Dzień 5 - Na Jurajskim szlaku cz.2 do Częstochowy
Wtorek, 15 sierpnia 2017
· Komentarze(2)
Poranek niesamowicie piękny, słoneczny, dość ciepły. Jako, że odcinek do przejechania jest krótszy niż w ostatnich dniach to możemy wyjechać ciut później, jest czas na spokojne śniadanie, przygotowanie rowerów, siebie, pozbieranie wysuszonego prania :). Ruszamy około 8:30.
Miejsce noclegowe jest godne polecenia :), czysto, schludnie, dostęp do kuchni, przyzwoite łazienki... i niska cena :) Więc jeżeli będziecie szukać noclegu to warto zajrzeć do Niny :) Jedyne do czego można było się przyczepić, to rolety które poruszając się przy uchylonym oknie wydawały dźwięki jakby się ktoś załatwiał pod oknem. Trochę trwało zanim to wyczailiśmy, podwinięcie rolety rozwiązało problem ;)
Nasz nocleg w Włodowicach, może wygląda niepozornie, ale warto tam zajechać :) © amiga
Kierujemy się na Huciska, prawie od początku witają nas solidne podjazdy, chyba nawet na Lanckoronie nie było tak stromo... a może to zmęczenie daje znać o sobie. W końcu jesteśmy w trasie już 5-ty dzień, kilkaset km za nami... a może to te śniadanie... za dużo? Nie ma co narzekać...
Pagórki w okolicy Huciska © amiga
Gdyby wszystkie szlaki takie były © amiga
Widać już zamek w Bobolicach © amiga
Podziwiamy widoku, rozkoszujemy się ciepłym porankiem i na spokojnie docieramy w pobliże zamku w Bobolicach, im bliżej jesteśmy tym większe wywiera wrażenie. Pewnie gdybyśmy byli później dało by się wejść do środka. Jednak nawet przy samym zamku jest pięknie. Mija dobre kilkanaście minut.
Piękny zamek Bobolice © amiga
Przy zamku w Bobolicach © amiga
Szczęśliwa Karolina :) © amiga
Wsiadamy na rowery i obieramy kierunek na Mirów, po drodze natykamy się na dziesiątki rowerzystów, dzień wolny, więc trzeba go wykorzystać :).
Zamek Mirów © amiga
Od Mirowa jedziemy na Żarki, piękna nowiutka asfaltówka, jak to na jurze pojawiały się i górki i dolinki. Zatrzymujemy się na chwilę na jednym z miejsc postojowych. Kombinujemy co w Żarkach, zjechaliśmy je 2 miesiące temu przy okazji innej wycieczki. Karolina zauważa jednak coś czego nie widzieliśmy. Jakiś kilometr, może 2 od Żarek znajdują się ruiny kościoła. Jedziemy :)
Mirowski gościniec prowadzący do Żarek © amiga
Jedno z miejsc postojowych © amiga
Wiatr w twarz, do tej pory nas wspomagał, jedzie się wyjątkowo ciężko, ale to blisko. Na miejscu zaskoczenie. Ruiny wyremontowane ;), przyzwoite miejsce postojowe, widokowe... Jest co robić. Czas ucieka... a do Częstochowy jeszcze kawałek.
Ruiny kościoła św. Stanisława, biskupa męczennika w Żarkach © amiga
Ruiny kościoła św. Stanisława, biskupa męczennika © amiga
W kierunku ołtarza © amiga
Kuesta Jurajska © amiga
Przyłapana na foceniu :) © amiga
Za Żarkami powoli wyjeżdżamy z jury, część północną mamy już zjeżdżoną... za to pora na odwiedziny zalewu w Poraju, kierując się na niego odwiedzamy Przybynów. Niestety wszystko zamknięte. Jedynie szybkie zdjęcia i wracamy na szlak.
Kościół św. Mikołaja w Przybynowie © amiga
Agrogospodarstwo i mini skansen "Pod Skałką" w Przybynowie © amiga
Do Poraja docieramy dość szybko, nad zalewem robimy sobie przerwę drugo-śniadaniową :), Kanapki jadą z nami już kilka godzin. Pora się posilić. Nad zalewem wieje przyjemy wiatr, przy wysokiej temperaturze w słońcu to przyjemne :) Pochylamy się też nad mapami, by skorygować, zmienić trasę.
