Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:25085.92 km (w terenie 6008.46 km; 23.95%)
Czas w ruchu:1471:29
Średnia prędkość:17.05 km/h
Maksymalna prędkość:64.91 km/h
Suma podjazdów:154398 m
Maks. tętno maksymalne:240 (130 %)
Maks. tętno średnie:156 (84 %)
Suma kalorii:1058920 kcal
Liczba aktywności:339
Średnio na aktywność:74.00 km i 4h 20m
Więcej statystyk

Powót, uszkodzona opona, masakra krytyczna Katowice...

Piątek, 27 lipca 2012 · Komentarze(12)
Waldek Tour - Szczęśliwej drogi już czas


Powyższy kawałek dla tych którzy wyryszają rowerami na wakacje w ten weekend ;), zresztą też wybieram się w Beskidy ;)

Pokręcony dzień, rano zauważyłem, że rozwaliłem kolejną oponę w tym sezonie, cały czas czekam na posadę testera w firmie rowerowej. Tym razem rozpruta została opona Kenda SBE na długości ok 10cm, przy obręczy (przejechane 1700km). W ciągu dnia kupiłem nowego Maxxisa Crossmarka, zobaczymy ile na nim pojeżdżę.

Ok 16:00 zaczynam się zbierać, wymieniam przy okazji uszkodzoną oponę i ruszam tym razem asfaltami, centralnie przez Zabrze, Rudę Śląską, Świętochłowice, Chorzów i Katowice. Myślałem, że pojadę szybciej, okazało się, że... jazda na czerwonej fali skutecznie spowalnia podróż. Ostatnio gdy jechałem na masę moją standardową trasą, to pomimo, że było 10km więcej przejechałem ją w podobnym czasie. Fuck....

Docieram na miejsce 2 minuty przed czasem i szok.... jest ledwie 11 osób + ja, to nie masa, to maska. To karykatura tego co powinno być w tak dużym mieście jak Katowice.
Po objeździe Katowic rozmawiamy dłuższą chwilę z Łukaszem na dolinie 3 stawów i ... spróbujemy rozruszać tą imprezę, najbliższy sprawdzian za miesiąc, niewiele czasu... . Szukamy więc kontaktu z dotychczasowymi organizatorami masy w Katowicach, ciężko powiedzieć czy już im się nie chce, czy nie mogą, może pora zmienić formułę tego spotkania. Mile widziane są też osoby które chciałby by wspomóc nas w tych działaniach. Im będzie nas więcej tym lepiej. Co z tego wyjdzie to się okaże.

Mam nadzieję że udam nam się Katowiczanie pozbierać i pokazać, że to NASZE
MIASTO i rower jest najlepszym środkiem komunikacji.

Ech.... jak sobie przypomnę Masę Zagłębiowską....

świętochłowice przepraszają © amiga


Maska krytyczna 1 © amiga


Maska Krytyczna 2 © amiga


Maska krytyczna 3 © amiga

Być jak Harry Potter

Niedziela, 22 lipca 2012 · Komentarze(4)
The Analogs - Co warte jest życie


Sobota rano. Przygotowuję się do wyjazdu, na małe spotkanie Bikestats i nie tylko. Klasycznie jak to bywa w takich przypadkach od wczesnych godzin zaczyna się młyn. Wypad do siostry, objazd kilku sklepów, zakupy, a czas leci, mało… czas zap...a. Nie wiadomo kiedy wybija 16:00 pora ruszyć 4 litery. Siedzimy w samochodzie i jedziemy w piątkę. Ja, moja siostra Basia, szwagier Philippe i dwójka dzieci Julie i Hugo.

Pierwszym punktem wycieczki jest Pogoria III w Dąbrowie Górniczej, tam niektórzy spragnieni zażywają kąpieli, a inni odpoczywają na plaży.

Pogoria III © amiga


Przy okazji postanawiamy odwiedzić mini Zoo w pobliskim parku. Jednakże okazuje się, że zostało zlikwidowane, więc pozostało nam tylko cieszyć się małą przechadzką po pięknym, acz lekko zaniedbanym parku.

Na miejsce biesiady (ogniska) docieramy ok 20:00, późno. Na miejscu są jednak tylko
Monika i Tomek, chwilę później docierają Darek, Anetka, Wiktor i Igorek. Jesteśmy w komplecie, z drugiej strony szkoda, że jeszcze kilka osób nie dotarło, byłoby weselej.

Jak przystało na każdym szanującym się ognisku zaczynamy od pieczenia kiełbasek.

Kiełbaski muszą być... © amiga


Powoli zabawa zaczyna się rozkręcać...

Gramy w Darta © amiga


Prywatny koncert undergroundowy umila nam spotkanie...

Best of Underground © amiga


Po jakimś czasie możemy zacząć zajmować się poważniejszymi sprawami, zaczynamy od prostych zaklęć...

Harry Potter ? © amiga


Później przychodzi pora na te poważniejsze...

Lumos... - szkoła magii © amiga


Aż dochodzimy do perfekcji, jesteśmy najlepsi w tym co robimy

Ogniu krocz ze mną... © amiga


Po prostu Profesjonalnie Extremalni (a może jakoś odwrotnie to miało być?)

