Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:25085.92 km (w terenie 6008.46 km; 23.95%)
Czas w ruchu:1471:29
Średnia prędkość:17.05 km/h
Maksymalna prędkość:64.91 km/h
Suma podjazdów:154398 m
Maks. tętno maksymalne:240 (130 %)
Maks. tętno średnie:156 (84 %)
Suma kalorii:1058920 kcal
Liczba aktywności:339
Średnio na aktywność:74.00 km i 4h 20m
Więcej statystyk

Zagłębiowska Masa Krytyczna

Czwartek, 3 maja 2012 · Komentarze(10)
Rowerowa Norka © amiga


Dzień zaczął się zupełnie inaczej niż wczorajsze plany, miało być tak pięknie, wypad z ekipą na jurę Krakowsko-Częstochowską. Niestety plany mają często to do siebie, że lubią się zmieniać, nieco nieprzespana noc, zakończyła się modyfikacją planu. Z całej masy atrakcji został tylko wypad na Masę Krytyczną do Sosnowca.
Po drodze zdzwaniam się z DJK71 i umawiamy się na stawikach w Szopienicach. Wyruszam z domu nieco przed 13:00 i jadę przez Giszowiec, Nikiszowiec, Szopienice, dojeżdżam do stawików, kolejny tel. i okazuje się, że Darek jest już w Sosnowcu.
Na miejscu zastaję Wiktora, Coco75 i Dariusza79. Jako, że jesteśmy sporo przed czasem, to rozsiadamy się w pobliskiej knajpce, popijając napoje bezalkoholowe :)
Dojechać ma jeszcze ekipa Kosmy100, t0masa82 i limita, niestety masa rozpoczyna się 5 min przed czasem i spotykamy się pod koniec masy na Pogorii w Dąbrowie Górniczej, dopiero tam mamy chwilę by zamienić kilka słów.
Na horyzoncie pojawiły się błyski, wzmógł się wiatr więc najwyższa pora na powrót. Tomek proponuje wypad do Siewierza, ale po dzisiejszej nocy jakoś nie mam siły na kolejne x-dziesiąt km. Kieruję się w stronę burzy, tzn. na Katowice, po drodze okazuje się, że w Sosnowcu tuż przy granicy z Mysłowicami solidnie lało, co jakiś czas rozlewiska skutecznie utrudniają jazdę, kilka razy wjeżdżam na chodnik, jazda po czymś takim mija się z celem. Po 3 może 4 km w takich warunkach wyjeżdżam w końcu na suchą jezdnię, okazuje się, że w Katowicach nie spadała ani jedna kropla deszczu :).
Będąc już w domu uzmysławiam sobie, że całą trasę przejechałem w kamizelce zagłębiowskiej masy, ale jeszcze dziwniejsze jest to, że nikt mnie nie zaczepił, gdy przekraczałem Przemszę. Może za szybko jechałem ?

Organizatorom należą się duże brawa za organizację masy, obstawa policji, ambulans, tak na wszelki wypadek, sporo osób pilnujących na całej trasie przejazdu. Jestem zachwycony, na kolejną przyjadę na 100%, w końcu to już za rok ;)

Kilka dzisiejszych fotek:
Pierwsza z nich – Nikiszowiec jest obrobiona w 4 różne sposoby i każdy z tych wariantów podoba mi się, więc wrzuciłem wszystkie :)
Nikiszowiec wersja kolor © amiga


Nikiszowiec wersja - lata 60-te © amiga


Nikiszowiec wersja Cross © amiga


Nikiszowiec wersja B&W © amiga


stoliczku nakryj się © amiga


Dużo nas... v1 © amiga


Zagłębiowska masa krytyczna © amiga


Dużo nas... v2 © amiga


Ruda dziewczynka ;P © amiga


koko koko masa spoko... © amiga


T0mas82 na Twenty Niner-rze © amiga


a w Sosnowcu padał deszcz © amiga


w tle Staw Barbara © amiga


W końcu wszystko się zieleni © amiga

Goczałkowice Zdrój :)

