Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:25085.92 km (w terenie 6008.46 km; 23.95%)
Czas w ruchu:1471:29
Średnia prędkość:17.05 km/h
Maksymalna prędkość:64.91 km/h
Suma podjazdów:154398 m
Maks. tętno maksymalne:240 (130 %)
Maks. tętno średnie:156 (84 %)
Suma kalorii:1058920 kcal
Liczba aktywności:339
Średnio na aktywność:74.00 km i 4h 20m
Więcej statystyk

BSOrient

Sobota, 15 września 2012 · Komentarze(10)
Farben Lehre - Ferajna
&feature=related

Jest sobota, wcześnie rano, budzę się ok 6:00, ale nie jeszcze chwila, ucinam komara i budzę się grubo po 7:30, lekkie śniadanie, uzupełnienie płynów i marynarskim krokiem (lekko chwiejnym) udaję sie powoli na miejsce zbiórki BSOrientu. Jest jeszcze chwila czasu, można pogadać, Kiri proponuje mi wspólną jazdę, w parze będzie się lepiej jechało, będzie mniej błędów nawigacyjnych, poza tym jest się do kogo odezwać, jazda samotnie na tak długim dystansie może być ciężka..., chociaż, już to też przerabiałem :).

Chwilę przed startem... © amiga


Dochodzi 9:00, dostajemy mapy, opisy punktów, wskazówki i... pora się zastanowić w jaki sposób będziemy zaliczać punkty, w sumie jest ich 21 (oczko).

Na pierwszy ogień leci PK9(Mostek AniK – zdejmujemy buty!), jest najbliżej i jest okazja zanurzyć się w zimnej wodzie :), punkt znajduje się pod mostkiem..., daje nam to do myślenia, zaczynamy czego się spodziewać na trasie, oj będzie ciężko, zaczęły mi się przypominać relacje z Grassora...

brrr... a woda zima jest... © amiga


Nie ma czasu na dłuższą kąpiel, trzeba wsiadać i ruszać dalej, kolejny punkt PK5(Kryjówka Wudza), dobrze, że kręcą się tam duchy, inaczej mógłby być problem z jego znalezieniem, punkt znajduje się 50m od traktu w szuwarach na drzewie (gratuluję pomysłowości),

nad rzeczką opodal krzaczka... © amiga


Pędzimy, pędzimy.... © amiga


zawracamy i pędzimy w większej grupie na PK8 (Wielbłąd Mariatrucka) w Chechle, tym razem nie ma większych problemów z odszukaniem perforatora, garbatego ciężko pominąć, nie zauważyć, jest wielki i wyraźnie chce nam pomóc przy podbijaniu kart.

wielbłąd też miał swój udział... © amiga


Kończymy zabawę z przemiłym, ale mało rozmownym zwierzakiem i jedziemy na Pustynię Błędowską PK4(Tablica informacyjna przy Pustynii Mavika) już czeka, kolejny punkt odnaleziony bez większych problemów, chwila rozmowy z GhostBikerami i rozdzielamy się.

Pustynia wciąga nas... © amiga


Wraz z Kirim jedziemy na Klucze, tam są 2 punkty do zdobycia, przejazd szosą nie nastręcza nam większych problemów i zaczynamy od PK15(Powalone drzewo przy mostku Ola), hmmm... jedziemy przez las i... tu są same powalone drzewa, niby wszystko się zgadza, ale... tych drzew jest trochę dużo, szczęśliwym trafem zauważamy bikera, który wychodzi zza krzaczka i podbitą kartą :).

Stawik w lesie.... © amiga


Zbieramy się i jedziemy (a w zasadzie to prowadzimy rowery), do kolejnego punktu

jaka pustynia, może las ? © amiga


PK14 (Wieża widokowa a'la żyrafa Morsa), niby wszystko pięknie, ale gdzieś po drodze wypadła nam karta Piotrka, masakra, musimy się wrócić, kilkaset metrów dalej znajdujemy leżąca kartę, ehh..., a czas leci... .

Wieża widokowa... © amiga


W mieście stajemy jeszcze na chwilę przy sklepie, uzupełniamy płyny, pochłaniam 2 tabletki przeciwbólowe (czemuś mnie głowa boli o rana) i sprawdzamy rozmieszczenie pozostałych punktów, daleko nie ma ale po raz pierwszy lekko mylimy drogę i przejeżdżamy skrzyżowanie, na szczęście w porę orientujemy się, że coś jest nie tak, że należało skręcić i zawracamy, trzeba jechać dalej docieramy PK17 (Mostek Glebożercy), przynajmniej tak nam się wydaje, po dłuższym poszukiwaniu coś nam nie pasuje, tel. do przyjaciela i dostajemy podpowiedź, w końcu odnajdujemy perforator ukryty pod mostkiem, kolejny raz trzeba wejść do zimnej wody.... ZNOWU!!!!

