ZaDymno - ZaMokro
W Piątkowy wieczór docieramy do Starej Wsi pod Otwockiem, w bazie natykamy się na kilkadziesiąt osób przygotowujących siebie i rowery do maratonu. My mamy trochę czasu, startujemy rano. Jest za to chwila by porozmawiać z kilkoma znajomymi, a jest ich całkiem sporo. Czas mija dość szybko, udało się w między czasie przygotować rowery. Gdzieś w okolicach północy próbujemy zasnąć…, o ile Darek z tym nie ma większych problemów to ja walczę ze sobą…, walczę do 2:00, do chwili gdy piesi wychodzą na trasę i ruch w bazie zamiera.
Punkty jeszcze w bazie © amiga
Biuro pracuje pełną parą © amiga
Poranek
Wstajemy z dużym zapasem czasu, za oknem szaro, ale nie pada. Jemy śniadanie, rozmawiamy i powoli przygotowujemy się do wyjazdu. W między czasie dojeżdżają kolejni znajomi, chwila na powitania. Odprawa wyraźnie się opóźnia…, ale te kilkadziesiąt minut niewiele zmieni, miała być godzinę przed startem, a jest może za dwadzieścia ósma, gdy dostajemy wskazówki i mapy… To dość zaskakujące, na wszystkich maratonach mapy otrzymywaliśmy tuż przed startem, teraz mamy sporo czasu by zastanowić się nad trasą. Jest to o tyle trudne, że przed nami leży 5 płacht, 2 mapy główne 1:50000 – część północna i południowa oraz 3 mapy OS-ów. W skalach 1:15000 i 1:10000. Drugim zaskoczeniem jest rak jakiegokolwiek opisu punktów, czyżby aż tak perfekcyjnie zostały rozstawione?
Zobaczymy.
Rowery już gotowe © amiga
Chwila na odprawię © amiga
8:00-9:00
Kilkanaście minut po 8:00 w końcu wsiadamy na rowery, żegnani przez osoby jadące na TR75 i startujące dopiero za 2 godziny. My będziemy musieli stawić czoła lejącemu się z nieba deszczowi.
Ruszamy i już po chwili wjeżdżamy na teren pierwszego OS-a dla który został rozrysowany na 2 mapach. Najbliżej nas jest PK 2, początkowo po szosach, jednak już po chwili spotykamy się z pierwszym terenem, sporo kałuż i gdzieś po drodze odpada mi tylny błotnik, kilka sekund później czuję jego brak, spodenki są mokre… Podbijamy karty j zawracamy, na szczęście tą samą trasą i odnajduję zgubę, zapinam go, tym razem sprawdzam, czy wszystko jest poprawnie zapięte. Jedziemy w kierunku północnej części mapy, wjeżdżając w kolejne przecinki, Do jedynki skręciliśmy nie tak, ale zdajemy sobie z tego sprawę i możemy to skorygować ciut później, nadłożymy może 300metrówm jednak punkt jest tuż po skręcie, na dokładkę spotykamy jednego z organizatorów który nas informuje, że źle rozstawili ten PK i właśnie zabierają go na właściwe miejsce. Cóż… mała wtopa… za to my mamy podbitą kartę…i możemy jechać dalej szukać PK 5 i 3. Zawracamy do szosy, i wbijamy się w kolejną przecinkę, PK 5 pękła bez większych problemów, chociaż w butach już wyraźnie mokro, cały teren upstrzony jest kałużami i tonami piachu który powoli oblepia nasze rowery, słyszę jak rzęzi napęd, jak męczą się hamulce… PK 3 jest nieopodal i z jego namierzeniem nie mamy najmniejszych problemów.