Wtorek, 1 maja 2012 · Komentarze(11)
Dzisiejsza wyprawa została zaplanowana wczoraj, w zasadzie plan obejmował jazdę tylko do Pszczyny. Wczesnym ranem (ok 7:00) zacząłem przygotowania do wyjazdu. Po pierwsze trzeba wrzucić mapy do trekbuddy i ślad z wcześniejszego przejazdu + oczywiście mapy analogowe, gdyby satelity „nie daj boże” pospadały :)

Ruszyłem w drogę przed 9:00, miałem jechać przez Podlesie, Tychy, Kobiór, Piasek i Pszczynę, jednak w okolicach jeziora Paprocańskiego spotkałem starszego bikera jadącego w tym samym kierunku i jakoś tak wyszło, że poprowadził mnie zupełnie inną drogą niż pierwotnie zakładałem. Tak dobrze się jechało, że dojechaliśmy nieco dalej do jeziora Goczałkowickiego.
Droga powrotna zbliżona do tej porannej, jedyne zmiany to wjazd na teren parku w Pszczynie, jednak były tam tak wielkie tłumy ludzi, bikerów, rolkarzy, że najlepsze co można było zrobić to jak najszybsza ewakuacja. Jadąc z powrotem w okolicach Paprocan dla odmiany spotykam qmpelę (pozdrawiam Cię jeżeli to czytasz), z którą wracam do Katowic.

Ślad GPS:




Fot specjalnie nie robię, za dużo ludzi, wszędzie... . W zasadzie jedynie w Goczałkowicach pstrykam kilka zdjęć:


Jezioro Goczałkowickie © amiga


Zapora w Goczałkowicach © amiga

Masa Krytyczna w Katowicach

Piątek, 27 kwietnia 2012 · Komentarze(5)
Wcześnie rano rozmowa z DJK71 i decyzja, jedziemy na masę do Katowic. Ok 15:00 Darek zmienia plany, niestety.
Jednak jak się powiedziało A, to trzeba było jechać.
Wyjazd z firmy ok 16:10 - mam sporo czasu (tak mi sięwydaje), po drodze uzupełniam paszę i płyny w pobliskim sklepie i jadę. Na ulicach masakra, której spodziewałem się już rano, wiele osób dzisiaj wyjechało wcześniej z pracy i pewnie będą się ewakuować za miasto. W wielu miejscach korki, zaciska równo, ale w końcu jadę rowerem, mam przewagę ;).
W lesie i na bocznych drogach jest całkiem przyjemnie, jedynie trochę pieszych baranów postanowiło iść środkiem dróg.
Po dojeździe do Katowic, niestety trochę więcej ruchliwych szos, co chwilę światła, skrzyżowanie itd. 10km po mieście pokonałem w ok 40 min. Tragedia.
Spóźniłem się kilka min. na Masę Krytyczną w Katowicach, peleton dogoniłem w okolicach pętli Słonecznej. W trakcie przejazdu pogaduchy, ze znajomymi i nieznajomymi ;). Na koniec przy Teatrze możemy spokojnie porozmawiać, a chwilę później rozstajemy się.
Jadę sam, bulwarami Rawy, doliną 3 Stawów i wyjeżdżam w Ochojcu na ul.Szenwalda.

Dzień niesamowicie piękny, ciepły, warto było wybrać się na Masę w Katowicach, w końcu poznać się w Realu.
Samo miasto na dzień dzisiejszy to jedna wielka tragedia, wielki plac budowy, może i będzie pięknie za jakiś czas, ale może trzeba było przebudowę podzielić na kilka etapów, a nie robić wszystko na raz.


2 dzisiejsze foty
Księżycowy krajobraz © amiga


Zachód słońca © amiga


Na masie niestety nie pofociłem :(




Starganiec

Niedziela, 22 kwietnia 2012 · Komentarze(4)
Zamiast wielkiego rowerowego wyjazdu w weekend udało mi się wyrwać jedynie na chwilę w niedzielę późnym wieczorem. Zabrałem ze sobą kumpla, aż dziwne, że się zgodził, może dlatego, że obiecałem mu, iż będzie krótki i powoli ;). Wybraliśmy się więc nad Starganiec (taki staw pod Mikołowem), główny ce to pogadać, w końcu nie widzieliśmy się już jakieś 3 miesiące, a mieszkamy może 200m od siebie. To nie jest normalne.

