Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2017

Dystans całkowity:1610.95 km (w terenie 178.00 km; 11.05%)
Czas w ruchu:88:54
Średnia prędkość:18.12 km/h
Maksymalna prędkość:52.97 km/h
Suma podjazdów:8694 m
Maks. tętno maksymalne:179 (97 %)
Maks. tętno średnie:157 (85 %)
Suma kalorii:55105 kcal
Liczba aktywności:38
Średnio na aktywność:42.39 km i 2h 20m
Więcej statystyk

Dzień 4 - Na Jurajskim szlaku cz.1

Poniedziałek, 14 sierpnia 2017 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Poranek wita nas słonecznie, chociaż chłodno. Musimy podjechać do pobliskiego sklepu po coś do zjedzenia. Wczoraj sklep był już zamknięty. 15 minut w sklepie i wracamy na kwaterę. Śniadanie, kawa, uzupełnienie bidonów... i możemy powoli wyjeżdżać. Jest 8:09 gdy żegnamy się z właścicielką. Planowana trasa ma niecałe 100 km, ciut krócej niż wczoraj, tyle, że będzie sporo górek, w końcu będziemy jechali przez jurę :)

Niedaleko miejsca gdzie nocowaliśmy znajduje się jeden z fortów okalających Kraków, postanawiamy go odwiedzić, tym bardziej, że nie zmienia nam to specjalnie kierunku jazdy. Po 5 minutach jesteśmy na miejscu... Wewnątrz znajdują się pomieszczenia firmowe. Ciekawa adaptacja tego miejsca :), dobrze, że żyje, że coś tutaj się dzieje. Idący do pracy pracownicy coś mówią, że tutaj jest zakaz fotografowania? Dziwne bo żadnego takiego znaku nigdzie nie ma... Nie jest to już obiekt wojskowy... więc czemu? Pewnie im się wydawało ;)
Fort 47a Węgrzce
Fort 47a Węgrzce © amiga
Przy forcie w Węgrzcach
Przy forcie w Węgrzcach © amiga
Po kilku minutach ruszamy dalej w kierunku czerwonego pieszego szlaku Orlich Gniazd. Zastanawiam się czy w coś się nie wpakujemy, bo słynie z tego, że do łatwych nie należy. Na piasek raczej nie trafimy, przynajmniej nie w tej części jury. Zobaczymy co będzie.. .
Co jakiś czas mapa twierdzi, że powinny być bunkry tuż obok ulicy, kilka z nich widzimy, zaskoczyły te na terenie cmentarza. Jeden z nich został zaadoptowany na miejsce spoczynku kapłanów. 
Bunkier na terenie cmentarza w Bibicach
Bunkier na terenie cmentarza w Bibicach © amiga
Z taką adaptacją bunkra jeszcze się nie spotkałem
Z taką adaptacją bunkra jeszcze się nie spotkałem © amiga
Fotografując kolejny bunkier przed Zielonkami
Fotografując kolejny bunkier przed Zielonkami © amiga
Ledwie widoczny bunkier
Ledwie widoczny bunkier © amiga
Okolicę widać jak na dłoni
Okolicę widać jak na dłoni © amiga
Od samego początku cieszymy się z podjazdów ze zjazdów, z niesamowitych widoków dookoła. Poranek nie jest zbyt ciepły, ale za to przyjemny. W wielu miejscach poruszamy się szczytami wzniesień,  jest niesamowicie, to jedno z najpiękniejszych miejsc, które do tej pory odwiedziliśmy. Przed Giebułtowem szlak staje się mocno terenowy, prowadzi przez lasek, jest wąski i trzeba uważać na drzewa. Podłoże jest wzmocnione siatką, jednak trzeba uważać. Czasami lepiej zejść z rowera niż walczyć ze zjazdami, pewnie bez sakw byłoby prościej, ale takiej opcji nie przewidujemy dzisiaj ;)
Pagórki widoczne z okolic Pękowic
Pagórki widoczne z okolic Pękowic © amiga
Piękna asfaltówka, a to niby szlak pieszy
Piękna asfaltówka, a to niby szlak pieszy © amiga
Zaskoczył mnie ten znak :) ale dobrze wiedzieć po czym się jedzie
Zaskoczył mnie ten znak :) ale dobrze wiedzieć po czym się jedzie © amiga
Może być ślisko
Może być ślisko © amiga
W Giebułtowie zatrzymujemy się przy kościele, góruje nad okolicą, szkoda, że jest zamknięty... , długo jednak tutaj nie bawimy. Nieco dalej zaczyna się szlak wzdłuż doliny Prądnika prowadzący do Ojcowa i Zamku na Pieskowej Skale :) 
Giebułtów kościół św. Idziego
Giebułtów kościół św. Idziego © amiga
Flagi wiszą już rok
Flagi wiszą już rok © amiga
Moskwa przy szlaku w dolinie Prądnika
Moskwa przy szlaku w dolinie Prądnika © amiga
Kapliczka pod skałą, niestety dostępu broni do niej płot
Kapliczka pod skałą, niestety dostępu broni do niej płot © amiga
Ptaki nieźle poimprezowały ;)
Ptaki nieźle poimprezowały ;) © amiga
Jaka piękna droga
Jaka piękna droga © amiga
Do góry też jest na co popatrzeć
Do góry też jest na co popatrzeć © amiga
Dom pielgrzyma
Dom pielgrzyma © amiga
Sam szlak jest początkowo asfaltowy, później szutrowy, ale w idealnym stanie, jedzie się przyjemnie, co jakiś czas zatrzymujemy się by cyknąć jedno, 2 lub 3 zdjęcia.... Ciut dłuższa przerwa dopiero przy bramie Krakowskiej. Pora na banana :)
Brama Krakowska
Brama Krakowska © amiga
Karolinie uśmiech nie znika z twarzy :)
Karolinie uśmiech nie znika z twarzy :) © amiga
Rowerki odpoczywają
Rowerki odpoczywają © amiga
Wejście do jaskini
Wejście do jaskini © amiga
Aż szkoda, że mamy tak mało czasu na przejazd przez tą część jury, jest niesamowita, nie za często mam okazję jeździć po dolinkach podkrakowskich... Docieramy do Ojcowa, do zamku i pobliskiej kaplicy, za każdym razem kilka minut przerwy... Warto... 
Widać zamek w Ojcowie
Widać zamek w Ojcowie © amiga
Zamek w Ojcowie
Zamek w Ojcowie © amiga

