Wpisy archiwalne w kategorii

Solo

Dystans całkowity:86682.07 km (w terenie 14611.30 km; 16.86%)
Czas w ruchu:3846:14
Średnia prędkość:22.54 km/h
Maksymalna prędkość:170.00 km/h
Suma podjazdów:321037 m
Maks. tętno maksymalne:240 (130 %)
Maks. tętno średnie:171 (92 %)
Suma kalorii:3340130 kcal
Liczba aktywności:2661
Średnio na aktywność:32.57 km i 1h 26m
Więcej statystyk

Zdążyć na rehabilitację ;)

Środa, 2 sierpnia 2017 · Komentarze(3)
Dzień postawiony na głowie, ale zanosi się na to, że kolejne 2 tygodnie takie będą... Zaczynam rehabilitację, godzina do bani, rozkłada mi plan dnia, na 13:30 muszę być w szpitalu/przychodni w Ochojcu... Wyjeżdżam z firmy około 11:45, już dzisiaj tu nie wrócę, pracę biorę do domu... 
Jest obrzydliwie gorąco, w cieniu około 30 stopni... na niebie trochę chmur, ale niewiele to zmienia. Jestem po lekkim drugim śniadaniu, płyny uzupełnione, będzie dobrze, boję się jedynie, że spadek kondycji będzie odczuwalny i nie wyrobię się na czas... 
Skracam ile się da, przez lasek Makoszowski, odbijam szybciej niż zwykle na Pawłów, jest okazja, więc ją wykorzystuję. Zaskakuje mnie że wyprzedzam rowerzystów, jak? Przecież 1.5 miesiąca nie jeździłem, na dokładkę jadę na szerokich oponach... Pod górki łapię powietrze jak ryba... ale nie ma obijania się, widzę, że zwykłe 5% nachylenie potrafi mnie zabić... 
W okolicach południa w lasku Makoszowskim
W okolicach południa w lasku Makoszowskim © amiga
Chyba dorobiłem się fotki ;)
Chyba dorobiłem się fotki ;) © amiga
Na Mrówczej Górce pomiędzy Kochłowicami a Wirkiem ledwo zipię, ale wjeżdżam nie poddaję się... za to czuję ból... ból miejsca na 4 litery i nie jest to ani ręka, ani noga... to tam gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę... ;) Przerwa zrobiła swoje. Muszą minąć 2 tygodnie by organizm się przyzwyczaił. gdy Docieram do Panewnik, czuję wyczerpanie, ciężko jest na podjeździe na Bałtyckiej, dalej nawet lekki zjazd nie pomaga... Tyle dobrze, że jestem prawie w domu... Ostatnie 3 km jadę siłą woli... Docieram do drzwi około 13:10... Mam 5 minut na szybki prysznic, przebranie się i wyjście ;)
W Kochłowicach
W Kochłowicach © amiga
Jeszcze 1000m do domu
Jeszcze 1000m do domu © amiga
10 minut obsuwy, na szczęście wspomagam się autobusem. Do szpitala docieram z opóźnieniem 4 minutowym, więc w zasadzie żadnym... Uff... 40 minut ćwiczeń i masażu.. 15 minut pola magnetycznego... O ile to drugie mam wrażenie, że nic nie pomaga (chociaż pani technik twierdzi inaczej), to ćwiczenia zaskakują, niby proste, i prawą ręką wykonuję je bez problemu, to lewą... mogę zapomnieć, blokada w połowie zakresu ruchu... Cóż... trzeba będzie nad tym popracować. Do domu wracam grubo po 15... zmęczony jak diabli. Dopiero wtedy analizuję zapis Garmina... Dowiaduję się, że na powrocie prawie cały czas jechałem w czwartej i piątej strefie....
1 strefa - 17 sekund
2 strefa - 28 sekund
3 strefa - 2 minuty i 33 sekundy
4 strefa - 43 minuty i 45 sekund
5 strefa - 41 minut i 25 sekund

Chyba pierwszy raz widzę taki wynik... 
Ręka wytrzymała, orteza pomaga, pewnie gdybym się przyznał lekarzowi bądź fizjoterapeucie to by mnie zabili... może tylko śmiechem, a może ku przestrodze dla innych... 

Po bardzo długiej przerwie

Wtorek, 1 sierpnia 2017 · Komentarze(6)
Minęło 1.5 miesiąca od ostatniej jazdy, od złamania kości promieniowej i pęknięcia łokciowej. Około 12:00 opaska sztywna została zdjęta. Reka, masakra, jeszcze boli, wychudzona, zawias nie ma pełnego zakresu ruchów. Mięśnie nie pracują jak kiedyś. Od jutra rehabilitacja. 
Rękawica Dziadka Mroza ;)
Rękawica Dziadka Mroza ;) © amiga

Od kilku dni przygotowuję się do wejścia na rower, na górala. Jest lepiej amortyzowany, szersze koła też robią swoje. Ręka ląduje w ortezie. Jadę na krótką przejażdżkę do znajomego około 3 km dalej. Jest okazja sprawdzić czy mogę już kierować... 
Ręka musi być jeszcze zabezpieczona
Ręka musi być jeszcze zabezpieczona © amiga
Wrażenie są pozytywne, chociaż osłabiona lewica powoduje, że początkowo rower ucieka mi na boki... Musze się przyzwyczaić do nowej sytuacji... Wybór ortezy trafiony. Zabezpiecza rękę od spodu, z boków... jest nieźle. Prawdziwy test dopiero jutro... 

