Wpisy archiwalne w kategorii

Rajdy/Maratony

Dystans całkowity:5321.92 km (w terenie 2034.00 km; 38.22%)
Czas w ruchu:326:41
Średnia prędkość:16.29 km/h
Maksymalna prędkość:63.76 km/h
Suma podjazdów:43995 m
Maks. tętno maksymalne:228 (123 %)
Maks. tętno średnie:141 (76 %)
Suma kalorii:273139 kcal
Liczba aktywności:58
Średnio na aktywność:91.76 km i 5h 37m
Więcej statystyk

Izerska Wielka Wyrypa 2013

Sobota, 17 sierpnia 2013 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Lombard - Przeżyj to sam


Wstajemy z Darkiem bardzo wcześnie, jest coś po 3:00, zaczynamy się zbierać, musimy dojechać do bazy Izerskiej Wielkiej Wyrypy mieszczącej się w Lwówku Śląskim. Niby niedaleko, od Borowic ok 50km... ale... na miejscu jeszcze parę spraw jest do zrobienia, przykręcenie mapników, przygotowanie rowerów, przebranie się itp.
Od początku było dla nas jasne, że nie będzie lekko... 150km po pogórzu Izerskim przy ponad 2km przewyższeń jakie zaplanowali organizatorzy nie napawa optymizmem, na dokładkę prognozy mówią coś o 30 stopniach.

Na starcie - odprawa © amiga


Jesteśmy już na miejscu, rowery przygotowane, my też, zaczyna się odprawa..., dostajemy mapę..., a w zasadzie mapkę 5 na 5 centymetrów... na której zaznaczone są 3punkty. Pierwszy to start/meta dwa pozostałe to miejsca gdzie mamy dostać mapy jeden z punktów dla mapy wschodniej a drugi dla zachodniej pętli. Z grubsza ma wyglądać to tak, że wybieramy jeden z kierunków odbieramy mapy, „robimy” pierwszą pętlę wracamy do bazy dostajemy drugą mapę i „robimy” drugą pętlę.

Jakaś mała ta mapka © amiga


Oj będzie się działo...
Wybieramy wschodnią pętlę jako pierwszą, i tak nie wiemy co czeka nas na jednej i drugiej, więc wybór czysto losowy...., z pozytywnych rzeczy już na dzień dobry peleton się rozbija na małe grupki czy pojedyncze osoby...., nie będzie pociągów, tłumów pędzących od PK do PK. Może kilka pierwszych punktów będzie w towarzystwie ale nie spodziewam się aby to trwało długo, trasę można wykreślić na kilka sposobów....

Pętla Wschodnia

Spoglądamy na mapę..., siadamy, nie będzie lekko...., mało dróg, sporo tereny i cała okolica usiana kropkami z wartościami, 254, 259, 333, 285, 330, 445.... itd... . W końcu ruszamy mamy wykreśloną całą pętlę.... Ruszamy

03 – Zagłębienie terenu u podnóża skał

Punkt umieszczony na zielonym szlaku, więc nie powinno być większego problemu, po drodze jest do pokonania miejsce oznaczone jako szczególnie niebezpieczne, skarpa kilkudziesięciometrowa, trzeba uważać, ale podjeżdżamy od południa, więc pniemy się mozolnie pod górkę, o jeździe w zasadzie nie ma mowy..., trzeba podprowadzić..., licznym zakręty pierwszy, drugi... PK powinien być poniżej... szukamy i nie ma... spoglądamy na mapę... chyba oznaczenie szlaku zakryło część przecinki... to nie to miejsce.... sugerując się oznaczeniem miejsca „szczególnie niebezpiecznego”, docieramy do właściwego zakrętu, odnajdujemy lampion i ruszamy dalej...

02 – Ruiny od północy

Ruiny kościoła © amiga


Powinno być prosto, stosunkowo długi przelot po szosach, więc powinniśmy dotrzeć dość szybko, coś jednak idzie nie tak przestrzeliwujemy lasek... szukamy PK w kolejnym lasku jakieś 300-400m dalej.... nogi poharatane przez jeżyny a PK nie ma... :(. Kolejny raz analizujemy mapy, chyba się zagalopowaliśmy, wracamy, tym razem bezbłędnie.., nie wiem czemu ale szukałem ruin zamku...., jakieś takie naturalne było dla mnie zawsze, że jeżeli mówimy o ruinach to musi być zamek, a tutaj niespodzianka.... to kościół..., musiał być kiedyś piękny...., dziurkujemy karty i pora na

01 – Przepust

Kolejny zniszczony kościół © amiga


Droga niestety trochę dookoła, brak jakichkolwiek przecinek na wprost, trzeba to jednak zaliczyć, sporo szutrów, ale docieramy na miejsce, chwila szukania i... jest..., budowniczy nieźle się postarał ukrywając lampion..., z drogi nie było go widać, ukryty w gęstych krzakach tuż przy przepuście pod drogą... Na kartach pojawiają się kolejne dziurki....

05 – Cypel lasu
Ruszamy i... spada mi łańcuch..., zakładam, ruszam i... czuję, że coś jest nie tak... łańcuch przeskakuje od czasu do czasu... znam to..., na 100% skrzywione jest ogniwo...jednak nie zatrzymuje się, szkoda czasu, zrobimy sobie krótką przerwę przy jakimś sklepie, jak będzie otwarty. Tak też się dzieje, Darek udaje się na zakupy, po kolę i drożdżówki, a ja usuwam uszkodzone ogniwo zastępując je spinką.
Wychodzi Darek z informacją, że drożdżówek nie ma, ale jakimś cudem podjeżdża obwoźny kram oferujący to czego nie dostaliśmy w sklepie, krótka wymiana zdań i okazuje się, że drożdżówek nie ma ale są słodkie chałki nadziewane..., hmm... jak zwał tak zwał... niemniej pycha.... Straciliśmy już sporo czasu, trzeba się sprężyć...., docieramy do PK, trochę nie zgadzają się chwilami przecinki ale kierunek jest właściwy i bez większego problemu odnajdujemy interesujący nas lampion.
Czas na

04 – Skraj polany od północy
Punkt dość blisko, wydaje się, że nie powinien nam sprawić problemów, a jednak już na miejscu okazuje się, że w w okolicy jest kilka polan, a ta której szukamy jest nieco wyżej.... oddalona od drogi... Po raz kolejny okazuje się, że na tym rajdzie trzeba bardzo dokładnie mierzyć odległości.
Koniec marudzenia, ruszamy na

10 – Skrzyżowanie ścieżek
Większość drogi banalna, jednak później nie zgadzają nam się przecinki, jest ich za dużo..., są nie w tych miejscach..., profilaktycznie jadę sprawdzić czy za ok 200m za zakrętem jest droga i... jest... sprawdzam jeszcze raz mapę i chyba mamy właściwą przecinkę, wjeżdżamy w nią..., najwyżej nadrobimy 1.5 km i sprawdzimy drugą wcześniejszą przecinkę, jeżeli ta okaże się błędna.., okazuje się, że jednak nie ma błędu, docieramy na PK, podbijamy karty i pędzimy na

06 – Granica kultur – 50m od ścieżki
Strasznie nie lubię takiego opisu punktu, może oznaczać dokładnie wszystko... i.... nic. Początek szosą, później leśną drogą i zaczynamy szukać PK... Popełniamy błąd sugerujemy się opisem 50m od ścieżki, tyle, że jesteśmy na skrzyżowaniu i liczymy 50 m od każdej ze ścieżek, przeczesujemy teren i nic..., w końcu Darek decyduje się na tel do organizatorów..., PK jest jesteśmy gdzieś blisko..., tylko co zrobiliśmy źle? Spoglądam jeszcze raz na mapę... i już wiem... 50 m jest od ścieżki prowadzącej ze wschodu na zachód... a nie od tej północ-południe... głupi błąd, kosztował nas sporo czasu... Koniec z amatorką, pora mierzyć wszystkie odległości...

11 – Przepust

Kolejny przepust © amiga


Drugi punkt z takim opisem, tyle, że już wiemy iż budowniczy dołożył wszelkich starań aby nam nie ułatwić odnalezienia punktów..., jednak tym razem idzie nam zdecydowanie prościej, nie popełniamy błędu, w zasadzie trafiamy w krzaki gdzie ma być PK i tam jest.... odbijamy karty, ruszamy na

13 – Wąwóz przy drodze
Czeka nas bardzo długi przelot, na dokładkę po drodze widzimy kilka szczytów po obu stronach drogi, 304, 3019, 335, 323, 331, 355, 405..., nie będzie lekko i tak też jest w rzeczywistości, końcówka to przedzieranie się wąską ścieżynką, z 2 metrowymi pokrzywami po obu stronach..., ale PK odnaleziony, jeszcze krótkie podejście na szczyt, ścieżka robi się szersza pokrzywy jakby rzadsze, możemy jechać dalej... na

16 – Ambona
Pięknie tutaj © amiga

Punkt jest dość mocno oddalony, z czasem też jesteśmy w plecy, dzisiaj nie zaliczymy wszystkich punktów, tego jesteśmy pewni... więc odpuszczamy.. jedziemy na

15 – Przy ratuszu (BUFET)

Bufet na PK 15 © amiga


we Wleniu, na szczęście większość szosami, na rynku w końcu możemy chwilę odpocząć, uzupełniamy zapasy, w sklepie kupujemy ADHD (energetyk) , lody a w bufecie korzystamy z wody, bananów, ciastek, drożdżówek, arbuzów...m dowiadujemy się, że część osób zrezygnowała, jest za ciepło... upał zaczął zabijać... gdy wyjeżdżaliśmy na trasę było 9 stopni, teraz termometr pokazuje 36...,

Pusto tutaj © amiga


14 – Na skarpie – 50m od ścieżki
W końcu ruszamy kierujemy się powoli na metę... po drodze jednak zaliczymy jeszcze kilka PK będących po drodze, a 14 wydaje się niezbyt skomplikowana, przynajmniej na mapie, w rzeczywistości, jest to całkiem spora wspinaczka gdzie po lewej mamy skarpę a po lewej urwisko.... PK ma być po lewej stronie w pobliżu skałek... chwilę jedziemy we 4-kę z bikerami którzy też zaczęli drugą część pętli od tej strony... chwila poszukiwań i lampion odnaleziony..., ale łażenie po skarpie mocno nas wykończyło... Zjeżdżamy do Marczowa początkowo chcieliśmy jechać na

12 – Na szczycie
ale, patrząc na poziomice i ścieżki na mapie odpuszczamy, szkoda czasu... ruszamy od razy na

09 – Na ścieżce
Długi przelot, po szosach i ścieżkach leśnych, końcówka to wąskie ścieżynki ale PK odnaleziony bez żadnych problemów, obok jest

07 – Dół przy drodze
więc głupio go nie zaliczyć...
Kilka min później jesteśmy na miejscu, podbijamy karty i jedziemy dalej na

08 – Skałka
Przy czym jeżeli podjazd będzie jakiś hardcorowy to z założenia odpuszczamy, wjazd od północy wydaje się paskudny, raczej wygląda na podejście, niż podjazd, szkoda czasu.
Odpuszczamy i wracamy do bazy

Przepak
Oddajemy karty z pętli wschodniej, jemy w bufecie, Darek makaron z mięsem ja pierogi z mięsem, zamieniamy kilka zdań ze znajomymi i chyba pora ruszyć na drugą pętlę...

Pętla zachodnia

Standardowo siadamy, ale wykreślamy tylko część trasy, wiemy że czasu jest mało, więc nie zaznaczamy pełnej pętli, tylko kilka PK i kierujemy się na Wleń..., o drodze mamy do zaliczenia kilka PK. Zaczynamy od

03 – W wyrobisku
Dojeżdżamy do Mojesza piękną rowerówką w zasadzie to chyba autostrada rowerowa, ech gdyby wszędzie tak wyglądały DDR-y... marzenia... szeroki asfalt, oddzielony od szosy pasem zieleni... Skręcamy na szutrem prowadzący do Dębowego Gaju, dogania nas jakaś tubylcza młodzież ciesząc się, że przegonili kolarzy..., tyle, że dzisiaj nie mam ochoty na ściganie się, a może mam... zaczyna się delikatny podjazd, chłopaki zaczynają pękać..., więc przyspieszam :)wkrótce skręcamy w interesującą nas przecinkę i odnajdujemy wyrobisko i lampion... jest nieźle PK znaleziony w niezłym czasie..., ruszamy na

07 – Drzewo przy drodze
Kolejny długi przelot, w większości po szutrze i szosach, drzewo ciężko pominąć jadąc od północy, lampion widać z dobrych 200m, tyle, że po drodze długi podjazd..., teraz czeka nas zjazd i ruszamy na

09 – Ruiny

Kolejne ruiny dzisiaj © amiga


Wygląda to niegroźnie, jednak ostatnie 150-200m to spacer pod górkę, nie ma mowy o jakiejkolwiek jeździe, spore przewyższenie, ścieżka ma 20-30cm, po jednej stronie górka, po drugiej wąwóz. Za to po drodze mijam sporą grupę piechurów. Dość szybko dziurki znajdują się na naszych kartach i możemy lecieć na

13 – Przy ratuszu (BUFET)
Drug raz we Wleniu... drugi raz w tym samym sklepie, kupuję ADHD wiem, że jest pijalnie i nie tak słodkie jak inne energetyki, po raz kolejny konsumujemy ile się da, uzupełniamy bidony i... zastanawiamy się jeszcze nad 2 PK OS-u, ale patrząc na mapę w skali 1:15000 widać, że stracimy na nie sporo czasu błądząc po okolicy..., odpuszczamy
OS1 – Podnóże skały od północy
OS2 – Skała
i ruszamy na

14 – Skraj zagajnika

Wyjeżdżamy z lasu © amiga


Wygląda niewinnie, jednak w rzeczywiści natykamy się na kilkukilometrowy podjazd do Klecza, tam na skrzyżowaniu zastanawiamy się nad wyborem drogi, do PK możemy podjechać z 2 stron... wybieramy nieco dłuższą drogę, ale za to usianą nieco rzadziej poziomicami..., kolejne 2km po górkę... nachylenie krąży w okolicach 6-9%, nie ma lekko... Docieramy do PK, podbijamy karty i zjeżdżamy z drugą drogą, okazuje się, że nasz wcześniejszy wybór podjazdu był właściwy..., tutaj sporo kamoli, terenu, i sporo większe nachylenie. Na szczęście zjeżdżamy i lecimy na

Okolice PK14 © amiga


10 – Nad stawem
Początkowo jest nieźle, co prawda jest podjazd, później robi się całkiem stromo, ścieżka gdzieś ginie, ktoś ogrodził teren i.... musimy się nieco wrócić odbić w inną ścieżkę i nieco nadrabiając dookoła wrócić z drugiej strony płotu na właściwą ścieżkę... Zaczynamy odmierzać, liczyć przecinki i trochę na czuja wjeżdżamy w tą właściwą... podbijamy karty i odpuszczamy

12 – W wyrobisku (od północy)
jest zbyt oddalona, a czasu mało, kierujemy się powoli do mety, po drodze może zaliczymy jeszcze ze 2-3 punkty..., zobaczymy... Ruszamy dalej i spotykamy znajomych jadących w tym samym kierunku.... coś każe nam jechać za nimi i odbijamy na

Dzień powoli się kończy © amiga


06 – Strumień – 20m w górę od drogi
kolejny raz teren, kolejny raz pod górkę, docieramy do strumienia i natykamy się na pieszych którzy wskazują nam miejsce umieszczenia PK..., niedaleko jest

05 – Paśnik
więc jedziemy w tym kierunku, tym bardziej, że jest po drodze do mety, tyle, że z mapy wynika iż całość będzie po terenie... Zaczyna się ściemniać, pora odpalić lampki, czołówki.... jedziemy ścieżkami, koleinami, nieprzyjemna droga, dojeżdżamy do miejsca gdzie spodziewamy się paśnika i.... nie ma go..., przeszukujemy okolicę... ale spoglądamy na zegarki... chyba nie warto spędzać tutaj zbyt wiele czasu, metę zamykają za ok 40 minut... do mety niby niedaleko, ale ścieżka jest na tyle paskudna, że chwilami nie ma mowy o jeździe wśród metrowych traw. Z założenia odpuszczamy
08 – W wąwozie – 5m od drogi
04 – Róg płotu
02 – Na wale – 50m od ścieżki
01 – Ruiny – od północy
i kierujemy się do Lwówka Śląskiego... na dotarcie do przejezdnej ścieżki tracimy dobre kilkanaście minut... skręcamy na wschód, chcemy wyjechać na drogę 297, wkrótce ją osiągamy i lecimy na mety, jesteśmy tuż przed jej zamknięciem... uff...

Meta
Dowieźliśmy w sumie 20PK. Z kompletem na metę dojechały tylko 4 osoby..., już samo to wskazuje, że lekko nie było... Suma przewyższeń na naszej trasie to ponad 1.7km... gratulacje należą się wszystkim którzy to przetrwali przy temperaturach od 9-36 stopni..., a swoją drogą piękny teren, piękna okolica... taką jedną 2 górki z chęcią zabrałbym ze sobą do Katowic, szczególnie tą od Wlenia do PK14.... na drugiej pętli ;)

Zamek to czy nie zamek? © amiga

Uphill Śnieżka 2013

Niedziela, 11 sierpnia 2013 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Sofa - Hardkor I Disko


Minęły 2 dni od przyjazdu w okolice Karpacza, wczoraj zupełny luz, bez roweru, jedynie krótki wypad po okolicy, coś zwiedzić, coś zobaczyć, a dzisiaj.... dzisiaj czeka mnie/nas, bo w końcu jedziemy z Darkiem, uphill na Śnieżkę. Nie wiem jak będzie, wiem jedno, czuję jeszcze efekt piątkowego dojazdu, jeszcze nie odpocząłem, a czeka mnie 14km pod górkę....

