Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:25085.92 km (w terenie 6008.46 km; 23.95%)
Czas w ruchu:1471:29
Średnia prędkość:17.05 km/h
Maksymalna prędkość:64.91 km/h
Suma podjazdów:154398 m
Maks. tętno maksymalne:240 (130 %)
Maks. tętno średnie:156 (84 %)
Suma kalorii:1058920 kcal
Liczba aktywności:339
Średnio na aktywność:74.00 km i 4h 20m
Więcej statystyk

Spotkanie Integracyjne Zakopane 2017 dzień 4

Niedziela, 4 czerwca 2017 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Kończy się spotkanie integracyjne, 10 rowerzystów szykuje się do powrotu na Śląsk, prognozy trochę straszą, jest coś o opadach, burzach gdzieś po 14 może 15... 
Plan A to jak się uda to dojechać do Gliwic, plan B do Żywca i wpakować się do pociągu.... 
O 9:00 z Darkiem, Marcinem, już czekamy na resztę rowerzystów... czas ucieka. Dopiero 40 minut później jesteśmy w komplecie... Możemy ruszyć... Początek to przebijanie się przez Zakopane... miasto totalnie niedrożne... to jeden z tych powodów dla których nie wracam tutaj z przyjemnością... W Katowicach mamy chyba mniejsze problemy z samochodami... ale cóż... może ktoś kiedyś się obudzi... i wywali samochody z miasta, zastępując je komunikacją miejską, z autobusami, tramwajami, czymkolwiek co 10 minut... A samochody niech stoją na obrzeżach miasta. 

Zakopane trochę zakorkowane
Zakopane trochę zakorkowane © amiga
Wracamy mniej więcej tym samym szlakiem którym przyjechaliśmy, przez Kościelisko, droga tam jest zdecydowanie bardziej przyjazna rowerzystom, za to ten wiatr w twarz... 
Po wczorajszej wycieczce górskiej czuję solidne zakwasy, przez jakiś czas odmawiam zdrowaśki by jakoś dać radę, by przestało boleć... chodzić nie potrafię, za to jazda jakoś idzie... 
Na szczęście kierunek Kościelisko to dobra opcja
Na szczęście kierunek Kościelisko to dobra opcja © amiga
Kilkoro nas jest
Kilkoro nas jest © amiga
Co jakiś czas spoglądam na licznik, miejscami pędzimy po 40 km/h, tylko pierwsza górka była naprawdę Ciężka... dalej jest lepiej, prawie cały czas z górki, aż do Namestova... 
Na rowerówce tej prowadzącej do Trestiny mało nie urywa nam głów... nie da się "normalnie" jechać, niby z górki, ale bez pedałowania rowery nie chcą jechać... robimy kilka krótkich przerw. 
To chyba będzie moja ulubiona DDRka
To chyba będzie moja ulubiona DDRka © amiga
Ciekawe ile czasu zajęło przygotowanie tej rowerówki
Ciekawe ile czasu zajęło przygotowanie tej rowerówki © amiga
Przerwa w wiacie
Przerwa w wiacie © amiga
Gdzieś nam zniknęło kilka osób
Gdzieś nam zniknęło kilka osób © amiga
Ach te widoczki
Ach te widoczki © amiga
Będziemy mieli fotę ;)
Będziemy mieli fotę ;) © amiga
Dopiero minąwszy tamę na Oravicy gdy obracamy się nieco na północ, wiatr jakby nas zaczął wspomagać, a przynajmniej nie przeszkadza. kilka górek... i kolejna przerwa, tym razem w Namestovie... Pozostało tylko 20 km podjazdu... tyle, że i on zaskakuje, o ile od Żywca na przełęcz Glinne to walka ze sobą, cały czas podjazd bez chwili oddechu, z potworem na końcu, tak od strony Słowackiej, nachylenie jest zmienne, sporo łagodniejsze niż po polskiej stronie, mało tego, po 500m podjazdu pojawia się zawsze krótki zjazd, jest chwila na odpoczynek przed kolejnym podjazdem.. 
Szybki przejazd przez tamę
Szybki przejazd przez tamę © amiga
Trochę cienia
Trochę cienia © amiga
Znowu w Namestovie
Znowu w Namestovie © amiga
A niby miało być cały czas pod górkę
A niby miało być cały czas pod górkę © amiga
W połowie górki ;)
W połowie górki ;) © amiga

Wracamy do Polski
Wracamy do Polski © amiga
Gdy docieramy do granicy, decydujemy się na krótki postój i zakup serków ;)... Teraz trzeba zjechać, 20 km w dół... tyle, że w Korbielowie odłącza się od nas kilka osób, wsiadają do samochodów i kończą wycieczkę. Reszta jedzie dalej do Żywca... 
Na zjeździe do Żywca - szok że to podjechaliśmy
Na zjeździe do Żywca - szok że to podjechaliśmy © amiga
Gdy docieramy do centru, sprawdzamy radary, rozkład PKP i zapada decyzja... kończymy trasę w Żywcu... po pierwsze zmęczenie po 3 intensywnych dniach, po drugie idzie na nas ulewa... zresztą znajomi już informują, że w Czechowicach-Dziedzicach leje... 
Postanawiamy kupić bilety i coś zjeść...
Lubię takie mosty
Lubię takie mosty © amiga
Chyba pora coś zjeść
Chyba pora coś zjeść © amiga
W między czasie Witek i Sławek jednak postanawiają dojechać do Gliwic, chcą powalczyć z żywiołami... około 16 żegnamy się... wsiadamy do pociągu i... jadąc przez Łodygowice widzimy, że za oknem leje... oj... 
Dworzec PKP w Żywcu
Dworzec PKP w Żywcu © amiga
Wsiąść do pociągu
Wsiąść do pociągu © amiga
Rowery na wieszaki?
Rowery na wieszaki? © amiga
Trasa mija dość szybko, wysiadam najwcześniej bo w Katowicach-Piotrowicach, do domu mam 1,5 km. reszta ekipy jedzie do centrum Katowic by tam się przesiąść na pociąg do Gliwic.. Krótkie pożegnanie i jadę do domu...
Nieco później dostaję informację, że wszyscy w domach, wszyscy poza Sławkiem i Witkiem... Ten pierwszy dotarł do Żor, stwierdził, że nie ma sensu dalej walczyć z wiatrem, z ulewą... wezwał samochód... Witek jednak jedzie dalej... informacja, że jest bezpieczny dociera dopiero około 23:30... zaliczył całe 200 km... 

To było 4 bardzo intensywne dni... spotkanie integracyjne rewelacyjne, tyle, że standardowo najbardziej zadowoleni byli rowerzyści... :)
Z każdym rokiem trasa się wydłuża, 3 lata temu był Siewierz, 70 km na rowerze i około 30 osób wydawało się wyzwaniem nie do ogarnięcia, 2 lata temu, Wisła... około 90 km... 45 osób..., rok temu ponownie Wisła ale trasa dłuższa ponad 100km... 57 osób, w tym roku Zakopane 200km w 2 dni ponad 60 rowerzystów, strach pomyśleć co będzie za rok... 300km i 100 osób? ;)

Etisoftowe spotkanie integracyjne Zakopane 2017 dzień 3

Sobota, 3 czerwca 2017 · Komentarze(9)
Uczestnicy
Dzisiejszy dzień zapowiada się bezrowerowo, mimo tego cieszę się, zaplanowaną mamy wycieczkę górską, począwszy od Kasprowego Wierchu, aż po Giewont. Niby trasa niezbyt długa, ale w końcu to góry, jako, że miasta typu Wisła, Zakopane, Szczyrk, czy prawie dowolne inne kojarzą mi się z jarmarkiem, uciekam z takich miejsc, co najwyżej uważam, że służą jako punkty wyjściowe do czegokolwiek, to tak samo do tej pory traktowałem Tatry, unikałem ich jak ognia, ale, że firma zorganizowała nam wycieczkę górską, to trzeba z tego skorzystać, z 3 wariantów wybrałem podobno ten najtrudniejszy ;)

Z rana zrywamy się dość wcześnie, już o 9:20 jedziemy pod kolejkę na Kasprowy Wierch, szybki wjazd i... tracimy dobre 40 minut czekając na resztę wycieczkowiczów... ech... Nie zazdroszczę przewodnikowi, my mieliśmy podobne problemy w ostatnich 2 dniach... dzisiaj to On musi walczyć by wszyscy wyszli, trzymali się w kupie i najlepiej gdyby wrócili w jednym kawałku do Hotelu.... 

Widoki z góry niesamowite... ale już wiem, że mam ze sobą za mało picia, udaje się kupić coś w stacji kolejki, ceny zabijają... ale cóż... mogłem pójść na zakupy w dolinie.... Moja wina, woja wina... ;)

Gdy już ruszyliśmy okazało się, że szlak jest zupełnie inny niż to co mam w Beskidach, ścieżki wąskie, miejscami niebezpieczne, strome wejścia, zejścia... za to widoki.... Podobnie jak wczoraj są Ochy i Achy... 

Zaliczam więc Kasprowy Wierch, Goryczkowy Wierch, Goryczkową Czubę, Suche Czuby, Suchy Wierch, Kondratową Kopę (pierwszy raz jestem an wysokości >2000m) i na Koniec Wielki Giewont... Psychika lekko szwankuje, łażenie po skałach trzymając się kurczowo łańcuchów to nie mój ulubiony sport... 

Kilka minut na szczycie i pora zejść...

