Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2012

Dystans całkowity:1467.44 km (w terenie 189.00 km; 12.88%)
Czas w ruchu:59:28
Średnia prędkość:24.68 km/h
Maksymalna prędkość:47.33 km/h
Maks. tętno maksymalne:195 (105 %)
Maks. tętno średnie:155 (84 %)
Suma kalorii:53356 kcal
Liczba aktywności:46
Średnio na aktywność:31.90 km i 1h 17m
Więcej statystyk

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, Co to będzie, co to będzie...

Wtorek, 20 listopada 2012 · Komentarze(6)
Andrzej Grabowski - Małe piwko


Powrót do domu po ciemku, chyba przywykam do tego powoli. Lampki standardowo odpalone, jedna migająca z tyłu, druga migająca z przodu + druga niemigająca również z przodu. Jedynie czołówki nie zakładałem. Na szosach po których jadę niespecjalnie jest to potrzebne, więc leży w plecaku tak na wszelki wypadek, jakby mi odbiło i wjechałbym do lasu.

Przed wyjazdem mały przegląda tylniej lampki. wczoraj zauważyłem, że ma idiotyczną tendencję do wyłączania się. Jak to bywa w takich przypadkach rozebrałem ją i pierwsze co rzuciło się w oczy to taśma klejąca przytrzymująca blaszkę podobną do tych stosowanych w tanich joystick-ach z lat 80. Widać, że podczas jakiegoś przelotu dostała się tam woda i jakoś tak to się nie trzyma, blaszka się przesunęła i zwierała nieco więcej niż powinna. Wymiana taśmy i poprawienie położenia blaszki rozwiązują sprawę. Wkurza znowu to, że producent Giant, znowu chciał oszczędzić, przecież można było dać mikroprzełącznik..., duże lepsza konstrukcja a przy cenie 35-37 zł nie zmienia to praktycznie kosztów... , no może chińczykowi który to składał trzeba by dołożyć kilka ziarenek ryżu.
Wcześniejsze Cateye miały raczej tendencję do urywających się przycisków, łamiących się uchwytów, tym razem kupowałem lampkę pozbawioną wszystkich wystających i plastikowych elementów które da się urwać, złamać a i tak widzę, że występują problemy... Jak pojawi to się jeszcze raz to chyba sam wlutuję mikroprzełącznik, w domu powinienem mieć ich kilka..., gdzieś pomiędzy tajlami elektronicznymi...

Sama jazda szła mi jakoś nieskładnie, coś mnie męczyło, coś mnie gniotło..., a wieczorem czeka mnie jeszcze małe przemeblowanie u qzynki..., ostatnio coś wchodzi mi to w krew :)

Fotosketcher - na szczycie podjazdu pod Rudno © amiga

Wstaję razem ze słońcem....

Wtorek, 20 listopada 2012 · Komentarze(9)
Lao Che - 4 piosenki



W Katowicach całkiem spory ruch, jednak nie ma jakiś dziwnych korków, spowalniaczy, przewężeń, jedzie się szybko, standardowo jadę na Kochłowice, Wirek, Bielszowice, Kończyce, Maciejów i Sośnicę...
Co ciekawe po raz pierwszy ktoś z firmy pozdrawia mnie już Kochłowicach, co on tutaj robi o takiej porze? Drugi przypadek w Kończycach gdzie dyrektor początkowo jedzie za mną, później mnie wyprzedza, następnie gdy stoi w korku w Sośnicy ja wyprzedzam jego, w sumie mijaliśmy się 3 razy :).

Rozmawiając z Nim i z innymi pracownikami na ostatniej imprezie firmowej, mam wrażenie, że na wiosnę przybędzie w fabryce bikerów... :)

Jak pięknie było w Goczałkowicach © amiga

po ciemku do domu....

Poniedziałek, 19 listopada 2012 · Komentarze(10)
Enej Skrzydlate Ręce


Powrót do domu po szosach, wyjeżdżam późno jest koło 17:00, a dzisiaj jestem umówiony ok 19:00 w Ochojcu, spieszy mi się więc nie mogło być innej opcji. Na szczęście na drogach nie było jakiegoś strasznego ruchu, lecz o szaleństwie też można zapomnieć. Standardowo oczy dookoła głowy, tak dla zasady.
Starczy na tą chwilę, mam jeszcze kila spraw do załatwienia dzisiaj.

Fota archiwalna
Pamiątka z Beskidów © amiga


Stary filmik z przelotu do Giwic ;) - tak dla przypomnienia. Musiałbym już chyba popełnić nowy. Trochę się pozmieniało.