W bazie Uphillu © amiga


Wyjeżdżamy dość wcześnie odstawiamy rodzinę Darka na czerwony szlak z misją dotarcia na szczyt przed nami :), a sami kierujemy się na miejsce startu. Już na miejscu chwila na przygotowanie, jednak pierwsza myśl, to... mam ochotę na coś do zjedzenia..., kieruję się na najbliższego sklepu, jest żabka :), szybkie zakupu i wracam, wychodząc trafiam na qmpla z pracy Maćka..., przyjechał tutaj dokładnie w tym samym celu, najechać na Śnieżkę, już się rozgrzewa, a ja, a my jeszcze w lesie... Chwila rozmowy i uciekam, trzeba przygotować rower, siebie... i chociaż kawałek się przejechać...

Chwila przed startem © amiga


Udaje się rzejechać ok 4km..., pora wrócić na start..., dochodzi godzina S..., ruszamy, początkowo pilotowani przez samochód dojeżdżamy do centrum Kapracza, pod Bachusa, otrzymujemy ostatnie namaszczenie i możemy ruszać..., 14km walki z samym sobą.

Wiem, że początek jest dość spokojny po asfalcie, wiem jednak, że od Wangu zacznie się droga krzyżowa. Więc nie wygłupiam się, nie cisnę, to nie czas na śmierć już na początku.

Dojeżdżamy do Wangu, teraz ostro pod górkę, nierówno ułożone kamienie granitowe zabijają, sporo osób zsiada z rowerów, kawałek dalej dołączam do nich..., czuję, że to nie jest mój dzień, przegiąłem w piątek...

Pięknie tutaj © amiga


W końcu to ma być podjazd a nie podejście, po kilkunastu krokach wsiadam na rower i jadę dalej, podjazd wysysa wszystkie siły, nierównomierne podskoki bike-a na wertepach wybujają z rytmu, szukam czegoś bardziej płaskiego, staram się wyszukiwać chociaż kilku cm gładkiej powierzchni, jest tego niewiele i zawsze w końcu trafiam na kamień, lub rowek pomiędzy nimi...., męczy nie to...

Zbliżamy się do Strzechy Akademickiej, walczę z samym sobą, walka jest nierówna, pot leje się ze mnie gęsto..., chwila odpoczynku, uzupełnienie płynów..., mało, ale trzeba ruszać, czas ma znaczenie..., ciężki podjazd, masakra....

Kamienisty podjazd © amiga


Zbliżam się do Domu Śląskiego, chwila odpoczynku, delikatny zjazd, tego było mi potrzeba, jednak.... wiem że za chwilę zacznie się kolejny morderczy odcinek... ostatni odjazd, ostatni kilometr...

Jeszcze walczę © amiga


Prędkość spada do ok 6-7km/h, droga pnie się w górę, mijam bikerów, za chwilę sytuacja odwraca się... i tak aż do samego szczytu, wszyscy walczą, zostało ok 200m, natykam się na [http://igor03.bikestats.pl]Igorka[/url], kawałek dalej na [http://anetka.bikestats.pl]Anetkę[/url] i na końcu [http://wrk97.bikestats.pl]Wiktora[/url]. Ostatnie 50m jest strome..., w końcu odpuszczam, prędkość spada do 4-5km/h – szybciej chodzę... więc..., cóż...

Walka do ostatniej chwili © amiga


Jestem na mecie, dostaję pamiątkowy medal, coś do zjedzenia i... idę się przebrać, ubranie całe przemoczone.... jakbym pływał a nie jechał na rowerze...

Darek jedzie do końca © amiga


Chwilę odpoczywam, dociera Darek, rozmawiamy, wymieniamy się wrażeniami, dostajemy sms-y z czasami i... szok, prawie identyczne jak w zeszłym roku... hmmm.... wydawało mi się że jest gorzej niż rok temu, dalej odczuwam skutki dojazdu do Karpacza..., zresztą pierwsze 30 minut potrzebowałem na przyzwyczajenie mięśni do wytężonej pracy do pchania roweru pod górke...

Obowiązkowa fota na szczycie © amiga


Kilkoro nas tutaj dotarło © amiga


Niemniej zadowolony jestem, że dotarłem, że udało się wjechać, mam też nauczkę na przyszły rok..., nie przeginać przed uphillem ;). Swoją drogą, widoki warte są każdego wysiłku..., w końcu to tylko 1:37 godziny ;)

Widoki zapierają dech © amiga


Widoki rekompensują wszystko © amiga


Pozostał zjazd, w zaszłym roku czułem, że jest chyba gorszy niż podjazd, te 10km kamoli do pokonania...., dojeżdżając do asfaltu słychać odgłosy ulgi z każdej strony..., chyba wszyscy mają dość.

Już na zjeździe © amiga


Dekoracja kategorii +100 © amiga

rajd* - My jedziemy po was w necie, Tak społecznie i za darmo

Sobota, 3 sierpnia 2013 · Komentarze(15)
Uczestnicy
STRACHY NA LACHY - I can't get no gratisfaction



*nazwa rajdu jest kalamburą do ew. odgadnięcia:
Nazwa jest 2 wyrazowa.
1. wyraz…
Przymiotnik utworzony na nazwy długowiecznego drzewa (może być szypułkowy lub bezszypułkowy)
2. wyraz…
To pierwszy człon nazwy luksusowego pociągu pasażerskiego, który kursował z Paryża do Konstantynopola (Stambułu)



Sobota wcześnie rano.
Ostatnie przygotowania i... wychodzę, pora ruszyć do Dąbrowy Górniczej na rajd*, impreza zapowiada się ciekawie, wyjątkowo z Darkiem mam się spotkać już na miejscu. Do bazy mam ok 30 km, specjalnie nie zastanawiam się nad trasą, z założenia pojadę szosami (oczywiście rowerem), tutaj liczy się czas... W skrócie Ochojec, Giszowiec, Mysłowice, Sosnowiec na całej długości i w końcu Dąbrowa Górnicza, tuż za dworcem PKP dogania mnie Kiri. Nawet mi to pasuje, nie muszę zastanawiać się nad trasą, ostatni raz na Pogoriach byłem ponad rok temu, więc końcówka miała być na czuja, azymut...itp. W międzyczasie udaje nam się chwilę porozmawiać..., kilka min później dojeżdżamy już do bazy.

W bazie rajdu © amiga


Na miejscu sporo znajomych m.inn: Tadzik1963, Dynio, Mandraghora (Zdezorientowani), Gak, GhostBikers-i, Noibasta, T0mas82, Kosma100 i pewnie wielu innych, którzy gdzieś przemknęli, z którymi udało lub nie zamienić kilka słów... . Czas do odprawy minął szybko i... zaczęło się...

Niezły numer © amiga


Odprawa delikatnie opóźniona z przyczyn technicznych... ? Zdarza się...

Kosma zaczyna tłumaczyć trasę, opisy, stara się przekazać jak najwięcej, ale w sposób tak chaotyczni i nieścisły, że w efekcie nikt nic nie wie... kolejna próba i jest ciut lepiej zaczynamy powoli łapać co autor ma na myśli.

W skrócie na mapach jest umieszczonych 10 punktów stałych, którymi są wbite w ziemię paliki z perforatorami, dodatkowo na trasie Giga znajduje się dodatkowych 11 punktów, które są umieszczone na mapkach przyczepionych do pięciu drzew w pobliżu, należy je samodzielnie nanieść na mapę..., dodatkowo pada informacja o istnieniu kilku punktów stowarzyszonych, tyle, że organizatorzy nie wiedzą ile ich rozwieźli (brawo) ;P, bo jak tłumaczą robili to w nocy???

W końcu następuje chwila rozłożenia map, prośba o ustawienie się w w dwuszeregu, po dwóch stronach...., Tomek walczy z mapami, a Monika wprowadza dodatkowy chaos informując, że dla trasy trasy pieszej i rekreacyjnej dodatkowe PK znajdują się na PK02..., zakazane drogi to S1 i 94 (to raczej standardowa informacja na maratonach, takie trasy są faktycznie niebezpieczne dla rowerzystów i pieszych). Dowiadujemy się też o zmianie opisu jednego z punktów, „to nie jest krzyż tylko drzewo”... spoglądamy na kartę z opisem punktów i przy 20 jest skreślona informacja o Krzyżu i dopisane odręcznie drzewo, pewnie więc o to chodzi.
Kolejna informacja: na lampionach znajdują się w razie czego kody gdyby ktoś ukradł perforator, w sumie dobre rozwiązanie... i o tym, że niektóre PK będą rozstawiane po starcie... (Oj....).

Dodatkowe PK do naniesienia na mapy © amiga


W końcu następuje chwila odkrycia położonych przed nami map..., jest dziesięć PK, podchodzimy do jednego z drzew i przerysowujemy punkty, tyle, że jest ich... 5 – miało być 11? Hmmm.. zaczynamy się domyślać, że pozostałe 6 to pewnie te na PK02, ruszamy na ten punkt, innej opcji nie ma. Na szczęście to niedaleko i nie zaburzy nam to specjalnie planów. W ciągu kilku minut znajdujemy się na miejscu i nanosimy na nasze mapy kolejne 6 punktów. Siadamy wygodnie na betonie i zaczynamy kreślić trasę.

Na PK02 również niespodzianka © amiga


W telegraficznym skrócie trasa ma przebiegać w następujący sposób: PK02 (na nim jesteśmy), PK18, PK12, PK04, PK11, PK03, PK15, PK05, PK06, PK21, PK09, PK07, PK08, PK10, PK14, PK20, PK17, PK16, PK19, PK13, PK01.

Ruszamy na PK18, długi przelot wzdłuż Pogorii IV, dojeżdżamy do krzyża – tłoczący się bikerzy wskazują nam miejsce, na punkcie nie ma perforatora, ktoś się nie bał i za...ł, trudno, przepisujemy kod z lampionu i ruszamy dalej,

PK 18 - gdzie ten perforator © amiga


na PK 12 po przeciwnej stronie jeziora, kolejny krzyż, lampion jednak na drzewie i po raz kolejny nie ma perforatora..., po co mieszkańcom perforatory, kradną tutaj na potęgę, trzeba lepiej pilnować swoich rzeczy...,

Tubylcy kradną perforatory na potęgę © amiga


przepisujemy kolejny kod i ruszamy na punkt umieszczony przy stadionie, jak do tej pory nie było żadnych niespodzianek, punkty zdobywamy w niezłym czasie...

Stadion sportowy im Stanisława Białasa © amiga


Ruszamy na PK11, na podjeździe widzimy lampion, tyle, że jest coś za wcześnie, jednak tłoczy się przy nich kilka osób...., z mapy wynika, że punkt powinien być kilkaset metrów dalej na innym skrzyżowaniu... w międzyczasie zatrzymuje nas biker schodzący z góry z paną, pyta pompkę, mamy dwie zostawiam mu swoją i proszę o oddanie w bazie..., jedziemy dalej, dojeżdżamy do punktu, jest również za wcześnie, zaczynamy podejrzewać, że coś jest nie tak z mapą, w komunikacie startowym jak byk było napisane, że mapy są 1:50000, nic, może nam się coś pomyliło. Jedziemy na podbój kolejnego PK03 przy remizie strażackiej w Trzebisławicach, kilka przydrożnych jeżyn pozostawia ślady na moich rękach, wyglądam jakbym się ciął nożem ;P

Na punkcie spotykamy Tadzika1963 i jedziemy razem do kolejnego punktu 15, po raz kolejny coś nam się nie zgadza z odległościami, w końcu spoglądamy na skalę, o żeż k..... skala jest 1:35000, może czepię się po raz kolejny, ale miało być 1:50000 wystarczyło o tym wspomnieć na odprawie...., ech.... kolejny kamyk do ogródka organizatorów..., dobrze, że w końcu to sprawdziliśmy, zaoszczędzi nam to problemów później... dojeżdżamy na punkt, piękne miejsce

Punkt widokowy © amiga


A PK i tak w krzakach :) © amiga


po raz kolejny nie ma perforatora,... ech ci autochtoni...., nic ruszamy dalej na punkt 05, długa prosta i osiągamy kolejną remizę, miejscowi wskazują nam miejsce umieszczenia perforatora, więc długo tu nie zabawiamy, lecimy na szóstkę, punktu umieszczonego przy kościele w Łęce, kolejny długi przelot, w końcu lądujemy na miejscu..., tylko czy mnie wpuszczą z takim numerem na rowerze? Daję kartę Darkowi, może nikt nie zauważy ;P,

Kościół w Łęce, ciekawe czy mnie wpuszczą z takim numerem....? © amiga


Szkoda czasu, szmat drogi jeszcze przed nami, a do następnego punktu kolejny pusty przelot po szosach, kilkanaście minut później jesteśmy już na miejscu, przepisujemy kod... (perforatora nie ma znowu ukradli) i czeka nas przelot do Błędowa na punkt stały umieszczony przy Eurocampingu. Na terenie ośrodka nie ma żywego ducha, ale furta otwarta więc wjeżdżamy na teren odnajdujemy perforator, podbijamy karty i najwyższa pora na uzupełnienie elektrolitów, temperatura >30 stopni wysysa powoli z nas siły, mimo tego, że sporo pijemy zaczynamy odczuwać skutki odwodnienia, 10 minut w pobliskim sklepie rozwiązuje część problemów, plecaki i bidony

Dodatkowy PK w Błędowie © amiga


pełne, można ruszyć na punkt 07, wjeżdżamy w las i odbijamy na ścieżkę dydaktyczną, po ok 300m na drzewie papierowy lampion, z mapy wynika, że jest to punkt stały z wbitym palem, na dokładkę ktoś na lampionie dopisał, że to nie jest punkt stowarzyszony..., ktoś se jaja robi..., mijamy punkt i jedziemy dalej (przed nami bikerka, myśli podobnie), właściwy punkt jest jakieś 2km dalej. Ścieżka zamienia się w piaskownicę, później plaże, próbujemy jechać bokiem przez las, ale na niewiele to się zdaje, pod koniec może 200-300m przed miejscem gdzie miał być palik spotykamy „konkurencję” okazuje się, że organizatorzy nie wkopali palika, punktu nie ma, bo samochód nie był w stanie przejechać tej drogi... Ciśnienie gwałtownie skacze, Darek dzwoni do bazy, zwierzęta z najbliższego otoczenia zaczynają sp...ć..., walą gromy, więdną drzewa... Ja pie....ę, 40 minutowy spacer farmera z rowerem na nic się nie zdał.. Naładowani negatywną energią... wracamy do lampionu który zignorowaliśmy po drodze zawracając jeszcze kilka osób, niektórzy nam nie wierzą, każemy im dzwonić do bazy.... dla potwierdzenia...

!@#$ jego $#@!!!! © amiga


Wku...ni na maksa jedziemy szukać punktu ósmego, z rozpędu prawie go mijamy jest w jakiejś dziurze przy drodze, nawet nie chce nam się rozmawiać..., zastanawiamy się co urwać organizatorce za taki numer, za niedoinformowanie, za błędy, niektóre lekkie, inne ciężkie. Podbijamy karty i jedziemy dalej, już w sumie jest nam wszystko jedno, zaczynamy kłaść „lachę” na rajd, pytanie ile jeszcze czeka nas niespodzianek, wtop....

Dziesiątka jest umieszczona przy gospodarstwie agroturystycznym, skręcamy na czarny szlak w Krzykawie i.... gdzieś nas wyprowadza na manowce, oznaczenia giną po drodze, przecinki też jakieś mało widoczne, nic... w końcu dojeżdżamy na miejsce inaczej niż pierwotnie planowaliśmy, ale punkt zdobyty.
Kolej na czternastkę za Okradzionowem, początkowo jest nieźle po szosach, trochę podjazdów, ale jakoś leci, mijamy wiadukt kolejowy skręcamy w prawo i liczymy przecinki, szukamy drogi utwardzonej, nie ma.... wszystko zarośnięte, nawet to co miało być utwardzone ginie w gąszczu roślinności, nie myślimy aby pchać przez to rowery, zawracamy podjedziemy inaczej, zastanawiamy się na jak starych danych kartograficznych bazuje mapa, ale to nie jest rok, dwa, myślę, że min 5-6 może więcej, dawno nikt tego nie aktualizował, zresztą w wielu miejscach brakowało oznaczeń ewidentnych punktów które są istnieją, rzucają się w oczy, choćby niektóre linie energetyczne, po prostu nie ma ich zaznaczonych..., dotyczy to również niektórych dróg, które powstały od ostatniej aktualizacji... Docieramy na punkt, jest..., spoglądamy na mapę, kolejny długi przelot, tym razem głównie po mieście, to punkt 20 ten przy którym skreślony jest krzyż i dopisane drzewo. Trasa jakoś mija, zatrzymujemy się przy sklepie po raz kolejny uzupełniamy braki napojów, w strasznym tempie znikają kolejne litry, koli, wody i energetyków... Ten upał zabija.

Docieramy do punktu, kolejne dziurki pojawiają się na kartach, przed nami Góra Bardowicza z umieszczony na nim wapiennikiem. Z mapy wynika, że jedyny podjazd po drodze utwardzonej jest od strony zakazanej drogi 94, pozostaje więc próba podjazdu z innej strony po którejś z przecinek lub po czarnym szlaku, będziemy go atakować od wschodu, przejeżdżamy pod 94 i szukamy przecinek.. nie ma..., jedyna jest pod linią wysokiego napięcia, spróbujemy od północy, po czarnym szlaku... szukamy wejścia, wjazdu nie ma, wszystko zarośnięte, jakieś resztki stacji benzynowej i w zasadzie tyle.