Kolejny mostek...., czeka nas kolejne brodzenie w rzece... © amiga


Chwilę później jedziemy na PK21 (Ruiny zamku Asiczki), odnalezienie zamku nie stanowi większych problemów, za to perforator jest ukryty, tracimy kilkanaście minut obchodząc zamek z zewnątrz i wewnątrz, ale jest, jest za krzakami wewnątrz zamku. Trochę czasu straciliśmy ale mamy jeszcze spory zapas, jest szansa na zaliczenie wszystkich punktów...
Chwila zastanowienia i kolejny punkt w pobliżu PK19 (Pomnik Niewe'go), dojazd tym razem po terenie, całkiem spory kawałek pod górę, po drodze sesja z konikami i jedziemy dalej...

pędzą konie.... © amiga


kawałek dalej w końcu można przycisnąć jadąc z przepaści, jest rewelacyjnie, lubię takie zjazdy...

z górki na pazurki.... © amiga


Docieramy do Smolenia na PK20 (Pniak wewnątrz ruin zamku CheEvary), hmmm, z każdej strony znaki ostrzegawcze o zakazie wstępu, kręcą się pracownicy, chyba coś jest nie tak? Okazuje się, że da się wejść do środka, jednak pracownicy jakoś krzywo na nas patrzą, nie zostajemy tutaj długo, po co ryzykować ;P, a kolejny punkt tuż za miedzą :)

zamki, zamki, zamki... © amiga


PK18 (Przy świętym obrazie Agenciary (uwaga! krzyżaki atakują!)) - kolejna ruinka, dość szybko zlokalizowana, praktycznie zero problemów, nie ma na co czekać, duży zapas czasu może być złudny, ruszamy dalej. Obieramy kierunek na PK16 (Skrzyżowanie ścieżek Niradhary i Kajmana) - natykamy się na gromadkę uczestników przeczesujących wszystkie okoliczne drzewa, 10-15 minut mamy z głowy.

Trzeba pędzić dalej, PK12 (Latarnia od północnej strony zamku Amigi), ten punkt musiałem obowiązkowo zaliczyć, niby powinno być bez problemu, w końcu to mój zamek i moja latarnia, ale, popełniam poważny błąd, oglądam tylko 70% latarni i stwierdzam, że tam nic nie ma, obszukujemy wszystkie okoliczne i tam też nic nie ma, masakra, tracimy sporo czasu, w końcu w desperacji jeszcze raz zaglądam za pierwszą latarnię i jest, jest, jest.... Masakra taki błąd (mam nauczkę na przyszłość).

Podzamcze... © amiga


pogoda chwilami była idealna.... © amiga


Moja latarnia, nie oddam jej, już stoi koło kominka... © amiga


Tutaj zostajemy chwilę na popas, w końcu trzeba uzupełnić zapasy, organizm wyraźnie zaczął domagać się paszy, wiem, że nie można ignorować takich sygnałów, bo zemści się to później, a kolejne minuty uciekają...
Po "obiadku" ruszamy dalej na Żelazko PK13 (Skrzyżowanie szlaków Edytki i Tadzika1963) tutaj natykamy się na szukającego punktu Blase-a, na szczęście idzie łatwo i już 2 min. później możemy lecieć na kolejny punkt...
PK11 (Skrzyżowanie ścieżek AniBani i Jurka) - po drodze popełniam duży błąd w nawigacji gratis nadkładamy kilkanaście km po terenie, po piachu, po końskim szlaku... W końcu bokami docieramy do góry Chełm do skrzyżowania szlaków, tylko... tego skrzyżowania nie ma, tracimy dobre 30 min. (Już w domu na spokojnie analizując ślad GPS i zawartość dostarczonej mapy, map Compass-a oraz zdjęć satelitarnych tego miejsca wynika, że na nich jest błąd, różnica to kilkaset metrów), po prosty szlak widokowy jest zaznaczony w złym miejscu.

Góra Chełm... i gdzie ten punkt ;P © amiga


Straciliśmy zbyt dużo czasu, do zamknięcia bramek została już tylko godzina, odpuszczamy 2 punkty w okolicy, może uda się jeszcze zaliczyć te 4 znajdujące się w pobliżu bazy. Jednak czas płynie nieubłaganie, do mety docieramy 15 min. przed zamknięciem. Ech..., a tak dobrze żarło..., i zdechło.

