Piątunio o poranku
Wieje w plecy wiatr, będzie szybki dojazd, niby też jest ciepło, ale cieszę się, że mam na sobie wiatrówkę, ruch na drogach wyraźnie większy. Co ciekawe jeszcze w Piotrowicach natykam się na sporą ilość rowerzystów...
Czuję dalej zmęczenie po sobotnich górach, ale to już "tylko" zmęczenie. Pewnie za chwilę puści, tym bardziej, że w sobotę nie planuję wyjścia na rower czy na kije... pogoda ma się załamać. W domu mam co robić, więc specjalnie tym się nie przejmuję, tym bardziej, że kolejny weekend może być rowerowy, a nieco później jadę do Warszawy na kilka dni... tam już bez rowerka.
Ten pierwszy to mistrz parkowania © amiga
Kałuż na trasie już nigdzie nie ma, zdążyły odparować, jazda jest przyjemnością, W Kochłowicach dzięki pieszym udaje się sprawnie przejechać centrum, na Wirku nie było najmniejszych problemów, te pojawiają się dopiero w Zabrzu... awaria samochodów i jeden z pasów stoi, na szczęście to nie ten którym jadę. Pokonanie ronda przy DTŚce to też niezłe wyzwanie, w sumie mogłem się tego spodziewać, bo jest około 7:55. Alternatywą była opcja przejazdu przy szkole, tam dla odmiany tabuny rodziców i dzieciaków... zawsze trzeba bardzo uważać.
Piękne niebo nad Bielszowicami © amiga
Jedno z gorszych miejsc na awarię w Zabrzu © amiga
Gdy docieram do Gliwic, drogi pustoszeją, jest już po 8. Wiatr ciągle wspomaga... tylko szkoda, że kondycja nie ta. Docieram do firmy, mam nadzieję, że dzień będzie spokojny, inny niż wczorajsze popołudnie, gdy nagle wszystko wzięło w łeb...
Do firmy już niedaleko, przy takiej pogodzie aż chce się jechać © amiga