Pozostałości stacji benzynowej © amiga


Wracamy pod linię wysokiego napięcia, ścieżka nie jest idealna, ale jest i z grubsza prowadzi we właściwym kierunku, próbujemy jechać, jednak setki gałęzi zmuszają nas do zejścia z rowerów, prowadzimy je przez plątaninę ścieżynek wydeptanych przez ludzi zwierzęta i diabli wiedzą co jeszcze, może leśne trole... gdzieś na drzewie majaczy wypłowiały symbol czarnego szlaku... kawałek dalej jest kolejny, jakoś udaje nam się dotrzeć w pobliże wapiennika i.... wow.... szczęka opadła, pomimo trudnego podejścia, warto było się tym razem pomęczyć, wracamy... tyle,

Wapiennik © amiga


że szlak ponownie ginie, przebijamy się na azymut, przez jakieś krzaczory, widzimy ślady dzików, co chwilę musimy stawać, wyciągać gałęzie, liście na napędów, przydałyby się maczety, dżungla gęstnieje, szukamy miejsca gdzie dałoby się przebić..., gubię licznik, przed chwilą go widziałem, odwracam się..., ściana gałęzi w zasadzie uniemożliwia jakikolwiek manewr, wracam może 2-3 metry..., z której strony przyszliśmy, zielona ściana zamknęła się...., leży na ziemi, jest... licznik..., gdyby spadł 2metry dalej pewnie już bym go nie znalazł...
Kontynuujemy próbę przebicia, w końcu wychodzimy na szosę, próbujemy oszacować gdzie jesteśmy i... udaje się odnaleźć, do 16 mamy niedaleko, jedziemy, wjeżdżamy na drogę prowadzącą do niego i... jest lampion tyle, że nie ma krzyża, jest... drzewo... może to podpucha, jedziemy dalej, sprawdzamy ścieżkę, dojeżdżamy do torów i nie ma kolejnego lampiony, wracamy , trudno ryzykujemy, nanosimy id punktu i... pora kończyć, odpuszczamy punkty 19 i 13..., limit czasu dobiega końca, na mecie do odbicia będzie jeszcze jedynka...

Przez Gołonóg docieramy na Pogorię. Oddajemy karty..., mamy dość, temperatury, wtop organizatorów, błądzenia po górze Bardowicza, komarów i punktu 7-go....

Na miejscu chwilę odpoczywamy, rozmawiamy z kilkoma znajomymi, opowiadają nam swoje wrażenia, większość jest w sumie zadowolona, ale.... PK17 i 7 w zasadzie wszystkim sprawił problemy. Okazało się też, że do PK17 można było podjechać spokojnie od 94 bo na tym odcinku jest wyłączona z ruchu (taka informacja też byłaby ważna na odprawie) – remont.... Masakra..., na dokładkę były przypadki gdzie zawodnicy szukali lampionu, a organizatorzy jeszcze go nie rozmieścili,... ech...

Na koniec dorzucę kilka kamyków.głazów do ogórka organizatorów...
Zamiast stawiania punków stowarzyszonych, może lepiej byłoby na czas rozstawić te „normalne”, a później zajmować się pierdołami... W zasadzie jest to niedopuszczalne, aby zawodnik szukał kilkadziesiąt minut punktu który jeszcze nie został rozmieszczony, dotyczy to również PK07 – w końcu było wiadomo, że palika tam nie ma... o piachu powinno być wiadomo od początku i o tym że samochód tamtędy nie przejedzie.
Jestem na 100% przekonany, że ta trasa nigdy nie była rowerem objechana. Nikt nie sprawdził możliwości dojazdu do niektórych miejsc... (PK7. PK17), wydaje mi się, że ktoś zbyt lajtowo podszedł to tematu....
Co do miejsc „stałych” umieszczonej na mapie to też mam wrażenie, że punkty zostały ustawione w miejscach bardzo losowych, bądź też ktoś zapłacił aby umieścić punkt na jego posesji, dotyczy to gospodarstwa agroturystycznego czy eurocampinku. Wbijanie palika 2.5 kilometrowej (ma dopiero tam być....) piaskownicy też uważam za przejaw nieodpowiedzialności... Co ciekawego może być w dziurze z piaskiem (PK08). Myślę, że sam znalazłbym w Dąbrowie kilka ciekawszych miejsc, choćby kościół w Gołonogu, czy młyn Frey'a? Zresztą kilka punktów dodatkowych było sporo ciekawszych niż te z mapy (PK15, PK17 – w tym przypadku warto by było odnowić czarny szlak, wapiennik jest tego warty).

Poziom wtop przebił tegoroczny maraton w Miechowie, prawdę powiedziawszy przygotowywane wcześniej przez Kosmę rajdy były lepiej przygotowane, a błędy były w zasadzie nieznaczące... lub nie istniały.
Mam nadzieję, że to tylko przypadek przy pracy, przemęczenie i kolejne edycje będą lepiej przygotowane, nieco wcześniej, a nie w ostatniej chwili..., przykro mi bardzo ale to amatorszczyzna w najgorszym wydaniu.

Opis jest mocno subiektywny i moim celem nie było obrażanie kogokolwiek, po prostu wytykam błędy...., po to aby nie powtórzyła się taka kumulacja w przyszłości...

(Ech... na Rudawskiej wyrypie budowniczy trasy przepraszał, że punkt jest przesunięty o 5m,w stosunku do lokalizacji z mapy)


Opisy punktów:
01 – Centrum Pogoria
02 – Centrum Pogoria w Parku Zielona
03 – obok remizy strażackiej
04 – przy stadionie
05 – obok remizy strażackiej
06 – przy kościele
07 – skrzyżowanie drug leśnych
08 – wyrobisko piasku
09 – teren Eurocampingu
10 – gospodarstwo agroturystyczne
11 – Skrzyżowanie ścieżek
12 - Krzyż
13 – Tablica nr 5 na ścieżce przyrodniczej
14 - Skrzyżowanie ścieżek
15 - Granica lasu – punkt widokowy
16 - Krzyż
17 – Wapiennik Bardowicza
18 - Krzyż
19 – Skrzyżowanie ścieżek
20 – [s]Krzyż[/s] Drzewo
21 – Granica lasu

Ukrop w górach czyli Bikeorient 2013 - Góry Przedborskie

Sobota, 27 lipca 2013 · Komentarze(14)
Uczestnicy
A my nie chcemy uciekać stąd - Przemysław Gintrowski


Zapowiada się piękny dzień, Jest sobota, mamy sporo czasu..., wyjeżdżamy ok 8:00, start jest zaplanowany na godzinę 11:00... trochę późno, analizując prognozy, zaczyna docierać do nas iż nie będzie lekko... termometry mają wskazywać >30 stopni.

Dopieramy na miejsce, jest późno, bardzo późno... mamy max. 20 min do odprawy, wszystko na wariackich papierach..., jakoś udaje się dotrzeć na start przed rozdaniem map.

Otrzymujemy mapy... rozsiadamy się z Darkiem wygodnie na rynku w Przedbórzu..., tym razem nie chcemy popełnić błędów z poprzedniego startu na Szadze. Analizujemy mapę i powoli rozrysowujemy całą trasę, pewnie po drodze trzeba będzie ją modyfikować, ale ważne, że wiemy jak chcemy zaliczyć wszystkie PK.

Jeszcze wszyscy pełni zapału © amiga


W końcu ruszamy z lekkim opóźnieniem..., sporo zawodników jest już na trasie.... Umiejscowienie startu i mety w zasadzie wymusza, obranie jednego z 2 kierunków.. Obawiam się jednego: długich pociągów bikerów, jadących jeden za drugim, tak jak to zdarzyło się na poprzedniej edycji BikeOrientu... Początkowo tak jest pierwsze 2 PK w zasadzie zdobywamy bez większego nawigowania, po prostu jedziemy kierując się na „stada” bikerów jadących na i z punktów. Trochę na tym traci urok rajdów na orientację, jednak teren po którym jedziemy zaczyna być wymagający..., sporo podjazdów, trochę terenu i zaczyna się robić luźniej..
przed nami „Fajna Ryba” – najwyższe naturalne wzniesienie woj. Łódzkiego... Początkowo towarzyszy nam jeden biker jednak kolejne przecinki zmiana kierunku i już jedziemy sami...
Dość długi podjazd po terenie, w końcu gdzieś w krzakach na jednej z przecinek znajdujemy PK, poszło nieźle, możemy ruszyć dalej, kolejny PK jest nieopodal

Panorama z Fajnej Ryby :) © amiga


na Kozłowej Górze, początkowo czeka nas zjazd do podnóża i ponowna mozolna wspinaczka...

Znowu pod górkę © amiga


mijamy szczyt i skręcamy w jedną z przecinek szukając wąwozu..., plątanina ścieżek i brak ich oznaczenia na mapie dość skutecznie utrudnia nam odnalezienie punktu, na dokładkę chyba dość swobodnie poczynaliśmy sobie z nawigacją, warto wrócić do liczenia odległości...., tracimy sporo czasu..., Darek szuka, a ja pilnuję rowerów i podprowadzam je nieco wyżej, co okazuje się zupełnie bezsensowne... Nie dość że chwilę się szukamy to już po odnalezieniu zjeżdżamy w dół. Mały konflikt w nawigacji i przez dobry kilometr nie wiemy gdzie jedziemy, chwilę zajmuje nam ustalenie, że pojechaliśmy we właściwym kierunku tyle, że na mapach mamy oznaczone 2 różne warianty tego samego fragmentu i każdy ciągnął w swoją stronę :). Koniec końców dochodzimy do jakiegoś konsensusu i po analizie mapy i kierunku w którym się udaliśmy, wiemy że jest nieźle i w zasadzie pojechaliśmy lepszym wariantem :). Docieramy do szos i trochę asfaltem kierujemy się do kolejnego PK (kępa drzew) z mapy wynika, że za chwilę czeka na pełny off-road, punkt jest oddalony od jakiejkolwiek przecinki..., nie mamy z nim problemu, może dlatego iż w pobliżu widzimy sylwetki bikerów...?
Pora na coś prostszego, tyle, że modyfikujemy trasę na bardziej optymalną, pora dotrzeć do punktu żywieniowego..., może jest za wcześnie, ale cóż, taki mamy plan podróży i wpisuje nam się do doskonale, do całości..

Ech gdyby wszystkie PK były tak oznakowane....,chociaż pewnie nie byłoby zabawy © amiga


Dość wcześnie docieramy do punktu żywieniowego © amiga


Arbuzy, banany, ciasta, batony, woda..., jest wszystko, tracimy tutaj całkiem sporo czasu, słońce coraz wyżej, coraz bardziej pali, spoglądam na licznik... ok 460m przewyższeń, dopiero 1/3 dystansu... jak tak dalej pójdzie to.... będzie prawie jak maraton w górach.... Ruszamy... dość szybko docieramy do kolejnego PK w Łapczynie Woli, jaka piękna ruina :), idealne miejsce na punkt....

Łapczyna Wola (ruiny zboru) © amiga


Zaczyna się powoli część rajdu z długimi przelotami po asfalcie, szutrach, ale też po zapiaszczonych dróżkach. Przyznam, że bardzo nie lubię czegoś takiego... wolałbym aby były w tym terenie dołożone 3-4 PK, a tak ścigamy się na asfalcie z innymi bikerami..., tak też się zdarza

W końcu docieramy do PK umieszczonego na skraju młodnika, tutaj każdy ma inny pomysł na dotarcie do kolejnego PK na przepuście, najkrótszy wariant to z buta przez pole, na mapach widnieje sporo rowów, łąka/pole też średnio zachęca do spaceru, na dokładkę żar lejący się z nieba zaczyna dobijać, wszyscy odczuwamy jego skutki, skutki odwodnienia, zmęczenia, ktoś skarży się na ból głowy, inni zaczynają odpuszczać...

Postanawiamy zrobić jednak rowerem kilka km więcej, ale nie pakować się w pole, gdzie zupełnie nie wiemy ile zajmie nam to czasu... Wracamy do cywilizacji, termometr na liczniku pokazuje ok 34 stopni. Docieramy do Gór Mokrych – i stajemy przy sklepie... pora na uzupełnienie energii, elektrolitów, w zasadzie nie czuję, aby to cokolwiek mi dało..., chociaż z krótkiego postoju jestem zadowolony...

Nadprogramowy PK, chociaż chyba jeden z najważniejszych © amiga


Czas leci, pora ruszyć dalej, po raz kolejny dzisiaj zmieniamy pierwotny plan, pojedziemy być może nieco dłuższą trasą, za to po szlaku i w lesie, powinno być nieci chłodniej. Co z tego skoro ścieżka prowadzi na północny wschód, a słońce mamy dokładnie za plecami.
Pot się leje..., ścieżka delikatnie zakręca, jest więcej cienia, jest nieco chłodniej, temperatura spada do ok 32 stopni... Docieramy do przepustu, podbijamy karty i uciekamy z otwartego terenu... nasza najbliższa gwiazda daje nam dzisiaj popalić... (a jeszcze niedawno narzekałem na chłód i deszcze...).

Na przepuście © amiga


Pogoda idealna, ale... nie na rower © amiga


Spoglądamy na zegarki, czasu coraz mniej, ale punktów do zaliczenia też niewiele, kolejny to fundamenty budynku, delikatnie przestrzeliwujemy jego umiejscowienie :P, jednak po 200m naprawiamy błąd i jak to określił Darek po 2 winach pewnie dałoby się znaleźć tam fundamenty...

Tylko gdzie te fundamenty? © amiga


Czeka nas kolejny bardzo długi przelot... cóż zrobić... jedziemy, jednak zaczynamy odczuwać presję, modyfikujemy trasy tak, aby było jak najwięcej po asfalcie, już wiemy, że na ścieżkach jest sporo piachu..., spowalniającego dość mocno..., to może zagrozić pełnej realizacji planu.

Zaliczamy PK i wracamy do szosy rozważając kilka wariantów podjazdu pod następny punkt.., najkrótsza droga to wbić się w przecinkę i dojechać do PK, jednak analiza mapy wskazuje, że po asfalcie niewiele nadłożymy, dość mocno ograniczając teren, bez jakiegoś specjalnego błądzenia, kawałek zaliczamy po szlaku końskim.
Podbijamy karty i... pozostała nam już tylko jedna lokalizacja do zaliczenia, mamy ok 40 minut na zaliczenie jej i dotarcie do mety. Na oko oceniamy, że do przejechania mamy w sumie 10km, niby niewiele, jednak pod uwagę trzeba wziąć czas na odszukanie PK umieszczony po raz kolejny nieco poza ścieżkami.
Jadąc szutrem trafiamy na radiowóz wyjeżdżający z lasu, chwilę później nadciąga grupa młodzieży..., padł na nas blady strach, jeżeli Policja ucieka przed nimi to co będzie... Wp....ol? Na szczęście przechodzą obok specjalnie nie zajmując się nami, zagadka zostaje rozwiązana 50m dalej, gdzie napotykamy na Strażaków po akcji gaszenia pożaru w młodniku...... Uff.

Do PK już niedaleko, zaczynam odczuwać efekt odwodnienia, może przegrzani..., przez chwilę jest mi źle, ale nie na możliwości aby nie zaliczyć punktu, porzucamy rowery i na przełaj/azymut lecimy do miejsca gdzie spodziewamy się lampionu, trafiamy bezbłędnie... Podbijamy karty i próbujemy wykrzesać resztki sił... do mety 3.5km ok 10 minut...

Wpadamy na metę, z piskiem zatrzymujemy się przy sędziach... Nie ma spóźnienia jesteśmy ponad minutę przed czasem :)

Rozglądając się dookoła widzimy, że słońce dość paskudnie się dzisiaj obeszło z zawodnikami, większość ucieka do cienia, widać, że są wycieńczeni...

Ruszamy w kierunku bazy, coś zjeść, napić się..., schłodzić chociaż trochę organizmy..., Wszytko zaczyna schodzić z nas... , jeść się specjalnie nie chce....

Czas zaczyna nas gonić, musimy dotrzeć do Zabrza, pakujemy rowery, przebieramy się i ruszamy... dopiero w samochodzie tak naprawdę dochodzimy do siebie.

Już na miejscu odpalamy piwo, pierwsze poszło ot tak, dopiero drugie ma jakiś smak :)... jest dobrze...

Kolejna przygoda z RNO zaliczona, jedyne do czego można się przyczepić to długie przeloty pomiędzy kilkoma PK, i.... męczące słońce, ale na to organizatorzy nie mieli żadnego wpływu..., a może jednak....?

Szaga 2013

Sobota, 20 lipca 2013 · Komentarze(11)
Uczestnicy
Farben Lehre - Spodnie z Gs-u


Piątek... kończymy nieco wcześniej pracę i... ruszamy na podbój Wielkopolski, kierujemy się na Zaniemyśl. Jakoś lekko nieprzygotowani jedziemy, nie sprawdziliśmy terenu, okolicy, relacji z poprzedniej edycji... Tydzień była męczący, minął szybko i brakło czasu na takie drobiazgi...
W drodze zdzwaniamy się z Jurkiem, jest szansa na spotkanie, na krótka wizytę w Buku w drodze na RNO. Jednak mamy spóźnienie, musimy odpuścić, więc względnie najkrótszą drogą pędzimy do bazy Rajdu.

Zaniemyśl – start

W bazie rajdu, przed pólnoca © amiga


Ostatnie przygotowania © amiga


Mamy niby sporo czasu..., chwila na rozmowy ze znajomymi i czasami nieznajomymi..., przygotowanie roweru sprzętu, zbliża się godzina odprawy...., tym razem organizatorzy mają delikatny poślizg. Po odprawie kontrola obowiązkowego wyposażenia...- dziwne to... ale ok... w końcu regulamin o tym wspominał. Wybija 23:50 – dostajemy mapy... pierwsze wrażenie... jakiś szaleniec chlapnął na mapie farbą i zaznaczyło się 29 punktów losowo porozrzucanych o terenie, tylko jak z tego zrobić sensowną pętlę? Chwila na zastanowienie i rozrysowujemy część trasy, zakładając, że później zdecydujemy co zrobić z niektórymi PK które psują koncepcję...., plan...
myślę, że był to nasz najpoważniejszy błąd trasę mieliśmy rozrysować w całości już na starcie, a w drodze ew. delikatnie ją korygować. Sprawdziło się to już wcześniej, więc czemu tym razem tego nie zrobiliśmy od razu? Być może to adrenalina, poganianie organizatorów, być może wszystko po trochu...
Trasę zaczynamy od:

4 - Skrzyżowanie dróg (za krzakami, południowy zachód)
Rajd rozpoczyna się o północy, więc wybieramy początkowo drogi asfaltowe, będzie mniej błądzenia.... Na wejście długi ok 10km pusty przelot..., lubię takie chwilę, ale niekoniecznie gdy PK są tak oddalone w terenie, zabiera to sporo czasu. Niemniej odnalezienie punktu jest banalne..., wykorzystujemy perforator przyczepiony do lampionu... i ruszamy dalej na,,

14 – Skrzyżowanie drogi ze strumieniem
początkowo asfalt, później droga utwardzona, dookoła pola, w powietrzu unosi się zapach.... chyba kapusty.... ale pewności nie mam, niewiele widać..., PK umieszczony jest w krzakach przy drodze, początkowo mijamy go, ale szybko korygujemy błąd i możemy jechać w kierunku

5 – Zakręt drogi (w krzakach)
Czeka nas ponownie kilku kilometrowy przelot, jednak ponownie nawigacyjnie banalny PK zaliczony w dobrym tempie. Minęła dopiero godzina jest nieźle, jednak jest za wcześnie aby odtrąbić sukces...

