Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2017

Dystans całkowity:1610.95 km (w terenie 178.00 km; 11.05%)
Czas w ruchu:88:54
Średnia prędkość:18.12 km/h
Maksymalna prędkość:52.97 km/h
Suma podjazdów:8694 m
Maks. tętno maksymalne:179 (97 %)
Maks. tętno średnie:157 (85 %)
Suma kalorii:55105 kcal
Liczba aktywności:38
Średnio na aktywność:42.39 km i 2h 20m
Więcej statystyk

Chłodny poranek...

Środa, 23 sierpnia 2017 · Komentarze(1)
Wyjeżdżam z lekkim poślizgiem, jest 7:13. A wszystko przez temperaturę, po przebudzeniu to była pierwsza rzecz którą sprawdziłem..., termometr za oknem pokazał 10 stopni... brrrr. Słońce jednak przyświeca, więc powinno się robić cieplej.  

Wiatr niestety w twarz, jest dość silny, nieprzyjemny, kręcenie idzie z oporami. Pomimo takiego poranku, na drogach jest całkiem sporo bikerów, tyle, że wszyscy jakoś cieplej ubrani niż ja ;). W zasadzie tylko przeciwdeszczówkę mam dodatkowo ubraną... reszta jak to w lato - na krótko ;)

Chłodny poranek, ale rowerzyści są :)

Chłodny poranek, ale rowerzyści są :) © amiga
W Kochłowicach na DDRce
W Kochłowicach na DDRce © amiga
Jakby więcej samopchodów na drogach... w wielu miejscach trzeba uważać, mam wrażenie, że pojawili się niedzielni kierowcy... Na niebie słońce gdzieś znika za chmurami, te są nieprzyjemnie ciemne. O naciśnięciu na pedały nie ma mowy... wiatr robi swoje. 
Nie podobają mi się te chmury
Nie podobają mi się te chmury © amiga
W lasku Makoszowskim
W lasku Makoszowskim © amiga
Dojeżdżam na spokojnie do firmy, zmęczył mnie ten dojazd. Na dokładkę na miejscu dowiaduję się, że pulsometr chyba wariował... gdzieś od Wirka podawał zupełnie z czapy puls... na poziomie 70-80 uderzeń... Takich cudów nie ma.. Być może pada bateria, ale powinienem dostać odpowiednie info... wieczorem to sprawdzę... 
Na kogoś polują?
Na kogoś polują? © amiga

Uciekając przed deszczem

Wtorek, 22 sierpnia 2017 · Komentarze(0)
Ruszam po 17. Wiatr mam w plecy, przed wyjazdem sprawdziłem radary, nie jest źle... niebo czyste. Jest dość ciepło 19 stopni, ale mam założoną wiatrówkę...Jazda sprawia przyjemność.  Jednak gdy docieram do Zabrza w lusterku widzę jakieś ciemne chmury... Staję, odwracam się oj... w Gliwicach leje... na szybko sprawdzam radary... nic wielkiego, opady tak na 10 minut... może ucieknę? Gnam dalej... naciskam na pedały... tyle, że tych chmur coraz więcej za mną... masakra... staram się odbić nieco bardziej na południe... Jeszcze raz sprawdzam radary... strefa opadów się powiększa... 

Popołudnie zapowiada się dość przyjemnie
Popołudnie zapowiada się dość przyjemnie © amiga
Pozdrawiamy się z rowerzystami
Pozdrawiamy się z rowerzystami © amiga
Coś zaczyna się kotłować
Coś zaczyna się kotłować © amiga
Na Wirku gdy wjeżdżam na szlak wzdłuż potoku Bielszowickiego nagle dopada mnie ulewa... szybko ubieram kurtkę przeciwdeszczową, zabezpieczam plecak i... jedyne co mogę robić to dalej jechać... w miejscu gdzie jestem nie ma po co się cofać, ale przez 2-3 km i tak nic nie ma... nie ukryję się, nie przeczekam... trudno.... 
Równo leje... a schować się nie ma gdzie
Równo leje... a schować się nie ma gdzie © amiga
Zjazd terenowy po płynącym potoku
Zjazd terenowy po płynącym potoku © amiga
Leje coraz bardziej. Jestem przemoczony, w butach jezioro ;), ale im bliżej Kochłowic tym opady słabsze... to najgorsze powoli odchodzi... Tym razem się nie udało. Spoglądam na termometr... temperatura spadła do 11 stopni... Para bucha z ust... Jadę dalej... deszcz zanika. znowu zaczyna się ocieplać, ale marzę tylko o tym by wpakować się pod gorący prysznic... 
Ciemne chmury powoli odchodzą
Ciemne chmury powoli odchodzą © amiga
Trzeba przejść po pasach
Trzeba przejść po pasach © amiga
Gdy jestem już pod domem, widzę jak woda paruje... w domu wszystko co mam na sobie ląduje w praniu... a ja w wannie... tylko rower wygląda tragicznie. Może jutro zajadę na myjnię? 