Poniżej kilka zdjęć z wycieczki

Bilet na kolejkę
Bilet na kolejkę © amiga

Widok z Kasprowego Wierchu
Widok z Kasprowego Wierchu © amiga
Piękna szeroka droga, ale coś czuję, że nie nią pójdziemy dalej
Piękna szeroka droga, ale coś czuję, że nie nią pójdziemy dalej © amiga
Te widoki w Tatrach
Te widoki w Tatrach © amiga
By to zobaczyć trzeba trochę się pomęczyć
By to zobaczyć trzeba trochę się pomęczyć © amiga
Na szczycie Kasprowego
Na szczycie Kasprowego © amiga
Widać miejsce docelowe naszej wycieczki, niby blisko, a jednak daleko
Widać miejsce docelowe naszej wycieczki, niby blisko, a jednak daleko © amiga
Jakimś cudem ocalał
Jakimś cudem ocalał © amiga

Uwielbiam takie widoki
Uwielbiam takie widoki © amiga
Gdzieś tam w dole jest Zakopane
Gdzieś tam w dole jest Zakopane © amiga
Słuchając bajania przewodnika
Słuchając bajania przewodnika © amiga
Piękna okolica
Piękna okolica © amiga
Idealna pogoda
Idealna pogoda © amiga

Przerwa przed podejściem
Przerwa przed podejściem © amiga
Znowu pod górkę
Znowu pod górkę © amiga
Znajdź kozicę ;)
Znajdź kozicę ;) © amiga
Stamtąd idziemy
Stamtąd idziemy © amiga
Wiatr trochę dalej popalić
Wiatr trochę dalej popalić © amiga
Piękny szlak, chociaż miejscami niebezpieczny
Piękny szlak, chociaż miejscami niebezpieczny © amiga
Giewont coraz bliżej
Giewont coraz bliżej © amiga
Oj będziemy pamiętać te zejścia
Oj będziemy pamiętać te zejścia © amiga
Pora na małą przerwę i kolejne opowiadanie
Pora na małą przerwę i kolejne opowiadanie © amiga
Piękny krajobraz
Piękny krajobraz © amiga
Śnieg miejscami jeszcze zalega
Śnieg miejscami jeszcze zalega © amiga
Dziwnie pusto na niektórych szlakach
Dziwnie pusto na niektórych szlakach © amiga
Darek na tle gór
Darek na tle gór © amiga
Wydaje się, że to już tak blisko
Wydaje się, że to już tak blisko © amiga
Kolejne zejście
Kolejne zejście © amiga
Giewont coraz bliżej
Giewont coraz bliżej © amiga
Na szczycie Giewontu
Na szczycie Giewontu © amiga
Prawie cała ekipa ;)
Prawie cała ekipa ;) © amiga
Zejście, wcale nie jest łatwiejsze
Zejście, wcale nie jest łatwiejsze © amiga
W końcu nikt nie mówił, że będzie łatwo
W końcu nikt nie mówił, że będzie łatwo © amiga

Etisoftowe spotkanie integracyjne Zakopane 2017 dzień 2

Piątek, 2 czerwca 2017 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Drugi dzień wyjazdu na spotkanie integracyjne, pobudka około 7, śniadanie, przygotowanie się, w między czasie dojeżdżają samochody z Gliwic z ekipą która dołącza się do nas dopiero dzisiaj.... 

W Korbielowie przed wyjazdem
W Korbielowie przed wyjazdem © amiga
Kawałek pod górkę
Kawałek pod górkę © amiga
Jeszcze kawałek
Jeszcze kawałek © amiga
Na granicy ze Słowacją
Na granicy ze Słowacją © amiga

Kilka minut po 10 ruszamy, już na dzień dobry 3 km podjazd na przełęcz Glinne, tam chwila przerwy, grypy się scaliły, 5 minut rozmowy i ruszamy. Moja grupa liczy 12 osób... ciekawe gdzie te 3 które miały z nami jechać, kilka razy nawołuję, ale nie ma ich... trudno, takie straty mogą być wliczone w operację ;) Dopiero później się dowiaduję, że kilka osób zmieniało grupy, jechało we własnym gronie.... masakra... nie lubię takich sytuacji, bo nikt nad tym nie panuje. 

Z górki na pazurki
Z górki na pazurki © amiga

20 km zjazd do Namestova.... coś pięknego, rowery pędzą przez Słowackie wioski, miasteczka, górskie klimaty, widoki... kilka razy zauważam, że miejscowi, a może turyści robią zdjęcia, czy może kręcą filmy komórkami z naszego przejazdu ;)

W Namestovie
W Namestovie © amiga

Plaża w Namestovie
Plaża w Namestovie © amiga

Na zjeździe robimy 2 krótkie przerwy, by się połączyć, pozbierać do kupy, i lecimy dalej. 
W Namestovie na parkingu czeka na nas wsparcie ;) 3 samochody, jest dostępna woda, można pójść na plażę się poopalać, wykąpać... 

W końcu ruszamy, teraz 6 może 7 km po nieco bardziej ruchliwej drodze. Zastanawiałem się czy da się wyeliminować ten odcinek, ale.... to nie ma większego sensu, zrobiłaby się wycieczka czysto górska, a my mamy się poruszać szosami... 
Na tamie w okolicach Tresteny
Na tamie w okolicach Tresteny © amiga
Na tamie
Na tamie © amiga
Gdy zjeżdżamy na tamie na zalewie Oravskim jest już spokojnie, samochody jadą raz na kilka minut, pojawiają się pierwsze górki,  niewielkie, krótkie ale jednak trzeba je pokonać.
Kleisty podjazd
Kleisty podjazd © amiga
12% podjazd
12% podjazd © amiga
Klejąca się droga do Tresteny
Klejąca się droga do Tresteny © amiga
Stamtąd przyjechaliśmy
Stamtąd przyjechaliśmy © amiga

Najbardziej wredny podjazd na 12%, na dokładkę Słowacy zwinęli na nim asfalt, w zamian pozostawiając lepiące się coś... rowery dziwnie mlaskały, rower się kleił do powierzchni... masakra... 


Wkrótce jednak osiągamy Trestenę, to tutaj zaczyna się nowiutki  szlak rowerowo-rolkowy prowadzący aż do Nowego Targu. 
Do granicy mamy całe 13 km, z takimi widokami.... co chwilę ktoś przystaje, lecą Ochy i Achy... powstaje masa zdjęć... Widać Tatry, wpierw Słowackie, później nasze, widać Giewont... 
Na rowerówce do Chochołowa
Na rowerówce do Chochołowa © amiga
W drodze, na szlaku rowerowo-rolkowym od Tresteny do Nowego Targu
W drodze, na szlaku rowerowo-rolkowym od Tresteny do Nowego Targu © amiga
Miejsce postojowe
Miejsce postojowe © amiga
Jedno z miejsc postojowych na rowerówce
Jedno z miejsc postojowych na rowerówce © amiga
W cieniu jednak jest przyjemnie
W cieniu jednak jest przyjemnie © amiga
Chyba najpiękniejsza, najbardziej widokowa rowerówka jaką jechałem
Chyba najpiękniejsza, najbardziej widokowa rowerówka jaką jechałem © amiga
Miejsce dla fotografów
Miejsce dla fotografów © amiga
Do Chochołowa już niedaleko
Do Chochołowa już niedaleko © amiga
Wspinaczka trwa około godzinę z 2 krótkimi 10 minutowymi przerwami, na uzupełnienie elektrolitów czy poziomu cukru... 

Tuż za granicą odbijamy na Chochołów, 3 km idealnego asfaltu..., na miejscu czeka na nas posiłek w Restauracji u Śliwy, wydaje mi się, że spotkały się wszystkie 4 grupy... 

Opalenizna na Aliena ;)
Opalenizna na Aliena ;) © amiga

Mija dobra godziny, gdy wychodzimy, jeszcze tylko wizyta w sklepie i możemy jechać do Zakopanego, przez Kościelisko, początkowo kilka osób narzeka, że stromy podjazd, ale nie jest długi a widoki rekompensują trudy... 

Nieco dalej od kościółka czeka na nas długi 5-6 km zjazd aż do centrum Zakopanego, rowery fruną, wszyscy zadowoleni... 

Jeden z ostatnich podjazdów w Kościelisku
Jeden z ostatnich podjazdów w Kościelisku © amiga
Spory odcinek z górki
Spory odcinek z górki © amiga

Bacówka tuż przed Zakopanem
Bacówka tuż przed Zakopanem © amiga
Przerwa na maślankę ;) wprost od bacy
Przerwa na maślankę ;) wprost od bacy © amiga

W Zakopanem pozostało tylko przebić się przez korki i dojechać do hotelu... jakieś 3 km dalej ;)

Ostania przerwa tuż przed hotelem
Ostania przerwa tuż przed hotelem © amiga

Pierwsza grupa dojechała przed 17, ostatnia około 18... Chyba nie było nikogo kto by marudził, kto by narzekał, komu by się nie podobała wycieczka.... 

Ostatni krótki postój tuż przed hotelem
Ostatni krótki postój tuż przed hotelem © amiga

Zaskoczeniem jest to, że im mamy dłuższą trasę do przejechanie tym więcej chętnych... jak kilka lat temu zaproponowaliśmy rowerowy wyjazd do Siewierza - około 70km to nazywano nas wariatami, tyle na rowerze się nie jeździ, a dzisiaj... 32 osoby zaliczyły 200 km w 2 dni, pozostałe 33 osoby 80 km po górach... Brawa dla wszystkich...
Pod Hotelem z Zakopanem
Pod Hotelem z Zakopanem © amiga
Widoki z hotelowego okna
Widoki z hotelowego okna © amiga

A i wspomnieć należy, że w Piątek była jeszcze jedna grupa, 2 osobowa, Mariusz i Mark, którzy pokonali całe 200 km w piątek, wyjeżdżając z Gliwic około 9:00 i dojeżdżając na miejsce przed 19...