Kapliczka pw. Św. Józefa Robotnika
Kapliczka pw. Św. Józefa Robotnika © amiga
Wewnątrz kaplicy
Wewnątrz kaplicy © amiga
Jadąc dalej w kierunku Pieskowej Skały po prawej stronie naszym oczom ukazują się stare zabudowania, pierwotnie nie planujemy tam podjeżdżać, ale gdy jesteśmy po drugiej stronie... odbijamy... Przynajmniej na szybką fotę ;) Na miejscu okazuje się, że to Boroniówka Osada Młynarska. Wejście kosztuje 10zł od osoby... W głowie rodzi mi się myśl, chyba ich po...o... Za to... 
A to okazuje się chwilę później...  Cała osada to 4 budynki. Z tego 2 dość ważne to młyn i tartak. Oba zapędzane kołami wodnymi :). Najciekawsze jest to, że to działa... Po chwili właściciele zwołują turystów... będziemy odpalać Młyn... Pierwszy raz w życiu miałem okazję zobaczyć to na własne oczy... Działa, jest w świetnym stanie, a jak ktoś ma ochotę, to może zakupić świeżo zmieloną mąkę :)
W komplecie z prezentacją snuta jest opowieść o historii tego miejsca, braciach którzy podzielili majątek, o mieleniu mąki nocami by uniknąć podatków, o upadku tego miejsca i... jest renowacji, doprowadzenia do stanu aktualnego... Jeszcze nie ochłonęliśmy po młynie, a już jesteśmy zapraszani obok do tartaku... Woda już płynie na koło... piła w akcji... niesamowite... kolejna opowieść. Po dobrych kilkudziesięciu minutach i niezliczonych zdjęciach udajemy się do kafejki w jednym z budynków. W komplecie z kawą mamy ciastka czekoladowo-orzechowe. Słodkie, ciężkie... i strasznie zapychające ;) Spoglądamy na zegarki... Minęła godzina. Nie żałuję ani złotówki wydanej na wstęp... Warto było... Miejsce jest niesamowite, godne polecenia... więc jak ktoś z was tam trafi to zatrzymajcie się na chwilę, pozwiedzajcie, napijcie się kawy, zjedzcie ciastko... 

Boroniówka - osada młynarska
Boroniówka - osada młynarska © amiga
Płynąca woda
Płynąca woda © amiga
Szopa na terenie osady
Szopa na terenie osady © amiga
Suszą się :)
Suszą się :) © amiga
Mój Aniołek :)
Mój Aniołek :) © amiga
Rękodzieło
Rękodzieło © amiga
Idziemy do młyna
Idziemy do młyna © amiga
Woda zaczęła płynąć
Woda zaczęła płynąć © amiga
Trwa uruchomienie koła
Trwa uruchomienie koła © amiga
Koło zaczęło się obracać
Koło zaczęło się obracać © amiga
Sypiące się ziarno
Sypiące się ziarno © amiga
Przesiewanie mąki
Przesiewanie mąki © amiga
Takie stare, a działa
Takie stare, a działa © amiga
Rowery czekają na nas
Rowery czekają na nas © amiga
Miejscówka gosposi
Miejscówka gosposi © amiga
Stare gazety
Stare gazety © amiga
Działający tartak
Działający tartak © amiga
Koło napędzające piłę
Koło napędzające piłę © amiga

Miło spędziliśmy godzinę z osadzie, jednak przed nami jeszcze sporo kilometrów do przejechania. Ruszamy, jednak po kilku km jesteśmy już przy Maczudze Herkulesa i zamku na Pieskowej skale, kolejna sesja... zaskakuje mała ilość turystów... chociaż to może i dobrze... przynajmniej dla nas :)

Maczuga Herkulsa
Maczuga Herkulsa © amiga
Zamek na Pieskowej Skale
Zamek na Pieskowej Skale © amiga
Lilie wodne?
Lilie wodne? © amiga
Zamek górujący nad okolicą
Zamek górujący nad okolicą © amiga

Wyjeżdżamy w kierunku Wielmoży, dalej Milonki i Zadroże. Tam krótki postój przy kościele, miały być tylko zdjęcia z zewnątrz, ale trafiliśmy na faroża ;) Otwiera nam kościół, wchodzimy przez zakrystię i możemy zwiedzić wnętrze. Czaszki nie ma... Ksiądz tez gdzieś pojechał, cóż... zamykamy drzwi i odjeżdżamy w kierunku Trzyciąża i dalej Wolbromia. 
Kościół pw. Św. Marcina w Zadrożu
Kościół pw. Św. Marcina w Zadrożu © amiga
Ołtarz w kościele
Ołtarz w kościele © amiga
Piękne wnętrze
Piękne wnętrze © amiga
Droga  794 jest obrzydliwa, pędzące samochody, trochę tirów, zero przyjemności z jazdy, w końcu nie wytrzymujemy i w Chełmie skręcamy na nieco bardziej boczne drogi... Uspokajamy się, tylko podjazd dodatkowy mamy gratis. Wolę jednak podjeżdżać, niż jechać wśród Tirów... Dzięki temu zabiegowi trafiamy na drewnianą kaplicę. Zauważa ją Karolina, na zjeździe skupiłem się na tym by nie fiknąć kozła ;) nie rozglądałem się... a szkoda. 
W drodze do Wolbromia
W drodze do Wolbromia © amiga
Kapliczka Matki Boskiej Częstochowskiej w Wolbromiu
Kapliczka Matki Boskiej Częstochowskiej w Wolbromiu © amiga
Wjeżdżając do Wolbromia, w oczy rzuciła nam się reklamę Gospody pod lasem, udaje nam się je odszukać, miejsce... dziwne, tuż przy ośrodku sportowym, tyle, że gdzieś z tyłu, przy budynkach gospodarczych. Już myślałem by zawrócić, nie wyglądało to dobrze, jednak gdy dotarliśmy pod drzwi... już nieco inaczej to się przedstawiało. W środku przyzwoicie. Jesteśmy głodni, zamawiamy Schabowego z frytkami i surówkami. Dostajemy obiad po 5 minutach :) Szok... Może kucharz nie należy do światowej czołówki, ale wszystko było świeże i smaczne, w kotlecie było mięso :) Porcje jak dla słoni...

Najedzeni po uszy ruszyliśmy dalej, dość długi odcinek przelotowy, aż do Bydlina, gdzie odwiedzamy ruiny zamku i Kaplicę cmentarną :) 

Bydlin - Kaplica cmentarna pw. Pocieszenia NMP
Bydlin - Kaplica cmentarna pw. Pocieszenia NMP © amiga
Ruiny zamku w Bydlinie
Ruiny zamku w Bydlinie © amiga
Ruiny zamku w Bydlinie
Ruiny zamku w Bydlinie © amiga

Kierujemy się na Ogrodzieniec, a raczej Podzamcze, kierunek przez Krzywopłoty i dalej na krechę na Ryczów... To najcięższy odcinek z jakim przyszło nam się zmierzyć, początkowo jedziemy po bardzo zniszczonym asfalcie, wyszukując resztek bardziej prostych łat... Za to dalej dobre 3 km po kopnym piasku i pod górkę... Tracimy dobre kilkadziesiąt minut wpychając rowery... Gdy docieramy do Ryczowa odpuszczamy strażnicę... Zmęczenie dało znać o sobie. Do Podzamcza już nie kombinujemy, zero skrótów, tylko asfalt... W pobliżu zamku trwają remonty dróg... niedobrze, szybkie zdjęcie, jeszcze zakupy w pobliskim sklepie i możemy udać się na Bzów i Kromołów, to jeden z najfajniejszych odcinków dzisiaj :) widoki... wow... chociaż kilka górek było ;) A może właśnie dlatego? 
Zamek w Ogrodzieńcu
Zamek w Ogrodzieńcu © amiga
Szlaki jurajskie w okolicach Ogrodzieńca
Szlaki jurajskie w okolicach Ogrodzieńca © amiga
Oj piękna okolica
Oj piękna okolica © amiga
W Kromołowie obowiązkowy postój przy źródłach Warty, kilka razy przejeżdżałem tuż obok, ale nigdy nie było okazji by podjechać w to miejsce. 
Kromołów - Źródła Warty
Kromołów - Źródła Warty © amiga