Nic to mam nauczkę na przyszłość, aby zaliczać wpierw to co jest oczywiste, a nie pędzić do najdalej oddalonych punktów. Ale... człowiek uczy się na błędach, "następną razą" będzie lepiej (chyba).

Do mety docierają kolejni uczestnicy, w końcu jesteśmy wszyscy, chwila na odpoczynek, posilenie się i zaczyna się koronacja....

Rozpoczecie ceremonii rozdania nagród.... © amiga


chwila napięcia... © amiga


mam medal.... © amiga


jeszcze trochę ich zostało... © amiga


wygramy, wygramy, wygramy.... © amiga


Igor03 - świetny wynik © amiga


Wiktor97 - fryzura po tatusiu © amiga


najmłodsi uczestnicy BSOrientu © amiga


dyplomy, medale, zaświadczenia ;P © amiga


Na zakończenie świetnego dnia i rewelacyjnej zabawy czeka nas ognisko integracyjne, zabrała się całkiem liczna grupa znajomych i nieznajomych (już też znajomych), można było porozmawiać, wymienić się doświadczeniami, dowiedzieć się czegoś nowego, a nade wszystko miło spędzić czas.

Ogniska już dogasa blask... © amiga


Lacarnum Inflamare.... © amiga


Niradhara... - wieczorne pogawędki.... © amiga


Kajman - trochę już zmęczony © amiga


Tymoteuszka z pięknym wygranym kubkiem BS :) © amiga


W końcu jednak część uczestników wyjeżdża, a reszta udaje się na spoczynek, jutro czeka nas powrót do domu, a wcześniej krótki objazd po okolicy.



Ps. Dzięki za wszystko, za wspaniałą zabawę, za miłe towarzystwo, za wszystko.
Liczę na kolejne rajdy BSOrientowe :)

Ps2. Górę Chełm odwiedzę i to jeszcze w tym roku, domyślam się gdzie był punkt...

Rajd przygodowy

Sobota, 8 września 2012 · Komentarze(4)
Piotr Bukartyk Niestety trzeba mieć ambicję


Na kole przez Katowice

Sorry, za strasznie lakoniczny dzisiejszy wpis, ale czas mnie strasznie goni...

Jest sobota, wcześnie rano, a ja wstaję o 6:30, po co? Mógłbym jeszcze spać kilak godzin, zająć się jakimiś błahymi sprawami, może w końcu zająłbym się odgruzowaniem mieszkania? Nie…, czeka mnie dzisiaj Rowerowa gra miejska w Katowicach, zgłosiliśmy się w 3-kę Darek, Wiktor Und mła ;).
Rajd zaczyna się o 10:00, ale wyjeżdżam z domu nieco po ósmej, chcę się przejechać nieco okręzną trasą przez 3 stawy i Bulwary Rawy. Po drodze okazuje się, że Katowice obchodzą kolejną okrągłą rocznicę 175-lecia. Dziwne, jakoś wcześniej ochłodziliśmy już 250 rocznicę i 750 rocznicę, jakoś tak dziwnie, no ale nic. Wczoraj odbywały się tutaj koncerty, dzisiaj również coś ma być wieczorem, niestety nie będę miał czasu, wieczór mam już zajęty, pech…
Chyba będzie koncert wieczorem :) © amiga

Na miejscu jestem sporo przed czasem, organizatorzy dopiero się rozpakowują, dzwonię do Darka i wiem, że są już w drodze, z nudów wałęsam się po okolicy i trochę focę…
Oczekując na przyjaciół © amiga


Pomnik powstań śląskich... © amiga


Śląskie skrzydła © amiga

W końcu z lekkim poślizgiem rozpoczyna się odprawa, chwila zastanowienia i jedziemy, szukać pierwszego punktu, na miejscu okazuje się, że jest spora kolejka, i musimy czekać. Tragedii nie ma, w końcu zaliczamy punkt i lecimy dalej
Na odprawie... © amiga


Na pierwszym punkcie © amiga

Kolejny skakanie w workach, średnio mi to idzie, jakoś nie przepadam być skrępowany, na dokąłdkę, syrenki obsługujące punkt coś nap….y i nie dostajemy jednej z podpowiedzi, ale co tam…, ruszamy dalej, kolejny punkt to stara baba na szosie…. Hmm… ani ona stara ani na szosie, ale ok. punkt z zapamiętywaniem wierszyka zaliczamy i jedziemy dalej…
Na kolejnym punkcie © amiga