Aż strach pomyśleć gdzie będzie kolejne spotkanie integracyjne... może nad morzem.... ;)



Etisoftowe spotkanie integracyjne Zakopane 2017 dzień 1

Czwartek, 1 czerwca 2017 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Od ponad pół roku przygotowujemy się z Darkiem na ten dzień, na firmowy wyjazd rowerowy do Zakopanego. Trasa podzielona na 2 dni, pierwsza, dzisiejsza część to około 120 km, jutro nieco mniej 80. 

Rano przed wyjazdem jeszcze pakuję kilka rzeczy o których zapomniałem zabierając dzień wcześniej sakwy z domu. Z wypchanym plecakiem jadę do firmy, zależy mi nieco na czasie, chciałbym być w okolicach ósmej... 
Drogi puste, dość ciepło, tyle, że wiatr w twarz.... teraz to przeszkadza, ale gdy będziemy jechać o 9 w kierunku Pszczyny i później Żywca, będzie wspomaganie.

W firmie jestem około 8:15, mam trochę czasy na przepakowanie się, przywitanie.

Kilka minut przed 9 krótka odprawa, sprawdzamy listę obecności, wydaje się, że są wszyscy, Oczywiście do samego końca lista uczestników była modyfikowana. Z trasą do Korbielowa zmierzą się 32 osóby, podzieleni jesteśmy na 3 grupy.

Trzeba jakoś wyjechać z Gliwic
Trzeba jakoś wyjechać z Gliwic © amiga
Drogi w kierunku Gierałtowic
Drogi w kierunku Gierałtowic © amiga

Prowadzę grupę A, grupa P wyjeżdża jako pierwsza, chwilę później rusza grupa B... 
Wyjazd z Gliwic standardowo nastręcza najwięcej problemów, pojawia się krótki odcinek szutrowy, pojawiają się też pierwsze problemy, Maćkowi spadł plecak zamocowany na bagażniku.  2 minuty później ruszamy w dalszą trasę.

Początek po rowerówce w Bojkowie, dalej szosy nieco bardziej ruchliwe, ale opcja uniknięcia ich znacznie by nam wydłużyła trasę. Pojawiają się pierwsze podjazdy. Do Ornontowic jest docieramy w przyzwoitym czasie, dopiero tam odbijamy na nieco bardziej boczne warianty. Osiągamy Orzesze, tutaj standardowo kilka niewielkich wzniesień. Na odcinku około 2 km korzystamy z nieco bardziej ruchliwego odcinka trasy.

Spotkanie 2 grup w Orzeszu
Spotkanie 2 grup w Orzeszu © amiga
Czyżby awaria?
Czyżby awaria? © amiga
Kilku nas jest
Kilku nas jest © amiga
Asfalt leśny ;)
Asfalt leśny ;) © amiga

Za Orzeszem-Zgoniem wjeżdżamy an leśne szutry, o tym odcinku informowaliśmy wcześniej, aż do Kobióra jedziemy lasami, na bardzo wąskich kołach jazda sprawia kilku osobom problemy, chyba najbardziej denerwują fragmenty gdzie pojawia się tłuczeń.

W Kobiórze odbieramy jeszcze jednego uczestnika wycieczki, i kierujemy się na Pszczynę, przez Piasek, kolejne kilka km szutrów... 

W Piasku przy sklepie pierwsza przerwa, 15 minut odpoczynku, krótkie zakupy i jedziemy na Pszczynę, przejeżdżamy przez park przypałacowy, pomimo tego, że planowaliśmy krótką przerwę na rynku nikt nie chciał się zatrzymać... ;) cóż jedziemy na tamę w Goczałkowicach. 
Szutry gdzieś przed Piaskiem
Szutry gdzieś przed Piaskiem © amiga
Jak ja nie lubię tych płyt
Jak ja nie lubię tych płyt © amiga
Przy pałacu w Pszczynie
Przy pałacu w Pszczynie © amiga

Pojawia się kolejny lekko terenowy fragment drogi, remont niestety nie skończył się na czas, dobrze, że nie ma robotników i ciężkiego sprzętu... udaje się więc dotrzeć na tamę....
Remonty w okolicach Goczałkowic
Remonty w okolicach Goczałkowic © amiga
Krótka przerwa na Tamie
Krótka przerwa na Tamie © amiga
Na tamie w Goczałkowicach
Na tamie w Goczałkowicach © amiga

Druga przerwa... tym razem na podziwianie śląskiego morza.. ;) silny wiatr robi swoje, zalew wygląda pięknie... 

Cóż.... pora ruszyć dalej, za nami dopiero połowa trasy, przejeżdżamy całą długość tamy, wyjeżdżamy na asfalt po drugiej stronie, jest nieco zniszczony i trzeba uważać, ale to dzisiaj ostatni taki fragment, reszta trasy to tyko asfaltowe ścieżki ;)

Do końca dzisiejszej wycieczki są już tylko szosy
Do końca dzisiejszej wycieczki są już tylko szosy © amiga
Bielsko-Biała wita podjazdem ;)
Bielsko-Biała wita podjazdem ;) © amiga

Do Bielska dojeżdżamy w niezłym czasie, tutaj mała niespodzianka, pojawiają się pierwsze nieco bardziej strome wzniesienia, pierwsze konkretniejsze podjazdy, ale na ich szczycie widoki zapierają dech... 

Firmowe wsparcie na trasie ;)
Firmowe wsparcie na trasie ;) © amiga
Dobrze, że to krótki odcinek
Dobrze, że to krótki odcinek © amiga

Same Bielsko przy planowaniu trasy sprawiło nam chyba największy problem, jak przeprowadzić tak liczną grupę rowerzystów przez ruchliwe miasto. Ale poza krótkim epizodem gdzie trzeba było przeciąć nieco bardziej ruchliwą szosę reszta nie sprawiła problemów... 

Tuż za Bielskiem czeka na nas posiłek, docieramy na miejsce o czasie jest kilka minut po 14, mamy godzinę odpoczynku :) 

Pora coś zjeść - Karczma Stajnia - zdecydowanie godna polecenia
Pora coś zjeść - Karczma Stajnia - zdecydowanie godna polecenia © amiga
Przerwa obiadowa
Przerwa obiadowa © amiga

Żurek niesamowity, pierogów cała kopa, może nawet za dużo tego jedzenia... 

W końcu ruszamy... na dzień dobry czeka na nas podjazd w Wilkowicach, a chwilę później długi zjazd prawie do Żywca... warto było się pomęczyć te 2 km... 

Na podjeździe w Wilkowicach
Na podjeździe w Wilkowicach © amiga
Dzień dobry ;)
Dzień dobry ;) © amiga
Zjazd w okolicach Łodygowic
Zjazd w okolicach Łodygowic © amiga

Widać jednak już pierwsze oznaki zmęczenia, a wiemy, że czeka nas jeszcze jeden podjazd i to długi....
W Żywcu przy sklepie krótki postój, trzeba uzupełnić bidony przed 15 km górką.... Zaczyna się więc zabawa, powili piłujemy pod górkę... Na początku w zasadzie aż do Jeleśni nachylenie nie jest specjalnie wielki....
Dopiero za Jeleśnią trzeba się nieco bardziej spiąć, nie spieszy nam się, ważne by wszyscy dotarli do hotelu... 

Gdzieś przed Żywcem
Gdzieś przed Żywcem © amiga
Miasto korkuje się
Miasto korkuje się © amiga
W centrum Żywca
W centrum Żywca © amiga
Krótka przerwa
Krótka przerwa © amiga
Niby niewielkie nachylenie, tyle, że tego jest 15 km
Niby niewielkie nachylenie, tyle, że tego jest 15 km © amiga

Mijają nas samochody wsparcia, pozdrawiamy ich, oni nas... 

Do Hotelu docieramy około 18... może trochę później... w końcu możemy odetchnąć. 

Coraz bliżej Hotelu
Coraz bliżej Hotelu © amiga
Ostatni podjazd ;)
Ostatni podjazd ;) © amiga
Komitet powitalny
Komitet powitalny © amiga

Dzisiaj był trudniejszy odcinek, z większymi przewyższeniami, większą odległością, ale wszyscy dotarli bezpiecznie... After party trwało do północy, gdy dotarła do nas silna ekipa z Warszawy... 

Jutro około 9 przyjedzie kolejne 30 osób z którymi wspólnie pojedziemy do Zakopanego... 

To był dobrze wykorzystany dzień... 

Testując trasę z Goczałkowic do Żywca

Niedziela, 28 maja 2017 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Niedziela to ostatni dzwon by sprawdzić trasę do Zakopanego, w zasadzie ostatni odcinek, nieprzetestowany wcześniej. Kilka lat temu gdy z Darkiem jechaliśmy do Żywca trasę układaliśmy w trakcie, teraz, jest inaczej, za kilka dni będziemy prowadzić kilkadziesiąt osób.

Około 9:05 ruszamy w trójkę, Darek, Waldek i ja. Tama w Goczałkowicach zaliczona, zjazd z jej połowy także ;), droga przyzwoitej jakości, masa asfaltu, niewielki ruch, jednak na niektórych fragmentach mamy obiekcje, co co ruchu. Dzisiaj jest niedziela, a co będzie w dzień powszedni? W czwartek?