15 - Granica kultur lasu i pola
Opis punktu średnio mi się podoba pamiętając co to oznaczało na innych rajdach...jednak obawy okazały się niepotrzebne, kolejny dość szybko zaliczony PK.
tym razem stajemy przed wyborem, zastanawiamy się nad PK 27 i

10 – Szczyt górki
Wygrywa ten drugi wariant, na 27 pojedziemy po zaliczeniu 10-ki. Zastanawia mnie co może oznaczać szczyt górki... teren jest niby plaski, jednak wszystko może się zdarzyć, może czeka nas niespodzianka? W terenie nie błądzimy, lampki piechurów (którzy wyruszyli 3 godziny wcześniej), są widoczne z daleka, spotykamy też kilku rowerzystów, górka nie nadaje się do podjazdu, jednak do podejścia jest max 50m..., na szczycie namiot z sędzinami :), zastanawiam się tylko po co jeżeli nie zapisują numerów zawodników..., po prostu są i już... Podbijamy karty i pora ruszyćdalej na

27 – Most
Kawałek trasy dość prosty, dojazd szybki, mostek odnaleziony, karty podbite i ruszamy na poszukiwania
19 – Koniec ścieżki
PK 19, Wbijamy się w jakieś drogi utwardzone, ponownie zaczynają nas otaczać zapachy z pól uprawnych, o dziwo nie jest to coś przyjemnego, wręcz nieco odrzuca zapach gnijącego... czegoś? Przy jednym z pól odzywa się burek, jest mały ale krzykliwy, zaczyna nas gonić, dołącza się do niego kumpel – wilczur, zap...y ile sił w nogach... Bobiki opuszczają..., na szczęście... Skręcamy w leśną ścieżkę która ma nas wyprowadzić na PK, z jazy jednak niewiele wychodzi, ścieżka jest wąska, lezą na niej połamane drzewa, trochę błota, sporo pokrzyw i komarów... w końcu docieramy do czegoś sensowniejszego, ścieżka w poprzek jakby szersza, przejezdna, wiemy którędy będziemy wracać, ominiemy nieprzejezdną ścieżką i wredne burki. Do PK pozostało może 300m, szybko docieramy do końca ścieżki, podbijamy karty i wracamy na poszukiwanie

23 – Szczyt góry, dostrzegalna przeciwpożarowa
Z PK 19 zjeżdżamy w okolicach Murzynowa Leśnego, z mapy wynika iż najkrótsza droga prowadzi po DK11, przez chwilę chodzi nam to po głowie, jednak po pierwsze organizatorzy ostrzegali przed tą drogą i w zasadzie zakazali jechać po niej, po drugie to w końcu droga krajowa, pędzące tiry nie będą się nami przejmować, a brązowych gaci nie mamy. Pozostaje więc slalom po bocznych szosach lub przebicie się po terenie... Wybieramy ten pierwszy wariant, końcówka to delikatne błądzenie lecz mimo wszystko dość szybko osiągamy cel..., ruszamy na

26 – Brzeg stawu, południowo wschodnia strona
i mylimy drogi, przez chwilę zastanawiamy się gdzie jesteśmy, jedno jest pewne, jadąc na wschód dojedziemy do DK11 o której wcześniej wspominałem. Na szczęście przy kolejnej przecince jest już wszystko jasne, wiemy gdzie jesteśmy i co zrobiliśmy nie tam, z PK23 nieco za wcześnie skręciliśmy na południe..., dalej już bezbłędnie, osiągamy Krzykosy, mała przerwa w centrum,

O brzasku w Krzykosach © amiga


Chwila na posiłek, rozrysowanie trasy © amiga


komarów prawie nie ma, możemy się posilić a przy okazji rozrysować dalszą drogę... mijają kolejne cenne minuty, zaczyna świtać, plan rozrysowany ponownie połowicznie..., w końcu ruszamy, Pk26 osiągamy błyskawicznie, przekraczamy Wartę i pora na

3 – Brzeg stawu, południowo wschodnia strona
w pobliżu wsi Piaski, mija może 15 minut i Pk jest zaliczony, teraz czeka nas długi przelot na

29 – Brzeg stawu, północna strona

Most kolejowy na Warcie © amiga


z opcją przekroczenia Warty po raz drugi , tym razem po moście kolejowym, na którym spotykamy znajomych bikerów i wspólnie jedziemy wałami wzdłuż rzeki, podbijamy PK, obi robią przerwę a my wracamy, ponownie przeprawiamy się przez most i szukamy

6 – Skarpa ziemna
Zaczynamy odczuwać zmęczenie, jazda po wałach i piachu odcisnęła się na nas, nakłada się na to świt który powoduje, że zwyczajnie zaczyna nam się chcieć spać... nie będzie lekko... dojeżdżając na miejsce spoglądamy na mapę, punkt powinien być ok 50m od ścieżki, podejrzewamy gdzie jest, dodatkowo wskazuje nam je wracający z niego Daniel...

Pomysłowy PK © amiga


Punkt zaliczony. Ruszamy na poszukiwania

8 –Skrzyżowanie wału z rowem
Po wałach prowadzi ścieżka rowerowa, więc też taki jest nasz wybór, jadąc jednak wzdłuż Warty co chwilę natrafiamy na łachy piasku, wertepy, jakieś koleiny, męcząca jazda, w połowie robimy

Na wałach © amiga


krótką przerwę na banana i kolę... ruszamy..., kilkanaście minut później osiągamy punkt, podbijamy karty ruszamy na

Pięknie jest o poranku © amiga


22 – Zakręt strumienia
Czeka nas długi przelot po wale, jednak po jakimś czasie stwierdzamy, że jazda po nim nie należy do przyjemności, przy pierwszej nadarzającej się okazji zjeżdżamy na drogę....starczy tego masażu rąk i pleców, części ciała nieco niżej..., tylko czemu nie zrobiliśmy tego wcześniej...., po raz

Darek na szlaku © amiga


Przepust pod drogą © amiga


czwarty przekraczamy Wartę, a kawałek dalej kanał Ulgi. Mamy jechać po rowerowce, jednak podejmujemy decyzję, aby zaliczyć jak najwięcej szosami i... popełniamy dość poważny błąd nawigacyjny, dość nieczytelne skrzyżowanie i jedziemy po drodze 432 na Zaniemyśl, dziwią nas dziwne oznaczenia typu „Zbrudzewo 2” czy brak rzeki..., ale cóż... jesteśmy „nieomylni” , skręcamy w ścieżkę, gdzie spodziewamy się PK , dojeżdżamy do rzeczki... jet i zakręt rzeki... przeszukujemy chaszcze i PK nie ma... wracamy do drogi... jakieś 300m dalej jest kolejna droga...

Prawie jak na amerykańskich filmach © amiga


w końcu olśnienie, zawaliliśmy, jesteśmy jakieś 6km od PK..., korygujemy trasę i jedziemy na Mechlin, tam kolejna przerwa przy sklepie, zaliczamy jakieś „vervy”, drożdżówki (jednak nam się nie znudziły po transjurze :) i pora odszukać nasz PK.... co udaje się nadspodziewanie szybko.

Ten PK trzeba było upamiętnić © amiga


Wracamy do Mechlina i przez Dąbrowę jedziemy na

9 – Ambona myśliwska

Trzeba się zastanowić © amiga


Prosty dojazd, banalna nawigacja, odrabiamy straty czasowe z poprzedniego punktu, możemy jechać na

2 – Granica kultur, las z łąką
jak pisałem wcześniej nie lubię takich opisów, bo najczęściej nie mówią nic..., czasami wprowadzają w błąd, ale nie na Szadze, tutaj budowniczy stanął na wysokości i jak pisze granica kultur to tak właśnie jest, zaliczony...

Jest punkcik © amiga


28 – Mostek, północna strona
Za Zwolą próbujemy wjechać w przecinkę, jednak kończy się zdecydowanie za szybo, nie ma sensu pchać rowerów na azymut..., lepiej podjechać z drugiej strony, co też robimy, dojazd prościutki...,

Szukamy PK, powinien być w okolicy :) © amiga


kolejne dziurki pojawiają się na naszych kartach...tym razem będzie podjazd, punkt

25 – Szczyt góry, (Łysa Góra)
i poziomice wskazują, że nie będzie lekko. Dojeżdżając w pobliże wjeżdżam w jedną z przecinek mających nas doprowadzić do celu..., początkowo jest nieźle, jednak później stromizny i głęboki piach zmuszają nas do podprowadzenia rowerów, na szczycie jest umieszczony drugi namiot z sędzinami, zamieniamy kilka zdań, podbijamy karty i ruszamy na

18 – Głaz pamiątkowy,skrzyżowanie dróg
znajdujący się opodal, okazuje się, że z drugiej strony podejście podjazd był dużo prostszy, łatwiejszy i nawigacyjnie i terenowo, tyle, że kto mógł to wiedzieć, na mapie w końcu nie ma napisów łatwy/trudny :), za to PK18 zupełnie odmienny, głazu na skrzyżowaniu nie da się pominąć,

Tego nie dało się nie zauważyć © amiga


widać go z daleka... na dokładkę przy nim stoi kilka zgrzewek wody, korzystamy z niej skrzętnie uzupełniając nasze skromne zapasy.

Wodopój po drugiej stronie © amiga


Niedaleko mamy dwa punkty znajdujące się jeden obok drugiego, ruszamy w ich kierunku, delikatnie zahaczając o Zaniemyśl, pierwszy to

11 – Koniec drogi, granica lasu i łąki
kilka km przed nim spotykamy pieszych którzy z własnej woli opisują nam sposób dotarcia do tego punktu, 2 km przez las, za amboną w prawi i już. Tak też robimy punkt odnaleziony szybko pora na

17 – Granica kultur, las z łąką
Ech te opisy, Przekraczamy rzeczkę po śluzie i jedziemy wałami (po raz kolejny, niestety innej drogi nie ma od tej strony), Sporo piachu a kawałek dalej widoki rodem z „Jak rozpętałem II wojnę światową” krowy w lesie, jest to tak surrealistyczne, że przez chwilę, zastanawiam się czy to nie halucynacja, czy coś mi się nie przewidziało..., jednak nie, są tam stoją nieruchomo, wybałuszając oczy.... Mijamy je i skręcamy ścieżkę leśną, może 200m dalej Darek wpada na elektrycznego pastucha ociągniętego w poprzek ścieżki..., jasny gwint, przecież tego drutu nie widać jadąc rowerem... Co za idiota tak go rozciągnął.... Wymuszona krótka przerwa i jedziemy dalej, w końcu odnajdujemy punkt, jednak przygody na tak krótkim odcinku zmuszają nas do odszukania alternatywnej drogi powrotu i

PK17.... dojazd dał się we znaki © amiga


dostrzegamy taką, będzie nieco dłuższa, ale bez pastuchów, piachu itp., za to jest szansa na asfalt :) Wracamy do

Zaniemyśla
Po raz kolejny musimy siąść i rozrysować dalszy plan podróży, pobyt w mieście wykorzystujemy na posilenie się, uzupełnienie elektrolitów. Pozostało nam 8 PK do zaliczenia... i ok 3 godzin czasu, teoretycznie powinniśmy się zmieścić, ale chyba jednak lepiej coś odpuścić w razie czego niż ryzykować spóźnienie się na metę, Jako kolejny punkt do zaliczenia wybieramy

24 - Pomnik przyrody, dąb
tyle, ze zamiast ryzykować jazdę po terenie (niby krótszy wariant), wybieramy nieco dłuższą drogą po 432 i wg mapy utwardzonej szerokiej drodze, tak tez robimy, odnajdujemy dąb, tyle, że to nie ten, kawałek dalej jest drugi i trzeci, w końcu jest 4 – największy „Dąb bezszypułkowy – Dziadziuś”

Dąb dziadziuś © amiga


Ruszamy na

21 – Skarpa ziemna, u góry
kolejna skarpa, ciekawe co nas czeka? Na szczęście nic... punkt banalny, podbijamy karty i ruszamy na

13 – Skrzyżowanie drogi ze strumieniem, południowa strona
Spora część po asfalcie, czasami zniszczonym, niemniej droga mija szybko, punkt przelatujemy, nie zauważamy go, strumyk chyba jest jakiś mały, niepotrzebnie nadrabiamy drogi, rozglądamy się po przydrożnych krzakach, w końcu jest. Darek dostrzega lampion gdzieś głęboko w rowie..., komary chcą go zjeść, ale nie poddaje się, dziurkuje karty i szybko ewakuuje się z siedliska krwiopijców..., pora na

Znowu krzaki © amiga


7 – Skrzyżowanie drogi ze strumieniem
Z mapy wynika iż nie powinno być problemów z odnalezieniem PK, tak też jest w rzeczywistości kolejne pole na karcie zostało oznaczone, stajemy jednak przed dylematem, mamy ok 2 godzin czasu, 4 punkty do zaliczenia + powrót do bazy, ciężko oszacować czy się wyrobimy, podejmujemy trudną decyzję, odpuszczamy dwa punkty, nie zaliczymy 1 i 12, trochę z żalem, ale decyzja słuszna..., Ruszamy przez Czmoń na

16 – Stara żwirownia, południowy narożnik
jako, że całość po asfalcie to punkt zaliczony wzorcowo, trzeba zaliczyć ostatni PK

20 – Skrzyżowanie ścieżki z rowem
dojazd okazuje się równie banalny, jak poprzedni punkcik, przecinką wyjeżdżamy w okolicach Lucin i wracamy do bazy, wracamy do

Zaniemyśla (meta)
W okolicach Polesia spotykamy Jurka, chwila na powitanie i ruszamy, w końcu trzeba dotrzeć do mety. Jerzy ciągnie nasze zmęczone wagoniki, liczniki wskazują 38km/h, prędkość utrzymuje się, w kilka minut lądujemy w Szkole, oddajemy karty. Teraz dopiero możemy porozmawiać nieco dłużej. Mija dobre kilkadziesiąt minut, dawno się nie widzieliśmy, jest o czym opowiadać, chociaż szkoda, że to i tak będzie krótkie spotkanie..., w trakcie jeszcze czas na szybką kąpiel, później przygotowany przez organizatorów posiłek i... rozstajemy się.


Jurek wraca rowerem do domu, a my... samochodem na Śląsk, zaliczając po drodze Jarocin Festiwal 2013 w którym trwa, zabieramy ze sobą rowery i jedziemy poszukać”klimatu” który.... wyparował z tego miejsca, w zasadzie przypomina to bardziej piknik rodzinny.... i to na dokładkę taki nijaki, zdegustowani wracamy w pobliże auta, zaliczając jeszcze fotkę przy glanie i wracamy do Zabrza...

Klimat w Jarocinie gdzieś się ulotnił © amiga


Poniżej opisy 2 PK których nie zaliczyliśmy...

1 – Obniżenie terenu
12 – Granica kultur lasu i pola

Już w domu siadamy nad mapą i kombinujemy jak można byłoby inaczej zaliczyć wszystkie PK nie robiąc niepotrzebnych kilometrów..., ech, czemu się posiedzieliśmy dłużej nad mapą na starcie... w końcu to nie MTB..., poniżej kolejność punktów w wariancie bardziej optymalnym niż ten którym pojechaliśmy...

5,14,4,24,21,13,7,16,1,12,20,9,18,25,28,2,22,8,6,3,26,29,10,23,27,19,15,17,11

Ślad gps:

Transjura 2013 - Po piachu i w burzy

Piątek, 5 lipca 2013 · Komentarze(11)
Uczestnicy
Katarzyna Nosowska - Nim wstanie dzień


Przejazd czerwonym Szlakiem Orlich Gniazd marzył mi się od bardzo dawna, pewnie gdyby nie ten rajd, to... tą fantazje odłożyłbym jeszcze na jakiś czas.

Jednak jest piątek, dzień słoneczny, dzień wolny..., wieczorem ruszamy z Darkiem na trasę Transjury 2013. Rajd/maraton jest inny od wszystkich w których do tej pory brałem udział. Więc przygotowania też inne, nieco inny wyjazd, w zasadzie wszystko jest inne..., opis też będzie inny...

Start w Częstochowie, meta w Krakowie... Więc jedziemy do... Krakowa :), pod siedzibę naszego oddziału (Etisoft Kraków) docieramy ok południa. Mamy chwilę by porozmawiać ze znajomymi..., przygotować rowery, przebrać się i.... ruszyć w kierunku dworca PKP.

Strach patrzeć za okno © amiga


W pociągu spotkanie ze Zdezorientowamymi jadącymi na ten sam rajd, chwilę później zaczyna lać, walą pioruny po okolicy...., pięknie się zaczyna, prognozy też nie napawają optymizmem...

Około 17:00 jesteśmy w Częstochowie, tylko co zrobić z czasem? Ruszamy zameldować się w bazie rajdu, odbieramy gifty, mocujemy numerki i... mały objazd po Częstochowie, szukamy jakiejś knajpki, jedziemy główną aleją w kierunku Jasnej Góry..., masakra... przez prawie całą trasę same banki, kilka jakiś sklepów (obuwniczy, jakiś spożywczy...), wrażenia jak na filmach z Korei Północnej..., tyle, że ludzie poruszają się swobodniej..., obłęd... gdzieś z boku udaje się odnaleźć jakąś restaurację/pizzerię, zamawiamy coś do jedzenia...

Gdzie my to wszystko załadujemy? © amiga


Później udaje nam się zlokalizować Biedronkę w której kupujemy zapasy na trasę, bułki, banany, kolę itp... Z wypełnionymi plecakami wracamy w pobliże bazy, dalej niewiele się dzieje, jedynie zawodników nieco więcej.