Wtorkowy poranek pod wiatr

Wtorek, 22 sierpnia 2017 · Komentarze(0)
Ruszam coś koło 7:10, wieje paskudny wiatr z zachodu, wiem, że lekko nie będzie... ale cóż... Wczoraj miałem podłubać przy pancerzach i linkach... ale oczywiście czas diabli wzięli... więc jadę z tym co mam ;) 

Na drogach sporo spokojniej niż wczoraj, całkiem sporo rowerzystów, jest niby ciut cieplej... jedna wiatr robi swoje. Mam na sobie tylko wiatrówkę... Początkowo jest mi chłodno, jednak po kilku km wiem, że to był dobry wybór :)

Rowerzystka o poranku :)
Rowerzystka o poranku :) © amiga
Jeszcze wieczorem myślałem, czy by może jednak nie pojechać lasem z rana... jednak późny wyjazd wybił mi to z głowy..., może jutro? Od czasu do czasu kombinuję, a może jednak... odbić gdzieś w bok... schronić się przed wiatrem? 
Z tej chmury raczej deszczu nie będzie
Z tej chmury raczej deszczu nie będzie © amiga
W teren wjeżdżam dopiero w Zabrzu, tyle, że to park... zero ludzi... jestem tylko ja... na wyjeździe do Gliwic równie spokojnie jak na całym poprzednim odcinku. Można by rzec nuuuuda... 
W Lasku Makoszowskim
W Lasku Makoszowskim © amiga
Jeszcze chwila i będę w firmie
Jeszcze chwila i będę w firmie © amiga
Może i dobrze... nie ma wariatów, więc na spokojnie dojeżdżam do firmy. 

Powrót lasami :)

Poniedziałek, 21 sierpnia 2017 · Komentarze(2)
Ruszam przed 17 :) w końcu, nie muszę się spieszyć, nie ma rehabilitacji.... To co chodzi mi od dawna po głowie to przejazd lasem, przejazd przez hałdę... Gdy tylko wychodzę kieruję się na Sośnicę i tamtejszą hałdę :)... Trochę straszą chmury, co jakiś czas dopada mnie kilka kropli... Oby to nie była burza... Jedzie się przyjemnie, w końcu mam wiatr w plecy... 

Nie podobają mi się te chmury
Nie podobają mi się te chmury © amiga
W terenie już ostrożnie, nie mogę zaliczyć gleby... nie wiem jak wygląda hałda po kilku miesiącach... po opadach... może być wszystko... Na miejscu okazuje się, że jest nieźle, owszem trzeba uważać, ale ścieżki są w niezłym stanie. 
NA ścieżce przy hałdzie na Sośnicy
Na ścieżce przy hałdzie na Sośnicy © amiga
Coś czuję, że popada
Coś czuję, że popada © amiga
Jadę chyba najstarszym moim wariantem do Gliwic, zaliczam Makoszowy, Halembę, Stare Panewniki. Po opadach powinny pojawić się grzyby, zahaczam o kilka miejsc gdzie natknąłem się już kilka razy na kanie... Niestety nic nie ma... rozglądając się po bokach nie widziałem nawet trujaków... za mało deszczu? W lesie jest i tak dość sucho... woda więc wsiąkła... pewnie musiałoby popadać nieco dłużej... 
Tato jechał pierwszy, a dzieciaki go gonią
Tato jechał pierwszy, a dzieciaki go gonią © amiga
Dojazd do Halemby
Dojazd do Halemby © amiga
Przy dolinie Jamny
Przy dolinie Jamny © amiga
Czyżby leśnicy?
Czyżby leśnicy? © amiga
Wyjeżdżam z lasu w Panewnikach, trochę asfaltu do Piotrowic i Ochojca... Deszcz i burze mnie nie dopadły. Szkoda, że było tylko 16 stopni... Jutro ma być cieplej :)
Już prawie pod domem
Już prawie pod domem © amiga

Chłodny poniedziałkowy poranek....