Ognisty kod kreskowy © amiga


Chyba przesadzamy z zabawami z ogniem..., pora uśmierzyć emocje, uspokoić się i zakończyć wspaniały wieczór przy ognisku.

Czy to jeszcze ognisko, czy już pożar? © amiga


Niedziela, budzi nas piękna pogoda, jest ciepło, przyjemnie, szkoda tylko, że izobroniki i inne napoje wyłączające kontrolę jeszcze działają.

Poranne niebo... © amiga


Po południu musimy kończyć spotkanie i pora wracać do domu, już w Ochojcu pada deklaracja z mojej strony zabrania młodzieży na mały wypad rowerowy po okolicy. Zabieramy 3 rowerki i ruszamy. Przyznam się, że nie miałem zielonego pojęcia o kondycji maluchów więc pierwotnie zaplanowałem coś bardziej ambitnego, jednak po 5km musiałem zrewidować moje założenia i zmienić trasę na nieco mniej wymagającą. Młodzież, jest chyba dodatkowo zmęczona po wczorajszym Tour De Łosień ;P.

Młodzi w lesie © amiga



Ps. W sumie weekend uznaję za bardzo udany, dziękuję Organizatorce za wspaniałą zabawę i rewelacyjne przygotowanie, nie mogę oczywiście nie wspomnieć o pozostałych uczestnikach zgromadzenia, bawiących się, mam nadzieję, równie dobrze jak ja. Szkoda, że weekend tak szybko minął, jednak liczę na spotkanie w niedługim czasie w jeszcze liczniejszym gronie.

Wyprawa do Lublińca

Sobota, 14 lipca 2012 · Komentarze(19)
Grzegorz z Ciechowa - polka galopka


Piąta rano, znowu sobota, znowu wczesna pobudka. Na szczęście mały przegląd roweru zrobiłem wczoraj. Dzisiaj muszę tylko wsiąść na rower i pojechać.

Około 6:20 dojeżdżam na umówione miejsce pod Kościołem Mariackim spotykam się z Filipem i Irkiem (niezrzeszonym na BS), jedziemy do Sosnowca na zbiórkę Cyklozy. Docieramy 15 min. przed czasem, jesteśmy pierwsi. Mija pół godziny i docierają pozostali uczestnicy wycieczki. z Bikestats są jeszcze: Avacs, Djk71, Limit, Gozdi89. W sumie uzbierała się grupa ok 20 osób.

W końcu ruszamy, jedziemy bocznymi drogami, ścieżkami polnymi, leśnymi, czyli to co tygrysy lubią najbardziej ;). Trasa wiedzie przez Czeladź, Wojkowice, Wymysłów, Brynicę, Żyglin, Miasteczko Śląskie, Kalety, Rusinowice i Lubliniec.

Rozmowy z tubylcami © amiga


W trakcie wycieczki robimy kilka przerw na uzupełnienie zapasów we "wsiowych" sklepach, zaliczmy też mały bunkier.

Wchodzimy do bunkra ? © amiga


Jeszcze tylko się podciągnąć... © amiga


Wycieczka japończyków ? © amiga


Mech przybunkrowy © amiga


Bunkier z innej strony © amiga


W końcu wjeżdżamy w lasy, jedziemy piaszczystymi ścieżkami, przed "Piłką", odbijamy na chwilę w bok i.. lądujemy na bagnach, dość dziwne miejsce, zważywszy to że wszędzie dookoła masa piachu, okolica przypomina nieco Jurę KC, a tu ni stąd ni zowąd bagna ;) - fajne.

Chwila przerwy w rezerwanie przyrody © amiga


na bagnach © amiga


Uśmiech proszę © amiga


Ruszamy dalej, czas nas nieco goni, w planie jest niby tylko 150km, ale teren daje się nam we znaki, gdzie się da (na szosach) próbujemy przyspieszać i idzie nam to całkiem sprawnie.

trzeba trochę przyspieszyć © amiga


niektórzy się nie spieszą ;P © amiga


W końcu lądujemy w Lublińcu, szybki objazd rynku i docieramy do knajpki. Trzeba coś zjeść, ceny i pasza rewelacyjne, może trzeba będzie częściej wpadać tu na obiady ;). Po ponad godzinie ruszamy dalej, zatrzymujemy się na chwilę przy Biedronce i gnamy dalej. Krótka przerwa jeszcze przy biedronce, na uzupełnienie zapasów i jedziemy.

Przydrożna kapliczka © amiga


Chwila przerwy © amiga


Ciekawe co autor miał na myśli ? © amiga


Niedaleko jednej z knajpek trafiamy na fabrykę papieru, widać, że jest lekko naruszona zębem czasu, ale jeszcze działa (zatrudnia 10 osób), zabudowania robią niesamowite wrażenie, miejmy nadzieje, że to miejsce przeżyje, być może w innej formie, podobnie jak fabryka zapałek w Częstochowie.

Fabryka papieru kiedyś prochownia © amiga


Szkoda, żeby to miejsce zostało zapomniane © amiga


Przed bramą © amiga


W Tarnowskich Górach (Darek, Irek, Filip i ja) odrywamy się od peletonu i postanawiamy jechać przez Bytom, Zabrze, Rudę Śląską i Panewniki do domu. Robimy krótkie przerwy w dolomitach,

Kwiaty w dolomitach © amiga


Dolomity v2 © amiga


przy ścianie w Miechowicach.

