Bożocielnie na jurze z Karoliną :)
Z rana pakuję się w pociąg, wysiadam nieco przed Częstochową w Korwinowie, to lepsze miejsce jeżeli chodzi o wylot na Olsztyn, tak mi się wydawało, tyle, że dojazd na miejsce spotkania, przy skrzyżowaniu z DK46, część drogi to jakiś obłęd, jadę po chodniku wzdłuż jedynki, psychika i znaki nie pozwalają mi wjechać na drogę. Ktoś tutaj o czymś zapomniał, nie tylko o rowerzystach, ale i o pieszych...
Na miejsce spotkania z Karoliną docieram w chwili gdy i Ona tam wjeżdża... rozmawiamy kilka minut... może nawet kilkanaście, szybka wizyta na stacji i... ruszamy, początkowo DK46, za wiaduktem nad koleją, pojawia się rowerówka, piękna równa asfaltówka, o 9:30 prawie zero ludzi :) tak to można jechać :) Za stacją benzynową odbijamy na Skrajnicę i dopiero stamtąd wjeżdżamy do Olsztyna. W centrum kilka minut na focenie... i ustalenie dalszej trasy. Czasu specjalnie dużo nie ma, fajnie by było zahaczyć o Złoty Potok, może coś jeszcze... zobaczymy.... Z Olsztyna będziemy się kierować na Siedlec... a którędy? To wyjdzie w praniu, wiemy jedno, trzeba unikać piachu...
Widać już zamek w Olsztynie © amiga
Rynek w Olsztynie © amiga
Karolina przegląda zdjęcia © amiga
Uśmiech jak zawsze od ucha do ucha :) © amiga
Gdy opuszczamy centrum Olsztyna (w sumie to tam niewiele więcej jest poza centrum ;), wjeżdżamy na szlak, przy parkingu przed Sokolimi Górami, trochę terenu nie zawadzi, a na odległości możemy sporo zaoszczędzić, tylko czy to samo będzie z czasem? Wiem, że ta część jury potrafi być zdradliwa, wiem, by unikać czerwonego szlaku... pamiętam to jeszcze z Transjury, gdzie pierwsze 100 km było po piachu...
Szlak nieco zaskakuje, owszem jest trochę piachu, nawet chwilami są nieco większe jego łachy, jednak da się przez to przejechać na cienkich kołach. Nie zmienia to faktu, że gdy wyjeżdżamy na asfalt, to czujemy ulgę... Lubię teren, tyle, że niekoniecznie piaszczysty ;)
Przy rezerwacie Sokole góry © amiga
Czerwone maki... na jurze © amiga
Jedziemy przez Zrębice, w drewnianym kościółku trwa msza, masa ludzi, nie będziemy przeszkadzać, chociaż szkoda, że nie udało się wejść do środka, czy zrobić foty z zewnątrz. Będzie powód by tutaj wrócić ;) Część dróg którymi się poruszamy jest mi dziwnie znajoma, gdy przejeżdżamy koło kamiennego płotu prowadzącego na Siedlec poznaję to miejsce, za płotem jest pustynia Siedlecka, kiedyś tam był umieszczony jakiś punkt kontrolny, na jakimś RNO, ale za diabła nie mogę sobie przypomnieć co to było, wydaje mi się, że chodzi o którąś z edycji Odysei, głowy za to nie dam ;)
Zrębice - Kaplica św. Idziego © amiga
Krzyż, przy źródełku św. Idziego © amiga
Źródełko św. Idziego? Jakoś inaczej je sobie wyobrażałem © amiga
Może ktoś chętny na kupno Piekła? © amiga
W Siedlcu czy Siedlecu (?) kombinujemy przez chwilę z czarnym szlakiem pieszym dojeżdżamy do kamieniołomu Warszawskiego i wycofujemy się rakiem, to był zły pomysł, wracamy na asfalt. kierujemy się na Bramę Twardowskiego i dalej na Diabelskie mosty :). Kilka fot, kierunek Trzebniów... jedziemy czerwonym szlakiem, tyle, że odkrywany, po jakimś czasie, że to nie ten czerwony, w zamian zbliżamy się do Żarek... cóż. Pomyłka w sumie bez konsekwencji, w końcu to nie maraton, a może coś z tego będzie dobrego. Zaskakuje za to czerwony rowerowy, pamiętam, że było tutaj masę piasku, a w większości jedziemy idealnymi asfaltami... Docieramy wkrótce do Żarek.
Bramki - droga do Bramy Twardowskiego © amiga
Tabliczka informacyjna © amiga
Brama Twardowskiego © amiga
Czerwony rowerowy zaskakuje, ostatnio gdy tędy jechałem był piach © amiga
Samo miasto do tej pory traktowałem jako przelotowe, nie warte przerwy, zatrzymania się w nim, chyba, że po krótkie zakupy w sklepie. Dzisiaj mile mnie zaskoczyło, bo okazuje się, że znajduje się tutaj Sanktuarium, synagoga, kirkut, kościółek drewniany, młyn zamieniony obecnie na muzeum i... coś co mnie rozłożyło na łopatki - zespół stodół. Nazwa nijaka nie oddaje tego co zastaje się na miejscu... to kilkadziesiąt kamiennych stodół w centrum miasta, na dość sporym terenie... Wydaje się, że to miejsce umarło, bądź umiera, w każdym bądź razie nie ma pomysłu jak je wykorzystać, a jakby na to nie patrzeć to skansen w samym środku miasta :)
Sanktuarium Matki Bożej Leśniowskiej w Żarkach © amiga
Zabudowania na terenie sanktuarium © amiga
Zespół zabudowań stodół w Żarkach © amiga
Młyn w Żarkach © amiga
Synagoga w Żarkach © amiga
Kościółek św. Barbary w Żarkach © amiga
Na terenie kirkutu w Żarkach © amiga
Kirkut w Żarkach © amiga
Spory cmentarz Żydowski © amiga
Połamane macewy wkomponowane w mur © amiga
Kwiaty rosną wszędzie © amiga
Przyroda upomniała się o to miejsce © amiga
Powoli wyjeżdżamy z Żarek, jedziemy śladem procesji, tuż przed sanktuarium jej końcówka wchodzi na jego teren. Minuta przerwy i możemy jechać dalej. Zahaczamy o Strażnicę Przewodziszowicką, tam w miejscu postojowym pałaszujemy pyszną domową pizze :).