O poranku na Tamie w Goczałkowicach
O poranku na Tamie w Goczałkowicach © amiga
Pięknie jest :)
Pięknie jest :) © amiga
No to teraz w dół
No to teraz w dół © amiga
Na zjeździe
Na zjeździe © amiga
Od jakiegoś czasu mamy naszkicowany jeden wariant, na szczęście Darek zdążył przygotować inny na powrót, jadąc tam i z powrotem będzie okazja sprawdzić inną możliwość. Najbardziej obawiamy się przejazdy przez Bielsko, niełatwo jest przejechać bezpiecznie przez miasto gdy dookoła są góry, niewiele alternatyw... i oczywiście nie znamy za dobrze miasta ;), bo najczęściej się przez nie przejeżdża, bądź trafia w określoną lokalizację i tyle...  Przez jakiś czas ślad prowadzi nas po trasie 52.... dzisiaj jest jeszcze jako tako, ale w tygodniu nie chcę myśleć co tutaj będzie, jesteśmy zgodni, ten fragment musi być zmieniony... 
Góry coraz bliżej
Góry coraz bliżej © amiga
Docieramy do Karczmy Stara Szmergielnia, jest jeszcze zamknięta, zaskakuje nas informacja, że w tygodniu otwierają o 15... to niedobrze, jeżeli planujemy dotrzeć na obiad około 14... W niedzielę otwierają o 12... nie będziemy czekać... trudno, wracając zahaczymy o to miejsce jeszcze raz. 
Stara Szmergielnia
Stara Szmergielnia © amiga
Hotel Stara Szmergielnia
Hotel Stara Szmergielnia © amiga
Pora zabrać się za długi podjazd na Wilkowice, w mojej pamięci został zapamiętany jako wyjątkowo długi, ale okazuje się, że nie jest to prawdą, kończy się dość szybko... to dobrze... za to później.... do Łodygowic po prostu się frunie na rowerze... warto było pojechać te kilak metrów :)
Na małym podjeździe
Na małym podjeździe © amiga
Jeszcze pod górkę
Jeszcze pod górkę © amiga
Trochę po 12 docieramy do Żywca, trwa triatlon, rynek zawalony rowerami, sporo turystów, mieszkańców, kręcimy się po okolicy, podjeżdżamy pod zamek, trochę zdjęć i postanawiamy stanąć w jakiejś restauracji, zresztą przetestowanej. Mija coś koło godziny...
Najedzeni, wypoczęci nie mamy ochoty na kręcenie, początkowo idzie nam to nędznie, ale z każdym km się rozkręcamy. Korzystamy z innego wariantu... który okazuje się niesamowicie przyjemny. Przez Bielsko przejeżdżamy zupełnie bocznymi drogami, szokujące jest to jak można uciec od ruchu samochodowego. 
Miejskie Centrum Kultury w Żywcu
Miejskie Centrum Kultury w Żywcu © amiga
Trwa triatlon
Trwa triatlon © amiga
Rynek Żywiecki
Rynek Żywiecki © amiga
Góral żywiecki z zamkiem
Góral żywiecki z zamkiem © amiga
Mieszczanin żywiecki z Dworem starostów upnickich
Mieszczanin żywiecki z Dworem starostów upnickich © amiga
Ławeczka Alicji Habsburg
Ławeczka Alicji Habsburg © amiga
Domek chiński
Domek chiński © amiga
Nad rzeczką opodal krzaczka
Nad rzeczką opodal krzaczka © amiga
Instrukcja obłsługi ;)
Instrukcja obłsługi ;) © amiga
Przed restauracją
Przed restauracją © amiga
Kościół św. Barbary w Bielsku-Białej
Kościół św. Barbary w Bielsku-Białej © amiga
Trwa nabożeństwo
Trwa nabożeństwo © amiga
Kapliczka tuż obok kościoła
Kapliczka tuż obok kościoła © amiga
Parafia katedralna Pw. Św. Mikołaja w Bielsku-Białej
Parafia katedralna Pw. Św. Mikołaja w Bielsku-Białej © amiga
Rowerki miejskie
Rowerki miejskie © amiga
Punkt chłodzenia ;)
Punkt chłodzenia ;) © amiga
Wyjeżdżając z Bielska jesteśmy pewni, że pomimo tego, że to ciut trudniejszy wariant - więcej podjazdów to jest to trasa niesamowicie widokowa, spokojna... Tutaj można prowadzić nawet sporą grupę bikerów... 
Ani jednej chmurki
Ani jednej chmurki © amiga
Znowu pod górkę
Znowu pod górkę © amiga
Piękna okolica
Piękna okolica © amiga
Dzień okazał się niesamowicie gorący, chwilami powyżej 30 stopni, gdy docieramy do Goczałkowic...  chce nam się pić, ale jest sklep.... mają chłodne napoje... 
Ponownie na tamie
Ponownie na tamie © amiga
A może lepiej popływać?
A może lepiej popływać? © amiga
Muszę przyznać, że powrotny wariant miło mnie zaskoczył... warto było pojechać i sprawdzić ten fragment.
Dzięki Darek i Waldek za miło spędzony dzień... prawie setka za nami :)

Powrót z Tomaszowa

Niedziela, 21 maja 2017 · Komentarze(2)
Niedziela do około 15 dość spokojna, chociaż z rana mała nerwówka, obsuwa czasowa... ale wszystko się udało :), Na rowery wsiadamy z Karoliną po 15, czy nawet coś około 16... czasu niewiele, muszę wrócić do Katowic, ostatni pociąg jedzie chwilę po 20... Trasa minimum to około 30 km ;), ale... jedziemy nieco inaczej... troszkę dookoła, część dróg widzę pierwszy raz, to głównie przez to, że ten odcinek traktuję najczęściej jako dojazdówkę... a trochę szkoda, Karolina coś zagaduje by odszukać kirkut w pobliżu Wolborza. Uzbrojeni w mapę i gpsa udajemy się w pobliże tego miasteczka :) Po drodze Posterunkowa zauważa bociana pasącego się na łące... ;) Trzeba stanąć, zrobić mu kilka zdjęć i ruszamy dalej... 

Bocian na łowach
Bocian na łowach © amiga
Ciekawe co znalazł?
Ciekawe co znalazł? © amiga
Koleżanka bociana ;)
Koleżanka bociana ;) © amiga
Przed Wolborzem, w miejscu gdzie wskazuje mapa nie widać macew... nie ma niczego co wskazywałoby, na Kirkut.... coś jest nie tak, trochę błądzimy, kombinujemy i w końcu zaglądam na internet... z niego dowiadujemy się, że macewy zostały bądź zniszczone, bądź zabrane, usunięte, a w samym miejscu poi cmentarzu widać jedynie miejsce gdzie było ogrodzenie, widać doły po wykopaniu macew... 
Dziwne jest to, że końcowego aktu dewastacji, dokonano w latach 80-90. Uzbrojeni w taką wiedzę, trafiamy bez błędu na właściwe miejsce. Wydaje mi się jednak, że na mapie jest delikatny rozjazd z lokalizacją, przestrzał jest o około 200m. Niby niewiele, ale jednak. 
Do Wolborza już niedaleko, wjeżdżamy do centrum, Karolina pokazuje mi nową informacją dotyczącą szlaku filmowego... Kilka zdjęć i musimy ruszyć dalej... tyle, że czas goni, ja muszę dotrzeć na pociąg, a Karolina przed zmrokiem do Tomaszowa... 
Resztki kirkutu w okolicach Wolborza
Resztki kirkutu w okolicach Wolborza © amiga
Filmowe Łódzkie
Filmowe Łódzkie © amiga
Pełna informacja
Pełna informacja © amiga
Po pożegnaniu gnam na Piotrków Trybunalski, wiatr z północnego-zachodu nie pomaga, nawigacja mówi mi, że dojadę na 8 minut przed odjazdem... mam mało czasu, ale też wiem, że jestem szybszy od nawigacji ;), pytanie tylko o ile... 
Bez postojów wpadam na stację, na tym odcinku odrobiłem 20 minut :), kupuję bilety, coś na ząb do pociągu i idę na peron. Pociąg przyjeżdża z 13 minutowym opóźnieniem... Ech... polska kolej... 
Czekając na pociąg
Czekając na pociąg © amiga
Do Katowic docieram wyjątkowo późno, jest 23:30 gdy ruszam spod dworca... w domu jestem około 20 minut później... Dystans może nie imponuje, ale w rana były inne zajęcia... a wycieczki rowerowe jeszcze będą :) na co liczę... 

Sobota w drodze... to Tomaszowa

Sobota, 20 maja 2017 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Dzień od rana lekko zamieszany, wczoraj Zakopane, wróciłem po 22, dzisiaj od rana szybka krzątanina, jeszcze trzeba przygotować się do wyjazdu, biorę sakwy, muszę kilka rzeczy zabrać ze sobą, w między czasie wymieniam łańcuch, smaruję łożyska w suporcie, wczoraj strasznie skrzypiały... i dalej nie wiem o co poszło. Łożyska są nowe, jedynie w środku w tulei było trochę wody i nieco piasku. Do samych łożysk nic się nie dostało... 

Wyjeżdżam jakoś po 10, mam sporo czasu, ale... po drodze zmieniam nieco kierunek podróży, skleroza nie boli, wracać mi się nie chce, wiec kierunek Załęże tam dostanę to co potrzebuję. Co jakiś czas spoglądam na zegarek, nie ma źle... po załatwieniu sprawy jadę tyłami na Kozielską, od dawna planowałem sprawdzić ten wariant, z okien pociągu widziałem, że powinno się dać tędy przejechać, pomimo, że to tereny kolejowe. 