Gadająca ściana © amiga


Robi się już dość późno, a do Katowic wybraliśmy nie najkrótszą drogę (w końcu 200 musi pęknąć). Przed nami jeszcze ok 40km ;), w trasie jeszcze chwila na pozowanie,

Dobrze jest przypozować ;P © amiga


a w Halembie mam okazję zobaczyć piękny zachód słońca.

Piękny zachód słońca nad Halembą © amiga


Sama wycieczka była rewelacyjna, jedynie do czego mógłbym się przyczepić, to brakowało przerw postojów przy miejscach wartych zobaczenia, choćby Świerklaniec, obok którego tylko śmignęliśmy, minęliśmy również kilka ciekawych kościółków drewnianych, murowanych, olane zostały zabytki Lublińca. Trochę tego szkoda. Za to w zamian był Polo Market, Biedronka, i wsiowe sklepy ;)

Koniec narzekania i tak było zajebiście. Dzięki za super wypad, dzięki za super towarzystwo, dzięki za wszystko, na przyszłość piszę się na kolejne wypady.

Z innych spraw to organizacja samej wyprawy była wzorowa, awarii po drodze było niewiele w tym 2 złapane przeze mnie gumy + jeszcze jeden snejk (nie mój) i awaria bagażnika (pościł spaw).

Wracając do domu brakowało mi do pełni szczęścia ok 7km (do kolejnej 200), więc kawałek odprowadziłem Filipa, później wróciłem częściowo lasami, częściowo bocznymi ścieżkami nadrabiając ten mały brak. Przy wyjeździe z lasu na coś najeżdżam, słyszę przeraźliwy ssyk i... łapię kolejną panę. Dętka jest rozcięta w 2 miejscach na długości ok 6-7mm co ciekawe na oponie nie ma żadnego śladu rozcięcia. Przeszukuję środek opony, nie ma nic wbitego, nic nie lata w środku, dziwna ta awaria. Dętki już mi się skończyły więc łatam jedną z tych które mam i wracam do domu.

Jeszcze jedno wg Endomondo było ok 1900m przewyższeń.


Na Picasa web album wystawiłem zdjęcia w większości 1:1 bez obróbki, bez przeglądania, tyle że po konwersji na jpg. Można je oczywiście pobrać. Jak ktoś chce je w oryginale (ok 3GB) - format NEF to proszę o kontakt ;)
Zdjęcia

Jadą, jadą gości... - Pierwsze spotkanie BS na Stargańcu

Czwartek, 5 lipca 2012 · Komentarze(15)
Artur Andrus - Duś, duś gołąbki jadą, jadą gości...


Dzień, jak co dzień, plan napięty. W pracy staję w blokach startowych o 16:00 - nie zdarza mi się to prawie nigdy, jednak dzisiaj muszę być o 18:00 na Stargańcu, na spontanicznym spotkaniu BS wywołanym przez Monikę, Tomka i trochę mnie.
Zaczęło się tak niewinne, od tego, że Monika nigdy nie była na Stargańcu :), później już poleciało. Dwa dni temu ogłosiłem spęd na blogu i zaczęły się zgłaszać kolejne chętne osoby, do niektórych zapukałem osobiście, obdzwoniłem kilku znajomych niezrzeszonych na BikeStats-ie.

Do Katowic dotarłem w średnim tempie, temperatura dobijała, w cieniu ponad 30 stopni, jadę jedną z krótszych tras, nie mam czasu na to, aby bawić się w podjazdy, chociaż kilka górek i tam zaliczyłem :).

Na chwilę wpadam do domu, szybka kąpiel, przebieram się w coś czystego, zbieram trochę gratów i lecę na Starganiec, jestem lekko spóźniony, docieram na miejsce ok 18:10. Objeżdżam staw i… nikogo nie widzę. Ustawiam się przy głównym wjeździe i czekam, po 20 min dociera silna ekipa z Zagłębia, jedziemy na miejsce spotkania, kilka min. później docierają kolejni bikerzy, tym razem Ślązacy :),
Próbujemy chwilę odpocząć, jednak okazuje się, że niektórzy zaginęli w akcji, ruszam z odsieczą, wracam skrótami do Piotrowic i... dzwonię, dowiaduję się, że jednak znaleźli drogę tyle, że nieco inną, standardową przez Zadole i są już prawie na miejscu. Jadę po raz kolejny dzisiaj nad staw ;P. 10 min później jestem już z wszystkimi, można porozmawiać, można w końcu chwilę odpocząć.

Chwila odpoczynku © amiga


Niskie pokłony przed rowerami © amiga


chwila na pogaduchy przy ruinach © amiga


Po dłuższej chwili pora ruszyć do lasu po chrust ;), część ekipy pilnuje naszych rumaków, reszta gania po zaroślach. Białogłowy mogą zabrać się za "podniecanie ognia", idzie im to całkiem sprawnie, widać że mają duże doświadczenie ;)

Podniecamy ogień © amiga


Troszkę nas jest © amiga


W końcu "nadejszła" długo oczekiwana chwila, możemy zabrać się za pieczenie kiełbasek, a niektórzy podgrzewają camemberty. Dzięki izobronikom imprezka zaczyna się robić coraz bardziej luźna, rozmowy schodzą na nierowerowe tematy, chociaż ta tematyka i tak gdzieś tam cały czas się wplata, zresztą jakby mogło być inaczej :)

Pieczenie kiełbasek © amiga


Ognisko jak się patrzy © amiga


"Kruk ma ser" © amiga


Po 21:00 towarzystwo zaczyna powoli się rozjeżdżać, najwytrwalsi jednak zostają, pieką kolejne kiełbaski, zapijając czym tylko się da i rozmawiają, rozmawiają, rozmawiają....