Kolejne punkty to stary dziad (chyba się obraził gdy nazwałem go mięsnym jeżem) z rybami, pod Wieżą spadochronową, laboratorium w którym trzeba wyłowić toksyczne rybki,
Laboratorium chemiczne... © amiga

Pod I Urzędem Skarbowym czeka na nas szalony architekt ze swoimi planami,
Architekt.... © amiga

Weżowiec w Katowicach © amiga

przy katedrze punkt z latająca rybą
Tour de fuck you... © amiga


Stylizacja retro... © amiga


I w końcu możemy zjechać do bazy mieszczącej się przy Rialcie. Trochę zaskoczeni organizatorzy, są lekko nieprzygotowani i w efekcie mamy czas na to aby się posilić, podziwiać rowery retro rozstawiona w pobliżu…
Piekne są rowery nasze... © amiga

I w końcu następuje długo wyczekiwana chwila, odczytanie listy zwycięzców.
Wrażenia z rajdy są pozytywne, pomimo tego, że nie obyło się bez drobnych potknięć organizatorów, ale w końcu to pierwszy taki rajd/maraton/zabawa. Fajnie było tu być, spotkać się z przyjaciółmi, znajomymi i nieznajomymi…
Ok. 13:00 rozstajemy się i Darek wraz z Wiktorem ruszają do Zabrza, ja okrężną drogą przez 3 stawy wracam do domu, staję na chwilę w pobliskim pubie, w końcu trzeba nabrać sił...
Już po maratonie, chwila odpoczynku... © amiga

i ruszam dalej, mam do odwiedzenia jeszcze kwieciarnię.



Ślad GPS


Pamięć absolutna.

Wczoraj ponarzekałem na upadek 10 muzy w USA, jednak od czasu do czasu zdarza się, że się mylę w różnych kwestiach i dotyczy to wczorajszego seansu. Spodziewałem się odgrzewanego kotleta, kolejnego nieudanego remake-ya, filmu w którym pierwsze skrzypce grają efekty specjalne, że fabuła została przysłonięta przez ładne obrazki i szybką akcję. Nic bardziej mylnego, historia pomimo, że znana to opowiedziana jest w zupełnie inny sposób, scenariusz to swoisty majstersztyk, gdybym miał zestawić oba filmy razem ten z 1990 i ten z 2012, nie jestem w stanie wskazać który z nich jest lepszy, każdy jest inny, ma inny klimat, inaczej się go ogląda. Naprawdę dawno nie widziałem tak doskonałego filmu SF, gdzie jest fabuła trzymająca się kupy. Zmierzenie się z legendą „Total Recall” z Arnoldem Schwarzeneggerem w roli głównej było naprawdę niesamowitym wyzwaniem i tym razem to się udało, a mam wrażenie, że może lekko przebiło pierwowzór…. Po prostu chylę czoła przed twórcami tak doskonałego filmu.

Helenkowe okolice....

Niedziela, 2 września 2012 · Komentarze(2)
Marek Dyjak - Już kąpiesz się nie dla mnie


Niedziela, budzę się, jest 7:20, masakra, spałem 3 godziny, całe 3 godziny…, pierwsze co dostrzegam to głowę Darkana podłodze przykrytą kołdrą, coś mi tu nie pasuje, to nie ten matrix, to nie ta rzeczywistość, zamykam na chwilę oczy, próbuję pozbierać myśli…
Ponownie przyglądam się „Darkowi”, uff, na szczęście to tylko duży pluszowy pies :), nie jest tak źle, stabilizatory jeszcze działają, leżę w łóżku i rozmyślam o wczorajszym dniu, o wczorajszych rozmowach, jest nieźle…


Dolomity... tutaj nie zjadę... jeszcze © amiga



Kamień na kamieniu © amiga


Darek otwórz ? © amiga


Proszę dzwonić © amiga


W końcu pora wstać, i zacząć się zbierać, pozostali domownicy, również się budzą, śniadanie, chwila na rozmowę i kombinujemy gdzie by tu wyskoczyć na rowerze, proponuję Anaberg, ale… obawiam się, że izobroniki skutecznie wyłączą mnie, z dłuższej jazdy, w końcu staje na tym ,że jedziemy do Bibeli, do zalanej kopalni żelaza… . Ruszamy późno jest grubo po 11:00…, trasa planowana jest na ok. 3:00, ale co z tego wyjdzie nikt nie wie…, proszę jedynie „przewodnika” o teren na początku „wycieczki” i to najlepiej niezbyt trudny. Pierwsza prośba zostaje spełniona, jednak z drugą jest mały problem, na dzień dobry, dostaję podjazd na Krajszynę, później kilka kolejnych kilka single-tracków, tak mija godzina, powoli dochodzę do siebie. Jednak Darek wiedział co czyni, mogę w pełni kontrolować to co robię, to jak i gdzie jadę, nie straszne mi już żadne górki, zjazdy, podjazdy, czuję się dobrze…