Gdy już znalazłem się na Kozielskiej, zahaczyłem o kirkut, ostatni raz byłem tutaj z 10 lat temu... może dlatego, że zdjęcie w zasadzie tylko przez płot... chociaż niby ktoś się tym opiekuje, jakoś nie mam ochoty na szukanie, zresztą czasem też nie dysponuję jakimś nieograniczonym. Muszę dotrzeć do dworca... Pakuję się do środka, kupuję bilet i w drogę, do Częstochowy... 

Katowicki Kirkut
Katowicki Kirkut © amiga
Zarośnięty i chyba mało dostępny
Zarośnięty i chyba mało dostępny © amiga
Czas zleciał, mam chwilę by coś zjeść, to pora obiadowa ;), podjeżdżam pod kebaba, jest niezły... korcił mnie chińczyk w pobliżu, ale brak wolnych miejsc na zewnątrz skutecznie mnie odstraszył. Kebab też jest dobry ;) W końcu czas na drugą część podróży... kolejny pociąg, tym razem na Piotrków Trybunalski... 
W Częstochowie
W Częstochowie © amiga
Czekając na pociąg
Czekając na pociąg © amiga
Po dość krótkim czasie docieram na miejsce, wsiadam na rumaka i jadę dalej już jak człowiek ;) na rowerze, kierunek Koło... Droga pamiętam, że jest mocno dziurawa, coś jednak delikatnie się zmieniło, niektóre odcinki połatane, szkoda tylko, że nie zrobiono tego na całości. Cóż... W kole przy sklepie czeka na mnie już Karolina :), Mija chwila, witamy się i ruszamy do Tomaszowa, tym razem zależy nam na czasie, musimy odwiedzić pewien sklep, tylko czy będzie otwarty, w końcu jest sobota, późne popołudnie. 
Pedałujemy jak szaleni, byle zdążyć, meldujemy się w centrum, odwiedzamy kilka interesujących nas miejsc i.... nic z tego. To czego szukamy jest niedostępne, a szkoda. W zamian postanawiamy coś przegryźć ;) Co prawda dzisiaj zlot food tack-ów w centrum, ale coś nie mamy ochoty na takie jedzenie. Dzisiaj lepszy jest slow food. Dopiero po kolacji podjeżdżamy do celu... 
W sumie pomimo krótkiej wycieczki to był udany wyjazd... :)
Dzięki Karolina :)

Z Námestova do Zakopanego

Piątek, 19 maja 2017 · Komentarze(5)
Piątkowy poranek, pierwszy dzień po powrocie ze szkolenia w Warszawie, 5 dni bez roweru... 
Wieczorem szybki telefon, i z Tomkiem jedziemy przejechać końcowy fragment planowanej wycieczki firmowej. W drodze jeszcze ustalany skąd, bo miejsce docelowe jest pewne ;) 
Początkowo myślimy o Korbielowie, ale gdy dojeżdżamy na miejsce jest już dość późno. Za godzinę południe, nie zdążymy przez zmrokiem. Tyle, że od Korbielowa droga nie stanowi wielkiego problemu, po prostu nie ma innej alternatywy ;) Więc tak naprawdę możemy go sobie odpuścić. Staje na tym, że zaczniemy od Námestova. Stajemy tam na parkingu, składamy rowery i w drogę, początkowo zatrzymujemy się kilka razy, bo tu koło obciera, tam coś jeszcze jest nie tak, ale po kilku drobnych regulacjach wszystko jest ok, poza moim suportem który rzęzi niemiłosiernie. Zapomniałem o nim, zastanawiam się tylko co... łożyska są w nim nowe... jakieś niemieckie uszczelnione... ale teraz nie ma czasu by się tym zajmować. Początkowo poruszamy się wzdłuż zalewu Oravskiego, spory fragment jest mocno nieciekawy, jadące dość szybko samochody nie umilają nam jazdy. Kilka dość wrednych kilometrów i odbijamy na nieco spokojniejszą trasę, kierunek Tresna. Pojawia się kilka krótkich,
ale dość stromych podjazdów. 

W Námestovie na parkingu
W Námestovie na parkingu © amiga
Jeszcze zadowoleni ;)
Jeszcze zadowoleni ;) © amiga
Nad zalewem Oravskim
Nad zalewem Oravskim © amiga
Jeden z niewielu bardziej stromych podjazdów już za nami
Jeden z niewielu bardziej stromych podjazdów już za nami © amiga
W Tresnej ślad wchodzi gdzieś między budynki... dziwnie to wygląda, jak droga  prowadząca do domu... ale... trzeba to sprawdzić, stromy zjazd i... to dobra opcja... tak ma być. Ta ścieżka to skrót prowadzący do rowerówki, do nowej rowerówki prowadzącej w kierunku Nowego Targu. DDRka mocno zaskakuje, jest idealna jak stół, bez żadnych dziur, wybrzuszeń, dość szeroka. Wg śladu prawie cała to podjazd, ale nie jest tak źle, okazuje się, że nachylenie jest znikome, bez większego problemu da się ciągnąć po 20 km/h. 
Tomek szaleje, jedzie zrywami, gdy widzi Słowaków, naciska na pedały dogania ich, przegania, po czym staje i robi zdjęcia ;), takich miejsc obfotografowanych zaliczamy kilka  średnio co około 2-3 km... Miejsca postojowe to nowiutkie wiaty, w jednym z takich miejsc jest dostępna woda źródlana. Tuż za polską granicą odbijamy na Chochołów. Do samej miejscowości szlak wygląda tak samo. Jedyne czego mi na nim brakowało to jakiś miejsc gdzie można by kupić cokolwiek do picia czy jedzenia. Być może powstaną z... czasem.. 
Mostek nad Oravicą
Mostek nad Oravicą © amiga
Po mostku da się jechać
Po mostku da się jechać © amiga
Szczęka mi opadła gdy zobaczyłem tą DDRkę... coś pięknego
Szczęka mi opadła gdy zobaczyłem tą DDRkę... coś pięknego © amiga
Kilkanaście km idealnego asfaltu, przyroda i góry
Kilkanaście km idealnego asfaltu, przyroda i góry © amiga
Na jednym z miejsc postojowych w drodze do Chochołowa
Na jednym z miejsc postojowych w drodze do Chochołowa © amiga
Woda wprost ze źródła
Woda wprost ze źródła © amiga
W oddali widać już Tatry
W oddali widać już Tatry © amiga
Na trasie jest wiele takich wiat
Na trasie jest wiele takich wiat © amiga
Góry coraz bliżej
Góry coraz bliżej © amiga
Im dalej tym piękniej
Im dalej tym piękniej © amiga
Dosłownie chwilę wcześniej z krowami pasł się bocian... - niestety zwiał gdy nas zobaczył, więc zostały tylko krowy ;)
Dosłownie chwilę wcześniej z krowami pasł się bocian... - niestety zwiał gdy nas zobaczył, więc zostały tylko krowy ;) © amiga

W Chochołowie krótki postój w restauracji u Śliwy, do mety w Zakopanem zostało około 25 km. niby niedaleko, ale jednak troszkę podjechać trzeba. Część drogi prowadzi przez Kościelisko, początek to dość ostry podjazd po zniszczonym asfalcie, tyle, że krótki, za to dalej.... coś niesamowitego... 5 km zjazd... aż do Krupówek :), po drodze krótki postój przy bacówce, maślanka niesamowita... serki już się wędzą... a my jedziemy dalej, pod hotel. pozostały tylko 3 km podjazdu z niewielkim nachyleniem... 

Piękne te nasze góry
Piękne te nasze góry © amiga
Fragment pod górkę
Fragment pod górkę © amiga
Śpiący rycerz na nas już czeka
Śpiący rycerz na nas już czeka © amiga
Na miejscu 30 minut przerwy, na piwo, na oscypka grilowanego... i Tomek proponuje by wjechać z rowerami kolejką na Gubałówkę, szkoda, że nie wziąłem map... lepiej by się to oglądało, ale... jeżeli ta jest droga to może warto skorzystać. Wjazd dość szybki, na górze kilka zdjęć i pora zjechać, Mamy przed sobą około 50 km... do samochodu po Słowackiej stronie. 
Nachylenie po 10 i więcej stopni, rowery rozpędzają się, miejscami licznik pokazuje mi ponad 60 km/h.... nie znam tej drogi, nie wiem czy nie ma dziur, niespodzianek... przy  tej prędkości niewiele byłoby do zbierania gdybyśmy gdzieś uderzyli... więc chwilami lekko zwalniam. Psychika nie pozwala mi zupełnie puścić klamek... Za stary jestem na takie numery ;)
Czekając na wagonik
Czekając na wagonik © amiga
Pora powiedzieć papa Zakopanemu
Pora powiedzieć papa Zakopanemu © amiga
Patrząc z góry wokoło Świat wydaje się lepszy
Patrząc z góry wokoło Świat wydaje się lepszy © amiga
Kościół pw. Matki Boskiej Częstochowskiej w Dzianiszu
Kościół pw. Matki Boskiej Częstochowskiej w Dzianiszu © amiga
Do samej granicy gnamy jak wariaci, zresztą większość jest z górki, dopiero po jej przekroczeniu za Chochołowem, pojawiają się krótkie ale intensywne podjazdy, tym razem wybieramy drogi, to miała być w razie czego alternatywa, gdyby rowerówka się nie sprawdziła. Raczej nie wybierzemy tego wariantu, jest co prawda krótszy, ale nie tak malowniczy, mało tego trasa jest wyraźnie trudniejsza, oczywiście w drodze do Zakopanego, nam... akurat to nie przeszkadza. W niecałe 2 godziny docieramy do samochodu... Zmęczeni ale jednak zadowoleni. udało się. Tym oto sposobem mamy już przejechane około 60% całej trasy... a ta za 2 tygodnie... 
Pora wrócić na Słowacką stronę
Pora wrócić na Słowacką stronę © amiga
Mocno nieszczególna DDRka
Mocno nieszczególna DDRka © amiga
W oddali widać jeszcze Tatry
W oddali widać jeszcze Tatry © amiga
Kolejny krótki podjazd
Kolejny krótki podjazd © amiga
Myjnia rowerów ;)
Myjnia rowerów ;) © amiga