Do Włodowic gdzie mamy kolejny nocleg, już niedaleko, jednak mojej przerwie związanej ze złamaniem ręki, odczuwam dyskomfort, co jakiś czas muszę rozprostować dłoń, ale nie to jest najgorsze... 4 litery mnie uwierają, najchętniej już bym zszedł z roweru. Powolutku jednak docieramy na miejsce. Co ciekawe jest jeszcze jasno, otwarte są 3 sklepy, knajpka... Odnajdujemy nasz nocleg u Niny... Trochę nas zaskoczył budynek. Widać informację o dofinansowaniu z UE.. wchodzimy do knajpki na parterze. Okazuje się, że dobrze trafiliśmy. Miła gospodyni prowadzi nas na komnaty, jest czyściutko, dostęp do kuchni, właścicielka udostępnia nam pralkę, rowery też mają swoje miejsce :) Rewelacja. Po szybkim rozpakowaniu jedziemy jeszcze do "centrum" zaliczyć kilka atrakcji i zrobić zakupy... 
Stary młyn we Włodowicach
Stary młyn we Włodowicach © amiga
Ruiny pałacu we Włodowicach
Ruiny pałacu we Włodowicach © amiga
Przez bramę na teren kościoła
Przez bramę na teren kościoła © amiga
Kościół Bartłomieja Apostoła we Włodowicach
Kościół Bartłomieja Apostoła we Włodowicach © amiga
Włodowice - Kaplica Cmentarna
Włodowice - Kaplica Cmentarna © amiga
Słońce już zachodzi
Słońce już zachodzi © amiga
Słońce powoli zachodzi gdy wracamy. Wieczorem jeszcze pranie, późna kolacja i knujemy plany na jutro :)
To był długi ale bardzo przyjemny dzień... 

Opis Karoliny: Tymoteuszka.bikestats.pl

Dzień 3 - Z Zalipia do Węgrzyc

Niedziela, 13 sierpnia 2017 · Komentarze(2)
Uczestnicy



Minęła noc, poranek chłodny, około 5:00 zaczęło padać. Po pobudce sprawdzamy prognozy pogody, radary, powinno przestać padać do 7:00. Nie jest źle. Jednak temperatura... 11 stopni... nie zachęca do wyjazdu. Na spokojnie przygotowujemy śniadanie z tego co udało się znaleźć wczoraj w pobliskim sklepie :), Kawa i zbieramy manatki. 
Opady kończą się dopiero po 8:00, jakieś pół godziny później żegnamy się z właścicielami i ruszamy do pobliskiego Zalipia. 

Śniadanie ;) - sklep wiejski był licho zaopatrzony

Śniadanie ;) - sklep wiejski był licho zaopatrzony © amiga

Wioska zaskakuje, jest mocno rozproszona, domy niestety nie wszystkie umalowane, głównie te starsze, te bez ocieplenia, bez nowej elewacji. Za to malunki pojawiają się w różnych zaskakujących miejscach, na ulach, budach, stodołach... co chwilę zatrzymujemy się robimy fotki... 
Gościna u Babci
Gościna u Babci © amiga
Kolorowe ule
Kolorowe ule © amiga
Kościół pw. św.Józefa Oblubieńca i NMP w Zalipiu
Kościół pw. św.Józefa Oblubieńca i NMP w Zalipiu © amiga
Przedsionek kościoła w Zalipiu
Przedsionek kościoła w Zalipiu © amiga
Wnętrze kościoła w Zalipiu
Wnętrze kościoła w Zalipiu © amiga
Krzyż w przedsionku
Krzyż w przedsionku © amiga
Jeszcze raz kościół w Zalipiu
Jeszcze raz kościół w Zalipiu © amiga
OSP w Zalipiu - ciekawe jak wygląda wóz ;)
OSP w Zalipiu - ciekawe jak wygląda wóz ;) © amiga
Być może był to sklep?
Być może był to sklep? © amiga
Starusieńki domek
Starusieńki domek © amiga
Kierujemy się na Dom Malarek, to kolejne zaskoczenie, spodziewałem się czegoś drewnianego 100 letniego... a tutaj mamy nowy parterowy budynek ozdobiony tu i ówdzie. Dopiero za nim odnajdujemy niesamowicie wymalowane... wszystko :) włączenie ze stołami i drzewami :). Mija dobre kilkanaście minut :)
Dom Malarek - spodziewałem się czegoś innego ;)
Dom Malarek - spodziewałem się czegoś innego ;) © amiga
Przy domu malarek
Przy domu malarek © amiga
Zegar słoneczny, dzisiaj zepsuty ;)
Zegar słoneczny, dzisiaj zepsuty ;) © amiga
Pomalowane drzewa
Pomalowane drzewa © amiga
Dom Malarek
Dom Malarek © amiga
Kwiaty w ogródku
Kwiaty w ogródku © amiga
Uśmiechnięta Karolina :)
Uśmiechnięta Karolina :) © amiga
W moim magicznym domu.  ciepło jest i bezpiecznie.  Gościu znużony, gościu znudzony, jeśli ci kiedyś będzie po drodze, zajrzyj tu do nas koniecznie
W moim magicznym domu. ciepło jest i bezpiecznie. Gościu znużony, gościu znudzony, jeśli ci kiedyś będzie po drodze, zajrzyj tu do nas koniecznie © amiga

Jadąc dalej zauważamy napis zwiedzanie, pamiątki... skręcamy do Zagrody Trojniaków, na miejscu trafiamy na innych turystów, właścicielka oprowadza nas po chałupinie, pokazuje przedmioty ręcznie robione, ręcznie malowane, opowiada o historii tego miejsca, skąd wzięły się malowidła, wspomina Felicję Curyłową od której to się zaczęło. Sporo ciekawych informacji, tyle, że kobieta gada jak nakręcona... czasami powtarzając się ;). "Zwiedzanie" kosztuje 2 zł, ale dodatkowo kupujemy drobne upominki, pozostali turyści też zostawiają trochę grosza :). Było wiele pięknych rzeczy, tylko wieźć to na rowerze to bez sensu... może kiedyś w innych okolicznościach się obkupimy bardziej :)

W zagrodzie Trojniaków
W zagrodzie Trojniaków © amiga
Betlejka ;) Zalipska
Betlejka ;) Zalipska © amiga

Nieopodal znajduje się Zagroda Felicji Curyłowej niestety trwa remont, nie będzie możliwości zwiedzania, cóż... będzie powód by tutaj wrócić. Naprzeciwko znajduje się kolejny dom pięknie wymalowany, szyld wskazuje, że można tutaj kupić pamiątki. My już jednak mamy drobiazgi i możemy jechać dalej. Przy okazji, Dom Malarek i te 2 miejsca do zwiedzania są otwarte od około 11. Zagroda Trojniaków chyba wyjątkowo otworzyła się wcześniej :)

Zagroda Felicji Curyłowej
Zagroda Felicji Curyłowej © amiga
Tutaj też można kupić pamiątki
Tutaj też można kupić pamiątki © amiga
Wszędzie można trafić na malunki
Wszędzie można trafić na malunki © amiga