chwila odpoczynku -Nakło-Chechło © amiga


Bibiela - zatopiona kopalnia © amiga


Ruiny kopalni żelaza © amiga


Niewiele pozostało © amiga


Ruin ciąg dalszy © amiga


Jeden ze stawów.... © amiga


znowu pod górkę ;) - to lubię © amiga


W trasie jest czas na kontynuowanie rozpoczętych w nocy rozmów, a ciągle jest o czym gadać, jest co rozważać, jest czym się dzielić, kumulowanie w sobie problemów nie wychodzi nam najlepiej, a kolejne szczere rozmowy działają oczyszczająco, pobudzają, chce się żyć, znowu :)
Pewnie część problemów gdzieś tam wróci od poniedziałku, skończyły się wakacje, na drogach zwiększy się ruch, ludzie zaczną znowu latać za swoimi błahymi problemami jak oparzeni, liczę jednak na to, że do nich nie dołączę, że będę dalej w moim matrixie, zaprogramowanym przeze mnie, w świecie który znam, z ludźmi (przyjaciółmi) których znam, z którymi tak mile spędziłem weekend :)

Z młodym po okolicy...

Wtorek, 14 sierpnia 2012 · Komentarze(2)
Na młodość - Grzegorz Turnau


Dzisiaj bez wygłupów, dostałem pod opiekę małego i matkę swoją Helenę. Dziwne że się nie bali :P. Głownie chodziło o małą wycieczkę po okolicy, tak aby nikogo nie zajechać a przy okazji zobaczyć, czy są w lesie grzyby. Tych ostatnich niebyło, ale sama wyprawa wszystkim się podobała (może wg mnie była zbyt wolna :). W drodze odwiedziliśmy pomniki obrońców wieży spadochronowej, Starganiec, bunkier i kilka ciekawych miejsc w lesie gdzie szukaliśmy grzybków (jadalnych). W drodze powrotnej jeszcze chwila odpoczynku w parku na Zadolu i szybko do domu, na horyzoncie pojawiły się ciemne chmury, a to nie zwiastuje niczego dobrego.

Pomnik obrońców wieży spadochronowej w Piotrowicach © amiga


Starganiec © amiga


Prawie jak na pustyni Błędowskiej (tyle, że jest więcej piasku) © amiga


Crash testy © amiga


Bunkier w pobliżu Halemby © amiga

Karpacz przygotowania.....

Niedziela, 12 sierpnia 2012 · Komentarze(2)
John Lenon - Imagine


Sobota poranek, wyruszamy z Darkiem do Karpacza, droga wstępnie planowana jest na ok 3 godziny jazdy, pogoda nieszczególna, popaduje od czasu do czasu, a nad głowami krążą ciężkie deszczowe chmury. Nas to jednak nie zraża, mamy cel, zdobycie Śnieżki. Jednak od początku prawie wszystko idzie nie tak. Wyjeżdżamy z opóźnieniem, w drodze stoimy przed zjazdem z autostrady we Wrocławiu dobre 30 min, dalej w kilku miejscach są przewężenia związane z remontami. W efekcie docieramy do Karpacza 2 godziny później, mamy dość.
Czeka nas większe wyzwanie, znalezienie miejsca noclegowego. Pierwszy raz miałem z tym takie problemy, efekt po 4 godzinach krążenia zostajemy skierowani do Borowic, a tam udaje się szybko odnaleźć odpowiednie miejsce. Z sobotniej rozgrzewki nie wyszło nic, jesteśmy zmęczeni, na dokładkę, co chwilę leje, nie ma mowy o jeździe, zjeżdżamy na chwilę do pobliskiego sklepu wsiowego (10km) zaopatrujemy się we wspomagacze, jakieś jedzenie i wracamy na kwaterę, trzeba przygotować rowery na dzień następny.



Wieczorne przygotowania © amiga


Budzimy się ok 6:00, zbieram się i postanawiam chwilę pokrążyć po okolicy (Darek zostaje w pokou), tym bardziej że w końcu pogoda do tego zachęca, lubię takie poranne szwendanie się po górach chwilę po deszczu, gdy świeci słońce i podnoszą się mgły.