Wycieczkowo do Wisły z zaliczeniem gleby

Poniedziałek, 19 czerwca 2017 · Komentarze(10)
Upłynęło już trochę wody w Wiśle od tej wycieczki, trzeba jednak uzupełnić wpis..., tym bardziej, że nie wiadomo kiedy będzie kolejny....

Jest poniedziałek, mam wolne, dzień zapowiada się ciepły, przyjemny, jutro jadę na krótko do pracy, a później szkolenie w Warszawie. Rowera nie będę widział przynajmniej kilka dni. Kierunek wybrany w ostatniej chwili... Wisła.

Ruszam około 7:00, jest jeszcze chłodno w cieniu, chwilami po 15 stopni, ale w słońcu jest przyjemnie. Kierunek Wilkowje, Żwaków, Paprocany. Sporo szutrów na początku, trochę we znaki daje się chłód i wilgoć w lasach, ale wiem, że wracając będę szukał takich miejsc...;)

Bocian w Wilkowyjach
Bocian w Wilkowyjach © amiga
Uwielbiam takie ścieżki
Uwielbiam takie ścieżki © amiga

W Kobiórze jadę nieco inaczej niż zwykle, tracę szlak, jest źle oznaczony, trafiam za to nad urokliwy staw, muszę zawrócić i odszukać żółty rowerowy ;), udaje się, do Pszczyny nie mam żadnych problemów, jadąc ścieżkami zaskakuje mnie tak mała liczba rowerzystów, tyle, że po chwili przypominam sobie, że to dzień roboczy... ludzie siedzą w pracy.... To ja mam inaczej ;)
Chyba coś pokręciłem ;) droga skończyła mi się stawem ;)
Chyba coś pokręciłem ;) droga skończyła mi się stawem ;) © amiga
Park i pałac w Pszczynie
Park i pałac w Pszczynie © amiga
Na zaporze w Goczałkowicach
Na zaporze w Goczałkowicach © amiga
Za Goczałkowicami zaczynają się szlaki których, za dobrze nie znam, mniej więcej wiem gdzie się kierować, ale nic więcej... raz pakuję się na drogą prowadzącą wprost do zalewu ;)... Była asfaltowa, w przeciwieństwie do tej właściwej. Odpuszczam sobie Rudziczkę, nie mam ochoty na darmo zaliczać górkę, bo ani widoków jakiś oszałamiających nie ma, ani sama miejscowość nie jest urokliwa... Byłem, widziałem i jak nie będę miał jakiegoś wyraźnego celu to tam się nie wybieram ;)
Zawsze gotów do obrony kraju
Zawsze gotów do obrony kraju © amiga
Intryguje mnie po co ta stacja, dookoła las
Intryguje mnie po co ta stacja, dookoła las © amiga
Pomnik pomiędzy rozlewiskiem
Pomnik pomiędzy rozlewiskiem © amiga
Od Skoczowa jadę na Brenną, dopiero nieco dalej odbijam na Górki Małe, lubię tędy jeździć... droga spokojna, trochę się pnie, ale widoki... to właśni dla nich lubię się pomęczyć. 
Góry już widać
Góry już widać © amiga
Płynie Wisła płynie
Płynie Wisła płynie © amiga
Na spokojnie docieram do Wisły, jest dopiero południe, pora coś zjeść, w centrum zamawiam szaszłyk. ten okazuje się około 30dkg mięsa z 2 krążkami cebuli ;), drogie danie i ... nie za dobre.
Pociąg powrotny jedzie dopiero za kilka godzin, coś trzeba zrobić, jadę więc na Salmopol, byłem tam rok temu z Darkiem, tyle, że coś mnie męczy, to chyba ten obiad... za dużo? Coś nie tak z mięsem... jeszcze nie zaczął się podjazd a mam dość, ale... jak już obrałem ten kierunek to jadę ;)
Zdecydowanie odradzam jedzenie w tym miejscu, nie dość że drogo, to nijakie to coś jest
Zdecydowanie odradzam jedzenie w tym miejscu, nie dość że drogo, to nijakie to coś jest © amiga
Wisła w centrum Wisły
Wisła w centrum Wisły © amiga
Jak dzisiaj jest tutaj pusto
Jak dzisiaj jest tutaj pusto © amiga
Skocznia im. Adama Małysza w Wiśle Malince
Skocznia im. Adama Małysza w Wiśle Malince © amiga
W drodze na Salmopol
W drodze na Salmopol © amiga
Od czasu do czasu między drzewami widać dolinki i okoliczne górki