Opuszczamy Zalipie, jako, że nie mamy map korzystamy w dalszym ciągu z nawigacji, wspieramy się jednak mapami umieszczonymi przy atrakcjach małopolskiego. Daje to sporo, inaczej przejazd byłby nieco bez sensu... Podjeżdżamy pod kościółki drewniane, pod stare cmentarze. W Otfinowie krótki postój przy sklepie, chwila rozmowy z tubylcami i radzą nam jak jechać dalej. W efekcie jak się później okaże, nadrabiamy nieco drogi, jadąc do promu dookoła ;) Stan wody na Dunajcu nie jest zbyt wysoki, brak większych opadów, lekka susza. Może nie jest tak źle jak 2 lata temu na Bugu, jednak brak wody jest widoczny. 
Kościół Świętego Zygmunta w Żelichowie
Kościół Świętego Zygmunta w Żelichowie © amiga
Cmentarz z I wojny światowej przed Otfinowem
Cmentarz z I wojny światowej przed Otfinowem © amiga
Krótka przerwa na promie na Dunajcu
Krótka przerwa na promie na Dunajcu © amiga
Niski poziom wody
Niski poziom wody © amiga
Po przepłynięciu Dunajca, jedziemy ciut dookoła, zaliczając kolejny cmentarz wojskowy, docieramy do Zborowa gdzie znajduje się drewniana dzwonnica. Gdy robimy zdjęcia zaczynają się kręcić mieszkańcy, stroją kościół, wieszają kwiaty. Chyba będą dziś świętować. Czyżby to dożynki? Wyjeżdżając natykamy się na fury wiozące wystrojone osoby, może zespoły ludowe? Aż szkoda, że wyjechaliśmy tak wcześnie.
Cmentarz z I Wojny Światowej w okolicach Miechowic Małych
Cmentarz z I Wojny Światowej w okolicach Miechowic Małych © amiga
Ukwiecone ogrodzenie kościoła
Ukwiecone ogrodzenie kościoła © amiga
Drewniana dzwonnica przy kościele w Zaborowie
Drewniana dzwonnica przy kościele w Zaborowie © amiga
Kościół Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w Zaborowie
Kościół Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w Zaborowie © amiga
Dzwonnica przykościelna w Zaborowie
Dzwonnica przykościelna w Zaborowie © amiga
Słonecznik
Słonecznik © amiga
Zbliżamy się nieubłaganie do miejsca gdzie nasze mapy analogowe coś już pokazują, to okolice Ujścia Solnego nad Rabą. Po drodze oczywiście zaliczamy kilka atrakcji. 
Dwór w Dołędze
Dwór w Dołędze © amiga
Zabytkowy pałac Kępińskich w Szczurowej
Zabytkowy pałac Kępińskich w Szczurowej © amiga
Ujście Solne - remiza strażacka
Ujście Solne - remiza strażacka © amiga
Drewniany domek w Ujściu Solnym
Drewniany domek w Ujściu Solnym © amiga
I wszystko było by w porządku gdyby nie most. Jest długi, jest wąski, jazda na nim to wahadło, po kilka samochodów raz w jedną, raz w drogą stronę, bardzo wąski chodnik... Czas na przejazd na tyle krótki, że jadące samochody muszą się spieszyć, myślę, że 80-90 km/h to norma. Częściowo prowadząc rower, częściowo jadąc docieramy na drugi brzeg. Rowerem w żaden sposób nie ma możliwości przejazdu na jednych światłach... Cały czas trzeba obserwować, czy z drugiej strony nie ruszają, czy nie trzeba zjechać, uciec na bok. Przyznam się, że do tej poty nie widziałem tak złego rozwiązania. Most nie robi wrażenia starego. czyżby brakło kasy? 
Chyba najgorsza możliwa przeprawa przez rzekę z jaką miałem do czynienia - Ujście Solne
Chyba najgorsza możliwa przeprawa przez rzekę z jaką miałem do czynienia - Ujście Solne © amiga
Wały przy Rabie
Wały przy Rabie © amiga
Po drogiej stronie docieramy do Nowego Brzeska, to dobra pora na obiad, w centrum nijak, jest kebab, ale odstrasza, jest hotel, ale zamknięty. kilka sklepów, ale nie o to nam chodzi. Zamieniamy kilka słów z miejscowymi. Kierując nas do klasztoru Ojców Pijarów, Podobno tam jest restauracja. Jedziemy. Na miejscu spinamy rowery, wchodzimy do środka i... szok... Piękny 3 gwiazdkowy hotel, fajna restauracja. Siadamy zamawiamy.... Jedzenie pyszne, nie za drogie. Za solidny obiad (wzięliśmy placek z gulaszem i surówki + największą kawę) zapłaciliśmy coś koło 50 zł. Porcje wielkie. Ciężko się ruszyć. Jednak trzeba. Czeka nas około 40 km w kierunku Krakowa. Pewne jest jedno, płasko już nie będzie :)
Nowe Brzesko - zespół klasztorny Ojców Pijarów i Hotel i Restauracja św. Norberta
Nowe Brzesko - zespół klasztorny Ojców Pijarów i Hotel i Restauracja św. Norberta © amiga
Okolice Rudna Dolnego
Okolice Rudna Dolnego © amiga
Na polach w okolicach Wierzbna
Na polach w okolicach Wierzbna © amiga
Droga do Wierzbna
Droga do Wierzbna © amiga
Tak jak się spodziewaliśmy górki, dolinki, na tych pierwszych prędkość spada < 10 km/h na drugich przekracza 30 :). Pogoda zmienia się, wyszło słońce, jest przyjemnie ciepło... coś pięknego. Podziwiamy okolicę, rozglądamy się na boki. Jednak po głowie chodzi nam nocleg. Szukamy na mapie noclegowni... Niestety długo, długo nie ma nic. W Wysiołku Luborzyckim jest zaznaczona agroturystyka. Okazuje się na miejscu że to katolicki dom pielgrzyma - Kolping. Nikogo nie ma, Karolina dzwoni na podany telefon, dowiaduje się, że pani jest gdzieś na wyjeździe, dzisiaj mają zamknięte, musiałaby gdzieś dzwonić, ktoś musiałby przyjechać... cena 50 zł za osobę... Odechciewa się wszystkiego. Dziękujemy za taką łachę... 
Drewniana kaplica św. Barbary (1892) w Wierzbnie
Drewniana kaplica św. Barbary (1892) w Wierzbnie © amiga
Siedliska - kapliczka na szczycie podjazdu
Siedliska - kapliczka na szczycie podjazdu © amiga
Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Biórowie Wielkim
Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Biórowie Wielkim © amiga
Drewniany kościółek WNMP w Biórowie Wielkim
Drewniany kościółek WNMP w Biórowie Wielkim © amiga
Szkoda, że był zamknięty
Szkoda, że był zamknięty © amiga
Obdzwaniamy kilka miejsc noclegowych znalezionych na necie i znajdujemy :) tuż przy Krakowie, dokładniej w Węgrzycach. Gnamy tam bo czasu wiele nie ma do zachodu słońca. gdy docieramy na miejsce jest już ciemno. pokój jest lekko klaustrofobiczny... dziwnie umieszczone wejście do łazienki... ta ostatnia wygląda jakby przeniesiono ją z lat 70 tych :). Przy czym nie jest źle. Rowery nocują z nami w pokoju... Niestety sklepy pozamykane. Ratujemy się na pobliskiej stacji benzynowej. Mamy jeszcze trochę czasu by rozrysować naszą jutrzejszą trasę :). Noclegu poszukamy w trasie... 
A jeszcze jedno... nocujemy w Hoteliku u Niny. Ceny wysokie. Kolping byłby nieco tańszy, ale obsługa skutecznie nas zraziła do siebie. Gdy uwzględnimy śniadanie w pierwszym dniu w hotelu 3 gwiazdki, to Nina jest droższa od tego hotelu. Najważniejsze, że mieliśmy kont do spania i plany na jutro :)

