Uphill Śnieżka 2013

Niedziela, 11 sierpnia 2013 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Sofa - Hardkor I Disko


Minęły 2 dni od przyjazdu w okolice Karpacza, wczoraj zupełny luz, bez roweru, jedynie krótki wypad po okolicy, coś zwiedzić, coś zobaczyć, a dzisiaj.... dzisiaj czeka mnie/nas, bo w końcu jedziemy z Darkiem, uphill na Śnieżkę. Nie wiem jak będzie, wiem jedno, czuję jeszcze efekt piątkowego dojazdu, jeszcze nie odpocząłem, a czeka mnie 14km pod górkę....

W bazie Uphillu © amiga


Wyjeżdżamy dość wcześnie odstawiamy rodzinę Darka na czerwony szlak z misją dotarcia na szczyt przed nami :), a sami kierujemy się na miejsce startu. Już na miejscu chwila na przygotowanie, jednak pierwsza myśl, to... mam ochotę na coś do zjedzenia..., kieruję się na najbliższego sklepu, jest żabka :), szybkie zakupu i wracam, wychodząc trafiam na qmpla z pracy Maćka..., przyjechał tutaj dokładnie w tym samym celu, najechać na Śnieżkę, już się rozgrzewa, a ja, a my jeszcze w lesie... Chwila rozmowy i uciekam, trzeba przygotować rower, siebie... i chociaż kawałek się przejechać...

Chwila przed startem © amiga


Udaje się rzejechać ok 4km..., pora wrócić na start..., dochodzi godzina S..., ruszamy, początkowo pilotowani przez samochód dojeżdżamy do centrum Kapracza, pod Bachusa, otrzymujemy ostatnie namaszczenie i możemy ruszać..., 14km walki z samym sobą.

Wiem, że początek jest dość spokojny po asfalcie, wiem jednak, że od Wangu zacznie się droga krzyżowa. Więc nie wygłupiam się, nie cisnę, to nie czas na śmierć już na początku.

Dojeżdżamy do Wangu, teraz ostro pod górkę, nierówno ułożone kamienie granitowe zabijają, sporo osób zsiada z rowerów, kawałek dalej dołączam do nich..., czuję, że to nie jest mój dzień, przegiąłem w piątek...

Pięknie tutaj © amiga


W końcu to ma być podjazd a nie podejście, po kilkunastu krokach wsiadam na rower i jadę dalej, podjazd wysysa wszystkie siły, nierównomierne podskoki bike-a na wertepach wybujają z rytmu, szukam czegoś bardziej płaskiego, staram się wyszukiwać chociaż kilku cm gładkiej powierzchni, jest tego niewiele i zawsze w końcu trafiam na kamień, lub rowek pomiędzy nimi...., męczy nie to...

Zbliżamy się do Strzechy Akademickiej, walczę z samym sobą, walka jest nierówna, pot leje się ze mnie gęsto..., chwila odpoczynku, uzupełnienie płynów..., mało, ale trzeba ruszać, czas ma znaczenie..., ciężki podjazd, masakra....

Kamienisty podjazd © amiga


Zbliżam się do Domu Śląskiego, chwila odpoczynku, delikatny zjazd, tego było mi potrzeba, jednak.... wiem że za chwilę zacznie się kolejny morderczy odcinek... ostatni odjazd, ostatni kilometr...

Jeszcze walczę © amiga


Prędkość spada do ok 6-7km/h, droga pnie się w górę, mijam bikerów, za chwilę sytuacja odwraca się... i tak aż do samego szczytu, wszyscy walczą, zostało ok 200m, natykam się na [http://igor03.bikestats.pl]Igorka[/url], kawałek dalej na [http://anetka.bikestats.pl]Anetkę[/url] i na końcu [http://wrk97.bikestats.pl]Wiktora[/url]. Ostatnie 50m jest strome..., w końcu odpuszczam, prędkość spada do 4-5km/h – szybciej chodzę... więc..., cóż...

Walka do ostatniej chwili © amiga


Jestem na mecie, dostaję pamiątkowy medal, coś do zjedzenia i... idę się przebrać, ubranie całe przemoczone.... jakbym pływał a nie jechał na rowerze...

Darek jedzie do końca © amiga


Chwilę odpoczywam, dociera Darek, rozmawiamy, wymieniamy się wrażeniami, dostajemy sms-y z czasami i... szok, prawie identyczne jak w zeszłym roku... hmmm.... wydawało mi się że jest gorzej niż rok temu, dalej odczuwam skutki dojazdu do Karpacza..., zresztą pierwsze 30 minut potrzebowałem na przyzwyczajenie mięśni do wytężonej pracy do pchania roweru pod górke...

Obowiązkowa fota na szczycie © amiga


Kilkoro nas tutaj dotarło © amiga


Niemniej zadowolony jestem, że dotarłem, że udało się wjechać, mam też nauczkę na przyszły rok..., nie przeginać przed uphillem ;). Swoją drogą, widoki warte są każdego wysiłku..., w końcu to tylko 1:37 godziny ;)

Widoki zapierają dech © amiga


Widoki rekompensują wszystko © amiga


Pozostał zjazd, w zaszłym roku czułem, że jest chyba gorszy niż podjazd, te 10km kamoli do pokonania...., dojeżdżając do asfaltu słychać odgłosy ulgi z każdej strony..., chyba wszyscy mają dość.

Już na zjeździe © amiga


Dekoracja kategorii +100 © amiga

Komentarze (5)

Bod10 Trudno się przygotować do czegoś takiego, sama jazda pod górkę to nie wszystko, najbardziej przeszkadzają te kamienie
limit Full wbrew wszystkiemu tutaj się nie sprawdza, zresztą na podjazdach lepiej jedzie się na sztywniaku, full jest genialny na zjazdach..., zresztą kilka osób się dziwiło, że 90% rowerów to sztywniaki, gdzie normalnie na maratonach MTB jest jakby nieco inaczej...
Zwycięscy jechali też na sztywnikach
Devilek Heh :), lekko nie było, ale jest to jedyne w swoim rodzaju przeżycie, warto się pomęczyć...
Noibasta Tyle, że czasami brakowało jeszcze z jednej zębatki..., więc albo muszę popracować nad kondycją, albo założyć w końcu kasetę MTB a nie szosową ;P

amiga 08:14 wtorek, 27 sierpnia 2013

zuchy jesteście nie ma to tamto :) od samego patrzenia na fotki strzykało mi w kolanach :D

noibasta 16:32 wtorek, 20 sierpnia 2013

Klasyka uphillu, z którą kolejny raz sobie poradziłeś, ale mina nie wesoła na jednym z zdjęć ;)

devilek 14:38 wtorek, 20 sierpnia 2013

Szkoda, że liczba chętnych ograniczona i tak szybko został skład zamknięty. Chętnie bym spróbował czy to w ogóle w moich możliwościach.
Jak sądzisz? Na full-u byłoby łatwiej?

limit 12:29 wtorek, 20 sierpnia 2013

Widać że łatwo nie było ale cel osiągnięty i to się liczy !

Bod10 11:16 wtorek, 20 sierpnia 2013
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa kogod

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]