Od czasu do czasu między drzewami widać dolinki i okoliczne górki © amiga
Na szczycie Salmopolu
Na szczycie Salmopolu © amiga
Dojazd na szczyt zajmuje mi sporo czasu, ledwo żyję, jeszcze ta temperatura > 30 stopni... Ze szczytu kieruję się do Szczyrku i dalej na Bielsko, to ostatnie przyprawia mnie o zawrót głowy, trochę sprawę ratują DDRki, ale to nie załatwia wszystkiego... 
Szaszłyk dalej mnie męczy, ale mam ochotę na lody, najlepiej kwaśne ;) W centrum Szczyrku krótka przerwa, lody obłęd, sorbet kilka smaków... wszystko kwaśne, rewelacja... :) Teraz mogę jechać dalej...
Zjazd do Szczyrku
Zjazd do Szczyrku © amiga
Pora na coś kwaśnego
Pora na coś kwaśnego © amiga
Skocznia w Szczyrku
Skocznia w Szczyrku © amiga
Bielsko to tak jak się spodziewałem walka na drogach, jedynie centrum jako tako poszło, obrzeża to horror, podobnie jak przejazd przez Czechowice-Dziedzice... ale trzeba to zrobić. Do domu coraz bliżej... W Goczałkowicach trochę para schodzi, w końcu znam już szlak do domu, zostało około 40 km :)... kierunek Pszczyna... 
Staw w Goczałkowicach-Zdroju
Staw w Goczałkowicach-Zdroju © amiga
Wjeżdżam na drogę wzdłuż wodociągu i... na progu zwalniającym zaliczam glebę..., boli... dostałem m.in. w splot słoneczny. Nikogo w okolicy nie ma... mija dobre kilkanaście sekund zanim oddycham normalnie, widzę zadrapania na łokciu, coś drobnego na kolanach.. rower cały... Cóż... do domu jakoś dojadę... to max 2 godziny spokojnym tempem...
Wsiadam na rumaka... i ... coś jest nie tak. Lewy nadgarstek rwie, każdy wybój to jakaś masakra... Z jedną ręką na kierownicy jadę około km... tak się nie da. Nadgarstek lekko puchnie...
Odpalam nawigację, sprawdzam który dworzec pkp mam najbliżej... - Pszczyna  około 3km... tam się kieruję, jeszcze chwilę jadę, ale nie mogę... boli jak diabli...schodzę z rowera i go prowadzę
Przeklęte progi zwalniające
Przeklęte progi zwalniające © amiga
Po drodze zaliczam aptekę, kupuję altacet, bandaż, wodę utlenioną, coś jeszcze smaruję tylko nadgarstek i lecę na dworzec. Pociąg przyjeżdża po około 5 minutach. Mam problem by wsadzić rower do pociągu... lewą ręką nie jestem w stanie się przytrzymać...
Wewnątrz zaczynam się opatrywać, pomimo tego, że było sporo ludzi ruszył się tylko około 20 letni chłopak - punk... pomógł mi zawinąć prawy łokieć...
Mija kilkadziesiąt minut...Dojeżdżam do Piotrowic... wysiadam, znowu problem z przytrzymaniem się... 
Rower prowadzę, nie próbuję wsiadać...
W domu szybki prysznic, mycie z użyciem jednej ręki i lecę do szpitala....

Po 5 godzinach spędzonych w szpitalu dowiedziałem się, że mam złamany koniec kości promieniowej z przemieszczeniem grzbietowym, pęknięcie końca dalszego kości łokciowej... założona szyna gipsowa... i informacja, że przez 6 tyg... raczej nie pojeżdżę :(

Niedzielne Katowice

Niedziela, 18 czerwca 2017 · Komentarze(5)
Jest niedziela, początek dnia... nie zapowiada się ciekawie, na niebie sporo chmur, jeszcze około 5 rano padało. Tyle, że około 7 zaczyna coś się poprawiać, temperatura wyraźnie się podnosi... 
Około 10:00 nosi mnie, wsiadam na rower i ruszam... plan... bez planu, po diabła mi plan. zobaczę gdzie mnie rower zawiezie. Ruszam początkowo do pobliskich lasów, tyle, że po opadach jest miejscami ślisko, chyba na tą chwilę to nie najlepsza opcja, krążę po okolicy i wyjeżdżam na Giszowcu, w sumie to dobry punkt wyjścia..., czy raczej wyjazdu dalej... 