Opis Karoliny: Tymoteuszka.bikestats.pl

Dzień 2 - Przez Lanckoronę do Wieliczki, Bochni, Tarnowa i Pilczy Żelichowskiej

Sobota, 12 sierpnia 2017 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Drugi dzień wyprawy, a w zasadzie to pierwszy w pełni rowerowy, do pokonania około 100 km, przynajmniej tak twierdzi google ;)
Poranek jest jednak nieciekawy, leje deszcz, słychać odgłosy pobliskiej burzy, za oknem psy szczekają.... Udajemy się więc spokojnie na śniadanie. Jak na mały hotel jest pyszne, syte, to największa zaleta tego miejsca. Przeglądamy mapy radarowe, to coś powinno nas raczej ominąć, jesteśmy gdzieś na brzegu ulew... tyle, że będziemy się poruszali w kierunku gdzie może popadać. Niespiesznie się zbieramy w efekcie po kolejnej burzy wyjeżdżamy przed 9:00... Strasznie późno, ale trudno, kierunek Lanckorona. 


Kilka km dalej zatrzymujemy się pod wiatą na przystanku, zbyt mocno leje. Mija dobre kilkanaście minut, jest jakby lepiej, wsiadamy na rowery i jedziemy, wkrótce zjeżdżamy z głównej drogi, zaczynają się podjazdy ;) 
Z sakwami ciężko się jedzie pod górkę, mijają nas samochody, gdzieś za Biertowicami, źle skręcamy, niby wszystko się zgadza, tylko coś nie podoba mi się kierunek, kościół jest nie po tej stronie, zatrzymujemy się pora przyjrzeć się mapą, zaglądam na OSMANDa. Wszystko jasne... Za karę mamy zjazd do Sułkowic. 
Zrobiło się nieciekawie, ciemne deszczowe chmury wiszą nad nami

Zrobiło się nieciekawie, ciemne deszczowe chmury wiszą nad nami © amiga

Zatrzymujemy się przy kościele w centrum, pora na krótką przerwę, zaglądamy ponownie na mapy, przy drodze są oznaczenie kierunku na Lanckoronę, tle że odległości się nie zgadzają, na znakach jest 9 km nawigacja podaje mi około 6. Spora różnica, tym bardziej, że całość będzie pod górkę. W oddali odzywa się burza... nie wróży to dobrze. W górach na szczycie jest to średnio przyjemne. 
Parafia Najświętszego Serca Pana Jezusa w Sułkowicach
Parafia Najświętszego Serca Pana Jezusa w Sułkowicach © amiga
Wewnątrz kościoła
Wewnątrz kościoła © amiga
Uśmiechnięta Karolina :)
Uśmiechnięta Karolina :) © amiga
Podjazd miejscami bardzo ciężki, ledwo kręcimy, na dokładkę nad Lanckoroną widać wiszącą chmurę, szczyt przykrywa chmura. Zaczyna padać, kryjemy się pod drzewem, mija 5 minut i można znowu jechać, ostatni kilometr... i docieramy na miejsce. 
W drodze na Lanckoronę
W drodze na Lanckoronę © amiga
Przed chwilą to podjechaliśmy, lekko nie było
Przed chwilą to podjechaliśmy, lekko nie było © amiga
Śliskie granitowe kamienie
Śliskie granitowe kamienie © amiga
Kafejka na szczycie, tego nam trzeba
Kafejka na szczycie, tego nam trzeba © amiga
Postój przy kafejce, o tej porze i po górkach, aż prosi się o pyszną kawę i jakieś ciastko... rozmawiamy... kombinujemy... i pada pomysł, a może nieco wspomóc się pociągiem? Z rana straciliśmy 2 godziny przez deszcze, nocleg mamy 100km od Lanckorony... Zaglądamy na mapy... W Kalwarii Zebrzydowskiej jest stacja kolejowa, sprawdzamy rozkład jazdy pociągów. O 11:33 jest pociąg do Krakowa. Mamy około pół godziny czasu... Wypijamy kawę w minutę, ciastko też niknie i ruszamy... 4 km do dworca... Powinniśmy dać radę. 
Jesteśmy ciut przed czasem, zabawa w przenoszenie rowerów po schodach, a można było przejść ;) dołem, ale to rozwiązanie zauważyliśmy dopiero gdy rowery były na szczycie przejścia. Po wejściu do pociągu zaczyna lać... Udało nam się. 

Wysiadamy na stacji Kraków Swoszowice. Kierunek Bochnia, początkowo jedziemy głównymi drogami wojewódzkimi, ale są tragiczne, gdy tylko nadarza się okazja odbijamy nieco bardziej na bok... Jest zdecydowanie spokojniej. Można podziwiać krajobraz, szkoda tylko że horyzont przysłaniają chmury i zamglenia, chociaż im bardziej na wschód tym pogoda lepsza :)
Stacja Kraków Swoszowice
Stacja Kraków Swoszowice © amiga

Na szczycie
Na szczycie © amiga
Chwila odpoczynku po zjeździe z DW 966
Chwila odpoczynku po zjeździe z DW 966 © amiga

Droga jednak trochę Nudna, do Wieliczki, gdzie kilka minut postoju, kolejne omówienie trasy, drobne korekty i jedziemy dalej, w końcu do Bochni coraz bliżej :)
Cmentarz w okolicy Suchoraby
Cmentarz w okolicy Suchoraby © amiga
Gdzieś za tym stawem powinien być pałac
Gdzieś za tym stawem powinien być pałac © amiga
Okolice Cichawy
Okolice Cichawy © amiga
W Wieliczce,w tle widok na kopalnię soli, a z przodu plac do nauki jazdy, plac zabaw... coś pięknego
W Wieliczce,w tle widok na kopalnię soli, a z przodu plac do nauki jazdy, plac zabaw... coś pięknego © amiga
W centrum Wieliczki
W centrum Wieliczki © amiga
Ciekawy pomysł, chociaż nie oryginalny
Ciekawy pomysł, chociaż nie oryginalny © amiga

Wjeżdżamy na Trakt Królewski, szkoda, że pogoda nie jest lepsza, ale przynajmniej nie pada. Spoglądamy na zegarek, zaglądam do OSMAnd-a od tego miejsca mamy 75km i tylko 4 godziny do zachodu słońca, to nie jest dobra wróżba... Karolina rzuca pomysł... może znowu wspomożemy się koleją? Przystaję chętnie na tą propozycję, gnamy do Bochni na dworzec, jest nieźle, pociąg ma być za kilkanaście minut. Pora coś przegryźć, dzisiaj tylko banany, Grześki... i woda... W pobliżu jest sklep, są bułki, jest ser, będą kanapki ;)

Piękna okolica
Piękna okolica © amiga

Kościół Narodzenia św. Jana Chrzciciela w Chełmie
Kościół Narodzenia św. Jana Chrzciciela w Chełmie © amiga
Przy kościele w Chełmie
Przy kościele w Chełmie © amiga
Przyjeżdża pociąg, wsiadamy, w między czasie uświadamiamy sobie, że nie mamy map okolic Tarnowa. Ale w końcu Tarnów to duże miasto, powinniśmy coś bez problemu kupić. Gdy dojeżdżamy na miejsce wizyta w sklepiku dworcowym, jest mapa ale miasta. Do niczego nam nie jest potrzebna. Jest jeszcze Zakopane, tylko po co? Dziwne to... 
Włączam nawigację, jak nie z mapą to pojedziemy za nią, chociaż, nie do końca jestem z tego zadowolony. Gdy jesteśmy na wysokości galerii handlowej, zatrzymuję się i pędzę do środka, docieram do księgarni... Pani mi proponuje jedyną mapą jaką mają... mapę Irlandii. Jakieś jaja... Pytam się o mapy jeszcze 2 miejscach... tragedia... nie ma nic... Zostaje tylko jedno zaufać OSMANDowi. 

