Harpagan 46
Sobota, 19 października 2013
· Komentarze(14)
Zacier - Kebab w cienkim cieście
Poranek dnia 6-go…
Sobota…, zbieramy się, ostatnie przygotowania, śniadanie, odbieramy rowery z przechowalni… i jedziemy na pobliski stadion odebrać mapy. Trawa wyraźnie oszroniona, temperatura przy ziemi w okolicach -1. Później się dowiadujemy, że o 5:00 było -3. Dziwna sytuacja, w zasadzie nie ma odprawy, po prostu dostajemy mapy i w drogę.
Trochę przesadziłem, spoglądamy na mapę i… nie ma punktów, chwila…, odpalam czołówkę, zdecydowanie lepiej…, coś jednak widać… punkty rozsiane po sporym obszarze, tylko jak z tego zrobić pętlę? Jedno jest pewnie, nie przejedziemy całości, planujemy tylko pierwsze kilkanaście punktów, początkowo chcemy zaliczyć trzy PK po lewej stronie Wisły, kolejność 10, 9, 17, spoglądamy na ich wagi, warto tam jechać, później 6, 8, 14, 4, 20, 12, 16, 3, 15, 11 i tyle na początek, później będziemy korygować w miarę potrzeb…. Na mapie dodatkowo znajduje się informacja o czasach zamykania poszczególnych punktów i oczywiście ich wagi, od 1 do 5. Pojawia się jeszcze kilka problemy, po pierwsze skala 1:100000 z założenia będzie mało szczegółowa, po drugie już w trasie wiadomo, że mapy nie opierają się na najnowszych danych…
Pierwsze wyzwanie to wyjazd z miasta mamy się kierować z grubsza na północ i później odbić na zachód by dotrzeć do jedynego mostu na Wiśle. Ruszamy i jedziemy na południe, dobrze że niewiele przejechaliśmy…, zawracamy.
Mała ilość szczegółów i jakieś inne oznaczenia dróg niż w rzeczywistości sprawiają początkowo problemy, jednak przy wyjeździe w końcu zwracamy większą uwagę na przydrożne tablice informacyjne. Droga dłuży się niesamowicie, ale czego możemy oczekiwać gdy dwadzieścia punktów jest do zaliczenia na 200km, średnio wychodzi PK co 10km.
Trafiamy na most na Wiśle, a przynajmniej tak się domyślamy, po poza pobliskimi pylonami i linami biegnącymi do i z nich nic więcej nie widać, mgła jest tak gęsta, że nawet rower ma problem aby przebić się przez nią… Czemu ten most jest tak długi?
W końcu jest drugi koniec, chyba trafiliśmy do innego świata, mgła gdzieś zniknęła, zza chmury wychyla się tarcza słoneczna…, pięknie to wygląda, odbijamy na Tymową,… chyba jedziemy dobrze przynajmniej tak wskazują znaki no i nie ma Jeleniej Góry :).
W Jaźwiskach z jakiegoś gospodarstwa wyjeżdża 2 jeźdźców na koniach ubranych w kontusze.., faktycznie trafiliśmy do innego świata…
Jakiś km dalej drogowskazy pokazują nam drogę na Rzym 1km? Znowu się zagalopowaliśmy? To już nie pomyłka o 18km tylko o kilka tysięcy, tylko kiedy? Jakaś Rowerowa teleportacja? ;P
Jedziemy dalej jest jakiś znak na Tymową więc chyba nie ma tragedii, tylko nikt nam nie powiedział, że Tymowa jest za Rzymem… Długi podjazd, bardzo długi, prawie jak w górach…
Może kilometr dalej jeszcze większe zaskoczenie, wjeżdżamy do Betlejem, sprawdzam czy dalej jadę na rowerze, czy może to już osiołek…
Uff… jednak rower. Wpierw Włochy teraz Palestyna, podróż dookoła świata się szykuje. Może to nie był o 200km tylko 40000?
Docieramy jednak do Tymowej… długa podróż za nami, pozostaje odszukać „PK 10 – TYMOWA - rozwidlenie dróg” wjeżdżamy w pierwszą przecinkę za kościołem i… błąd kierunek się nie do końca zgadza… zawracamy, wjeżdżamy w inną odchodząca bardziej na północ, też coś się nie zgadza, zawracamy.