Milego wieczora

Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą*

Poniedziałek, 19 listopada 2012 · Komentarze(14)
Sidney Polak - Chomiczówka


Poranny klasyk dopracowy. Na dworze ciepło, jeżeli można tak okreslić te kilka stopni powyżej zera. Nie ma kałuż, błota, ruch na drogach jest niespecjalnie wielki, mogę więc trochę pocisnąć, nie przejnować się niczym. Zero niedzielnych kierowców jednak mam się na baczności, jak zawsze jadąc rowerem, w końcu nigdy nic nie wiadomo.
W Kochłowicach mijam dom z okna którego przez sporą cześć mich przejazdów do pracy pozdrawiał mnie miły staruszek. Od około 2 tygodni go nie widziałem jednak zawsze zwalniałem w tym miejscu, po prostu chyba przyzwyczaiłem się do widoku tego starszego pana, zawsze uśmiechnietego i kiwającego ręką. Dzisiaj na jego oknie wisiała klepsydra...., już więcej go nie zobaczę.... szkoda...

Zdjęcie archiwalne - jedno z moich ulubionych poddane małej "renowacji".
Fotka archiwalna po małej obróbce - jedno z moich ulubionych zdjęć w nowej odsłonie © amiga


Mimo wszystko życzę miłego dnia.

* - ks. Jan Twardowski

Orgyinalne zdjęcie z Września 2011 roku
Samotny jeździec .... © amiga

powrót wieczorową porą....

Niedziela, 18 listopada 2012 · Komentarze(4)
Voo Voo - Pierwszy raz


Pobudka już o 7:00 - budzi nas piękny poranek i Kubuś, ale dzięki temu mamy nieco więcej czasu na kolejne pogaduchy, na obgadanie tego o czym wczoraj zapomnieliśmy. Czas jednak leci nieubłaganie.
Zbliża się 14:30 - najwyższa pora aby się pozbierać i jechać do domu. Pierwotnie myślałem o powtórce z rozrywki, tzn przelot po terenie, zaliczenie wszystkich hałd po drodze. Niestety jestem umówiony ok 16:00, wybieram więc trasę po szosach jednak inną niż zwykle. Jadę starą drogą z Gliwic do Katowic, nie lubię jej, unikam jak ognia, w dni robocze ruch jest zdecydowanie zbyt duży, a przejazd przez węzeł w Sośnicy przyprawia mnie o palpitacje. Po prostu nie lubię tej trasy, jednak dzisiaj jest niedziela, ruch na drogach marginalny. Więc czemu nie spróbowac, czemu nie pojechac tą drogą?
Wbijam się więc na Pszczyńską i jadę, opis trasy nieskomplikoany, prosto, prosto, prosto i tak prze 25km :)
Dopiero w okolicach Śmiłowic skręcam w boczną drogę, mam zamiar pojechać przez Starganiec, potrzebuję tego. Przypominam sobie, że miały tam być zawody psich zaprzęgów, nie liczę jednak na nic, jest późno zawody daaaawno się skończyły. Jadąc ścieżkami widzę jednak gdzieniegdzie ślady po trasie zawodów... . Pewnie było ciekawie... . Może uda się odwiedzić następną edycję... może...

Docieram do jeziora, tutaj w końcu przerwa, mogę chwilę "odpocząć", oddzwonić.
Starganiec wieczorem, kiedyś tłoczno, dzisiaj pusto... © amiga


Musze ruszyć dalej, czas mi się kończy, a słońce powoli znika za krawędzią lasu. Ściemnia się. Pora odpalić lampli i zaliczyć ostatnie 6km pomiędzy Stargańcem, a moim domem...

Dobrej nocy

Spotkanie z dawno niewidzianymi przyjaciółmi...

Sobota, 17 listopada 2012 · Komentarze(6)
Maleńczuk & Waglewski - Koledzy



Po wczorajszym nierowerowym piątku, od rana mnie nosi, jednak z rana mam do zrobiena parę drobiazgów, a ok. 14:00 zbieram się, jestem umówiony na małe kameralne spotkanie z przyjaciółmi w Gliwicach. Wyjeżdżam ze sporym zapasem czasu, ale… dzisiaj mam ochotę chwilę pofocić, nie chcę standardowego przelotu dopracowego, bo nie jadę do pracy, a powinienem trafić na zachód słońca w okolicach firmy.