Kościół Świętej Trójcy w Łęgu Tarnowskim
Kościół Świętej Trójcy w Łęgu Tarnowskim © amiga
Kaplica w pobliżu kościoła w Łęgu Tarnowskim
Kaplica w pobliżu kościoła w Łęgu Tarnowskim © amiga
Czas nieubłaganie ucieka, do zachodu słońca coraz bliżej, chmury na niebie dokładają swoje 3 grosze, ciemność zapada szybciej iż byśmy chcieli. W Żabnie aż prosiłoby się o dłuższy postój, ale nie ma jak... Kręcimy dalej... krótkie postoje to tu to tam, gdy tylko coś nas zauroczy, zwróci naszą uwagę. 
Nadrzewne grzyby
Nadrzewne grzyby © amiga
W centrum Żabna
W centrum Żabna © amiga
Robi wrażenie
Robi wrażenie © amiga
Chyba największym zaskoczeniem był napis Nieciecza i z daleka widoczny stadion... Musieliśmy się zatrzymać, musieliśmy zrobić zdjęcie, drugiej takiej okazji może nie być :)
Bruk-Bet Termalica Nieciecza
Bruk-Bet Termalica Nieciecza © amiga
Wieje silny wiatr
Wieje silny wiatr © amiga
Jest coraz ciemniej, do kwatery coraz bliżej, tyle, że coraz mniej widać. W Pilczy Żelichowskiej jest już zupełnie ciemno, numeracja budynków jest chora, kolejność wg ich budowy. Kręcimy po wiosce, numery 50, 51, 102, 114... tylko naszej 116 jakoś nie ma. W końcu przy remizie trafiamy na tubylców lekko podchmielonych, zamieniamy kilka słów i kierują nas bezbłędnie, co ciekawe OSMAND twierdzi, że tutaj powinien być numer 42... cóż... Właściciele mili, spora gromadka dzieciaków dookoła domu się kręci. Za to wnętrza... jakiś szaleniec projektował, by dojść do pokoju trzeba przejść dość skomplikowany labirynt, w kuchni śmierdzi, stoły lepią się od brudu. Za to pokoik przyzwoity. Łazienka do przyjęcia. W zasadzie jesteśmy tutaj na jedną noc... Po drugie jak później się okaże to najtańszy nocleg... :) więc nie ma co narzekać :)

Najbardziej boli brak map... jutro przez 2 może 3 godziny też będziemy się posiłkować nawigacją... nasze mapy zaczynają się jakieś 30 km na zachód ;)

Opis Karoliny: Tymoteuszka.bikestats.pl

Wyprawa do Gdańska dzień pierwszy ;)

Piątek, 11 sierpnia 2017 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Lato w pełni, w zasadzie połowa już za nami, przez złamanie ręki uziemiony byłem przez 1.5 miesiąca. 1 sierpnia wsiadłem na rower. Pora na jakąś wyprawę. Od Jakiegoś czasu z Karoliną planujemy wspólny wyjazd... Początkowo po głowie chodził Kraków, ale to było jakiś czas temu, prognozy pogody wskazywały, że ten kierunek lepiej omijać, ma padać, lać, grzmieć. A to żadna przyjemność jechać w deszczu, pomiędzy błyskawicami, z mokrym tyłkiem... Tydzień przed obieramy więc bardziej pewny kierunek... Gdańsk, Olsztyn... tam ma świecić słońce, powoli wszystko się krystalizuje, jednak.... dzień przed wyjazdem pojawiły się problemy, pierwszy to zmiana prognoz, drugi... to problem z rezerwacją miejsc na rowery w pociągu. Próby kombinowania na niewiele się zdały, po głowie chodziło mi kupienie pokrowców podróżnych na rowery... Prognozy jednak zweryfikowały kierunki... po raz kolejny... Bezpieczniejszy będzie Wrocław ;), jednak tuż przed zakupem biletów, wracamy do pierwotnego wariantu, lektura meteo.pl napawa optymizmem, to jednak Kraków będzie słoneczny... 

Przygotowania do wyjazdu idą mi opornie, problemy w domu, do kompletu rehabilitacja, wizyta w szpitalu burza w nocy, zalanie mieszkania przez nieżyjącego już sąsiada... powodują, że w nocy przed śpię niecałe 3 godziny. Kończę się pakować około 6:00. Pociąg mam po 8:00. Jest trochę czasu, ale oczy na zapałkach, a kawa leje się strumieniami ;)

W końcu nadchodzi pora wyjazdu, jadę oczywiście do Tomaszowa z przesiadką w Koluszkach. Jako, że to IC to standardowo pojawia się problem z rowerem, bo miejsce jest przeznaczone zarówno na bagaże jak i rowery, to chore rozwiązanie. Po interwencji konduktora, walizki zostają przeniesione i rower jednak zawisa na haku. Mogę chwilę odpocząć. 

W Koluszkach 40 minut przerwy, wychodzę na miasto, jest upalnie, kupuję lody, jest jakby lepiej, rowerowi też coś się należy, wiec podjeżdżam na myjnię, miałem to zrobić wczoraj, jednak wszystko się pokomplikowało... 2 zł i rower wygląda porządnie :)

Wsiadam do pociągu do Tomaszowa, nawet nie szukam haków, wysiadam za 30 minut, postoję. Na miejscu mam 3 godziny, jadę do Karoliny, powitanie :), gadu-gadu, czas leci. Dochodzi 15... pora się pozbierać. Już w 2-kę udajemy się na dworzec. Pociąg dociera prawie o czasie. 2 godziny jazdy przed nami... 2 godziny pogaduch... Wyjątkowo w tym składzie jest nieco więcej miejsca na rowery. Tak można jechać. Tyle, że przed Włoszczową pociąg staje, 40 minut z głowy, przepuszczamy jakieś 2 składy... Nie wróży to dobrze. Nocleg mamy w Krzywaczce około 30 km od Krakowa. 
Kraków znad Wisły
Kraków znad Wisły © amiga
Będzie ciężko zdążyć przez zmrokiem, ale może damy radę :), Wyjazd z Krakowa tragedia, chcieliśmy odwiedzić stare miasto, Kazimierz, ale tysiące osób i remontowane drogi skutecznie nad od tego odwiodły, marzymy by tylko wydostać się z miasta. Jak nie przepadam, za centrum Katowic, tak mam wrażenie, że u nas jest sielanka :). Centrum Krakowa jest gorsze niż Warszawska starówka. Wkurzają mnie naganiacze do klubów go-go, do escape-roomów, knajp... itd.. 