Jedziemy nieco dalej… i jest właściwa ścieżka…, wyjeżdżają z niej bikerzy, więc powinna być to ta właściwa. Zjazd po terenie, po piachu, jest PK – „10 – TYMAWA – rozwidlenie dróg” i namiot z osobami pilnującymi lampionu… :)
Rejestrujemy się i zawracamy, znowu długi przelot, ponownie mijamy Betlejem, Rzym, na zjeździe słońce mnie oślepia, nic nie widzę, jadę na czuja, jak nietoperz kieruję się odgłosem jadącego przedmą Darka…. Zjeżdżamy w dół w mgłę…, jest ciężka zawiesista, widoczność zaledwie na kilka metrów… Skręcamy na drogę prowadzącą do Pólka… podjazd w terenie…, ale mgła po raz kolejny znika… świeci słońce jest pięknie :).
Rejestrujemy się na „9 – PÓLKO – izba leśna” i wracamy odszukać ostatni PK po tej stronie rzeki. Zjazd w dół i otacza nas gęste mleko… jeszcze kilka km i zbliżamy się, plątanina przecinek w terenie i nawalone wszystkim w okolicach punktu, z mapy niewiele wynika. Trochę kluczymy i trafiamy na namiot i lampion „17 – WIOSŁO – skrzyżowanie dróg”.
Pora wrócić na most, mgła nieco rzednie, widać nieco więcej, da się nawet zauważyć majaczące w dole koryto rzeki.
Wbijamy się na drogę prowadzącą do Janowa, szybki przelot asfaltami i docieramy do miejsca gdzie powinien być prom… Lampion i namiot widoczny z daleka, „6 – JANOWO – miejsce widokowe” zaliczony. Tyle, że tym razem zatrzymujemy się na chwilę, jakaś bułka, kola, chwila na focenie, nadjeżdża jakaś para zamieniamy z nimi kilka zdań… wspominają, że jadą na 18…
Ruszamy, tylko co oni z tą 18-ką, może się pomylili, bo my jedziemy na „8 – BRACHLEWO – stajnia leśna”. Wieje dość silny boczny wiatr…, w drodze korygujemy nieco trasę, jest krótszy wariant, a w tych warunkach i tej odległości, każdy km mniej ma znaczenie, mijamy wiadukt i skręcamy w prawo, odmierzamy ok 700m tyle, że przecinka jest nie pod tym kątem… coś się nie zgadza, sprawdzamy te wcześniejsze, późniejsze… wracamy do wiaduktu i jedziemy kawałek drogą której nie ma na mapie musiała powstać później, ale jest szeroka może tędy przebijamy się na PK, kluczymy, błądzimy, i d..a.
Zastanawiamy się czy nie odpuścić go…, ale jak znalazła go bierka wyjeżdżająca ze ścieżki którą wczesnej jechaliśmy to nie może to być trudne… ponownie odmierzamy 700m, jesteśmy przy tej samej przecince, kąt wjazdu się nie zgadza, ale jest szeroka… jedziemy nią… i trafiamy na PK. Masakra… straciliśmy sporo czasu…
Zawracamy, jedziemy przez Ryjewo, Borowy Młyn, szukamy przecinki, jest jedziemy, tylko czemu droga zmieniła kierunek z zachodniego na północny? Pora zawrócić, pora skorygować trasę, co jest nie tak? Po raz kolejny nie tak pojechaliśmy… tylko czemu? Odległości z grubsza się zgadzały…
Zawracamy docieramy do wcześniejszej przecinki którą pominęliśmy bo.. była za wcześnie i pod niewłaściwym kątem. Wjeżdżamy w nią… i docieramy do kolejnej przecinki prowadzącej w okolice zabudowań zaznaczonych na mapie, przynajmniej wiemy gdzie jesteśmy, tym razem już nie ma problemów… „14 – BOROWY MŁYN – droga leśna” zaliczony.
Darek zauważa jednak jeden szczegół…, na mapie jest punkt którego nie zauważyliśmy rano, to „18 – BIAŁA GÓRA – parking leśny”, to efekt tego, że kolory użyte do oznaczenia Pk są jakieś mocno nijakie i pewnie ta wczesna pora wyjazdu dały znać o sobie. Jest w pobliżu więc głupio byłoby go nie zaliczyć. Całość po szosach. Wiatr się wzmaga…, początkowo mamy go z tyłu, później już z boku, nie lubię czegoś takiego… , chwieje rowerem, chwieje mną… dojeżdżamy do wałów, chronią nas nieco przed wiatrem, tyle, że co z tego skoro teraz mielibyśmy go w plecy?