W deszczu, we mgle i w słońcu - czyli majówka z Karoliną

Sobota, 6 maja 2017 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Poranek dnia szóstego.
Jest 5 rano gdy wstaję, mam trochę czasu, spoglądam za okno, pada, sprawdzam prognozy, radary, chyba nie będzie tak źle... 
Z domu wyjeżdżam z nadzieję, że jednak wszystko będzie dobrze, cieszę się też na spotkanie z Karoliną, długi weekend miał być inny, miało być ciepło, miała być wyprawa, a zima coś nie chce odpuścić, dzisiaj próbujemy ratować te resztki majówki... 

Na dworcu PKP melduję się około 6:20, pociąg już czeka, trasa niezbyt długa, do Oświęcimia, deszcz jakby odpuścił, jest wilgotno, czuć mgłę ale to wszystko. 

W Oświęcimiu melduję się trochę po 7, mam jeszcze czas, zaczyna jednak padać, podjeżdżam do Maka, tam jesteśmy umówieni... 
Wchodzę do środka, zamawiam kawę i coś na ząb... Zaczyna solidnie lać, sprawdzam radary, opady wyglądają na góra 15-20 minut... 

W między czasie dociera Karolina, namawiam ją na herbatę i przeczekanie opadów, mamy też okazję by pochylić się nad mapami... 

Gdy deszcz ustaje wychodzimy na zewnątrz, wsiadamy na rumaki i w drogę, wpierw zwiedzamy stare miasto w Oświęcimiu, już kiedyś zwróciłem uwagę na to, że miasto jest piękne, ale mało kto o tym wie, wszyscy turyści jadą do obozów Auschwitz-Birkenau, mało kto zatrzymuje się w centrum... 
Może to też brak pomysłu włodarzy... ? Krążąc po mieście kilka razy łapiemy się za głowy widząc co projektanci zrobili z ruchem w mieście, masa jednokierunkowych, niewiele ścieżek rowerowych, brak kontrapasów..., czasami jedyną możliwą opcją jest jazda por prąd, po chodniku... Są też problemy z odnalezieniem "atrakcji" o ile zamek jest łatwy do zlokalizowania, podobnie jak kościoły, to... polecam poszukania synagogi bez korzystania z mapy czy nawigacji... nam pomogła dopiero ta druga opcja... ;)


Rynek w Oświęcimiu

Rynek w Oświęcimiu © amiga
Mała panoramka centrum Oświęcimia
Mała panoramka centrum Oświęcimia © amiga
Mokre kwiatki
Mokre kwiatki © amiga

Zamek książąt Oświęcimskich
Zamek książąt Oświęcimskich © amiga
Może pojedziemy tamtędy?
Może pojedziemy tamtędy? © amiga
Synagoga w Oświęcimiu
Synagoga w Oświęcimiu © amiga
Krople wody
Krople wody © amiga

Gdy już udało zwiedzić się miasto pora z niego wyjechać, brak słońca nie sprzyja nam w określeniu kierunków, trochę przekombinowaliśmy, ale udało się wyjechać z Oświęcimia w kierunku Poręby Wielkiej, chcemy zaliczyć jak najwięcej budowli na szlaku architektury drewnianej, zresztą gdy Karolina planuje trasę to można być pewnym takich miejsc. Zresztą uwielbiam ja, uwielbiam stare kościółki, a im mniejszy tym lepszy, zapach starego drewna potęguje doznania :)
Niedaleko jest jeszcze pałac, obecnie funkcjonujący jako szkoła, może nie jest jakiś bardzo wystawny, ale jest w przyzwoitym stanie. 

Kościół pw. św. Bartłomieja w Porębie Wielkiej
Kościół pw. św. Bartłomieja w Porębie Wielkiej © amiga
Poręba Wielka Grottgerówka
Poręba Wielka Grottgerówka © amiga

Kierunek Grojec, tam wg mapy znajduje się kolejny drewniany kościół, kolejny pałac ;), ten pierwszy okazuje się otwarty, co mocno zaskakuje, mało tego, można podejść pod sam ołtarz, można poszukać czaszki, tą znajduje oczywiście Karola, ma oko... :)
Kościół Św. Wawrzyńca w Grojcu
Kościół Św. Wawrzyńca w Grojcu © amiga
Wewnątrz drewnianego kościółka
Wewnątrz drewnianego kościółka © amiga
Znalazła się i czaszka ;)
Znalazła się i czaszka ;) © amiga
Sufit w kościółku
Sufit w kościółku © amiga
Pobliski pałac z informacji jakie znalazłem później na necie, przeszedł w ręce prywatne, widać, że coś zostało zrobione, ale całość jest średnio dostępna, cóż, szybki zdjęcie i jedziemy dalej, jakiś kilometr może 2 dalej jest muzeum pszczelarstwa, jest co prawda zamknięte, ale fotografujemy pasieki zgromadzone na terenie "muzeum". 
Pałac Radziwiłłów w Grojcu
Pałac Radziwiłłów w Grojcu © amiga
Przy muzeum pszczelarstwa w Grojcu
Przy muzeum pszczelarstwa w Grojcu © amiga
Miś miał kiedyś w środku masę pszczółek ;)
Miś miał kiedyś w środku masę pszczółek ;) © amiga
Nieco dalej jedziemy lekko na czuja i jak to bywa źle skręcamy, błąd jest łatwy do naprawienia, ale za karę mamy solidny stromy podjazd ;), w ciągu chwili robi się nam ciepło :), tyle, że po podjeździe zawsze jest zjazd, dla odmiany nieco nas wychładza, ale wiemy, że będą kolejne górki, pagórki, podjazdy, przynajmniej tak mówi nam mapa. 

Jesteśmy w Osieku, zaczynamy zwiedzanie od kolejnego pałacu, teren zamknięty, ogrodzony, trwa remont... zawracamy i jedziemy szukać drewnianego kościółka nieco dalej, mapa 1:100000 nie upraszcza tematu, w jednym miejscy są czy kościoły, jak się okazuje jest to nowy kościół, za nim kaplica, a ten drewniany jest z boku nieco ukryty, chwilę zajmuje nam jego znalezienie, ale mamy go... tuż obok znajdują się dość intrygujące domki drewniane... Mamy kolejne zdjęcia... 
Pałac w Osieku
Pałac w Osieku © amiga
Drewniany kościółek św. Andrzeja w Osieku
Drewniany kościółek św. Andrzeja w Osieku © amiga
Drewniana chata w pobliżu kościoła
Drewniana chata w pobliżu kościoła © amiga
Kolejna piękna chatynka
Kolejna piękna chatynka © amiga
Do Andrychowa coraz bliżej, pogoda też się poprawia, może nie ma słońca, ale patrząc na drogi to tutaj nie padało... wiatr chyba zmienia kierunek, wieje od zachodu... i mam wrażenie, że jest silniejszy... W Głębowicach odwiedzamy drewniany kościółek, który... nie do końca jest drewniany... może inaczej... jest drewniany ale tylko częściowo. Ta część znajduje się z tyłu... Jako że dookoła rosną stare drzewa to mamy problem by go uwiecznić na zdjęciach... 
Matki Bożej Szkaplerznej w Głębowicach
Matki Bożej Szkaplerznej w Głębowicach © amiga
Głębowice Kościół Matki Bożej Szkaplerznej - od przodu
Głębowice Kościół Matki Bożej Szkaplerznej - od przodu © amiga
Pozostała długa prosta do Andrychowa, oczywiście nieco ją sobie komplikujemy jadąc piękną trasą widokową, gdyby tak jeszcze ta mgła nieco zelżała... ;) W Wieprzu zaliczamy kolejny kościół, niestety nie jest drewniany... chociaż nie należy do brzydkich ;)
Pagóry robią wrażenie, na mapie było bardziej płasko ;)
Pagóry robią wrażenie, na mapie było bardziej płasko ;) © amiga
Piękne widoki
Piękne widoki © amiga
Wieprz w dolinie - taka miejscowość koło Andrychowa ;)
Wieprz w dolinie - taka miejscowość koło Andrychowa ;) © amiga
Okolica niesamowita
Okolica niesamowita © amiga
Teraz z górki
Teraz z górki © amiga
Kościół Wszystkich Świętych w Wieprzu
Kościół Wszystkich Świętych w Wieprzu © amiga
Jesteśmy w Andrychowie, zaliczamy kilka miejsc w centrum, odwiedzamy punkt widokowy na Wieprzówce... i ponownie wracamy do centrum. Mija trochę czasu. Muszę wrócić do domu, Karolina zostaje na zawodach siatkarskich... wraz z wieloma kibicami Lechii Tomaszów. Chwila pożegnania i jadę do Czechowic-Dziedzic... 
Wieprzówka w okolicach Andrychowa
Wieprzówka w okolicach Andrychowa © amiga
Nad Wieprzówką
Nad Wieprzówką © amiga
Ktoś na mnie zerka zza Krzaczka
Ktoś na mnie zerka zza Krzaczka © amiga
A kuku ;)
A kuku ;) © amiga
Dworzec PKP w Andrychowie
Dworzec PKP w Andrychowie © amiga
Pałac Bobrowskich w Andrychowie
Pałac Bobrowskich w Andrychowie © amiga
Jedna z fontann w Andrychowie
Jedna z fontann w Andrychowie © amiga
Staw w centrum miasta
Staw w centrum miasta © amiga
Zielony szlak na Pańską górę
Zielony szlak na Pańską górę © amiga
Szkoda, że tak zamglone
Szkoda, że tak zamglone © amiga
Pięknie jest
Pięknie jest © amiga
Kolejna fontanna w centrum Andrychowa
Kolejna fontanna w centrum Andrychowa © amiga
Już nie mam specjalnie czasu na zwiedzanie, plan jest dość prosty, dojechać tam do dworca PKP, a później się zobaczy... Ostatni kilka km sprawia mi problem, uświadamiam sobie, że dzisiaj zjadłem 2 banany, kilka rzodkiewek, 2 kawy i kremówkę Wadowicką ;)... to nie za dużo... W Czechowicach dopadam żabkę, kupuję picie, jedzenie i idę na dworzec... mam trochę czasu. Pakuję się do pociągu i wracam do Katowic... 
Przydrożna czaszka ;)
Przydrożna czaszka ;) © amiga
Jest coraz cieplej, a pagórki takie same
Jest coraz cieplej, a pagórki takie same © amiga

