Spotkanie z dawno niewidzianymi przyjaciółmi...
Sobota, 17 listopada 2012
· Komentarze(6)
Kategoria do 68km, Spotkania Bikestats-owe, Solo, W jedną stronę
Maleńczuk & Waglewski - Koledzy
Po wczorajszym nierowerowym piątku, od rana mnie nosi, jednak z rana mam do zrobiena parę drobiazgów, a ok. 14:00 zbieram się, jestem umówiony na małe kameralne spotkanie z przyjaciółmi w Gliwicach. Wyjeżdżam ze sporym zapasem czasu, ale… dzisiaj mam ochotę chwilę pofocić, nie chcę standardowego przelotu dopracowego, bo nie jadę do pracy, a powinienem trafić na zachód słońca w okolicach firmy.
14:15 - jestem już w siodle, spory kawałek standardowy, tyle że po terenie. Na początek Panewniki, później wjazd do lasu, na chwilę Halemba i znowu las, wyjeżdżam w Kończycach. Przez ponad rok budowali tam nowy wiadukt, niedawno został oddany do użytku. Z daleka na tle pomarańczowe czerwonych barw zachodzącego słońca oblewającego konstrukcję wygląda to kosmicznie, nie mogę się oprzeć magii skręcam w jego kierunku, zatrzymuję się kilka metrów przed nim, z plecaka wyciągam aparat i… sesja trwa dobre kilkanaście minut.
Zostawiam za sobą stalowego giganta i kieruję się na hałdę w Makoszowach, w zasadzie dlaczego nie, wjeżdżam na szczyt, pomimo tego, że jest ciężko. Sporo błota i piachu umila mi wspinaczkę, w końcu docieram na miejsce, znad koron drzew rozciąga się piękny widok na bliską i dalszą okolicę, przy dobrej pogodzie można podobno zobaczyć stąd góry, jednak nie dzisiaj. Widać unoszące się nad całą okolica mgły i dymy z okolicznych domów,… bajeczna gra świateł. Zostaję tu kilkadziesiąt minut, przy okazji rozmawiając z przypadkowymi biegaczami, trochę focac.
Wszystko co piękne niestety kiedyś się kończy, słońce jest coraz niżej, trzeba ruszyć w dalszą drogę, jeszcze tylko krótka sesja przy budowie średnicówki
i już szosami kieruję się wgłąb Gliwic, kierując się lekko okrężną trasą na os. Waryńskiego. Przejeżdżam obok firmy, dzisiaj jakoś tutaj pusto, nie ma samochodów, smuty ten widok, miejsce tętniące życiem dzisiaj jest martwe. O czym ja myślę, chyba zacząłem się identyfikować z firmą, z ludźmi tutaj pracującymi, no… może nie z wszystkimi ;P
Przebicie przez centrum zajmuje mi „kilka minut”, dalej niż tylko Kozielska i jestem na miejscu, znowu sporo przed czasem, objeżdżam osiedle świdrując okolice oczami, zapamiętując szczegóły topografii na przyszłość, przy okazji zahaczam o bankomat i kieruję się na miejsce docelowe. Staję pod blokiem dzwonię do Darka i w tej chwili widzę wyłaniającego się z czeluści Adasia z pieskiem ;P. Gadka szmatka i za chwilę dociera do nas Darek z Anetką.
Spotkanie czas zacząć, a jest o czym pogadać, nie widzieliśmy się ponad rok… masakra…..
Siedzimy w sumie do północy, Darek z Anetką uciekają do domu, a my z Adasiem dalej gawędzimy. O 2:00 jednak pora spać, wcześnie rano czeka nas pobudka. Kuba nie pozwoli nam nieobejrzeć porannych bajek :)
Ps. Dzięki za wspaniały wieczór, fajnie było się spotkać po takim czasie, brakowało tego.
Po wczorajszym nierowerowym piątku, od rana mnie nosi, jednak z rana mam do zrobiena parę drobiazgów, a ok. 14:00 zbieram się, jestem umówiony na małe kameralne spotkanie z przyjaciółmi w Gliwicach. Wyjeżdżam ze sporym zapasem czasu, ale… dzisiaj mam ochotę chwilę pofocić, nie chcę standardowego przelotu dopracowego, bo nie jadę do pracy, a powinienem trafić na zachód słońca w okolicach firmy.
Skok przez rower© amiga
14:15 - jestem już w siodle, spory kawałek standardowy, tyle że po terenie. Na początek Panewniki, później wjazd do lasu, na chwilę Halemba i znowu las, wyjeżdżam w Kończycach. Przez ponad rok budowali tam nowy wiadukt, niedawno został oddany do użytku. Z daleka na tle pomarańczowe czerwonych barw zachodzącego słońca oblewającego konstrukcję wygląda to kosmicznie, nie mogę się oprzeć magii skręcam w jego kierunku, zatrzymuję się kilka metrów przed nim, z plecaka wyciągam aparat i… sesja trwa dobre kilkanaście minut.
Zaczarowany wiadukt...© amiga
Piękne linie konstrukcji...© amiga
Zostawiam za sobą stalowego giganta i kieruję się na hałdę w Makoszowach, w zasadzie dlaczego nie, wjeżdżam na szczyt, pomimo tego, że jest ciężko. Sporo błota i piachu umila mi wspinaczkę, w końcu docieram na miejsce, znad koron drzew rozciąga się piękny widok na bliską i dalszą okolicę, przy dobrej pogodzie można podobno zobaczyć stąd góry, jednak nie dzisiaj. Widać unoszące się nad całą okolica mgły i dymy z okolicznych domów,… bajeczna gra świateł. Zostaję tu kilkadziesiąt minut, przy okazji rozmawiając z przypadkowymi biegaczami, trochę focac.
Już zachodzi czerwone słoneczko...© amiga
W barwach jesieni...© amiga
Wszystko co piękne niestety kiedyś się kończy, słońce jest coraz niżej, trzeba ruszyć w dalszą drogę, jeszcze tylko krótka sesja przy budowie średnicówki
Kupa dinozaura?© amiga
na budowie coś się dzieje© amiga
i już szosami kieruję się wgłąb Gliwic, kierując się lekko okrężną trasą na os. Waryńskiego. Przejeżdżam obok firmy, dzisiaj jakoś tutaj pusto, nie ma samochodów, smuty ten widok, miejsce tętniące życiem dzisiaj jest martwe. O czym ja myślę, chyba zacząłem się identyfikować z firmą, z ludźmi tutaj pracującymi, no… może nie z wszystkimi ;P
Relikt przeszłości© amiga
Przebicie przez centrum zajmuje mi „kilka minut”, dalej niż tylko Kozielska i jestem na miejscu, znowu sporo przed czasem, objeżdżam osiedle świdrując okolice oczami, zapamiętując szczegóły topografii na przyszłość, przy okazji zahaczam o bankomat i kieruję się na miejsce docelowe. Staję pod blokiem dzwonię do Darka i w tej chwili widzę wyłaniającego się z czeluści Adasia z pieskiem ;P. Gadka szmatka i za chwilę dociera do nas Darek z Anetką.
Spotkanie czas zacząć, a jest o czym pogadać, nie widzieliśmy się ponad rok… masakra…..
Siedzimy w sumie do północy, Darek z Anetką uciekają do domu, a my z Adasiem dalej gawędzimy. O 2:00 jednak pora spać, wcześnie rano czeka nas pobudka. Kuba nie pozwoli nam nieobejrzeć porannych bajek :)
Ps. Dzięki za wspaniały wieczór, fajnie było się spotkać po takim czasie, brakowało tego.