Niektórzy wyjeżdżają wcześniej © amiga


O czym oni mogą rozmawiać ? © amiga


Gadające głowy © amiga


Starganiec wieczorową porą © amiga


Powoli robi się ciemno © amiga


Ostatnie pieczenie kiełbasek © amiga


Na zakończenie imprezki przyszła długo oczekiwana pora na zrobienie wspólnej foty, w końcu to chyba pierwsze takie spotkanie w Katowicach, pada propozycja cyklicznych spotkań, może połączenie ich z Masą ?

Gruppen foto © amiga



Chwilę po sesji © amiga


Jeszcze jest ktoś głodny ? © amiga


Około 22:00 pora się zbierać, jest późno, niektórzy mają ponad 40km do domu, (jestem szczęściarzem - mam tylko 6.5km). Ruszamy, chyba najlepiej znam okolice, postanawiam poprowadzić peleton, wraz z Tomkiem narzucamy tempo, po kilku km orientujemy się, że za nami nikogo nie ma.... zatrzymujemy się i czekami, gadamy, znowu czekamy i są, jadą. Ruszamy dalej, tym razem wolniej, w końcu dzień był długi, niektórzy mogą być zmęczeni. Prowadzę Bikestatsowiczów bocznymi drogami, ścieżkami, czasami jest wąsko, czasami stromo, ale wszyscy dają radę, dojeżdżamy do lasu Ochojeckiego, tam chwila na pożegnanie i ruszam do domu.
Ostatnie fotki w lesie Ochojeckim © amiga


Pożegnań czas © amiga


łysy oświetla nam drogę © amiga


15 min później już w domu, kolejna kąpiel dzisiaj i lecę na spotkanie ze znajomym który przyleciał z francji na 1 dzień. Jest 23:00 - "Old Timer Garage" (rewelacyjna knajpa w Piotrowicach), na wejście dostaję "Książęce Pszeniczne" - tego mi było trzeba, biorę kolejne, jest mi już dobrze, organizm nawodniony, spotkanie kończymy ok 1:30 (po kilku kolejnych drinkach), biegiem do domu i spać. Budzik ustawiony na 5:30 - mam czas żeby się wyspać :)


Wracając do spotkania, było rewelacyjnie, było pięknie, mam nadzieję, że imprezka stanie się cyklicznia, może uda się ją połączyć z masą i rozruszać to co jest organizowane w Katowicach, w końcu masa nie musi kończyć się w centrum.

Ps. Wieczorem może uda mi się pozbierać pełną listę uczestników i opisać zdjęcie zbiorowe. Na więcej w tej chwili nie mam czasu.

Trening #1

Niedziela, 1 lipca 2012 · Komentarze(4)
Survivor - Eye Of The Tiger


Czasu dla siebie dzisiaj miałem niewiele, rano sporo zajęć, od południa walka z panelami u siostry i przy okazji z elektryką. Dopiero grubo po 16:00 udaje mi się wsiąść na rower i pojechać na Starganiec na spotkanie z... siostrą i szfagrem ;) Rozmawiamy tam kilkadziesiąt minut i rozstajemy się, oni jadą samochodem do Mikołowa, a ja zmykam w kierunku Ochojca, jadę do qmpla może uda mi się go wyciągnąć na mały wyjazd po okolicy. Darek, to taki mały harpagan rowerowy, mam wrażenie, że urodził się na rowerze. Chcę od niego wyciągnąć jak najwięcej nauki, chcę żeby mnie "przeciorał" po hałdzie i okolicy. Wyjeżdżamy gdzieś po 18:00 i dostałem to co chciałem. Od samego początku narzucił niesamowite tempo, tylko od czasu do czasu schodziliśmy poniżej 30. Jedynie podjazd na hałdę był nieco wolniejszy, na górze byłem już wykończony, on spojrzał na mnie tylko oz góry i powiedział, sam chciałeś. ;)
I miał rację, sam tego chcę, bez ciężkiej pracy nie osiągnę sukcesu, nie pokonam Śnieżki.
Dalsza część trasy równie urozmaicona, sporo podjazdów ale i sporo zjazdów z różnym stopniem trudności. Już w domu czuję, że żyję, czuję, że to jest to, pomimo tego iż sam "trening" trwał około godziny jestem przepocony, sponiewierany, ale nie wykończony.

Przy okazji na hałdzie złapałem pierwszą panę na Manfredzie, a wieczorem czeka mnie regulacja zmieniarek. Kierownica i mostek są zamontowane już niżej, ale chyba wrócę do prostej kierownicy, będzie nieco niżej.