Nie za dużo tych map? © amiga
Mała awaria © amiga
Bunkier.... tutaj? © amiga
9:01-10:00
Najbliżej nas jest wysunięty najbardziej na północ punkt OS-a- PK4, Droga dość prosta i po raz kolejny w zasadzie wjeżdżamy na miejsce, wyjeżdżamy nieco inaczej niż planowaliśmy, ale za to będzie bliżej do kolejnego lampionu przy PK6. Przy dojeździe natykamy się na spore łachy piachu, które stwarzają nam problemy przy próbie jazdy, las jakby się przerzedza, tyle, że ścieżki, przecinki jakby są mniej wyraźne, trudniejsze do namierzenia, kompas musi być w użyciu, z grubsza kierujemy się na azymut, piesi dobitnie nam wskazują miejsce umieszczenia lampionu, nie mamy z nim problemu. Za to przy wyjeździe z punktu coś Darkowi strzela w tylnym kole. Zatrzymujemy się i sprawdzamy co to może być, Chwila oględzin i wygięła się sprężynka, przy klockach, to ona haczy o tarczę, prostujemy ją i ruszamy dalej, w tej chwili więcej nie zrobimy, może gdy będziemy przejeżdżać w pobliżu cywilizacji i będzie otwarty jakiś sklep rowerowy… - pomarzyć można :)
Ósemkę odnajdujemy dość szybko. Wygląda na to, że zaliczamy ok 3 punktu na godzinę, jako, że na OS-ie jest ich 18 to utkniemy tutaj na jeszcze kilak godzin…, to już nie cieszy, tym bardziej, że czeka nas jeszcze jeden nieco mniejszy OS nieco później
Trzeba się zastanowić gdzie dalej © amiga
10:01-11:00
Kierujemy się z grubsza na południowy-zachód. Docieramy do mostku i musimy odszukać właściwą ścieżkę, prowadzącą do PK 10, Lampion podobnie jak wcześniejsze jest na swoim miejscu. Zawracamy do mostku i chwila zastanowienia, czas na 11-kę (już na mecie zauważyliśmy, że w pobliżu w lewym górnym rogu był jeszcze jeden punkt, po prostu go nie zauważyliśmy, oznaczenie zlało nam się z pobliskim boiskiem, trochę szkoda). PK11 – banalny, nie mamy problemów z jego namierzeniem, 12-ka nie wygląda na specjalnie trudniejszą. Licząc kolejne przecinki wjeżdżamy na właściwe miejsce, podbijamy karty i lecimy na PK7, dojazd również wydaje się banalny, tyle, że tym razem wjechaliśmy o jedną przecinkę za wcześnie, dopiero po analizie oznaczeń na mapie zdajemy sobie sprawę z tego, gdzie jesteśmy, straciliśmy tutaj dobre kilkanaście minut… Za karę czeka nas dość wredny podjazd po piachu, hamulce i napęd coraz głośniej dają znać o sobie, wkrótce odnajdujemy lampion. Podbijamy karty.
Powoli przestaje padać.
Masa piachu na rowerze © amiga
11:01-12:00
Za to do Pk13 prowadzi dość prosta droga, nieco przed mijamy leśników, którzy dość dziwnie się nam przyglądają, zaliczamy PK i ruszamy na 14-kę i późniejszą 17-kę odnajdujemy bez problemów. Za to przejazd przez łąkę po wyrębie lasu jest niebyt przyjemny ale to drobny fragment całości, tyle, że tam czekał na nas lampion z 18-ką ;). Przez chwilę gubię się na mapie, ale jak wkrótce się wyjaśniło, darek miał zaznaczony nieco inny wariant na mapie i ciągnął nim, dlatego nie zgadzał mi się kierunek przy dojeździe do PK18. Ja miałem zaznaczony najazd od zachodu, a Darek od wschodu ;), nie pierwszy i nie ostatni to taki przypadek. Do zaliczenia na OS-ie zostały już tylko 2 punkty, Pobliska 16-ka i nieco dalej 15-ka. Zaliczamy je bez problemu i chyba schodzi z nas napięcie, w końcu mamy OS-a za sobą. Mam wrażenie, że o klockach hamulcowych mogę tylko pomarzyć. Odgłosy wydobywające się z napędu świadczą o tym, że dostał popalić…
12:01 – 13:00
Wyjeżdżamy z Mazowieckiego Parku Krajobrazowego i z grubsza kierujemy się na Reguty, na kolejny OS, ma być nieco mniejszy i tylko 9 punktów do zaliczenia. Na dzień dobry spotykamy się z dość wredną drogą – 50ką, sporo Tirów, ale musimy nią pojechać, to najkrótszy i najszybszy wariant by dojechać do krańca OS-a i naszego pierwszego PK. Do PK 27 podjeżdżamy od wschodu zamiast jak planowaliśmy od północy, ale może to i lepiej… chwilę później zawracamy na szosę i jeszcze kawałek ciągniemy na wschód by wjechać w przecinkę prowadząca na PK 28, towarzyszy nam kilku innych zawodników, gdzieś na całym odcinku wielokrotnie się mijamy :) Tutaj odległości pomiędzy punktami są niewielkie, za to spore znaczenie ma poprawna nawigacja. Las dość ładny, jednak nie ma specjalnie jakiś wielu charakterystycznych punktów, PK 25 znajduje się w pobliżu zabudowań Regut. Kierujemy się z niego dalej na wschód by odnaleźć PK 24.
