Beskidzki weekend. dzień II
Niedziela, wcześnie rano, dzwoni Andrzej, właśnie wyruszają, mamy 1,5 godziny czasu do spotkania, to tak akurat aby się pozbierać i dojechać do Szczyrku, jednak, po wrażeniach poprzedniego dnia i po próbach zbicia tętna izobronikami, postanawiamy jeszcze chwilę odpocząć, chwila zamienia się w godzinę. Teraz nie ma czasu już na nic. W Ekspresowym czasie, zbieramy się z Darkiem i wyjeżdżamy, straconego czasu i tak nie nadrobimy, będzie solidne spóźnienie.
Wyjeżdżając z Pietrzykowic Górnych mylimy trasę i gratis dokładamy sobie 5km drogi przez Pietrzykowice Dolne, za karę jedziemy główną drogą Żywca do Bielska.
Po kilkudziesięciu minutach docieramy do Szczyrku, chwila na zakupy, uzupełnienie elektrolitów i jedziemy na spotkanie na Salmopol, skręcamy na żółty szlak i terenem pod górkę.
Podjazd pod Salmopol© amiga
Panorama z Salmopolu© amiga
Na szczycie witamy się z Andrzejem, Krzyśkiem i Piotrkiem, dalej już pałeczkę przewodnika przejmuje Andrzej i prowadzi nas terenem, leśnymi ścieżkami, chwilami na zjazdach robi się ciepło, ale w końcu po coś tu przyjechałem. Jazda w terenie to czysta przyjemność, nie raz odzywa się brak pełnej amortyzacji w moim KTM-ie, lecz dotyczy to w zasadzie zjazdów. Gdzieś po godzinie wspólnego kręcenia w końcu znikają resztki oparów dnia poprzedniego, jedzie już się przyjemnie, nie czuję zmęczenia.
"Wariaci" na rowerach© amiga
Panorama z okolicy Czupla© amiga
W między czasie zjeżdżamy do Wisły Malinki coś zjeść i ruszamy dalej pod górkę, robi się coraz ciekawiej. Chyba zaczyna mi się podobać coraz bardziej zarówno uphill jak i downhill ;), jeszcze kilka takich wyjazdów na doszkolenie techniki i będzie dobrze.
Krzysiek na podjeździe© amiga
Darek na podjeździe© amiga
W okolicy Jaworzyny zaczynają nadciągać ciemne chmury, zaczynamy uciekać w dolinę, burze w górach to nic fajnego, szczególnie gdy wszystko wokół płynie. Zjeżdżamy do Węgierskiej Górki, po drodze chowając się na przystanku PKS aby przeczekać największą nawałnicę, chwilami nic nie widać. Po ok 30 min zaczyna się rozjaśniać, więc ruszamy dalej mijamy kolejne miejscowości i w końcu rozstajemy się, Andrzej, Piotrek i Krzysiek uciekają w kierunku Szczyrku, my musimy dotrzeć do Pietrzykowic. Podczas powrotu zatrzymujemy się tylko raz aby pofocić przy browarze. Niestety nie starczyło czasu aby odwiedzić to miejsce, ale kto wie, może następnym razem ?
Browar w Żywcu 1© amiga
Browar w Żywcu 2© amiga
W Pietrzykowicach jeszcze wizyta na basenie
Na basenie...© amiga
kilka ostatnich fot okolicy
Panorama Beskidów z Pietrzykowic© amiga
i ruszamy do domu przez Wisłę, w której robimy przerwę na "kolację".
Rowerki downhillowe ?© amiga
Do domu docieram ok 23:00, jestem zmęczony, ale szczęśliwy.
Jeden z fajniejszych aktywnych weekendów w tym roku, tego było mi potrzeba do pełni szczęścia. Byłą okazja na sprawdzenie się przed podjazdem na Śnieżkę, teraz już bez strachu mogę podjąć to wyzwanie, wiem, że dam radę, wiem, że podjadę.
Dzięki Darku i jego cierpliwa rodzinko za wspaniały weekend, liczę na kolejne równie udane.
Na koniec do obejrzenia Kranked 7 jeżeli ktoś tego nie widział, wrażenie chwilami mieliśmy podobne.
Kranked 7 - The.Cackle.Factor (mtb) (full movie)