Roki też miał ciężkie początki ;P

Fot tym razem nie ma :(

Industriada i powrót do domu

Sobota, 30 czerwca 2012 · Komentarze(7)
Skaldowie Hymn kolejarzy wąskotorowych


Po imprezowym piątku i deklaracji odnośnie Uphillu na Śnieżkę, dzisiaj od rana czekała nas wycieczka po okolicy, w końcu jest Industriada, trzeba z tego skorzystać. Plan niestety nieco się zmienił, jednak najważniejszy punkt programu pozostał, Bytom Karb - stacja wąskotorówki. Oczywiście nie mogło się obyć bez jazdy rowerem więc zabieramy nasze rumaki i w drogę. Jedziemy w 5-cio osobowym składzie Darek, Anetka, Wiktor, Igorek i oczywiście Ja. Trochę kluczymy po Bytomiu, informacje na stronie nie były zbyt precyzyjne, ale w końcu docieramy na miejsce.

Wjazd pociągu na stację © amiga


Nie dość, że mamy okazję pooglądać lokomotywy, wagony, w zasadzie całą infrastrukturę kolejową, to na dokładkę możemy zobaczyć proces powstawania murali.

Powstające Murale © amiga


Lokomotywa © amiga


Stoi na stacji... © amiga


Postanawiamy pojechać kawałek pociągiem, tzn. dojechać do Tarnowskich Gór, pakujemy rowery do specjalnie przeznaczonego na nie wagonu i zostawiamy je pod okiem czujnego kolejarza, a sami udajemy się do wagonów dla podróżnych.

Rowery odpoczywają w specjalnie przygotowanym wagonie © amiga


Chyba jest trochę cieplo © amiga


Jak to na kolei bywa, pociąg się zepsuł i musimy chwilę poczekać, chwila lekko się przeciąga i po 90 minutach w końcu ruszamy.

Pora odjazdu © amiga


Pociąg się nie spieszy, mamy okazję podziwiać piękne widoki, czasami po twarzach chłoszczą nas gałęzie, ale i tak jest fajnie. Mijani ludzie pozdrawiają, nas kiwają, machają, a niektórzy próbują nam chwilę towarzyszyć jadąc wzdłuż torów.

Niektórzy towarzyszą nam rowerowo © amiga


A inni nas wyprzedzają © amiga


Jedzie pociąg... © amiga


Bo ja jestem proszę pana na zakręcie © amiga


Gdzieś tam w dali zauważam ławeczkę, popisaną czerwoną farbą, jest dość daleko, więc szanse na wykonanie dobrej foty są znikome. Jednak coś się udaje, przyglądając się pismu mam wrażenie, że już gdzieś to widziałem, jak będzie okazja to trzeba będzie się temu przyjrzeć z bliska. Wydaje mi się, że autorem tych sentencji musi być ten sam człowiek który opisuje Mury w pobliżu Miechowic.
Mój opis, Opis Darka.


Ławeczka - napisy jakby znajome © amiga


Uratowani jesteśmy! Bocian! Patrz! Bocian! © amiga


DSD widziana z wąskotorówki © amiga


W końcu wysiadamy z wąskotorówki i jedziemy jak ludzie dalej na rowerach, jest to niezła odmiana po długim staniu w kolejowym wagoniku. Żar lejący się z nieba wykańcza nas coraz bardziej. Szczęśliwie jedziemy głównie lasami w cieniu, jest nieco chłodniej, nieco przyjemniej, chwilami mamy ochotę trochę się podkręcić tempo z Wiktorem i Igorem, dajemy wszystko z siebie i... zaczynamy wyglądać coraz profesjonalniej, spore ilości "charakteru" odpadają z nas i rowerów po wysuszeniu ;), bądź przekroczeniu grubości 1cm :)

Igorek dał dzisiaj z siebie wszystko © amiga


Chwila odpoczynku © amiga


Po dojeździe na Helenkę muszę się pożegnać i jak najszybciej udać do domu. Miałem być max o 15:00 a jest już 16:00. Przydałaby się maszyna czasu, niestety ze sobą mam tylko rower, jedyne co mi pozostało po podziękować za rewelacyjny weekend i pognać do Katowic.

Na kole ku familokom

Sobota, 9 czerwca 2012 · Komentarze(2)
Kolejny piękny weekendowy dzień, może nie idealny, gdzieś wysoko nad nami krążą ciemne deszczowe chmury. Z Darkiem, Anetką, Wiktorem i Igorem wyruszamy ok 9:15 z Helenki, na miejsce spotkania pod Zabrzańskim Muzeum Górnictwa. Dzisiaj czeka nas wycieczka rowerowa organizowana "Na kole ku familokom". Zapowiada się ciekawie, odwiedzić mamy cztery rózne osiedla w zabrzu. Pod Muzeum spotykamy Yoasię.