Skok przez rower © amiga


14:15 - jestem już w siodle, spory kawałek standardowy, tyle że po terenie. Na początek Panewniki, później wjazd do lasu, na chwilę Halemba i znowu las, wyjeżdżam w Kończycach. Przez ponad rok budowali tam nowy wiadukt, niedawno został oddany do użytku. Z daleka na tle pomarańczowe czerwonych barw zachodzącego słońca oblewającego konstrukcję wygląda to kosmicznie, nie mogę się oprzeć magii skręcam w jego kierunku, zatrzymuję się kilka metrów przed nim, z plecaka wyciągam aparat i… sesja trwa dobre kilkanaście minut.

Zaczarowany wiadukt... © amiga


Piękne linie konstrukcji... © amiga


Zostawiam za sobą stalowego giganta i kieruję się na hałdę w Makoszowach, w zasadzie dlaczego nie, wjeżdżam na szczyt, pomimo tego, że jest ciężko. Sporo błota i piachu umila mi wspinaczkę, w końcu docieram na miejsce, znad koron drzew rozciąga się piękny widok na bliską i dalszą okolicę, przy dobrej pogodzie można podobno zobaczyć stąd góry, jednak nie dzisiaj. Widać unoszące się nad całą okolica mgły i dymy z okolicznych domów,… bajeczna gra świateł. Zostaję tu kilkadziesiąt minut, przy okazji rozmawiając z przypadkowymi biegaczami, trochę focac.

Już zachodzi czerwone słoneczko... © amiga


W barwach jesieni... © amiga


Wszystko co piękne niestety kiedyś się kończy, słońce jest coraz niżej, trzeba ruszyć w dalszą drogę, jeszcze tylko krótka sesja przy budowie średnicówki

Kupa dinozaura? © amiga


na budowie coś się dzieje © amiga


i już szosami kieruję się wgłąb Gliwic, kierując się lekko okrężną trasą na os. Waryńskiego. Przejeżdżam obok firmy, dzisiaj jakoś tutaj pusto, nie ma samochodów, smuty ten widok, miejsce tętniące życiem dzisiaj jest martwe. O czym ja myślę, chyba zacząłem się identyfikować z firmą, z ludźmi tutaj pracującymi, no… może nie z wszystkimi ;P

Relikt przeszłości © amiga



Przebicie przez centrum zajmuje mi „kilka minut”, dalej niż tylko Kozielska i jestem na miejscu, znowu sporo przed czasem, objeżdżam osiedle świdrując okolice oczami, zapamiętując szczegóły topografii na przyszłość, przy okazji zahaczam o bankomat i kieruję się na miejsce docelowe. Staję pod blokiem dzwonię do Darka i w tej chwili widzę wyłaniającego się z czeluści Adasia z pieskiem ;P. Gadka szmatka i za chwilę dociera do nas Darek z Anetką.
Spotkanie czas zacząć, a jest o czym pogadać, nie widzieliśmy się ponad rok… masakra…..

Siedzimy w sumie do północy, Darek z Anetką uciekają do domu, a my z Adasiem dalej gawędzimy. O 2:00 jednak pora spać, wcześnie rano czeka nas pobudka. Kuba nie pozwoli nam nieobejrzeć porannych bajek :)

Ps. Dzięki za wspaniały wieczór, fajnie było się spotkać po takim czasie, brakowało tego.

Jak one trafiają ;P

Czwartek, 15 listopada 2012 · Komentarze(6)
Kategoria do 34km, Do/Z Pracy
BULDOG - XI


Powrót znowu późno, wychodzę nieco przed 17:00. Jest ciemno, jednak mocno zastanawiam się czy nie pojechać w teren... Może powinienem? Znowu jest rześko, mam 4 km do zastanowienia się nad trasą.
Ruszam...
Początkowo trochę niemrawo, mięśnie nierozgrzane, ale o to będzie ciężko.
Dojeżdżam do Sośnicy, zapada decyzja - jadę po szosach. Czas ma dzisiaj dla mnie znaczenie, mam do załatwienia kilka drobiazgów po powrocie. Po drugie ruch jest stosunkowo niewielki więc nie powinno być problemów z wariatami za kierownicą.
Nie mylę się, jedzie się przyjemnie. Pomimo panującego chłodu, po kilku kilometrach jest mi ciepło, nawet bardzo, nie marznę.
Względnie szybko docieram do domu, przebieram się, jestem gotowy do dalszej akcji. Część ciuchów odsyłam do prania, bluza "zimowa" do suszenia. Mój wzrok pada na kask. Zostałem trafiony...., przez jakiegoś latającego zas...a ;P