Róże są, tylko gdzie te pistolety ? © amiga


Piękny poranek w Karkonoszach © amiga


Las o poranku © amiga


Mgły a może to chmury ? © amiga


Trochę mokro © amiga


Wszechobecne skałki © amiga


I ukazał mi się Bóg... © amiga


Nareszcie widać szczyty © amiga


Chata wuja toma? © amiga


Kapliczka w pobliżu © amiga


Gościu, usiądź na ławeczce, a odpocznij sobie... © amiga


Kapliczka św. Jana z Dukli © amiga


staruszka śliwa © amiga


Trzeba się zbierać, ruszamy do Karpacza, musimy się zameldować i kawałek przejechać, sprawdzić jak sprawują się rowery, jak z naszą kondycją. W sumie niewielki rozjazd, ale wystarczająco męczący, podjeżdżamy jakieś 3km pod górkę, zawracamy i czekamy na start....

Zabrzańska Masa

Piątek, 10 sierpnia 2012 · Komentarze(2)
Hasiok - Heja Hołda


17:40 wyjeżdżamy spod bloku na Helence, mamy mało czasu, za 20 min zaczyna się masa w Zabrzu, lecimy ile sił w nogach i... jesteśmy 2 minuty przed czasem :)
Policja ma nas eskortować, prowadzi nas może kilometr i pod PGNiG-iem zatrzymuje kolumnę i puszczają nas po 15 rowerów :) i... to by było na tyle z eskorty. Mały zgrzyt, jednak kolumny dośc szybko się łączą i jedziemy razem. W Rokitnicy czeka na nas mały poczęstunek z okazji jubileuszowej masy :) Fajnie. Chwila na pogaduchy ze znajomymi i lecimy dalej, tym razem Darek, Wiktor i ja.

Masa krytyczna w Zabrzu © amiga


Jubileuszowa masa © amiga


Podjeżdżamy pod dom gdzie opuszcza nas Wiku :(. Dalej już sami podjeżdżamy pod Krajszynę i leśnymi wąskimi ściezkami błądzimy po lesie. Trasa jest mocno wymagająca technicznie, jest ciężko. Czasu jednak niewiele, zaczyna się ściemniać, więc pora wracać. Jutro wpad do Karpacza.

Zabytkowa ławeczka © amiga

Starganiec z młodymi

Wtorek, 7 sierpnia 2012 · Komentarze(6)
Alizee - J'en ai marre


Chwila po 18:00 melduje się zastęp młodych francuzów i siostra. Rowery przygotowane, jedziemy, to nie może być nic wymagającego, wiem z kim mam do czynienia, więc wybieram drogę na Starganiec, krótko i bez żadnych szaleństw.
Jedzie się przyjemnie, chociaż może wolno, już się odzwyczaiłem od jeżdżenia tak w takim tempie, chociaż na Śnieżce jak bym utrzymał taką średnią to będę zadowolony :)

Już na Stargańcu okazuje się, że nie mam aparatu, siostra co prawda ma ale bez karty pamięci. Rewelacyjnie przygotowaliśmy się....

Fotki z telefonu ;)
Starganiec wieczorem © amiga


Piach, piach... © amiga

Po okolicy z Darkiem

Sobota, 4 sierpnia 2012 · Komentarze(2)
Kazik - Bourbon mnie wypełnia


Sobota, ranek, powoli trzeba się przygotować, dzisiaj odwiedziny Darka z rodziną, wizyta poprzedza wyjazd do Krasiejowa, niemniej jest okazja trochę pokręcić po okolicy.
Pierwotnie planuję wypad do Goczałkowic jednak, gdzieś czas ucieka i w efekcie mamy mniej niż 4 godziny czasu dla rowerków. Więc czeka nas improwizacja, poczatkowo jedziemy Przez Kostuchnę, Murcki w kierunku Lędzin...

Klimont - widok z góry św Klemensa © amiga


pakujemy się rowerami na górę św. Klemensa, tam chwila przerwy, później na przełaj Klimont i zastanawiamy się co dalej... wybór mógł być tylko jeden, zalew Dziećkowice, w sumie niedaleko, a wieki tam nie byłem. Jednak coś poszło nie tak w nawigacji i lądujemy niedaleko kopalni Ziemowit, później już szosami jedziemy nad zalew, nie kombinujemy, bo ... nie ma czasu

Przy kopalni Ziemowit © amiga


Docieramy na miejsce, chwila przerwy w tawernie i ruszamy dalej, jednak zamiast terenu znowu czeka nas jazda po asfaltach, trudno...