13:01-14:00
Tuż obok znajduje się PK 23, nie podoba mi się jednak plątanina ścieżek na mapie, tutaj łatwo o błąd. Tuż przed punktem skręcamy nie w tą ścieżkę, na szczęście szybko się orientujemy, że coś poszło nie tak i zawracamy, tym razem bez problemu docieramy na PK23. Podbijamy karty i lecimy na PK22 – dość mocno wysunięty na południe. Kolejne punkty odszukujemy w dość ekspresowym tempie, więc zaliczamy 22, 21, 19 i 26, Dwa ostatnie zaliczyliśmy w odwrotnej kolejności niż było to zaznaczone na mapie, Przyczyna prozaiczna, skręciliśmy nie tak i w efekcie wylądowaliśmy w pobliży 19ki.
Koniec OS-a, już więcej nie będzie, sporo punktów za nami i tylko 50km przejechane. Chyba obydwoje czujemy ten odcinek, gdzie cały czas trzeba było walczyć z piachem wodą i błotem…
Jednak to już historia ;)
Nad Wisłą © amiga
Lekko podniesiony poziom wody © amiga
14:01-15:00
W końcu możemy zacząć posługiwać się mapami 1:50000, w końcu czekają nas dłuższe przeloty, kierujemy się na PK29. Robi się ciepło, termometr wskazuje ponad 20 stopni. Może się wysuszymy?
Końcówka dojazdu do lampionu dość paskudna, ścieżka prowadząca przez podmokły teren, przez bagna, w wielu miejscach zalana. Za to namierzenie lampionu banalne, zawracamy do szosy. Chwila rozmowy z Darkiem i odpuszczamy PK 47, jest zupełnie nie po drodze, a pewne jest jedno, nie zdobędziemy kompletu.
Do 32-ki obieramy inną drogę niż pierwotnie planowaliśmy, ścieżka prawdopodobnie będzie przypominała to z czym mieliśmy do czynienia przy dojeździe do 29ki. Pojedziemy naszą ulubioną szosą – 50ką ;). W okolicach Taboru widzę jakąś małą lokalną stację benzynową i… toytoykę. Dano coś mnie tak nie ucieszyło. Zatrzymujemy się na chwilę, kupujemy kolę i proszę właściciela/pracownika o udostępnienie klucza, po prostu muszę. Słyszę, że to dla pracowników, ale dla przyjaciół rowerzystów… nie ma problemu.
Do Całowania (taka miejscowość) dojeżdżamy dość szybko, chyba warto było nadłożyć te kilka km po szosach, niż przepychać się przez bagna. Punkt w pobliżu miejscowości, kolejne dziurki pojawiają się na naszych kartach.
Zawracamy, kierujemy się na Sobiekursk i Ostrówiec.
15:01-16:00
Większość drogi banalna po szosach, po raz ostatni dzisiaj przekraczamy 50-kę. Dopiero za Ostrówcem wjeżdżamy w pola, jest tego niewiele, a Lampion przy PK30 po raz kolejny widoczny z daleka.
Teraz przyszło pora na decyzję, co z PK 31, spotkany wcześniej na OSie Adam wspominał, że dojazd do PK w zasadzie jest niemożliwy, tyle, ze on próbował podjechać na niego od wschodu czy może północnego wschodu. My będziemy jechać z drugiej strony, powinno być chyba lepiej…
Większość po raz kolejny szosami, można się rozpędzić i poczuć wiatr we włosach…, za to kilkaset metrów przed Pk niespodzianka, pozalewane dość głębokie rowy, w 2 miejscach przed kołami przepełzają nam węże (później próbowałem odszukać co to było i najprawdopodobniej były to padalce, czemu ich od razu nie rozpoznałem? W końcu w lasach Ochojeckich też tego pełno, ale może to adrenalina, zmęczenie, zaskoczenie?). Próbujemy dostać się do PK z 2- stron. W końcu decyzja, to… nie ma sensu i tak straciliśmy już sporo cennego czasu. Odpuszczamy i zawracamy.