To jeszcze piwo czy już nie? © amiga


Chwila odpoczynku na Starym Rynku, przy piwie prawie bezalkoholowym, jeszcze jakaś kawa... i pozostała jeszcze godzina do startu. Wracamy do bazy.

Baza startu Transjury 2013 © amiga


Teraz chwila na gadki-szmatki, i w końcu można ruszyć na miejsce startu... kończy się męczące kilka godzin bezczynności.

Jeszcze nie wiemy co nas czeka :) © amiga


Informacja o Szlaku Orlich Gniazd © amiga


Niewiele się tu zmnieniło przez te wszystkie lata, może..., więcej dziur w asfalcie © amiga


Wybija 21:00, ruszamy. Początkowo prowadzi nas Policja, jednak tuż za rogatkami miasta zostajemy sami na trasie, tzn ok 40 rowerzystów :). Początkowo każdy „ciśnie”, zastanawiam się po diabła, tak się napinać, przecież to nie MTB gdzie rywalizacja kończy się po godzinie..., jednak włącza się instynkt myśliwego, gonić zwierzynę... W którymś momencie proponuję nawet Darkowi aby się zatrzymać na chwilę i puścić całe towarzystwo przodem. Szaleństwo trwa jednak aż do Olsztyna, w końcu jednak pora odpuścić.., zatrzymuję się na rynku, kilak osób jadących za nami zatrzymuje się również za nami, pytając co się stało..., a my wyciągamy aparaty i upamiętniamy rynek tego pięknego miasta...

Rynek w Olsztynie © amiga


Jedziemy dalej, początkowo z ogonem..., jednak gdzieś na trasie udaje się go zgubić, znowu odnaleźć i ponownie zgubić. Wbrew moim wyobrażeniem jest sporo terenu, masa piachu, o czym powinienem wiedzieć z wycieczek po jurze z poprzednich lat... . Ruszyliśmy o zmroku pierwsze kilka godzin, to jazda w ciemności, przez lasy, przez wzniesienia, od czasu do czasu wjeżdżamy w kolejne miejscowości, mijamy kolejne zamki na trasie, tylko co z tego jak nic nie widać, tylko kolejne flashe burz krążących o okolicy rozjaśniają jurajskie niebo...

Jeden z punktów żywieniowych na trasie © amiga


Od ok 40-70km chyba najbardziej wyniszczający kawałek szlaku, masa piachu, wystające korzenie, jakieś wiatrołomy, kilka razy lecę z rowery, za każdym razem udaje się jednak jakimś cudem stanąć na nogi, w jednym przypadku zahaczam o zębatkę korny i... leje się krew, a na łydce zostaje odciśnięty charakterystyczny ślad.

Nie ma możliwości na śmierć głodową, lub odwodnienie © amiga


Przed 4:00 zaczyna świtać, chwilę później rozpętuje się Armagedon, jesteśmy głęboko w lesie, wodna kurtyna ogranicza widoczność do zaledwie kilku metrów, pioruny walą dookoła nas.

PK widoczny z daleka..., jaka to odmiana po niektórych rajdach na orientację © amiga



Przy każdym błysku odliczam sekundy, 1..., 2..., 3..., kilometr od nas...., 1..., 2... - 600m..., spinamy się, tylko co z tego jak zjeżdżamy po terenie po śliskiej trasie niewiele widząc przed sobą...
Docieramy do cywilizacji - Krzywopłoty, przystanek autobusowy, w środku jeden biker, jest miejsce, chwila przerwy, chwila na rozmowę, bułkę, kolę...

To nas nie zleje © amiga


Mija dobre kilkanaście minut, ulewa zelżała, ruszamy.

Już trochę zelżalo © amiga


Jest ok 16 stopni, przerwa jednak wychłodziła nas, początkowo jest nam „zimno”, czujemy nieprzyjemny chłód. Mija dobre kilka-naście/dziesiąt minut zanim się rozgrzewamy. Mijamy kolejne miejscowości, kolejne PK, z sędziami i bez...

Zamek Rabsztyn, zrobiło się na tyle jasno, że widać je © amiga


Przy okazji pierwszy raz na maratonie spotykam się z tak genialnie rozmieszczonymi punktami żywieniowymi, co ok 30 km..., można coś zjeść, uzupełnić baki, genialne..., nie zdarzyło się abym był głodny, odwodniony..., mistrzostwo świata... może jedynie wprowadziłbym jakiś „płodozmian”, drożdżówki już na 3 punkcie obrzydły, ile w końcu można zjeść bananów, dobrze, że pojawiały się akcenty z paluszkami orzeszkami, batonami...., niemniej za to należą się wielkie brawa.

Właśnie dla takich widoków warto tu przyjechać © amiga


Mija znowu jakiś czas, napędy chrzęszczą niemiłosiernie..., na jakimś podjeździe dzielę się z Darkiem moimi spostrzeżeniami, mówiąc, że ”Dziwię się, że napędy jeszcze działają”, nie przejeżdżam nawet 50m i.... zrywam łańcuch. Czas na oliwienie już dawno minął, ech...
Kolejna przerwa, zapasowa spinka rozwiązuje szybko problem. Porcją oleju oblewam łańcuch, przy czym mam wątpliwości jak to wszystko zadziała na czymś tak zapiaszczonym... Jednak już kilkanaście metrów dalej nie mam wątpliwości, pomogło, napędu nie słychać..

Dojeżdżamy w końcu do Olkusza, od dawna nie wjeżdżaliśmy do jakiegoś większego miasta, 100m z prawej strony jest stacja benzynowa, nie zastanawiamy się, nie mamy wątpliwości, robimy przerwę...

Ten... burger, ta… kawa, ten... kibelek...., wszystko czego potrzebowaliśmy w jednym miejscu :), w suchym miejscu..., po wielu godzinach....
Niestety sielanka nie trwa długo, wracamy na szlak..., przebijamy się przez miasto, do Krakowa

Pobudka wstać © amiga


teoretycznie już niedaleko, tyle, że coraz bardziej odczuwamy przejechane kilometry, walkę z piachem, i tą ulewę..., dobrze że teraz przed nami nieco bardziej szosowy kawałek do Krzeszowic. W centrum chwila przerwy, jest to jedno z niewielu miejsc gdzie nie mam mowy abym się nie zatrzymał w lodziarni w centrum. Serwują tutaj najlepsze możliwe lody..., niebo w gębie...

Na szczycie górki © amiga


Przed nami jeszcze trochę szos, osiągamy Rudno i kierujemy się na Frywałd, dostarczony przez organizatora opis jest na tyle szczegółowy, że udaje nam się uniknąć pomyłek na trasie, niestety im bliżej Krakowa, tym oznaczenia coraz gorsze, mylące, bądź w ogóle ich nie ma... Nawigujemy korzystając z map, kompasu i nabytego doświadczenia... Jednak kolejne kawałki terenu coraz bardziej nam dopiekają..., Dojazd do Kleszczowa to prawdziwa masakra..., silą woli pokonujemy wzniesienia, pokonujemy teren. Osiągamy ostatni PK z wyżywieniem, zatrzymujemy się na dłużej..., rozmawiamy z sędzią..., niby teraz głównie z dół, jakoś nie dowierzamy..., jednak jak się później okazuje, nie jest źle..., pozostało ostatnie 15km..., nie ma mowy o poddaniu się o rezygnacji. Walka trwa do końca...

Rzeczki jurajskie © amiga


Osiągamy rogatki Krakowa, przebijamy się rzez boczne drogi, czasami bardziej ruchliwe, jednak do mety już niedaleko, w końcu jest..., następuje odprężenie..., wiemy że to koniec...., gdyby ktoś w tej chwili zapytał się czy pojechałbym jeszcze raz tym szlakiem to usłyszałby kawał o wężu... s.... itd...
Jednak już na następny dzień odpowiedź była by zupełnie inna... ok, kiedy?

Ostatnie odcinki terenowe, wydaje się, że będzie prosto... - wydaje się...!!! © amiga


Było niesamowicie ciężko, trasa wymagająca, dla jadącego, dla roweru..., genialne.... wspomnienia zostaną na długo...


Opis trasy wg organizatorów. Zostawiam go dla potomności i dla siebie, gdyby naszła mnie ochota...
Częstochowa - Stary Rynek (0 km) Rzeka Warta – wiadukt nad drogą E 75– rzeka Kucelinka – ul. Mirowska – Złota Góra poprzecinana wyrobiskami wapienników – dojeżdżamy do skrzyżowania ul. Mirowskiej z ul. Turystyczną i Hektarową [5 km]. W tę ostatnią skręcamy kierując się na ESE. W lesie [8 km] kierujemy się generalnie na S, przecinamy drogę Częstochowa - Srocko. Omijamy od E Zieloną Górę. Tutaj spotykamy czerwony pieszy szlak Orlich Gniazd ( dalej zwany PSOG) , przekraczamy linię kolejową, dojeżdżamy do asfaltu, skręcamy w lewo w drogę do Olsztyna [12 km]. Skrzyżowanie z zielonym rowerowym, za chwilę po lewej stacja kolejowa Kusięta Nowe. My poruszamy się asfaltem, wraz z nim kierujemy się na S na Olsztyn. Po prawej Góry Towarne, dalej po lewej cmentarz ofiar wojny. W Olsztynie mijamy rynek [18,5 km] od W – tutaj mała korekta przebiegu, po kilkuset metrach skręcamy na E, przez małe rondka i zaraz między zabudowaniami w lewo. Omijamy ruiny zamku od S, kierujemy się na E pomiędzy wzgórzami, w Przymiłowicach wjeżdżamy na asfalt i jedziemy dalej na E. W Ciecierzynie zaś na S. Po drodze Zrębice i węzeł szlaków [25,5 km] – MYLNE MIEJSCE- my jedziemy dalej asfaltem na S. W Suliszowicach [32 km] - węzeł szlaków. Skręcamy na E a następnie na N, początkowo wraz z niebieskim szlakiem. Po kilkuset metrach skręcamy na E i jedziemy wraz z zielonym szlakiem, wkrótce dołącza do nas czarny szlak i trzymamy się go dalej! Po 1 km kierunek zmienia się na S, po kolejnym km przekraczamy drogę 793. Po prawej zamek Ostrężnik [36 km], spotykamy się z PSOG. Dalej kierujemy się piachami wraz z niebieskim szlakiem na SW. Mijamy Czatachową i dopiero na przedmieściach Żarek w Przewodziszowicach, skręcamy na E [41 km]. Tu opuszcza nas niebieski szlak, chwilowo poruszamy się z czarnym. Skręcamy z drogi w przecinający go niebieski szlak – kierując się na S. Uwaga – wiatrołomy, przebieg niewyraźny. Szlak po kilkuset metrach kieruje się na E, po ponad km niebieski szlak znów skręca na S, a my opuszczamy go i dalej jedziemy na E. Z kolei w Moczydle łączymy się z PSOG i chwilowo dalej z nim na E, jednak tuż za cmentarzem w Niegowej skręcamy w prawo [48 km] i dojeżdżamy do drogi 789, przecinamy ją i jedziemy na wprost do Mirowa. Tam skręcamy na E, mijamy po lewej zamek Mirów, po prawie 2 km zamek w Bobolicach. Asfalt opuszczamy wraz z PSOG i pokonujemy dość piaszczysty odcinek aż do miejscowości Zdów [56 km]. Omijamy asfaltem od N piaski i rozlewiska Białki. W Młynach skręcamy na S, a za linią kolejową na W. Po 2 km jazdy asfaltem skręcamy na S i pokonujemy zbocza pomiędzy Kołoczkiem a Pośrednią, jadąc granicą rezerwatu Góry Zborów. Ostatecznie wyjeżdżamy przy Gościńcu Jurajskim w Podlesicach [63 km]. Przekraczamy drogę 792 wraz ze szlakiem niebieskim i kierujemy się na S, przez Skały Morskie, i dalej przez ośrodek Morsko. Dalej na S aż do Skarżyc częściowo ze szlakiem niebieskim, z miejscowości zaś na SE. W Żerkowicach przekraczamy drogę 78 [72,5 km] - UWAGA DUŻY RUCH !!! Dalej na SE, aż do Sulin, skąd na SW do Karlina i po jego przejeździe w kierunku Bzowa. Tam łączymy się z zielonym szlakiem i polnymi drogami udajemy się na SE do Podzamcza (Ogrodzieniec) [81 km]. Przejeżdżamy przez drogę 790, znajdujemy się na rynku. Droga krzyżuje się ze szlakiem niebieskim. Przed Zamkiem Ogrodzieńcem skręcamy w lewo i omijamy go. Potem jedziemy na E wraz z niebieskim szlakiem. W lesie krzyżujemy się z PSOG. Na asfalt wyjeżdżamy w Ryczowie [84 km]. Stąd dalej na SE, a potem na N, asfaltem do Smolenia [93 km]. Zaraz za zamkiem, wprost z drogi 794, skręcamy na S i u podnóża Skał Zegarowych kierujemy się na S i SW, wraz z PSOG, potem z czarnym szlakiem i wreszcie bez pieszych szlaków. W Górach Bydlińskich zjazd w prawo do głównej drogi, skręt na SE. Wylot wąwozu Ruska - tutaj węzeł szlaków [102 km]. Zmiana kierunku na E, potem na S, w Załężu mijamy zamek Bydlin. Kilometr dalej przejazd przez ośrodek szkolny. PSOG odchodzi w prawo, my w lewo, kierując się na asfalt. Mijamy Cieślin i kierujemy się na Golczowice. Stąd bierzemy kierunek na S, mijamy rzeczkę [111 km], po kilometrze opuszczamy asfalt i kierujemy się na SW u stóp Stołowej Góry, jadąc aż do Jaroszowca [114 km]. Obok garaży, kościoła, przez główną drogę. Dalej na S przez zalesione wzgórza, potem skrajem lasu na W, aż skręcamy na S i wkrótce SE, docierając do zamku w Rabsztynie [118 km]. Przekraczamy drogę i dalej z PSOG jedziemy na przedmieścia Olkusza. Opuszczamy czerwony pieszy i zmiana kierunku na bardziej W, pokonujemy nieco klucząc całe miasto w tym ruchliwą drogę 94 - UWAGA !!! Także linię kolejową kładką, aż w końcu wyjeżdżamy z miasta [124 km]. Nieco lasem, potem na granicy pól aż do Osieka. Chwilę asfaltem, wkrótce kierujemy się generalnie na SE przez pola. W Zimnodole na S. Na granicy lasu znów na E [127 km]. Do asfaltu, w Zawadzie na S, potem SE. Kolonia Podlesie – MYLNE MIEJSCE ! my jedziemy dalej asfaltem, ale tuż przed podjazdem do Racławic [136 km], skręcamy na S w mniejszą drogę, omijamy część miejscowości (na mapie szlak wiedzie inaczej !!!). Gdy wjedziemy już na główną drogę poruszamy się dalej na S do Paczółtowic. Stąd na W do doliny Eliaszówki [141 km]. Dalej generalnie na S, cały czas asfaltem prawie do centrum Krzeszowic, przed skrzyżowaniem z drogą z Nowej Góry [145,5 km], skręcamy w lewo i wkrótce w prawo. Szlak prowadzi wzdłuż potoku aż do centrum Krzeszowic. Przekraczamy drogę 79 [147 km] - UWAGA !!! Dalej przez linię kolejową i w Rzeczkach skręcamy na W [149 km]. Asfaltem przez Tenczynek i potem przez lasy do Rudna. Tu zmiana kierunku na E i asfaltem przez lasy – UWAGA ZARAZ MYLNE MIEJSCE ! [154 km]– jasnoczerwonożołte oznaczenia szlaku rowerowego kierują na prawo – MY ZAŚ JEDZIEMY NA WPROST NA E - wraz z zielonym rowerowym aż do Frywałdu [158 km]. Dalej już bez zielonego rowerowego szlaku, przez lasy, Bukową Górę, Kamyk, pola do Brzoskwini [163 km]. Stąd razem z niebieskim pieszym do Kleszczowa, do wąwozu Kochanowskiego, stąd kierując się bardziej na NE do Lasu Zabierzowskiego [167 km]. Tam w kompleksie leśnym wpierw na E, potem na S, SE i wreszcie do skraju lasu u wylotu doliny Grzybowskiej ( 170 km ). Stąd dalej krawędzią lasu na E. Po 1,5 km osiągamy, ciasną ścieżkę w małym wąwoziku – UWAGA ODCINEK TECHNICZNY ! zjeżdżamy do Szczyglic. Przekraczamy drogę 774, dalej za mostkiem i za boiskiem skręcamy w prawo na E, przejeżdżamy pod autostradą ( 173 km ). Ulicą Długą docieramy do stawów i dalej wpierw Krakowską a potem Balicką na E i ES - UWAGA NA DUŻY RUCH !!! Skręcamy w ulicę Zakliki z Mydlnik ( 176,5 km ), następnie w Zygmunta Starego. Ulica za torami traci swój charakter na rzecz polnej drogi …. Przekraczamy strumyk, docieramy do płotu zakładów filtracji, omijamy je od S i w końcu wyjeżdżamy na ul. Filtrową i osiągamy pętlę autobusową na skrzyżowaniu z Na Błonie ( 182,5 km ). OPUSZCZAMY SZLAK CZERWONY ROWEROWY! Przekraczamy ulicę i kontynuujemy trasę dalej Deptakiem Młynówka Królewska - ścieżką dla rowerów – oznaczenia niebieskie kwadraciki. UWAGA NA PRZEJŚCIU PRZEZ ARMII KRAJOWEJ !!! Na wysokości boiska szlak prowadzi do pętli tramwajowej, my go opuszczamy i ulicą Jadwigi z Łobzowa kierujemy się na E, kiedy ulica kończy się, pomiędzy blokami kierujemy się do ul. Bronowickiej - skrzyżowanie z Podchorążych. Przekraczamy je – OSTROŻNIE !!!! Osiągamy bramę WKS Wawel i dalej za znakami do METY! [185,0 km]. Suma podjazdów ok. 2500 m .