Zalew Dziećkowice © amiga


Na celowniku © amiga


Odbieram tel, już na nas czekają, musimy przyspieszyć i skrócić wycieczkę, więc pozostają Mysłowice Kosztowy, Wesoła, Giszowiec, i poprzez lasy Ochojeckie docieramy do domu.

Arachnofobia ? © amiga


Na szczęście czekało na nas AfterParty... mały grill, który przeciągnął się delikatnie... :)


Szkoda, że nie było więcej czasu, ale dobrze, że udalo się chociaż tyle

Beskidzki weekend. dzień II

Niedziela, 29 lipca 2012 · Komentarze(3)
The Bike Song by The Grave Architects


Niedziela, wcześnie rano, dzwoni Andrzej, właśnie wyruszają, mamy 1,5 godziny czasu do spotkania, to tak akurat aby się pozbierać i dojechać do Szczyrku, jednak, po wrażeniach poprzedniego dnia i po próbach zbicia tętna izobronikami, postanawiamy jeszcze chwilę odpocząć, chwila zamienia się w godzinę. Teraz nie ma czasu już na nic. W Ekspresowym czasie, zbieramy się z Darkiem i wyjeżdżamy, straconego czasu i tak nie nadrobimy, będzie solidne spóźnienie.

Wyjeżdżając z Pietrzykowic Górnych mylimy trasę i gratis dokładamy sobie 5km drogi przez Pietrzykowice Dolne, za karę jedziemy główną drogą Żywca do Bielska.
Po kilkudziesięciu minutach docieramy do Szczyrku, chwila na zakupy, uzupełnienie elektrolitów i jedziemy na spotkanie na Salmopol, skręcamy na żółty szlak i terenem pod górkę.
Podjazd pod Salmopol © amiga


Panorama z Salmopolu © amiga


Na szczycie witamy się z Andrzejem, Krzyśkiem i Piotrkiem, dalej już pałeczkę przewodnika przejmuje Andrzej i prowadzi nas terenem, leśnymi ścieżkami, chwilami na zjazdach robi się ciepło, ale w końcu po coś tu przyjechałem. Jazda w terenie to czysta przyjemność, nie raz odzywa się brak pełnej amortyzacji w moim KTM-ie, lecz dotyczy to w zasadzie zjazdów. Gdzieś po godzinie wspólnego kręcenia w końcu znikają resztki oparów dnia poprzedniego, jedzie już się przyjemnie, nie czuję zmęczenia.

"Wariaci" na rowerach © amiga


Panorama z okolicy Czupla © amiga


W między czasie zjeżdżamy do Wisły Malinki coś zjeść i ruszamy dalej pod górkę, robi się coraz ciekawiej. Chyba zaczyna mi się podobać coraz bardziej zarówno uphill jak i downhill ;), jeszcze kilka takich wyjazdów na doszkolenie techniki i będzie dobrze.

Krzysiek na podjeździe © amiga


Darek na podjeździe © amiga


W okolicy Jaworzyny zaczynają nadciągać ciemne chmury, zaczynamy uciekać w dolinę, burze w górach to nic fajnego, szczególnie gdy wszystko wokół płynie. Zjeżdżamy do Węgierskiej Górki, po drodze chowając się na przystanku PKS aby przeczekać największą nawałnicę, chwilami nic nie widać. Po ok 30 min zaczyna się rozjaśniać, więc ruszamy dalej mijamy kolejne miejscowości i w końcu rozstajemy się, Andrzej, Piotrek i Krzysiek uciekają w kierunku Szczyrku, my musimy dotrzeć do Pietrzykowic. Podczas powrotu zatrzymujemy się tylko raz aby pofocić przy browarze. Niestety nie starczyło czasu aby odwiedzić to miejsce, ale kto wie, może następnym razem ?

Browar w Żywcu 1 © amiga


Browar w Żywcu 2 © amiga


W Pietrzykowicach jeszcze wizyta na basenie

Na basenie... © amiga


kilka ostatnich fot okolicy

Panorama Beskidów z Pietrzykowic © amiga


i ruszamy do domu przez Wisłę, w której robimy przerwę na "kolację".

Rowerki downhillowe ? © amiga


Do domu docieram ok 23:00, jestem zmęczony, ale szczęśliwy.
Jeden z fajniejszych aktywnych weekendów w tym roku, tego było mi potrzeba do pełni szczęścia. Byłą okazja na sprawdzenie się przed podjazdem na Śnieżkę, teraz już bez strachu mogę podjąć to wyzwanie, wiem, że dam radę, wiem, że podjadę.