Poniedziałek, 21 sierpnia 2017 · Komentarze(4)
Powoli wracam do świata normalnych dojazdów i wyjazdów z pracy... Ostatnie prawie 3 tygodnie były strasznie męczące... Pobudka o 5:00, wyjazd o 6, często nawet przed, powrót na 15, biegiem do szpitala na rehabilitację, powrót do domu... niby tylko 10 zabiegów, ale rozwalało to cały misterny plan dnia. 
Dobrze, że w firma jest elastyczna.... 

Dzisiaj już nic nie było mnie w stanie zwlec z łóżka przed 6:00... wiedziałem, że mogę posiedzieć w firmie dłużej... że nie będzie gonitwy, wariactwa itd.... 

Pozbierałem się na 7:00 i jakoś tak wyjechałem. Poranek chłodny jedynie 11 stopni z dodatkowym bonusem w postaci wiatru w twarz :) Drogi mokre... nieco większy ruch niż to z czym miałem do czynienia ostatnio... Na sobie mam dodatkowo kurtkę przeciwdeszczową... na wszelki wypadek. Meteo coś mówi o opadach po południu... Być może mnie miną, a może będę wracał w deszczu, kto to wie... Z rana kurtka też się przydaje, nie jest mi zimno ;)
Mokro po weekendzie
Mokro po weekendzie © amiga
Słońce zaczyna przygrzewać
Słońce zaczyna przygrzewać © amiga
Wczoraj wyczyściłem jarzmo pod siodełkiem, dziwne dźwięki stamtąd dochodziły, gdy je rozebrałem było sporo pyłu, kurzu, piasku. Dzisiaj jest cichuteńko, za to... zauważyłem, że mam do regulacji tylną przerzutkę. Tak naprawdę to do wymiany są pancerze i linki... czuć, że działają z oporem, pancerz przedniej przerzutki jest złamany w jednym miejscu...  Może po powrocie tym się zajmę? Tylko nie mam obcinaczki do pancerzy... Da się obciąć czymś innym, jednak chyba zainwestuję... Na ostatniej wyprawie dla odmiany wyszło, że mam za krótki przewód do hamulca tylnego... Wszystko przez to, że mocno podniosłem kierownicę, a dodatkowo założyłem krótsze chwyty... co spowodowało przesunięcie się klamek... Muszę tylko sprawdzić jaki powinien być przewód, ew końcówki... Płyn i zestaw do napełniania mam w domu :)
Na ścieżkach w lasku Makoszowskim
Na ścieżkach w lasku Makoszowskim © amiga
Zapowiada się ciepły i przyjemny dzień
Zapowiada się ciepły i przyjemny dzień © amiga
Pod firmą :)
Pod firmą :) © amiga

Do pracy docieram w spokojnym tempie, czas, żadna rewelacja... ale nie spieszyło mi się, aż tak bardzo jak jeszcze w piątek :)
Ciekawe jak dzień się ułoży... 

Na ostatnią sesję fizjoterapii

Piątek, 18 sierpnia 2017 · Komentarze(0)
Ruszam około 13:30. jest gorąco, wiatr chyba z południa. Ale to ostatni raz o tej porze... Kończy się rehabilitacja, kończą się ćwiczenia. Od poniedziałku będę mógł wyjeżdżać później, jechać lasem, cieszyć się z jazdy. Nie będzie gnania, pędzenia... 

Tyle, że jest jeszcze ten dzisiejszy powrót. W domu muszę być na 15:00. Ruch na drogach sporo większy. Trzeba nieco uważać. Skracam tam gdzie się da. W lasku Makoszowskim, nieco dalej już w Starych Panewnikach , na Zadolu... do domu docieram minutę przed zaplanowanym czasem. 

W lasku Makoszowskim
W lasku Makoszowskim © amiga
Wjazd na DDRkę na Bielszowickiej
Wjazd na DDRkę na Bielszowickiej © amiga
Wąska ścieżynka :)
Wąska ścieżynka :) © amiga
Jeszcze 2 km do domu
Jeszcze 2 km do domu © amiga
Temperatura zabijała, w domu wypijam litr wody... szybka kąpiel i lecę do szpitala. Spędzam tam 90 minut... Myślę, że rehabilitacja zakończona sukcesem, chociaż ból i problemy z nadgarstkiem pewnie będą odczuwalne jeszcze za pół roku... Ale powoli ręka odzyskuje sprawność. Myślę, że w tej chwili jest to już 90%...