Zalew Porajski © amiga
Trzeba zajrzeć na mapy :) © amiga
Niski poziom wody © amiga
Ptasia wyspa © amiga
Po drobnych korektach ruszamy dalej, namówiłem Karolinę by pojechać szlakiem przez las... a to nie był dobry wybór, o ile na początku był to asfalt to od któregoś momentu pojawił się piach... dało się jechać ale bardzo, bardzo wolno... zaskoczyło za to oznaczenie żółtego szlaku rowerowego. Ścieżka przygotowana dla fatbików... w kilku miejscach zasieki i konieczność przenoszenia rowerów nad torami... nie lubię takich niespodzianek, szczególnie gdy jedzie się z sakwami.
Młode bociany :) © amiga
Rzut okiem w kierunku tamy © amiga
Oficjalny żółty szlak rowerowy... - jakieś jaja © amiga
W zamian za męczenie się z piaskami odwiedzamy 2 stare młyny.
Młyn w okolicach Nowej Wsi © amiga
Kolejny stary młyn niedaleko Nowej Wsi © amiga
Tyłami docieramy do Częstochowy, w centrum ludzi jak mrówek, w końcu to zlot pielgrzymów. Szukamy jakiegoś miejsca gdzie można coś zjeść. Karolina coś wspomina o KFC tam też stajemy. Trochę trwa zanim składamy zamówienie. Kurczaki pyszne, pikantne i jest ich dużo... nie dajemy rady tego zjeść... w komplecie zimna lemoniada i kawa... Czas jednak płynie nieubłaganie. Powoli nadchodzi pora pożegnania. Podjeżdżamy pod umówioną stację gdzie witam się z rodzicami Karoliny... zamieniamy kilka zdań, pakujemy rower. Następuje chwila pożegnania. Łezka w oku się kręci.... ale może wkrótce znowu uda się gdzieś pojechać... jeszcze mamy trochę lata :)
Udaję się już samotnie na dworzec PKP, zaliczając jeszcze kiosk gdzie kupuję coś do picia na drogę. Pociąg rusza o czasie... wewnątrz sporo pielgrzymów, zmęczeni odpoczywają... Docieram do Katowic, jest coś po 18, do domu zostało 6 km... jadę spokojnie, niespiesznie...
Opis Karoliny: Tymoteuszka.bikestats.pl
Wielkie dzięki za kolejną wspólną wyprawę... czekam na następną i tęsknię...
Miejsce noclegowe jest godne polecenia :), czysto, schludnie, dostęp do kuchni, przyzwoite łazienki... i niska cena :) Więc jeżeli będziecie szukać noclegu to warto zajrzeć do Niny :) Jedyne do czego można było się przyczepić, to rolety które poruszając się przy uchylonym oknie wydawały dźwięki jakby się ktoś załatwiał pod oknem. Trochę trwało zanim to wyczailiśmy, podwinięcie rolety rozwiązało problem ;)
Nasz nocleg w Włodowicach, może wygląda niepozornie, ale warto tam zajechać :) © amiga
Kierujemy się na Huciska, prawie od początku witają nas solidne podjazdy, chyba nawet na Lanckoronie nie było tak stromo... a może to zmęczenie daje znać o sobie. W końcu jesteśmy w trasie już 5-ty dzień, kilkaset km za nami... a może to te śniadanie... za dużo? Nie ma co narzekać...
Pagórki w okolicy Huciska © amiga
Gdyby wszystkie szlaki takie były © amiga
Widać już zamek w Bobolicach © amiga
Podziwiamy widoku, rozkoszujemy się ciepłym porankiem i na spokojnie docieramy w pobliże zamku w Bobolicach, im bliżej jesteśmy tym większe wywiera wrażenie. Pewnie gdybyśmy byli później dało by się wejść do środka. Jednak nawet przy samym zamku jest pięknie. Mija dobre kilkanaście minut.
Piękny zamek Bobolice © amiga
Przy zamku w Bobolicach © amiga
Szczęśliwa Karolina :) © amiga
Wsiadamy na rowery i obieramy kierunek na Mirów, po drodze natykamy się na dziesiątki rowerzystów, dzień wolny, więc trzeba go wykorzystać :).