Punkt pierwszy wycieczki to Kolonia B na Zaborzu, dziwne miejsce, wygląda jakby Bóg o nim zapomniał, jest to jedna z tych dzielnic gdzie po zmroku nie należy się zapuszczać, co nie zmienia faktu, że historia tego miejsca robi wrażenie.
Kolonia B – Zaborze © amiga

Kilkanaście min później ruszamy do chyba najciekawszego miejsca w Zabrzu - Zandki. Byłem tam w zeszłym roku, ale tym razem czekał na nas/na mnie genialny przewodnik Dariusz Waleriański, opowiadający niesamowite historie o tym miejscu.
Na pierwszy ogień idzie opowieść o stalowym domu,

Waleriański na os. Zandka © amiga


Mieszkańcy stalowego domu © amiga


Jednak nieopodal jest coś znacznie ciekawszego, kirkut, zachowany prawie w stanie idealnym, każda wizyta w tym miejscy jest ciekawym doświadczeniem i niesamowitym przeżyciem. Zresztą zdjęcia niech mówią same za siebie.
Urna na cmentarzu ewangielickim © amiga


Zabrzański kirkut © amiga


Pamięć o tych co odeszli © amiga


Nie wszystko jest w stanie idealnym © amiga


bluszcz na cmentarzu © amiga


Płyty nagrobne © amiga


Płyty nagrobne 2 © amiga


Płyty nagrobne 3 © amiga


Pamiętamy... © amiga


Płyty nagrobne 4 © amiga


Niektórzy tu mieszkają © amiga


Pogoda zaczyna się nieco psuć, zaczyna padać deszcz, część współuczestników rezygnuje z wycieczki, jednak nie my. Jedziemy dalej tym razem na os. Borsig w Biskupicach. Stajemy przy niepozornym budynku, jednak w środku odkrywamy coś niesamowitego kapliczkę ewangelicką, zapomnianą, opuszczona, ale na szczęście odkrytą ponownie, jest szansa na jej uratowanie, na to, że nikt nie przerobi jej na magazyn.

kaplica ewangelicka na os. Borsiga – Biskupice © amiga


Niesamowita architektura © amiga


Kapliczka ewangelicka © amiga


W kapliczce kolejne opowieści o ty miejscu i całym osiedlu.

Czas leci nieubłaganie i ruszamy do ostatniego miejsca postoju Osiedle Ballestrema w Rokitnicy. Niesamowicie piękne miejsce, piękne zadbane domy, każdy inny, żadnych sztampowych rozwiązań.

Kolejny stalowy dom - os. Ballestrema - Rokitnica © amiga


Zalotna taka © amiga


Na koniec przewodnicy informują nas o jeszcze jednaj atrakcji w Rokitnicy - tulipanowcach rosnących w pobliżu tutejszej leśniczówki. Nie jest to niestety kolejny punkt wycieczki, ruszamy więc sami. W zasadzie w piątkę, gdyż Yoasia opuszcza nas nieco wcześniej.

Pod tulipanowcem © amiga


Kwiaty tulipanowca © amiga


Wracamy na Helenkę, chwila odpoczynku i niestety musze ruszać w drogę powrotną do Katowic. Wyruszam po 17:00.


Ps. Przepraszam za tak lakoniczny opis, ale czasu mam niewiele najego uzupełnienie. Może go kiedyś poprawię ?

Było rewelacyjnie, dziękuję wszystkim uczestnikom, bez nichto już nie było by to..

I ciekawoska, zanim skończyliśmy zwiedzanie to już zostały umieszczone zdjęcia w Głosie Zabrza. Jestem na pierwszym z nich. Ciekawe czy w wersji drukowanej też będę na Pole Position ;P

A do posłuchania
Apocalyptica - The Life Burns Tour

Rudy, Rybnik, a może coś innego ?

Piątek, 8 czerwca 2012 · Komentarze(7)
Nightwish - Storytime


Jest piątek rano, 5:30, jednak dzisiaj jest inaczej, mam dzień wolny, mam czas żeby gdzieś pojeździć na rowerze, najlepiej z kimś, brakowało mi tego ostatnio. Kilka ciężkich tygodni odcisnęło na mnie swoje piętno, ale dziś mnie to nie obchodzi, umówiłem się z Darkiem na wyprawę do Rud Raciborskich. Warunek jeden musimy wrócić na 16:00 - w końcu mecz to mecz ;P siła wyższa.

Zdzwaniamy się wcześnie z rana i umawiamy się gdzieś po drodze, miejsce spotkania wypadło na hałdzie w Makoszowach, tam pochylamy się nad mapą i ustalamy wstępny plan wycieczki. Ile się da tyle będziemy jechać w terenie, jednak wykonanie planu to już zupełnie inna sprawa ;)

W każdym bądź razie pierwsza część trasy to dojazd do Chudowa, pod zamkiem wyjątkowo pusto, jakoś tak dziwnie, z drugiej strony po raz pierwszy od kilku lat mam zamek bez wszędobylskich turystów ;)

Zamek w Chudowie © amiga


Czarną rowerówką dojeżdżamy do Gierałtowic, a chwilę później pod Knurów, mieliśmy znaleźć się na czerwonym szlaku jednak gdzieś przegapiliśmy zjazd i robimy kółko wokół stawu.

Staw po Knurowem © amiga


Po kilkunastu minutach trafiamy na zgubiony wcześniej czerwony szlak, którym dojeżdżamy do nowo wybudowanej A1, teraz pora odbić na Szczygłowice, wg mapy powinniśmy jechać, żółtym szlakiem, jednak jakiś "artysta" postanowił uprzyjemnić nam jazdę oznaczając trasę naprzemiennie na żółto, niebiesko i czerwono. Może powinni ten szlak nazwać tęczowym ?