Jesteśmy na miejscu, jest urokliwe, ciekawe z kanałem łączącym Nogat i Wisłę… chwila na focenie i zjeżdżamy do namiotu przylampionowego… :)
Czuję, że siły mnie opuszczają, potrzebuję cukru, namawiam Darka na mały postój przy pierwszym napotkanym sklepie, no może nie pierwszym, w Sztumie, przez który pojedziemy. Coś jem, w zasadzie w tej chwili nie jestem w stanie przypomnieć sobie co to było… Resztki koli i jestem gotów do jazdy…
Kilka km przez las i jesteśmy w Sztumie, zamiast sklepu Darek zatrzymuje się przy jakimś lokalnym Fast Food-zie. Zamawiam Kebaba…, muszę coś zjeść, Darek zamawia jakąś kanapkę, ale wygląda podobnie do tego co sam jem… Muszę przyznać, że jest to dobre… Chwila rozmowy i… zaczepia nas jakiś przechodzień, pyta się o Harpagana o rajdy na orientację… Fajne :)
Pora jednak ruszyć 4 litery…, jedziemy zdobyć „4 – POSTOLIN – rozwidlenie dróg”, po raz kolejny po szosach, z odnalezieniem lampionu i namiotu nie mamy problemów, mijamy Postolin i kierujemy się na Mikołajki Pomorskie. Za nimi czeka na nas kolejny lampion „20 – MIKOŁAJKI – rozwidlenie dróg”. Jakieś mało oryginalne nazewnictwo, chociaż nie powinno mnie to dziwić po „drzewach” na Jesiennych Trudach :).
W Mikołajkach kolejny postój, tym razem przy sklepie, zakup Pepsi, Vervy i ciepłych Lionów… Możemy jechać dalej, nie mamy problemów z tym PK… jest nieźle… wjeżdżamy na główną drogę i jedziemy na „12 – ORKUSZ – rozwidlenie dróg” Spoglądając na okolice tego PK to nie będzie lekko. Dojeżdżamy do granicy lasu, są ścieżki, tyle, że jest ich całkiem sporo… kluczymy po bocznych dróżkach.. robimy rundę honorową, widzimy jak ktoś wyciąga samochód z jeziora czy innego bagna…
Za dużo tych ścieżek… , wracamy do punktu wyjścia, odmierzamy ponownie, i jesteśmy przy tej samej przecince w którą wcześniej wjechaliśmy…., więc to musi być ta.. wjeżdżamy w nią, spotykamy piechurów… zamieniamy 2 zdania i kierują nas we właściwe miejsce… tam gdzie topił się samochód, mamy odbić prawo… :).
Okazuje się, że przejechaliśmy obok PK w odległości może kilkunastu metrów…, był za pagórkiem. Ech…
Przynajmniej wiemy jak szybko wyjechać z tego miejsca i skierować się na Laskowice… i dalej na „16 - SZADOWSKI MŁYN – parking leśny”. Szybki fragment trasy, dojeżdżamy do rzeki, jest parking, jest młyn…, tylko punktu nie ma… Sprawdzamy mapę, sprawdzamy parking… i nie ma śladu po namiocie, po lampionie, na dokładkę Darkowi urwał się mapnik, w zasadzie to się postawił. Sprawdzamy czas zamknięcia tego PK, powinien tu być jeszcze przynajmniej 20 min… rozglądamy się, w końcu dzwonimy do bazy…, dostajemy informację, że punkt jest…. Czas upływa, postanawiamy odpuścić ten PK, jest już zbyt późno.., może po drodze zaliczymy jeszcze coś…, jak będzie chwila czasu.