W piątek o świcie do pracy

Piątek, 18 sierpnia 2017 · Komentarze(2)
Wyjeżdżam nieco wcześniej niż ostatnio, jest 5:50 gdy ruszam. Termometr za oknem pokazuje 17 stopni, słońce gdzieś tam pojawia się na horyzoncie, chyba nie będzie źle ;)

Za pół godziny jestem umówiony z Piotrkiem w Kochłowicach, dzisiaj mamy jechać razem do pracy..., gdy docieram na miejsce Piotrka jeszcze nie ma, wysyłam esa i czekam... Po chwili Piotrek dojeżdża i jedziemy dalej, omijamy górkę przed Wirkiem w zamian nieco terenu przy potoku Bielszowickim ;)
Nie będę się czepiał, chociaż przez progi to nie jest dobre miejsce na parkowanie
Nie będę się czepiał, chociaż przez progi to nie jest dobre miejsce na parkowanie © amiga
Ciekawe chmury
Ciekawe chmury © amiga
Z Piotrkiem wzdłuż potoku Bielszowickiego
Z Piotrkiem wzdłuż potoku Bielszowickiego © amiga

Większość drogi jednak po asfalcie, mimo wszystko dobrze jest być jak najwcześniej, wieczorem to inna sprawa, chociaż ja i tak muszę wyjechać około 13:30, Ostatni dzień rehabilitacji. Nareszcie. To strasznie mi rozwala rozkład dnia. Wstawanie przed świtem to nie moja ulubiona pora. 
Na Bielszowickiej
Na Bielszowickiej © amiga
Na prawo patrz ;)
Na prawo patrz ;) © amiga
Jesteśmy w Gliwicach
Jesteśmy w Gliwicach © amiga
Jeszcze 1.5 km
Jeszcze 1.5 km © amiga
Po około 50 minutach od spotkania docieramy do pracy, średnia całkiem przyzwoita, wiatr nieco wspomagał :) Dzień dobrze się zaczął :)
Pod firmą
Pod firmą © amiga

Powrót z pracy

Czwartek, 17 sierpnia 2017 · Komentarze(0)
13:30, wyjeżdżam z pracy, standardowo muszę pojechać na rehabilitację, cieszy to że zostały tylko 2, strasznie rozbijają mi plan dnia. Tyle, że coś za coś... widać, że ręka powoli odzyskuje sprawność.
Jest ciepło, 27 stopni, lekki wiatr w twarz... chyba w twarz. spieszy mi się, nie zatrzymuję się, naciskam ile daję radę. Dobrze, że drogi puste, jest bezpiecznie :)

Dalej trwa remont DTŚki
Dalej trwa remont DTŚki © amiga
Może do sklepu?
Może do sklepu? © amiga
Jadę opcją tylko szosa, może z wyjątkiem krótkiego odcinka przez lasek Makoszowski i na Bałtyckiej w Katowicach, tam nieco dalej na Medyków natykam się na Artura, zamieniamy kilka znań, na nic więcej nie mam czasu... szkoda. Za pół godziny muszę być w okolicach szpitala na Ochojcu ;)
Przy sklepie jest od cholery miejsca do parkowania, a ten musi stać na DDRce
Przy sklepie jest od cholery miejsca do parkowania, a ten musi stać na DDRce © amiga
Spotkanie z Art75
Spotkanie z Art75 © amiga
W domu szybka kąpiel, przebieranka i do szpitala... Minęło 90 minut na fizjoterapii... Jeszcze tylko jutro...

Po przerwie do pracy

Czwartek, 17 sierpnia 2017 · Komentarze(0)
Ruszam około 6:00, jest dość ciepło, sucho, wiatr ledwo odczuwalny chyba z północy. Góral po zdjęciu sakw i kilku innych udogodnień zrobił się niesamowicie lekki :). Został tylko założony bagażnik. Dobrze by było podjechać dzisiaj na myjnię, po kilku dniach wyprawowych trzeba zmyć pył, kurz, błoto z rowera. 

Coś dobrze mi się kręci, czuję jednak, że czeka mnie zabawa z przerzutkami, rozregulowały się, w domu będzie zabawa. Jechać się da, ale zrzucanie biegów nie jest łatwe. 