Jedno z miejsc postojowych w Ochojeckim lesie
Jedno z miejsc postojowych w Ochojeckim lesie © amiga
W
W "centrum" Giszowca © amiga
Korci by podjechać na Nikiszowiec, w końcu jestem bardzo blisko, ale... opcja przez Janów, przez Bolinę jest niewskazana po opadach, tam na krótkim odcinku będzie bagno... wiec, jadę szosą, coś czego nie lubię, droga "normalnie" jest dość ruchliwa, ale w końcu mamy niedzielę rano, wiec liczę na to, że sporo osób jeszcze się przewraca z boku na bok. Chyba tak też jest, dzięki temu dość szybko docieram na Nikisz. Miejsce rewelacyjne, ale... wprowadziłbym tutaj całkowity zakaz wjazdu samochodami, czy raczej pojazdami silnikowymi. 2 ciągi samochodów po obu stronach dróg, zawalone blaszakami podwórka wyglądają obleśnie w tym miejscu. Tyle, że coś z autami trzeba by zrobić. Pobliska kopania Wieczorek jest już likwidowana, myślę, że spokojnie na części terenu można by zrobić zamknięty parking dla mieszkańców. Obstawiam jednak, że władze mają to głęboko w poważaniu. Jakiś czas temu rozbroiło mnie gdy Katowice pochwaliły się, że na 1000 mieszkańców mamy więcej samochodów niż w Berlinie, czy Paryżu. To akurat nie jest powód do chwały. W dużych miastach na zachodzie raczej ucieka się od aut, w zamian stawiając na komunikację publiczną. Ta kuleje. Nie rozwijane są nowe nitki tramwajowe, autobusy stoją w korkach, o metrze nie ma mowy (szkody górnicze), a z kolejną miejską już dawno się pożegnaliśmy. W zamian Katowiczanie rano i wieczorem stoją w korkach... 
Wjazd na Nikisz... powinien być zakaz parkowania i wjazdu samochodów
Wjazd na Nikisz... powinien być zakaz parkowania i wjazdu samochodów © amiga
Nikiszowiec w porze
Nikiszowiec w porze "mszowej" © amiga
Kościół św Anny na Nikiszu
Kościół św Anny na Nikiszu © amiga
Cisza, spokój, pewnie za 2-3 godziny będzie tutaj pełno ludzi
Cisza, spokój, pewnie za 2-3 godziny będzie tutaj pełno ludzi © amiga
Pod
Pod "Arkadami" © amiga
Dzisiaj z okazji niedzieli, zamiast przez las na 3 stawy jadę na Szopienice, w dzień powszedni to samobójstwo, wieczorem podobnie, ale mamy niedzielne południe ;) Przypomina mi się coś... w pobliżu Selgrosa, gdzieś tam w którejś z uliczek coś jest, ale nie pamiętam co... (mapy tej okolicy przeglądałem dawno, dawno temu). Cóż... wjadę i poszukam. Najbardziej obiecująca jest ul. Krakowska, nie wiem c czemu po głowie mi chodzi najstarszy drewniany budynek w Katowicach. Czyżby to miało być to miejsce? Jadę i obserwuję okolicę... 
Trafiam na Zameczek Prittwitz, więc dobrze kojarzyłem tylko nie drewniany, a murowany...  ;)
Zameczek Prittwitz
Zameczek Prittwitz © amiga
Tablica informacyjna
Tablica informacyjna © amiga
Gdy wracam na szlak do centrum Szopienic, przypominam sobie o wieży wodnej i budynku dyrekcji huty Uthemann, ostatnio byłem tam kilka lat temu, zresztą chyba nie ma większego sensu jeździć tu co chwilę, tym bardziej, że zbyt wiele się tu nie dzieje... czas się zatrzymał po wyburzeniu większości budynków, pieców... jest wielka łąka i 2 budowle... kilka lat temu spaliła się zabytkowa wieża, widzę, że ją odbudowano, ale co z tego skoro dalej nie ma pomysłu co dalej z tym miejscem. Może warto zrobić z tym miejscem coś podobnego jak w "Nowych Gliwicach"? Może odmieniłoby to same Szopienice? Tutaj nikt spoza dzielni nie jeździ w nocy, nie szlaja się po ulicach, bo mogą go przefasonować... ;) Problemem jest także wyrzucanie do Szopienic tzw. marginesu społecznego. Są ulice które szokują tym, że na nich nikt nie parkuje, pomimo tego, że nie ma zakazu... tutaj jeździ się po prostu szybciej, zostawienie samochodu jest równoznaczne z jego rozbiórką ;)
Pozostałości po hucie Uthemanna w Szopienicach
Pozostałości po hucie Uthemanna w Szopienicach © amiga
Budynek dyrekcji Huty Uthemann
Budynek dyrekcji Huty Uthemann © amiga
To też jakiś budynek po hucie...Uthemann?
To też jakiś budynek po hucie...Uthemann? © amiga
Trochę na uboczu, trochę zaniedbany... a szkoda
Trochę na uboczu, trochę zaniedbany... a szkoda © amiga
No to trzeba uważać ;)
No to trzeba uważać ;) © amiga
Jadąc po Szopienickich ulicach, kierują się na staw Morawa, ale... zmieniam plan, zauważam znak informujący o cmentarzu ewangelickim, na miejscu okazuje się, że to nic ciekawego... za to tyłami docieram na Borki, tram są 2 miejsca, które mogą mnie interesować, pierwsze to stary szpital psychiatryczny, drugie to wieża wodna. O ile szpital jest w tej chwili mało fotogeniczny - trwa remont, o tyle wieża jak zawsze robi wrażenie. Ubolewam nad tym, że dalej nie wiadomo co zrobić, jak zagospodarować te budowle. Kawiarnia, restauracja, punkt widokowy? Ale w komplecie z wieżą pewnie właściciel powinien dostać też trochę terenu obok i zielone światło by coś z tym zrobić. Zdaje się że kilak wież poszło za grosze.... w cenie po kilka tys.zł... ale przy okazji nie umożliwiono im wyremontowania, czy poprowadzenia drogi pod wieżę, zrobienia parkingu... rzucano też kłody przy opcji remontu... bo to zabytek... w efekcie kilka wież już jest historią... 
Borki - wieża wodna
Borki - wieża wodna © amiga
Wieża obfocona więc wracam do centrum, wbijam się na tzw bulwary Rawy... dalej wydaje mi się, że ktoś lekko nadużył tej nazwy... a rowerzystów na dalszych odcinkach władze mają gdzieś... brak opcji zjazdy, trzeba dymać po schodach... widzę też, że pomysły oczyszczenia Rawy, dalej są tylko pomysłami... a szkoda.
Rawa i jej bulwary
Rawa i jej bulwary © amiga
Bulwary opuszczam w samym centrum, przejeżdżam tuż obok Muzeum Śląskiego, Spodka, przez rondo... a raczej pod nim i kieruję się, na park w Chorzowie. Boję się, że tysiące spacerowiczów skutecznie mnie wygonią z tego miejsca, ale na tych bardziej bocznych drogach dookoła parku jest nieźle, da się jechać. Spora pętelka i wyjeżdżam na os.Tysiąclecia.
Teren po kopalni Katowice, obecnie to muzeum Śląskie
Teren po kopalni Katowice, obecnie to muzeum Śląskie © amiga
Centrum Katowic
Centrum Katowic © amiga
Całkiem ładne. szkoda, ze tylko na niewielkim obszarze są takie oznaczenia
Całkiem ładne. szkoda, ze tylko na niewielkim obszarze są takie oznaczenia © amiga