Dzisiejsze foty:

Prawie jak na wydmach © amiga


Nad stawem w lesie © amiga


Starganiec pod Mikołowem © amiga

Pierwszy wyjazd na Jurę.

Sobota, 7 kwietnia 2012 · Komentarze(10)
Kilka dni wcześniej umówiliśmy się z Kosmą na mały przeciąg po Jurze, pierwotnie miał jeszcze jechać DJK71, ale niestety obowiązki mu nie pozwoliły. Zagadywał też Rkk33, ale spotkanie na trasie również nie doszło do skutku. Szkoda.

Wyjazd z domy ok 8:00, szybki przejazd na dworzec PKP Katowice. Po drodze mam okazję zobaczyć jak wygląda wymarłe miasto. Ludzi na ulicach w zasadzie nie ma, samochodów też jak na lekarstwo, nie przeszkadza mi to, jest mi to nawet na rękę. Przejazd pięknym pociągiem Kolei Śląskich do Dąbrowy Górniczej Ząbkowic, dalej Łosień. Chwila przerwy w domu Moniki i lecimy dalej razem.

Dzisiejsza droga ma objąć dwa okoliczne zamki. Bydlin i Rabsztyn, w planie jest też trochę terenu, jednak musimy uważać na pogodę, ma się zepsuć ok 16:00. Czasu więc niedużo. Rano jest chłodno, wieje zimny wiatr, ale po pierwszym podjeździe, już jest sporo cieplej :). Podziwiamy niesamowite widoki rozciągające się przed naszymi oczyma, powoli też zaczyna się wypogadzać.

Piękna jura © amiga


trochę terenu © amiga


jak tutaj pięknie © amiga


Pierwszy nieco dłuższy postój przy zamku w Bydlinie i chyba pierwszy raz widzę "remont" ruin. Ciekawe jak będzie to wyglądać po skończeniu, a może pójdą krok dalej i odbudują go ?

Ruiny zamku Bydlin © amiga


kamień na kamieniu © amiga


może jednak wejść na górę ? © amiga


Po krótkiej sesji fotograficznej, spotykamy się z Kasztelanem i jakieś 30 min później opuszczamy to piękne miejsce. Ruszamy dalej, częściowo szosami, częściowo terenem, chociaż szlak robi nam niespodziankę. Po głębokim piachu rower jakoś specjalnie nie chce jechać. :)

Czy tędy można jechać ? © amiga


Dość szybko docieramy do zamku w Rabsztynie. Ten jest bardziej okazały i chyba po raz pierwszy spotykamy turystów, czasami dziwnie to wygląda gdy goście robią sobie foty na tle zamku, czy ojciec który szybko przebiega z synami wkoło zamku machając na prawo i lewo aparatem na sznurku :)

Zamek w Rabsztynie © amiga


Przy zamku robimy sobie nieco dłuższą przerwę posilając się i spotykając z kolejnym Kasztelanem :) . Gdy opuszczamy zamek jest 15:00, późno, pogoda wyraźnie zaczyna się psuć. Postanawiamy wrócić jak najszybciej do DG, może uda się to zrobić jeszcze przed deszczem. Na miejsce docieramy jakieś 90 min później, a wieczorem jeszcze mała sesja z gadgetami BS.

Kubek Bikestats © amiga


Pogoda udała się, było pięknie przez większość czasu. Dzięki Monika za wspólny wyjazd.
Gdy tylko pogoda bardziej się ustabilizuje trzeba będzie częściej wpadać na Jurę Krakowsko-Częstochowską. Czeka na nas też przejazd całym szlakiem "Orlich Gniazd", to dopiero będzie wyzwanie, mam nadzieję, że pojedziemy w większej grupie, w końcu rower służy do jazdy, a nie przecierania go miękką szmatką w domu :)

Kadencja: 63

&authkey=F27DC1962DC20DF24AAA1C692760576DB18AAF65C67395C7

Popracowo w terenie

Środa, 28 marca 2012 · Komentarze(3)
Trochę nietypowo. Po pracy droga na Helenkę, jadę bocznymi drogami i ścieżkami leśnymi, czasami ścieżkami polnymi. Na miejscu chwila przerwy i ruszam już dalej z Darkiem w teren. W końcu jego rower musi nabrać charakteru. Jedziemy po bliskiej okolicy, DSD, Hałda Popłuczkowa w Tarnowskich Górach, sporo lasu, jest pięknie, pogoda wymarzona, jedynie wiatr daje nam się kilka razy we znaki.

