielbiam takie widoki © amiga
Podjazdy już nie są zbyt strome, jest ich też niewiele, głównie mamy zjazd. Zła pogoda za nami. Docieramy do Białego Krzyża, jest asfalt, zjeżdżamy do Szczyrku. Tyle, że drogi są znowu mokre, chwilę temu musiało solidnie lać. Parking osiągnięty, pora się przebrać, pora coś zjeść. Obiad okazuje się na tyle duży, że nie dojadamy.. Szok.
W drodze na Biały Krzyż © amiga
Zmęczony, ale szczęśliwy © amiga
Do domu jestem późnym wieczorem, zmęczony, ale szczęśliwy :) To był dobry dzień, nieźle wykorzystany. Szkoda tylko, że weekend zapowiada mi się bez roweru :(