"Wesołe miasteczko" reaktywacja ;) © amiga
Staw Maroko przy tałzenie
Staw Maroko przy tałzenie © amiga
Pozostało tylko jakoś wyjechać w kierunku Kokocińca, tutaj wydaje się, że najlepsza opcja to przejazd przez Załęską Hałdę... zauważam na jej szczycie miejsce postojowe, nie wiem czemu go wcześniej nie widziałem, a może po prostu go nie było gdy ostatni raz tędy jechałem ;) Kokociniec jest mi jeszcze z jednego powodu potrzebny, wiem, że tam jest kilka sklepów, a pić mi się niemiłosiernie chce.... ze sobą nie wziąłem oczywiście nic, poza kasą ;) Ale to ostatnie pozwoliło mi na małe zakupy w Żabce ;), baton proteinowy i pepsi rozwiązały sprawę. 
Miejsce postojowe na Załęskiej Hałdzie
Miejsce postojowe na Załęskiej Hałdzie © amiga
Do domu coraz bliżej, ale jeszcze w planie jest do odwiedzenia Starganiec, daleko nie ma, jadę szosą, będzie szybciej, na miejscu przerwa, chyba pierwsza ciut dłuższa, prawie 10 minut :), wszystkie poprzednie to jedynie chwila na fotę ;), tej oczywiście i na Stargańcu nie brakło. 
Na Stargańcu
Na Stargańcu © amiga
Chwila przerwy
Chwila przerwy © amiga
Do domu mam około 6 może 7 kilometrów. droga przez las.... zastanawiam się czy nie podjechać na myjnię, ale nie... jeszcze nie dzisiaj. Może jutro... ;) W sumie wyszła całkiem ciekawa wycieczka, nieco inna niż zwykle, kilka zupełnie nowych ścieżek, miejsc odwiedzonych... 


Z wiatrem przez las do domu

Wtorek, 13 czerwca 2017 · Komentarze(1)
Kategoria do 34km, Do/Z Pracy, Solo
Ruszam po 17, dzisiaj to mój ostatni dzień w firmie w tym tygodniu, jutro dzień to małe przygotowania, a co potem to się zobaczy, pogoda niestety płata w tym roku psikusa za psikusem... zdaje się, że kolejny dłuższy planowany wyjazd nie wypali, w końcu co za przyjemność taplać się w wodzie... 
Wiatr mam w plecy, temperatura w okolicach 19 stopni... w sumie, żadna rewelacja jak na tą porę roku..., w Zabrzu odbijam na hałdę na Sośnicy, będzie trochę terenu, fragmentami zaliczam trasę Runmageddonu...  jeszcze nie wszystko posprzątano..., widać tu i ówdzie worki ze śmieciami... 