Pomimo tego, że widujemy się praktycznie codziennie to specjalnie nie ma okazji porozmawiać, tym razem możemy nie myśleć o firmie, o sprawach zawodowych. W końcu możemy na spokojnie szczerze pogadać o wszystkim.

Nowy rower Darka pokazuje pazur, w tych samych warunkach, zostaję daleko w tyle, na podjazdach też mam wrażenie, że muszę się więcej nakręcić.
Ps. Obiecanych zdjęć niestety nie będzie :(, aparat został na Helence. Myślę, że odrobię to z nawiązką wkrótce.

Dabrowa Górniczna->Katowice

Sobota, 24 marca 2012 · Komentarze(3)
Wczoraj wieczorem wypad do Łośnia. W końcu trzeba było przywrócić notebooka do stanu używalności. Na miejscu przywitała mnie Kosma i Musta ;) Po kilku godzinach odtwarzania i aktualizacji udało się przywrócić prawie pełną sprawność komputera :). Przynajmniej Monika nie chce mnie już zabić :)
Rankiem szybka pobudka i ruszamy w drogę do Katowic. W końcu Rowerowa Norka jest jednym ze sponsorów maratonu pieszego w Katowicach
Na miejscu spotykamy drużynę Pięknowłosych (djk71, WRK97), coś strasznie zadowoleni są :) i zaczynam się chyba domyślać czemu :)

Ps. Dzięki Monika za dzisiejszy przeciąg, samemu chyba wybrałbym wersję pociągową, a tak poznałem genialną trasę z Dąbrowy Górniczej do Katowic i miałem okazję trochę pokręcic w sympatycznym towarzystwie

Jedyny zgrzyt to kretyn w blachosmrodzie który najpierw nas wyprzedził, później zajechał drogę, a w końcu skręcił w lewo. Masakra.
Kadencja: 60
Opis bardzo lakoniczny, niestety w chwili obecnej czasu mi troszeczkę brakuje.

Poniżej kilka dzisiejszych fot:

Musta © amiga


ścieżka rowerowa ? © amiga


tędy da się jechać rowerem ? © amiga


Łagisza © amiga


Chyba się domyślam czemu tacy szczęśliwi © amiga

Przewartościowanie ...

Piątek, 9 marca 2012 · Komentarze(13)
Weekend zapowiadał się co najmniej ciekawie, małe spotkanie bikestatstowe w Rowerowej Norce. W Piątek pozbierałem się i ruszyłem z nieco ponad 2 godzinną wyprawę na Pastwisko do Łośnia. Wyjechałem dość późno, związane to było z wcześniejszą wizytą w serwisie rowerowym (w kilometrówce tego wpisu jest to uwzględnione – ok. 1.86km). Droga prowadziła wytyczoną nieco wcześniej trasą przez Giszowiec, Mysłowice, Sosnowiec, Strzemieszyce … . Można by o tym długo pisać tylko po co. Denerwujący był jedynie ruch na fragmentach trasy i pozimowe dziury w drodze.
Na miejscu przywitanie z Kosmą100 i Jurkiem57. Chwila odpoczynku rozmowy z Jurkiem (Monika była jeszcze w pracy Shit). Zajęliśmy się rozmową o … tu zaskoczenie … rowerach … itp. :). Wkrótce dołączyli do nas Młynarz, Asiczka, Djk71, Anonimowa Anetka ;P, Viktor, Igorek.
Snując plany na dzień następny i długo rozmawiając, słuchaliśmy monologów Jurka. Początkowo wydawało mi się, że trzeba mieć niesamowitą pamięć aby zapamiętać tak obszerne fragmenty m.inn Pana Tadeusza, odkryłem jednak, iż gdzieś w zakątkach mojego zrytego beretu one również się zachowały, czają się i naprawdę niewiele potrzeba aby je odtworzyć. Masakra, nie przypuszczałem, że po kilkudziesięciu latach które upłynęły od nauki trzynastozgłoskowca, dalej go …. pamiętam. W tamtych czasach jakoś nie byłem w stanie tego docenić, może dlatego, że bliżej mi było do matematyki gdzie wszystko jest proste, logiczne, jedno wynika z drugiego, może poza aksjomatami ;) (wiem poleciałem). Kilka lat temu coś się we mnie zmieniło i zmienia się dalej. Doceniam inne kino, inna muzykę, inne książki. Chyba rośnie we mnie obcy … a może na starość przemieniam się w piękną wielką purchawkę ;P Jeszcze trochę i zacznę oglądać mecze … masakra …
Po niesamowitym wieczorze nastąpiło to co nieuchronne, po kolei wpadaliśmy w objęcia Morfeusza … (nie tego z Matrixa).