Dzwoni telefon, to organizatorzy, oddzwaniają, okazuje się, że punkt został zamknięty 30 minut przed czasem. Ech…, niemniej mamy mieć go zaliczony. Straciliśmy tutaj sporo czasu, wyznaczamy najkrótszą drogę do Kwidzynia. Mamy przynajmniej 10km do mety. Niby niedużo…, ale musimy to zrobić w około 30-35 minut. Zaczyna się ściemniać, po drodze jeszcze na chwilę się zatrzymujemy, trzeba wyciągnąć czołówki… Chwilę później zapada zmrok… Wjeżdżamy na szosę… pędzimy, mijamy ścieżkę prowadzącą na PK1. Nawet nie myślimy aby go zdobywać…, tik, tak, tik, tak… zegar tyka… a my gdzieś w lesie…
Docieramy do rogatek Kwidzynia, teraz już tylko dotrzeć do mety, spoglądam na zegarek… 4 minuty…, masakra…, za dużo straciliśmy czasu na 16. Pędzimy przez miasto…, mijamy kolejne ronda, skrzyżowania… wpadamy na metę… są 3 minuty po czasie… Tracimy w sumie 4 punkty przeliczeniowe… ech… szkoda, ta 16-ka nie daje jednak spokoju…
Dotarliśmy do bazy, teraz oddać identyfikatory, wykąpać się, coś zjeść, porozmawiać ze znajomymi i odczekać na rozdanie statuetek. Po raz kolejny nikt nie zdobył wszystkich PK na trasie rowerowej 200km…, to znaczy że było ciężko… Może na wiosnę się uda? Na pocieszenie tombola okazuje się dla nas łaskawa… z nowymi gadgetami możemy wracać na Śląsk ;)
Trochę zabijamy te długie przeloty i ta mapa…, ale w końcu to Harpagan….
Poranek dnia 6-go…
Wieczorem w bazie© amiga
Jeszcze nieświadomi co nas czeka© amiga
Uzupełniamy elektrolity© amiga
Sobota…, zbieramy się, ostatnie przygotowania, śniadanie, odbieramy rowery z przechowalni… i jedziemy na pobliski stadion odebrać mapy. Trawa wyraźnie oszroniona, temperatura przy ziemi w okolicach -1. Później się dowiadujemy, że o 5:00 było -3. Dziwna sytuacja, w zasadzie nie ma odprawy, po prostu dostajemy mapy i w drogę.
Trochę przesadziłem, spoglądamy na mapę i… nie ma punktów, chwila…, odpalam czołówkę, zdecydowanie lepiej…, coś jednak widać… punkty rozsiane po sporym obszarze, tylko jak z tego zrobić pętlę? Jedno jest pewnie, nie przejedziemy całości, planujemy tylko pierwsze kilkanaście punktów, początkowo chcemy zaliczyć trzy PK po lewej stronie Wisły, kolejność 10, 9, 17, spoglądamy na ich wagi, warto tam jechać, później 6, 8, 14, 4, 20, 12, 16, 3, 15, 11 i tyle na początek, później będziemy korygować w miarę potrzeb…. Na mapie dodatkowo znajduje się informacja o czasach zamykania poszczególnych punktów i oczywiście ich wagi, od 1 do 5. Pojawia się jeszcze kilka problemy, po pierwsze skala 1:100000 z założenia będzie mało szczegółowa, po drugie już w trasie wiadomo, że mapy nie opierają się na najnowszych danych…
Pierwsze wyzwanie to wyjazd z miasta mamy się kierować z grubsza na północ i później odbić na zachód by dotrzeć do jedynego mostu na Wiśle. Ruszamy i jedziemy na południe, dobrze że niewiele przejechaliśmy…, zawracamy.
Jeszcze widać księżyc© amiga
Jednak poranne mgły już się podnoszą© amiga
Mała ilość szczegółów i jakieś inne oznaczenia dróg niż w rzeczywistości sprawiają początkowo problemy, jednak przy wyjeździe w końcu zwracamy większą uwagę na przydrożne tablice informacyjne. Droga dłuży się niesamowicie, ale czego możemy oczekiwać gdy dwadzieścia punktów jest do zaliczenia na 200km, średnio wychodzi PK co 10km.
Trafiamy na most na Wiśle, a przynajmniej tak się domyślamy, po poza pobliskimi pylonami i linami biegnącymi do i z nich nic więcej nie widać, mgła jest tak gęsta, że nawet rower ma problem aby przebić się przez nią… Czemu ten most jest tak długi?