Koniec dnia też zaskakuje..... pod domem czeka na mnie Grzesiek, namawia ka kilka km rowerem, cóż. jedziemy na rybaczówkę przy Giszowcu... tam godzina przerwy  i wracamy do domu. Słońce zachodzi, to był długi dzień... 
Zachód słońca
Zachód słońca © amiga


Ps. Dzięki za ten czas spędzony razem Karolino ma :)

Z wiatrem i pod wiatr.... z Karoliną i Mariuszem :)

Niedziela, 2 kwietnia 2017 · Komentarze(8)
Uczestnicy
Niedziela od kilku dni zapowiadała się nieźle pojechana... :)

Dzień zaczął mi się jeszcze grubo przed świtem, ale Kto rano wstaje ten do Żakowic się pociągiem dostaje ;)
W domu szybkie pakowanie, wczoraj z powodu urodzin w rodzinie, zabrakło czasu na pakowanie, więc zamieszanie solidne, gdy przed wyjściem robię rachunek sumienia, jestem pewien, że mam wszystko. 

Na stacji w Katowicach
Na stacji w Katowicach © amiga

Włączam lampki na na dworzec PKP, noc jeszcze ciepła jest całe 11 stopni, rower sam pędzi, mam wiatr w plecy :) 
Na dworcu mam dobre kilkanaście minut... tarabanię się do środka... 4:45 pociąg rusza... tylko coś spać nie mogę... , tylko po co... zaglądam do map, próbuję na szybko odrobić zadanie domowe.... przyglądam się miejscowością za Koluszkami a przed Skierniewicami... i w tym momencie przypominam sobie gdzie leży Kompas ;)... Mogę mieć tylko nadzieję, że dzisiaj nie będzie niezbędny ;)...Mija czas... w Częstochowie szybka przesiadka, mam całe 60 sekund by przelecieć z rowerem z Ii peronu na III. Niby niedaleko, ale takich osób jest więcej... Prosiłem konduktora by zadzwonił... ale wyszedł z założenia, że 4 minutowe opóźnienie się nie liczy, a to, że przed rozpoczęciem podróży było 5 minut na przesiadkę to szczegół. Może im potrącają kasę za opóźnienia?  Nie wnikam...

Udało się zapakować do właściwego pociągu... Jadę dalej, słońce się budzi, wschód jest niesamowity, lekkie mgiełki nad łąkami, aż prosi się o zdjęcie... sięgam doi plecaka... i już wiem gdzie on leży, obok drukarki w domu... to kolejna rzecz o której zapomniałem. Zostaję więc telefon... aż wstyd... 

Docieram do Żakowic.... mam jeszcze kilka minut, podjeżdżam do pobliskiej stacji LPG, mają m.in. Grześki i Fantę, kupuję, przyda się na później. 
Pora odszukać Żakowice Południowe, to tam jestem umówiony z Karoliną. Z mapą jest coś nie tak... okazuje się, że został wybudowany nowy peron w nieco innym miejscu, a 2 stare zostały zamknięte. 

Na peronie w Żakowicach Południowych
Na peronie w Żakowicach Południowych © amiga

Kilka minut później mogę powitać Tomaszowiankę z krwi i kości :) Dostaję dwóję za nieodrobienie zadania domowego... Ech... Moja wina... 

Do Skierniewic raczej dzisiaj nie dojedziemy, trochę za mało czasu na takie szaleństwo, Wybieramy coś nieco bliżej... Lipce Reymontowskie, ale oczywiście nie będzie na wprost, najkrótszą drogą... 

Karolina zagaduje coś co źródłach Rawki i Popieniu-Parceli, spróbujemy tam podjechać. Tyle, że wpierw trzeba przejechać przez Koszulki ( Koluszki ;), nie przepadam za tym miastem, kojarzy mi się z Kebabami... i stacją Orlenu... Moja głowa jeszcze nie pracuje o tej porze... nie kontroluję mapy... na szczęście jest Karolina, bez niej bym zaginął w akcji ;)

Pod źródła Rawki prowadzi szuter, w miedzy czasie jakiś bobik próbuje nas obszczekać, nieco dalej 2 inne biegną przed nami, jeden mały nieco szczekliwy, drugi młodziutki :)... taki potulaśny :). Do samych źródłem nie udaje nam się podjechać, podejść, nie ma ścieżki, a przynajmniej jej nie znajdujemy. Cóż... zrobimy inaczej nie co dalej jest mostek przez Rawkę, to niedaleko od źródeł, stajemy więc na nim, szybkie foty i ruszamy dalej... 

Gdzieś tam za tą wodą, są źródła Rawki
Gdzieś tam za tą wodą, są źródła Rawki © amiga
Karolina Tomaszowianka
Karolina Tomaszowianka © amiga
W Popieniu zza płotu robimy fotką zespołowi dworsko-folwarcznemu. Szkoda, że nie ma możliwości podjechać bliżej, ale to własność prywatna. 
Zespół Dworsko-Folwarczny w Popieniu
Zespół Dworsko-Folwarczny w Popieniu © amiga

Z Popienia kierunek na Rogów, tam jest więcej atrakcji, coś co lubię: Kolejka wąskotorowa... 

Pałac w Dąbrowie
Pałac w Dąbrowie © amiga
Kiedy się zazieleni?
Kiedy się zazieleni? © amiga

Tyle, że jeszcze trzeba tam dojechać, , wiatr chyba lekko zmienił kierunek, bo chwilami czuć, że coś jest nie tak, niby koła się kręcą, ale kilometrów na liczniku nie przybywa, przynajmniej nie tak szybko. Na stacji ciut dłuższa przerwa. nieco więcej focenia...tak naprawdę spokojnie można tutaj spędzić połowę dnia... a gdy dołączy się do tego przejażdżkę kolejką :) Brakuje takich miejsc i czynnych kolejek. Widać to z czym wszystkie takie miejsca się borykają.... z brakiem funduszy... coś drgnęło... ale do ideału daleko...

Rogów - stacja kolejki wąskotorowej
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej © amiga
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej © amiga
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej © amiga
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej © amiga
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej © amiga
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej © amiga
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej © amiga
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej © amiga
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej © amiga

Nieco dalej jest Arboretum, w którym tez nie byłem, o zwiedzaniu oczywiście nie ma mowy, bo za około godzinę jesteśmy umówieni z Mariuszem, ale możemy do środka wjechać. Mniej więcej w tej chwili ktoś do mnie dzwoni... gadu, gadu i... gdy już wyjechaliśmy uświadomiłem dobie, że nie mam żadnego zdjęcia ;)... 

A może to i dobrze, może będzie powód by Rogów był głównym celem, może gdy wszystko się zazieleni, zakwitnie ponownie uda się odwiedzić to miejsce i wtedy już ze zwiedzaniem... 

Kwiatki tworzące leśny dywan
Kwiatki tworzące leśny dywan © amiga

Wyjeżdżając nieco źle skręciliśmy, zmylił nas chyba czerwony szlak rowerowy, pojechaliśmy nieco inaczej niż pierwotnie planowaliśmy, ale warto jest... jedziemy lasem, tuż przy ziemi,pełno białych kwiatków... wygląda to jak jeden wielki dywan... Stajemy na chwilę... 

Udajemy się na Kołacinek, po drodze przejeżdżamy przez Przyłęk-Duży, na skrzyżowaniu stajemy, próbujemy określić którędy najlepiej jechać dalej.... w tym momencie zagaduje nas mieszkanka... tutaj jest Lipa Reymontowska... o tam ją widać, cóż było robić, to ledwie 50m :), jest wielka, umieszczono na nim odpowiedni napis... ale... pod lipą trafiamy na kolejnego tubylca, który tłumaczy nam, że z tą Lipą to lipa... i Reymont nigdy pod nią ni siedział. Owszem mieszkał, ale nie nie siadywał w tym miejscu, bo tak mówił dziadek tubylca... 