BikeOrient – Dolina Warty i Momary

Sobota, 8 czerwca 2013 · Komentarze(12)
Uczestnicy
Metallica Ride The Lightning


Sobota „skoro świt” - ETISOFT BIKE TEAM – rusza do Sczepocic Rządowych ma kolejny rajd na Orientację. Na miejsce docieramy prawie 90minut przed czasem. Dzięki temu już na miejscu mamy chwilę ma przygotowanie rowerów do wyprawy w nieznane. Jest też okazja do przywitania się z wieloma znajomymi, spotykanymi na wcześniejszych rajdach, a także tych dawno nie widzianych, startujących w tym roku po raz pierwszy, czy wręcz całkowitych debiutantów.

Pora przygotować sprzęt © amiga


Krótka chwila przed startem © amiga


Zbliża się godzina startu, krótka odprawa techniczna o dostajemy mapy.
Odprawa techniczna © amiga


Siadamy na chwilę i planujemy trasę.... Wyznaczony plan to PK w kolejności: 8, 5, 2, 4, 18, 1, 20, 19, 11, 14, 16, 13,12, 15, 17, 9, 3, 7, 6, 10. Ew. korekt będziemy dokonywać już na trasie, gdy okaże się czy zaznaczone leśne ścieżki są przejezdne, czy też nie.

Mapa BikeOrient - Dolina Warty © amiga


W trakcie planowania zaczepia nas „Niezależna telewizja Lokalna”. W efekcie wyruszamy z lekkim opóźnieniem w stosunku do pozostałych uczestników, jednak lepiej poświęcić nieco więcej czasu na dobre rozplanowanie trasy niż później błąkać się bez celu po okolicy, miotając się pomiędzy PK.
Jesteśmy na trasie, kilkaset metrów dalej widzimy poskręcany rower i mocno poobijanego zawodnika, później dowiadujemy się, że było to zderzenie 2 rowerzystów, pędzących na PK8..., na szczęście skończyło się na siniakach, kilku zadrapaniach i przednim kole do wymiany.
Jako, że spora liczba zawodników obrała jako pierwszy do zaliczenia
PK8 – szczyt wydmy,
więc odnalezienie go nie sprawia nam żadnych problemów, kilkunasty zawodników kłębiących się przy lampionie wskazuje nam bezbłędnie miejsce gdzie mamy dotrzeć. Podbijamy karty, możemy zawrócić i skierować się na
PK 5 – brzeg oczka wodnego
z mapy wynika, że nie powinniśmy mieć problemów z nawigacją z odnalezieniem PK, jest położony w pobliżu nasypu kolejowego, jedziemy troszeczkę nie tak jak pierwotnie planowaliśmy, podjeżdżamy od północnego wschodu i... w zasadzie dobrze się stało, Ci co jechali wzdłuż torów, pod koniec mieli do pokonania rów wypełniony błotem, wodą, szlamem., my mamy jeszcze sucho w butach ;) Za to dojazd na PK był jedyny w swoim rodzaju, jazda wąską ścieżynką przez młodnik, dostarczyła wiele emocji ;P. Nie ma na co czekać, pora na kolejny
PK 2 – stare drzewo
tym razem mamy wytyczone 2 warianty dojazdu, moja obejmuje jazdę szlakiem Partyzanckim „Hubala” już od Radomska, Darek woli szosę 784 i wjazd na szlak gdzieś w połowie jego długości jedną z przecinek. Przecinki w szlak okazuje się szeroki, przejezdny, bez błota, piachu, kolein. W ekspresowym tempie odnajdujemy PK, podbijamy karty i ruszamy w kierunku
PK4 – brzeg torfowiska
Kocham takie miejsca, spodziewam się niezłej przeprawy przez bagniska, jednak jeszcze nie teraz, zgodnie z wytyczonym planem jedziemy utwardzonymi leśnymi drogami, po raz kolejny docieramy na miejsce bez jakichkolwiek problemów z nawigacją, po prostu wjeżdżamy na PK, odbijamy się i ruszamy dalej, szukać
PK18 – szczyt wzniesienia
W drodze mała niespodzianka, do pokonania piękny nowiutki rów, rowery w dłoń i skaczemy, teraz łąka, ścieżki specjalnie nie widać, ale to nie pierwszyzna, jakieś 50m dalej przednie koło wpada mi w do kolejnego rowy wypełnionego wodą, jakimś cudem ląduję na nogach, jedynie wielki siniak pod kolanem wskazuje, że coś było ;), przy okazji jakaś latająca mucha, czy komar próbuje mnie zabić wpadając do ust,czuję że trzyma się migdała, próbuję odkrztusić, chwilę trwa zanim dochodzę do siebie i pozbywam się niechcianej przekąski. Możemy jechać dalej. Do pokonania pozostał krótki podjazd na Łysą Górę. PK widać z daleka, pozostało przebić się przez pole i już :).

Jeszcze tylko przejśc przez pole © amiga


Zawracamy, najwyższa pora na
PK1 – wiata turystyczna
w której usytuowany jest punkt żywnościowy, dotarcie zajmuje nam max 7-8 min. Na miejscu zabieramy się za banany, pomarańcze, batony, uzupełniamy baki i możemy ruszać w dalszą drogę.

Można chwilę odetchnąć © amiga


Przed nami
PK20 – wyspa na stawie
brzmi ciekawie, z mapy wynika, że na miejsce prowadzi kilka przecinek, początkowo szosy, i w pobliżu sklepy w Brzezinikach „tubylcy” z daleka wołają, że pozostali pojechali tędy :), za ogrodzeniem w prawo :), skręcamy i chwilę później tuż za większym stawem odnajdujemy nasza wyspę.

PK na wyspie :) © amiga


Teraz czeka nas dłuższa trasa, do najdalej oddalonego punktu na mapie,

Staw w pobliżu PK © amiga


PK19 – brzeg stawu
po raz kolejny mamy opracowane 2 warianty podjazdu, mój to podjazd od północy z Kobieli Małych, Darek przekonuje mnie jednak do jazdy przez Katarzynów, droga nie wydaje się specjalnie skomplikowana, i tak też jest w rzeczywistości, dopiero ostatnie kilka km jazdy po żółtym szlaku końskim daje się we znaki, głębokie zalane wodą koleiny, szybko wytrącają nas z rytmu, zaliczam też pierwsze solidne wodowanie, powinienem już wiedzieć, że kałużom nie należy ufać, nie wiadomo co jest od spodem i jakie są głębokie, w efekcie przejeżdżam zanurzony do połowy kola, przynajmniej niż ni nie będzie robiło różnicy łażenie po bagnach, które dopiero przed nami.

Chwila na zastanowienie © amiga


Odnajdujemy PK podbijamy karty i postanawiamy nieco skorygować trasę, z mapy wynika, że da się przejechać ok 500m na południe do przecinki prowadzącej na PK11, szybko się okazuje, że nie była to najlepsza decyzja, ścieżka usiana jest gałęziami po wycince drzew, sporo kolein, błota, rowów. Docieramy do brzegu bagna i droga nam się kończy. Możemy przebijać się na azymut. Postanawiamy jednak wrócić do pierwotnego planu, wrócić po śladach, po drodze którą już znamy. Dookoła nas atakują chmary komarów, much i innego paskudztwa, setki małych upierdliwych insektów kąsają nas zajadle, to chyba jakaś straż PK który zaliczyliśmy, środki przeciw komarowe nie pomagają, pewnie dlatego że to Momary,

A co to takiego Momary? © amiga


na które środek widzieliśmy na stacji benzynowej dojeżdżając do Szczepocic. Ech... Pora ruszyć na podbój
PK11 – szczyt wydmy
Nazwa brzmi groźnie, w zasadzie brzmi jak podwójna groźba, nie dość, że będzie podjazd, to na dokładkę po piachu, nie cieszy mnie to, tym bardziej, że z mapy wynika iż przejedziemy przez bagno. Już na miejscu okazuje się, że nie taki PK straszny jak go opisują. Podjazd dość łagodny, ilość piachu też umiarkowana, jest nieźle.

Szczyt wydmy :) © amiga


Za to chmary Momarów coraz gęstsze, zauważamy, że aby im uciec musimy jechać powyżej 16km/h gdy jedziemy wolniej czarna chmura ciągnie się za nami. Już na miejscu uzupełniamy zapasy kalorii, elektrolitów, podbijamy karty i pora na
PK14 – koniec drogi
z mapy wynika, że ok 4km dość prostej utwardzonej drogi przez las, początkowo jest nieźle, jednak już po kilkuset metrach ścieżka robi się bagnista, trawiasta i pod górkę. A miało być tak pięknie. Znajdujemy przecinkę, w którą skręcamy i teraz musimy odnaleźć się w plątaninie ścieżek na mapie i w terenie, spotykamy też bikera błąkającego się po okolicy PK14 od godziny, nie napawa nas to optymizmem. Jednak niepotrzebnie, dość szybko odnajdujemy właściwą ścieżkę, prowadzącą do lampionu. Podjazd od północnego-wschodu był dość prosty, Ci którzy próbowali do niego dotrzeć od południowego zachodu brodzili w bagnie do pasa. Wyjeżdżamy z PK, plan obejmuje zdobycie
PK16 – pomost na stawie
odległość wydaje się niewielka, jednak w gdy docieramy do drogi w pobliży krzyża, jeden z bikerów wprowadza nas w błąd, i zamiast na PK16 jedziemy do „Małej Wsi”, co prawda udało się zaliczyć sklep, jednak niepotrzebnie zrobiliśmy 4km. Ech... Gdy odnajdujemy właściwą ścieżkę, samo odnalezienie PK nie nastręcza wielkich problemów, powoli jednak temperatura daje się nam we znaki, +36 stopni w słońcu to nie przelewki.

Pomost na stawie, malownicze miejsce © amiga


Popełniamy delikatny błąd nawigacyjny i zamiast kierować się na PK13, jedziemy na Wojnowice, w chwili gdy uświadamiamy sobie błąd, korygujemy naszą pierwotną trasę, zaliczymy
PK15 – lewy brzeg Kanału Lodowego
do którego mamy rzut beretem ;P początkowo jest nieźle, jednak późniejsza jazda wzdłuż wału przy kanale, w zasadzie jest chwilami niemożliwa, wąska, ścieżka, zalana wodą... jednak PK widoczny z daleka, przynajmniej wiemy, że nie robimy tego nadaramnie.

Kanał lodowy, tylko gdzie te lody? © amiga


PK nad kanałem :) © amiga


Podbijamy karty i zawracamy na
PK13 – skrzyżowanie dróg
Nawigacyjnie wydaje się banalny,jednak jedziemy na otwartym terenie,w słońcu, upał i duchota daje się we znaki, mocno we znaki.

Samotne drzewko w oddali © amiga


Postanawiamy chwilę odpocząć w cieniu, odetchnąć, napić się wody, isotoniców, mija kilkanaście minut, ruszamy dalej, jest ciężko, delikatnie pod górkę, jednak słonce usłuchało nas, zaszło za chmurę, robi się nieco przyjemniej, wkrótce też osiągamy skraj lasu gdzie jest o wiele chłodniej. Odnalezienie PK po raz kolejny okazuje się banalne, ruszamy więc dalej na
PK12 – szczyt wydmy
Dojeżdżając do tego PK już z daleka słyszymy walące po okolicy pioruny, ciekawie się zapowiada, tym bardziej, że w opisie tego PK jest „szczyt” docierając na miejsce udaje mi się zaklinować łańcuch, jednak nadciągająca burza nie pozwala mi się specjalnie rozwodzić nad awarią, wsiadam po chwili na rower i pędzimy dalej, tym bardziej że zaczyna padać. Gdy jesteśmy kilka metrów od lampiony chwila zwątpienia.... przecież to szczyt, odsłonięty na dokładkę, jest burza, leje....
Jednak nie poddajemy się, błyskawicznie podbijamy kart i jedziemy dalej, jednak coś jest nie tak z napędem, łańcuch skacze pomiędzy 3 różnymi zębatkami, nie jestem w stanie zapanować nad jazdą, w końcu przystaję na chwilę, smaruję łańcuch i ruszam dalej, nie pomogło to nic, ulewa coraz większa, kierujemy się do Gidle, może tam gdzieś przeczekamy nawałnice? Po chwili widzimy auta brodzące do polowy koła w rozlanych rzekach w miejscach dróg. Wjeżdżamy na chodniki, są nieco wyżej. Mieszkańcy trochę dziwnie się na nas patrzą :) - wariaci na rowerach w taką pogodę ;P
Pobliżu cenrtum proszę Darka o krótki postój, muszę sprawdzić co jest nie tak z napędem, sprawdzam tylną zmieniarkę, jest zapiaszczona, prawie nie porusza się, szybkie oliwienie, próba rozruszania, jest jakby nieco lepiej, jednak dalsza jazda nie będzie należała do przyjemności. Ech...
Zmieniamy przy okazji plany, czas zaczął mocno uciekać, odpuszczamy PK17, jest za daleko jedziemy na
PK9 – lewy brzeg Warty
jest w drodze do mety, odnajdujemy go dość szybko i ruszamy dalej.

Przejdziem Wisłę, przejdziem Wartę © amiga


Plan obejmuje zaliczenie jeszcze PK3, jednak to co się dzieje z moim łańcuchem absorbuje mnie do tego stopnia, że przejeżdżamy przecinkę, po raz kolejny walczę z tylną przerzutką, w końcu udaje mi się znaleźć jedno przełożenie, na którym jedzie się względnie dobrze, mogę wrócić do rzeczywistości.

Podniesiony stan rzeki © amiga


Spoglądamy na zegarki, mamy niecałą godzinę do zamknięcia mety. Decyzja prosta, lecimy do Szczepocic. Na dzisiaj to koniec, i tak wiele już nie zwojujemy. Podciągamy tempo, w efekcie jesteśmy 20 minut przed czasem.

Rumaki czekają cierpliwie © amiga


Mieliśmy w zasadzie nieco czasu na zaliczenie jeszcze jednego, może 2 punktów. Z drugiej strony, może lepiej, że nie kusiliśmy losu. Jeden PK więcej, jeden mniej niewiele by to zmieniło. A tak mamy satysfakcję z zaliczenia rajdu, którego organizacja stała na najwyższym poziomie.

Znalezione na mecie rajdu © amiga


I kolejny zabytek :) © amiga


Już na mecie mamy trochę czasu na rozmowy ze znajomymi i nieznajomymi, przeżywam szok, gdy okazuje się, że ludzie mnie rozpoznają, że czytają bloga….

Jakby trochę zapiaszczony © amiga


Bawiłem się nieźle, a zmęczenie, przejdzie, w końcu nie pojechałem na BikeOrient aby odpocząć, no może psychicznie, a przy okazji była okazja do do poznania kolejnego pięknego zakątka naszego kraju. :)

Medale, puchary © amiga


Zwycięzcy na trasie pucharowej © amiga
http://www.navime.pl/trasa/127039

Odyseja miechowska - gdzie ten limit pecha....

Niedziela, 19 maja 2013 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Dokken - Heaven Sent


Jest trochę przed 9:00 jesteśmy już w Miechowie. Poranek niesamowicie piękny ciepły, prognozy się nie sprawdziły, na niebie nie ma ani jednej chmurki.

Chwila na przygotowanie rowerów © amiga


Zgłaszamy się w biurze zawodów i mamy ponad godzinę..., całkiem sporo czasu, jednak trzeba przygotować rowery do drogi. Mieliśmy to zrobić wczoraj, ale.... oczywiście się nie udało. Pracy sporo jednak idzie to dziwnie sprawnie, już po chwili możemy ruszyć na mały rozjazd. W międzyczasie docierają znajomi Tymoteuszka, Sylanarowerze, Radek, Maciek i wielu innych, jest więc czas na krótkie rozmowy.

Św. Jan Nepomucen © amiga


Chwila na rozmowy © amiga



Wybija godzina S, dostajemy mapy i mamy 5 min do startu, ustalamy wstępnie trasę. Planowana kolejność to PK 2, 3, 4, 5, 6, 22, 11, 21, 20, 17, 16 a … później się zobaczy.

Ruszamy, początkowo kółeczko wokół rynku w Miechowie i w końcu można ruszyć na pierwszy PK, większość zawodników rusza na

PK 2 – skraj lasu
kocham takie szczegółowe opisy, jednak nie mamy żadnych problemów z odnalezieniem tego PK, chmary uczestników wskazują jego umiejscowienie, kolejka do dziurkacza nieco nas spowalnia, ale mamy niezły czas, świetnie.
Nie ma na co czekać, ruszamy dalej na

PK 3 – jar
I tym razem trafiamy bezbłędnie, jednak dotarcie do PK nastręcza nieco problemów, wysoka skarpa za którą widać lampion, musimy się wspomagać, ale PK zaliczony, ruszamy i....
Darek zrywa łańcuch. Tracimy cenne minuty, jednak mamy trochę zapasu czasu, nie jest źle.... Kilka min później pędzimy na

I hopsasa © amiga



PK 5 – Krzyż
zamiast jak wstępnie planowaliśmy PK4, wydaje nam się, że będzie krótsza droga, zauważam też brak jednego z liczników, masakra, jednak wracać się nie mam ochoty.
PK 5 to jeden z 3 PK które są przestawione w stosunku do umiejscowienia na mapie. Wszystko idzie idealnie, gdy... zjeżdżamy nieco za daleko, spoglądamy na mapę i chyba podjedziemy nieco dalej przecinką (nie chcemy się wracać), początkowo jest ok, jednak później obydwoje mamy wrażenie że idziemy jakimś wąwozem wypłukanym przez deszcze, połamane drzewa skutecznie nas opóźniają, jeszcze kawałek na przełaj prze pole i w końcu mamy ścieżkę, jeszcze 200m i w końcu zdobywamy PK... tyle, że czas zaczął dziwnie uciekać, już nie jest tak wesoło. Ruszamy na

PK 4 – jar
to drugi PK tak opisany, może 500m dalej Darek łapie gumę..., zdejmuje oponę i widać tkwiący kolec akacji. Kolejne bezcenne minuty uciekają, wkrótce ruszamy. Zjeżdżamy w dół, mamy wrażenie, że przejechaliśmy za daleko, na szczęście kawałek dalej dostrzegamy lampion, uff, niemniej coś jest nie tak z oznaczeniem, zresztą już wcześniej zauważyliśmy, że dokładność map pozostawia wiele do życzenia. Niemniej możemy ruszyć dalej.