Kratery w asfalcie
Kratery w asfalcie © amiga
Staw przy hałdzie na Sośnicy
Staw przy hałdzie na Sośnicy © amiga
Po runmageddonie
Po runmageddonie © amiga
Od Makoszow jadę dalej na Halembę, w lesie bez błota, wody, kałuż, no... może poza 2 czy dwoma małymi wyjątkami... tyle, że to nic nie zmienia. Lasy Panewnickie są nieźle zazieleniony, rozglądam się za grzybami, jest niewielka szansa, że coś będzie, tyle, że z pozycji roweru jest to trudne, jedynie Żółciak Siarkowy mi się rzuca w oczy ;). Gdy jestem w Piotrowicach podjeżdżam jeszcze pod paczkomat... przyjechał nowy suport na... zapas ;)
Pogoda całkiem, całkiem ;)
Pogoda całkiem, całkiem ;) © amiga
Do paczkomatu
Do paczkomatu © amiga
Pod domem
Pod domem © amiga
Jadąc do domu natykam się jeszcze na kumpla, wyjechał właśnie na rower, ale nie mam już czasu na pogaduchy, lecę do domu... 

Wtorkowe dymanie pod wiatr

Wtorek, 13 czerwca 2017 · Komentarze(1)
Ruszam kilka minut po 7, z rana zbierałem się jak mucha w smole... za oknem słońce i wiatr, to chyba on wpływał na moje przygotowania. Termometr pokazywał około 15 stopni... 
Jest wtorek, ruch na drogach masakryczny... dzieje się. W sumie spodziewałbym się tego raczej w poniedziałek... 
Z górki na pazurki... szkoda, że tylko kawałek
Z górki na pazurki... szkoda, że tylko kawałek © amiga
Już na pierwszych km wiem, że będzie walka, wiatr w twarz, silny porywisty, urywający głowy.... i to gdzieś koło kolan... 
Na bałtyckiej zatrzymuje mnie operator koparki, szuka ulicy Ziembowej... ktoś mu powiedział, że to boczna Bałtyckiej, ale jak długo tutaj jeżdżę to takiej nie kojarzę, niedaleko idzie jakaś mieszkanka, odsyłam go do niej... tylko mieszkaniec może wiedzieć gdzie takie coś jest... W firmie sprawdzam... i nie mogłem wiedzieć... nie przejeżdżam tamtędy... to nie jest boczna Bałtyckiej... wpierw trzeba odbić na ul Bema, a dopiero z niej na Ziembową... droga jest ślepa, więc nikt kto nie musi tam się nie zapuszcza... 
Po krótkiej wymianie zdań jadę dalej, Kochłowice i Wirek poszły sprawnie, chociaż zamiast standardowym szlakiem pojechałem wzdłuż potoku Bielszowickiego, dzisiaj śmierdział okrutnie... ja tutaj jadę od czasu do czasu, więc wdycham to może przez 10 minut... na całej trasie. Za to nie zazdroszczę mieszkańcom pobliskich osiedli... chyba, że przywykli ;)
Gdzie jest ulica Ziembowa?
Gdzie jest ulica Ziembowa? © amiga
Niby słońce świeci, ale za ciepło nie jest
Niby słońce świeci, ale za ciepło nie jest © amiga
Chwila odpoczynku od samochodów
Chwila odpoczynku od samochodów © amiga
W Zabrzu jestem o 7:58, lekko nie ma, samochodów jak mrówków, ale do czasu... szybko zaczyna się luzować, a gdy wyjeżdżam z Zabrza, jest już prawie pusto, zostało tylko zaliczyć ostatnie niecałe 6 km Gliwic. To szło trochę opornie przez wiatr i otwarty teren, chyba najgorzej było pod wiaduktem A1 gdzie nastąpiła kumulacja wiatru... w jednej chwili wyhamowało mnie do 18 km/h ;)
Tutaj jak zawsze pusto
Tutaj jak zawsze pusto © amiga
Uwielbiam takie niebo, tylko czemu tak wieje
Uwielbiam takie niebo, tylko czemu tak wieje © amiga
Docieram do firmy w takim sobie czasie, ale gdy patrzę na puls, to jednak wiem czemu czułem się jakbym robił górkę w Korbielowie ;)