Już w innym świecie© amiga
Jednak jest pięknie© amiga
Chociaż nie jest to takie oczywiste© amiga
W końcu jest drugi koniec, chyba trafiliśmy do innego świata, mgła gdzieś zniknęła, zza chmury wychyla się tarcza słoneczna…, pięknie to wygląda, odbijamy na Tymową,… chyba jedziemy dobrze przynajmniej tak wskazują znaki no i nie ma Jeleniej Góry :).
Ptaki już odleciały© amiga
W Jaźwiskach z jakiegoś gospodarstwa wyjeżdża 2 jeźdźców na koniach ubranych w kontusze.., faktycznie trafiliśmy do innego świata…
Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu© amiga
Jakiś km dalej drogowskazy pokazują nam drogę na Rzym 1km? Znowu się zagalopowaliśmy? To już nie pomyłka o 18km tylko o kilka tysięcy, tylko kiedy? Jakaś Rowerowa teleportacja? ;P
Jedziemy dalej jest jakiś znak na Tymową więc chyba nie ma tragedii, tylko nikt nam nie powiedział, że Tymowa jest za Rzymem… Długi podjazd, bardzo długi, prawie jak w górach…
Może kilometr dalej jeszcze większe zaskoczenie, wjeżdżamy do Betlejem, sprawdzam czy dalej jadę na rowerze, czy może to już osiołek…
Dzisiaj w Betlejem© amiga
Uff… jednak rower. Wpierw Włochy teraz Palestyna, podróż dookoła świata się szykuje. Może to nie był o 200km tylko 40000?
W końcu jest tymowo© amiga
Docieramy jednak do Tymowej… długa podróż za nami, pozostaje odszukać „PK 10 – TYMOWA - rozwidlenie dróg” wjeżdżamy w pierwszą przecinkę za kościołem i… błąd kierunek się nie do końca zgadza… zawracamy, wjeżdżamy w inną odchodząca bardziej na północ, też coś się nie zgadza, zawracamy.
Ekspozja jakaś?© amiga
Jednak to wstające słońce© amiga
Jedziemy nieco dalej… i jest właściwa ścieżka…, wyjeżdżają z niej bikerzy, więc powinna być to ta właściwa. Zjazd po terenie, po piachu, jest PK – „10 – TYMAWA – rozwidlenie dróg” i namiot z osobami pilnującymi lampionu… :)
Lekko przymglony krajobraz© amiga
Widać coraz mniej© amiga
Rejestrujemy się i zawracamy, znowu długi przelot, ponownie mijamy Betlejem, Rzym, na zjeździe słońce mnie oślepia, nic nie widzę, jadę na czuja, jak nietoperz kieruję się odgłosem jadącego przedmą Darka…. Zjeżdżamy w dół w mgłę…, jest ciężka zawiesista, widoczność zaledwie na kilka metrów… Skręcamy na drogę prowadzącą do Pólka… podjazd w terenie…, ale mgła po raz kolejny znika… świeci słońce jest pięknie :).
Docieramy do PK© amiga
Na górze..., nie ma mgieł :)© amiga
Rejestrujemy się na „9 – PÓLKO – izba leśna” i wracamy odszukać ostatni PK po tej stronie rzeki. Zjazd w dół i otacza nas gęste mleko… jeszcze kilka km i zbliżamy się, plątanina przecinek w terenie i nawalone wszystkim w okolicach punktu, z mapy niewiele wynika. Trochę kluczymy i trafiamy na namiot i lampion „17 – WIOSŁO – skrzyżowanie dróg”.
Jesienne klimaty© amiga
Znowu mgliście© amiga
Pod mostem© amiga
Niewiele widać i na dokładkę jest zimno© amiga
Pora wrócić na most, mgła nieco rzednie, widać nieco więcej, da się nawet zauważyć majaczące w dole koryto rzeki.