Uciekamy z Krakowa, trasę wybraliśmy wzdłuż Wisły do Tyńca, Skawinę, Radziszów i do Krzywaczki. Obserwujemy zachodzące słońce, 2 drobne pomyłki kosztują nas trochę czasu. Na jednej z dróg, za Radziszowem zwinęli most - będzie nowy, ale przejazdu nie ma. Tak przynajmniej twierdzą tubylcy. Nadłożone km mszczą się... Gdy docieramy na wysokość drogi 52 jest już ciemno... Musimy przejechać kawałem tą drogą, dla bezpieczeństwa wybieramy chodnik, to jakiś kilometr, może 2. Wszystko idzie spokojnie sprawnie do czasu gdy ni z tego, ni z owego pojawiają się schody, całe szczęście, że nie są wysokie, a kolejne stopnie dzieli metr. Momentalnie widzę siebie jak lecę, jak łamię rękę, udaje mi się zatrzymać, spoglądam na Karolinę, nic się nie stało, udało jej się też bezpiecznie wyhamować. Nie lubię takich niespodzianek. Jakby nie mogło być pochylni w tym miejscu. Nie zazdroszczę mieszkańcom. 
Już zachodzi słoneczko, za kościółem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Krakowie
Już zachodzi słoneczko, za kościółem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Krakowie © amiga

Docieramy do Hotelu pod Kogutkiem, rowery nocują pod schodami wewnątrz budynku, my mamy do dyspozycji całkiem niezły pokój, tyle, że brak klimatyzacji trochę rozczarowuje, wewnątrz jest gorąco, myślę, że około 26-28 stopni. Udajemy się jeszcze na kolację do przyległej karczmy. Jedzenie pycha :)

Noc niestety męcząca, gorąco robi swoje, a za oknem 2 burki sąsiadów ujadają jak oszalałe...

Podsumowując to Gdańsk zostaje na kiedyś tam, a teraz przyszedł niespodziewanie czas na Kraków :)

Opis Karoliny: http://tymoteuszka.bikestats.pl/

Gonitwa na kolejną sesję rehabilitacyjną

Środa, 9 sierpnia 2017 · Komentarze(0)
Udaje mi się wyjechać o 13:30, w chwili gdy na zewnątrz żar leje się z nieba... ale co zrobić, za 2 godziny muszę być w szpitalu. 5 zabiegów za mną, jeszcze drugie tyle.. Z pozytywów, ćwiczenia pomagają, pewnie rower też się do tego dokłada, ruchliwość nadgarstka to już około 80% tego co powinno być. Jeszcze czuję ból, coś jest dalej nie tak, ale po tygodniu różnica jest niesamowita... :)
Wiatr średnio ma ochotę pomagać, wieje z południowego-zachodu, czasami daje w kości innym razem nieco pomaga... 
Piknik na skraju parku ;)
Piknik na skraju parku ;) © amiga
Jadę standardowym szlakiem, bez kombinowania, bez wycieczek na boki... muszę dotrzeć na czas... na Wirku znowu pakuję się na szlak wzdłuż potoku Bielszowickiego. Na szczęście widzę, że mam lekki zapas czasu, nie muszę specjalnie naciskać na pedały. Do domu docieram nieco przed zakładanym czasem. 
Gorąco, ale przyjemnie
Gorąco, ale przyjemnie © amiga
W Piotrowicach na skrzyżowaniu
W Piotrowicach na skrzyżowaniu © amiga
Szybki prysznic i lecę do szpitala. Tam mnie "męczą" prawie 2 godziny... jednak warto, jeżeli postępy będą tak duże, to zniosę każdy ból, każde ćwiczenie. 
Wyjątkowo w tym tygodniu to ostatni rowerowy dojazd do pracy. Jutro parę spraw do pozałatwiania, a w piątek w końcu krótki urlop... oczywiście rowerowy

Kto rano wstaje ten jedzie do pracy...

Środa, 9 sierpnia 2017 · Komentarze(1)
Jest 6:02 gdy ruszam, wcześnie... trochę za wcześnie, brakuje mi tej godziny snu... jeszcze tydzień takiej zabawy... Tydzień rehabilitacji... tydzień gonitwy tam i z powrotem. Dam chyba radę :) Pogoda sprzyja... gdyby jeszcze tak wiatr chciał wspomagać na powrocie ;)... 
Dzisiaj wiatr z południowego-wschodu, na dojeździe będzie wspomagać, na powrocie już niekoniecznie, ale może się to zmienić w ciągu dnia. Temperatura wyraźnie wyższa niż wczoraj... całe 16 stopni... Można spokojnie jechać na krótko. Ruch na drogach taki niewielki, ale nikt "normalny" tak wcześnie nie rusza do pracy poza mną i Limitem ;)


Zmieszczę się?
Zmieszczę się? © amiga
Jedzie się dość przyjemnie, szybko, przynajmniej takie mam wrażenie. Słońce za chmurami, ciekawe czy to jakaś zmiana pogody, czy może coś innego? Gdy docieram do Bielszowic wydaje mi się, że chmurki powoli odpływają, niebo coraz bardziej błękitne. 
Całkiem sporo rowerzystów na drogach, najczęściej jadą w odwrotnym kierunku niż ja. 
Słońce za chmurkami
Słońce za chmurkami © amiga
Na Bielszowickiej
Na Bielszowickiej © amiga
Dzień dobry  :)
Dzień dobry :) © amiga
Coś mi się dzieje z licznikiem, to coś ze stykiem, być może podstawka się zaczęła sypać, a może bolce w liczniku się zużyły? Co jakiś czas kontroluję co się na nim dzieje. Dziwne zachowanie, dobrze, że mam backup ;) w zegarku. 
Do pracy docieram w przyzwoitym czasie, chociaż wolałbym jeszcze urwać te 15 minut... Spadek formy jednak zrobił swoje. Być może pod koniec września będę w stanie jechać tak jak kiedyś... Może... 
Uff, dojechałem
Uff, dojechałem © amiga
Wczorajsza rehabilitacja trwała niecałe 90 minut.... Ręka solidnie wymęczona, ale też zakres ruchów znowu się zwiększył.

Jutro za to najprawdopodobniej będę jechał pociągiem, kilka spraw do załatwienia przed długim weekendem. Rower mnie jedynie przyblokuje. Na pocieszenie ma padać po południu, przynajmniej tak twierdzi meteo... A w piątek wyjazd... 5 dni odpoczynku... w końcu... :) jeszcze muszę się dogadać z fizjoterapeutą ;)

Mam chwilowo dość...