Pozdrowienia z Akacji © amiga



PK 6 – doły
jedziemy skrajem lasu, niby wszystko ok, dość szybko docieramy w pobliże PK i czuję, że tylne kolo mi pływa, nie ma powietrza, lecz tylko na dole, pech nas nie opuszcza. Zdejmuję oponę i.... znajduję kolec akacjowy... tyle, że mniejszy niż ten Darka. Wymiana dętki i ruszamy dalej, po drodze uczestnicy nam doradzają jak dojechać/dojść do PK. Zdobywamy go względnie bezproblemowo i wracamy, pora na

PK 7 – leśna droga
Po raz kolejny korygujemy plan trasy, ten PK będzie nam utrudniał późniejszy powrót, nie wpisywał nam się w drogę powrotną, lepiej zaliczyć go od razu. Wjeżdżamy w kolejny las i... mapa po raz kolejny okazuje się bezużyteczna, ścieżki są ale... jest ich sporo więcej i... nie w tych kierunkach, jednak nie tylko my mamy problem z tym punktem, spora ilość zawodników owocuje tym, że PK zostaje zaliczony, jednak jego umiejscowienie na mapie ma się nijak do tego co jet w terenie... ech.... Kombinujemy na leśnych ścieżkach i wybieramy te które prowadzą z grubsza na zachód, musimy dotrzeć do szosy, w końcu jest, ruszamy dalej na

Wąskie ścieżynki © amiga



PK 22 – leśna droga
kolejna mało oryginalna nazwa, zaczynam się jednak bać takich nazw wspominając poprzedni PK i nie jest to bezpodstawne, bo docierając w miejsce gdzie powinien być PK nie widzimy go, nie możemy go odszukać... za to spotykamy Tymoteuszkę, pozdrawiamy się i Karolina leży..., upadek wygląda nieciekawie, na szczęście nic się nie stało. Szukamy w 3-kę PK i nic. W końcu z Darkiem wyjeżdżamy z lasu i zjeżdżamy jeszcze kilkadziesiąt metrów niżej, jest jeszcze jedna ścieżka, tej poprzedniej nie widać na mapie, tutaj PK jest widoczny... można zacząć szukać

Precyzyjne rozmieszczenie PK © amiga


PK 11 – młodnik olchowy
Kierujemy się wskazaniami mapy, chociaż już od dłuższego czasu wiemy, że mapa jest.... mocno niedokładna. Inni zawodnicy też mają podobny problem. W sumie na miejscu jest nas ok 10 osób i wszyscy kombinują, w końcu wracamy się nieco, tam gdzie jest młodnik, tyle, że to nie miejsce na które wskazuje mapa i okazuje się, że PK jest kilkaset metrów wcześniej... kolejna wpadka budowniczych, a może to specjalny zabieg ? Tym razem ma być prosto i.... w zasadzie jest.... kierujemy się na

PK 21 – skałki po kamieniołomie
wcześniej jest jeszcze bufet, można coś zjeść, uzupełnić płyny i chwila na korektę planów, wiemy już że czas nie pozwoli nam zaliczyć całości, na dzień dobry w odstawę idzie PK 20, jest za daleko od głównej trasy. Dojeżdżamy do PK 21 – odnalezienie nie nastręcza specjalnie problemów jednak.... Darek gdzieś zgubił kartę.... prawdopodobnie przy bufecie, to niedaleko, wraca się... ja podbijam swoją i... spotykam po raz kolejny Karolinę, znajduje jakiś bidon, stawia go i... odjeżdża, czasu trochę minęło, postanawiam wyjechać na spotkanie Darka, zabieram bidon ze sobą, oddam go na bufecie, jednak chwilę później nadjeżdża Darek i... okazuje się, że to jego... co nas jeszcze dzisiaj czeka? Zawracamy i pora na

Koleiny ci u nas dostatek © amiga



PK 17 – opuszczone gospodarstwo
Przed wyjazdem organizatorzy wspomnieli, że PK jest przesunięty, bo... gospodarstwo nie jest już opuszczone. Jedziemy przecinkami i dojeżdżamy do miejsca gdzie spodziewamy się PK... tyle, że go tu nie ma... Na szczęście inni zawodnicy naprowadzają nas na miejsce. PK jest niżej, tyle, że musimy przebić się centralnie przez podwórko, innej drogi nie ma... Gospodarz na szczęście jest przyjaźnie usposobiony..., krótka wymiana zdań, podbijamy karty. I namawiam Darka na

PK 16 – ślady grodziska
Darek coś ma obiekcie dotyczące tego PK, hmmm....
Początkowo jedziemy czarnym szlakiem ( miejcami zaoranym) i docieramy do szlaku niebieskiego który ma nas doprowadzić na miejsce, aby było ciekawiej mylimy ścieżki i.... niepotrzebnie przejeżdżamy kolejny kilometr, spoglądamy na mapy.... ech.... chyba temperatura i odwodnienie daje nam się we znaki, coraz więcej błędów, wracamy i dojeżdżamy w okolice psiej skały, tylko gdzie to grodzisko? Rozmawiamy z kolejną miłą napotkaną osobą, bez problemu wskazuje nam pozycję grodziska. Jest... na górze za skałką.... wspinamy się bez rowerów, lampion jest, tyle, że ja tutaj nie widzę żadnego grodziska. Za to widoki rozciągające się z tego miejsca zapierają dech...
Wracamy na dół, kolejny PK d zaliczenia to, 19 tyle, że czasu już nie ma, o 17:00 upływa czas, mamy godzinę, później przez kolejne 30 min naliczany jest czas karny, a po 17:30 jest będzie po ptokach.

Dowcipne rozmieszczenie PK © amiga

Zaczynamy się spieszyć, gnamy ile sił w nogach, zatrzymujemy się na 2 min przed sklepem, musimy uzupełnić wodę, te 31 stopni daje nam się we znaki, czuję, że skóra na rękach jest już spalona. Średnia na powrocie utrzymuje się przez większość czasu > 25km/h, tylko co z tego. Droga okazuje się dłuższa niż się spodziewałem. W końcu docieramy 6 min przed definitywnym zamknięciem mety... Udało się. Uczucia mieszane, ale nie czas na to... teraz coś trzeba zjeść, tego akurat nie brakuje, można jeść do woli, wybierać co się chce, pierwsze idą hot-dogi, później zupa, pomarańcze... Zaczynamy stygnąć...
Rozmawiamy ze znajomymi i okazuje się, że nikomu nie udało się zaliczyć wszystkich PK, więc nie tylko my mieliśmy problemy. Wszyscy narzekają na mapy, na oznaczenia..., już podczas koronacji organizatorzy przepraszają za to i obiecują poprawę..., na przyszłych edycjach ;)

Już po, teraz mozna chwilę odsapnąć © amiga


Popaleni poparzeni słońcem wracamy do domu, gorąco wyssało z nas energię, przewyższenia też dały się we znaki, ale... okolica piękna, wręcz idealna na wycieczki rowerowe. Zastanawiam się tylko kiedy... czasu coś mało... na takie wojaże.. chociaż kto wie...

Dymno 2013

Sobota, 11 maja 2013 · Komentarze(14)
Uczestnicy
Maxi Dance - Lato z komarami



Piątek. Jest nieco po 14:00, zbieramy się z Darkiem wyszamy w długą powróż do Łochowa – bazy tegorocznego Dymna.

Od 3 godzin jesteśmy już w trasie i minęliśmy... Częstochowę, na wróży to dobrze..., odprawa jest o 22:30. Stajemy na chwilę przy stacji, kupujemy coś do picia, Darek zagaduje coś o piwie na wieczór, ale w końcu pewnie po drodze będzie milion sklepów, większy wybór, poza tym mamy do kupienia i tak nieco więcej drobiazgów, przy okazji muszę odwiedzić bankomat, na wioskach może być problem z płaceniem kartą. Ruszamy, szkoda czasu.

Jesteśmy już za Warszawą, jest późno, minęła 21:00, o sklepach nie ma już mowy, jedynie jakiś bankomat banku spółdzielczego udaje się odnaleźć. Może coś zwojujemy na miejscu, dla mnie to naturalne, że „wszędzie” są sklepy nocne..

Sekretariat Dymno © amiga


Czekając w kolejnce © amiga


W końcu na miejscu, mamy jeszcze kilkadziesiąt minut do odprawy, instalujemy się w bazie, chwila rozmowy ze znajomymi, przygotowanie rowerów i pora na odprawę.

Odprawa, jakaś gra kaciana? © amiga


Omawiane są kolejne trasy, piesze, rowerowe, ekstremalne. Nas interesuje z wiadomych powodów rowerowa. Prezentowane są nam 2 płachty – 2 wielkie mapy (1:50000 z 1985 roku) z zaznaczonymi 35 punktami gdzieś w terenie. Jako bonus dostajemy kolejne 4 kartki A4 z „szczegółowymi” mapkami okolicy punktów. Są 3 rodzaje takich mapek, w skali 1:15000. Mapy dostaniemy oczywiście dopiero przed startem, teraz to tylko informacja, czego możemy się spodziewać. Mimochodem zostaje rzucona informacja o insektach na mokradłach, podniesionych stanach rzek i... w zasadzie tyle. W międzyczasie dowiadujemy się, że człowiek odpowiedzialny za rozstawienie PK na trasie jeszcze nie wrócił (wyjechał o 3:00).

Trochę czasu zajmuje nam jeszcze przygotowanie plecaków do jutrzejszego dnia, we znaki daje się brak piwa, bo oczywiście o sklepie nocnym mogliśmy zapomnieć. To nie Katowice, to nie Zabrze, to nie Śląsk... Pora iść spać, ustawiamy budzenie na 4:30.

Z cyklu wielcy polacy © amiga


Sobota, 4:30 – odzywają się kolejne telefony, chwilę później zaczyna lać. Patrzymy po sobie i... jeszcze kilka min w śpiworze dobrze nam zrobi. 10 min później jest już po ulewie, pora zacząć się przygotowywać, czasu jest niewiele...

Wybija 6:00 – w końcu możemy zapoznać się z mapami – nie wygląda to dobrze, do zdobycia jest 30 PK + 5 PK dodatkowych (nieobowiązkowych) ustalamy wstępnie trasę na kilka najbliższych PK – rysowanie całości nie ma większego sensu, jest tego zbyt dużo. Wstępny plan to zaliczenie PK po wschodniej stronie Liwiec. Wyznaczona kolejność PK to 16, 27, 26, 24, 25, 29, 28, 32, 30, 34, 33, 35, 20 – a później się zobaczy.

Ruszamy na PK 16 – Granica kultur, zarastająca polana
Punkt zaliczony dość szybko, spora liczba tłoczących się rowerzystów i piechurów wskazuje pozycję lampionu, dostęp do perforatora jest nieco utrudniony, trochę błota, każdy jeszcze stara się specjalnie nie zamoczyć. Na dokładkę dostępu do PK bronią eskadry komarów..., w ruch idzie spraj na komary, kleszcze i inne latające tałatajstwo

PK 27 – Jeziorko, zachodnia strona

Po raz pierwszy drobne problemy z mapami, przez 30 lat nieco się zmieniło, szkoły już nie ma, za to jest dom pomocy społecznej, zniknęły też niektóre ścieżki, na dokładkę coś nam się nie zgadza na mapach szczegółowych odległości są jakieś dziwne, miało być 1:15000, a wygląda na to, że jest inna skala 1:25000, szczęśliwie ten punkt też jest obsadzony i trafiamy na miejsce, jednak nazwanie tej kałuży jeziorkiem jest sporym nadużyciem, ruszamy dalej ścieżką, która kończy się... płotem, bokiem udaje się jakoś dostać do głównej drogi.

Pierwsze spotkanie z rzeką © amiga


Kierunek PK 26 – granica łąki i lasu przy jeziorku
Po drodze zatrzymujemy się przy sklepie na skrzyżowaniu dróg, wchodzę do sklepu, uzupełnić to czego wczoraj nie udało mi się kupić. Pakuję się i…. zaczepia nas tubylec informując że rowerzyści tam pojechali :). To też „tam” jedziemy, przy drodze stoi drogowskaz „3 laski”, jest nas 2 ale może damy radę, jedziemy. Wjeżdżamy w las, lasek co prawda nie ma, ale... jest ścięta gałąź brzozowa, leży w poprzek ścieżki, nie jest specjalnie duża, Darek najeżdża na nią i.... leży... wyglądało to nieciekawie. Ból, obtarcie, chyba to nic poważnego, na szczęście. Jedziemy dalej, próba posiłkowania się mapami szczegółowymi niewiele daje, problemów ze skalą ciąg dalszy, mimo tego udaje się odnaleźć PK. Wracamy.

PK 24 – wyspa, przejście przez odnogę Liwca od północy
Wjazd przez polną ścieżkę, później gdzieś nam ginie, jedziemy na azymut przez łąkę, później mały lasek. Docieramy do brzegu rzeki. Da się przejść nie zamaczając butów :)

Wejście na wysę? © amiga


Podziwiamy robotę bobrów, podbijamy karty i w długą.

Bobrza robota © amiga


Czeka kolejny PK

PK 25 – północny róg zagajnika sosnowego
Dość szybko docieramy na miejsce i szukamy zagajnika sosnowego, tracimy sporo czasu, widzimy, że docierają kolejni uczestnicy i... mają ten sam problem, obchodzimy wszystkie okoliczne drzewa, ale.... zagajnik moim zdaniem wygląda inaczej, tym bardziej sosnowy zagajnik. Po 30 min odpuszczamy, nie warto. Nieco psuje nam to nastrój, ale jest jeszcze spory zapas czasu i PK, więc ruszamy na

PK 28 – Róg granicy kultur

Darek na PK © amiga

Mała zmiana planów, nieco źle wyjechaliśmy, ale mamy blisko do tego PK 28 odwiedzimy chwilę później. Poważnie zaczynamy zastanawiać się nad oznaczeniami dróg na mapach, z mapy wynikało, że powinien być asfalt, a jest droga leśna, to nie pierwsze takie zaskoczenie, jednak doświadczenie Darka daje znać o sobie i bezbłędnie odnajdujemy ten PK., w tył zwrot, pora na


PK 29 – zakręt strumienia

nie mamy jakiś specjalnych problemów z tym PK, ruszam dalej na PK 32.

PK 32 – kępa drzew, mały lasek
Ktoś miał poczucie humoru opisując punkty, na szczęście nie jest on problematyczny. Więc szybki zaliczenie i pora ruszyć dalej.

PK 34 – przecinka, u podnóża wydmy
Troszkę błądzenia, kolejne miejsce gdzie coś się zmieniło od chwili wydania map którymi się posługujemy, jakby więcej budynków, więcej ścieżek, ale szczęśliwie docieramy na miejsce, lampion widać z daleka, wydmę już niespecjalnie, chociaż jest, tyle że mocno zarośnięta. Przy okazji mamy wrażenie, że komary odpuściły, tylko czemu? Podbijamy karty, w tył zwrot i na

Kolejny Pk zaliczony © amiga


PK 30 – lasek brzozowy 50m na NW od skrzyżowania
Tym razem trochę trudniej, jakieś biegające burki powodują, że mylimy ścieżki i chwilę mija zanim naprawiamy błąd i leśnymi przecinkami z grubsza trafiamy w miejsce gdzie powinien być PK. Lampion jest mocno wypłowiały, słabo widoczny w gęstwinie młodych drzewek, odnalezienie go zajmuje nam chwilę. Przez łąkę ruszamy dalej, ścieżka gdzieś nam ginie, jednak z daleka widzimy drogą do której musimy dotrzeć, jedziemy na przełaj i niewiele by brakowało abym wpadł na elektrycznego pastucha, zatrzymuję się w ostatniej chwili kilka cm od niego...

Bocian w oddali © amiga


Darek w oddali © amiga


Jest lampion © amiga



PK 33 – skrzyżowanie przecinki z drogą
Dotarcie w okolice PK zajmuje nam trochę, jednak to co tam zastajemy trochę przerasta moją wyobraźnie gdzie można postawić PK. Droga totalnie zalana, opłotkami, boczkiem udaje się przebyć z buta ok 200m przez rozlewiska, bagna, w końcu jest podbijam karty i... jak wrócić ;P, znowu na azymut , przez moczary.... komary znowu przypomniały sobie o nas.... Ewakuacja!!!

Już tyle piachu, błota a napędzie © amiga


PK 35 – kępa drzew na polu
W końcu coś przyjemniejszego sporo otwartego terenu, szybka jazda, PK mamy zaznaczony na zdjęciu satelitarnym, zero problemów z odnalezieniem, komarów nie ma ;), Podbijamy karty i w drogę.

Wiele razy spotkaliśmy się gdzieś w drodze © amiga


Kłębiące się chmury © amiga


PK 20 – róg wału
Tym razem długa prosta wzdłuż wałów przeciwpowodziowych na Bugu, trochę piachu, ale już przywykliśmy, piorunem docieramy na PK, widać go z daleka... co prawda na zdjęciu Satelitarnym wgląda to inaczej, jednak podniesione poziomy rzek i zalany teren odmieniły nieco oblicze tej okolicy.