A jednak coś urzeka© amiga
W tych jesiennych klimatach© amiga
Wbijamy się na drogę prowadzącą do Janowa, szybki przelot asfaltami i docieramy do miejsca gdzie powinien być prom… Lampion i namiot widoczny z daleka, „6 – JANOWO – miejsce widokowe” zaliczony. Tyle, że tym razem zatrzymujemy się na chwilę, jakaś bułka, kola, chwila na focenie, nadjeżdża jakaś para zamieniamy z nimi kilka zdań… wspominają, że jadą na 18…
Znowu w lesie© amiga
Nareszcie widać Wisłę© amiga
Jeszcze trochę i mgła może zniknie?© amiga
Zakola rzeki© amiga
Ruszamy, tylko co oni z tą 18-ką, może się pomylili, bo my jedziemy na „8 – BRACHLEWO – stajnia leśna”. Wieje dość silny boczny wiatr…, w drodze korygujemy nieco trasę, jest krótszy wariant, a w tych warunkach i tej odległości, każdy km mniej ma znaczenie, mijamy wiadukt i skręcamy w prawo, odmierzamy ok 700m tyle, że przecinka jest nie pod tym kątem… coś się nie zgadza, sprawdzamy te wcześniejsze, późniejsze… wracamy do wiaduktu i jedziemy kawałek drogą której nie ma na mapie musiała powstać później, ale jest szeroka może tędy przebijamy się na PK, kluczymy, błądzimy, i d..a.
Zastanawiamy się czy nie odpuścić go…, ale jak znalazła go bierka wyjeżdżająca ze ścieżki którą wczesnej jechaliśmy to nie może to być trudne… ponownie odmierzamy 700m, jesteśmy przy tej samej przecince, kąt wjazdu się nie zgadza, ale jest szeroka… jedziemy nią… i trafiamy na PK. Masakra… straciliśmy sporo czasu…
Zawracamy, jedziemy przez Ryjewo, Borowy Młyn, szukamy przecinki, jest jedziemy, tylko czemu droga zmieniła kierunek z zachodniego na północny? Pora zawrócić, pora skorygować trasę, co jest nie tak? Po raz kolejny nie tak pojechaliśmy… tylko czemu? Odległości z grubsza się zgadzały…
Zawracamy docieramy do wcześniejszej przecinki którą pominęliśmy bo.. była za wcześnie i pod niewłaściwym kątem. Wjeżdżamy w nią… i docieramy do kolejnej przecinki prowadzącej w okolice zabudowań zaznaczonych na mapie, przynajmniej wiemy gdzie jesteśmy, tym razem już nie ma problemów… „14 – BOROWY MŁYN – droga leśna” zaliczony.
Darek zauważa jednak jeden szczegół…, na mapie jest punkt którego nie zauważyliśmy rano, to „18 – BIAŁA GÓRA – parking leśny”, to efekt tego, że kolory użyte do oznaczenia Pk są jakieś mocno nijakie i pewnie ta wczesna pora wyjazdu dały znać o sobie. Jest w pobliżu więc głupio byłoby go nie zaliczyć. Całość po szosach. Wiatr się wzmaga…, początkowo mamy go z tyłu, później już z boku, nie lubię czegoś takiego… , chwieje rowerem, chwieje mną… dojeżdżamy do wałów, chronią nas nieco przed wiatrem, tyle, że co z tego skoro teraz mielibyśmy go w plecy?
W końcu się rozpogodziło© amiga
Niesamowite miejsce© amiga
Śluza pomiędzy Wisłą, a Nogatem© amiga
Jesteśmy na miejscu, jest urokliwe, ciekawe z kanałem łączącym Nogat i Wisłę… chwila na focenie i zjeżdżamy do namiotu przylampionowego… :)
Czuję, że siły mnie opuszczają, potrzebuję cukru, namawiam Darka na mały postój przy pierwszym napotkanym sklepie, no może nie pierwszym, w Sztumie, przez który pojedziemy. Coś jem, w zasadzie w tej chwili nie jestem w stanie przypomnieć sobie co to było… Resztki koli i jestem gotów do jazdy…
Kilka km przez las i jesteśmy w Sztumie, zamiast sklepu Darek zatrzymuje się przy jakimś lokalnym Fast Food-zie. Zamawiam Kebaba…, muszę coś zjeść, Darek zamawia jakąś kanapkę, ale wygląda podobnie do tego co sam jem… Muszę przyznać, że jest to dobre… Chwila rozmowy i… zaczepia nas jakiś przechodzień, pyta się o Harpagana o rajdy na orientację… Fajne :)
...kebab w cienkim cieście po nocach mi się śni© amiga
Chwila odpoczynku© amiga
Pomnik przykebabowy© amiga
Pora jednak ruszyć 4 litery…, jedziemy zdobyć „4 – POSTOLIN – rozwidlenie dróg”, po raz kolejny po szosach, z odnalezieniem lampionu i namiotu nie mamy problemów, mijamy Postolin i kierujemy się na Mikołajki Pomorskie. Za nimi czeka na nas kolejny lampion „20 – MIKOŁAJKI – rozwidlenie dróg”. Jakieś mało oryginalne nazewnictwo, chociaż nie powinno mnie to dziwić po „drzewach” na Jesiennych Trudach :).