Zamek Mirów © amiga
Od Mirowa jedziemy na Żarki, piękna nowiutka asfaltówka, jak to na jurze pojawiały się i górki i dolinki. Zatrzymujemy się na chwilę na jednym z miejsc postojowych. Kombinujemy co w Żarkach, zjechaliśmy je 2 miesiące temu przy okazji innej wycieczki. Karolina zauważa jednak coś czego nie widzieliśmy. Jakiś kilometr, może 2 od Żarek znajdują się ruiny kościoła. Jedziemy :)
Mirowski gościniec prowadzący do Żarek © amiga
Jedno z miejsc postojowych © amiga
Wiatr w twarz, do tej pory nas wspomagał, jedzie się wyjątkowo ciężko, ale to blisko. Na miejscu zaskoczenie. Ruiny wyremontowane ;), przyzwoite miejsce postojowe, widokowe... Jest co robić. Czas ucieka... a do Częstochowy jeszcze kawałek.
Ruiny kościoła św. Stanisława, biskupa męczennika w Żarkach © amiga
Ruiny kościoła św. Stanisława, biskupa męczennika © amiga
W kierunku ołtarza © amiga
Kuesta Jurajska © amiga
Przyłapana na foceniu :) © amiga
Za Żarkami powoli wyjeżdżamy z jury, część północną mamy już zjeżdżoną... za to pora na odwiedziny zalewu w Poraju, kierując się na niego odwiedzamy Przybynów. Niestety wszystko zamknięte. Jedynie szybkie zdjęcia i wracamy na szlak.
Kościół św. Mikołaja w Przybynowie © amiga
Agrogospodarstwo i mini skansen "Pod Skałką" w Przybynowie © amiga
Do Poraja docieramy dość szybko, nad zalewem robimy sobie przerwę drugo-śniadaniową :), Kanapki jadą z nami już kilka godzin. Pora się posilić. Nad zalewem wieje przyjemy wiatr, przy wysokiej temperaturze w słońcu to przyjemne :) Pochylamy się też nad mapami, by skorygować, zmienić trasę.
Zalew Porajski © amiga
Trzeba zajrzeć na mapy :) © amiga
Niski poziom wody © amiga
Ptasia wyspa © amiga
Po drobnych korektach ruszamy dalej, namówiłem Karolinę by pojechać szlakiem przez las... a to nie był dobry wybór, o ile na początku był to asfalt to od któregoś momentu pojawił się piach... dało się jechać ale bardzo, bardzo wolno... zaskoczyło za to oznaczenie żółtego szlaku rowerowego. Ścieżka przygotowana dla fatbików... w kilku miejscach zasieki i konieczność przenoszenia rowerów nad torami... nie lubię takich niespodzianek, szczególnie gdy jedzie się z sakwami.
Młode bociany :) © amiga
Rzut okiem w kierunku tamy © amiga
Oficjalny żółty szlak rowerowy... - jakieś jaja © amiga
W zamian za męczenie się z piaskami odwiedzamy 2 stare młyny.
Młyn w okolicach Nowej Wsi © amiga
Kolejny stary młyn niedaleko Nowej Wsi © amiga
Tyłami docieramy do Częstochowy, w centrum ludzi jak mrówek, w końcu to zlot pielgrzymów. Szukamy jakiegoś miejsca gdzie można coś zjeść. Karolina coś wspomina o KFC tam też stajemy. Trochę trwa zanim składamy zamówienie. Kurczaki pyszne, pikantne i jest ich dużo... nie dajemy rady tego zjeść... w komplecie zimna lemoniada i kawa... Czas jednak płynie nieubłaganie. Powoli nadchodzi pora pożegnania. Podjeżdżamy pod umówioną stację gdzie witam się z rodzicami Karoliny... zamieniamy kilka zdań, pakujemy rower. Następuje chwila pożegnania. Łezka w oku się kręci.... ale może wkrótce znowu uda się gdzieś pojechać... jeszcze mamy trochę lata :)
Udaję się już samotnie na dworzec PKP, zaliczając jeszcze kiosk gdzie kupuję coś do picia na drogę. Pociąg rusza o czasie... wewnątrz sporo pielgrzymów, zmęczeni odpoczywają... Docieram do Katowic, jest coś po 18, do domu zostało 6 km... jadę spokojnie, niespiesznie...
Opis Karoliny: Tymoteuszka.bikestats.pl
Wielkie dzięki za kolejną wspólną wyprawę... czekam na następną i tęsknię...