W Szczygłowicach robimy krótką przerwą, trzeba uzupełnić zapasy energii. Przeglądamy mapy i chwilę później ruszamy na Wilczą, gdzie mamy wjechać na kolejny szlak rowerowy prowadzący do Ochojca pod Rybnikiem, jednak coś poszło nie tak i ładujemy się na mocno zarośniętą polną ścieżką, wysoka trawa uprzyjemnia nam drogę, tym bardziej, że cały czas jest pod górkę ;P, za to widoki zapierają dech w piersi. Warto było zgubić drogę :).

W okolicach Ochojca wjeżdżamy się na żółty szlak, głównie dlatego, że był dobrze oznakowany, jednak zamiast w Rudach Raciborskich wyjeżdżamy przy Zbiorniku Rybnickim. W zasadzie nie ma co narzekać, bo rozszerzona wersja dzisiejszego planu zakładała dojazd w to miejsce.

Jakiś niski ten stan © amiga


Zbiornik Rybnicki © amiga



Z drugiej strony tamy © amiga


Trochę fot i pora ruszać dalej, niestety czas nie pozwala na dłuższy odpoczynek. Do rozpoczęcia Euro zostało nam ok 4 godzin. Wracamy na trasę i czarnym szlakiem docieramy w końcu do Rud Raciborskich, pierwszy postój na stacji kolejki wąskotorowej. Lubię to miejsce, lubię kolej, w zasadzie był to nasz główny cel podróży.

W końcu udaje mi się ustrzelić obiecanego kiedyś żubrzyka :)
W tle żubrzyk © amiga


Stary zegar na stacji w Rudach Raciborskich © amiga


Stoi przy stacji lokomotywa © amiga


Akcent rowerowy na stacji w Rudach © amiga


To już chyba nigdzie nie pojedzie © amiga


Więzy nie do zerwania © amiga


To wszystko jeszcze działa © amiga


Będąc w Rudach grzechem byłoby nie zaliczyć pobliskiego Zespołu Klasztorno-Pałacowego i przylegającego do niego parku.

Zespół Klasztorno-Pałacowy w Rudach Raciborskich © amiga


Zespół klasztorno-pałacowy - z innej strony © amiga


Chyba lekko go podmyło © amiga


Rzeka Ruda w Rudach Raciborskich © amiga


Pora ruszać w drogę powrotną. Opłotkami docieramy wpierw do Tworoga Małego, dalej Trachy, przy wsiowym sklepie robimy kolejną przerwę, koniecznie muszę uzupełnić poziom płynów, czuję już lekkie odwodnienie, Darek dość dziwnie na mnie patrzy jak rozwiązuję problem 1.5 litrowej butelki wody mineralnej ;P W końcu nie muszę jej wozić z zawartością.
Spoglądamy na zegarki i trzeba ruszać dalej, jedziemy przez Sośnicowice, Łany Wielkie, tam odbijamy na rowerówkę prowadzącą do Gliwic.

Palmiarnia w Gliwicach © amiga


Chwila przerwy przy palmiarni i pędzimy bocznymi ścieżkami na Helenkę, dojeżdżamy przed czasem. Otwarcie dopiero na kilkadziesiąt minut, mamy czas, żeby się przebrać, umyć, coś zjeść i zasiąść w zacnym gronie przed TV.

Kibicowanie wieczorową porą © amiga


Ślad niestety nie jest idealny, brakuje na nim kilkunastu km. (miałem włączoną pauze w endomondo)


Ps. Dzięki za towarzystwo w tej wyprawie, było rewelacyjnie, pogoda dopisała, a mecz był emocjonujący.

Do posłuchania albym Nightwish - Imaginaerum. Jestem nim dalej zachycony.

pogaduchy, po okolicy i takie tam

Sobota, 26 maja 2012 · Komentarze(15)
Po dłuższym okresie w końcu udało umówić się z Darkiem na wspólny wypad po okolicy, głównym celem była jednak potrzeba porozmawiania, wygadania się.
Z domu wyjeżdżam dość późno, wcześniej kilka spraw do załatwienia, spotkanie z Siostrą, znowu i lekka modyfikacja planów.
Na Helenę docieram w okolicach 17:00, dalej jedziemy już wspólnie, w lesie Miechowickim odkrywamy kilka ciekawych ścieżek. Dziwię się, że Darek wcześniej ich nie zauważył, nie jeździł., czekało nas sporo niespodzianek, zjazdów, podjazdów, prawie jak na maratonie MTB ;P. Można się było zmęczyć :).
Po drodze dojeżdżamy do "MURU" w lesie (wcześniej wspominali o tym Daniel oraz Darek na swoich blogach), jest to mur niezwykły, ciężko nazwać to co tam jest, swoiste graffiti ? Ktoś przelał tam masę swojej wiedzy, przemyśleń, porad dla ludzi, sprawia wrażenie księgi mądrości, w wersji XXL, nie mamy specjalnie dużo czasu, robię foty, później zagłębię się w te sentencje, opisy, wiedzę, przemyślenia.
Gadające mury © amiga

O wychowaniu dzieci © amiga

Wieloryb Sekwoi zadaje pytanie takie © amiga

tablica Mendelejewa © amiga

Najmłodsza część populacji ludzkiej © amiga

o emeryturach... © amiga

Wszystkie dwuwymiarowe religie © amiga

Narodu polskiego żywa myśl o kosmosie © amiga

Narodu polskiego żywa myśl o kosmosie 2 © amiga

Na świecie nie było i nie ma ludzi mądrych © amiga

Synek się pyta mamusi © amiga

sporo tego... © amiga

A co mu tu mamy © amiga

Jedziemy dalej, wybieramy kolejne ścieżki, czasami prowadzące donikąd, pozostaje tylko pchać rowery przez pola pokrzyw (przynajmniej nie będziemy mieć problemów z reumatyzmem), na szczęście nie ma tego dużo, może kilkaset metrów ;)