Lipa reymontowska
Lipa reymontowska © amiga
... ale podobno to lipa  ;)
... ale podobno to lipa ;) © amiga
Drewniany domek
Drewniany domek © amiga
Zdjęcie nie jest w stanie oddać piękna tych górek
Zdjęcie nie jest w stanie oddać piękna tych górek © amiga

Jedziemy dalej... tyle, że na Kołacin, kusi nas tamtejszy młyn... na miejscu szybkie zdjęcia i tel do Mariusza by gdzieś się umówić w Kołacinku. Mariusz już czeka. Jedziemy więc czym prędzej... podjazd i Mariusz wita nas... 

W Kołacinie
W Kołacinie © amiga
Stary młyn
Stary młyn © amiga

Najbliższa atrakcja to drewniany kościółek, właśnie zaczęła się msza... cóż... do środka nie wejdziemy, ale z zewnątrz... kilka zdjęć jest :)... Może dziwnie się na nas patrzeli... ale co tam... 

Kościoł Wszystkich Świętych w Kołacinku
Kościoł Wszystkich Świętych w Kołacinku © amiga

Z Mariuszem ustalamy, że pojedziemy na Lipce Reymontowskie.... kluczmy gdzieś po leśnych ścieżkach  i w efekcie wracamy do  Przyłęku-Dużego... ubawiliśmy się trochę, po raz kolejny podziwiamy lipną lipę i tym razem już obieramy właściwy kierunek. 

W Lipcach Reymontowskich Mariusz zatrzymuje nas przy Muzeum Czyny Zbrojnego, nieco dalej przy domu w którym mieszkał Raymont, a w końcu podjeżdżamy na grób Boryny.... 

Muzeum Czynu Zbrojnego w Lipce Reymontowskiej
Muzeum Czynu Zbrojnego w Lipce Reymontowskiej © amiga
Muzeum Czynu Zbrojnego w Lipce Reymontowskiej
Muzeum Czynu Zbrojnego w Lipce Reymontowskiej © amiga
Muzeum Czynu Zbrojnego w Lipce Reymontowskiej
Muzeum Czynu Zbrojnego w Lipce Reymontowskiej © amiga
Muzeum Czynu Zbrojnego w Lipce Reymontowskiej
Muzeum Czynu Zbrojnego w Lipce Reymontowskiej © amiga
Muzeum Czynu Zbrojnego w Lipce Reymontowskiej
Muzeum Czynu Zbrojnego w Lipce Reymontowskiej © amiga
Dom w którym mieszkał Reymont
Dom w którym mieszkał Reymont © amiga
Kaplica cmentarna w Lipce Reymontowskiej
Kaplica cmentarna w Lipce Reymontowskiej © amiga
Kaplica cmentarna w Lipce Reymontowskiej
Kaplica cmentarna w Lipce Reymontowskiej © amiga
Grób Boryny
Grób Boryny © amiga

Jest 13:00... właśnie skończyła się msza... w miejscowości jest Karczma u Boryny... zastanawiamy się czy czegoś nie zjeść, czy zaryzykować... trochę się obawiam takich knajpek, bo różnie tam bywa, z zewnątrz prezentuje się to jak bar piwny... wewnątrz na szczęście panuje ład i porządek. kibelek czysty więc można zjeść ;) nie że w kibelku... ale to miejsce świadczy zawsze o knajpie... jak tam jest syf, to nie na nawet co zaczynać z zamówieniem, lepiej wyjść... poszukać innego lokalu...

Tutaj jak wspomniałem jest nieźle, zamawiamy coś na szybko... są świeże dzisiejsze flaczki :), do popicia kompot... i starczy, jest jeszcze chwila by porozmawiać z Mariuszem, który musi nas wkrótce opuścić i wrócić do domu... 

Miejsce odpoczynku podróżnych :)
Miejsce odpoczynku podróżnych :) © amiga

Po obiedzie i pożegnaniu z naszym przewodnikiem ruszamy na Słupie... to pierwszy odcinek gdzie na całej długości mamy pod wiatr, no prawie, bo wydaje się, że dmie nieco z prawego boku. Jeszcze gorszy jest odcinek do Jeżowa... gdzie jedzie się, jedzie... a raczej walczy z wiatrem... 

Centrum Jeżowa
Centrum Jeżowa © amiga

Na rynku w Jeżowie krótka przerwa, jest otwarta ciastkarnia, zakup ciastek francuskich jest dobrym pomysłem, napoje tez nam się skończyły... więc pora uzupełnić zapasy. Stajemy na wewnętrznym skwerze przy jednej z ławeczek.. i dziwnych mamy sąsiadów... Twarze napuchnięte, patrząc po butelkach to najpopularniejszym napojem w miejscowości jest żołądkowa gorzka, w plastikowych butelkach półlitrowych o mocy 9%.... nawet nie wiedziałem, że coś takiego jest... Już sama butelka by mnie odrzuciła... jak jak widzimy nikomu to nie przeszkadza... 

Zjadamy to co mamy, uzupełniamy bidony - ten kto ma :), pakujemy plecaki i dalej w drogę... Naszą uwagę zwraca spora ilość cmentarzy... są 3... jeden to cmentarz wojenny... drugi to zwykły cmentarz... a trzeciego nie znajdujemy... ;)
Kaplica cmentarna w Jeżowie na cmentarzu wojennym
Kaplica cmentarna w Jeżowie na cmentarzu wojennym © amiga
Wnętrze kaplicy
Wnętrze kaplicy © amiga
Na cmentarzu wojennym
Na cmentarzu wojennym © amiga
...Armata... o jaka wielka
...Armata... o jaka wielka © amiga
Jeżów - Kościół cmentarny pw. św. Leonarda
Jeżów - Kościół cmentarny pw. św. Leonarda © amiga
Kościół św Leonarda
Kościół św Leonarda © amiga

Pozostała część drogi jest głównie na południe... masakra... nie dość, że są górki to okrutnie wieje... zaczynam czuć 4 litery... nie mogę znaleźć miejsca na siodełku. By nieco zmienić trasę, postanawiamy odbić na drugie źródła Rawki przez Rewicę.. to dopiero jest obłęd... wiatr wieje nieco bardziej z zachodu... jest gorzej niż było :)... marzy się nam las który by chociaż trochę ochronił nas od wiatru... 
W końcu jest... drzewa skutecznie nas chronią... odnajdujemy źródła Rawki... tyle, że są wyschnięte... lekkie bagno i tyle. 

Gdzieś w okolicy będzie baza OrientAkcji
Gdzieś w okolicy będzie baza OrientAkcji © amiga
Tutaj podobno jest jedno ze źródeł Rawki
Tutaj podobno jest jedno ze źródeł Rawki © amiga

Musimy zdecydować co dalej, szybkie rozeznanie w rozkładzie pociągów, w ustaleniu trasy i już wiemy, że pojedziemy na Budziszewice... Ostatni tak odsłonięty fragment pod wiatr..., przynajmniej wspólny... 

Docieramy w okolice ul Kolejowej... Pora się pożegnać... dzień powoli się kończy, mam pociąg za około godzinę, i 13 km przed sobą, a Karolina do Tomaszowa też musi dojechać, jeszcze przez zmrokiem, pozostało jej około 18 km... 

Żegnamy się, mam nadzieję, że nie na długo :)

Jadę na Rokiciny, przez las... przynajmniej pierwsze 4 km mam leśne, droga cały czas na zachód... z drobnymi epizodami na południe i północ. Wiem, że gdzieś koło 18:20 pociąg rusza z Koluszek, w Rokicinach będzie 5-10 minut później. Niby mam trochę czasu, ale wolę być wcześniej... bez opóźnienia. 


Ostatni leśny fragment
Ostatni leśny fragment © amiga

Gdy wyjeżdżam na otwarty teren znowu wiar daje się we znaki, odliczam kilometry do końca.....

W Rokicinach pierwsze co sprawdzam to rozkład jazdy... mam jeszcze 25 minut, zajeżdżam więc pod sklep, kupuję cokolwiek do picia, najlepiej kwaśnego... ;) 

Wracam na stację, przyjeżdża pociąg i.... mogę się rozsiąść... 

Wiercę się i jakoś nie mogę znaleźć dobrej pozycji... nie udaje mi się wyciągnąć nóg... ;)
Słońce zachodzi tuż po tym dojeżdżam do Częstochowy, marzy mi się kawa... idę na dworzec (mam jeszcze chwilę czasu)... wszystko zamknięte...  chyba pozostały mi głupie przyzwyczajenia z Katowic, gdzie prawie zawsze jest coś otwarte na dworcu PKP... Zostają automaty... Kupuję kawę... bez cukru z mlekiem 300ml... 

Dostaję jakiś kawopodobny napój, słodki jak diabli... to nie ma smaku kawy... czuję się jakbym pił czysty syrop glukozowo-fruktozowy... 
Chociaż chyba kofeina była..., bo zmęczenie nieco ustępuje. 

Wracam na peron, pociąg już jest, pakuję się do środka... 
Ruszamy o czasie... 

Docieram do Katowic, pozostała ostatnie droga do domu, ostatnie 6 km. Miasto puste, może nawet lekko wymarłe. 
W domu... jestem przed 23... potrzebuję kąpieli ;)



Dzień był dość intensywny, wiatr dał się we znaki... ale minął bardzo przyjemnie w towarzystwie Karoliny i Mariusza :)

Dziękuję :)