Po obiedzie jedziemy dalej, kierunek pustelnia, która trochę zaskakuje, a raczej rozczarowuje, pustelnia to dość okazały kościółek, klasztor, połączony z czymś na kształt hotelu, tuż za trafiamy na miejsce gdzie można kupić dewocjonalia i kawę :). To ostatnie jest nam potrzebne... :) W ciągu minuty znika w naszych brzuchach...
Pachnąca droga :) © amiga
Strażnica Przewodziszowicka © amiga
Poziomki zaczęły się czerwienić © amiga
W pobliżu pustelni w Żarkach © amiga
Najedzeni i napici źle zjeżdżamy i zamiast odbić na Trzebniów, wracamy w okolice kol. Czatachowej. wracać nie ma sensu, jedziemy więc tym samym szlakiem do Ostrężnika i dalej na Diabelskie Mosty, stąd już niedaleko do Złotego Potoku, główna droga jest obrzydliwa jak zawsze w tym miejscu wiec uciekamy nieco na bok, na czarny szlak rowerowy który doprowadza nad do tylnego wejścia do pałacu Raczyńskich. Po raz kolejny robimy kilka zdjęć, przyznam się, że pierwszy raz podjechałem tak blisko pod pałac, najczęściej zdjęcia robiłem znad pobliskiego stawu, a wjeżdżałem na teren główną bramą...
Krajobraz rodem z Windowsa XP ;) © amiga
Całkiem przyzwoity szlak © amiga
Strażnica/Zamek i jaskinia Ostrężnik © amiga
Pałac Raczyńskich w Złotym Potoku © amiga
Czas ucieka, musimy dotrzeć w okolice Olsztyna za około 90 minut... niby niedaleko, jednak obawiam się, że może wyskoczyć nam jakaś niespodzianka, w postaci piaskownicy... więc im szybciej wyjedziemy tym lepiej. Na wprost pałacu znajduje się szlak Maryjny ;) lub jak kto woli Czerwony Pieszy szlak Orlich Gniazd lub Droga Klonowa ;)... do wyboru do koloru... Nawierzchnia dość nieprzyjemna, sporo kamieni, rowerami nieco rzuca... jednak da się po tym jechać. Gdy docieramy w pobliże Siedlca, decyzja mogła być tylko jedna, asfalt więc wracamy na szlak którym wcześniej już jechaliśmy, to tylko kilka km, a powinno nam to nieco przyspieszyć przejazd. Ponownie jedziemy przy pustyni Siedleckiej i Zrębice... mamy tym razem nieco szczęścia... kościółek jest pusty i otwarty, tzn częściowo otwarty, wewnątrz są zamknięte przeszklone drzwi... ale widać wnętrze :)
Kościół św. Idziego w Zrębicach © amiga
Wewnątrz Kościoła św. Idziego © amiga
Końcówka wycieczki to czerwony rowerowy, aż do samego Olsztyna, tam mamy chwilę by odsapnąć, pakujemy rowery i zostaję podwieziony do Częstochowy.
Skałki w okolicy Olsztyna © amiga
Piachy też się trafiają © amiga
Po drugiej stronie jest zamek w Olsztynie © amiga
Szczęśliwa Karolina po przejechaniu kolejnej piaskownicy © amiga
Na brak piasku nie możemy narzekać © amiga
Wieża zamkowa na skale © amiga
Po pożegnaniu jadę dalej sam, do dworca niedaleko, ale rowerówka wzdłuż Alei Niepodległości to jakiś żart... są miejsca gdzie jeden rower ma problem by się zmieścić pomiędzy płotem, a słupami... to jakiś obłęd... To jest jeden z tych powodów dla których uważam, że rowerówki powinno się zlikwidować. Są niebezpieczne.
Głupie pomysły na drogi pieszo-rowerowe w Częstochowie - wydaje mi się, że nie spełnia żadnych wymogów © amiga
Wkrótce docieram do dworca PKP, okazuje się, że mam sporo czasu, ląduję więc u pobliskiego chińczyka... jedzenie jak zawsze pycha...
Dworzec PKP w Częstochowie © amiga
Do domu docieram po 21... zaczęło się ściemniać... jakoś mi to nie przeszkadza.
Dzień spędzony aktywnie, w Towarzystwie Karoliny. Jak zawsze było to niesamowite spotkanie. Mam nadzieję, że Cię nie zanudziłem ;) Szkoda tylko, że prognozy na weekend pokrzyżowały nam plany... ale... co się odwlecze to nie uciecze :)