Po krótkiej przerwie

Poniedziałek, 12 czerwca 2017 · Komentarze(0)
2 dni przerwy od rowera trochę pomogły, poprzedni ciąg... trwał 18 dni... wycieczki krótsze, dłuższe. Potrzebowałem chwilę odpocząć, w sobotę mały spacer z buta, niedziela... za to nieco robocza.
Z rana ruszam o 7:08, wieje w z południa, jest dość ciepło, chociaż ubrałem wiatrówkę, na starcie 15 stopni... ruch niewielki w Katowicach, dobrze się jedzie... Testuję rower po małych korektach... 
Coś mi "strzela" ociera w korbie, ale nie mogę zlokalizować źródła, jest zupełnie nowa korba, jest suport s przebiegiem 0 km... i dźwięk dalej dochodzi gdzieś z okolic korby, suportu... pomysły mi się skończyły... zaczynam dochodzić do wniosku, że albo to coś się wytrze, albo urwie... chyba do olania.. ;)
Niebo nieszczególne
Niebo nieszczególne © amiga
Im dłużej jadę tym niebo coraz ładniejsze, bardziej błękitne, jazda jest przyjemnością... nowe buty idealnie pasują, nowe bloki spisują się nieźle... chociaż ze 2 razy wyrywam nogę z bloków... spróbuję podkręcić sprężynę ;)
Chyba się przeciera
Chyba się przeciera © amiga
Jakąś rurę wywaliło?
Jakąś rurę wywaliło? © amiga
Do Zabrza docieram jeszcze przed 8, o dziwi nie ma szaleństwa, wiec jadę ul Winklera do ronda przy DTŚce. Gliwice klasycznie puste. w firmie melduję się z niezłym czasem... 
Prawie w firmie
Prawie w firmie © amiga

Poniedziałkowy powrót z pracy

Poniedziałek, 12 czerwca 2017 · Komentarze(2)
zegar pokazuje 16:40, przed wyjazdem sprawdzam radary, przelotne opady krążą po okolicy, tak na oko mam godzinę do deszczu, może zdążę do domu? Cóż wsiadam na rower i gnam szosami, Wiatr ponownie w plecy... kierunek nieco się zmienił w ciągu dnia... temperatura w okolicy 26... 

Pogoda dopisuje... jeszcze ;)
Pogoda dopisuje... jeszcze ;) © amiga
Gdy docieram do Zabrza na niebie pojawiają się pierwsze ciemne chmury, nie wróży to dobrze, staram się mocniej nacisnąć, tylko co z tego, przed Kochłowicami padają pojedyncze krople... na zjeździe już pada, po minięciu centrum leje. Zatrzymuję się na chwilę pod wiaduktem, ubieram przeciwdeszczówkę i jadę dalej. 
Chmury zaczynają straszyć
Chmury zaczynają straszyć © amiga
Na Bielszowickiej... gdzieś za mną już leje
Na Bielszowickiej... gdzieś za mną już leje © amiga
Dorwał mnie deszcz
Dorwał mnie deszcz © amiga
Deszcz jest ciepły, wiosenny, taki jak lubię :), zwalniam nieco, warunki na drodze są trochę nie teges... Dopiero gdy wjeżdżam na Bałtycką przyspieszam, tyle, że deszcz powoli odchodzi... 
Nie tylko ja moknę
Nie tylko ja moknę © amiga
I po deszczu ;)
I po deszczu ;) © amiga
Im bliżej domu tym warunki lepsze, w Piotrowicach i Ochojcu ledwie pokropiło... a ze mnie jeszcze kapie ;) W domu ciuchy lądują w pralce, a ja w wannie...
Z suportem czy korbą za to stało się coś dziwnego, po deszczy przestało zgrzytać... więc coś o coś się ociera... za mocno/za słabo skręciłem lewe ramię? Może, może trzeba się nad tym pochylić... 

Piątunio o poranku

Piątek, 9 czerwca 2017 · Komentarze(6)
Udaje mi się wyjść ciut wcześniej, pogoda dopisuje, ale nie popełniam wczorajszego błędu, sprawdzam temperaturę i... biorę wiatrówkę ;). Termometr za oknem pokazuje +14.... 

Wieje w plecy wiatr, będzie szybki dojazd, niby też jest ciepło, ale cieszę się, że mam na sobie wiatrówkę, ruch na drogach wyraźnie większy. Co ciekawe jeszcze w Piotrowicach natykam się na sporą ilość rowerzystów... 

Czuję dalej zmęczenie po sobotnich górach, ale to już "tylko" zmęczenie. Pewnie za chwilę puści, tym bardziej, że w sobotę nie planuję wyjścia na rower czy na kije... pogoda ma się załamać. W domu mam co robić, więc specjalnie tym się nie przejmuję, tym bardziej, że kolejny weekend może być rowerowy, a nieco później jadę do Warszawy na kilka dni... tam już bez rowerka. 

Ten pierwszy to mistrz parkowania
Ten pierwszy to mistrz parkowania © amiga
Kałuż na trasie już nigdzie nie ma, zdążyły odparować, jazda jest przyjemnością, W Kochłowicach dzięki pieszym udaje się sprawnie przejechać centrum, na Wirku nie było najmniejszych problemów, te pojawiają się dopiero w Zabrzu... awaria samochodów i jeden z pasów stoi, na szczęście to nie ten którym jadę. Pokonanie ronda przy DTŚce to też niezłe wyzwanie, w sumie mogłem się tego spodziewać, bo jest około 7:55. Alternatywą była opcja przejazdu przy szkole, tam dla odmiany tabuny rodziców i dzieciaków... zawsze trzeba bardzo uważać. 
Piękne niebo nad Bielszowicami
Piękne niebo nad Bielszowicami © amiga
Jedno z gorszych miejsc na awarię w Zabrzu
Jedno z gorszych miejsc na awarię w Zabrzu © amiga
Gdy docieram do Gliwic, drogi pustoszeją, jest już po 8. Wiatr ciągle wspomaga... tylko szkoda, że kondycja nie ta. Docieram do firmy, mam nadzieję, że dzień będzie spokojny, inny niż wczorajsze popołudnie, gdy nagle wszystko wzięło w łeb... 
Do firmy już niedaleko, przy takiej pogodzie aż chce się jechać
Do firmy już niedaleko, przy takiej pogodzie aż chce się jechać © amiga

