Mistrzowie Zabrza
Niedziela, 5 godzin snu, po 170km, czuję ten dystans, dziwne, nie byłem tak zmęczony po Kaletach, czy innych dłuższych dystansach..., chyba czuję się podobnie jak po Transjurze...
Zbieramy się i pora ruszyć z Igorem i Wiktorem na mistrzostwa Zabrza, Pogoda idealna, jest pięknie, nic tylko jechać. Zastanawiam się czy jednak nie wystartować, ale... nie... wypijam za to hektolitry wszelkiego rodzaju napojów...
Igorek na starcie© amiga
W końcu przyszła chwila na start, pierwszy jedzie Igor, i jak przystało na obrońcę tytułu na metę wpada jako pierwszy, pozostawiając konkurencję w tyle, pomimo łapania zająca gdzieś na błotnym kawałku.
Godzinę później startuje Wiku na pożyczonym rowerze
Wiku na 29" - musi być dobrze© amiga
sytuacja nieco podobna, rower grzęźnie gdzieś na trasie w błotnej dziurze, ale nie poddaje się i wpada na metę jako trzeci..., jest pudło ;)
Wracamy na chwilę na Helenkę, z Darkiem mamy jeszcze parę spraw do załatwienia, do przedyskutowania, wracamy około 15:30 na uroczystość koronacji
Koronacja na mistrza Zabrza© amiga
I kolejne pudło :)© amiga
na miejscu spotykam Devilka i MonsteR-a, chwilę rozmawiamy, pierwotnie myślę o powrocie z nimi do Katowic, jednak później zmieniam plany i wraz z Darkiem jedziemy do Aldi w centrum Zabrza po lampki. Są niezłe i ta cena :)
W końcu rozstajemy się i lecę solo do domu, zaczyna padać, zaczyna lać..., ponad 20km jadę w ulewie, jako, że rower i tak jest brudny postanawiam pojechać po terenie ;) Już w Katowicach i rower i ja jesteśmy maksymalnie ubrudzeni. Będę musiał go jednak umyć ;)