W Mikołajkach kolejny postój, tym razem przy sklepie, zakup Pepsi, Vervy i ciepłych Lionów… Możemy jechać dalej, nie mamy problemów z tym PK… jest nieźle… wjeżdżamy na główną drogę i jedziemy na „12 – ORKUSZ – rozwidlenie dróg” Spoglądając na okolice tego PK to nie będzie lekko. Dojeżdżamy do granicy lasu, są ścieżki, tyle, że jest ich całkiem sporo… kluczymy po bocznych dróżkach.. robimy rundę honorową, widzimy jak ktoś wyciąga samochód z jeziora czy innego bagna…
Za dużo tych ścieżek… , wracamy do punktu wyjścia, odmierzamy ponownie, i jesteśmy przy tej samej przecince w którą wcześniej wjechaliśmy…., więc to musi być ta.. wjeżdżamy w nią, spotykamy piechurów… zamieniamy 2 zdania i kierują nas we właściwe miejsce… tam gdzie topił się samochód, mamy odbić prawo… :).
Okazuje się, że przejechaliśmy obok PK w odległości może kilkunastu metrów…, był za pagórkiem. Ech…
Przynajmniej wiemy jak szybko wyjechać z tego miejsca i skierować się na Laskowice… i dalej na „16 - SZADOWSKI MŁYN – parking leśny”. Szybki fragment trasy, dojeżdżamy do rzeki, jest parking, jest młyn…, tylko punktu nie ma… Sprawdzamy mapę, sprawdzamy parking… i nie ma śladu po namiocie, po lampionie, na dokładkę Darkowi urwał się mapnik, w zasadzie to się postawił. Sprawdzamy czas zamknięcia tego PK, powinien tu być jeszcze przynajmniej 20 min… rozglądamy się, w końcu dzwonimy do bazy…, dostajemy informację, że punkt jest…. Czas upływa, postanawiamy odpuścić ten PK, jest już zbyt późno.., może po drodze zaliczymy jeszcze coś…, jak będzie chwila czasu.
Dzwoni telefon, to organizatorzy, oddzwaniają, okazuje się, że punkt został zamknięty 30 minut przed czasem. Ech…, niemniej mamy mieć go zaliczony. Straciliśmy tutaj sporo czasu, wyznaczamy najkrótszą drogę do Kwidzynia. Mamy przynajmniej 10km do mety. Niby niedużo…, ale musimy to zrobić w około 30-35 minut. Zaczyna się ściemniać, po drodze jeszcze na chwilę się zatrzymujemy, trzeba wyciągnąć czołówki… Chwilę później zapada zmrok… Wjeżdżamy na szosę… pędzimy, mijamy ścieżkę prowadzącą na PK1. Nawet nie myślimy aby go zdobywać…, tik, tak, tik, tak… zegar tyka… a my gdzieś w lesie…
Docieramy do rogatek Kwidzynia, teraz już tylko dotrzeć do mety, spoglądam na zegarek… 4 minuty…, masakra…, za dużo straciliśmy czasu na 16. Pędzimy przez miasto…, mijamy kolejne ronda, skrzyżowania… wpadamy na metę… są 3 minuty po czasie… Tracimy w sumie 4 punkty przeliczeniowe… ech… szkoda, ta 16-ka nie daje jednak spokoju…
Statuetki? już czekają© amiga
Wygrałem coś... hurra© amiga
Dotarliśmy do bazy, teraz oddać identyfikatory, wykąpać się, coś zjeść, porozmawiać ze znajomymi i odczekać na rozdanie statuetek. Po raz kolejny nikt nie zdobył wszystkich PK na trasie rowerowej 200km…, to znaczy że było ciężko… Może na wiosnę się uda? Na pocieszenie tombola okazuje się dla nas łaskawa… z nowymi gadgetami możemy wracać na Śląsk ;)
Trochę zabijamy te długie przeloty i ta mapa…, ale w końcu to Harpagan….
Droga powrotna© amiga