Na jednym kole też można, tylko po co?
Na jednym kole też można, tylko po co? © amiga

Gdy wyjeżdżam z Katowic, zaczyna kapać, meteo o tym nie wspominało, pewnie coś małego, lokalnego, mam taką nadzieję, bo nie zabrałem przeciwdeszczówki o błotników. Po kilku km, kropienie ustępuje :) Na Wirku w oddali widać, że niebo się przeciera, będzie dobrze. 
Zaczyna lekko kropić
Zaczyna lekko kropić © amiga
Chyba się wypogadza
Chyba się wypogadza © amiga
Tyle, że przy wyjeździe z Zabrza drogi są kompletnie mokre, masa kałuż, niedawno musiało tutaj lać. Gdy docieram do firmy dowiaduję się, że od 5:00-6:30 solidnie padało... Hmmm, szkoda, że nie sprawdziłem prognoz dla Gliwic...  teraz już to nie ma sensu.. 
Niespodzianka w lasku Makoszowskim
Niespodzianka w lasku Makoszowskim © amiga

Dzień 5 - Na Jurajskim szlaku cz.2 do Częstochowy

Wtorek, 15 sierpnia 2017 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Poranek niesamowicie piękny, słoneczny, dość ciepły. Jako, że odcinek do przejechania jest krótszy niż w ostatnich dniach to możemy wyjechać ciut później, jest czas na spokojne śniadanie, przygotowanie rowerów, siebie, pozbieranie wysuszonego prania :). Ruszamy około 8:30. 
Miejsce noclegowe jest godne polecenia :), czysto, schludnie, dostęp do kuchni, przyzwoite łazienki... i niska cena :) Więc jeżeli będziecie szukać noclegu to warto zajrzeć do Niny :) Jedyne do czego można było się przyczepić, to rolety które poruszając się przy uchylonym oknie wydawały dźwięki jakby się ktoś załatwiał pod oknem. Trochę trwało zanim to wyczailiśmy, podwinięcie rolety rozwiązało problem ;)

Nasz nocleg w Włodowicach, może wygląda niepozornie, ale warto tam zajechać :)
Nasz nocleg w Włodowicach, może wygląda niepozornie, ale warto tam zajechać :) © amiga