Pobudka dość wcześnie rano. Plan dnia obejmował poszukiwanie „Twenty Ninera” godnego Króla Dariusza III . Kiedyś pewnie by mnie to zdziwiło, teraz już nie. W samym Krakowie nasza wesoła kompanija podzieliła się na 2 grupy. Grupa ”Łysego Faceta” udała się na przegląd sklepów rowerowych a grupa „Rudej Dziewczynki” i Młynarza udała się na Wawel. Przyłączyłem się do tej drugiej … w zasadzie innej możliwości nie miałem (i źle mi z tym nie było) :)
Dawno nie byłem w Grodzie Kraka, skala zmian jakie tu zaszły poraża, wszystko piękne, odrestaurowane, tysiące turystów z całego świata, chwilami próbowaliśmy odgadnąć po języku co to za nacja. Śląsk i moje rodzinne Katowice wyglądają przy tym jak wymarłe miasto, gdzieś na peryferiach świata. Przecież i u nas są piękne zakątki, miejsca które warto pokazać. Jednak kolejne decyzje włodarzy śląsko-dąbrowskich miast idą chyba nie w tą stronę. „Kurtury” Panowie „Kurtury” , a reszta sama przyjdzie.

Co jest grane © amiga


Kobieta mnie bije © amiga


Grupa Młynarza © amiga


Ruda dziewczynka © amiga



Wpuście mnie .... © amiga


Smok analog © amiga



Anonimowa Anetka & Znajoma100 © amiga


Popołudnie w Krakowie © amiga


Co ty królu złoty © amiga



Po jakimś czasie nasze 2 drużyny ponownie zostały scalone pod Smokiem Wawelskim i już razem udaliśmy się na rynek. Pogoda wymarzona, może troszeczkę chłód dawał się we znaki, ale nie to było naszym największym zmartwieniem. Kilkadziesiąt fot później trzeba było zbierać się w drogę powrotną. Jeszcze krótka wizyta w McDonalds i po godzinnej jeździe byliśmy powtórnie na pastwisku. Kolejny wieczór upłynął na pogaduchach, wizytach w pobliskim sklepie w celu uzupełnienia paszy. Jednak główną atrakcją wieczoru był pokaz zdjęć tych dzisiejszych jak również tych sprzed kilku lat. Ech piękne czasy, już chyba nie wrócą, ale są wspomnienia, są zdjęcia … .
Morfeusz ponownie wygrał z nami, może jednak nie z wszystkimi .. Jeszcze wiele godzin później po domu rozchodził się odgłos uderzeń w klawisze maszyny do pisania. To Młynarz tworzył nowy poemat dla potomności.
Nastał poranek 3 dnia … pora było się zbierać, dzisiaj czekało mnie przyjęcie gadżetów powracającej na łono ojczyzny Siostry z Francji. Powrót do domu miał być rowerowy, jednak pogoda sprawiła małego psikusa. Rano siąpił deszcz, później spadł grad, śnieg, znowu deszcz … Chyba ktoś mi próbował coś przekazać, może żeby nie opuszczać Łaskowej Jaskinii Rowerowej ? Niestety obowiązki wzywały, a czas nieubłaganie gdzieś uciekał. Dałem się więc odwieźć do domu samochodem. Na miejscu czekała już na mnie ekipa przeprowadzkowa, kolejne 2 godziny minęły mi na bieganiu z paczkami z dołu na górę, resztki wypitego dzień wcześniej piwa gdzieś się ulotniły. Wykończony w końcu przed 15:00 wróciłem do domu. Wieczorem wygospodarowałem trochę czasu aby skrobnąć na bloga . Myślę, że ten weekend przewartościował ponownie moje podejście do świata ludzi, a to za sprawą towarzystwa w gronie którego się znalazłem. Dziękuję za to doświadczenie i za waszą znajomość, przyjaźń, wspólny weekend ... :)