Malownicze rozlewiska © amiga


Pk na wale © amiga


Skończyły nam się PK które zaznaczyliśmy na starcie, teraz to już improwizacja, najbliżej mamy
PK 21 – skrzyżowanie przecinek przy rowie.
Spoglądamy na mapy do PK prowadzą 2 przecinki, przy w połowie pierwszej jest na mapie zaznaczone bagno. Wybieramy tą drugą. Jedziemy przez las. Mamy do pokonania ok 1800m przez las. Pierwsze 600 jest bezproblemowe, jednak dalej ścieżka jest nieco bardziej zarośnięta, teren robi się podmokły, zwalniamy. Jadę przodem, przejeżdżam przez kilka kałuż, wjeżdżam w kolejną i.... cudem udaje mi się wylądować bezpiecznie na nogach, 2/3 koła wpadło do zalanej dziury. Wyciągam Manfreda i dalej już z buta przebijam się przez bagnisko. Nienażarte latające bestie tną nas z każdej strony. Przypomina mi się, że żaby jedzą komary, może jak zaczniemy kumkać lub rechotać to je odstraszymy, chociaż trochę? Ale nie jest nam do śmiechu rechotanie wychodzi nijak :) W końcu udaje się dotrzeć na miejsce, odbić karty i ruszamy dalej, jak się okazuje drogą która jest może trochę piaszczysta ale przejezdna i bez jakichkolwiek rozlewisk, kałuż.... ech.... Może będzie to nauczka na później? Na chwilę łączymy siły z Anią, Przemkiem poznanymi o drodze, jedziemy w tym samym kierunku na


PK17 – zachodni brzeg bagienka
Początkowo idzie rewelacyjnie, dalej zaczynają się schody nie ma ścieżek tych które powinny być, strumienie też jakieś inne... przebijamy się nieco na azymut w końcu docieramy do miejsca gdzie spodziewamy się PK, spoglądamy na mapę szczegółową, odmierzamy wg skali 1:25000 i jedziemy, ścieżka coś szybko się skończyła, chyba źle wjechaliśmy, Ania i Przemek zawracają, Przemek odpuszcza i jedzie gdzie indziej, Ania odmierza jeszcze raz drogę. Za to ja zsiadam z rowera, idę na azymut, przechodzę przez jakiś strumień, zimny, w butach chlupie, obchodzę dobry kawał okolicy i wracam. Może 20m przed miejscem gdzie czekają rowery trafiam na PK. Hmmm. Coś jest nie tak... Spoglądamy na mapy i okazuje się, że wycinki pochodzą z 3 różnych źródeł i są w kilku różnych skalach, te bardziej zielone to prawdopodobnie skala 1:25000, te niebieskawe to 1:15000 a zdjęcia satelitarne nie mają skali. Ech....
Ruszamy dalej, chwilę później zauważam brak jednego licznika, shit.... jednak wiem, że stało się to na odcinku max 200, wracam się z buta. Odnajduję go, powrót biegiem, wsiadamy na rowery i jedziemy na

PK 15 – na tyłach cmentarza sióstr zakonnych

Kawałek przez ruchliwą 62, nie jest dobrze gdy samochody z dużą prędkością wymijają nas, na szczęście tuż za mostem na Liwcu skręcamy w prawo, jest spokojniej, bezbłędnie trafiamy na PK, wracamy na główną drogę i pora rozrysować plan obejmujący kilka dodatkowych punktów kontrolnych. Przeliczamy też czasy gdy nie zaliczymy czegoś. Okazuje się, że nie warto walczyć w tej chwili do końca, zysk ze zdobytych PK może nie zrównoważyć czasu ich poszukiwania, Chyba pora zmienić strategię, decydujemy się zaliczyć jeszcze kilka okolicznych miejsc i odpuszczamy resztę, błąkania po bagniskach mamy dość, podobnie jak latających żarłocznych bestii, tym bardziej że skończył nam się środek przeciwkomarowy.
Pora na

PK 14 – kępa drzew nad Liwcem
Większość po szosach, w Stachowie zatrzymujemy się w napotkanym sklepie, klimat dość dziwny, zresztą ogólnie okolica jest dość dziwna, miałem wrażenie, że ktoś cofnął czas o przynajmniej kilkadziesiąt lat. Miejscami nie widuje się murowanych domów, są tylko drewniane na dokładkę mocno już zniszczone, obok chałup znajdują się rozlewiska, mniejsze, większe, ale są praktycznie wszędzie, za to prawie nie widać pól uprawnych bo i gdzie? Na mokradłach? Może ryż by tutaj się przyjął, ale podłoże jest piaszczyste, więc pewnie też nie... Zwierząt hodowlanych praktycznie nie widać, może jakieś pojedyncze sztuki, ale to wszystko. Drogi asfaltowe należą do wyjątku. Za to sporo starych samochodów, motorów, skuterów, działających motorynek.... Jedyne z czego tu pewnie by się wyżyło to hodowla żab na rynek francuski. Pożywienia mają pod dostatniem, samo się mnoży na bagniskach.

Chwila odpoczynku w wsiowym sklepie © amiga



Chwilę uzupełniamy braki energii w sklepie przysłuchując się lokalnej gwarze ;P knajpiarskiej i ruszamy dalej, szkoda czasu. Kawałek dalej wjeżdżamy w ścieżynkę by zdobyć PK, znajdującego się w krzakach tuż nad brzegiem rzeki. Wracając spotykamy kilku znajomych, wymieniamy kilka zdań i każdy rusza w swoją stronę. My jedziemy na kolejny

PK 13 – róg granicy kultur na brzozo-sośnie
Odnalezienie właściwej ścieżki nie stanowi problemu, jednak im dalej w las tym bardziej otaczają nas chmary komarów, miejscami robi się ciemno od nich i te ciągłe bzzzzz.... dookoła,

Leśna rzeczka © amiga


Chwilę tam spędzamy, PK i uciekamy z lasu, pewnie straciliśmy po kilka litrów krwi... musimy dostać się jak najszybciej do drogi, tam nie ma tyle tego tałatajstwa. W koło wplątuje mi się jakiś patyk, jadę dalej, nie chcę się tutaj zatrzymywać, dopiero a szosie usuwam dziadostwo. Kawałek dalej czuję bicie na kole, chyba trzeba będzie je wycentrować, patyk pewnie narobił trochę szkód..., moja wina...

I hopsasa © amiga


Wracamy do bazy, jednak po drodze zaliczymy jeszcze jeden

PK 31 – zakole rzeki od wschodu
zaczynamy już popełniać błędy, początkowo źle skręcamy, szybko jednak korygujemy błąd, mijamy rzekę i wjeżdżamy w teren, tyle że PK nie ma, postanawiamy wrócić do szosy... i pojechać nieco w kolo przecinkami, jednak coś dalej jest nie tak przecinki są, jakie jakieś dziwne, kawałek dalej jest cmentarz, pewnie jakiś nowy bo na mapie go nie ma… kawałek dalej jest kolejny mostek, kolejna rzeka. Jeszcze raz spoglądamy na mapy i... w końcu zauważamy... na mapie też jest cmentarz i są 2 rzeki... już wiemy gdzie jesteśmy, pora do lasu pora odnaleźć PK podbić karty. Wracamy do bazy. Mamy dość.

Urokliwe miejsce nad rzeką © amiga


Baza
Uff. Wróciliśmy spoglądamy na siebie, na całym ciele mamy masę bąbli po ugryzieniach komarów. Chwila na mycie rowerów, pora na posiłek. Idziemy na stołówkę i.... szok. Proszę usiąść, już podajemy... dostajemy zupę, ciężko mi określić jaki miała smak, ale była dobra, była ciepła, a przede wszystkim była...., może 30s później podchodzi do nas kolejna osoba z obsługi kładąc na stole 2 hot-dogi. Patrzymy po sobie ale ok. Nie mija nawet10s i dostajemy kolejne 2 hot-dogi. Z opadniętymi szczękami patrzymy po sobie, po obsłudze.... wow.... Logistyka na najwyższym poziomie. W McDonald's mogą się od nich uczyć.

Posiłek w bazie rajdu © amiga


Minęła dobra godzina po zimnym prysznicu i wstępnym zapoznaniem się z wynikami ruszamy w drogę powrotną...

Wstępne wyniki © amiga


Było ciężko, sporo bagien, piachu, a przede wszystkim komarów dawał się we znaki. Jednak coś jest w tym maratonie, coś innego ,niepowtarzalnego, teren łaski jak stół, ale można się zmęczyć. Już za rok kolejna edycja :)


Rudawska Wyrypa

Piątek, 3 maja 2013 · Komentarze(9)
Justyna Steczkowska - Sabat Czarownic 2



3 maja 2013 roku.
Jak można uczcić takie święto? Tylko w górach na rowerze. Wraz z Darkiem około godziny 16:00 lądujemy w bazie „Rudawskiej Wyrypy” w Łomnicy. Dojeżdżając na miejsce mieliśmy mieszane uczucia, bo po pierwsze w tym roku gór jeszcze nie widzieliśmy, nie wspominając o jakiejkolwiek jeździe po nich. Na dokładkę przez całą drogę towarzyszy nam rzęsisty deszcz.
Już na miejscu mamy okazję towarzyszyć organizatorom w otwarciu biura ;), chwila na powitanie i kierujemy się na stołówkę, mamy 2 godziny czasu do chwili gdy będziemy mogli się usadowić i być może chwilę pospać przed czekającym nas wysiłkiem.
Wybija 18:00, w końcu chwila na przygotowanie posłań na jednym z korytarzy, przepakowanie się i pora chwilę zająć się rowerami. Przy okazji uświadamiam sobie, że chyba mnie po....o, jadę w góry w ciężki teren na szosowych oponach i kasecie. Nie wiem czy sobie poradzę, czy uda mi się wspiąć na jakąkolwiek górkę.
Do startu niby sporo czasu, jednak gdzieś te minuty i godziny lecą, nie zauważamy a już minęła 22:00 za chwilę odprawa techniczna.


Na odprawie © amiga


Dostajemy mapę, + kilka kartek z dokładnym usytuowaniem punktów w terenie, trochę tego dużo. Patrzymy to na mapy, to na siebie. Uczucia mieszane. Ubrać brązowe gacie, czy może od razu czerwoną koszulę?
Wybija 23:00 – pora startu, pakujemy mapy do mapników i w tej chwili zauważam brak karty startowej, shit !!! Chwila zastanowienia i chyba domyślam się gdzie jest, gdzie ją zostawiłem. Biegiem do „rowerowego garażu” i powrót już z kartą.
W końcu ruszamy, jako ostatni, jednak to nie maraton MTB gdzie liczy się każda sekunda i miejsce z którego się startuje.
Początek prosty, niby delikatnie pod górkę, ale to szosa, nie czuć tych delikatnych podjazdów, można je śmiało zignorować, pędzimy ile sił w nogach, dość szybko doganiamy maruderów. Początkowo mamy delikatne problemy z nawigacją trzeba przywyknąć do map na których nie ma żadnych nazw miejscowości. Ta mała niedogodność specjalnie nie przeszkadza i po kilku spojrzeniach na mapie świetnie sobie z nimi radzimy, w zasadzie umieszczenie dodatkowych informacji mogłoby wręcz przeszkadzać.

Wjeżdżamy na żółty szlak w okolicach Janowic Wielkich (na mapie oczywiście nie ma żadnych oznaczeń szlaków, za to są na drzewach, słupach itd...), Wspinamy się kilometr za kilometrem żużlową doliną, mijając po drodze Mały Wołek i Wołek, lekko podmokłe podłoże daje się nam we znaki. Zbliżamy się do miejsca gdzie wg nas powinien być PK1, hm... punkt powinien być za wartkim potokiem płynącym wzdłuż ścieżki, jednak jakoś nie mamy ochoty na moczenie się w lodowatej wodzie. Po raz pierwszy spoglądamy na dodatkowe informacje umieszczone na osobnych kartkach n mapki bezpośredniej okolicy PK. Od razu widać, że coś jest nie tak, że nie jesteśmy w tym miejscu. Obok znajdują się jakieś magiczne piktogramy, ale cóż, trzeba będzie się przyjrzeć kiedyś co one oznaczają. Teraz możemy się jedynie domyślać.
50m dalej jest wjazd na interesującą nas ścieżkę i bez błąkania docieramy do PK1.

Kamieniołom w nocy © amiga


Pora skierować się na PK2. Z mapy wynika, że jest umieszczony w okolicy kamieniołomu w okolicach Przełęczy Rudawskiej. Nie udaje nam się znaleźć właściwej ścieżki jest ukryta za samochodami. W efekcie robimy kółko i lądujemy niedaleko punktu wjazdu w okolice kamieniołomu. Chwila zastanowienia, możemy nadrobić trochę drogi i podjechać po szosach, tyle, że stracimy kolejne cenne kilkadziesiąt minut. Od startu minęły już 3 godziny, a mamy zdobyty 1 pk. Odpuszczamy PK2, szkoda czasu, kierujemy się na PK 3.

PK 3 - lub 59 jak kto woli :) © amiga


Tym razem sporo zjazdów, tyle, że podłoże mocno niestabilne, usiane tu i ówdzie kamieniami, fragmentami drzew po ścince i poprzecinane podeszczowymi strumieniami, chwilami nie ma mowy o jeździe. Trzeba zejść z roweru i go przenieść, przeprowadzić. Ostatnie kilka km to szubki zjazd gdzieś po drodze wypada mi z mapnika mapa. Chwila zastanowienia czy się wracać, ale jak przypomnę sobie po czym jechaliśmy to... odpuszczam. Mamy jeszcze jedną. Po chwili wjazd w teren, ale... coś się nie zgadza, droga prowadzi nie w tym kierunku. Pora na analizę mapy i... nie jesteśmy na tej ścieżce na której powinniśmy. Wycofujemy się kawałek i tym razem już właściwą drogą docieramy w okolice PK. Chwila na odszukanie i jest. Podbijamy karty i ruszamy dalej, znowu podjazd, znowu sporo błota. później udaje się zdobyć PK :)

Potok o świcie w pobliżu PK © amiga


Rzut okiem na karty, mapy © amiga


Pora na PK 4, tym razem zero problemów punkt odnajdujemy dość szybko, mało tego piktogramy umieszczone przy pozycjach poszczególnych PK coraz więcej nam mówią, zaczynamy się domyślać co one oznaczają :) Mała przerwa i pora ruszamy, zaczyna świtać, budzi się dzień, a my w drodze :). Zbliżamy się do kolejnego miejsca gdzie spodziewamy się PK5 i... nie ma punktu. Znowu próbujemy rozszyfrować piktogramy. Co może oznaczać, wężyk, krzyżyk i wężyk? Oczywiście skrzyżowanie że strumieni ;P. Dosłownie 5-6m od nas znajduje się coś takiego, podbijamy karty i ruszamy dalej.

Budzi się dzień © amiga


Poranne zamglenia © amiga


Śnieżka - jeszcze chwila i tam będę - znowu :) © amiga


Spoglądamy na mapę i... chyba odpuścimy PK6 i 7, są zlokalizowane gdzieś w okolicach Karpacza, długi ciężki podjazd. Wiemy, że i tak dzisiaj nie wygramy, więc czy będzie 1 PK więcej czy niej to już nie robi różnicy. Skracamy trasę kierujemy się na PK 8. Mały błąd nawigacyjny szukamy kolejnego PK 50m za wcześnie. Udaje się jednak dość łatwo skorygować błąd i odnajdujemy punkt.

Czas na fotę :) © amiga


Taki poranek tylko w górach © amiga


Radość dla oka... :) © amiga


W końcu przyszła pora na PK9, to baza, więc nie mamy żadnych problemów z odszukaniem tego miejsca, na dokładkę jest szansa na zmianę ubrań, jednak temp. nad ranem dość mocno spadła, jest ok 4 stopni, więc wielkich zmian w ubiorze nie ma. Za to uzupełniamy banki i żołądki, ruszamy na PK10 początek odcinka specjalnego. Z opisu wynika, że to tylko ok 10km a do zdobycia 12 punktów, powinno być prosto i szybko dodamy kilkanaście PK do naszego wyniku. Początkowo szacuję trasę na ok 90 min z buta. Jednak głębokie błoto, kałuże, ścianki, kamienie zmuszają nas do korekty planów, w wielu miejscach nie ma mowy o jakiejkolwiek jeździe.

Odcinek specjalny - jest... specjalny :) © amiga


Ciężki teren daje nam się we znaki. Jednak zdobywamy komplet PK na OS-ie w kolejności: S10, S09, S04, S02, S03, S04, S06, S05, S08, S07, S12 i S11.

Ukryty wśród skał © amiga


Mały Tyrol © amiga


Ukryty w ruince © amiga


Dojeżdżamy w końcu do mety Odcinka specjalnego. Uff – zajęło nam to 3 godziny. PK 23 zaliczony – meta OS-a :). Przerwa, na uzupełnienie baków, zjadamy po bananie i ruszamy dalej. Po drodze jeszcze PK 24 i PK 25 i możemy skierować się do bufetu na PK 26 sporo ruchliwych szos i jest...siadamy, raczymy się gorącym kubkiem, możemy też spłukać rowery, naoliwić napędy i chwilę odsapnąć.

Chwila dla roweru © amiga


Jeszcze tylko z tej strony © amiga


Trochę się tego nazbierało © amiga


Też nieciekawie © amiga


Jak on to przeżył © amiga


Dostajemy też kolejną mapę, na drugą pętlę – tą.... bardziej terenową. Spoglądamy na mapę, na siebie i... krótka decyzja. Mamy na dzisiaj dość zaliczymy po drodze jeszcze ze 2 PK i do bazy. PK 38 i PK 39 mamy po drodze więc zaliczymy je i starczy. Na pierwszy ogień idzie PK 39, jest jednak coś co nas delikatnie niepokoi, poziomice jakoś tak gęstnieją na mapie, okazuje się, że podjazd jest męczący , kolejne kilka km pod górkę. Punkt znajduje się za skałką na polu ogrodzonym płotem, Więc skok przez plot i podbijamy karty. Powrót i... odpuszczamy PK38, wiele to już nie zmieni. Lecimy do bazy, jednak czuję dziwną potrzebę uzupełnienia elektrolitów, w wolnym tłumaczeniu muszę napić się koli. W sklepie jest tylko pepsi, jest mi wszystko jedno. Kupuję 1.5 wariant tego napoju + po 2 pączki w czekoladzie, siadamy na chwilę na trawie w pobliżu marketu. Jak fajnie gdy 4 litery mogą spocząć na czymś co nie podskakuje na wybojach.
20 min później dosiadamy rowerów i mkniemy do mety. Jest już pierwszy zawodnik z TR200 z zaliczonymi wszystkimi PK. Jak? Nie mam pojęcia, niemniej należą się gratulacje.

Jesteśmy już w bazie, zaliczone 25PK, 118km, 3600m przewyższeń. Jak na pierwszy taki „numer” to całkiem nieźle...., wiem jedno, podobało mi się ;) pewnie jeszcze tutaj wrócę na kolejne wyrypy, na kolejne edycje :)

Zautomatyzowany system wydawania biletów na A4 ;P © amiga