Dzięki Darku i jego cierpliwa rodzinko za wspaniały weekend, liczę na kolejne równie udane.



Na koniec do obejrzenia Kranked 7 jeżeli ktoś tego nie widział, wrażenie chwilami mieliśmy podobne.
Kranked 7 - The.Cackle.Factor (mtb) (full movie)

Beskidzki weekend, dzień I

Sobota, 28 lipca 2012 · Komentarze(10)
O'reggano - Małe Rzeczy


Weekend spontaniczny, nietypowy i.... jak zawsze rewelacyjny, tym bardziej, że rowerowy.

Jest sobota rano, powoli zbieram się i jadę na miejsce spotkania, po drodze odwiedzając bankomat. Chwilę później dociera cała rodzina K. Darek, Anetka, Wiktor i Igor03. Pakujemy rowery, i wraz z moją rodziną, siostrą Basią, szwagrem Philippe, Valerie, Julie i Hugo w końcu ruszamy w drogę.

Cel do osiągnięcia to Pietrzykowice koło Żywca, tam jest nasza baza wypadowa. Po dorarciu i rozpakowaniu się wraz z Darkiem wsiadamy na rowery i ruszamy na podbój Beskidu Małego, zabieramy ze sobą mapy, przwewodnik i... w drogę.

Początkowo próbujemy odnaleźć żółty szlak, jednak efekt jest taki, iż jedziemy po nasypie kolejowym, później przez żwirownię i w efekcie przebijamy się przez tory ma stację pkp w Pietrzykowicach Żywieckich. Szosa będzie w tym przypadku lepsza, wbijamy się na nią, na szczęście ruch nie jest zbyt wielki, jedzie się szybko i przyjemnie, mijamy kolejne miejscowości: Zarzecze, Tresną, Czernichów,

Jezioro Żywieckie © amiga


tam odbijamy na żółty szlak na Hrobaczą. Niby asfalt, ale nachylenie daje się we znaki, dodatkowo temperatura 36 stopni skutecznie nas osłabia, odpoczywamy kilka razy. Tętno skacze powyżej 200, masakra..

Profil wysokośći Podjazd na hrobaczą

Chwila odpoczynku © amiga


W końcu docieramy do schroniska na Hrobaczej łące,

Schronisko na Hrobaczej Łące © amiga


Kapliczka w schronisku © amiga


tutaj za namową lokalnych bikerów, przyjmujemy chleb w płynie.

W Żywcu najlepiej smakuje Żywiec © amiga


Ruszamy dalej, na szczycie kilka fot i pora jechać dalej

Krzyż Tysiąclecia na Hrobaczej © amiga


Pod krzyżem © amiga


Z wizytą u Panienki... © amiga


Jedziemy szczytami, co chwila wyjeżdżając z lasu ukazują się nam fantastyczne widoki, panoramy gór i okolicy, patrząc na to wiem po co się tak męczyłem, po co wjechałem, a miejscami wciągałem rower na górę.

Panorama Beskidów z okolicy Groniczka © amiga


Godzinę później jesteśmy na Magurce Wilkowickiej, kolejne schronicko, kolejna chwila przerwy, tym razem posilamy się, uzupełniamy płyny, spędzamy w tym miejscu prawie godzinę, słuchając wowodów starych wyjadaczy na temat żywności...

Magurka Wilkowicka © amiga


Panorama Beskidów z Magurki Wilkowickiej © amiga


Kilka fot i ruszamy dalej, jednak coś poszło nie tak, gubię Darka i skręcam nie w tą drogę, szczęśliwie telefony działają i szybko naprawiam swój błąd, w zasadzie niewiele się stało, przejechałem może 1,5km zanim stwierdziłem, że coś jest mocno nie tak.

Panorama w okolicy przysłopa © amiga


Panorama z okolicy przysłopa ver.2 © amiga


Po paskudnym zjeździe z Magurki gdzie zaliczam solidne OTB, wracamy do naszej bazy wypadowej, Pietrzykowic, na miejscu czeka już na nas reszta ekipy, szybki prysznic i ruszamy do Żywca, coś zjeść. Trafiamy na fajną góralską knajpkę, spędzamy tam kolejną godzinkę i...

Pora na posiłek © amiga


wracamy do naszej bazy, jest przed północą, jednak nikomu jeszcze nie przyszło do głowy aby pójść spać, spontaniczne after party trwa do ok 2:00.

After party... © amiga


W końcu jednak zmęczenie daje się we znaki, trzeba się położyć, wcześnie rano musimy wstać i odwiedzić kilka okolicznych górek w nieco większej ekipie.