Dzień pieszego rowerzysty ;P © amiga


Dalej na szczęście, ścieżki polne, leśnie, jest co focić.
Wieczorową porą © amiga

Pomnik powstańców © amiga

Trafiamy w końcu do celu naszej podróży, do leśniczówki w Reptach, mamy trochę czasu, żeby siąść, żeby pogadać, porozmawiać. Zajmuje nam to w sumie kilkadziesiąt minut, nie wiem czy rozmowa w jakikolwiek sposób pomoże, czy coś z tego będzie, czasami wystarczy się wygadać, otworzyć przed kimś i gdzieś już zaczyna kiełkować nadzieja, ta jedna myśl której trzeba się mocno chwycić i nie puszczać, problemy są tylko chwilą w wieczności i prędzej czy później miną.
Swojskie klimaty © amiga

inny punkt widzenia © amiga

Dzięki za wycieczkę po okolicy, dzięki za rozmowę, chyba ostatnio oboje tego potrzebowaliśmy w takiej czy innej formie.
Wieczorem za to świetna zabawa, przy przeglądaniu materiałów źródłowych do filmu Wika o szkole. Co jakiś czas wybuchamy śmiechem, bawimy się coraz lepiej. Ok 2:00 powstała całkiem nieźle sklecona historia, coś z tego będzie.

Ps. Chwilowo bez koncertu, ale odrobię to wkrótce, niestety czas goni.

W poszukiwaniu zaginionego punktu & foto walking.

Sobota, 19 maja 2012 · Komentarze(8)
Budzik drze się w niebogłosy, jest piąta rano, wstaję, powoli, mam trochę czasu.
Śniadanie, szybkie skompletowanie potrzebnych drobiazgów i ok 6:40 ruszam w kierunku Dworca PKP Katowice. Wsiadam do pociągu Kolei Śląskich, jest całkiem spory tłok, przyglądając się podróżnym widzę, że spora część to turyści i rowerzyści, pewnie wybierają się podobnie jak ja na jurę ew. do medalikorzy. Wysiadam w Ząbkowicach i jadę ślimaczym tempem w kierunku Łośnia, coś miałem problem, żeby z rana się rozjeździć/rozkręcić. Na miejscu spotkanie z Kosmą i ruszamy pozbierać punkty z zeszłotygodniowego rajdu na orientację OrientING. Część trasy prowadzę ja, część Monika, to dziwne, ale zapamiętałem rozmieszczenie wszystkich punktów i drogę do nich, mogłem jechać spokojnie nie patrząc na mapę ;).
Na Pustyni Błędowskiej robimy dłuższą przerwę, w końcu mam okazję z kimś szczerze i otwarcie porozmawiać, liczę, że po ostatnim dole taka rozmowa zadziała na mnie oczyszczająco, odstresowująco i... częściowo się to udaje. Dzięki Monika za wsparcie, za to, że mnie wysłuchałaś, że mogłem się z kimś "podzielić" moimi problemami.
Reszta trasy już raczej standardowa, zaliczamy wszystkie punkty i w końcu trafiam do tej przeklętej jaskini ;), pomimo sesji z googlemaps i określeniu gdzie należy jej szukać, ponownie ładuję się nie tam gdzie powinienem, na szczęście przewodnik mnie w porę zawraca ;).
Ok 12:00 jesteśmy z powrotem w Łośniu, niestety czas mnie dzisiaj mocno goni, nie mogę siedzieć, muszę zrealizować jeszcze kilka punktów dzisiejszego planu. Główny to wizyta w markecie i przygotowanie się do dnia jutrzejszego, zupełnie nierowerowego, za to w gronie przyjaciół. Może uda mi się oderwać zupełnie od ponurej rzeczywistości.
Po powrocie do domu (wysiadłem na Zawodziu i wróciłem przez 3 stawy i Muchowiec), szybki obiad i jadę na 3 stawy (autobusem), wiem, że załatwię tam wszystko, ale standardowo wrócić nie mogłem normalnie,… wracam z buta. Dawno tędy nie szedłem, jeżeli już to rowerem, jest bliżej ;P.Mam ochotę się przejść, zmęczyć i słuchać dalej genialnej dyskografii Within Temptation, zaliczyłem dzisiaj w sumie chyba wszystkie płyty ;P. Jadąc samotnie do Łośnia, w pociągu, w autobusie i pieszo. Genialne granie.

Dzisiejsze foty:
Na pustyni Błędowskiej © amiga


Red Raider © amiga


Jura Krakowsko-Częstochowska © amiga


Odnaleziony ostatni punkt rajdu na orientacje - OrientING © amiga


Ukwiecona norka © amiga


Ukwiecona norka 2 ;) © amiga


W pobliżu Ochojca © amiga


Within Temptation "The Silent Force Tour"


A na sercu leży mi dzisiaj The heart of everything tego zespołu. Polecam posłuchać.


Ps. Koncert lepszy ;P