Powrót z pracy przez pola Runmageddonu

Piątek, 9 czerwca 2017 · Komentarze(2)
Ruszam ciut przed 17, jakoś nie mogłem wyjść... chociaż komputer wyłączony dobre 40 minut temu... 

Cóż... przynajmniej pogoda dopisuje, wiatr się utrzymał, tym razem mam go w twarz ;), gorąc bije od asfaltu, uświadamiam sobie, że bardzo mało w tym roku jeździłem "terenowo", chyba ani razu nie przejechałem jeszcze przez hałdę na Sośnicy... trzeba to trochę odrobić... 
Jadę więc w jej kierunku i małe zaskoczenie..., drogi częściowo poblokowane, oznaczenia wskazują że zaczyna się Runmageddon, liczę na to, że dopiero zbierają się zawodnicy, a nie że biegną... bo jestem tego pewien, że kilka razy ich szlak będzie przecinał mi drogę..  Wąskimi ścieżkami jadę dookoła hałdy, widzę w wielu miejscach taśmy ze stosowną informacją, nie zazdroszczę zawodnikom... będę mieli do robić, masa skarp, urwisk do pokonania, a jako gratis bagna i rowy ze starą stojącą i śmierdzącą wodą ;)

Zaskoczył mnie parking Runmageddonu w tym miejscu
Zaskoczył mnie parking Runmageddonu w tym miejscu © amiga
Gdy widzę fragmenty trasy, to... zupełnie nie zazdroszczę zawodnikom ;)
Gdy widzę fragmenty trasy, to... zupełnie nie zazdroszczę zawodnikom ;) © amiga
Pogoda rewelacja
Pogoda rewelacja © amiga
Kolejny raz przecinam szlak Runmageddonu... po lewej bagna, po prawej rów i hałda ;)
Kolejny raz przecinam szlak Runmageddonu... po lewej bagna, po prawej rów i hałda ;) © amiga
Wyjeżdżam w Makoszowach, jadę dzisiaj wyjątkowo na luzie, pewnie to dlatego, że jest piątek, za kilka dni będzie weekend Bożocielny, jest szansa, że uda się gdzieś pojechać rowerem, oby tylko pogoda dopisała. Co ciekawe kierunek wyjazdu jest jeszcze dla mnie niespodzianką, okaże się w ostatniej chwili gdy pojawią się bardziej wiarygodne prognozy pogody... W końcu nikt nie chce się taplać w błocie... no może poza zawodnikami Runmageddonu ;)
Zjazd ze starej hałdy w Makoszowach
Zjazd ze starej hałdy w Makoszowach © amiga
Trochę rowerzystów się ruszyło dzisiaj
Trochę rowerzystów się ruszyło dzisiaj © amiga
Z lasu na chwilę wyjeżdżam do dopiero na Halembie... korci mnie by przystanąć na kilka min przy lodziarni, ale pokonuję pokusę... ;) kierunek lasy Panewnickie ;) na ul Piotra Skargi mijam kilkunastu rowerzystów. Pogoda dopisuje więc czemu nie ;)... 
Na Starych Panewnikach trafiam na debila który skręca jakieś 50m przede mną do sklepu blokując rowerówkę, muszę przyhamować, odbić na lewo, bo gość chyba się przeliczył z umiejętnościami, mam ochotę przygotować krótki filmik i podesłać go policji... przejrzę jeszcze raz nagranie, numer rejestracyjny jest dobrze widoczny... 
Jak mu okropnie skrzypiał rower... masakra
Jak mu okropnie skrzypiał rower... masakra © amiga
Gość chyba próbuje mi zajechać drogę
Gość chyba próbuje mi zajechać drogę © amiga
Głupek do potęgi
Głupek do potęgi © amiga
Dobrze, że to blisko domu, jeszcze tylko paczkomat, do odebrania nowe buty... tym razem XLC, podobno to marka hibieke... w domu po rozpakowaniu okazuje się, że pomimo dość niskiej ceny są wykonane z niezłych materiałów, wydaje się, że posłużą znowu co najmniej rok (u mnie to jak 5 lat u pozostałych rowerzystów)... Pierwsza przejażdżka w nich najwcześniej w niedzielę, jutro ma lać... szkoda nowych butów... 
Tylko przez pasy i będę w domu
Tylko przez pasy i będę w domu © amiga