A i jeszcze najważniejsza sprawa KUPUJCIE GADGETY w ROWEROWEJ NORCE. Są niesamowite.
Sklep Rowerowa Norka
Rowerowa Norka na Allegro

Rowerowe kolczyki © amiga


Kocie oczy © amiga


Rowerowa bransoletka © amiga


kolyczyki Bikestats © amiga


Ps. Wiele, rzeczy nie udało się w weekend zrobić, a nawet zacząć, niestety czas nie był z gumy. Odrobimy to przy okazji.

Małe kółeczko

Sobota, 7 stycznia 2012 · Komentarze(3)
Wczoraj lało. Dzisiaj tez było nieciekawie. Szczęśliwie po południu zaczęło się wypogadzać, wiatr zelżał, więc coś mnie podkusiło by dosiąść po raz kolejny rumaka.
Zadzwoniłem jeszcze do Piotrka, może się wybierze dzisiaj i ... stał się cud. W końcu ruszył 4 litery i pojechaliśmy. Niestety rowerowe opierdalanie się odcisnęło na nim swoje piętno. Podjazd pod Murcki wykończył go (chociaż wybrałem asfalt), siły się skończyły i robił to co Polacy potrafią najlepiej. Narzekał prawie całą drogę, a to że już nie dla niego, a to że jadę za szybko, że góra wysoka. .... Mać. Skróciłem mu więc męki do minimum. Po Murckach krótki zjazd w kierunku Giszowca, następnie powrót do domu.
W lesie dość przyjemnie, może jedynie gdy zaczął zapadać zmrok zrobiło się chłodno, ale temp cały oscylowała powyżej zera.

Ilość km nie powala, ale zawsze to coś. Gorzej, że pewnie przez kolejny tydzień nie uda mi się nigdzie wyrwać :(.

Na styczniowym szlaku © amiga


Średnia kadencja: 47 (jest coraz gorzej)

D.G. Łosień -> K-ce Ochojec

Niedziela, 20 listopada 2011 · Komentarze(5)
Poranna podbudka trochę inna niż zwykle. Budzi mnie kot Moniki. Postanowił sprawdzić co się stanie gdy podrapie lub ugryzie mnie. Co było robić trzeba było wstać.

Musta fota 1 © amiga


Musta fota 2 © amiga


Musta fota 3 © amiga


Inne zdjęcia tego przemiłego kotka są tutaj: Mad black cat

Po szybkim śniadaniu i chwili odpoczynku zaczynam się zbierać. Pora wracać do domu. Kosma postanawia mnie kawałek odprowadzić, zatrzymujemy się na chwilę przy pomniku żołnierzy w Łośniu.
Pomnik w Łosniu © amiga

Rozstajemy się kilka km dalej. Monika opisuje mi z grubsza plan trasy do Katowic: prosto, w lewo, prosto, prosto, prosto, w lewo, prosto, prosto, prosto, prosto, w prawo, prosto, prosto, prosto, w lewo i jestem w Sopienicach :)
Jadąc dalej postanawiam zaliczyć lasek w pobliżu Nikiszowca. Po małej rundce, wracam do Nikiszowca, i jadę dalej przez Giszowiec. Tutaj kilka godzin przerwy u rodziny i na spokojnie po 15:00 zaliczam ostatne 7 km przez las Ochojecki.

Dawno nie miałem tak wspaniałego weekendu rowerowego.
Pomimo tego, że jest już listopad, jest rześko, pogoda dopisała, a w takim towarzystwie nie można się nudzić.



Kadencja: 54