No i kupa... © amiga


Podobno przynosi to szczęście - moje będzie polegało na wyczyszczeniu tego.
Niemniej miłego wieczoru.

teren z rana jak śmietana... ;P

Czwartek, 15 listopada 2012 · Komentarze(3)
Krzysztof Kiljański - Moja Wolność - z płyty "Barwy Kofty"


Poranek rześki, nawet bardzo. Profilaktycznie ubieram się nieco cieplej, zakładam ochraniacze i jadę. Na drogach sucho, gdzieniegdzie tylko przymarznięte kałuże.
Nad horyzontem niemrawo pojawia się słońce, miła odmiana po kilku zachmurzonych dniach. W Panewnikach coś mnie ciągnie w lewo, do lasu, więc zamiast szosami dzisiaj ląduję w terenie. Zakładam, że jeżeli jest błoto to co najwyżej zamarznięte, więc da się przejechać.
Troszkę się przeliczyłem, błoto było zamarznięte jednak tylko z wierzchu, w efekcie kilka razy miałem wrażenie, że jadę na jakiejś desce po wodzie, przy wyjeździe do starej Kuźni mało nie zaliczyłem gleby na czymś takim, jakimś cudem udało mi się utrzymać równowagę i wyprowadzić rower z poślizgu. Na ścieżce pomiędzy Halembą, a Kończycami dla odmiany jadę w 10cm koleinach. Tutaj błoto zamarzło, krawędzie są wysokie i specjalnie nie ma gdzie uciec, jak wyjechać. Dwa może 3 razy zahaczam pedałami o krawędź, na szczęście ziemia się poddaje i nie sprawia to większych problemów.
W Makoszowach zastanawiam się czy jednak wybrać się szosą, czy dalej pociągnąć terenem. W zasadzie co mi szkodzi..., hałda czeka. Zobaczymy jak będzie.
Wyjątkowo nie mam większych problemów, dziwnie sucho jak na to miejsce. Dopiero wyjazd przez plac budowy średnicówki sprawia trochę problemów ale w zasadzie to tyle...


Wybuch jądrowy w okolicach hałdy w Panewnikach © amiga


Miłego dnia

powrót do domku....

Środa, 14 listopada 2012 · Komentarze(2)
Pierdolnięci dekadenci - Marian Opania


Powrót wieczorową porą, w firmie trochę pracy, niewiele już zostało do dokończenia, jutro finish... i pora na kolejny projekt :)
Z firmy ewakuuję się ok 17:00, jest ciemno, odpalam lampki i jadę, na szosach pusto, no... prawie, w każdym bądź razie jedzie się przyjemnie, tyle że znowu jest rześko, ale w końcu mamy już połowę listopada, więc to chyba nie dziwnie. Brakuje jednak ciepła, brakuje słońca świecacego do 22:00, brakuje tych wieczorych długich wypadów popracowych w terenie... . Byle do marca... - szybko zleci...

Fotka zastępna, z kwietnia 2011 roku, tyle...., że poddana dodatkowej obróbce...

Emilia Krakowska w spektaklu wakacjuszka - zdjęcie archiwalne z kwietnia 2011 © amiga


Miłego wieczora...

rześko....

Środa, 14 listopada 2012 · Komentarze(10)
Zamki na piasku - z płyty Lady Pank Symfonicznie


Dzisiaj zamiast do lekarza pojechałem do pracy, wczoraj czegoś zapomniałem i dzisiaj nie było szans na to abym dotarł do przychodni. Nic,... przestawi się wizytę i tyle.
Rano oczywiście młyn, pierwotnie przygotowałem się do wyjazdu do centrum korzystając z komunikacji miejskiej, jednak tuż przed 7:00 wbiłem się w ciuchy rowerowe, pozbierałem trochę gratów i w drogę.
Wychodzę na dwór i mam wrażenie, że chyba za lekko się ubrałem, na szczęście już po kilku km jest mi ciepło. Za to uświadamiam sobie ile gratów nie wziąłem. Bidon został w domu, pompka, przeciwdeszczówka.... masakra... szczególna ta druga pozycja mnie denerwuje... Wystarczy, że przebiję oponę i będę zap...ał na piechotę, a czwartej pompki nie potrzebuję… chyba ;P
Niemniej bez przygód docieram do pracy, teraz pozałatwiać to co trzeba.


Kościół św Michała w parku Kościuszki w Katowicach - zdjęcie poniedziałkowe © amiga


Miłego dnia