Wyprawa do Gdańska dzień pierwszy ;)
Przygotowania do wyjazdu idą mi opornie, problemy w domu, do kompletu rehabilitacja, wizyta w szpitalu burza w nocy, zalanie mieszkania przez nieżyjącego już sąsiada... powodują, że w nocy przed śpię niecałe 3 godziny. Kończę się pakować około 6:00. Pociąg mam po 8:00. Jest trochę czasu, ale oczy na zapałkach, a kawa leje się strumieniami ;)
W końcu nadchodzi pora wyjazdu, jadę oczywiście do Tomaszowa z przesiadką w Koluszkach. Jako, że to IC to standardowo pojawia się problem z rowerem, bo miejsce jest przeznaczone zarówno na bagaże jak i rowery, to chore rozwiązanie. Po interwencji konduktora, walizki zostają przeniesione i rower jednak zawisa na haku. Mogę chwilę odpocząć.
W Koluszkach 40 minut przerwy, wychodzę na miasto, jest upalnie, kupuję lody, jest jakby lepiej, rowerowi też coś się należy, wiec podjeżdżam na myjnię, miałem to zrobić wczoraj, jednak wszystko się pokomplikowało... 2 zł i rower wygląda porządnie :)
Wsiadam do pociągu do Tomaszowa, nawet nie szukam haków, wysiadam za 30 minut, postoję. Na miejscu mam 3 godziny, jadę do Karoliny, powitanie :), gadu-gadu, czas leci. Dochodzi 15... pora się pozbierać. Już w 2-kę udajemy się na dworzec. Pociąg dociera prawie o czasie. 2 godziny jazdy przed nami... 2 godziny pogaduch... Wyjątkowo w tym składzie jest nieco więcej miejsca na rowery. Tak można jechać. Tyle, że przed Włoszczową pociąg staje, 40 minut z głowy, przepuszczamy jakieś 2 składy... Nie wróży to dobrze. Nocleg mamy w Krzywaczce około 30 km od Krakowa.
Kraków znad Wisły © amiga
Będzie ciężko zdążyć przez zmrokiem, ale może damy radę :), Wyjazd z Krakowa tragedia, chcieliśmy odwiedzić stare miasto, Kazimierz, ale tysiące osób i remontowane drogi skutecznie nad od tego odwiodły, marzymy by tylko wydostać się z miasta. Jak nie przepadam, za centrum Katowic, tak mam wrażenie, że u nas jest sielanka :). Centrum Krakowa jest gorsze niż Warszawska starówka. Wkurzają mnie naganiacze do klubów go-go, do escape-roomów, knajp... itd..
Uciekamy z Krakowa, trasę wybraliśmy wzdłuż Wisły do Tyńca, Skawinę, Radziszów i do Krzywaczki. Obserwujemy zachodzące słońce, 2 drobne pomyłki kosztują nas trochę czasu. Na jednej z dróg, za Radziszowem zwinęli most - będzie nowy, ale przejazdu nie ma. Tak przynajmniej twierdzą tubylcy. Nadłożone km mszczą się... Gdy docieramy na wysokość drogi 52 jest już ciemno... Musimy przejechać kawałem tą drogą, dla bezpieczeństwa wybieramy chodnik, to jakiś kilometr, może 2. Wszystko idzie spokojnie sprawnie do czasu gdy ni z tego, ni z owego pojawiają się schody, całe szczęście, że nie są wysokie, a kolejne stopnie dzieli metr. Momentalnie widzę siebie jak lecę, jak łamię rękę, udaje mi się zatrzymać, spoglądam na Karolinę, nic się nie stało, udało jej się też bezpiecznie wyhamować. Nie lubię takich niespodzianek. Jakby nie mogło być pochylni w tym miejscu. Nie zazdroszczę mieszkańcom.
Już zachodzi słoneczko, za kościółem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Krakowie © amiga
Docieramy do Hotelu pod Kogutkiem, rowery nocują pod schodami wewnątrz budynku, my mamy do dyspozycji całkiem niezły pokój, tyle, że brak klimatyzacji trochę rozczarowuje, wewnątrz jest gorąco, myślę, że około 26-28 stopni. Udajemy się jeszcze na kolację do przyległej karczmy. Jedzenie pycha :)
Noc niestety męcząca, gorąco robi swoje, a za oknem 2 burki sąsiadów ujadają jak oszalałe...
Podsumowując to Gdańsk zostaje na kiedyś tam, a teraz przyszedł niespodziewanie czas na Kraków :)
Opis Karoliny: http://tymoteuszka.bikestats.pl/