Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, Co to będzie, co to będzie...
Wtorek, 20 listopada 2012
· Komentarze(6)
Kategoria do 34km, Do/Z Pracy, Solo, W jedną stronę
Andrzej Grabowski - Małe piwko
Powrót do domu po ciemku, chyba przywykam do tego powoli. Lampki standardowo odpalone, jedna migająca z tyłu, druga migająca z przodu + druga niemigająca również z przodu. Jedynie czołówki nie zakładałem. Na szosach po których jadę niespecjalnie jest to potrzebne, więc leży w plecaku tak na wszelki wypadek, jakby mi odbiło i wjechałbym do lasu.
Przed wyjazdem mały przegląda tylniej lampki. wczoraj zauważyłem, że ma idiotyczną tendencję do wyłączania się. Jak to bywa w takich przypadkach rozebrałem ją i pierwsze co rzuciło się w oczy to taśma klejąca przytrzymująca blaszkę podobną do tych stosowanych w tanich joystick-ach z lat 80. Widać, że podczas jakiegoś przelotu dostała się tam woda i jakoś tak to się nie trzyma, blaszka się przesunęła i zwierała nieco więcej niż powinna. Wymiana taśmy i poprawienie położenia blaszki rozwiązują sprawę. Wkurza znowu to, że producent Giant, znowu chciał oszczędzić, przecież można było dać mikroprzełącznik..., duże lepsza konstrukcja a przy cenie 35-37 zł nie zmienia to praktycznie kosztów... , no może chińczykowi który to składał trzeba by dołożyć kilka ziarenek ryżu.
Wcześniejsze Cateye miały raczej tendencję do urywających się przycisków, łamiących się uchwytów, tym razem kupowałem lampkę pozbawioną wszystkich wystających i plastikowych elementów które da się urwać, złamać a i tak widzę, że występują problemy... Jak pojawi to się jeszcze raz to chyba sam wlutuję mikroprzełącznik, w domu powinienem mieć ich kilka..., gdzieś pomiędzy tajlami elektronicznymi...
Sama jazda szła mi jakoś nieskładnie, coś mnie męczyło, coś mnie gniotło..., a wieczorem czeka mnie jeszcze małe przemeblowanie u qzynki..., ostatnio coś wchodzi mi to w krew :)
Powrót do domu po ciemku, chyba przywykam do tego powoli. Lampki standardowo odpalone, jedna migająca z tyłu, druga migająca z przodu + druga niemigająca również z przodu. Jedynie czołówki nie zakładałem. Na szosach po których jadę niespecjalnie jest to potrzebne, więc leży w plecaku tak na wszelki wypadek, jakby mi odbiło i wjechałbym do lasu.
Przed wyjazdem mały przegląda tylniej lampki. wczoraj zauważyłem, że ma idiotyczną tendencję do wyłączania się. Jak to bywa w takich przypadkach rozebrałem ją i pierwsze co rzuciło się w oczy to taśma klejąca przytrzymująca blaszkę podobną do tych stosowanych w tanich joystick-ach z lat 80. Widać, że podczas jakiegoś przelotu dostała się tam woda i jakoś tak to się nie trzyma, blaszka się przesunęła i zwierała nieco więcej niż powinna. Wymiana taśmy i poprawienie położenia blaszki rozwiązują sprawę. Wkurza znowu to, że producent Giant, znowu chciał oszczędzić, przecież można było dać mikroprzełącznik..., duże lepsza konstrukcja a przy cenie 35-37 zł nie zmienia to praktycznie kosztów... , no może chińczykowi który to składał trzeba by dołożyć kilka ziarenek ryżu.
Wcześniejsze Cateye miały raczej tendencję do urywających się przycisków, łamiących się uchwytów, tym razem kupowałem lampkę pozbawioną wszystkich wystających i plastikowych elementów które da się urwać, złamać a i tak widzę, że występują problemy... Jak pojawi to się jeszcze raz to chyba sam wlutuję mikroprzełącznik, w domu powinienem mieć ich kilka..., gdzieś pomiędzy tajlami elektronicznymi...
Sama jazda szła mi jakoś nieskładnie, coś mnie męczyło, coś mnie gniotło..., a wieczorem czeka mnie jeszcze małe przemeblowanie u qzynki..., ostatnio coś wchodzi mi to w krew :)
Fotosketcher - na szczycie podjazdu pod Rudno© amiga