Wtorek, 8 sierpnia 2017 · Komentarze(2)
Ruszam około 13:25, jest ciepło i wietrznie... Wiatr silny z południowego-wschodu. Nie zapowiada to szybkiego dojazdu, niestety rehabilitacja nie poczeka. Muszę tam być na 15... Niby jest czas, tyle, że pół godziny wcześniej muszę być w domu, by się przebrać, umyć itd... 
na drogach nieco zwiększony ruch, pojawiło się kilku debili... niegroźnych, raczej denerwujących, a to ktoś parkuje na DDRce przy podjeździe na wiadukt, a to ktoś ciut za blisko przejeżdża... Jednak najbardziej zaskoczyły światła w Rudzie Śląskiej, na całej trasie przejazdu nie działały ani jedne z 4... począwszy od Bielszowic, a kończąc na Kochłowicach. Co ciekawe drogi zrobiły się bardziej drożne ;). Może by je na stałe wyłączyć ;)
Znalazł sobie parking ;)
Znalazł sobie parking ;) © amiga
Światła nie działają?
Światła nie działają? © amiga
Miałem jechać tylko szosami, gdy jednak dojechałem do przejazdu na Wirku zaczęły opadać szlabany... W tył zwrot i pojechałem wzdłuż potoku Bielszowickiego. Wiatr mnie wykańcza... ani chwili odpoczynku... Do domu dojeżdżam około 14:59... Zdążyłem, ale ledwie żyję... 
Wąsko i pod górkę
Wąsko i pod górkę © amiga
Kolejne światła nie działają
Kolejne światła nie działają © amiga
Rodzinne wycieczki
Rodzinne wycieczki © amiga
Kilkanaście minut później lecę już do szpitala... Zabawki już czekają... 
Zabawki na fizjoterapii ;)
Zabawki na fizjoterapii ;) © amiga

O poranku do pracy

Wtorek, 8 sierpnia 2017 · Komentarze(1)
Ruszam skoro świt. Jest dziwnie chłodno 11 stopni wg termometru... Wieje wiatr w plecy... Ciężko mi się jedzie. Tylko czemu? Zakładam, że to kondycja... a w zasadzie jej brak. Turlam się więc powoli w kierunku Gliwic, mijając kolejne miasta, dzielnice. Słońce na szczęście zaczyna nieco bardziej przygrzewać, temperatura idzie w górę :)

Zapowiada się upalny dzień
Zapowiada się upalny dzień © amiga
Pojawili się rowerzyści ;)
Pojawili się rowerzyści ;) © amiga
Bez specjalnej napinki dojeżdżam do ul Bielszowickiej, tam na podjeździe widzę, że coś jest nie tak... mam 11 km/h na liczniku, jest lekko pod górkę... w życiu ta wolno tutaj nie jechałem. Staję na poboczu... sprawdzam tylne koło... i wszystko jasne... hamulec ociera się o tarczę. Lekko to koryguję, jest ciut lepiej, ale dopiero w pracy będę miał czas by to poprawić. Tak się nie da jechać ;)
Pod wiaduktem DTŚki
Pod wiaduktem DTŚki © amiga
Kierunek ul bł. Czesława
Kierunek ul bł. Czesława © amiga
Do Gliwic i pracy coraz bliżej, samochodów na drogach niewiele. Co jakiś czas za to mijam rowerzystów...
Po wczorajszej kolejnej sesji rehabilitacyjnej mam wrażenie, że jest lepiej z ręką, poprawia się zakres ruchów, tyle, że dalej wszystko boli... ;) Trzeba się do tego przyzwyczaić i tyle :)

W firmie ląduję w takim sobie czasie. Z rana mam kilka spraw do załatwienia... I niestety około 13:30 będę musiał znowu wyjść by zdążyć do szpitala 

Zdążyć na kolejną rehabilitację

Poniedziałek, 7 sierpnia 2017 · Komentarze(0)
Jest 13:31 gdy ruszam, minuta obsuwy ;) Jest przyjemnie ciepło, na liczniku 27 stopni :), wieje wiatr w... twarz. Cóż nie można mieć wszystkiego. Spieszy mi się jak diabli. Na 15:30 muszę być w szpitalu w Ochojcu... Tyle, że wcześniej muszę podjechać do domu, wziąć prysznic, przebrać się itd... 
Czasu wbrew pozorom mało. Na drogach znowu większy ruch, podobnie jak w piątek. Skracam drogę przez lasek Makoszowski. Większość jednak szosami. Tak jest mimo wszystko szybciej, chociaż wolałbym pojechać lasami... Niestety nie teraz... nie przez najbliższe 2 tygodnie. 
W lasku Makoszowskim
W lasku Makoszowskim © amiga
Pomimo ciężkiej walki z wiatrem, jakoś idzie, a raczej jedzie ;) Za Wirkiem pakuję się na szlak wzdłuż potoku Bielszowickiego, jest spokojniej :), mimo tego, że sam potok to raczej ściek to sama ścieżka jest niezła. 
Piękne niebo
Piękne niebo © amiga
Wzdłuż potoku Bielszowickiego
Wzdłuż potoku Bielszowickiego © amiga
Pech jednak chce, że mniej więcej w jej połowie na coś najeżdżam, widzę tylko chmurę pyłu i w ciągu kilku sekund ulatnia się powietrze z tylnej opony. Zaskoczyło mnie to, bo ta tylna jest gruba jak diabli... Jak... ? Znajduję wbity jakiś ostry kawałek szkła... Wszystko jasne. Rozcięcie na jakiś centymetr... Wymieniam dętkę, pompuję i 10 minut ucieka... Ech... 
Teraz mam już sporą obsuwę... gonię ile wlezie, a jednocześnie boję się by drugiej pany nie złapać.  
Strasznie nasyfili
Strasznie nasyfili © amiga
Docieram do domu około 15:08, nie jest źle... 10 minut później lecę już do pobliskiego szpitala... Jestem o czasie... Ufff....
Dzisiaj całość zajęła około 75 minut... Sporo... Ale widzę wyraźną poprawę :). Lewy staw powoli odzyskuje pełny zakres ruchów... Jeszcze to potrwa... 

W poniedziałek skoro świt

Poniedziałek, 7 sierpnia 2017 · Komentarze(5)
Ruszam około 6:00.... Nieco inaczej przygotowany niż w zeszłym tygodniu. Orteza wylądowała w plecaku, w zamian na ręce jest opaska uciskowa. Nie wiem jak ręka zareaguje.... 

W weekend trochę powalczyłem z góralem, podniosłem o dobre 5 cm kierownicę ;), wyczyściłem to i tamto.. W efekcie 3 razy muszę się zatrzymać by poprawić siodełko ;) Poranek chłodny i wietrzny. 16 stopni na starcie, wiatr chyba z północnego-wschodu.  

Na drogach miejscami jakaś zawierucha, nie wiem o co chodzi. O poniedziałek? Być może... 
Znowu pojawiły się znaki dot. DDRki po chodniku... ech
Znowu pojawiły się znaki dot. DDRki po chodniku... ech © amiga
Prognozy wskazują, że z rana może popadać, tyle, że wczoraj miało lać i.... nie padało. Kilka kropli spada na mnie w okolicach Wirka... ale to wszystko. W Zabrzu jestem grubo przed 7... Mam sporo czasu więc jadę spokojnie... ugniatając raz lewego, a raz prawego pedała... chociaż politycznie poprawnie powinienem pisać geja ;)
Niebo takie sobie
Niebo takie sobie © amiga
Kolejna głupota, 20m DDRki
Kolejna głupota, 20m DDRki © amiga
Do firmy docieram w takim sobie czasie. Ręka dała radę. Spokojnie mogę jechać bez ortezy... po 13 znowu będę musiał gnać na rehabilitację...  Tydzień będzie pokręcony...