Zdążyć na kolejną rehabilitację
Poniedziałek, 7 sierpnia 2017
· Komentarze(0)
Kategoria do 34km, Do/Z Pracy, Solo, W jedną stronę
Jest 13:31 gdy ruszam, minuta obsuwy ;) Jest przyjemnie ciepło, na liczniku 27 stopni :), wieje wiatr w... twarz. Cóż nie można mieć wszystkiego. Spieszy mi się jak diabli. Na 15:30 muszę być w szpitalu w Ochojcu... Tyle, że wcześniej muszę podjechać do domu, wziąć prysznic, przebrać się itd...
Czasu wbrew pozorom mało. Na drogach znowu większy ruch, podobnie jak w piątek. Skracam drogę przez lasek Makoszowski. Większość jednak szosami. Tak jest mimo wszystko szybciej, chociaż wolałbym pojechać lasami... Niestety nie teraz... nie przez najbliższe 2 tygodnie.
W lasku Makoszowskim © amiga
Pomimo ciężkiej walki z wiatrem, jakoś idzie, a raczej jedzie ;) Za Wirkiem pakuję się na szlak wzdłuż potoku Bielszowickiego, jest spokojniej :), mimo tego, że sam potok to raczej ściek to sama ścieżka jest niezła.
Piękne niebo © amiga
Wzdłuż potoku Bielszowickiego © amiga
Pech jednak chce, że mniej więcej w jej połowie na coś najeżdżam, widzę tylko chmurę pyłu i w ciągu kilku sekund ulatnia się powietrze z tylnej opony. Zaskoczyło mnie to, bo ta tylna jest gruba jak diabli... Jak... ? Znajduję wbity jakiś ostry kawałek szkła... Wszystko jasne. Rozcięcie na jakiś centymetr... Wymieniam dętkę, pompuję i 10 minut ucieka... Ech...
Teraz mam już sporą obsuwę... gonię ile wlezie, a jednocześnie boję się by drugiej pany nie złapać.
Strasznie nasyfili © amiga
Docieram do domu około 15:08, nie jest źle... 10 minut później lecę już do pobliskiego szpitala... Jestem o czasie... Ufff....
Dzisiaj całość zajęła około 75 minut... Sporo... Ale widzę wyraźną poprawę :). Lewy staw powoli odzyskuje pełny zakres ruchów... Jeszcze to potrwa...
Czasu wbrew pozorom mało. Na drogach znowu większy ruch, podobnie jak w piątek. Skracam drogę przez lasek Makoszowski. Większość jednak szosami. Tak jest mimo wszystko szybciej, chociaż wolałbym pojechać lasami... Niestety nie teraz... nie przez najbliższe 2 tygodnie.
W lasku Makoszowskim © amiga
Pomimo ciężkiej walki z wiatrem, jakoś idzie, a raczej jedzie ;) Za Wirkiem pakuję się na szlak wzdłuż potoku Bielszowickiego, jest spokojniej :), mimo tego, że sam potok to raczej ściek to sama ścieżka jest niezła.
Piękne niebo © amiga
Wzdłuż potoku Bielszowickiego © amiga
Pech jednak chce, że mniej więcej w jej połowie na coś najeżdżam, widzę tylko chmurę pyłu i w ciągu kilku sekund ulatnia się powietrze z tylnej opony. Zaskoczyło mnie to, bo ta tylna jest gruba jak diabli... Jak... ? Znajduję wbity jakiś ostry kawałek szkła... Wszystko jasne. Rozcięcie na jakiś centymetr... Wymieniam dętkę, pompuję i 10 minut ucieka... Ech...
Teraz mam już sporą obsuwę... gonię ile wlezie, a jednocześnie boję się by drugiej pany nie złapać.
Strasznie nasyfili © amiga
Docieram do domu około 15:08, nie jest źle... 10 minut później lecę już do pobliskiego szpitala... Jestem o czasie... Ufff....
Dzisiaj całość zajęła około 75 minut... Sporo... Ale widzę wyraźną poprawę :). Lewy staw powoli odzyskuje pełny zakres ruchów... Jeszcze to potrwa...