Co tam widać po drugiej stronie? © amiga
16:01-17:00
Bardzo długi przelot mijamy Wygodę, Otwock Wielki, Nabrzeż by skręcić w pobliżu ośrodka WOPY w ścieżkę i płytówką dotrzeć do brzegu Wisły i naszego PK. Chwila odpoczynku, chwila na banana i ruszamy dalej. Zawracamy do Nabrzeża i odbijamy w kierunku na Karczew wzdłuż kanału Ulgi. Czeka nas dość długi i wredny odcinek po drodze 801. Początkowo uciekamy na pobocze, ale tak się nie da jechać, w końcu namawiam Darka na pociągnięcie asfaltem, będzie szybciej i może nie będzie tak męczące. Wkrótce docieramy do skrzyżowania z 721i skręcamy na zachód, szukając ścieżki prowadzącej nas na punkt, tyle, że ścieżki nie ma a my skręciliśmy na południe, jak? Kiedy? Chwila nieuwagi i zaliczam glebę, próbując odsunąć zwisającą gałąź nie zauważam piaskownicy pod spodem… Róg uderza mnie kilka cm od splotu słonecznego. Mija dobre kilka minut zanim dochodzę do siebie…, Darwek coś wspomina o powrocie do bazy, ale jeszcze nie teraz…. Sprawdzam uszkodzenia, siebie, zdjęty skalp z klaty, trochę krwi, będzie siniak, sprawdzam żebra – wydaje się, że są całe… Rower w zasadzie wyszedł z tego bez większego szwanku, złamany mapnik… będę go trzymał w ręce. Chyba, że nie dam rady… ale to się okaże.
W końcu zawracamy by nieco dalej odnaleźć właściwą przecinkę i nasz punkt.
I po mapniku © amiga
17:01-18:00
W Józefowie gdzieś przy drodze zatrzymujemy się przy sklepie, Darek wchodzi, ja pilnuję rowerów, chwila z energetykami powinna mi pomóc, jedno jest pewne, musimy powoli zawracać do bazy. Kilka minut przerwy dodało mi nieco sił, obicie boli ale mogę jechać. Niedaleko jest PK 35 w okolicy ośrodka wychowawczego, gdzieś na niebieskim szlaku. Do ośrodka dojeżdżamy dość szybko, jednak chwilę zajmuje nam namierzenie lampionu, zbyt dużo ścieżek na miejscu… Niemniej lampion jak to na całej trasie znajduje się we właściwym miejscu :)
Ostatni PK na trasie © amiga
18:01-19:00
Dzisiaj zaliczymy już tylko dwa punkty, 38 i 37, na więcej nie mamy specjalnie czasu.
Kierujemy się szosami na Młądz, z mapy nie wynika, że będziemy mieli jakieś problemy, jednak na miejscu krążymy w koło, na dokładkę zaczyna padać, kilka razy odmierzamy odległości sprawdzamy mapy i… nic…W końcu ostatnie próba, i lampion jest… na płocie obok kontenera, w którym jest mini salon gier. Lampion powinniśmy od razu zauważyć…, Po raz pierwszy chyba żałuję, że nie było opisu PK… rozświetleń czy czegokolwiek. Zawracamy, kierujemy się na Teklin i dalej na Jabłonną, gdzieś pomiędzy tymi miejscowościami powinien być kolejny lampion – 37. Tym razem trafiamy na niego w zasadzie bezbłędnie. Podbijamy karty.
Dalej mokro © amiga
19:01-meta
Teraz pozostało nam już tylko dojechać do mety przed 20:00, jest jeszcze trochę czasu, ciągniemy szosami, i w końcu dopadamy bram szkoły, oddajemy karty i dopiero teraz zauważamy brak PK9 (o czym pisałem wcześniej).
Jeden prysznic na kilkadziesiąt osób to trochę za mało, ale dzięki temu mamy sporo czasu na rozmowy ze znajomymi, mija chyba dobra godzina do chwili gdy udaje nam się spłukać błoto, piasek i pot. Na dokładkę nasze rowery będą pozbawione tej przyjemności, muszą cierpieć jeszcze trochę, organizatorzy nie przewidzieli miejsca na spłukanie tego syfu…
W sumie impreza całkiem udana, gdyby nie drobne niedociągnięcia: prysznic, brak możliwości opłukania rowerów, reszta to pogoda, która mocno dała się we znaki. W chwili gdy pisze te słowa wiem o jeszcze jednym szczególe, gleba była na tyle paskudna, że na siniaku się nie skończyło, żebra całe, ale jest krwiak i obite płuco… Na chwilę muszę odpuścić maratony a dojazdy dopracowe powinny być bardziej lajtowe. Ideałem było by gdybym odpuścił zupełnie jazdę na rowerze i wziął wolne.