Kierujemy się na Huciska, prawie od początku witają nas solidne podjazdy, chyba nawet na Lanckoronie nie było tak stromo... a może to zmęczenie daje znać o sobie. W końcu jesteśmy w trasie już 5-ty dzień, kilkaset km za nami... a może to te śniadanie... za dużo? Nie ma co narzekać... 
Pagórki w okolicy Huciska
Pagórki w okolicy Huciska © amiga
Gdyby wszystkie szlaki takie były
Gdyby wszystkie szlaki takie były © amiga
Widać już zamek w Bobolicach
Widać już zamek w Bobolicach © amiga
Podziwiamy widoku, rozkoszujemy się ciepłym porankiem i na spokojnie docieramy w pobliże zamku w Bobolicach, im bliżej jesteśmy tym większe wywiera wrażenie. Pewnie gdybyśmy byli później dało by się wejść do środka. Jednak nawet przy samym zamku jest pięknie. Mija dobre kilkanaście minut. 
Piękny zamek Bobolice
Piękny zamek Bobolice © amiga
Przy zamku w Bobolicach
Przy zamku w Bobolicach © amiga
Szczęśliwa Karolina :)
Szczęśliwa Karolina :) © amiga
Wsiadamy na rowery i obieramy kierunek na Mirów, po drodze natykamy się na dziesiątki rowerzystów, dzień wolny, więc trzeba go wykorzystać :). 
Zamek Mirów
Zamek Mirów © amiga
Od Mirowa jedziemy na Żarki, piękna nowiutka asfaltówka, jak to na jurze pojawiały się i górki i dolinki. Zatrzymujemy się na chwilę na jednym z miejsc postojowych. Kombinujemy co w Żarkach, zjechaliśmy je 2 miesiące temu przy okazji innej wycieczki. Karolina zauważa jednak coś czego nie widzieliśmy. Jakiś kilometr, może 2 od Żarek znajdują się ruiny kościoła. Jedziemy :) 
Mirowski gościniec prowadzący do Żarek
Mirowski gościniec prowadzący do Żarek © amiga
Jedno z miejsc postojowych
Jedno z miejsc postojowych © amiga
Wiatr w twarz, do tej pory nas wspomagał, jedzie się wyjątkowo ciężko, ale to blisko. Na miejscu zaskoczenie. Ruiny wyremontowane ;), przyzwoite miejsce postojowe, widokowe... Jest co robić. Czas ucieka... a do Częstochowy jeszcze kawałek. 
Ruiny kościoła św. Stanisława, biskupa męczennika w Żarkach
Ruiny kościoła św. Stanisława, biskupa męczennika w Żarkach © amiga
Ruiny kościoła św. Stanisława, biskupa męczennika
Ruiny kościoła św. Stanisława, biskupa męczennika © amiga
W kierunku ołtarza
W kierunku ołtarza © amiga
Kuesta Jurajska
Kuesta Jurajska © amiga
Przyłapana na foceniu :)
Przyłapana na foceniu :) © amiga
Za Żarkami powoli wyjeżdżamy z jury, część północną mamy już zjeżdżoną... za to pora na odwiedziny zalewu w Poraju, kierując się na niego odwiedzamy Przybynów. Niestety wszystko zamknięte. Jedynie szybkie zdjęcia i wracamy na szlak. 
Kościół św. Mikołaja w Przybynowie
Kościół św. Mikołaja w Przybynowie © amiga
Agrogospodarstwo i mini skansen
Agrogospodarstwo i mini skansen "Pod Skałką" w Przybynowie © amiga
Do Poraja docieramy dość szybko, nad zalewem robimy sobie przerwę drugo-śniadaniową :), Kanapki jadą z nami już kilka godzin. Pora się posilić. Nad zalewem wieje przyjemy wiatr, przy wysokiej temperaturze w słońcu to przyjemne :) Pochylamy się też nad mapami, by skorygować, zmienić trasę. 
Zalew Porajski
Zalew Porajski © amiga
Trzeba zajrzeć na mapy :)
Trzeba zajrzeć na mapy :) © amiga
Niski poziom wody
Niski poziom wody © amiga
Ptasia wyspa
Ptasia wyspa © amiga
Po drobnych korektach ruszamy dalej, namówiłem Karolinę by pojechać szlakiem przez las... a to nie był dobry wybór, o ile na początku był to asfalt to od któregoś momentu pojawił się piach... dało się jechać ale bardzo, bardzo wolno... zaskoczyło za to oznaczenie żółtego szlaku rowerowego. Ścieżka przygotowana dla fatbików... w kilku miejscach zasieki i konieczność przenoszenia rowerów nad torami... nie lubię takich niespodzianek, szczególnie gdy jedzie się z sakwami. 
Młode bociany :)
Młode bociany :) © amiga
Rzut okiem w kierunku tamy
Rzut okiem w kierunku tamy © amiga
Oficjalny żółty szlak rowerowy... - jakieś jaja
Oficjalny żółty szlak rowerowy... - jakieś jaja © amiga
W zamian za męczenie się z piaskami odwiedzamy 2 stare młyny. 
Młyn w okolicach Nowej Wsi
Młyn w okolicach Nowej Wsi © amiga
Kolejny stary młyn niedaleko Nowej Wsi
Kolejny stary młyn niedaleko Nowej Wsi © amiga
Tyłami docieramy do Częstochowy, w centrum ludzi jak mrówek, w końcu to zlot pielgrzymów. Szukamy jakiegoś miejsca gdzie można coś zjeść. Karolina coś wspomina o KFC tam też stajemy. Trochę trwa zanim składamy zamówienie. Kurczaki pyszne, pikantne i jest ich dużo... nie dajemy rady tego zjeść... w komplecie zimna lemoniada i kawa... Czas jednak płynie nieubłaganie. Powoli nadchodzi pora pożegnania. Podjeżdżamy pod umówioną stację gdzie witam się z rodzicami Karoliny... zamieniamy kilka zdań, pakujemy rower. Następuje chwila pożegnania. Łezka w oku się kręci.... ale może wkrótce znowu uda się gdzieś pojechać... jeszcze mamy trochę lata :)

Udaję się już samotnie na dworzec PKP, zaliczając jeszcze kiosk gdzie kupuję coś do picia na drogę. Pociąg rusza o czasie... wewnątrz sporo pielgrzymów, zmęczeni odpoczywają... Docieram do Katowic, jest coś po 18, do domu zostało 6 km... jadę spokojnie, niespiesznie... 

Opis Karoliny: Tymoteuszka.bikestats.pl
Wielkie dzięki za kolejną wspólną wyprawę... czekam na następną i tęsknię...